Rozdzia³ VIII ODERWANY ROZUM KARTEZJUSZA
Transkrypt
Rozdzia³ VIII ODERWANY ROZUM KARTEZJUSZA
Ch. Taylor – Źródła podmiotowości: s.269–281, 354–356 Myśl Kartezjusza posiada wiele rysów augustyńskich: nacisk kładziony na radykalną refleksyjność, rola cogito, zasadnicze znaczenie dowodu na istnienie Boga wychodzącego od „wnętrza”, od pewnych własności mych idei, a nie od bytów zewnętrznych, jak dowody tomistyczne - wszystko to pozwala umieścić Kartezjusza w ożywionym nurcie pobożności augustyńskiej, dominującej w okresie późnego Renesansu po obu stronach wielkiego sporu wyznaniowego. Kartezjusz dokonał jednak radykalnej przemiany wewnętrzności Augustyńskiej, nadając jej zupełnie nowy charakter, i otworzył tym samym nową epokę. Przemianę tę można uchwycić mówiąc, że Kartezjusz umieszcza źródła moralne wewnątrz nas. Widzieliśmy, że język wnętrza/zewnętrza nie pojawia się u Platona ani u innych starożytnych moralistów. Jest tak między innymi dlatego, że według nich osiągnięcie panowania nad samym sobą, przeniesienie władzy, której się podlega, ze zmysłów na rozum wiąże się ze zmianą kierunku spojrzenia naszej duszy, jej uwagi i pragnień. Być rządzonym przez rozum znaczy tyle, co wpatrywać się w Idee i, co za tym idzie, kierować się miłością do nich. Źródło siły moralnej znajduje i się na zewnątrz nas. Aby wstąpić na wyższy poziom, musimy zwrócić się ku kosmicznemu ładowi ukształtowanemu przez Dobro i zestroić się z nim. Augustyn nadaje językowi wewnętrzności realny sens. Nie uważa jednak, ani trochę bardziej niż Platon, że źródła moralne znajdują się wewnątrz nas. Augustyn przejmuje platońskie pojęcie kosmicznego ładu rzeczy, który jest dobry. Lecz nie wystarcza nam on, ponieważ, aby móc kochać ten ład tak, jak powinniśmy, musimy najpierw zostać uleczeni z grzechu. Uzdrowienie przychodzi do nas z wnętrza. Władza, której je zawdzięczamy, nie należy jednak do nas. Przeciwnie, kierujemy się ku wnętrzu, aby dotrzeć dalej, do Boga. Uwewnętrznienie wpisane w epokę nowożytną, sformułowane w sposób najdonioślejszy i najsilniej oddziałujący przez Kartezjusza, różni się bardzo od wewnętrzności augustyńskiej. Umieszcza ono, w bardzo dosłownym sensie, źródła moralne wewnątrz nas. Przemiana w stosunku do Platona i Augustyna polega tu na tym, że nie postrzegamy już siebie jako powiązanych ze źródłami moralnymi na zewnątrz nas, a przynajmniej nie w ten sam sposób. Pewna ważna władza została uwewnętrzniona. Zajmę się po kolei obiema tymi przemianami. Po pierwsze, Kartezjusz oferuje nowe w stosunku do platońskiego pojmowanie rozumu i jego władzy nad uczuciami, którą obydwaj uznają za istotę moralności. Gdy kosmiczny ład przestał być postrzegany jako wcielenie Idei, konieczne okazały się pewne zmiany. Kartezjusz zdecydowanie odrzuca teleologiczny sposób myślenia i odchodzi od teorii ontycznego logosu. Świat ma być pojmowany na sposób mechanicystyczny, za pomocą metody analitycznosyntetycznej, której pionierem był Galileusz. Ta zmiana paradygmatu naukowego, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, przyniosła ze sobą radykalną przemianę w antropologii. Platońska teoria Idei ustanowiła bardzo silny związek pomiędzy wyjaśnianiem naukowym a wizją moralną. Albo pojmujemy właściwie jedno i drugie, albo żadne z nich. Jeśli zniszczymy tę wizję ontycznego logosu i zastąpimy ją zupełnie inną teorią wyjaśniania naukowego, cała koncepcja cnót moralnych i panowania nad sobą będzie również musiała ulec zmianie. Koncepcja wiedzy naukowej, jaka wyłania się z dzieł Galileusza, oparta jest na przedstawieniu. Poznanie świata polega na uzyskaniu odpowiedniego przedstawienia rzeczy poprawnego obrazu pewnej wewnętrznej lub zewnętrznej rzeczywistości, zgodnego z tym, jak jest ona nam dana. Kartezjusz oświadcza: „[jestem] upewniony, iż wszelkie poznanie tego, co jest poza mną, mogę zdobyć jedynie za pośrednictwem idei, 1 które miałem w sobie” . Ta koncepcja wiedzy zdaje się panować, odkąd porzucono obraz wiedzy opartej na samoobjawiającej się realności, jaką były Idee. Przedstawienie rzeczywistości należy obecnie skonstruować. Gdy termin „idea” traci swój sens ontyczny, i zaczyna oznaczać treści wewnątrzpsychiczne, rzeczy znajdujące się „w umyśle”, porządek idei przestaje być czymś, co odnajdujemy, i staje się czymś skonstruowanym przez nas. Konstrukcja ta powinna spełniać wymóg ścisłej zgodności z zewnętrzną rzeczywistością, lecz to nie wystarcza. Kartezjusz dowodzi z całą mocą, że przedstawienie, aby osiągnęło status wiedzy, powinno nie tylko być poprawne, lecz również musi wzbudzać pewność. Nie ma mowy o prawdziwym poznaniu, gdy mam głowę pełną idei, które zdają się odpowiadać przedmiotom na zewnątrz, lecz brak mi należytych podstaw, by im ufać. Zdaniem Kartezjusza, dobrze ugruntowana pewność pochodzi z samej rzeczy, prezentującej się nam w świetle, w którym prawda jest tak wyraźna, że aż niepowątpiewalna, co nazywa on „oczywistością”. „Celem studiów powinno być takie kierowanie umysłem, by o wszystkim, co mu się nastręcza, wydawał sądy niezachwiane i pewne”. Oto zdanie, które otwiera Prawidła kierowania umysłem. Porządek przedstawień należy organizować w taki sposób, żeby poprzez łańcuch jasnych i wyraźnych postrzeżeń wzbudzał pewność. To sedno zasad wyłożonych w Prawidłach i sformułowanych w późniejszej Rozprawie o metodzie. W późniejszych pracach Kartezjusz radzi, abyśmy podzielili nasze problemy „na tyle cząstek, na ile się da i ile będzie tego wymagać lepsze rozwiązanie”2. 1 List do Gibieufa z 19 stycznia 1642; prze). E. Wende, w: F. Alquie, Kartezjusz, PAX, Warszawa 1989, s. 269. R. Descartes, Rozprawa o metodzie, przeł. T. Żeleński (Boy), PIW, Warszawa 1980, s. 43 oraz Prawidła kierowania umysłem, rozdział XII: „Że zaś tu o tyle tylko zajmujemy się rzeczami, o ile umysł je poznaje, przeto te jedynie nazywamy prostymi, których poznanie jest tak jasne i wyraźne, że myśl nie może ich już podzielić na więcej części bardziej wyraźnie poznanych". R. Descartes, Prawidła kierowania umysłem, przeł. L. Chmaj, PWN, Warszawa 1958, (BKF), s. 63. 2 Reguła powyższa każe nam uporządkować myśli [thoughts] w szereg prowadzący od prostszych do bardziej złożonych, „należy się przy tym domniemywać prawidłowych związków nawet między tymi, które nie tworzą naturalnego szeregu”3. Porządek przedstawień musi zatem odpowiadać normom zaczerpniętym z samej czynności myślenia poznającego podmiotu. Porządek ten został zestawiony i ułożony między innymi po to, aby wychodził naprzeciw pewnym subiektywnym wymaganiom. Myślenie, będące właśnie konstruowaniem, czy też gromadzeniem, zostaje tu trafnie określone słowem cogitare, etymologicznie bliskim „gromadzeniu” i „porządkowaniu” 4. Zupełnie inne pojmowanie wiedzy oraz kosmosu sprawiło, że Kartezjański dualizm duszy i ciała różni się znacznie od Platońskiego. Zdaniem Platona wtedy dopiero rozpoznajemy, że naszą prawdziwą naturę stanowi ponadzmysłowa dusza, gdy skierujemy się ku rzeczom ponadzmysłowym, wiecznym i niezmiennym. Zwrot ten dotyczy oczywiście również widzenia; pojmujemy otaczające nas rzeczy jako uczestniczące w Ideach, które udzielają im istnienia. Tymczasem według Kartezjusza nie istnieje porządek Idei, ku któremu możemy się zwrócić, pojmowanie zaś rzeczywistości fizycznej za jego pomocą stanowi paradygmatyczny wręcz przykład pomieszania duszy i substancji materialnej, którego musimy się wystrzegać. Aby w pełni uświadomić sobie niematerialność bytu pierwszej z nich, należy dostrzec wyraźnie rozciągającą się pomiędzy nimi ontologiczną czeluść, co z kolei prowadzi do uznania świata materialnego po prostu za czystą rozciągłość. Do świata materialnego należy również ciało, aby więc naprawdę zdać sobie sprawę z tej różnicy, musimy oderwać się od naszej zwykłej, uwikłanej w cielesność perspektywy, w obrębie której zwykli ludzie skłonni są postrzegać przedmioty wokół siebie jako wyposażone w barwę, smak lub ciepło czy też myśleć, że ból lub łaskotanie znajdują się w zębie lub stopie. Musimy uprzedmiotowić świat, włącznie z naszym własnym ciałem, co oznacza, że musimy pojmować go mechanistycznie i funkcjonalnie, tak jak czyniłby to niezaangażowany zewnętrzny obserwator. Stanie się to łatwiejsze, gdy dokładnie rozważymy, na czym polega rozumienie rzeczywistości, która nas otacza, co Kartezjusz czyni na przykładzie rozpatrywania kawałka wosku w drugiej Medytacji, ukazując nam znaczenie rozumienia czystego, które „ciał nie ujmuje właściwie za pomocą zmysłów albo za pomocą zdolności wyobrażania, lecz za pomocą samego intelektu, i nie dzięki temu się je ujmuje, że się ich dotyka albo że się je widzi, lecz tylko dzięki temu, że się je rozumowo poznaje”5. 3 R. Descartes, Rozprawa o metodzie, wyd. cyt., s. 43. Por. też Prawidła,X, gdzie autor skłania nas do „stałego przestrzegania porządku, już to istniejącego w samym przedmiocie, już to delikatnie wymyślonego", wyd. cyt., s. 49. 4 Już Augustyn wskazywał na związek etymologiczny pomiędzy cogitare i cogere, por. Wyznania, ks. X, XI. 18. 5 R. Descartes, Medytacje..., wyd. cyt., s. 43. Musimy jednak również rozjaśnić nasze pojmowanie materii i odrzucić pogląd, jakoby zawierała ona w sobie procesy i własności, których prawdziwa natura jest mentalna. Dokonujemy tego poprzez uprzedmiotowienie, prowadzące do „odczarowania” materii i dostrzeżenie w niej wyłącznie mechanizmu, pozbawionego pierwiastka duchowego i wymiaru ekspresywne-go. Należy skończyć z myśleniem, jakoby świat materialny był rodzajem medium, w którym zawierają się, ucieleśniają, bądź przejawiają treści psychiczne, takie jak gorąco, ból, czy też domniemane formy i gatunki z tradycji scholastycznej. Jest to coś więcej niż odrzucenie tradycyjnej ontologii; podważony zostaje nasz potoczny, zapośredniczony przez ciało sposób doświadczania świata. Musimy oderwać się od tego, zdaniem Kartezjusza, beznadziejnie poplątanego i mętnego sposobu pojmowania rzeczy. Aby wprowadzić ład w całą tę dziedzinę wrażeń i jakości zmysłowych, musimy spojrzeć na nią z pozycji zewnętrznego obserwatora i tropić związki przyczynowo-skutkowe pomiędzy stanami świata lub naszego ciała, opisywanymi przez własności pierwotne, oraz wywoływanymi przez nie w umyśle „ideami”. Jasność i wyraźność wymagają, abyśmy wykroczyli poza nas samych i przyjęli oderwany punkt widzenia6. Jest w tym coś na pierwszy rzut oka paradoksalnego. Z jednej strony, dualizm kartezjański wydaje się bardziej zasadniczy i surowy niż platoński, ponieważ nie dopuszcza, by ciało mogło stanowić rodzaj medium, w którym przejawia się to, co duchowe. Poglądy Platona z Uczty oraz wszelkie tego I rodzaju koncepcje obecności tego, co wieczne, w tym, co I przemijające, zostają całkowicie odrzucone. Lecz, z drugiej strony, kartezjański dualizm, w przeciwieństwie do platońskiego, potrzebuje tego, co cielesne. Nie chodzi o to, że Kartezjusz nie potrafi sobie wyobrazić przejścia w stan bezcielesny po śmierci, lecz raczej o to, że w naszym obecnym stanie uświadamiamy sobie naszą niematerialną istotę poprzez przyjęcie pewnej postawy wobec ciała. O ile u Platona dusza docierała do swej wiecznej natury angażując się w to, co ponadzmysłowe, o tyle u Kartezjusza odkrywa ona i realizuje swą niematerialną istotę uprzedmiatawiając to, co cielesne. Dlatego Kartezjusz ma rację, gdy uważa substancjalny związek ciała i duszy przedstawiony w swej teorii za bliższy niż relacja wiążąca je w koncepcji Platońskiej - pomimo że pojmował on naukę Platona na ogół błędnie. Kartezjańska dusza zdobywa wolność nie dzięki zwróceniu się w inną stronę, lecz poprzez uprzedmiotowienie doświadczenia cielesnego. Ciało jest nieuniknionym przedmiotem jej uwagi. Dusza musi posłużyć się nim, aby się z niego wydostać. Przez analogię do znanego Weberowskiego określenia religijności protestanckiej jako „wewnątrzświatowego ascetyzmu”, można powiedzieć, że Kartezjański dualizm wskazuje drogę do „wewnątrzświatowego wyzwolenia” duszy. 6 Kartezjusz mówi w wielu miejscach, że to właśnie przejście od perspektywy zwykłej, związanej z ciałem, do oderwanej pozwala wprowadzić jasność i wyraźność w dziedzinę wrażeń i jakości wtórnych. Oto niektóre z nich: „idee ciepła i zimna, które posiadam, są tak mało jasne i wyraźne..." (Medytacje, wyd. cyt., t. 1, s. 57); „Abyśmy jednak to, co jasne, odróżniali od tego, co niejasne, jak najpilniej należy zwrócić uwagę na to, że doprawdy ból i barwę i pozostałe tego rodzaju rzeczy ujmuje się jasno i wyraźnie wtedy tylko, kiedy się je bierze jako wrażenia zmysłowe, czyli myśli" (R. Descartes, Zasady filozofii, przeł. I. Dąmbska, PWN, Warszawa 1960 (BKF), 1.68, s. 42); „Albowiem spostrzeżenia zmysłowe dane mi są przez naturę właściwie po to, by okazywać memu umysłowi, co dla złożonej całości, której on jest częścią, jest korzystne albo niekorzystne - do tego celu są one też dostatecznie jasne i wyraźne..." (Medytacje, t. 1, wyd. cyt., s. 109). Zob. również rozważania A. Gewirtha z eseju Clearness and Distinctness in Descartes zawartego w tomie Descartes: A Collection Of Critical Essays (red. W. Doney, Garden City, N. Y.: Doubleday 1967, s. 260, 33). Innymi słowy, oglądane z zewnątrz, jako przyczynowo-skutkowe oddziaływania ciała na umysł, spełniające funkcje życiowe, te mętne doświadczenia stają się jasne. Odmienna ontologia, a wraz z nią nowa teoria wiedzy i zmieniona koncepcja dualizmu zaowocowały zupełnie nowym pojęciem panowania nad sobą za pomocą rozumu. Nie oznacza ono już, tak jak u Platona, że dusza ukształtowana jest przez Dobro przewodniczące kosmicznemu porządkowi, ku któremu dąży ona z uwielbieniem. Tutaj nie istnieje tego rodzaju porządek. Bycie racjonalnym musi więc oznaczać coś innego niż zestrojenie z nim. Odpowiedź kartezjańska polega na utożsamieniu racjonalności, czy też władzy myśli, z posiadaną przez nas zdolnością konstruowania porządków, które spełniają wymogi stawiane wiedzy, rozumieniu, czy też pewności. W przypadku Kartezjusza chodzi oczywiście głównie o wymogi związane z Jasnością”. Racjonalne panowanie nad sobą polega więc obecnie na tym, abyśmy to my, a nie zmysły, kierowali naszym życiem; stanowi ono zdolność do kształtowania naszego życia według zaleceń skonstruowanych zgodnie z odpowiednimi normami przez naszą część rozumną. Znaczenie tej przemiany pojęcia rozumu dla teorii wiedzy Kartezjusza jest wystarczająco znane. Rzadziej dostrzega się jednak, że przenika ona również jego etykę. W swej słynnej korespondencji z księżniczką Elżbietą Kartezjusz rozwija poglądy moralne przywodzące na myśl starożytnych stoików. Szczególnie doniosłe znaczenie zdaje się wiązać z ideałem przypominającym stoicką autarkeia7. Rozwija nawet doktrynę brzmiącą analogicznie do nauk Epikteta, w myśl której przedmiotem naszych zabiegów powinien być jedynie stan naszego „prohairesis”, czyli tego wewnątrz nas, co kieruje naszym postępowaniem. Kartezjusz formułuje swe poglądy posługując się pojęciem woli. Widzimy to na przykład w znanym ustępie z jego listu do szwedzkiej królowej Krystyny: „Wolna wola jest sama w sobie czymś najszlachetniejszym, co może być w nas, albowiem to ona czyni nas w pewien sposób podobnymi Bogu i jak gdyby zwalnia nas od bycia Jego poddanymi, zatem właściwe korzystanie z niej jest największym z wszelkich naszych dóbr, a także tym, które jest w najwyższym stopniu nasze i dla nas najważniejsze, z czego wynika, że tylko z niej mogą brać się nasze największe zadowolenia”8. Źródłem największego zadowolenia jest sama hegemonia rozumu. Lecz od czasów stoików doszło do radykalnej zmiany jej interpretacji. Dla tych ostatnich hegemonia rozumu była pewną wizją świata, w którym wszystko dzieje się w zgodzie z Bożą opatrznością. Mędrzec, dostrzegając to, potrafi przyjmować wszystkie wydarzenia z radością, jako uczestniczące w opatrznościowym porządku i wolny jest od fałszywej opinii, jakoby liczyły się one tylko, jeśli zaspokajają jego indywidualne pragnienia, czy potrzeby. Dla Kartezjusza zaś hegemonia oznacza to samo, co dla nas dzisiaj, a mianowicie, że rozum kontroluje pragnienia, czyli posługuje się nimi instrumentalnie. 7 Por. na przykład listy do Elżbiety z 5 maja i 4 sierpnia 1645 r. W drugim z nich Kartezjusz przeprowadza Epiktetiańskie rozróżnienie pomiędzy rzeczami, które zależą od nas, i tymi, które od nas nie zależą. Pośród rzeczy, które mogą uczynić nas szczęśliwymi, są: „te, które zależą od nas, jak cnota i mądrość, oraz te, które od nas wcale nie zależą, jak zaszczyty, bogactwa i zdrowie". (R. Descartes, Listy do księżniczki Elżbiety, przeł. J. Kopania, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995 (BKF), s. 37.) Można osiągnąć pełne szczęście dzięki dobrom pierwszego rodzaju: „podobnie jak małe naczynie może być równie napełnione jak naczynie większe, chociaż zawiera mniej płynu, tak też uznając, że zadowolenie każdego człowieka polega na pełni i ziszczeniu jego pragnień kierowanych rozumem, nie wątpię wcale, iż ludzie najubożsi i najbardziej upośledzeni przez los lub przez naturę mogą być całkowicie zadowoleni i usatysfakcjonowani, w równym jak tamci stopniu, mimo iż nie cieszą się tyloma dobrami". (Tamże.) 8 List z 20 listopada 1647, tamże, s. 124. Zob. także R. Descartes, Namiętności duszy, przeł. L. Chmaj, PWN, Warszawa 1958 (BKF), art. 152. Kartezjusz także ma swoją koncepcję opatrzności, istotnie bardzo zbliżoną do stoickiej9. Nie przeszkadza mu to jednak mieć zupełnie innego poglądu na temat panowania rozumu. Jak już mówiłem, dla stoików hegemonia rozumu była pewnym obrazem świata; ich zdaniem, przejście od niewoli uczuć do racjonalnego samoopanowania dokonywało się poprzez wgląd w porządek rzeczy. Uczucia są przez nich traktowane jako błędne przekonania. Kierować się strachem czy pożądaniem znaczy tyle, co być opanowanym przez fałszywe poglądy dotyczące tego, przed czym naprawdę warto uciekać, lub co warto posiadać. Epiktet wspomina w Rozważaniach, iż rzeczą dla nas zasadniczą jest natura naszych przekonań (dogmata); a później mówi, że tym, co czyni duszę nieczystą, są fałszywe sądy (krimata)10. W ogólnym sensie intelektualizm ten jest wspólny wszystkim teoriom etycznym pochodzącym od Greków. Hegemonia rozumu polega na widzeniu ładu. Człowiek racjonalny według Platona kieruje się kosmicznym ładem; tymczasem dla Arystotelesa tym, co etycznie ważne, jest poczucie (nie wyróżnione teoretycznie, lecz uchwycone w phronesis) właściwego porządku celów, do których dążymy. Stoicy posunęli się najdalej w utożsamianiu uczuć z poglądami, lecz wszyscy wielcy starożytni uważali, że zawierają one pewien wgląd, bądź że im go brak. Uwolnienie się od emocji było kwestią zmiany wglądu. Arystoteles daleki był od przyznania racji stoikom, którzy głosili, że uczucia powinny zostać po prostu ostatecznie uciszone; wręcz przeciwnie, uważał, że są dobre i pożyteczne, jeśli zajmują właściwe sobie miejsce. Według Arystotelesa uczucie zajmuje właściwe dlań miejsce, jeśli dochodzi do głosu tylko w stosownych okolicznościach. Można do tego doprowadzić poprzez naukę, dzięki której uczucie nasiąka rozumowym wglądem w to, co stosowne, i ulega mu. Augustyńska nauka o dwóch miłościach dodała temu obrazowi nowy wymiar. Wgląd mógł tutaj okazać się bezskuteczny za sprawą przewrotności woli, której przemiana mogła stać się konieczna dla osiągnięcia głębszego zrozumienia. Lecz pełnia doskonałości określana jest nadal jako wgląd w to, co dobre. Kartezjusz wprowadza zupełnie innego rodzaju koncepcję. Racjonalne panowanie wymaga oczywiście wglądu; i w godny uwagi sposób, podobnie jak stoicy, Kartezjusz opiera swą etykę na „fizyce”. W liście do Chanuta pisze: „Ta znikoma wiedza z dziedziny fizyki, jaką usiłowałem sobie przyswoić [...] okazuje mi się wielce pomocna przy ustanawianiu niewzruszonych fundamentów w filozofii moralnej”11. Lecz nie jest to wgląd w porządek dóbr; kieruje się on raczej ku czemuś, co odbiera sens wszystkim starożytnym koncepcjom takiego porządku: ku całkowitemu oddzieleniu umysłu od 9 Por. list do Elżbiety z 15 września 1645, w którym mówi, że powinniśmy: „przyjmować od dobrej strony wszystko, co nas spotyka, jako że zostało nam specjalnie zesłane przez Boga; a ponieważ prawdziwym przedmiotem miłości jest doskonałość, więc gdy wznosimy umysł, by rozważać Go takim, jakim On jest, czujemy, że w naturalny sposób tak bardzo skłaniamy się, by Go kochać, iż nawet z naszych zmartwień czerpiemy radość rozmyślając, że to Jego wola poprzez nie się dokonuje" [Listy..., s. 52-53]. 10 Epiktet, Discourses, LII, LV. 11. 11 List do Chanuta z 15 czerwca 1646 (fr. cyt. przeł. Marcin Rychter). mechanistycznego wszechświata materii, który z całą pewnością nie zawiera żadnej myśli ani znaczenia, jest ekspresywnie martwy. Wgląd ów stanowi niezbędny element procesu, który możemy za Weberem nazwać „odczarowaniem” świata. Moglibyśmy również nazwać go neutralizowaniem kosmosu, ponieważ kosmos przestaje być postrzegany jako wcielenie sensownego ładu, mogącego określać, co jest dla nas dobre. Proces ten zachodzi, gdy zaczynamy postrzegać świat jako mechanizm. Widzieliśmy powyżej, jak wymykamy się powikłanemu światu codziennego doświadczenia dostrzegając przyczynowo–funkcjonalne powiązania między stanami ciała a ideami. Kosmos zostaje zdemistyfikowany i przestaje wyznaczać nam cele, gdy potraktujemy go mechanistycznie i funkcjonalnie, jako zbiór narzędzi. Uzyskanie wglądu w świat jako mechanizm nieodłącznie wiąże się z postrzeganiem go jako domeny potencjalnej racjonalnej kontroli. Związek pomiędzy wiedzą i władzą był widoczny już dla Kartezjusza, który wyraził go w znanym ustępie z Rozprawy o metodzie: „Zasady te [pewne ogólne wiadomości dotyczące fizyki] ukazały mi, iż jest rzeczą możliwą dojść do wiadomości wielce użytecznych dla naszego życia; i że zamiast tej filozofii spekulatywnej, której uczą w szkołach, można znaleźć filozofię praktyczną, przy pomocy której, znając siłę i działanie ognia, wody, powietrza, gwiazd, niebios i wszystkich innych ciał, które nas otaczają, równie dokładnie, jak znamy rozmaite warsztaty rzemieślnicze, będziemy mogli podobnie zastosować ciała te do celów, do których się nadają, i w ten sposób stać się panami i posiadaczami przyrody” 12. Nowy model racjonalnego panowania wprowadzony przez Kartezjusza czyni je dziedziną instrumentalnej kontroli. Być wolnym od iluzji, która miesza umysł z materią, to posiąść takie rozumienie tej ostatniej, które ułatwia nadzór nad nią. Analogicznie, uwolnić się od namiętności i być posłusznym rozumowi to tyle, co poddać uczucia instrumentalnemu kierownictwu. Hegemonia rozumu nie jest już określana jako dominacja pewnej wizji, mówi się o niej raczej jako o kierowniczym działaniu podporządkowującym sobie funkcjonalny obszar. Dlatego Kartezjusz rozwija zupełnie nową teorię uczuć. Spośród koncepcji tradycyjnych najsilniejszy wpływ wywierała wówczas teoria stoicka. Dzieliła ona uczucia według zawartych w nich (błędnych) poglądów na temat dobra i zła. Ten powszechnie przytaczany model wpłynął również na klasyfikację Kartezjusza. Wkrótce jednak stało się jasne, że jego interpretacja kierowała się absolutnie innymi regułami. Uczucia nie są postrzegane jako mniemania, lecz jako funkcjonalne środki pomocnicze, w które Stwórca nas wyposażył, aby nam było łatwiej utrzymywać substancjalny związek ciała i duszy. Uczucia są emocjami, wywoływanymi w duszy przez poruszenia tchnień życiowych, które mają za zadanie wzmacniać reakcje służące w danej sytuacji dobru organizmu, bądź wręcz jego przetrwaniu 13. 12 13 R. Descartes, Rozprawa o metodzie, wyd. cyt., s. 77. Zob. R. Descartes, Namiętności duszy, wyd. cyt., s. 87 - 90. Dla przykładu, typowe konsekwencje widoku groźnego zwierzęcia można podzielić na trzy rodzaje. Może on wywołać odruch ucieczki. Jest to jedyna konsekwencja występująca u zwierząt, które pojmować należy jako kompleksowe maszyny. U człowieka pojawi się ponadto racjonalne rozpoznanie, wskazujące, że należy czmychnąć. Człowiek jest racjonalnie motywowany do zrobienia tego, co jego zwierzęce reakcje prawdopodobnie w nim już rozpoczęły. Uczucie pojawia się po chwili, by wzmocnić te reakcje, ponieważ zarówno tchnienia życiowe poruszone obrazem zwierzęcia, jak i odruch ucieczki wzbudzają w duszy strach. Wspomaga on istniejące już racjonalne pragnienie ucieczki. s. 354–356 W postkartezjańskiej wizji fizycznego uniwersum natura danej rzeczy mieści się „w” tej rzeczy raz jeszcze chodzi tu o mocny sens tego stwierdzenia, dla którego nie znajdujemy właściwej analogii w dawniejszych koncepcjach. Co prawda, często mówi się, że Arystotelesowskie formy, w przeciwieństwie do Platońskich Idei, znajdują się „w” rzeczach, którym nadają kształt, ponieważ Arystoteles nie dopuszcza ich niezależnego istnienia w jakiejś niematerialnej rzeczywistości, jak wydaje się to czynić Platon. Jednakże nie znajdują się one „w” rzeczach w mocnym, nowożytnym sensie. Na przykład Forma Człowieka nie jest czymś, co znajduje się tylko w nas samych. Leży ona u podstaw całej ludzkości i przechodzi z naszych rodziców na nas i z nas na nasze dzieci. W pewnym istotnym sensie forma poprzedza przypadki jednostkowe; udziela im istnienia i to one się do niej dostosowują. Podstawowa różnica w porównaniu z naszym współczesnym punktem widzenia staje się widoczna wówczas, gdy rozpatrujemy relację między formą a kształtowanymi przez nią przedmiotami jednostkowymi. W pojmowaniu tradycyjnym fakt, że jest ona w nie wpisana, nie oznacza, że jej istnienie jest od nich zależne. Nie ma żadnego przedmiotu jednostkowego, ani grupy takich przedmiotów, w przypadku których byłoby inaczej. Wszyscy ludzie mogą zniknąć, a forma człowieka i tak przetrwa. A może zbiór, o którym mowa, jest zbyt mały? Co by było, gdyby nie istniała cała ludzka rasa, czyli zbiór wszystkich ludzi od zarania dziejów? Nawet jednak to nie konstytuowałoby czegoś poszczególnego, od czego uzależniona byłaby forma w swym istnieniu. Formy nie są niezależnymi istnościami; bytują w obrębie porządku form. Na poziomie ontycznym nie mogą zatem być całkowicie zależne od przedmiotów jednostkowych, którym nadają kształt. Dlatego właśnie jedność formy nie jest jedynie sprawą istnienia uosabiających ją przedmiotów jednostkowych; dlatego formy mogą również kształtować nasz rozum (nous); i dlatego wiedza polega na tym, że w tym samym akcie (energeia) rozum jednoczy się z przedmiotem. Nawiasem mówiąc, pozostałości takiego myślenia sprawiły, że teoria ewolucji, głosząca, iż gatunki mogły się pojawiać, a potem odchodzić w przeszłość, początkowo wydawała się tak niewiarygodna i nie do przyjęcia. W przeciwieństwie do tego, nowożytność umieszcza naturę w przedmiocie. Owa natura, pojmowana jako siły lub przyczyny, dla których konkretny byt działa w określony sposób, jest dla nas najbliższą analogią natury w ujęciu Arystotelesa. Znajduje się ona „w” danej rzeczy; nie znaczy to, rzecz jasna, że na zachowanie owego przedmiotu nie może wpływać pole sił topograficznie wykraczających poza jego granice, lecz chodzi o to, że w sensie ontycznym „natura” jest całkowicie zależna od istnienia przedmiotów jednostkowych, które ją egzemplifikują. Kiedy one znikają, ona również przestaje istnieć. Ich natura to pewne siły, które nimi powodują. To głęboko nominalistyczna koncepcja: jedynym kryterium identyczności „natury” jest podobieństwo sił działających w pewnej liczbie bytów, każdy zaś z wyodrębnionych w ten sposób „rodzajów” rzeczy jest ontologicznie niezależny od pozostałych. Mogą istnieć między nimi akcydentalne zależności, jednak natura danego rodzaju nie jest już określona przez jego miejsce w całości, tak jak w teorii ontycznego logosu. Jest to drugi rodzaj ściśle określonego umiejscowienia, które pojawia się wraz z nowożytnością. Zazębia się on z tym, który opisałem już wcześniej. Jeżeli ktoś nie chce myśleć o sobie jako o „umyśle”, może uważać, że jego właściwości psychiczne tkwią „w” nim jako w organizmie. W tym nowożytnym, nominalistycznym sensie uczucie melancholii znajdowałoby się zatem „w” czarnej żółci. Tego typu stwierdzenie w zasadniczy sposób różni się jednak od starożytnej teorii humoralnej. Jest tak dlatego, że zgodnie z nowożytną teorią umiejscowienia czarna żółć jest po prostu substancją fizyczną, a nie wcieleniem znaczenia „melancholii”. Uczucia nie mogą już w takim sensie znajdować się w substancji - przynależą do niej jedynie w tym znaczeniu, że w owej substancji znajdują swoją przyczynę. Nowożytne umiejscowienie nie zrodziło się jedynie na gruzach starożytnych teorii. Nie tylko filozofowie bowiem postrzegali świat w określony przez nie sposób. Poglądy sformułowane w teorii humoralnej nie stanowiły po prostu doktryny jakiejś szkoły, lecz były szeroko rozpowszechnionym narzędziem rozumienia samego siebie. Takie pojmowanie życia psychicznego było właściwe nie tylko osobom wykształconym. Aż do XVIII, a nawet XIX wieku przeciętni ludzie rozpatrywali swoje życie emocjonalne po części w kategoriach humorów. Nawet dzisiaj często mówimy o kimś, że jest „flegmatykiem” albo „sangwinikiem”. Granica między tym, co fizyczne, a tym, co psychiczne, nie została jeszcze ostro zarysowana, czego przykłady znajdujemy również na wielu innych polach.