Po południu w Judenfeldzie lało jak z cebra. Deszcz z - Zysk i S-ka

Transkrypt

Po południu w Judenfeldzie lało jak z cebra. Deszcz z - Zysk i S-ka
8
Po południu w Judenfeldzie lało jak z cebra. Deszcz z gradem.
Uliczki zamieniły się w rwące potoki. Konopiuki zrezygnowali
z wyprawy w góry, a raczej pogoda zrezygnowała za nich. Siedzieli w saloniku przy herbatce i placku z wiśniami, który podrzuciła im Karin, zaprzyjaźniona katoliczka. Żyła w tak zwanym
małżeństwie lewirackim. Po tragicznej śmierci męża wyszła za
jego brata. Ale nowy mąż był mężem tylko w nocy, w ciągu dnia
zajmował się stuhektarowym gospodarstwem. Tak więc Karin
często przesiadywała u Konopiuków.
— Zdenerwował niebiosa — wyjaśniła Agnieszka, patrząc
w tonący świat za oknem. — Ilekroć głupio gada, prędzej czy później leje.
Mateusz siedział skruszony, ale uśmieszek nie schodził mu
z kącików ust.
— Trochę z tą świnią dzisiaj przesadziłeś. Heidrun dostałaby
zawału.
— No widzisz, tyle radości byłoby z powodu jednego nieudanego kazania. — Zasłonił dłonią usta. — Nie powinienem tak żartować — skarcił siebie. — Nawet jędze mają swoją godność. —
A potem zwrócił się już poważnie do Wacława: — Słuchaj, tu dla
99 procent Austriaków Bogiem są góry i narty. To jest ich alfa
i omega. Muszę zrobić coś takiego, żeby którejś niedzieli zamiast
w góry wybrali się do kościoła. To jest moja jedyna szansa. Inaczej
47
będę gadał do pustych ścian. A raczej w ogóle nie będę gadał, bo
rada parafialna mnie zwolni.
— Wyluzuj, chociaż w niedzielę. Nie zwolnią cię, nie masz
konkurencji. — Agnieszka udała, że bolą ją zęby od tego gadania.
Konopiuk wzniósł oczy do nieba.
— I jak tu nie zazdrościć katolickim kolegom celibatu. —
Spojrzał udręczony na Wacława. — Pokażę ci coś. — Kiwnął
palcem, podrywając się od stołu. — Nasze cytrynowe listy...
— Twoje — poprawiła go żona.
Zniknął, a po chwili przyniósł czerwony kartonik, z którego
wyciągnął spięte gumką koperty.
— Listy do moich rodziców pisane z Tauplitz albo inaczej
z White Shirt.
— Tauplitz to znaczy White Shirt?
— White Shirt to znaczy biała koszula, ale powoli... Pewien
Austriak, w czasie wojny działający w konspiracji, poradził mi,
jak pisać listy do Polski, żeby obejść cenzurę. Mówię o czasach
stanu wojennego. Zobacz. — Mateusz wyciągnął dwukolorowy
list, jedna linijka pisana długopisem, druga jakimś kiepskim brązowym cienkopisem.
Wacław spojrzał pytająco.
— Pisałeś na lipę — objaśnił Konopiuk — a między linijkami
wstawiałeś prawdziwy tekst sokiem cytrynowym. Nadawca bierze, prasuje to żelazkiem i wyłaniają się literki. To rodzaj sympatycznego atramentu.
— Proste.
— No nie tak bardzo, zadziałało dopiero po paru miesiącach.
Początkowo ojciec nie zorientował się, że list ma dwie warstwy.
I zobacz ten nagłówek: White Shirt, 21 stycznia 1982.
— To jakaś wioska obok Tauplitz?
— Zaraz ci wytłumaczę. Ojciec nie rozumiał zupełnie, dlaczego piszę mu takie bzdury. Tekst długopisem: „Pogoda u nas wspa48
niała. Cały czas słońce. Jedyne zmartwienie, że tego roku jak zwariowane powychodziły mi piegi. Nigdy przecież nie miałem piegów. Kolega jednak dał mi sposób i piję dużo soków z selera. Bardzo was proszę, byście do mojego przyjazdu podlewali fikusa”.
A teraz zobacz tekst pisany cytryną: „Od dwóch miesięcy siedzimy w Tauplitz. Pracuję w stolarni i czekam na wizę do Australii.
Kolega, który już zainstalował się w Melbourne, rozmawiał w mojej sprawie z proboszczem polonijnej parafii... Czy doszła paczka
z proszkiem i oliwą? Ostatnia paczka była za ciężka o 5 deko i musiałem wszystko rozpakowywać. Austriacy są strasznymi skrupulantami, bez odrobiny szaleństwa”.
Przez pierwsze miesiące ojciec nie chwytał, o co chodzi. Po
tym liście o piegach napisał mi, że księdzu nie przystoi się martwić
o takie rzeczy. I że mam uważać, bo sok z selera wzmaga potencję
i mogę mieć kłopoty.
— A to dobre! — roześmiał się Groser.
— Nie miałem pojęcia, że ten sok tak działa. — Mateusz rozłożył ręce. — Chlapnąłem cokolwiek. Dowiedziałem się, że w Wolnej Europie czytają najważniejsze informacje od emigrantów do
ich rodzin. No więc wysłałem list na skrzynkę pocztową do Monachium. Wiedziałem, że ojciec słucha „frajerki” dzień w dzień, no
i doszło do niego: „Mateusz z Austrii prosi ojca, by koniecznie prasował białe koszule żelazkiem”. Cud, zadziałało, chyba za drugim
razem ojciec zrozumiał. Po jego śmierci matka dała mi te listy.
— O Agnieszce też napisałeś mu sokiem cytrynowym?
— Nie... Dowiedzieli się o niej tu, na miejscu. To znaczy
w Wiedniu. Dotarli do nas, a raczej do mnie w 87 roku. Maluchem,
który rozkraczył im się na autostradzie i musieliśmy go ściągać. Kiedy dowiedzieli się, że przyjechali na nasz ślub, to znaczy, że w ogóle istnieje Agnieszka, o mało nie padli trupem. Gdyby maluch nie
był zepsuty, pewnie natychmiast by wracali. Mieszkaliśmy wtedy
w kawalerce. No więc przez sześć tygodni w czwórkę byliśmy ra49
zem na dwudziestu pięciu metrach kwadratowych. Ja z Agnieszką
spaliśmy w kuchni.
— Ładna mi kuchnia. To była po prostu wnęka. — Agnieszka
otrząsnęła się ze wstrętem na to wspomnienie.
— Podziwiam... — skomentował Groser.
— Raczej powinieneś współczuć. Nie wiem, jak to przeżyliśmy. Ojciec całymi dniami reperował na chodniku malucha. Ponumerował sobie płytki chodnikowe i porozkładał na nich części.
Przechodnie zgłupieli. Nie widzieli takiego zjawiska. A on jeszcze
na dodatek słuchał na cały głos Wolnej Europy.
Wacław kręcił głową z niedowierzaniem.
— No ale rozumiem, że po ślubie rodzice zmiękli — próbował
znaleźć rozwiązanie.
— Nie, dla ojca ślub był protestancki, więc go nie przyjmował
do wiadomości. Zamiast życzeń powiedział Agnieszce, że zniszczyła mi życie... A potem pił razem z „pastorem”. Słowo „ksiądz”
by mu nie przeszło przez usta. Rozdzielił tę rzeczywistość. Powiedział: „Trudno, zaplanowałem przyjazd na sześć tygodni i trzeba
to przeżyć”.
Groser nie mógł się powstrzymać od uśmieszku.
— Co jest? — spytał zdezorientowany Mateusz.
— Przepraszam, ale przyszedł mi do głowy pewien tekst Erazma z Rotterdamu...
— Jaki?
— Coś takiego, że niektórzy nazywają reformację tragedią,
a on ją nazywa komedią, bo jak w komedii, wszystko kończy się
małżeństwem.
— Wiedziałem od początku, że w końcu się odsłonisz — rzekł
z udawaną goryczą Mateusz.
— Wybacz... — Wacław udał skruszonego.
Na twarzy Konopiuka malował się rodzaj ciepłego, tajemniczego dystansu wobec całej historii. Agnieszka wyszła zatelefonować.
50
— Ojciec nie przeczuwał, że w twoim życiu jest kobieta? —
spytał Wacław, gdy zostali sami.
— Nie, nikt nie wiedział oprócz dwóch osób. Przyjaciółki
Agnieszki i mojego dziadka. Dziadek był jednocześnie moim ojcem chrzestnym. Był więc jakoś odpowiedzialny za moją duszę...
Pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Siedziałem z nim na murku
płotu. Zdradziłem mu, że nie wyjeżdżam sam. Uśmiechnął się
i powiedział, że to jest najlepsze, co w życiu robię. „Chłop bez kobiety nie wytrzyma”. Był założycielem PPS w naszym powiecie.
Dziadek żył od naszego przyjazdu do przyjazdu. Ojciec nie mógł
tego zdzierżyć. Zemścił się. Dziadek chciał umrzeć, kiedy będę
w Polsce. Wyobraź sobie, że na trzy dni przed wyjazdem do Austrii, w środę siedzimy w pokoju i nagle lampa pękła, rozsypała
się w drobny mak. Po jakimś czasie przybiega brat ojca. Mieszkał razem z dziadkiem jakieś dwieście metrów od nas. „Dziadek
umarł”... Nie wierzę w takie rzeczy, te znaki, ale tak się zdarzyło. Lampa pękła. Musieliśmy wyjechać najpóźniej w sobotę, bo
w niedzielę miałem pierwsze nabożeństwo po wakacjach. Nikt nie
był w stanie mnie zastąpić. Byłem przekonany, że pogrzeb będzie
w sobotę, ale ojciec zarządził, że odbędzie się w poniedziałek.
Wszyscy musieli mu być posłuszni. Zemścił się, uderzył w to, co
było dla mnie najcenniejsze... Prócz zemsty był drugi powód, dla
którego to zrobił. Rodzina nie mogła zobaczyć Mateusza-protestanta i jego ateistycznej — jak mówił — rodziny. Naszych dzieci
nigdy w życiu nie przytulił, nie wziął na kolana. Wszystko w nich
go denerwowało. „Szwargoczą te małe ateisty... Luterki”...
Mateusz odpłynął. Przeżywał na powrót gorzkie chwile. Po
minucie spytał:
— A wiesz, że ojciec Lutra dopiero, gdy ten mu pokazał wnuka, wziął dzieciaczka w ramiona i powiedział synowi: „Teraz
wiem, że życia nie zmarnowałeś”. A całe życie z nim walczył...