Utwory nadesłane na I Powiatowy Konkurs Literacki im. Stanisława
Transkrypt
Utwory nadesłane na I Powiatowy Konkurs Literacki im. Stanisława
I Powiatowy Konkurs Literacki im. Stanisława Buczyńskiego w Werbkowicach Oto nadesłane utwory: Wspomnienie / Kośba… - Anna Wanda Góra Zapach pól nadbużańskich mgłą spowitych siwą… Rośne trawy przetkane kaczeńcem złocistym… I echo nadhuczwiańskich najpiękniejszych śpiewów, które płyną polami nad krajem ojczystym… Dźwięk kosy dopieszczanej do błysku osełką, która w dłoni ojcowej po ostrzu śmigała… I radość najprawdziwsza na twarzy kosiarza, gdy ziaren pełne kłosy – ziemia mu dawała. Żniwiarz dłonią pobożnie znak kryza uczynił nad niwą pełna złota, ziarnem przetykaną… Pot perlisty starł z czoła, nisko się pokłonił i z namaszczeniem kosę w obie dłonie ujął… Cichusieńko się kładły równiutkie pokosy, z poszumem śpiewnym nisko – do nóg się chyliły, a On – krokiem dostojnym – jak w świętej procesji – z sercem miłości pełnym – pole swe przemierzał… Każdą piędź ziemi Ojców znał na pamięć prawie… I każdy oddech pola czuł – jak tchnienie dziecka… On ją orał, obsiewał złotym chlebnym ziarnem… Teraz się ziemia rodna odwdzięcza pokarmem. Szczęśliwy - spojrzał w górę - na niebo wysokie… Dzięki – cicho wyszeptał – i dalej ciął zboże, które cudnie pachniało świeżuteńkim chlebem… Dzięki Ci, Boże… Zielone Święta / Procesje Zapachniało tatarakiem – wspomnienie jak rzeka przyczaiło się cichutko… Czeka… Brzozy – młode panny w bieli – stanęły w orszaku obok kwiatów i barwinków, obok tataraku, co jak dywan czarodziejski, wonny i pachnący aromatem słodkim wabi wszystkich przechodzących. Obok – wieńce barwinkowe – gałązki splątane, zieleń ciemna, listki lśniące, jak lakierowane. Już wężowe sploty wieńców kolumny objęły, jeszcze ręce pracowite kwiaty weń wetknęły. I ożyły martwe mury zielenią przybrane. W szybach złotem się odbiły słońca malowane… I wysypał się lud boży – procesja ruszyła… Dzwony dzwonią, śpiew się wznosi, tradycja ożyła. Sypią się z koszyczków kwiatki między tataraki. Z całej siły wydzwaniają przejęte chłopaki. I dostojnie w dłoniach Księdza monstrancja przepływa. Ze strażackich hełmów poblask pod baldachim spływa. Wstążki… Kwiaty… Zapach… Śpiewy… Chłopcy i dziewczęta… Radość wielka bije w niebo – To Zielone Święta. *** Jest takie miejsce – Małgorzata Skowron Jest takie miejsce Gdzie wolniej płynie czas Lico poranka Czaruje wdziękiem nas Gdzie szeptem liści Przemawia senny gaj Perli się rosa w trawach I bzami pachnie maj Jest takie miejsce Gdzie lipy miodny smak Warkocze pszenic Przeplata polny mak Do okna izby Zagląda malwy pąk Wiatr świeżą woń z pól niesie I rozkwieconych łąk Jest takie miejsce Gdzie na gałęziach drzew W zieleni zawisł Szczebiotny ptaków śpiew Puszystą bielą Wiśniowy kwitnie sad Radosny promyk słońca Zagląda w oczy chat Jest takie miejsce Gdzie złoty brokat gwiazd Sypie się nocą Wprost do bocianich gniazd W kuchni na stole Brzemienny mlekiem dzban W pachnący chlebny bochen Zebrany zboża łan Jest takie miejsce Jak z niezwykłego snu Wracają myśli I serce wraca tu To moja wioska Rodzinny dom tu śpi W pamięci pozostanie Do końca moich dni *** Współczesna pastereczka – Kazimierz Jan Dejer Na horyzoncie słońce gorące Rozświetla jeszcze krąg spory, Z oddali słychać dwa głosy drżące, Nabożne, niby nieszpory: Czemu wciąż płaczesz pasterko młoda? Dlaczego ciągle ronisz łzy? Posłuchaj lepiej jak szemrze woda! Poczuj jak w maju pachną bzy! Dlaczego w oknie miła nie stoisz I czemu nie wyglądasz mnie? Czy dla innego pięknie się stroisz, Czy mej miłości boisz się? Twojej miłości ja się nie boję I tylko Ciebie w sercu mam! A w oknie miły, dzisiaj, nie stoję Bo o urodę swoją dbam! Jakże ja mogę stać w okieneczku, Gdy opryskami cuchnie świat! Pewnie bym padła mój kochaneczku, Tak jak bez wody pada kwiat! Więc zamiast wdychać woń herbicydów, Wolę oglądać seriale, A mimo żalu i krztyny wstydu, Mogę wyglądać niedbale! Szklanym ekranem świat rzeczywisty Zamienił w wirtualny raj I choć na chwilę zjawi się czysty, Pachnący, chociaż sztuczny maj! Przy oknach bardzo zamkniętych szczelnie Będę o szczęściu marzyła, Albo czasami, trochę bezczelnie, Marzenia w wódce topiła! Nie płacz ma miła, bo serce pęka I pomóc sobie szybko daj, Bo twoje łzy to moja udręka, Nie płacz bo kończy się już maj. Przeciwgazowe maski kupiłem, Tobie i sobie, czyli dwie, Chociaż trucizną świat pokropiłem, Na randkę dzisiaj porwę cię! Podaj mi rękę, dziewczyno miła, Niczego się nie obawiaj! Godzina szczęścia już nam wybiła, Dłużej się nie zastawiaj! Pójdę, ach pójdę, chłopcze mój miły, Chociaż zlęknionam, strwożonam! Kochaj mnie, kochaj z calutkiej siły, Kochaj mnie póki nie skonam! A kiedy dusza umknie do nieba, To epitafium takie daj: Tym szczątkom ludzkim już nic nie trzeba, Bo zabił je zatruty maj!!! Tutaj Choćbyś przemierzył świat prawie cały, Choćbyś go obszedł wzdłuż i wszerz, Tutaj odnajdziesz krajobraz miły Oraz matczyny, pierwszy wiersz. Tutaj przypomnisz sobie znów ręce Po brzegi troski, miłości I choćbyś żalu miał jak najwięcej, Uśmiech na twarzy zagości. Tutaj się słowik rano obudzi, Wieczorem uśpi żabi chór, Wokół napotkasz zwyczajnych ludzi, Którzy otoczą cię jak mur. Szlachetnych serc otoczony murem, Na nowo dzieckiem zapragniesz być. Z powrotem, rano oraz wieczorem, Zechcesz wśród zielonych żyć. Zatęskni dusza do łąk kwiecistych, Do traw zielonych rano i nocą, Do drzew wysokich i do wód czystych, W których, jak w lustrach, gwiazdy migoczą. Tutaj zapragniesz zostać na wieki, Gdzie wszystko proste i miłe, Gdzie człowiek naprawdę jest człowiekiem I nikt nie kocha na siłę. *** Piękno Werbkowickiej Ziemi – Zofia Dyda Wieś - moje korzenie pochylam się nad nią gdy słońce jutrzenką wschodzi w krajobrazie sadów otulonych mgłami, skowronek śpiew na promyku zawiesza, bociani klekot rozbrzmiewa w łąkowych kaczeńcach i rumiankach, puszyste drzewa wiśni, nabrzmiały czerwienią owoców, akacja zwolna się kołysze białymi dzbanuszkami potrząsa. Na wieży starego kościółka sygnaturka na mszę zaprasza, biegnę miedzą zaroślami pachnącą gdzie kłosi się łan, błogosławiona Ziemia jest matką warzyw i kwiatów zapachem upaja i raduje ludzkie serca. Tu ojcowska chata malwami płonie tu mowy polskiej wypłynął strumień, rolnicze ręce przez wieki w trudzie zbierają plony tworzą światło nadziei, na kolanach kontemplują miłość i piękno tej Ziemi, wywołują energię co rozświetla mroki. Kocham cię Ziemio – świątynio pokory zielona nadziejo kiełkującego ziarna, co chlebem dojrzewa w kokardach maków i róż. Ileż w tobie zamkniętych treści, szeptem życiodajnym się otwierasz, nasze prochy przyjmujesz w ramiona i chronisz. W tobie moja radość i trud, w tobie moje istnienie i za to kocham cię! Pójdziemy razem Pójdziemy razem na łąkę popatrzeć na strumyk szumiący jak kwiaty rozwijają kielichy i ryby cieszą się w słońcu. Pójdziemy do lasu brzęk pszczółek usłyszeć jak pachnie tam lipa i dawne ścieżki policzyć. Pójdziemy na pole obejrzeć czerwone maki i fioletowe kąkole, gdzie romantycznie szumią wysokie topole. Pójdziemy zliczyć wiatry i srebrne krople rosy upajać się pięknem świata i podziwiać ociężałe złote kłosy. Pójdziemy do parku na ławeczce przysiąść, by wśród bzów i jaśminów czule o naszym życiu małżeńskim i rodzinnym powspominać. Było ono piękne i czyste jak zdrój żywej wody gdzie wzajemny trud, radość i szacunek dodawał mu szczęścia i urody. *** Zagląda w oczy chat Jest takie miejsce Gdzie złoty brokat gwiazd Sypie się nocą Wprost do bocianich gniazd W kuchni na stole Brzemienny mlekiem dzban W pachnący chlebny bochen Zebrany zboża łan *** Zielone sny – Lili Buczyńska I Wygrzewają się w słońcu zielone śliskie i śliczne żaby majowe kochajcie ludzie żabięta chór żabi wtóruje tatarakom i Zielone Święta nadjeżdżają drabiniastym wozem na nim tataraki gałązki młode słońce usadowiło się też dumnie a przy zapadłej studni żaby podjęły koncert wokół łopuchów dzicz kwitną spóźnione bzy a ja w zielonej sukni proszę pobłogosław Panie Zielone Święta tataraki… łopuchy… żaby… Rozumie dobry Bóg Co roku kwitną kasztany i bzy I te żaby wieczorami tak tańcują dziękuję Ci Panie za zielone sny… niech trwają Wiejskie preludium II gdyby nie było zielonych żab kto rechotałby w maju nad wodą zieloną w cieniu i słońcu jasną przejrzystą czystą na szczęście są żaby zielone jeszcze i dobrze się czują nad wodą ja z nimi gdy żabia trwa muzyka robię się cicha i dziękuję Bogu że mogę jeszcze usłyszeć żaby nad zieloną wodą *** Kawałek nieba – Barbara Kryszczuk Tamta łąka pod lasem to kawałek nieba na ziemi, wystarczy zanurzyć się po pachy w jej zieloności jak w szmaragdowym morzu, gdy powódź kwiatów wiatr wzbiera to opada. Rozprzestrzenia się perfumeria łąki. Cudownie jest tam leżeć stawiać z nosa wieżę i patrzeć wysoko, gdzie niebieskie migdały. Bogini kwiatów otwiera serduszka, dzwonki, kielichy, płatki i już rozpościera się dywan królewskim kolorem tkany. Święty spokój tu zamieszkał, że płochliwość zająca zasnęła błogo w swojej niszy, a trele i kląskania ptaków sprowadzają swawolę piskląt do gniazd, łania wita w raju swoje dzieci, gdzie bażant wystrojony jak ptak rajski, a bąk buczy melodię żarłoka i tylko słońce jak koń rozkosznie tarza się po łące. Misterium natury trwa. Od zapachu kwiatów myśli i marzenia motylkami fruwają, gdzie raj na ziemi krótko trwa wystarczy wstać i otrzepać pył zamyśleń… Trzeba było orać Trzeba było ciężko orać i sercem patrzeć na pole, by dzień jutrzejszy był ze słońcem a chleb powszedni był na stole. Trzeba było orać ziemię, już od dziecka zaprzysiąc jej wierność, by stała się jak ołtarz święty, na którym chleb się rodzi. Trzeba było orać z mozołem, w wierszach swoich iść pod wiatr, by chłopskim uporem mieć los godny szacunku. Trzeba było orać z uporem, by poruszyć skiby sumienia tym na trybunach władzy, którym z wysoka nie widać krzywdy. Chłopski poeta wierzy w posłannictwo poezji. *** Rodzinny dom – Janina Czyrka Ach, Ziemio Alojzowska, Ziemio Jakież wspomnienia w tobie drzemią Od lat dziecinnych goszczę u ciebie I powiem, czuję się jak w niebie Ten dom rodzinny, że tak stary Sprawiał, że czułam jakieś czary Pod oknem sofka stara stała Po trudach ojca kołysała Ojca, którego dłonie całe bruzdą Jak pługiem były zorane Piecyk z duchówką, piec kaflowy I matki chlebuś – ten razowy W izbie podłogą ziemio byłaś Pięknie na święta się stroiłaś Ty stara lipo , już posiwiałaś Wszystkie marzenia me spisałaś? Miodem pachniałaś i zielenią Oj, twoje kwiaty od wieków cenią! Ku polu wąska dróżka biegła Ona granicy naszej strzegła I łany zboża poświęcone W chabry, kąkole przystrojone Niewielka łączka gdzieś w oddali Ta, to się kwieciem swoim chwali Stokrotki, fiołki kaczeńców moc Woń polnych kwiatów się rozlewa Swoją melodię nucą drzewa I świergot ptaszków im wtóruje Ach! Jak się tutaj dobrze czuję Ziemio Ziemio – ty matko rodzicielko ! W ramionach swoich tulisz mnie Ty jesteś przecież taka wielka - Ale wybrałaś właśnie mnie Wielbię cię ziemio od zarania Od swych najmłodszych dziecięcych lat Lubiłam patrzeć, gdyś zaorana Dawała z siebie życia kwiat Ziemio, ty matko żywicielko W ramionach swoich tulisz mnie Ty jesteś przecież taka wielka - Ale wybrałaś właśnie mnie Dzięki ci Ziemio, za ten chleb Bez niego przecież żyć się nie da Lecz czy wystarczy chleba wszystkim? Przecież na świecie wciąż jest bieda? Ziemio, ty matko pocieszycielko W ramionach swoich tulisz mnie Ty jesteś przecież taka wielka - Ale wybrałaś właśnie mnie Dzięki ci Ziemio, za te chwile Choć już u kresu byłam sił Kiedy patrzyłam na twe życie Serce wołało i ty żyj Żyję więc ziemio, najpłomienniej Tak tylko z tobą mogę żyć Kiedy o świcie na ciebie patrzę Serce mi mocniej zaczyna bić *** Pachnące tęsknoty – Wiesława Nawrocka Zaczarowany świat Magiczna śliczna wieś Z mnóstwem wszelakich barw Tu wolniej płynie czas Czy maj unosi szelest liści ? I zapach tęsknoty i bzu Ja miód czuję wszędzie Czerwiec się szczyci zielem I cząbrem wysuszonym Ukradkiem chowa się gdzieś Przed deszczem Ławeczka tęskni przed domem Za gościem znużonym po dniu Maciejka, lewkonia nos zachwyca Czy pachnie nasza wieś ? Lipa dobra i uprzejma Cieniem swym wabi gdy żar Podparty na łokciach człek Co do pracy zbyt dojrzały Snuje opowieści treść We własne zasłuchany myśli A może młodość się przyśni I uśmiech sercu bliski Czy można tęsknić za pięknem ? Wrześniowym dymem z ogniska Pieczonym ziemniakiem smacznym Zapachem owoców smakowitych W koszyku z wiklin złotych Czy można zapach zapisać ? Na liściu, we włosach W dźwięku i w ciszy Trudne i niemożliwe Bo miłość i zapach Po prostu się czuje Czy to rozumiesz ? Czy jest Ci bliski ? Zachwyt Porwani zachwytem Ukłony ku kwiatom Słonecznym pędzlem radośnie Co dzień malowanym skrycie - Składamy Pagórkom pszenicznym Płaszczem zmiennym ubrane Co dumną piersią czarnoziemu Szczycą się – niecodzienną Serce trzepoce się w uniesieniu Na pszczeli brzęk pracowity Nektarem mleczu, jabłoni, czeremchy brzemienne – ku ulom mkną Świergoty ptaków o cudzie tym Bogu i ludziom opowiadają Nie mogąc w pełni wszystkiego Wyrazić – świergotem Codziennie do tego wracają Deszczem i rosą Pracowitości potem Ta ziemia zroszona Miłosnym uściskiem oczu Otulona –ze czcią Jakże nie mówić Ci gościu - Przemiły Słowiczym trelem o tajemnicy Wsi Polskiej i Naszej Zazdrośnie strzeżonej Od brzęczących much Dymem jałowca i mgły cichutkiej I skromnej obraz dopełnię Aby Cię zwabić na piękna lep Ekranem Świata Ta nasza wieś ukochana Bieluchną brzozą - Przeplatana *** Maciej Buczyński I Pod baldachimem nieba w ciężkim ołowianym powietrzu Cisza splątała się z bogactwem pola Dążyłem ku rozkrzyczanym kaczeńcom stojącym po szyję w wodzie Zanurzyłem ręce w soczystą zieleń Liczyłem motyle Ostatnim pociągnięciem pędzla wprowadzałem poprawki w ich barwach Pobiegnę polną drogą wzbijając w górę wiejski kurz Nad stawem Gdzie co wieczora słychać żabi chór Wierzbom staruchom pokłonię się w pas W oczach zatańczy zboża łan Rozwiązałem worek i wypuściłem Klekot bociani Wysypałem nasiona będą pożywieniem ptaków i ludzi Mrużyłem oczy Patrzyłem na opaloną słońca twarz Byłem szczęśliwy II Kiedy mi smutno źle A w oczach łzy Wtedy uciekam w zieleń łąk i pól I tam spowiadam się obłokom Pod ramię biorę gruszy cień Z zającem toczę spór że zjadł mi czterolistną koniczynkę A szczęście było blisko tak Na miedzy pośród traw Całuję polny chwast Kocham bezdomnych koników polnych granie Zapach koniczyn słodki Kocham pisklęta w gniazdach Otulam ich sercem Daję im ciepło mych dłoni