25.06.2016 – dzień pierwszy Nasza przygoda zaczęła się pod

Transkrypt

25.06.2016 – dzień pierwszy Nasza przygoda zaczęła się pod
25.06.2016 – dzień pierwszy
Nasza przygoda zaczęła się pod gmachem Biskupiaka. Żegnani przez zatroskanych rodziców
wyruszyliśmy busikiem na Mazury. W czasie podróży każdy patrzył niespokojnie na zegarek. Czy aby
na pewno zdążymy? Czy damy radę? Zostało przecież tyle drogi, a tak mało czasu… Mecz! Tylko to się
liczyło. Gdy wskazówki wskazały godzinę 15 radio zostało zmienione na takie, które transmitowało
właśnie to wydarzenie. Gdy dojechaliśmy na miejsce nic nie było dla nas ważne, bo przecież od
kwadransu nasi piłkarze biegają po boisku. Spędziliśmy ten czas w strefie kibica w porcie
w Sztynorcie. W przerwie zjedliśmy pizze, a potem zakwaterowaliśmy się na żaglówkach. Odbyło się
szkolenie BHP i parę słów wstępu co powinniśmy robić, aby nie zagrażać sobie i innym na wodzie. Po
pełnym emocji dniu przyszła kolej na pierwszy dla niektórych nocleg na jachcie.
26.06.2016- dzień drugi – Sztynort- Radzieje
Pobudka, wachta kuchenna, mycie garów tak zaczął się ten piękny dzień. Odcinek jaki mieliśmy
przepłynąć nie był długi, ani jakoś szczególnie wymagający. Ale zanim wypłynęliśmy mieliśmy jedną
przygodę. A tak dokładnie Adam miał przygodę  Z tego powodu, że łódka Pana Fiołki była
największa, na pływanie przychodziło na nią dwóch ochotników z innych załóg. Adam chcąc wykonać
dobry uczynek zaczął przepinać talię. Jednak utopił szekle, która ją trzymała. Zrobiła się troszkę
nerwowa atmosfera jednak znikła tak szybko, jak się pojawiła. Po wypłynięciu ze Sztynortu udaliśmy
się do Radzieji. Tam poszliśmy do kościółka oraz na drobne zakupy. Ponieważ było niesamowicie
gorąco prawie nikt nie odmówił sobie kąpieli w jeziorze. Skończyło się kilkoma zadrapaniami
o kamienie. Jednak ratownik Piotr Warda szybko wyleczył młodych pływaków. W planie na
dopełnienie tak dobrego dnia było ognisko, jednak burza nam troszkę przeszkodziła. Skończyło się na
tym, że po wielu próbach udało się rozpalić płomyczek na którym przypiekły się kiełbaski.
27.06.2016- dzień trzeci – Radzieje-Tajty
Mieliśmy naprawdę dobry wiatr. Na wodzie spędziliśmy sporo czasu. Zobaczyliśmy wyspę
kormoranów oraz opłynęliśmy ją dookoła. I tu kolejna ciekawa historia. Łódka Pana Fiołka zaczęła
nabierać wody w zęzach. Musiała być stała ekipa do zezowania i powstały o tym nawet piosenki. Po
wylaniu wiader wody zacumowaliśmy w końcu przed Giżyckiem. Mieliśmy świetną miejscówkę – na
dziko, w ładnej okolicy, gdzie było miejsce na ognisko. Popołudniu wybraliśmy się do Aqua Parku
w Wilkasach gdzie mogliśmy skorzystać z basenów, jacuzzi, zjeżdżalni, rwącej rzeki
oraz….pryszniców . Po powrocie posiedzieliśmy przy ognisku, gdzie Pan Fiołka grał nam na gitarze.
28.06.2016- dzień czwarty – Tajty-Kula
Cały dzień płynęliśmy i cały dzień zęzowaliśmy. Po zmaganiach na wodzie przyszedł czas na próbę
kolejnego ogniska. Opiekunowie zrobili wyprawę po kiełbaski. Jednak znowu jak na złość spadł
deszcz. Na szczęście padał krótko i mogliśmy spokojnie kontynuować smażenie mięsa. Potem
pograliśmy na gitarze i pośpiewaliśmy szanty oraz inne piosenki. Część załóg właśnie wtedy wśród
promieni księżyca z własnej nieprzymuszonej woli szorowała pokłady tylko po to by sprawić
przyjemność kapitanom 
29.06.2016-dzień piąty – Kula- Wilkasy
Ten dzień był bardzo udany pomijając kilka elementów. Kiedy dopłynęliśmy do Wilkasów zależało
nam wszystkim na idealnym podejściu do kei. Jednak wiadomo, że jak się czegoś bardzo chce to nigdy
się nie uda. Podchodzimy, łapiemy boje wszystko super, nagle ,,Ups,,. Cuma zablokowuje się
i wyskakuje z ucha. Lekko poddenerwowani próbujemy jeszcze raz. Tym razem wszystko się udało.
Jesteśmy szczęśliwi. Ale nagle ciamajda (ja) nie wiem w jaki sposób, ani też kiedy przez przypadek
wypuszczam cumę. Zdenerwowany Pan Fiołka każe mi wyskakiwać w kapoku i przekładać ją przez
boje. Więc jak to na majtka przystało słucham się rozkazów kapitana i wyskakuje. Na szczęście potem
poszliśmy znowu do Aqua Parku, gdzie można było się porządnie umyć. Wieczór za to był bardzo
miły. Najpierw karaoke, gdzie reprezentacja naszego rejsu zaśpiewała do dwóch piosenek, a potem
dyskoteka. Największym zaskoczeniem był Pan Popiołek, który okazał się być królem parkietu.
30.06.2016- dzień szósty – Wilkasy-Mamerki
Z Wilkasów popłynęliśmy do Mamerek. Nie było za bardzo wiatru i dużą część przepłynęliśmy na
silniku. Na miejscu poszliśmy pozwiedzać poniemieckie bunkry. Po obejściu kilku udaliśmy się do
miejscowego muzeum oraz na wieżę widokową, z której mieliśmy nieziemski widok na okolicę.
Ciekawym elementem naszej wycieczki był podziemny tunel łączący dwa bunkry. Mieliśmy możliwość
stanąć w miejscu gdzie być może jest bursztynowa komnata (okaże się niedługo po pracach
ekspertów). Gdy wróciliśmy zastaliśmy prowizoryczną strefę kibica. Wśród drzew stał telewizor oraz
ławki z których mogliśmy oglądać mecz Polska-Portugalia. Co to był za mecz! Niestety jedynym
minusem były komary, które miały prawdziwą ucztę. Nieco zawiedzeni wynikiem poszliśmy spać.
1.07.2016- dzień siódmy – Mamerki- Sztynort
Rano przed wypłynięciem wybraliśmy się na kolejną wycieczkę. Tym razem musieliśmy trochę się
przejść. Szliśmy przez tory, mosty, łąki i lasy. Idąc wzdłuż kanału doszliśmy do starej śluzy. Pobyliśmy
tam trochę, a potem poszliśmy na grochówkę, aby nabrać sił przed pływaniem. Był to ostatni dzień
pływania. Trochę było na żaglach, trochę na silniku. Ale nie można było powiedzieć, że pogoda była
zła. Była idealna, ale do opalania . Po dopłynięciu zrobiliśmy prawdziwą ucztę. Pan Bosman Piotr
Warda zrobił naleśniki. Do nich miała być bita śmietana, ale nie wiedzieć dlaczego śmietanka
odmówiła posłuszeństwa. To był naprawdę dobry dzień i naprawdę dobre naleśniki .
2.07.2016- dzień ósmy – powrót
Rano pobudka, szybkie śniadanie i niechętne (chociaż konieczne) sprzątanie jachtów przed
przekazaniem armatorowi. Podczas sprzątania nietypowy wypadek – pęka sztorcklapa i konieczne
jest błyskawiczne zorganizowanie nowej (jak dobrze że p. Fiołka ma w Sztynorcie samochód). Dzięki
szybkiemu rajdowi do Giżycka udaje się honorowo załatwić sprawę z armatorem. Przekazanie
jachtów przebiega bez komplikacji. Po obiedzie wyruszamy w drogę powrotną do Lublina. W busie
rozegrany zostaje turniej w „tysiąca”, którego zwycięzca jest dość nieoczekiwany . Nasza przygoda
jak się zaczęła tak i kończy pod gmachem Biskupiaka. Do zobaczenia w przyszłym roku!
Aleksandra Lipowicz