Drog¡ ucieczk - Wydawnictwo Orion Plus
Transkrypt
Drog¡ ucieczk - Wydawnictwo Orion Plus
Rozdział siódmy Drog¡ ucieczk¡ Lęk jest doznaniem przykrym, a pragnienie pozbycia się go jest naturalne. A jednak lęk pełni również rolę pozytywną. Podobnie jak ból zęba informuje o procesie chorobowym, lęk jest sygnałem dyskomfortu duchowego. W przypadku zęba właściwe postępowanie powinno polegać na złożeniu wizyty dentyście. Wielu pacjentów woli jednak uciec się tylko do przyjęcia środka przeciwbólowego. Analogiczne zachowania dotyczą lęku. W miejsce rozwiązania problemu pojawiają się zachowania mające na celu doraźnie złagodzić dolegliwości. Niektóre nawet przynoszą korzyści, lecz w odległej perspektywie stają się dodatkowym źródłem kłopotów. Przypominam sobie dyskusję, jaką przed laty prowadziłem po jednym z wykładów. Tematem spotkania był problem przebaczenia. Kiedy przedstawiłem biblijne stanowisko dotyczące spowiedzi usznej, część słuchaczy wyraźnie się ucieszyła. Uwolnienie od przymusu opowiadania obcemu człowiekowi własnych błędów przyczyniło im radości, której nie starali się nawet pohamować. W pewnej chwili podeszło do mnie dwóch mężczyzn. – Pragniemy panu powiedzieć, iż wykład był przekonujący. – Dlaczego więc sprawiacie panowie wrażenie zmartwionych? Czy wierzycie, iż jest Bożym życzeniem, aby człowiek rozliczał się z Bogiem sam, bez czyjegokolwiek pośrednictwa? – Nie mamy co do tego wątpliwości, ale… widzi pan… catharsis jest potrzebne każdemu. O tym mówi nawet psychologia… – Co stoi na przeszkodzie, by nie doświadczyć tego sam na sam z Bogiem? Po co powierzać tak ważną sprawę innym ludziom, których intencji i rzetelności nigdy nie możemy być pewni? Dlaczego zachowywać się w sposób sprzeczny z wolą Bożą? 71 – To prawda, to wszystko prawda, ale kiedy już człowiek tak dobrze upokorzy się przed ludzkim spowiednikiem, wówczas ogarnia go taki wstyd, że dobrze się zastanowi, zanim zgrzeszy następnym razem… Biedne, zalęknione dzieci Boga. Tak bardzo obawiały się niesionej przez Chrystusa wolności, że wybrały życie w zastraszonym świecie. Dziwne, gdyż z jednej strony ludzie potrafią zdobywać się na heroiczne wyczyny, walcząc o wolność, a z drugiej żywią awersję do wolności oferowanej przez Boga. Jak gdyby woleli na innych cedować kwestię wzajemnych związków z Bogiem. To znamienny rys, wiele mówiący o ich faktycznej postawie wobec Boga. Wspomniani rozmówcy nie mieli widać ochoty na bliższe kontakty z niebem. Znaleźli więc argument, który wprawdzie nie wyzwalał ich, lecz uzasadniał dotychczasową praktykę życiową i tym samym zwalniał z konieczności samodzielnego rozliczania się z Wszechmogącym. A przecież Bogu nie jest obojętne, z jakich pobudek człowiek wstrzymuje się od popełnienia grzechu. Nikomu z nas nie jest obojętne, dlaczego na przykład dziecko całuje mamę w policzek: czy z rzeczywistej miłości, czy z wyrachowania, pragnąc następnego dnia uzyskać zgodę na wycieczkę klasową. Stając w obliczu prawdy, człowiek może zmienić swe przekonania i dostosować się do jej wymogów, względnie zmienić swój sąd o prawdzie i zakwestionować jej wartość. Tak właśnie postąpiono z Chrystusem, któremu w żaden sposób nie zdołano udowodnić kłamstwa. Odniesiono się do Jego skromnego, ziemskiego pochodzenia i braku formalnego wykształcenia uniwersyteckiego, by w ten sposób utrzymać w mocy własne wyobrażenie o Mesjaszu i zanegować wartość rzeczywistego Zbawiciela. Do dziś popełnia się ten sam błąd, według tego samego scenariusza. Upewnia się przy tym wiernych, iż sam fakt oddawania Bogu czci jest wystarczającym argumentem, by Stwórca musiał przyjąć ludzkie wysiłki. Jak dalece pogląd ten jest zwodniczy, wyjaśnia Pan Jezus w równie krótkiej, co celnej wypowiedzi: „Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie. Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc na- 72 uki, które są nakazami ludzkimi. Przykazania Boże zaniedbujecie, a ludzkiej nauki się trzymacie”1. Położenie nacisku na daremność fałszywego kultu staje w rażącej sprzeczności z współczesnymi dążeniami chrześcijańskiego ekumenizmu. Zewsząd słychać głosy o dowolności wyznawania Boga, który tak naprawdę powinien cieszyć się, że człowiek jeszcze chce Go w jakiś sposób wyznawać. Nieustannie powtarza się, iż wszyscy wierzą w tego samego Boga, a jedynie odmiennie Go wielbią, co nie ma istotnego znaczenia. To humanistyczne podejście może wydawać się wzniosłe, jednak nie ma nic wspólnego z nauką Bożą. Bóg jest konkretną Istotą i bardzo konkretną Miłością – równie konkretną jak krzyż Chrystusa. Kiedy deklaruje człowiekowi miłość, nie ma to nic wspólnego ani z ckliwym sentymentalizmem niedowidzącego staruszka, ani z pustosłowiem politykierów. Kiedy oświadcza, iż nie uzna ludzkich koncepcji, choćby nie wiedzieć jak wydawały się ponętne, to będzie konsekwentny w działaniu i oporny na postawę większości. Bóg nie jest demokratą i nie musi czuć się zobowiązany do przyjęcia człowieczych spekulacji myślowych. Wszystko, cokolwiek mówi, jest prawdą, a tej nie sposób odgłosować. Można jej tylko ulec lub ją odrzucić. Prawda pozostaje prawdą niezależnie od ilości zwolenników. Uzasadnianie własnych przekonań na nic się nie zda, gdyż Boga nie można skłonić do zmiany poglądów i zaprzeczenia samemu sobie. Sofistyką można oczarować bliźniego, ale nie niebiańskiego Ojca. Opisana powyżej racjonalizacja (uzasadnianie konieczności istnienia lęku) stanowi tylko jedną z wielu metod radzenia sobie z lękiem. Naturalnie, nie wybiera się jej w sposób świadomy. Ucieka się w nią odruchowo, podobnie jak w przypadku zaprzeczania (negacji): – A widzisz, jednak boisz się skoczyć na główkę. – Nieprawda! – To skocz. – Pewnie, że skoczę. – No, to już! – … (plusk). 1 Mar. 7, 6–8 73 To nie bohaterstwo odniosło sukces, lecz silniejszy lęk. Na jednej szali położono bowiem lęk przed skokiem, a na drugiej lęk przed ośmieszeniem, wyłączeniem z grupy, utratą dziewczyny itp. Niektórzy rzucają się w wir problemów i sytuacji wręcz krańcowo niebezpiecznych, gdyż obawa przed doznaniem szkody fizycznej jest mniejsza od strachu przed utratą wizerunku. Obsesyjne działania mające na celu tak zwane samopotwierdzenie (na przykład sporty ekstremalne) stanowią u wielu przejaw deficytu wartości i braku stabilnej podstawy w kształtowaniu samooceny. Doraźne pokonanie lęku daje chwilowe zadowolenie i satysfakcję, lecz nie rozwiązuje problemu. W chwilę potem znów trzeba szukać kolejnego aktu desperacji, by udowodnić sobie i otoczeniu, że jeszcze jest się kimś. Zaprzeczanie może również przejawić się w szeregu symptomów somatycznych, jak uczucie duszności, kołatania serca, drżenia i wzmożona potliwość rąk lub całego ciała, nudności, zawroty głowy, parcia na mocz, biegunki, zasłabnięcia. Obserwacja sytuacji, w jakich pojawiają się wymienione zaburzenia, często okazuje się pomocna w postawieniu właściwej diagnozy i udzieleniu stosownej pomocy. To, co jedni osiągają poprzez stymulację hormonalną (wydzielane w sytuacjach stresowych hormony powodują powstanie uczucia przyjemności), inni uzyskują na drodze chemicznej stymulacji zewnętrznej, czyli przez odurzanie. Pozwala ono uciec w inny świat i bodaj na chwilę zapomnieć o przyczynach lęku. Może przybrać formę prymitywnego uzależnienia od alkoholu lub innych substancji narkotycznych, względnie ujawnić się w postaci bardziej wyrafinowanej, jak pracoholizm, obżarstwo, seksoholizm, gry hazardowe itp. Ten rodzaj ucieczki przed lękiem szczególnie często dostrzec można u ludzi rozbudzonych religijnie. O ile udział w występach chóru kościelnego, zaangażowanie w budowę gmachu kościoła, prowadzenie działalności dobroczynnej wśród ubogich itp. są czynami godnymi pochwały, o tyle człowiekowi lękającemu się o swą pozycję w oczach Bożych nie przyczynią pokoju. Przeciwnie, chwilową ra- 74 dość z wykonanej pracy natychmiast stłumi na przykład obawa przed zagrażającą dumą: – Pięknie śpiewałaś podczas nabożeństwa, byłam wzruszona… – Ach, moja droga. Co ty opowiadasz! Nie chwal mnie, to nie ja, to Pan… Albo lęk przed zbyt małym nakładem włożonej pracy: – Powinienem był zaprosić więcej osób na obiad… – Mogłem jeszcze dwie godziny dłużej pracować przy budowie kościelnego ogrodzenia… – Gdybym więcej się modlił, byłbym lepszym chrześcijaninem… Osoby mające tego typu problemy potrafią dokonywać cudów samoudręczenia (i udręczenia swych bliskich) poprzez podejmowanie szeregu działań altruistycznych. Pracują gorliwie, nie zdając sobie sprawy, iż faktycznym motorem ich zachowań jest lęk, a nie wdzięczność czy miłosierdzie. Wykazują skłonność do nieustannego przyjmowania na siebie wszelkich win nawet w sytuacjach przez siebie niezawinionych, co jest wprawdzie wygodne dla otoczenia, ale – o dziwo! – nie przyczynia takiej osobie popularności. Odbiera się ją raczej jako sztuczną, jak gdyby grającą rolę z innego filmu. Ludzie tacy działają pod przemożnym wpływem wyimaginowanego ideału, do którego dążą usilnie, będąc jednocześnie przekonanymi o braku kwalifikacji do osiągnięcia celu. Im bardziej się starają, w tym większą popadają frustrację. Ponieważ nie potrafią rozróżniać między grzechem a niedoskonałością, nierzadko doświadczają głębokich zawodów podczas modlitwy, kiedy to po raz kolejny przepraszają Boga za minione, faktyczne lub fikcyjne grzechy. Wstają z kolan – i nic szczególnego nie czują. Sądzą więc, iż ich zaangażowanie duchowe było zbyt małe. W związku z tym spędzają pewien czas na rozpamiętywaniu wielkości swych przewinień i, zdruzgotani ich ogromem, zaczynają ronić łzy. To wydaje się być efektem wysoce pożądanym; w takim też stanie po raz kolejny zaczynają Boga przepraszać i, jeśli stopień ich wzruszenia jest zadowalający, traktują kontakt z Bogiem za udany, a przebaczenie za dokonane. Tym samym ich religia opiera się na 75 samoobserwacji i poszukiwaniu emocjonalnego zadośćuczynienia. Im więcej wewnętrznego przekonania, tym bardziej są pewni danego zjawiska. Biedne, zalęknione dzieci Boga. Zapominają, iż Bóg nie uzależnia swego wybaczenia od ilości wylanych podczas modlitwy łez. Bóg już wcześniej wybaczył ludziom w Chrystusie. Człowiek nie potrafi nakłonić Boga do wybaczenia, bowiem Stwórca ze swej strony odpuścił winy każdemu człowiekowi. Teraz piłka jest po naszej stronie – możemy skorzystać z Bożego wybaczenia na Jego warunkach albo odrzucić ofertę i pozostać ze swymi grzechami. Specjalnością szatana jest skłanianie ludzi do spoglądania na samych siebie. Nie tylko wówczas, gdy stają przed lustrem, ale przede wszystkim, gdy patrzą w swe duchowe wnętrze. Jeśli wzrok dobry, dostrzeże niezmierną ilość brudu. Niektórzy specjalizują się w wynajdywaniu coraz to nowych zabrudzeń. Cóż z tego, kiedy umiejętność dostrzegania ich wcale nie czyni człowieka czystym. Podobnie jak ubolewanie nad własnymi wadami nie eliminuje ich. „Wspominanie własnej niedoli i udręki to piołun i trucizna”2. Dlatego zamiast udawać, że brudu nie da się uniknąć (dla przykładu wielu powtarza uporczywie, iż nie sposób żyć bez kłamstwa) że wcale nie istnieje lub że wszystko jest brudne, nawet gdy czyste, lepiej wznieść wzrok wyżej i podziękować Bogu za dar Jego łaski. A dotyczy on nie tylko przebaczenia win, ale i ofiarowania czystości. Kiedy skazaniec opuszcza więzienie po odbyciu wyroku, wlecze się za nim adnotacja o karalności. Kiedy Bóg odpuszcza człowiekowi grzech, nie wypomina mu błędów. „Któż jest, Boże, jak Ty, który przebaczasz winę, odpuszczasz przestępstwo resztce swojego dziedzictwa, który nie chowasz na wieki gniewu, lecz masz upodobanie w łasce? Znowu zmiłuje się nad nami, zmyje nasze winy, wrzuci do głębin morskich wszystkie nasze grzechy”3. Bóg traktuje człowieka, jak gdyby ten nigdy nie zgrzeszył, gdyż jest Jego dzieckiem. Zostaje mu przypisana czystość Chrystusa. Zostaje „okryty szatą sprawiedliwości Chrystusowej”: „Bardzo się będę radował 2 3 Tr. 3, 19 Mich. 7, 18–19 76 z Pana, weselić się będzie moja dusza z mojego Boga, gdyż oblókł mnie w szaty zbawienia, przyodział mnie płaszczem sprawiedliwości jak oblubieńca, który wkłada zawój jak kapłan, i jak oblubienicę, która zdobi się we własne klejnoty”4. Bóg odpuszcza winy nie z powodu wielkości naszego żalu, ale wskutek wielkości Jego miłości do nas. Nie trzeba więc wielokrotnie wyznawać dawnych win. Kto tak postępuje, daje dowód niewiary w Boże miłosierdzie. A ono wszak nie zależy od mojego samopoczucia, ale od charakteru Boga; On zaś j e s t miłością, a nie bywa nią od czasu do czasu. Ilekroć jednak będziemy spoglądać wyłącznie na siebie i na własne niedoskonałości, wciąż nie będziemy pewni swej faktycznej wartości ani pozycji w oczach Bożych. W takich chwilach przypomnienie Jego wypowiedzi z Pisma Świętego pozwala odzyskać równowagę. „Są tacy ludzie, którzy poznali przebaczającą miłość Chrystusa i naprawdę chcą być dziećmi Bożymi, ale zdają sobie sprawę, że ich charakter jest niedoskonały, a życie pełne błędów i są gotowi zwątpić w to, że ich serca zostały odnowione przez Ducha Świętego. Takim osobom chciałabym powiedzieć: Nie wycofujcie się i nie poddawajcie się rozpaczy. Często będziemy musieli pochylać się i płakać u stóp Jezusa z powodu naszych niedociągnięć i błędów. Nie mamy się jednak zniechęcać. Nawet jeśli zostaliśmy pokonani przez wroga, Bóg nas nie porzuca ani nie opuszcza. Nie, Chrystus siedzi po prawicy Boga i wstawia się za nami… Módl się gorliwiej, niech twoja wiara będzie pełniejsza. Przestając ufać naszej własnej mocy, zaufajmy mocy naszego Odkupiciela, a będziemy wielbić Tego, który sprawia, że nasze oblicze jest pogodne”5. Unikanie to kolejny ślepy zaułek, do którego bywamy czasem zapędzani w ucieczce przed lękiem. Bywa świadome, gdy staramy się omijać miejsca, unikać sytuacji i ludzi, którzy źle nam się kojarzą. Typową ilustracją takiego zachowania jest powiedzenie, iż w domu powieszonego nie mówi się o sznurku. Wiadomo – temat szczególnie drażliwy. Możliwe jest również innego rodzaju unikanie, polegające na tak 4 5 Iz. 61, 10 E. G. White, Droga do Chrystusa, Orion plus, Mszczonów 2001, s. 51. 77 zwanej ucieczce w chorobę. W chwili zagrożenia występują rozmaite dolegliwości somatyczne, jak niedowład, afazja, ślepota, impotencja. Na ogół jednak praktyka unikania przybiera formę mniej dramatyczną, a klasycznym, polskim jej przykładem jest niechęć podejmowania wszelkich rozmów z osobami wierzącymi inaczej oraz przekonanie o słuszności wyznawanych racji. Zamykanie Boga w obrębie własnego wyznania może wynikać między innymi z lęku przed utratą wypracowanych dogmatów. Człowiek taki czuje się bez nich jak postawiony na linie nad przepaścią. Zamiast podstawę swej ufności położyć w Bogu, jako fundamencie pewnym i niezmiennym, buduje gmach wiary – mówiąc językiem przypowieści Chrystusa – na piasku. Nie dziwi więc, iż obawia się wszelkiej swobodnej dyskusji, wszelkiej myśli nieocenzurowanej uprzednio przez duchowną zwierzchność. Choć z drugiej strony, jeśli istotnie ktoś żywi głębokie przekonanie o prawdziwości swych przekonań religijnych, powinien być zainteresowany ich rozgłaszaniem, bowiem od tego zależy zbawienie innych. Skoro brak owej troski o bliźnich, to chyba chrześcijaństwo mocno szwankuje. Wymienione metody radzenia sobie z lękiem są co najwyżej półśrodkami, a w dalszej perspektywie mnożą problemy, zamiast je rozwiązywać. Gdzie więc tkwi rozwiązanie zagadnienia lęku? Chrześcijanin powinien czerpać wzorce z osoby swego Mistrza. A On zdumiewa przejrzystością i głębią charakteru, pozbawionego wszelkich lękowych zachowań. Trzeba było niezachwianej ufności w Bożą opiekę, by spać spokojnie w czasie burzy na Jeziorze Galilejskim, by wyjść bez szwanku z próby zabójstwa w Nazarecie (bez uciekania się do pomocy ochroniarzy), by znieść widmo śmierci głodowej na pustyni, spokojnie odpowiadać na zarzuty współpracy z szatanem, cierpliwie przetrwać bezprawny proces, a wreszcie mieć odwagę mówić rzeczy niewygodne dla obcych i najbliższych. Chrystus chodzi po ziemi, nie korzystając z żadnych specjalnych przywilejów; ma do dyspozycji standardowe środki utrzymywania łączności z niebem: modlitwę i studium Słowa Bożego. Widać są one wystarczające, by przejść przez życie godziwie. Jedyny lęk, jaki stał się udziałem Jezusa, wy- 78 nikał z obawy przed utratą łączności z Ojcem, którego miłość stale opiewał i której doświadczał jako konkretnej mocy. Nie ma żadnej przeszkody ze strony Boga, by podobne doświadczenie przeżywał na co dzień każdy chrześcijanin. Wszak Boża miłość silniejsza jest niż ludzki lęk. 79 Lęk przed ludźmi nastawia na człowieka sidła, lecz kto ufa Panu, ten jest bezpieczny. (Przyp. 29, 25) Drogi Czytelniku, być może po przeczytaniu tego rozdziału stwierdziłeś, że jego treść wcale ciebie nie dotyczy. Prawdopodobnie więc twój lęk jest tak silny, że nawet go nie dostrzegasz. Nie wpadaj jednak w panikę. Jeżeli natomiast odnalazłeś swe zachowania bodaj w niektórych przedstawionych tu metodach radzenia sobie z lękiem – również się nie przerażaj. To problem większości Polaków. Na szczęście Chrystus jest mocniejszy od twoich słabości. Daj Mu szansę. Bądź sobą. Rozmawiaj z Nim dużo i zawsze szczerze. Miej odwagę przyznać się do swych emocji, upodobań, antypatii. Nie poddawaj się bezkrytycznie konwenansom. Dociekaj Jego opinii i woli – studiuj Pismo Święte. Zwracaj uwagę na własne doznania i nie pozwól, by panowały nad tobą. Ten, który zwyciężył lęk w Getsemane, pomoże ci się uporać z twoimi lękami.