Beskidzkie lasy umierają

Transkrypt

Beskidzkie lasy umierają
granicowy biuletyn
numer 14
Opowiadanie
Beskidzkie lasy umierają
Miłość Larsa
Doczesność
k
a
i
n
p
ę
t
s
w
.
.
.
ł
i
l
a
p
y
się w
1
GNIOT 14
Opowiadanie
- Nie wiem co ma oznaczać twoje
zaangażowanie w tę sprawę? - spojrzał na nią siedzącą przed szpulowym magnetofonem.
- Przecież już tłumaczyłam...
- Nie wzdychaj - usiadł koło
niej.
Nie wie, czym się zajmuje, choć
tłumaczyła mu to wiele razy. Niedociera do niego koncepcja, jakoby
zmarli mieli się w jakiś sposób komunikować z żywymi. Tym bardziej
z nią. Chociaż początkiem całego
nieporozumienia... ich nieporozumienia był fakt, że on nie wierzył
w istnienie czegokolwiek po ustaniu
wszelkich funkcji życiowych. Ciałem
zajmują się reducenci. Odzyskują
z żywego niegdyś organizmu wszelkie dobra zebrane za życia. Niczym
beneficjenci czekający na odczytanie testamentu. Uśmiechnął się pod
nosem na myśl o tym porównaniu.
- Jeśli nie rozumiesz, to chociaż nie drwij. - Nigdy
nie przyjęła do wiadomości, że on nie wierzy. Wszystkie
aksjomaty, dla niej oczywiste, dla niego były zaledwie
hipotezą. Skąd to ograniczenie - nigdy nie zapytała.
Takie poglądy kształtują się pod wpływem pewnych
wydarzeń w życiu bądź pod wpływem edukacji. Gdyby
wierzył w choć jeden zabobon, mogłaby mieć szansę.
Ale nie on. Jego spojrzenie na świat, mimo jego wyrafinowania i spostrzegawczości było ograniczone do tego
co go interesowało. Cieszył ją fakt, że centrum jego zainteresowania była ona sama. Jak jednak ma pogodzić
swoją pasję... Nie. Nie pasję, misję z jego... z nim.
- Ooooon - nagle wycharczał magnetofon. Oboje
spojrzeli na obracajacą sie wolno taśmę. Zostawiła go
na całą noc. Teraz minuta po minucie odsłuchiwała. Już
miał otworzyć usta, ale ruchem ręki uciszyła go.
- Oooooooooon... - chropowaty głos z taśmy kontynuował - ooooooooon njeeeeeee szyje...
- No ekstra. Nagrałaś rozmowę jakiegoś krawca. Jego oczy były roześmiane.
Spojrzała na niego. Nie wiedziała, skąd się w ogóle
wziął. Pewnego dnia wróciła do domu, a on już tu był.
Jakby nie zauważyła jego obecności. Ot po prostu. Zajmował pusty lokal naprzeciw jej mieszkania. Nie była
zżyta z sąsiadami, zatem nie wiedziała, kiedy się wprowadził. Po spotkaniu, dzień po dniu byli bliżej siebie.
Nie tylko fizycznie.
Wpierw dzieliła ich klatka, później drzwi, które mogli otwierać kluczami, kiedy się wymienili. Teraz byli
razem.
- Puść jeszcze raz. - Powiedział. Jego oczy
iskrzyły niesamowitym blaskiem. Przewinęła na odsłuchu. Skrzeki wstecz przypominały szatańskie głosy z horrorów. Zastopowała
i zwolniła pauzę.
- Njeeeeeee szyjesz...
Spojrzał na nią. W jego oczach był strach.
Nagle pobladł. Na szyi pojawiły się ślady dłoni. Odruchowo złapał się za szyję. Czuł jakby
ktoś chciał wycisnąć z niego życie.
Spojrzał na nią. W jego oczach był ból.
- Przepraaa...
zdjęcia:
2
tekst: bagienny
Agnieszka Pietrusa
GNIOT 14
Beskidzkie lasy umierają
Chyba pierwszy to raz, kiedy ekolodzy nie spinają
się łańcuchami z drzewami, by je bronić, a monitują
o szybką, masową wycinkę i wygranie walki z czasem
- ponowne zadrzewienie. Na murach stolicy ekologii
(Fundacja Arka, Klub Gaja) w Bielsku-Białej, miały pojawić się graffiti nagłaśniające akcję wymiany beskidzkiego drzewostanu. Zamiast nich, pojawiła się masowa
wycinka drzew, którą stale spotykam penetrując górskie szlaki. Więc czyżby to już?
Od kiedy zaczęło się umieranie Beskidów? Niestety
już od XVI wieku z powodu bardzo dobrze rozwiniętego
na tych terenach pasterstwa, lasy ochoczo zamieniano
na pastwiska. Jeszcze w XVII i XVIII wieku w beskidzkich
lasach przeważały drzewa liściaste pomieszane we właściwym stosunku do biocenozy z jodłami. Ale wtedy,
do masowej wycinki drzew przyczyniły się również
pierwsze śląskie huty szkła, dla których głównym paliwem było kaloryczne drewno bukowe i jaworowe. Więc
na przełomie XIX i XX wieku powstawały “na szybko”
lasy świerkowe, by zaspokoić potrzeby rozwijającego
się stale przemysłu i chciwego człowieka. Ich główna
produkcyjna rola wkomponowała się idealnie w środowisko, ale... do czasu.
pomaga globalne ocieplenie klimatu, który gdy cieplejszy, sprzyja masowemu rozwojowi szkodników: kornika
i opieniek. Ponadto wiele leśnych obszarów znajduje
się na terenach prywatnych i to nie pomaga, a wręcz
uniemożliwia walkę ze szkodnikami zabijającymi las.
Łyse Beskidy, z horyzontami choć oko wykol, z panoramami na wszystkie pasma gór, z połoninami jak
w Bieszczadach. Widokowo teraz piękne, aż serce rośnie... ale i zarazem pęka, gdy widzisz wszędzie te
umarłe, suche kikuty drzew. To kwestia czasu, gdy deszcze wypłuczą cieniutką warstewkę żyznej gleby i nigdy
tu nic już nie urośnie, i nigdy nie zamieszka tu żadne
zwierzę. Tylko natychmiastowa akcja wycięcia w pień
świerka i wprowadzenie wielogatunkowego lasu, może
jeszcze uratować Beskidy.
ewolny
fot. ewolny
Góra Barania (1220 m.n.p.n) Beskidy
http://ecodzien.pl
W momencie wprowadzenia w Beskidy planowej, jednolitej uprawy
świerka, lasy te stały się ofiarą podstępnego kornika. Nienaturalna wymiana gatunków drzew pociągnęła
za sobą zmianę biocenozy i spotkała
się już w 1899 roku (sic!) z protestami
mieszkańców Szczyrku, skierowanymi
do sejmu. Właśnie wtedy popełniono
karygodny błąd, gdyż świerk nie mógł
być dominującym w Beskidach drzewostanem, bowiem wysokości poniżej tysiąca metrów, z których słyną
Beskidy, nie są odpowiednimi warunkami do prawidłowego wzrostu świerków. W postępującej degrengoladzie
3
GNIOT 14
Miłość Larsa
Rywal Izaaka Newtona, Godfried Wilhelm Leibniz,
twórca monadologii teoretycznej, wyspekulował za pomocą prostego sylogizmu, że każdy byt jest tożsamy
jedynie sam ze sobą. To jasne jak śnieg w nocy, że sąd
tożsamościowy (A jest równe A) ma charakter pierwotny i niepodważalny, toteż oczywiste jest, że każda
Monada jest równa jedynie samej sobie. Znaczy to, iż
każdy człowiek, jako Monada, jest sobą samym, a nie
na przykład homo sapiens czy „stworzeniem dwunożnym nieopierzonym”, jakby powiedział Platon. Nie warto byłoby się nad tym głowić, gdyby nie fakt, że istota
ludzka woli jeden byt utożsamiać z innym. Klasyczna
definicja Arystotelesa - A jest to B mające właściwość
C - pokutuje do dziś w podręcznikach szkolnych jako
doskonały sposób na sprowadzenie pojedynczego bytu
do rangi kalekiej kategorii ogólnej. Wielu ludziom (zarówno facetom jak i babom) to oczywiście odpowiada, zwłaszcza jeśli chodzi o walkę płci. Naczelnemu
na przykład, który dzieli baby na kilka prostych kategorii, umiejscowionych na drabinie bytów wyżej bądź
niżej - miast zauważyć, że każda właścicielka vaginy
jest wyższa bądź niższa inaczej, a każda vagina jest
równa tylko samej sobie. Jak się szanowni Czytelnicy
domyślają, jest to czysta spekulacja, oparta na ścisłych
przesłankach logicznych, a nie na zawodnej i złudnej
empirii. Może i zostałbym wyznawcą empiryzmu, ale
jak już kiedyś pisałem, materiał badawczy, czyli vaginy,
poznałem w zakresie niepozwalającym na utworzenie
grupy kontrolnej. Zapewne i Leibniz nie miał zbyt wielu doświadczeń z vaginami, ale dzięki temu, jak mawiają trenerzy sportowi i asceci, mógł, jako Monada
uświadomiona wyżej niż typowy osobnik męski wodzony na pasku przez swojego malucha, osiągnąć ponadprzeciętne rezultaty w rozwoju własnym. Tutaj należy
się czytelnikom wyjaśnienie, że Monada, czyli istnienie
pojedyncze, to po prostu świadomość i że są Monady
uświadomione wyżej oraz niżej. Człowiek znajduje się
mniej więcej gdzieś pośrodku hierarchii. Oczywiście,
nie licząc sportowców i ascetów, którzy są zdecydowanie bliżej najwyższej Monady - Wszechwiedzącego.
Tutaj jednak należy się Czytelnikom ostrzeżenie. Otóż,
nie każdy może być sportowcem czy ascetą. U przeciętnego osobnika męskiego o tradycyjnej orientacji brak
vaginy może wywołać niebezpieczne omamy.
Takichże omamów doznał niejaki Lars, niezbyt zdrowy bohater filmu Craiga Gillespiego „Miłość Larsa”. Ów
wrażliwy i miły skądinąd młodzieniec sprawił sobie lalkę naturalnych rozmiarów z vaginą naturalnych rozmiarów. Jednak niech Czytelnicy nie spodziewają się, że
używał jej do celów, do których była przez producenta
przeznaczona. Ten biedaczyna pokochał sztuczną kobietę o wdzięcznym imieniu Bianca. Rozmawiał z nią,
ubierał w ciuszki swojej bratowej, posadził na wózku
inwalidzkim i wyprowadzał na spacery. Co więcej, skłaniał otoczenie, by traktowało Biankę, jak jego narze-
4
czoną, tj. jak całkiem ludzką Monadę. Najpierw przekonał brata, bratową, potem kumpli i kumpelki z pracy.
Zapytacie, jak mu się to udało. Otóż nikt nie chciał
tego kochanego wariata urazić. Nawiasem mówiąc, to
naprawdę zabawne, jak łatwo zdrowi na umyśle godzą
się na zbiorowe wariactwo. Leibniz by powiedział, że
człowiek, jako Monada niedoskonała w porównaniu
z doskonałą Monadą, czyli Stwórcą, jest istotą mętną
i że wiele miejsca w jego umyśle zajmuje ciemna podświadomość. Tak więc i jego postępowanie nie zawsze
wygląda racjonalnie. Zabawne jest również, że Leibniz stwierdził to na 200 lat przed Freudem. Niestety,
Leibniza nikt dziś nie docenia. Tak jak nie doceniano
go za jego czasów, a to np. z tego powodu, że odkrył
rachunek całkowy i różniczkowy. Niestety, miał to nieszczęście, iż w tym samym czasie odkrycia tego dokonał
wielki rewolucjonista nauk fizycznych, Izaak Newton,
który oskarżył swego rywala i zniszczył go na drodze sądowej, tak że biedak przekręcił się i niebawem zszedł
w nędzy oraz zapomnieniu z tego świata. Jak widać gołym okiem, Newton, pomimo że biegły umysłowo w naukach, wykazał się wyjątkowo ciemną podświadomością
i wyjątkowo niską Monadą.
Nie da się jednak stawiać znaku równości między
nim a bohaterami „Miłości Larsa”. Oni zdecydowanie
nie chcą go pogrążyć, a wręcz przeciwnie, chcą sprawić, by ozdrowiał i znalazł sobie zupełnie realną vaginę,
sorry, narzeczoną - Monadę ludzką. No cóż, wielu wytrawnych psychiatrów głowi się nad tym, jak zdiagnozować i naprawić klienta. Ale niestety, na ogół są to tylko
pobożne życzenia, tym bardziej, że psychiatrzy sami
cierpią na różne wariactwa. Jego wariactwo nie wzięło
się jednak znikąd. Ale, chłe... chłe... nie z braku vaginy
bynajmniej, tylko z upiornego dzieciństwa. Na szczęście
biedak nie trafił do psychiatry wysokiej klasy, bo ten
pewnie by mu zaordynował niezbyt skuteczną terapię
i psychotropy o ciekawych skutkach ubocznych. W terapię Larsa zaangażowała się internistka po kursach
psychologicznych, małomiasteczkowa wspólnota bez
żadnych kursów i rodzina pełna poczucia winy za przeszłość. Nie będę zdradzał Czytelnikom przebiegu akcji
oraz jej zakończenia, tj. tego, czy Lars się uleczy z lęku
przed żywą Monadą żeńską, a napomknę tylko, że niejeden specjalista mózgowy mógłby się od tych prostych,
ale serdecznych i rozsądnych ludzi nauczyć więcej niż
z tzw. literatury fachowej. A film można by zdecydowanie potraktować jako instruktaż dla ww. psychiatrów
w kwestii dobierania niestandardowych rozwiązań,
subtelniejszych niż testy obrazkowe i grupowe pranie
brudów w kółku psycholi. Film tern można też zaadresować do wszystkich miłośników upersonifikowanych
bytów sztucznych, obdarzonych przez swych właścicieli
niepowtarzalną osobowością i traktowanych jak najukochańsze Monady, a nie jak powtarzalne oraz niezbyt
świadome kategorie ogólne w stylu Arystotelesowskim.
GNIOT 14
I mam tu na myśli nie tylko tych, którzy kupują sobie narzeczoną w sklepie z gadżetami erotycznymi, ale miłośników pluszowych stworków, zwłaszcza Misiów. Dopiero gdzieś w połowie
filmu zorientowałem się, dlaczego mi Naczelny podsunął tę
produkcję. Najbardziej powalającą mózg na kolana sceną
jest reanimacja Monady pluszowej zwanej Misiem. Dzielny Lars z całą znajomością sztuki udzielania pierwszej
pomocy i całą znajomością sztuki psychoterapii wykonał
Misiowi swej koleżanki, powieszonemu przez pewnego
złośliwego osobnika na szubienicznym sznurze, masaż
serca i sztuczne oddychanko. Dzięki temu ta żeńska
Monada nie wpadła w czarną dziurę pustki i odzyskała wiarę w człowieka, to jest, chciałem powiedzieć, w ród męski.
Doczesność
No cóż, już najwyższa pora, żebym kończył,
bo wpadnę w patetyczny ton, a takiego upadku
intelektualnego wolałbym uniknąć. Dodam tylko, że gdyby ktoś zrobił coś takiego mojemu
Misiowi, dostałby takiego kopa w Monadę,
że już żadna terapia by jej nie pozbierała.
A teraz idę porozmawiać ze swoimi pluszakami o tym, w którym miejscu hierarchii
Monad Leibniz umieściłby Misie? Podejrzewam, że wyżej niż Izaaka Newtona
czy paru innych wybitnych przedstawicieli nauk psychologicznych.
amk6
stópka redakcyjna
nadzór: bagienny
www.granice.info
skład: andy
www.adesign.8p.pl
Mój mały świat rozpada się.
Czuję jak skrawek papieru wraz z wilgocią odchodzi z przeszłości.
Tu gdzie zostaję, chropowata twarz ściany patrzy na mnie.
Powoli wodzę dłońmi po niej, pieszcząc ją swym płytkim oddechem.
Oddaję się zapomnieniu.
Teraz i tu, chłód jej wilgoci i żar moich łez
miesza się tworząc teraźniejszy ból.
jestemalicja
http://jestemalicja.blox.pl
autorka rysunku:
Banshee
http://banszi.deviantart.com
5

Podobne dokumenty