o s Człowiek wyższy czy nadczłowiek?

Transkrypt

o s Człowiek wyższy czy nadczłowiek?
o s
697
Człowiek wyższy czy nadczłowiek?
( Z a m k n i ę c i e polemiki).
'
t
,
t
b
Nie polemiczna zciekłość, nie marna c h ę ć „postawienia n a
swojem" pociąga mnie w szranki dalszej dyskusji. Spór, prze­
ciągający się bez końca, nie zaostrza u w a g i czytelnika; nudzi
tylko i nuży. Mniemam, że różnico naszych teoretycznych
stanowisk z a r y s o w a ł y się j u ż dość wyraźnie, że nawet idea
mojego przeciwnika, dzięki moim zarzutom, a j e g o obronie, z y ­
skała pewne uwypuklenie, i że obecnie sam czytelnik, p o r ó w ­
nawszy nasze w y w o d y , najlepszym będzie pomiędzy nami r o z ­
jemcą. W i ę c tylko g w o l i pewnej zajmującej treści, tkwiącej
w poruszonej przez nas kwcstji, pragnę, o ile m o g ę , n a j o b j e k tywniej zreasumować te punkty wytyczne, od których zależeć
będzie sąd czytelnika, rozstrzygający bądź na moją, bądź na
p. P i e ń k o w s k i e g o korzyść.
Jeżeli sprawę zjawienia się „ n a d c z ł o wieka" przerzucać
w głęboką pomrokę o d d a l o n y c h w i e k ó w przyszłości, jeżeli wie--,
r z y ć w zjawisko, nie zaprzątając u w a g i d r o g a m i i sposobami,
jakiemi się ono stanie, jeżeli m ó w i ć , j a k tego chce p. P i e ń k o w ­
ski, tylko o „jakimś ogólnem, mglistem przeczuciu czegoś w y ż ­
szego, radosnego, strasznego, niezmiernie s i l n e g o " , słowem,, o...
w i z j i — to w gruncie rzeczy nie może b y ć m o w y o p o w a ż n y m
sporze n a u k o w y m . W o l n o j e d n y m ludziom posiadać wizje,
w o l n o drugim nie podzielać ich; wolno j e d n y m miewać p r z e ­
czucia radosne, d r u g i m — posępne... I b o d a j , że przyznanie
słuszności mnie lub p. P i e ń k o w s k i e m u w t a k i e j kwestji z a leżnem będzie nie od stopnia wiedzy lub charakteru umysłu,
ale raezej o d stanu n e r w ó w , j a k o ś c i apetytu i z d r o w i a w ą t r o ­
by... Crdyby w pierwotnym artykule p. P i e ń k o w s k i e g o w y r a ź ­
niej zaznaczonem zostało, że tylko o taką w i z j ę c h o d z i — n i e
mąciłbym mu r ó ż o w y c h przeczuć moją polemiką.
W y d a ł o mi się j e d n a k , że o w o „mgliste przeczucie" p o siadało w artykule p. P i e ń k o w s k i e g o zbyt krwistą cerę. U p e w ­
nił mnie o tern ton całego a r t y k u ł u , a pomiędzy innemi c h o ­
ciażby zdanie: „Namiętne w o ł a n i e c z ł o w i e k a p r z e r a d z a
s i ę n i e b a w e m w c z y n . " O t ó ż jeżeli „ n i e b a w e m " nie zna­
czy „ n i e b a w e m " , jeżeli „przeradza s i ę " oznaczać ma „ p r z e r o ­
dzi s i ę " , jeżeli to zdanie, mówiące w y r a ź n i e o czasie t e r a z n i e j s z y m, p. P i e ń k o w s k i „ s t o s o w a ł w y r a ź n i e " (?!) do
„ p r z y s z ł o ś c i " — to czytelnik o d m ó w i słuszności moim z a ­
rzutom. A l e mój przeciwnik w tym w y p a d k u znajdzie w so­
bie c h y b a tyle uprzejmej sprawiedliwości, aby nie zwalać na
mnie c a ł k o w i c i e winy n i e p o r o z u m i e n i a i przyzna może,
że pogląd, z którym walczę, j a k k o l w i e k „ u r o d z i ł się w mojej
własnej g ł o w i e " ( ? ) , to przecie... pod, natchnieniem nie mojej
nieścisłości
wyrażeń!
R ó w n i e ż , jeżeli czytelnik w wyrażeniu „ w o ł a n i e " n i e d o strzega kładzenia akcentu na „'wpływy p s y c h i c z n e " , jeżeli
w obecnem traktowaniu w p ł y w ó w p s y c h i c z n y c h tylko j a k o
„ p o g ł o s u " odnośnej „ p r a c y b j o l o g i c z n e j " nie d o j r z y spóźnionej
( p o moich zarzutach) p o p r a w k i pierwotnej i d e i — t o z n o w u
przyzna słuszność pod pewnemi względami p. Pieńkowskiemu.
A l e może i mój przeciwnik zreflektuje się, że j e g o „jasne" ideje
wymagają p e w n y c h d o d a t k o w y c h wyjaśnień i pewnej precyzji
w określeniu szczegółów, aby nie w y w o ł y w a ł y „ n a i w n y c h b ł ę dów."
698
As U
W Ł O S
D a l e j , jeżeli w mojej koncepcji D a r w i n o w s k i e j teorji r o ­
z w o j u t. j . w pr/.yjgciu j e j wraz z szeregiem określników,
z uwzględnieniem s z c z e g ó ł o w y c h p r a w r o z w o j u , z p o d t r z y m u ­
jącą j e indukcją, czytelnik uzna zbyteczną pedanterię, - - to
przechyli szalę na korzyść n a u k o w o ś c i p r z e c z u ć pana
P i e ń k o w s k i e g o ( w ślad za Nictzehem) i podzieli j e g o zarzut
0 mojein „ d o k t r y n e r s t w i e " . Jeżeli natomiast czytelnik nie z g o ­
dzi się na wyciskanie z naukowej teorji tylko soku (a la pan
P i e ń k o w s k i ) , jeżeli np. nie będzie w stanie brać teorji e w o l u ­
cji Spencera w odosobnieniu o d wskazanych przez niego p r a w
( w i ę k s z a dyiïerencjacja i t. p.), jeżeli przyzna mi, że wyłuskanie
z teoz-ji D a r w i n a tylko j ą d r a — „ f a k t u p r z e m i a n w w y ż ­
szym kierunku"
roztapia daną teorję naukową w m g l i ­
stym romantyzmie Schellinga lub Schleierinachera, że przy takiem wyciskaniu soku i obnażaniu j ą d r a D a r w i n i z m stać się
może Ilegelianizmem lub jakąś przeczuciową filozoficzną teorją
r o z w o j u któregoś z greckich myślicieli, j e ż e l i , jednem słowem,
czytelnik nie zgodzi się na odrzucanie charakterystycznych r ó ­
żnic, metod, p r a w , sposobów i t. d. — to zgodzi się raczej ze
mną, niż z p. P i e ń k o w s k i m , i zarzuci temu ostatniemu nie brak
doktrynerstwa, ale... d o k t r y n y .
W t e d y , wiązanie idei D a r w i n a i Nietzschego na zasadzie
dość luźnych i o g ó l n i k o w y c h aualogji może nie w y d a się c z y ­
telnikowi słusznem — wtedy czytelnik może p r z y p o m n i sobie,
że sam Nietzsche nieco sceptycznie odnosi się do o d k r y ć s w o ­
j e g o j a k o b y „ d u c h o w e g o o j c a " , D a r w i n a , wskazując, że w y ­
starczają do czynienia ich „niejaka ciasnota poglądu, suchość
1 pilność — czysto angielskie właściwości d u c h a " ( Z tamtej
strony d o b r e g o i złego § 8 5 3 ) . W t e d y czytelnik raczej p o ł o ż y
nacisk na skontrolowanie słuszności zestawień, z któremi d o p i e r o o b e c n i e wystąpił mój p r z e c i w n i k i które w dalszym
ciągu uważa za m n i e j
w a ż n e , g d y my stawiamy na nich
akcent g ł ó w n y .
Niesłusznie skazuje mnie m ó j przeciwnik na samobójstwo
d u c h o w e , przypisując mi, że nie wiem, iż „ p r z e w i d y w a n i e jest
n a j w y ż s z y m zaszczytem naulii." T a k , ale posiada ono n a u ­
kową
w a r t o ś ć , mojem zdaniem, tylko w tym w y p a d k u ,
g d y zawiera w sobie pewne cechy określone. L e Verrière o d g a d u j e z perturbacji LTrana nową planetę i w y l i c z a
czas
i miejsce zjawienia się Neptuna, a teleskopy odnajdują go
w o k r e ś l o n y m punkcie przestrzeni i w
określonym
.momencie czasu. W s p a n i a ł a d e d u k c j a Newtona niebawem u b i e ­
ra sio w szaty p r a w m a t e m a t y c z n y c h .
Robert Mayer,
o d k r y w a j ą c p r a w o zachowania energji, nie jest
gołosłow­
n y m prorokiem, c h o ć dokładniejszego d o w o d o w e g o uzupełnie­
nia o c z e k i w a ć musi aż od Helmholtzą... I n a c z e j , nie wiem d o ­
p r a w d y , co dzieli naukową hypotozę od wizji; nie wiem, co
przeszkodzi nam M i c k i e w i c z o w s k ą wizję „czterdziestu czterech"
traktować, jako pogląd naukowy?
T y l e — w ramach ścisłego sporu...
P o usunięciu przecie zasadniczego nieporozumienia, a m i a ­
nowicie po przerzuceniu „ n a d c z ł o w i e k a " w niedojrzałą, n i ez m ie rn ie oddaloną
p r z y s z ł o ś ć, spór mój z p. P .
właściwie traci na wadze, staje się sporem q w i z j ę , sprzeczką
o zasadność r ó ż o w e g o lub szarego koloru przeczuć o p r z y s z ł o ­
ści istot ludzkich na ziemi... W sporze o tę w i z j ę , powinniśmy
o b y d w a j a p e l o w a ć do o d l e g ł y c h p o t o m k ó w , na k t ó r y c h sąd
g o t ó w jestem czekać po śmierci niemniej cierpliwie, niż pan
Pieńkowski.
A l e i tu nie u c h y l a m się od kilku wyjaśnień (za ż y c i a ) ,
czemu b a r w a moich przeczuć jest szara, g d y p. P i e ń k o w s k i
woli oddawać- się r ó ż o w y m przeczuciom. Zastrzegam się, że
wszystko, co niżej rzeknę, z natury przedmiotu, nosić może
tylko charakter hypotetyczny; czytelnik może wtedy dowolnie,
zależnie od usposobienia u m y s ł o w e g o , przechylić się ku mojej
wierze lub podzielić wiarę p. P i e ń k o w s k i e g o .
W i e r z ę w niezmierny rozwój człowieka, ale w gatunek
n o w y „nadczłowieka'" nie wierzę. O t o d l a c z e g o :
1) G d y dzikiego t r o g l o d y t ę , mieszkającego w jaskiniach,
karmiącego się ciałem s w o j e g o w r o g a - c z ł o wieka, bijącego p o ­
k ł o n y kamieniom i zwierzętom, opętanego strachem, oddanego
na łaskę ż y w i o ł ó w , p o r ó w n y w a m z dzisiejszym u c y w i l i z o w a n y m
człowiekiem, zwycięzcą, sił natury, porozumiewającym się w m i ­
nutę z oddalonemi mieszkańcami g l o b u , szybującego w p o w i e ­
trzu i po w o d a c h , mającym pojęcie o nieskończoności, w y d a j ą ­
c y m ideał wszystko-ogarniającej miłości, — w i d z ę przepaść na
pozór niezgłębioną. A przecie wiem, żc nauka, wiążąc te d w a
o l b r z y m i o odlegle o g n i w a w j e d n e m p o j ę c i u
człowieka,
postąpiła słusznie. B o ć przepaść nawet m i ę d z y dzikim c z ł o ­
wiekiem a najbardziej inteligentnem zwierzęciem jest większą...
P o ć między o w y m troglodytą a dzisiejszym człowiekiem o d n a ­
leziono łączące mosty, nakazujące m ó w i ć nie o r ó ż n i c y g a t u n ­
k ó w , ale o e w o l u c j j i w g r a n i c a c h j e d n e g o ^ g a t u n k u .
W y d a j e mi się, że nawet największe przyszłe różnico podobnie
usprawiedliwią tylko pojęcie o ewolucji gatunku ludzkiego,
a nie o powstaniu „ n o w e g o g a t u n k u " .
Właśnie
świadomy
r o z w ó j h i s t o r y c z n y , właśnie spostrzegana przez nas c i ąg ł o ś ć r o z w o j u , właśnie j e d n o ś ć o w y c h „ m o s t ó w " do „ n a d c z ł o ­
w i e k a " , właśnie powolność narastania zmian i obserwacja z b o ­
czeń w kierunku wyższym nie pozwoli na rzucenie g r a n i c z n e j linji pomiędzy d a w n y m i j a k o b y n o w y m gatunkiem c z ł o ­
wieka. Będzie w y ż s z y człowiek... n i g d y zaś n o w y gatunek!...
2 ) K i e d y myślę o tein, co jest najcudowniejsze w u m y słowości człowieka, sądzę, że jest to z d o l n o ś ć d o
abstra­
k c j i . O n a to zapewnia wspaniały rozwój ludzkiemu g a t u n ­
k o w i . J a k i k o l w i e k będzie u m y s ł o w y r o z w ó j człowieka, j a k ­
k o l w i e k daleko zajdzie, j a k i e k o l w i e k wynalazki i o d k r y c i a
eia przyniesie, — podłoże pozostanie to samo: zdolność do a b ­
strakcji, właściwa j u ż gatunkowi
ludzkiemu i niezmienna
w swojej istocie. B ó ż n i c a m i ę d z y groszem i miljardem groszy
jest tylko różnicą b o g a c t w a , a nie istoty pieniądza.
Dlatego
mniemam, że r ó ż n i c a g a t u n k o w a nastąpić m o g ł a b y t y l k o
przez przełom w charakterze umysłowości l u d z k i e j , przez z j a ­
wienie się nowej w ł a d z y m y ś l o w e j , przez przekroczenie tych
granic poznania, które określić próbowali najświetniejsi m y ­
śliciele (np. D u B o i s R c y m o n d ) , przez zmianę naszego d y s k u r s y w n e g o myślenia, przez uniezależnienie charakteru naszego
poznania od zmysłów i t. p. A w takie zmiany — niechaj w y ­
baczy mi p. P i e ń k o w s k i — nie wierzę.
3 ) P . Pieńkowskiemu wydaje się, że z d r u z g o c z e mój sce­
p t y c y z m powołaniem się na wieczny czas, leżący przed nami
i m o g ą c y przynieść zmiany nieobliczalne ( ? ) . P o z w o l ę sobie
przeciwstawić pięknej i szlachetnej wierze p. P i e ń k o w s k i e g o
d w a argumenty mojej niewiary. P o pierwsze, sądzę, że d y solucja jest takiem samem p r a w e m , j a k i e w o l u c j a , że p r z e c i w
tezie' nieskończonego postępu powstaje groźnie antyteza — n i e ­
skończonego rozkładu, że w syntezie otrzymamy ciągle n i ­
szczony, ciągle psujący się, t. j . o g r a n i c z o n y r o z w ó j . Jeżeli
olbrzymie przedpotopowe stworzenia w y g i n ę ł y , bo p r z e k r a c z a ­
ł y oczywiście pewną miarę fizycznego wzrostu, u m o ż l i w i a j ą ­
cą utrzymanie się ich na ziemi, to sądzę, że r o z w o j o w i „ m a s t o dontów u m y s ł o w y c h " podobnie przeszkodzi jakaś tkwiąca f a ­
talnie w naszej n e r w o w e j organizacji granica; może dlatego
na delikatniejsze organizacje n o r w o w o - m ó z g o w e tak często
spada szaleństwo. W tera tkwi. kres dla wcielenia się baśni
0 n a d c z ł o w i e k u . W z n o s z ą c się u m y s ł o w o , zmierzamy ku c h a r ­
łactwu fizycznemu. K r z e p n ą c fizycznie, obniżamy subtelność
1 delikatność ducha. Sławiona zaś harmonja r o z w o j u
fizycz­
nego i d u c h o w e g o mieści w sobie zadatki miarkowania r o z ­
w o j u , dwojaką ( a c z k o l w i e k rozumną) gl'anice... P o w t ó r e o b o k
tezy rozwoju (bądź w kierunku postępowym, bądź r o z k ł a d o ­
w y m ) nie zawadzi postawić na m o c y indukcji tezę niezmienno­
ści gatunków. Istnieje pewna stałość w powtarzaniu się form
z w i e r z ę c y c h . Jeżeli w i e r z y ć w r a z z p. P i e ń k o w s k i m t y l k o
w czas, przynoszący' zmiany w kierunku w y ż s z y m , to należa­
ł o b y d z i w i ć się, że, nie bacząc na poprzedzający nas olbrzymi
przeciąg czasu, dotąd nie w y g i n ę ł y pierwotniaki, z w i e r z o k r z e ­
w y , ba! c h o ć b y rośliny, należałoby o c z e k i w a ć raz jeszcze od
zwierzokrzewu... człowieka, należałoby spodziewać się, ż c na
znacznej przestrzeni historycznego r o z w j u dają się wyśledzić
pewne postępowe zmiany w e w o l u c j i małp ku
najbliż­
szej formie — człowieka... B o ć j e ż e l i e w o l u c j a jest prawem
wiecznie czynnem, to g d y c z ł o w i e k zmierza do n a d c z ł o w i e k a ,
małpa winna zmierzać do Człowieka i t. d., i t. d. Jeżeli zaś
stałość cech g a t u n k o w y c h gra główną rolę, a gatunki nowe
powstają na drodze p r z y p a d k o w y c h , c u d o w n y c h , niepojętych
zmian, to wolno w i e r z y ć w stałość gatunku c z ł o w i e k a , nie
k ł o p o t a ć się wzorem p, P i e ń k o w s k i e g o tem, „ c o się stanie
z c z ł o w i e k i e m " ( p o r . pierwszy a r t y k u ł p. P . ) i wiarę w z b o ­
czenia w kierunku „ n a d c z ł o w i e c z y m " zaliczyć... do wizji nie­
naukowych.
:
W ó w c z a s może wolno będzie j e ź d z i ć j e d n y m na „ k o n i ­
kach o k l e p a n y c h " , skoro inni dosiadają nieujeżdżonych r u m a ­
k ó w , z których...' spaść' łatwo. Jest to rzecz gustu... R o z s t a ­
j ą c się z p. P i e ń k o w s k i m chętnie ustępuje mu j o g o rumaka,
g d y chodzi o kwestje naukowe; niechaj on mi w t y m w y p a d ­
ku pozostawi mojego konika. G d y j e d n a k c h o d z i ć będzie
o wizje poetyczne, chętnie i przyjaźnie śledzie będę za biegiem
G
L
j e g o wizji... Czy potrafię je dzielić, czy nie potrafię — to j u ż
sprawa barwy usposobienia, sprawa raczej serca, niż myśli! ' ) .
LEO
pELMONT.
P o n i e w a ż p. Belmont sprowadza spór na zbyt j u ż miar­
ce tory, w i ę c o d p o w i e m mu punktami ogniskującemi całą treść
sprawy.
1. Najsuchszy pedant uczony bez o b a w y „roztopienia się
w mglisty r o m a n t y z m " streści D a r w i n a w tem zdaniu: „ Ż y ­
c i e organiczne na ziemi r o z w i j a ł o się drogą przemian k o l e j ­
n y c h od najniższych g a t u n k ó w do n a j w y ż s z e g o " .
Darwinizm
w ten sposób streszczony n i g d y w ż y c i u nie może się stać
H e g e l i a n i z m e m , ani żadnym innym izmem. „ M e t o d y , p r a w a ,
sposoby i t. d.", j a k i e m ! postępował i j a k i e o d k r y w a ł l u b w y ­
n a j d y w a ł D a r w i n , mogą b y ć (i są j u ż ) p o p r a w i a n e , z m i e ­
n i a n e , o d r z u c a n e , a mimo to teorja j e g o , j a k o trwała z d o ­
b y c z n a u k o w a , zostanie na zawsze związana z j e g o imieniem,
g d y z darwinizm to nie te lub owe szczegóły, „metody, prawa,
i s p o s o b y " , ale ta właśnie m y ś l p o d s t a w o w a , która w y ­
różnia się dobitnie o d wszystkich innych w świecie ducha
ludzkiego.
T y m sposobem opierając związek idei Nietzschego z teo­
rja D a r w i n a na „obnażonem j ą d r z e " tej teorji, postąpiłem ś c i ­
ś l e n a u k o w o , chociaż nie w myśl d o k t r y n y o „metodach,
prawach i sposobach".
2. D w i e te ideje wiążą się same nie na podstawie anal o g j i , ale na tym fakcie, że to samo, co jedna o d k r y ł a w prze­
szłości, d r u g a przewiduje w przyszłości. G d y b y , wraz z i m i e ­
niem D a r w i n a , nie spadła na g ł o w y ludzkie „straszna n o w i ­
n a " , że p o c h o d z i m y od gatunków niższych, to istotnie n i e p o d o ­
bna b y ł o b y w y o b r a z i ć sobie, s k ą d s i ę w z i ę ł a jeszcze „strasz­
niejsza n o w i n a " , że z nas powstanie w daszym ciągu gatunek
wyższy!
Nietzsche mówiąc o d u s z a c h takich, j a k D a r w i n , M i l i
i Spencer, p o w i a d a , że „ d o n a u k o w y c h o d k r y ć w rodzaju
D a r w i n a , ^wystarcza pewna ciasnota, suchość i pilność — s ł o ­
wem coś z angielszczyzny". R z e c z widoczna, że te o d k r y c i a
D a r w i n a Nietzsche traktuje, j a k o r z e c z przyznaną i przyjętą
przez siebie, a m ó w i t y l k o o t e m , o b / w y s t a r c z a do r o ­
bienia takich o d k r y ć . P o m i m o , że pan :'B. z tak pewną miną
s k r z y w i ł tak jasną myśl, argument ten spalił mu na panewce.
3. P a n P>. p o r ó w n y w a ideję o n a d c z ł o w i e k u z p r z e p o ­
wiedniami j u ż sprawdzonemu• Skoro , m a m y o p r z e ć się na
p o r ó w n a n i u , to proszę p o r ó w n y w a ć rzeczy
współmierne,
a w i ę c niesprawdzone jeszcze p r o r o c t w o Nietzschego z również
niesprawdzonemi jeszcze hypotezami n a u k o w e m i , n p . z h y p o tezą m g ł a w i c o w ą L a p l a c e ' a , z hypotezą Zoili nera i t. p.
Wi­
dzę, że istotnie pan B . nie w i e , ce dzieli hypotezę naukową
o,d wizji.
:
r
Hypotezą ma wartość naukową nie w ó w c z a s , g d y „ z a ­
wiera w sobie pewne cechy określone" ( b o to jest k o m u n a ł ) ,
ale w następnych d w ó c h w y p a d k a c h : 1° g d y , opierając się na
p e w n y c h d a n y c h naukowych", njmuje pewien szereg zjawisk
w jedną całość "i konsekwentnie j e objaśnia; i 2° g d y , o p i e r a rając się na pewnej, j u ż istniejącej teorji n a u k o w e j , p r z e ­
w i d u j e o d b y w a n i e się zjawisk, przez tę teorję o m a w i a n y c h ,
w przyszłości.
T e n zwłaszcza drugi w y p a d e k stosuje się właśnie do idei
o powstaniu gatunku w y ż s z e g o , nadczłowieka — tak, że nawet
stałe z mojej strony nazywanie tej idei „ i d e j ą " , albo „ p r o r o c ­
t w e m " można u w a ż a ć n a u k o w o za z b y t n i ą o s t r o ż n o ś ć .
')
Uwaga.
Uczciwość polemiczna nakazuje mi odpowiedzieć na
jedno wezwanie p. Pieńkowskiego.
Przyznaję, że Nietzsche w Zaratustrze nie podaje wyraźnie charakterystyki nadczłowieka; ale, że wska­
zuje prowadzące doń „mosty", ¿ 0 uczy, jaka. jest doń drogo, sądzę, że
nie będzie błędem logicznym szukanie w naukach moralnych Nietzsche­
go charakterystycznych cech, których rozwój określi fizjognoinję „nowe­
go gatunku".
Inaczej mój przeciwnik przyznać musi, że cały ów „nadczłowiek" nietylko jest wizją, ale najbledszą ż wizji, bo zupełnie bladą,
nieokreśloną, ogołoconą z wszelkich cech... \ Co się wówczas stanie
z twierdzeniem p. Pieńkowskiego, że taka wizja działa, wpływa, przera­
dza się w czyn... skoro jest tylko próżnym dźwiękiem! —- Na niniej­
szym artykule kończę polemikę z mojej strony, bo obawiam się, że spór
o wizje w m o j e j
interpretacji juź zmuyl czytelnika.
Jeżeli p. Pień­
kowski zechce na ten-artykuł odpowiedzieć, życzę mu, aby szczęśliwszy
bvł odemnie w tym względzie.
O
S
699
4. S p ó r nasz b y n a j m n i e j nie stracił na w a d z e z chwilą,
g d y pan B. zrozumiał, że idzie tu o daleką p r z y s z ł o ś ć , — i nie
stał się przeto sporem o w i z j ę . Samo j u ż uzasadnienie teorji
o r o z w o j u życia organicznego jest uzasadnieniem n a u k o w e m
idei o n a d c z ł o w i e k u ; a to tak samo, j a k uzasadnienie teorji
0 stygnięciu ziemi jest uzasadnieniem n a u k o w e m h y p o t e z y o z a ­
stygnięciu w przyszłości słońca. H y p o t e z y pana B. o „ n i e ­
zmiernym r o z w o j u c z ł o w i e k a " nie nazwę przecież wizją
dla
t e g o , że d o t y c z y ona n i e z m i e r n e j p r z y s z ł o ś c i .
5. C ó do pierwszego punktu wyznania w i a r y pana B.
zapytam go tylko: Skoro „ n a j w i ę k s z e " różnice między g a t u n ­
kami niższemi a człowiekiem „ u s p r a w i e d l i w i a j ą
poję­
c i e " o powstaniu z tych g a t u n k ó w n o w e g o g a t u n k u „ c z ł o ­
w i e k " ; to dlaczego r ó w n i e ż „ n a j w i ę k s z e " różnice „ p r z y ­
s z ł e " mają u s p r a w i e d l i w i ć „ t y l k o pojęcie o ewolucji gatunku
l u d z k i e g o , a nie o powstaniu „ n o w e g o g a t u n k u " ?
Co do d r u g i e g o punktu w i a r } ' pana B. zapytam go t y l ­
k o : Skoro tak „ c u d o w n a z d o l n o ś ć d o a b s t r a k c j i "
zja­
w i ł a się w n o w y m g a t u n k u — w c z ł o w i e k u , to dlaczego w d a l ­
szym procesie zmian nie może się z j a w i ć r ó w n i e ż „ c u d o w n a
1 nowa władza m y ś l o w a " , która w e d ł u g pana B. b y ł a b y w ł a ś ­
nie jeżeli nie jedyną, j a k on sądzi, to jedną z „ r ó ż n i c g a t u n k o w y c h"?
W trzecim punkcie swego wyznania w i a r y pan B. tak
zmącił Wodę, że istotnie usprawiedliwiona jest j e g o o b a w a
o czytelnika. P o piewsze, dysolucję postawił on j a k o antyte­
zę ewolucji — i w y p r o w a d z i ł stąd syntezę: „ r o z w ó j o g r a n i c z o ­
n y " . Jest to g r u b a , niezręczna sztuczka logiczna, obliczona
c h y b a na nieuków.
D y s o l u c j a działa w g r a n i c a c h cech
g a t u n k o w y c h , albo poprostu w granicach praw fizycznych; d y ­
solucja w b j o l o g j i nazywa się hamowanie p r z e z - p r z y r o d ę r o z ­
w o j u danycli cech po za pewną miarę (wzrostu c a ł e g o ciała,
rozrostu o r g a n ó w i t. p.), a ewolucją w b i o l o g j i n a z y w a się
r o z w ó j na podstawie nabywania n o w y c h cech. Jakże można
j e d n o drugiemu przeciwstawiać i w y p r o w a d z a ć jeszcze z tego
„syntezę"!!!
P o w t ó r c szkoda, że pan B . zanim zaczął p o b i j a ć tezę "
„ r o z w o j u " tezą „niezmienności g a t u n k ó w " i n a o d w r ó t , nie p o ­
myślał głębiej nad tem, że d w a te zjawiska są r ó w n o l e g ł e ,
że „niezmienność g a t u n k u " jestto właśnie g a t ę ź
głównego
p n i a , t. j . r o z w o j u . G a ł ę ź zostaje na b o k u w postaci g a t u n ku t r w a ł e g o , zastygłego niejako, gatunku, który nie ma j u ż
przed sobą r o z w o j u , ale tylko trwanie. T e zaś t y p y , które
łączą gałęż niższą z wyższą, ten kawałek pnia, mający w s o ­
bie siły t w ó r c z e w y d a j e z siebie nową, wyższą g a ł ę ź i ginie.
Na tem oparte jest drzewo genealogiczne r o z w o j u g a t u n k ó w .
T e m się tłómaczą luki w teorji D a r w i n a , luki, k t ó r y c h w i d o ­
m e g o zapełnienia żądają d o k t r y n e r z y , ale nie ludzie nauki.
S p r a w a ta nie jest jeszcze wyjaśniona i posiadamy co d o .
niej tylko hypotezy. K a ż d a z tych hypotez w y s z u k u j e i p o ­
daje różne p r z y c z y n y o w e g o zastygania g a t u n k ó w z jednej
strony, a przeobrażania się i ginięcia t y p ó w p r z e j ś c i o w y c h
z d r u g i e j . A l e ż a d n a nie przeciwstawia r o z w o j o w i — n i e ­
zmienności g a t u n k ó w , g d y ż w takim razie należałoby o d r z u c i ć
całą teorję ewolucji i stanąć na stanowisku osobnych aktów
stworzenia.
Albo-albo.
P a n B . postępuje n i e n a u k o w o i nielogicznie, t r z y m a ­
j ą c się raz tego raz o w e g o stanowiska, a w końcu oświadczając,
że skoro są d w i e tezy takie, to „ w o l n o w i e r z y ć w stałość g a ­
tunku".
6. W u w a d z e swej pan B. zaznacza, że skoro Nietzsche
nie charakteryzuje nam o w e g o „ n a d c z ł o w i e k a " , te jest to n a j ­
słabsza z j e g o wizji i j a k o taka nie może działać. P o w t a r z a m ,
że pan B. przeczy tu sam sobie. B o skoro stoi on na stano­
wisku „ n a u k o w e m " , to j a k ż e może od p r z e w i d y w a n i a zjawiska
tak skomplikowanego w y m a g a ć czegoś więcej nad p r z e w i d y ­
wanie samego tylko f a k t u powstania tego zjawiska?
Wów­
czas w ł a ś n i e — - p o w t a r z a m — g d y b y Nietzsche d a ł s z c z e g ó ł o w y
obraz tego gatunku przyszłego — w ó w c z a s w ł a ś n i e b y j ł a by to w i z j a .
A teraz j a k o p r z e w i d y w a n i e nagiego faktu
jest — z punktu widzenia uczonego — h y p o t e z ą
naukową,
dla mnie zaś, j a k o nieuczonego, p r o r o c t w e m .
7. P a n B . k r z y w i ą c wielokrotnie moje myśli, lub p o d ­
suwając mi swoje, k r z y w i ą c r ó w n i e ż myśli Nietzschego oraz
teorję e w o l u c j i , na tem opiera swoją polemikę. M i ę d z y innemi wmawia mi np., że „ w i e r z ę t y l k o w czas, przynoszący z m i a ­
ny w kierunku w y ż s z y m " , podczas g d y j a m ó w i ł e m ciągle
o „ w i e l k i e j p r a c y p r z y r o d y " , o drodze b j o l o g i c z n e j " i t. p.
Nieścisłość taka m o g ł a b y mnie z g ó r y u w o l n i ć od o d p o ­
wiedzi, g d y b y nie to, że tu nie o pana ii. chodzi, ale o f o -
700
Ci
i.
r u m p r z y z w y c z a j o n e niestety do o w e j „ S z t u k i prowadzenia
s p o r ó w , " , o j a k i e j pisał swego czasu Schopenhauer.
Z wielu jeszcze „ n i e p o r o z u m i e ń " moich z panem 13. z o stawiam sobie na przyszłość omówienie w osobnym artykule
roli, jaki} gra duch w kształceniu się bjologicznom człowieka,
.Dziś nie chcę j u ż n u ż y ć
siebie i innych
tak dużą pracą,
praca nie tyle serca, żołądka i wątroby, j a k sądzi pan B., ile
właśnie myśli.
J3T. p i E Ń K o y i - S K i .
O
c
i
1
r,
d
r
c
S

Podobne dokumenty