Dr Jan Sowa – transkrypcja wypowiedzi

Transkrypt

Dr Jan Sowa – transkrypcja wypowiedzi
Dr Jan Sowa – transkrypcja wypowiedzi
Przestrzenie kreatywne - seminarium „Kultura i rozwój” - Warszawa 9.06.2010
Dziękuję za zaproszenie na to seminarium, chociaż wydaje mi się, że to, o czym będę chciał
mówić i cała działalność Goldexu nie do końca pasuje do kontekstu i tematyki, ale to
państwo ocenią. Nie mam żadnej prezentacji, nie wiem, czy państwo słyszeliście o nowej
rozrywce - nazywa się Power Point Karaoke i polega na tym, że dostaje się losową
prezentację, do której trzeba improwizować. To jest moim zdaniem jedyne ciekawe
wykorzystanie Power Pointa.
Chciałbym na początek powiedzieć parę słów o punkcie, z którego będę mówił, bo to
jest bardzo istotne. W grupie osób biorących udział w tym seminarium jestem jedynym
hobbystą, tzn. nie zajmuję się tym, o czym będę mówił, zawodowo. Zawodowo jestem
socjologiem, pracuję na UJ, a Goldex Poldex to moje hobby. Nie wiem, czy państwo
widzieliście film „Scanner darkly”, tam plot jest taki, że policjant - detektyw śledzi dilera
narkotykowego, a w pewnym momencie okazuje się, że ma uszkodzenie mózgu polegające
na tym, że komunikacja między półkulami jest zaburzona i tak naprawdę śledzi sam siebie.
Jestem trochę w takiej sytuacji, ponieważ zawodowo zajmuję się częściowo polityką
kulturalną, tego rodzaju kwestiami, więc można powiedzieć, że badam sam siebie i z tego
powodu nie jestem w stanie zrezygnować z poziomu teorii, kiedy mówię o swojej praktyce.
Wydaje mi się, że są to rzeczy blisko związane, więc nie będzie się to wpisywało w
konwencję tylko i wyłącznie case studies.
Chciałbym nawiązać do tego, co Alek powiedział na początku. Rozróżnienie między
twórczością a kreatywnością jest jednak wskazane. To nie są słowa, które da się
przetłumaczyć jedno na drugie i które pozwalają nam lepiej zrozumieć siebie nawzajem. To,
że mamy w języku polskim dwa terminy wydaje mi się ciekawe i ważne. Pewnie wiedzą
państwo, że Martin Heidegger zbudował cały swój system filozoficzny na tym, że w języku
1
niemieckim da się rozróżnić byt i bycie, czego nie da się zrobić w języku angielskim,
ponieważ jest tylko „being”. Tłumacze muszą tłumaczyć “being as a process” i “being as an
object”, “as a fact” itd. Wydaje mi się, że obecność rozróżnień terminologicznych jest
ciekawa i warto się temu przyjrzeć. W tym rozróżnieniu twórczość (którą uważam za
aktywności, w przeciwieństwie do kreatywności, która jest raczej cechą) jest przede
wszystkim niesłychanie ważną kategorią antropologiczną. Kiedy Karol Marks definiuje
istotę człowieka, odwołuje się właśnie do twórczości, mówi: człowiek to istota, która
tworzy swój własny świat, w przeciwieństwie do innych zwierząt. Z tego powodu sam akt
twórczości jest podstawowym punktem patrzenia na człowieczeństwo i krytyki
społeczeństwa kapitalistycznego. Nie należy zapominać o tym, że punkt wyjścia Marksa jest
antropologiczny. Z tego powodu niesłychanie ciekawym przedsięwzięciem jest sztuka.
Sztuka w formie nie zamaskowanej przez procesy ekonomii politycznej ujawnia nam istotę
człowieka, jak również istotę pracy, która jest zamaskowana dlatego, że jest uwikłana w
różnego rodzaju gry interesów, sił, procesów rynkowych itd. Sztuka, czyli nadawanie
materii form zrodzonych w myśli, czy też , bardziej po heglowsku, realizowanie się wolnego
ducha w materii, pokazuje nam istotę człowieka, istotę tego, czym jest człowieczeństwo.
Dlatego sztuka jest ciekawa i ma duży potencjał polityczny. Kreatywność to jest moim
zdaniem
twórczość
wykastrowana,
ewentualnie
można
powiedzieć,
twórczość
utowarowiona. Wykastrowana tzn. twórczość minus polityczność. Można by zrobić takie
równanie, że twórczość - polityczność = kreatywność. To jest takie wykorzystanie
twórczego potencjału człowieka, żeby przypadkiem nie naruszyć status quo, żeby wszystko
było ładnie, miło, żeby się rozwijać, żeby zinstrumentalizować, żeby robić spektakularne
festiwale, uprawiać PR miasta, żeby politycy mogli się sfotografować na tle otwieranych
instytucji kultury itd. Temu wszystkiemu służy kreatywność, zresztą w prezentacji Kitchen
Budapest było to dość dobrze widoczne. Samo pojęcie „przemysły kultury” to termin
wymyślony przez Horkheimera i Adorno (dialektycy Oświecenia) jako termin skrajnie
krytyczny, który pokazuje bardzo negatywną stronę kultury i społeczeństwa, w którym
żyjemy. To, że zrobił on taką karierę, można powiedzieć - został przechwycony, jest ciekawe
samo w sobie, natomiast kiedy ja słyszę to hasło, to słyszę je przez pryzmat szkoły
frankfurckiej, dlatego trudno jest mi się rozwodzić nad jego pozytywnymi aspektami.
Wszystko, o czym mówię, to rzeczy, którymi zajmujemy się w Goldex Poldex. Staram
2
się państwu pokazać, co nas interesuje i jaki jest nasz punkt widzenia na kulturę. Punkt
widzenia „kultura stymuluje rozwój” to ślepa uliczka. Nie wiem jak państwo, ale ja nie
chciałbym być kulturą przemieloną przez tryby po to, żeby powstał kompost, z którego
będą nowe miejsca pracy. Tak odczytuję plakat Kultura się liczy. Przypomina mi się
baumanowska kategoria ludzi na przemiał, a to jest kultura na przemiał, z której coś
wyrośnie. Wydaje mi się, że to jest myślenie, które pragmatycznie jest niespecjalnie
interesujące. W kulturze, twórczości, sztuce jest niesłychany potencjał rozwojowy, nie tylko
w
sensie
ekonomicznym,
tylko
ludzkim,
humanistycznym,
pewnego
rozwoju
wewnętrznego, rozwoju relacji człowieka ze światem. Absolutnie nie chcę tego negować.
To, z czym się nie zgadzam, to pewna instrumentalizacja użycia kultury, która jest
pragmatycznie bez sensu dlatego, że wcale nie przynosi zamierzonych rezultatów. Dlatego
instrumentalizacja jest rodzajem kastracji, pacyfikacji potencjału twórczego. Mogę się tutaj
odwołać do Manifestu Nooawangardy, którego Edwin Bendyk jest jednym z autorów: jeżeli
jest jakiś wpływ sztuki na rzeczywistość, to on jest nieliniowy, przypadkowy,
nieprzewidywalny. Myślenie, że można poprzez celową politykę kulturalną osiągnąć coś
celowego sprawia, że może da się to osiągnąć, natomiast to nie będzie ciekawa i
wartościowa kultura i sztuka. To będą użyteczne projekty albo rozrywkowe, albo takie,
których wartość można zdyskontować bezpośrednio na rynku: sprzedać, albo ktoś może się
przy pomocy tego wypromować. Nie wiem, czy padło już tutaj nazwisko Richara Floridy,
wydaje mi się, że jest to kwintesencja złego podejścia do problemu kreatywności,
twórczości i czegoś, co nazywa klasą kreatywną, krytykowana również przez badania
empiryczne. Są takie, które pokazują, że koncepcja Floridy nie do końca ma sens. Chciałbym
zwrócić uwagę, że dla nas, ludzi zajmujących się kulturą, odwoływanie się do Floridy jest
nie do końca sensowne, dlatego, że w jego teorii klasy kreatywnej kultura to tylko niewielki
segment tego superkreatywnego rdzenia. Jemu chodzi przede wszystkim o wysokie
technologie komputerowe czy informatyczne itd. Wnioski, które nie do końca są poprawne
politycznie, więc czasem nie chce się ich wyciągać: Florida mówi, że np. gay index, czyli
stopień tolerancji dla mniejszości seksualnych jest jednym z podstawowych wymiarów.
Jaka więc powinna być sensowna polityka oparta o Floridę? Legalizacja małżeństw
homoseksualnych, depenalizacja narkotyków plus tanie lokale. Wydaje mi się, że to jest
dobry przepis na politykę, jeżeli ktoś chce mieć rzeczywiście żywą kulturę. Tylko i
3
wyłącznie działalność eksperymentalna przynosi coś ciekawego.
Warto odróżnić dziedzictwo narodowe od żywej kultury czy też żywej sztuki.
Podstawowy problem polityki kulturalnej w Polsce jest taki, że nieproporcjonalnie dużo
przeznacza się na konserwację dziedzictwa kulturowego, a stosunkowo mało na działalność
twórczą, eksperymentalną, poszukiwanie nowych rzeczy. Jeżeli istnieje jakaś stymulacja
rozwoju, to jest to równość plus redystrybucja, w kontekście kultury redystrybucja kapitału
symbolicznego. To bardzo ważny wniosek, który można wynieść np. z teorii Bourdieu, to
jest faktycznie stymulujące dla rozwoju lokalnego, społeczności, państwa. To problem z
którym my, działając w takim przedsięwzięciu, jak Goldex Poldex, nieustannie się
konfrontujemy.
To
problem
nierównej
redystrybucji
kapitału
symbolicznego
w
społeczeństwie, zresztą tak, jak kapitału materialnego. Działanie systemu, w którym
żyjemy, opiera się na nierównej redystrybucji. To jest coś, czego nie da się redystrybuować
przy pomocy instytucji kultury. One raczej istnieją w tej rzeczywistości, obijają się o nią.
Mechanizm redystrybucji kapitału symbolicznego to np. edukacja, ale również
wprowadzenie innej ekonomii. Żeby uczestniczyć w kulturze trzeba mieć czas i to jest
wymiar nie do usunięcia.
Jeśli miałbym przejść bezpośrednio do tego, czym jest Goldex Poldex, to dla nas
podstawowym punktem odniesienia nie była i nie jest kategoria kreatywności. Dla nas - dla
mnie i dla trójki moich przyjaciół, z którymi prowadzimy spółdzielnie Goldez Poldex, to jest
Janek Simon, artysta wizualny, Agnieszka Klepacka, która jest medioznawczynią i Jakub De
Barbaro, projektant graficzny. Założyliśmy ją we trójkę, w tym momencie prowadzimy ją w
czwórkę, Aga Klepacka dołączyła do nas jakieś 1,5 roku temu. Dla nas punktem odniesienia
była sytuacjonistyczna kategoria martwego czasu. Martwy czas to ten moment, kiedy
chcemy wcisnąć fast forward, gdybyśmy zwizualizowali sobie nasze życie jako film na
kasecie wideo. To czas, którego nie chcemy przeżywać, który chcielibyśmy przewinąć i
znaleźć się już gdzieś w przyszłości. Sytuacjoniści mówią, że największy problemem naszej
kondycji, naszej egzystencji w utowarowionym społeczeństwie kapitalizmu jest to, że mamy
dużo martwego czasu, który chcielibyśmy przewinąć. Działalność Goldexa chce walczyć z
martwym czasem, kreatywność nie jest dla nas podstawowym punktem widzenia.
Wybraliśmy słowo spółdzielnia, którego definicja nam się bardzo podoba.
Najkrótsza to: „dobrowolne zrzeszenie dowolnej ilości osób” i to jest horyzont
4
instytucjonalny czy organizacyjny, w którym chcemy działać. Ważny jest dla nas
wspólnotowy aspekt spółdzielni, działania, tworzenia, egzystencji, myślenia. Goldex nie jest
stricte instytucją kultury, jest również oddolnym think tankiem, rodzajem spółdzielni,
świetlicy,
galerii,
miejsca
spotkań,
hobbystycznej
restauracji,
kompletnie
niesformalizowanym. Nie mamy żadnej osobowości prawnej i żadnych źródeł
finansowania. Finansujemy wszystko tylko i wyłącznie z naszych własnych pieniędzy,
operujemy, można powiedzieć antropologicznie, w ekonomii daru. Jest to nasza próba
eksploracji innych strategii działania, organizowania się, również tworzenia kultury,
alternatywnych wobec zarówno sponsoringu prywatnego, jak i państwowego, które zawsze
wiążą się z pewnego rodzaju uwikłaniem i problemami. Oczywiście, to nas skazuje na
pewną skalę działań, tzn. jest poziom, którego nie jesteśmy w stanie przekroczyć, jeżeli
chodzi o organizację różnego rodzaju przedsięwzięć. Z drugiej strony można się zastanowić,
czy spektakularyzacja produkcji artystycznej nie jest problemem samym w sobie i te
spektakularne produkcje są bardzo ciekawe czy interesujące dla urzędników i polityków
dlatego, że to daje możliwość wypromowania się w mediach, zdyskontowania pewnego
sukcesu, który jest dzięki temu osiągany. My jesteśmy przeciwni instrumentalizacji kultury.
To bardzo istotny kontekst w którym działamy. Przy okazji Kongresu Kultury w zeszłym
roku zorganizowaliśmy antykongres w Goldeksie z udziałem Zbyszka Libery, Grzegorza
Jankowicza i Agnieszki Arnold i między innymi na ten temat dyskutowaliśmy.
Mitem założycielskim Goldeksu, i to słychać w nazwie, był pomysł założenia polskiej
kopalni złota na Madagaskarze. Mój kolega Janek Simon tam był, realizował projekt
polegający na zrobieniu polskiego roku na Madagaskarze. Rodzaj żartu komentującego
logikę sezonów: jest sezon polsko-niemiecki, polsko-brytyjski itd., nagle przyjeżdżają
artyści z Niemiec, którzy nigdy nie interesowali się Polską, nie mają o tym pojęcia. To rodzaj
kolonializmu. W mediach jest taki termin „parachute journalists”. Zachodnie firmy
wykupują gazety gdzieś w krajach peryferyjnych, zwalniają lokalnych dziennikarzy i
wysyłają swoich, którzy w ciągu miesiąca stają się „specjalistami” na Dalekim Wschodzie.
Widzieliśmy, te gazety poplajtowały: i Financial Times, i inne media. To samo widzimy w
kulturze i sztuce, to jest, można powiedzieć, parachute creative class. Janek Simon zrobił
polski rok na Madagaskarze, gdzie pokazał tylko i wyłącznie niepolskich artystów. Wynajął
pomieszczenie koło Instytutu Francuskiego, gdzie zaimprowizował taki nielegalny instytut
5
polski i przy okazji zauważył, że jest tam pewien potencjał ekonomiczny polegający na
kopaniu złota. To jest taki fantazmat, część z państwa może ma wspomnienia z dzieciństwa,
różne szalone plany, co można by zrobić. Kopalnia złota, to jeden z takich, które się
przewijały. Pomysł był taki, żeby kopać złoto na Madagaskarze i za te pieniądze
utrzymywać jakąś przestrzeń w Polsce. Potem okazało się, że kopanie złota jest nierealne,
że można kopać szmaragdy lub beryle. Szmaragdy zostały niestety opanowane przez mafię
rosyjską, zostały tylko beryle, które są mało opłacalne. Projekt padł więc z powodów
ekonomicznych, została nazwa Goldex Poldex, czyli polska kopalnia złota na Madagaskarze.
Jeśli chodzi o spółdzielnię i aspekt wspólnotowy, to odwołując się do tego, co Alek mówił,
do common i commons, powiedziałbym: owszem, common. Analogicznie do hasła Stolmana
„Free is freedom”, powiedziałbym common is comunism, czyli pewna wspólna wartość,
wspólnotowość. Proszę tego nie kojarzyć z PRL-em, z sowietami. Toczy się teraz bardzo
ciekawa dyskusja wśród lewicy filozoficznej, jakie znaczenie może mieć słowo komunizm,
czy możemy je odzyskać. Była bardzo ciekawa konferencja w zeszłym roku w Londynie, pod
koniec czerwca będzie kolejna w Berlinie. To jest nasz pomysł na włączenie tego aspektu
wspólnotowego w tę debatę. Nie chodzi nam o rodzaj nostalgii, której absolutnie nie
żywimy, w przeciwieństwie do nowo czy starolewicowych organizacji, które starają się
dowartościować okres PRL czy Lenina. To kompletnie nie jest dla nas punktem odniesienia.
Z tego powodu nie nastawiamy się tylko na działalność stricte kulturalną, między innymi
dlatego powiedziałem na początku, że nie do końca tutaj pasuję. Organizowaliśmy wspólne
gotowania - Goldeksik, czyli sobotnie popołudnia dla naszych przyjaciół, którzy mają dzieci,
analogowe sesje peer to peer tzn. wymiany różnego rodzaju plików nie przez Internet, tylko
bezpośrednio w czasie wspólnego spotkania, najróżniejsze targi i wymiany ubrań, różnego
rodzaju nieprzydatnych gadżetów, wspólne kolacje, tego rodzaju przedsięwzięcia. To tyle w
zarysie.
6