Nie stać nas na nierobienie PR

Transkrypt

Nie stać nas na nierobienie PR
W NUMERZE
4
listopad 2011
WYDARZENIA
Finał programu startupowego
BRAMA innovation Camp
Steve Jobs
Strartup Weekend Poznań
FELIETON
Wykorzystaj (Startup) Weekend
Demonowy zawrót głowy
17
RYNKOWE TRENDY
Pricefaller
Niewzruszona telepotęga
Telewizja przez całą dobę
Zakupy grupowe 2012
Kidd.ly, czyli „Smartmotywator”
Czerwony Widelec idzie na
Newconnect
SEO po Polsku
14
E-SPÓŁKA MIESIĄCA
22
NA OKŁADCE: MACIEJ HAZUBSKI, WOJCIECH PRZYŁĘCKI
ZDJĘCIE: CENTRUM PRASOWE
OKIEM INWESTORA
Startupy na giełdzie
DOSSIER
Branża gier – wczoraj,
dziś i jutro
G-force
26
WARTO WIEDŹIEĆ
Be ewerywere, be amaizing,
be real
Nie stać nas na nierobienie PR
PO GODZINACH
Z biblioteki starupowca
42
OD REDAKCJI
R
Marek Dornowski
REDAKTOR NACZELNY
Wydawca: InQbe sp. z o.o. ul. Towarowa 1, 10-416 Olsztyn
NIP 524-256-87-12 REGON 140440822 KRS 0000250743
www.inqbe.pl <http://www.inqbe.pl>
Redakcja: Marek Dornowski, Marta Przyłęcka,
Małgorzata Zawadzka, Jerzy Kawa
Projekt okładki i skład: Ateneo
Korekta: ITEL Solutions Tomasz Łukiańczyk
az poważnie i nostalgicznie, innym razem optymistycznie i radośnie.
Można powiedzieć, że w ostatnim miesiącu doświadczyliśmy bardzo szerokiego wachlarza nastrojów. Początek miesiąca niewątpliwie zdominowała wiadomości o śmierci Steve’a Jobsa. Pisano o tym wiele, praktycznie wszędzie. Nie będziemy się powtarzać. Czasem milczenie znaczy
o wiele więcej. Postanowiliśmy jednak w tym numerze umieścić w kilku
miejscach wypowiedzi Steve’a, które warto zapamiętać, nie dlatego że
mówił je jeden z największych wizjonerów technologicznych naszych czasów, ale dlatego, że jest to pewna mądrość, którą po prostu warto znać.
R.I.P Steve.
11 października 2011 to ważna data nie tylko w historii spółki IQ Partners, ale praktycznie dla wszystkich tych, którym tematyka startupów nie
jest obca. Mieliśmy już sporo przykładów notowania startupów na rynku NewConnect, obserwowaliśmy (co prawda raczej za oceanem) przeistaczanie się startupów w międzynarodowe potęgi. Nie kojarzę jednak,
by wcześniej nad Wisłą na głównym rynku zadebiutowała spółka, której
strategia rozwoju opiera się o inwestycje właśnie w startupy. Dziś trudno
mi przypomnieć sobie też, by na giełdzie notowany był którykolwiek inny
z liderów rynku inwestycyjnego w obszarze nowych technologii. Nie mogliśmy tego przegapić i specjalnie dla naszych czytelników zamieszczamy
wywiad z Maciejem Hazubskim i Wojciechem Przyłęckim przeprowadzany
na gorąco na parkiecie, dosłownie parę chwil po debiucie IQ Partners na
rynku głównym.
Skoro już mowa o wywiadach, to polecam również rozmowę z Alexem
Barrerą. Jeden z prelegentów e-nnovation opowiada, dlaczego nie stać
nas na nierobienie działań public relations. O temacie samego PR znajdziecie zresztą troszkę więcej informacji. Warto przeczytać, bo jest to obszar, w którym nasz rodzimy e-biznes ma jeszcze dużo do nadrobienia.
Sporo miejsca w tym numerze poświęcamy… grom komputerowym. To
ciekawy obszar rynku, który dynamicznie się rozwija i rozwijać będzie. Ciekawe, że silniki gamifikacyjne mogą służyć nie tylko do rozrywki, lecz także
np. do… sprzątania w parku. Nie wierzycie – przeczytajcie sami. Zresztą
w listopadzie (28–29) odbędzie się w Warszawie Game Industry Trends
2011. Każdy, kto jest ciekawy w jakim stopniu rozwiązania z gier zaczynają
przenikać do naszego życia, koniecznie musi się tam pojawić.
Jeśli nie mieszkacie w Warszawie i dopiero planujecie wypad do stolicy,
warto pokusić się o dłuższą wycieczkę i udział również w zaplanowanym
na 1 grudnia wydarzeniu „e-market innovation 2011”, któremu patronujemy. Dyskusje z ekspertami i inwestorami działającymi na rynku startupowym w Polsce. Przedstawiciele InQbe, Capital Partners, e-biznes.pl, IAB
Polska i inni. Wszystkich nie wymieniamy, ale nazwiska takie jak Grzegorz
Marczak czy Artur Kurasinski mówią same za siebie. Na naszym fanpage’u
na Facebooku będziemy na bieżąco zamieszczać szczegóły. Już dziś zapraszamy.
Praktycznie od początku istnienia InQbe News, chodzilo nam po głowie hasło reklamowe „e-profit wszystko o e-biznesie”. Kiedy grafik zaproponował, by stało się ono głównym motywem okładki, stwierdziliśmy: czemu nie, spróbujmy. Gdy jednak po wydaniu pierwszego umeru
czytelnicy zaczęli kojarzyć nas bardziej z nazwą e-profit niż InQbe News
uznaliśmy, że coś w tym może być. Zarejestrowaliśmy domenę e-profit.tv,
a ostatecznie zdecydowaliśmy się zmienić oficjalnie nazwę naszego magazynu InQbe News na e-profit. Mamy nadzieję, że przypadnie Wam ona
do gustu.
3
WYDARZENIA
Finał pierwszej edycji programu startupowego
BIC Summer Start Demo Day…
odbył się 19 października 2011 na Wydziale Elektroniki i Technik Informacyjnych
Politechniki Warszawskiej. Konferencję
Demo Day poprowadził pomysłodawca BIC
Summer Start oraz koordynator projektu
BRAMA Innovation Camp – Jakub Lebuda. W konferencji Demo Day wzieli udział
uczestnicy BIC Summer Start, inwestorzy,
mentorzy, sponsorzy, przedsiębiorcy oraz
przedstawiciele mediów. Podczas spotkania spośród startupów wyłoniono najciekawszy i najbardziej innowacyjny projekt
firmy internetowej i mobilnej (sprawdź jaki
na www.summerstart.pl). Zwycięski zespół
wyjedzie na Konferencję Slush w Helsinkach – jedno z największych wydarzeń dla
startupów organizowanych w Europie Północnej.
Jedną z atrakcji Demo Day był panel dyskusyjny Polski startup na rynku globalnym.
Czy doczekamy się w Polsce sukcesu na
Startup Weekend
Poznań
W dniach 7–9 października trwał Startup Weekend Poznań. Zwycięzcą
tegorocznej edycji został
zespół Kidd.ly. Rozmowę
ze zwycięzcami możecie
przeczytać w dalszej części
numeru.
miarę Facebooka i Skype? dotyczący rozwoju runku młodych firm technologicznych w Polsce w porównaniu z zagranicą.
Gośćmi panelu byli przedstawiciele świata
startupowego, w tym: Jan Kaczmarek – organizator BIC Summer Start, Grzegorz Jakacki – przedsiębiorca (Codility.com), Grzegorz Marczak – bloger (Antyweb), Radek
Zaleski – media (Gazeta.pl) oraz Wojciech
Przyłęcki – inwestor (IQ Partners, InQbe).
Panel poprowadził Michał Samojlik – twórca MamStartup.pl.
Gościem honorowym konferencji był prof.
Peter A. Bruck – inicjator europejskiego
konkursu na najbardziej innowacyjne treści multimedialne Europrix oraz przewodniczący światowego konkursu na najlepsze
treści internetowe i mobilne World Summit Award. Prof. Bruck wygłosił prelekcję
Doing good and flying high: starting up
successfully as entrepreneur.
XVII edycja konferencji „EOIF GigaCon” odbyła się we Wrocławiu 25 października. Celem spotkania była prezentacja rozwiązań usprawniających elektroniczny przepływ dokumentów oraz informacji w firmach oraz instytucjach. W dalszej
cześci prelegenci i uczestnicy dyskutowali o tym, jak skutecznie wdrożyć system obiegu dokumentów, rozwiązaniach mobilnych w nowoczesnym
przedsiębiorstwie, najnowszych trendach związanych z pracą grupową w połączeniu ze
smartphonami oraz innych interesujących kwestiach. W spotkaniu uczestniczyło ponad
100 gości. Następna edycja konferencji odbędzie się już pod koniec stycznia w Krakowie. Prostota może być trudniejsza od komplikacji:
trzeba się ciężko napracować nad wydobyciem czystej myśli, która pozwala na prostotę.
Ale warto – bo kiedy już się to ma, można
przenosić góry. Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r. do studentów Uniwersytetu Stanforda. Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford
Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.
4
BIC Summer Start realizowany jest
w ramach projektu…
BRAMA Innovation Camp, czyli
programu wspierania przedsiębiorczości
akademickiej realizowanego przez Laboratorium Technologii Mobilnych BRAMA
(Politechnika Warszawska) we współpracy
z firmą ATM S.A., dzięki dofinansowaniu
Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oferta BRAMA Innovation Camp kierowana jest do studentów oraz naukowców prowadzących innowacyjne projekty i
młode firmy. Więcej o BRAMA Innovation
Camp na stronie: http://brama.elka.pw.edu.pl/bic oraz na Fan Page’u programu.
FELIETON
Wykorzystaj (Startup) Weekend
Koniec roku obfituje w liczne konkursy dla startupów. A to
e-nnovation, a to liczne imprezy z serii Startup Weekend –
raz w Poznaniu raz w Warszawie. Większość startupów nie
wykorzystuje szansy, którą dają takie spotkania. Nie mówię
o wygrywaniu każdego takiego konkursu, bo też nie to jest
w nich najważniejsze.
Wygrana takiego konkursu jak Startup Weekend na pewno daje młodym przedsiębiorcom możliwość szybszego,
łatwiejszego startu. Jednak dużo większe znaczenie od
pieniędzy mają nawiązane znajomości oraz zdobyta wiedza. Wydaje się, że to dość oczywista teza, a jednak młodzi
przedsiębiorcy zdają się o tym zapominać. Wszyscy nastawiają się na walkę o nagrodę główną, przez co umyka im
okazja do zdobycia wielu „mniejszych”.
Paweł Lipiec
redaktor prowadzący
ecommerce.edu.pl
Bloger
WebFan.pl
W czasie poznańskiego Startup Weekendu poza uczestnikami obecni byli jurorzy (mentorzy), z których duża część to
inwestorzy i osoby doradzające młodym przedsiębiorcom.
Ponadto było wielu przedstawicieli mediów – mniej lub bardziej tradycyjnych. W tej sytuacji zadziwiające jest dla mnie,
że uczestnicy SW, mając dostęp do informacji o wszystkich
gościach imprezy, nie przygotowali się, sprawdzając nazwisko po nazwisku jeszcze przed imprezą. Chociażby po to,
aby wiedzieć, który z mentorów może służyć swoją wiedzą,
który może potencjalnie być zainteresowany pomysłem etc.
Niestety, większość (jeśli nie wszyscy) uczestnicy Startup
Weekend Poznań, nie odrobiła pracy domowej. Nie zauważyłem też, aby którykolwiek z uczestników próbował zainteresować swoim przedsięwzięciem media – a przypomnę,
że byli przedstawiciele chociażby „Dziennika Internautów”,
„Pulsu Biznesu” czy Bankiera.pl.
Nawet jeśli nie uda się wygrać głównej nagrody, można samemu zapewnić sobie nagrodę pocieszenia w postaci publikacji w mediach czy kontaktów, które mogą zaowocować
w dalszej pracy nad projektem. Takie wsparcie jest dużo
więcej warte niż pieniądze.
Do zobaczenia na kolejnym Startup Weekend – najbliższy
pod koniec listopada w Warszawie.
5
FELIETON
Domenowy zawrót głowy
Sylewster Kozak
wydawca serwisów internetowych:
e-biznes.pl
wystartowali.pl
6
Co jakiś czas jesteśmy informowani o nowych transakcjach na
rynku domen – tylko w ostatnim okresie sprzedano ZY.com za
ponad 100 tys. dol. czy Republic.com za 200 tys. dol. Z naszego rodzimego podwórka dorzućmy tylko Co.pl, która została
„podobno” sprzedana za 1 mln zł. Czy to już bańka?
Te informacje mamy z jednej strony – z drugiej mamy wyniki aukcji na największej konferencji poświęconej inwestowaniu w domeny MeetDomainers organizowanej przez Daniela
Dryzka i tylko cztery transakcje powyżej 5 tys. zł z wycenami
odpowiednio: Części.pl 10 tys. zł, Drinki.pl 7,5 tys. zł, Eksport
6,5 tys. zł i Taniadrukarnia.pl za 5 tys. zł. Hotels.pl nie znalazło kupca przy cenie wywoławczej 150 tys. zł, podobnie jak
Ogrodnictwo.pl (30 tys. zł), czy komplet domen Waluty+Waluta.pl (250 tys. zł).
Będąc dość aktywnym na rynku domen, obserwuję, że mamy
dwa rodzaje sprzedających – jedni wyceniają swoje domeny
na kilkadziesiąt czy wręcz kilkaset tysięcy złotych i czekają na
kupca, inni zaś świetne domeny sprzedają za kilka tysięcy. Kto
wygrywa? W mojej opinii zdecydowanie Ci, którzy sprzedają
domeny, nie Ci którzy „trzymają perły” – tak więc pod tym
kątem aukcja zdecydowanie się udała. Jednak postawmy pytanie: co się stało z domenami sprzedanymi na aukcji? Wydaje
się, że trafiły one do… inwestorów domenowych, tak więc ponownie zostaną wystawione na sprzedaż. Być może za kilkaset
tysięcy złotych.
W Polsce mamy zarejestrowanych ponad 2,2 mln domen
i może się okazać, że rejestracja domeny dla nowego projektu
jest właściwie niemożliwa. Gdy chciałem rejestrować domeny
dla różnych projektów okazywało się, że jedynym wyjściem
jest jej zakup na rynku wtórnym za kilka, czasami kilkanaście
tysięcy złotych. Dla startupu może być to blokadą i z pewnością wiele ciekawych projektów jest zmuszona zmieniać nazwę swojego projektu na mniej atrakcyjną. Czy coś zyskali na
takiej sytuacji inwestorzy domenowi? W mojej opinii niestety
nie i zamiast ciekawych projektów na dobrych domenach będziemy widzieć usługi parkingu z pakietem reklam.
Byłeś na fantastycznym urlopie, nakręciłeś
film z podróży?
Nie zwlekaj i baw się z nami! Do wygrania
nowoczesny iPad2.
Wystarczy, że polubisz fanpage podroznik.tv <http://
www.facebook.com/pages/podr%C3%B3%C5%BCniktv/165530956848779>,
zamieścisz swój film na http://podroznik.tv/dodaj i zachęcisz
znajomych do głosowania na niego na Facebooku.
Spośród 10 filmów, które zbiorą najwięcej głosów,
Jury konkursu wyłoni zwycięzcę.
Filmy do konkursu można
przesyłać w terminie
od 19.10.2011 r. do 19.11.2011 r.
Regulamin i szczegóły konkuru znajdziesz na http://podroznik.tv/konkurs
RYNKOWE TRENDY
ceny mogą być niższe
Całkiem niedawno na naszych łamach przedstawialiśmy firmę Power Price jako e-spółkę miesiąca. Po debiucie na rynku NewConnect, finalnym uruchomieniu platformy Powerprice.pl
sądziliśmy, że teraz czeka ją długi, jak jesienne wieczory, okres zwykłej żmudnej i codziennej
pracy nad rozwojem serwisu i nieprędko nadarzy się okazja do zagoszczenia na łamach
e-profit. Nic bardziej mylnego. Całkiem niedawno dotarła do nas wiadomość, że spółka
w ramach swoich działań uruchamia serwis Pricefaller.pl. Rozmawiamy z Grzegorzem Rusieckim, który odpowiada za rozwój tego nowego projektu.
Zajmujesz się e-commercem nie od
dziś, czy polski rynek szybko się zmienia?
Grzegorz Rusiecki: Aby mówić o tym,
czy polski rynek e-commerce szybko
się zmienia, trzeba obrać jakiś punkt
odniesienia. Wystarczy wybrać dowolny kraj, aby otrzymać porównanie.
Osobiście pojęcie rynku e-commerce
podzieliłbym na trzy części: właścicieli
sklepów internetowych, dostawców
rozwiązań / platform e-commerce oraz
klientów sklepów internetowych. O ile
zachowania i przyzwyczajenia klientów sklepów internetowych i rozwiązania dostarczane przez producentów
silników e-commerce charakteryzują
się stałym postępem, o tyle w moim
odczuciu, świadomość właścicieli
sklepów i umiejętność wykorzystywania wszystkich dostępnych narzędzi,
odkrywania i rozumienia potrzeb ich
klientów postępuje najwolniej. A to
niestety wpływa na tempo rozwoju
dwóch pozostałych części rynku.
Co z tego, że iStore czy cStore wyprodukuje dziesiątki kolejnych modułów
wspierających działania np. marketingowe – obsługujące scenariusz zakupowy od a do z, skoro właściciel sklepu
ogranicza się do wypozycjonowania 2
fraz w Google, wykupieniu kilku boksów w Adwords, zapominając o kliencie tuż po zapakowaniu i wysłaniu za-
8
mówionego towaru? Idąc dalej, jeśli
potrzeba klienta nie zostanie zrealizowana w maksymalnym, możliwym
stopniu, to z kolei wpłynie na to jego
wydatki w tym czy innym sklepie internetowym. Koło się zamyka.
No i tu jest sedno problemu, czy ecommerce jest już na tyle dojrzały,
tudzież dojrzewa szybko do momentu, w którym możemy powiedzieć,
zaspokoimy potrzeby klienta lepiej,
taniej szybciej niż Ci od handlu tradycyjnego? Czy w ogóle wierzysz, że
takie wyparcie nastąpi? A może nie,
może e-commerce będzie tylko kolejnym kanałem sprzedaży dla typowych
biznesów off-line i nic ponad to?
GR: To jest bardzo dobre pytanie.
W moim odczuciu, na chwilę obecną,
e-commerce może sprzedawać taniej,
to jest oczywiste, ale czy lepiej w ogólnym ujęciu? To zależy... A zależy od
branży, kategorii produktów. Załóżmy,
że kupujemy konkretny model telewizora – czy dla klienta będzie miało znaczenie, gdzie go kupi? Raczej nie, więc
poszuka tego telewizora w najniższej
cenie. W przypadku tego typu produktów (produktów, które znamy, na
które jesteśmy już zdecydowani, które
łatwo porównać z innymi bez konieczności dotykania), e-commerce może i
już konkuruje z tradycyjnym handlem.
Z drugiej strony mamy ogromną liczbę
kategorii produktów, których scenariusz zakupowy ciężko zmienić, który
najczęściej realizowany jest off-line
(np. ubrania). Ciężko będzie przekonać
ludzi, aby nagle zmienili swoje przyzwyczajenia i tego typu zakupy zaczęli
realizować on-line. Chyba że w komunikacji marketingowej powiemy jasno – zamów trzy rozmiary, przymierz
w domu, skorzystaj z prawa zwrotu
i oddaj dwa niepasujące. I to jest to,
do czego zmierzam – umiejętność rozumienia potrzeb ludzi, a następnie
umiejętne wykorzystanie wiedzy na
ich temat. W moim odczuciu, dopóki
nie zrozumiemy tego, jak ludzie kupują
off-line („produkty dotykalne”), kanały on-line będą jedynie supportem
(czymś w rodzaju katalogu, gazetki) dla
handlu tradycyjnego. W momencie,
kiedy zaczniemy to rozumieć, handel
tradycyjny powinien zacząć się bać.
Mam wrażenie, że pod tym kątem
idziemy w dobrym kierunku.
Zgodzimy się zatem, że oprócz wszystkich elementów związanych z obsługą
klienta, kluczowa rolę odgrywa cena.
Wiadomo, że im taniej, tym lepiej. Power Price przez długi czas komunikował, że skraca łańcuch dostaw, teraz
wprowadza Price Fallera, czy nie obawiasz się, że może on zostać odebrany jako pewne wydłużenie tego łań-
cucha? Może moje błędne myślenie
wynika z niezrozumienia samej idei?
Możesz w kilku słowach nam ją przedstawić?
GR: Pricefaller.pl to narzędzie, które pozwala organizować wspólny zakup
wybranego produktu i uzyskać najniższą, możliwą cenę. Proste – im
więcej kupujących, tym niższa cena.
Kierowany jest do osób kupujących
wybrane produkty w celu dalszej
odsprzedaży: allegrowiczów, właścicieli sklepów internetowych czy
też lokalnych dystrybutorów offline. Czy wydłuża łańcuch dostaw?
Otóż nie, ponieważ nadal kupujemy bezpośrednio od producentów,
którzy współpracują z Power Price.
Price Faller udostępnia pełną bazę
produktów dostępną w Power Price oraz możliwość zgłoszenia zapotrzebowania na inne produkty.
Realizuje potrzeby wszystkich tych
e-dystrybutorów, którzy nie mogą
rozpocząć współpracy bezpośrednio z producentem z prostego powodu – minimum logistycznego,
które stanowi ogromną barierę
wejścia dla tych osób. Price Faller
ułatwia im życie i pozwala zamówić
nawet 1 sztukę wybranego produktu, a dzięki temu, że być może uda
się zebrać jeszcze kilkunastu kupujących ten sam produkt, w tym
samym czasie, cena jednostkowa
tego produktu będzie jeszcze niższa dla
każdego z kupujących.
Czy to jednak nie wpłynie negatywnie na indywidualnego odbiorcę
końcowego? Power Price, z tego co
mi wiadomo, chciał udostępnić swoją platformę również dla odbiorców
indywidualnych. Jaki jest sens kupować coś drożej na przykład na Allegro
skoro mogę tak samo on-line kupić to
bezpośrednio?
GR: Wszystko jest kwestią asortymentu, uzyskanego rabatu i tego, czy
podmiot kupujący u nas do dalszej odsprzedaży sprzedaje te produkty na Allegro czy np. w swoim lokalnym fizycz-
nie działającym sklepie. Pamiętajmy, że
Pricefaller.pl nie służy jedynie zakupom
realizowanym przez sprzedawców z Allegro, tylko dedykowany jest wszystkim tym, którzy chcą zaopatrywać się
sklepu z artykułami biurowymi, np.
z Płońska, zakupił u nas ten sam towar
z 30% rabatem, zaś w swoim sklepie
sprzedaje go w cenie takiej samej,
w jakiej dostępny jest ten sam towar
na Power Price.
Kupujący ma tą samą cenę, ale towar widzi fizycznie, może go obejrzeć dokładnie zanim kupi, może
też mieć go od razu, nie czekając
na przesyłkę, a cena pozostaje ta
sama.
Tak więc scenariuszy może być
naprawdę wiele, a Price Faller, jak
widać na powyższych przykładach,
świetnie uzupełni działalność platformy Power Price.
Z punktu widzenia klienta na pewno uzupełni. Pojawia się jednak
pytanie, czy nie zaszkodzi Wam
bezpośrednio? Zarówno w pierwszym, jak i w drugim scenariuszu
klient kupuje poza Wami.
GR: Co z tego, że klient pojedynczy kupuje poza Power Price skoro
sprzedaliśmy wcześniej duże ilości
Hurtowe przez Pricefallera z naliczeniem naszej Opłaty Technologicznej? Dzięki Price Faller obniżamy też koszty reklamy, nie mówiąc
już o dystrybucji drogą tradycyjną,
przecież aby klient indywidualny
kupił u nas, musi najpierw do nas
dotrzeć, a to też kosztuje.
u nas nie na własne potrzeby, lecz na
potrzeby handlu.
Wyobraźmy sobie sytuację numer 1:
osoba fizyczna chce zakupić produkt A
w niewielkiej ilości, u nas zapłaciłaby
za niego np. 100 zł. Sprzedawca z Allegro zakupił u nas ten sam produkt uzyskując 30% rabat, z tego rabatu może
20% zachować jako swoją marżę, a
10% oddać klientowi. Klient ma zatem
do wyboru kupić u nas swój produkt A
za 100 zł, czy od ww. sprzedawcy z Allegro za 90 zł.
Sytuacja numer 2:
przykładowy towar A jest u nas po 100 zł,
tymczasem posiadacz tradycyjnego
Z takim argumentem faktycznie
trudno polemizować. Czy zgodzisz się
ze stwierdzeniem, że o ile w dniu odpalenia platformy nastawieni byliście
na klienta biznesowego, o tyle teraz,
dzięki Pricefaller.pl możemy mówić
również o udostępnieniu oferty również do zwykłego Kowalskiego?
GR: Na pewno jest to duży krok w kierunku pełnego otwarcia się na takiego
klienta.
Dziękuję za rozmowę.
GR: Dzięki i zapraszam na pricefaller.pl
9
Niewzruszona telepotęga
Rzeczywistość boleśnie zweryfikowała teorie ekspertów, którzy kilka
lat temu wieścili śmierć telewizji. Nowe media – przedstawiane jako jej
pogromca – okazały się sprzymierzeńcem w dotarciu do widza na kolejnych platformach.
Joanna Nowakowska
Senior Press Officer,
Atmedia
Rozpychająca się cyberprzestrzeń nie tylko nie
pogrążyła biznesu nadawców, ale zapewniła
mu drugie życie. Telewizyjny kontent wyszedł
poza tradycyjne ramy telewizyjnego odbiornika.
Oglądamy dziś nie tylko z kanapy w salonie, lecz
także na komputerach, komórkach, tabletach.
Nowe media – kilka lat temu przedstawiane
jako zagrożenie dla telewizji – ewidentnie wyrosły na jej sojusznika.
Co ciekawe – ta technologiczna rewolucja obyła
się bez ofiar. Telewizja wojej postaci, odbierana
w tradycyjnym, linearnym trybie, pozostaje potęgą. A efektownym tezom ekspertów z rynku
mediów, przepowiadających jej rychły koniec,
na przekór stają wszystkie statystyki.
Śladami telemaniaka
Przeciętny Kowalski i przeciętny Smith spędzają
przed telewizorami ponad 4 godziny dziennie.
Mimo że w internet odgrywa w ich życiu coraz
większą rolę, a dostęp do niego powszechnieje
z każdym rokiem, konsumpcja telewizji wciąż
delikatnie wzrasta… Mówimy tu o oglądaniu
w tradycyjny, linearny sposób (zgodnie z programem telewizyjnym), a nie o odbiorze kontentu telewizyjnego w sieci, który do tej pory
stanowi jedynie uzupełnienie, a nie alternatywę wobec stacjonarnej telewizji.
Co daje podstawy, by tak twierdzić?
· ATV (średni czas oglądania telewizji) rośnie.
W Polsce – z 3 godzin i 41 minut w 2000 r. do
4 godzin i 5 minut w 2010 r. (dane Nielsen Audience Measurement).
· Udział gospodarstw domowych z telewizora-
10
mi od lat utrzymuje się na niezmiennym poziomie 98,5% (dane GUS).
· Co roku w Polsce sprzedaje się 2,1–2,2 mln
telewizorów, a na ten rok przewidywana jest 4%
dynamika sprzedaży (GfK). Inwestycje w nowy
sprzęt dowodzą przywiązania do telewizji w jej
tradycyjnej formie.
I tak się dzieje, mimo że:
· Kategoria video w sieci była jedną z najszybciej rosnących w ostatnich latach. Z serwisami
video ma kontakt 95% polskich internautów,
a użytkownicy internetu deklarują, że głównym
celem korzystania z serwisów audio i wideo jest
rozrywka (dane Gemius, 2011 r.), a więc mówimy o spełnianiu tych samych celów, co w przypadku widzów TV.
· 40% telefonów kupowanych w 2011 r. w Polsce to smartfony. Według wyliczeń Samsunga
(za: „Dziennik Gazeta Prawna”) w III kwartale
penetracja smartfonów sięgnie już 35% .
·Polacy korzystający z dekoderów cyfrowych
i DVR-ów (urządzenia do nagrywania i odtwarzania programów) z całą pewnością część audycji oglądają później, a to oglądanie nie jest
uwzględnione w standardowym pomiarze Nielsen Audience Measurement.
· W Wielkiej Brytanii, gdzie taki pomiar funkcjonuje, penetracja DVR-ów już w ubiegłym
roku sięgnęła 46%. Mimo to w pierwszym
półroczu 2011 r. zaledwie 9% czasu oglądania
przypadało na tzw. time shift viewing (źródło:
Ofcom), a 50% nagranych programów odtwarzane było jeszcze tego samego dnia (źródło:
BARB). Przywiązanie widzów do tradycyjnych
pór emisji i potrzeba bycia na bieżąco z programem TV wygrywają, więc z możliwością decydowania o miejscu i czasie, jaką dały widzom
nowe rozwiązania technologiczne.
Wszystkie te dane jasno dowodzą, że rola telewizji pozostaje niewzruszona. Pokuśmy się
więc o próbę odpowiedzi na pytanie: dlaczego?
Powodów widać co najmniej kilka.
· Telewizja jest najważniejszym dla konsumentów źródłem rozrywki. Od lat utrzymuje
się w czołówce mediów, których odbiorcom
„brakowałoby najbardziej” (Ofcom, 2011 r.). Im
starsi respondenci, tym większy udział wskazań
na telewizję, jednak ta prawidłowość utrzymuje się od lat – co oznacza, że wraz z życiową stabilizacją, waga telewizji rośnie.
· Konkurencja w obrębie rynku telewizyjnego
i eksplozja liczby stacji tematycznych w ostatnich latach (z niespełna 70 w 2005 do blisko
180 w 2011 r.) poszerzyła widzom wybór i podniosła atrakcyjność oferty telewizyjnej.
· Boom na kanały tematyczne zmusił czołowe
telewizje naziemne do większych inwestycji
w programming. Lepsze rozpoznanie i zaspokajanie potrzeb widzów ma przeciwdziałać ich
odpływowi w kierunku stacji sprofilowanych.
· Nowe technologie odbioru – HD, 3D; rosnące
wymiary odbiorników TV i ich nowe funkcje (np.
podłączenie do internetu, vide – Smart TV) podnoszą walory obcowania z telewizyjnym kontentem.
Czy to wszystko znaczy, że nadawcy telewizyjni
mogą się nie przejmować rozwojem nowych technologii i trzymać utartego modelu biznesowego?
Nawet jeśli dziś nic na tym nie stracą, nic także
nie wygrają. Technologie pozwalaj im
przedłużyć kontakt z odbiorcą, budować lojalność do programów dostępnych na nowych nośnikach i oferują
dodatkowe możliwości monetyzowania kontentu. Można też zakładać, że
nowe media zapewniają nadawcom
skuteczniejsze dotarcie do tzw. light
viewersów tradycyjnej telewizji.
To wszystko oznacza, że pominięcie
internetu w strategii nadawców po prostu się nie
opłaca. Dziś jest to „uzupełniająca”
platforma dystrybucji treści, kiedyś Nowe media –
– być może główny ich nośnik. I taki przedstawiane
scenariusz wcale nie rysuje się jako jako jej pogromca,
zagrożenie dla rynku telewizyjnego, okazały się sprzybo to najwięksi jego gracze dyspo- mierzeńcem w
nują tym, co tak naprawdę przyciąga dotarciu do widza
i przywiązuje odbiorcę – kontentem. na kolejnych platCzas pokaże, gdzie przede wszystkim formach.
będzie on oglądany i komercjalizowa- Joanna Nowakowska
ny. Grunt, by nie zmarnować żadnej
z możliwości konkurowania o widza
i pieniądze.
Nie zależy mi na tym, by zostać najbogatszym człowiekiem na cmentarzu.
Pójść spać, mogąc powiedzieć, że zrobiło się coś cudownego – to jest dla
mnie ważne. Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r. do studentów Uniwersytetu Stanforda.
Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.
Telewizja przez
CAŁĄ DOBĘ
Teresa Wierzbowska, Dyrektor ds.
Public Affairs Redefine
R
ywalizacja pomiędzy producentami telewizorów i urządzeń mobilnych oznacza bogatszą ofertę dla
klientów. Coraz bardziej zaawansowane wersje aplikacji internetowych pozwalają widzom wygodniej korzystać z
treści telewizyjnych i filmów pełnometrażowych na dowolnym urządzeniu.
Zainteresowanie klientów tą ofertą
stale rośnie. Dziś skala zjawiska jest porównywalna do zasięgu dużej telewizji
kablowej. Co piąty telewizor sprzedany
12
producenci przewidują wzrosty nawet
do pół miliona odbiorników działających on-line. Sam Samsung, będący
liderem na tym rynku, planuje zwiększyć trzykrotnie sprzedaż telewizorów
z funkcjami internetowymi z 25% w
2010 do 75% w roku 2011. Podobnie
jest z telefonami umożliwiającymi swobodne korzystanie z internetu. Sprzedaż smartfonów na polskim rynku w
2010 wyniosła, wg GfK Polonia, 13%, a
w 2012 ma sięgnąć ponad 40.
Treść, wygoda, jakość
Już nie tylko proste aplikacje tekstowe
udostępniane są na telewizorach i urządzeniach mobilnych. Oglądanie filmów,
programów czy stacji telewizyjnych na
żywo to już dziś opcja powszechnie
dostępna dzięki takim dostawcom jak
Ipla. Penetracja tej aplikacji w telewizorach z funkcjami internetowymi sięga ponad 95%, mogą z niej korzystać
także użytkownicy urządzeń mobilnych
bazujących na najpopularniejszych systemach operacyjnych (iOS, Android,
Symbian). Dopełnieniem całości są
konsole do gier i telewizje kablowe.
Ten sektor rynku będący wciąż w zalążku już teraz stanowi znaczną część
ruchu w Ipla – około 17% ogólnego
ruchu Ipla generują widzowie innych
platform niż PC.
Co przyciąga widzów masowo do skorzystania z treści wideo na komórce,
tablecie czy telewizorze?
Po pierwsze: unikalna treść. Według
prowadzonych przez Ipla badań preferencje widzów na poszczególnych
platformach różnią się między sobą
nie tylko pod względem pory, o której
sięgają po dane rozwiązanie, lecz także poszukiwanych treści. Wygrywają
popularne seriale telewizyjne, jednak
w telewizorach chętniej widzowie
sięgają po muzykę i rozrywkę, w komputerach po sport, a na tabletach po
serwisy informacyjne. Po drugie: wygoda. Teraz to oferta telewizyjna dostosowuje się do trybu życia widza, a
nie odwrotnie. Po trzecie: jakość. Jeśli
widz nie widzi różnic w jakości obrazu
transmitowanego za pomocą internetu a np. sieci kablowej, to pojawia się
realna alternatywa dla odbiorców wo-
Foto: Redafine materiały prasowe
W ciągu zaledwie kilkunastu
miesięcy zmienił się obraz rynku mediów. Producenci sprzętu
telewizyjnego stali się dostawcami treści wideo, telefony
komórkowe umożliwiają odbiór
kanałów na żywo, a stacje TV
wiedzą, że to wyścig, w którym
muszą wziąć udział. Jedni widzą
w tym zjawisku rewolucję w
układzie sił na rynku, inni traktują jako kanał będący poten- w Polsce w pierwszym kwartale tego
cjalnie dodatkowym źródłem roku posiada funkcje typu Smart TV.
dochodów. Jedno jest pewne Podłączonych do internetu jest dziś
– wygra konsument.
blisko ćwierć miliona, a do końca roku
bec sztywnego modelu udostępniania
treści telewizyjnych.
Więcej czasu razem
Nowa rzeczywistość mediowa sprawia,
że zaczynają z uwagą na siebie patrzeć
podmioty, które dotychczas nie widziały w sobie wzajemnie rywala w starciu
o zainteresowanie odbiorcy. Telewizje
królowały w świecie rozrywki, komputery w aktywności zawodowej, producenci sprzętu oferowali jedynie odbiornik bez treści. Teraz jednak te same
potrzeby konsumenckie można zaspokajać w inny sposób, zatem telefon komórkowy może służyć jako odbiornik
telewizyjny, a telewizor jako narzędzie
do przeglądania internetu. Czy jednak
rzeczywiście jest to usługa konkurencyjna? Z naszych obserwacji zachowań
konsumentów telewizji internetowej
(red. Ipla, dostępna jest na wszystkich
typach urządzeń z dostępem do internetu – od komputerów przez telefony
komórkowe i tablety po telewizory i
konsole do gier) – wynika, że jest nieco
inaczej. Poszczególne urządzenia uzupełniają się, pozwalając łącznie wydłużyć czas kontaktu widza z danymi treściami telewizyjnymi i poszerzyć zasięg
o tych, którzy na oglądanie telewizji w
tradycyjnym modelu mają coraz mniej
czasu i ochoty. Poszczególne urządzenia królują w innych porach dnia i nocy.
Na domowej sofie wciąż wygrywa tradycyjna telewizja i większość widzów
o 20 wybiera ofertę proponowaną w
danym czasie przez nadawców. Uzupełniają ją jednak o propozycje VOD,
gdy w prime time nie znajdą dla siebie
nic ciekawego lub skończyły się interesujące programy linearne. Szczyt
korzystania z Naszego serwisu Ipla na
telewizorach przypada na godzinę 22–
23, chwilę po zakończeniu najlepszych
propozycji stacji telewizyjnych. Gdy widzowie nie mają dostępu do telewizora, do gry wchodzą inne urządzenia. I
tak okazuje się, że ponad 44% kibiców
sportowych ogląda rozgrywki w Ipla na
komputerach w godzinach pracy. Gdyby nie korzystali z tego rozwiązania, nie
mieliby szans zobaczyć wielu spotkań
na żywo. Natomiast miłośnicy seriali
chętnie sięgają po nie w przerwie na
lunch – godzina czternasta to drugi po
wieczornym pik oglądalności dziennej
materiałów w Ipla na PC. Natomiast telefony komórkowe i tablety sprawdzają
się w podróży pomiędzy domem a pracą oraz w nocy, gdy po wyłączeniu telewizora i komputera szykujemy się do
snu, oglądając ulubione programy TV
na poduszce. Szczyt oglądalności materiałów wideo w Ipla na telefony komórkowe przypada właśnie na późne
godziny nocne. Wieloplatformowość
zatem nie polega na konkurowaniu
między poszczególnymi urządzeniami,
ale zapewnieniu możliwości korzystania z określonych treści przez użytkowników na preferowanych przez nich
zasadach. Dzięki temu kontakt z materiałem, a także towarzyszącą mu reklamą, może być wydłużony poza granice
czasowe przypadające w dobie mediowej na oglądanie tradycyjnej telewizji.
Łatwiejszy start na zachętę
Nowe aplikacje tworzone są praktycznie od razu, gdy tylko technologia
zastosowana w nowych liniach telewizorów czy urządzeń mobilnych radzi sobie z obsługą zaawansowanych
funkcji aplikacji, jak systemy płatności
czy zabezpieczeń DRM. Dziś praktycznie wszyscy liczący się producenci telewizorów oferują sprzęt obsługujący
funkcje internetowe i pewne usługi zaczynają być traktowane jako standard,
którego klient oczekuje w podstawowej wersji. Wszystkie najpopularniejsze mobilne systemy operacyjne dają
także możliwość odbioru streamingu
materiałów wideo w wysokiej jakości i
transmisji na żywo.
Chcąc zachęcić developerów do tworzenia aplikacji telewizyjnych, producenci sprzętu LG, Philips i Sharp pracują
nad wspólną specyfikacją techniczną,
dzięki której za kilka miesięcy ma już
nie być potrzeby tworzenia osobnych
wersji widżetu na każdą markę telewizora. Już dwie wersje aplikacji pozwo-
lą dotrzeć do blisko 80% rynku. Ma to
uprościć i skrócić czas tworzenia nowych aplikacji, który teraz trwa minimum trzy miesiące.
Pomimo dużego szumu wokół tego
typu oferty i wiązanych z tym segmentem sporych nadziei liczba polskich
aplikacji mediowych jest wciąż relatywnie niewielka. Łącznie powstało
zaledwie kilkanaście polskich aplikacji
telewizyjnych, w tym większość to proste widżety tekstowe portali czy aplikacje połączone z serwisami społecznościowymi i komunikatorami. Wśród
ofert związanych z VOD jedynie Ipla
dostępna jest na pięciu ekranach, w
tym na wszystkich czołowych markach
telewizorów (Samsung, Panasonic, Philips, LG, Sony). Pojedyncze kroki innych
graczy w tym obszarze, jak współpraca
TVP.pl, TVN, Iplex.pl czy TVscreen.pl z
wybranymi producentami telewizorów
potwierdzają, że obszar ten jest w zasięgu zainteresowania także innych
podmiotów i możemy się spodziewać
dalszego rozwoju oferty.
Optymizm i ostrożność
W planach na przyszłość są optymistyczne prognozy producentów telewizorów i urządzeń mobilnych oraz
niepokój właścicieli infrastruktury i
dostawców internetu. Rozwijająca się
dynamicznie oferta on-line oraz zainteresowanie konsumentów wymaga
dynamicznego rozwoju sieci w Polsce.
Właściciele infrastruktury i telekomy
zdają się mieć problem z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości. Z
jednej strony chcieliby czerpać korzyści z udostępniania pożądanych usług
i sprzedaży urządzeń umożliwiających
korzystanie z nich, z drugiej obawiają się, że nie będą w stanie obsłużyć
sprzedawanej przez siebie oferty. Rozwój telewizji internetowych i potrzeby
konsumentów są jednak najlepszym
stymulantem całego rynku. Także tu
wybory widzów mają decydujące znaczenie w rozwoju oferty usług VOD.
13
Zakupy
grupowe
2012
Od dawna wiadomo, że przyszły rok przyniesie nam coś więcej niż tylko mecz otwarcia
w Warszawie. Koniec świata zbliża się nieuchronnie i nie możemy nic z tym zrobić.
Czy zakupy grupowe zdążą rozwinąć skrzydła przed grudniem przyszłego roku?
S
zykuje się wiele zmian. Od
pewnego czasu dostrzegamy
przejawy stabilizacji i gruntowania pozycji najmocniejszych graczy w kraju.
Nowe serwisy zgłaszają się do nas co
tydzień, jednak coraz więcej nie wytrzymuje presji ostrej i doświadczonej
konkurencji. Daleko nam jednak do
Stanów Zjednoczonych, gdzie codziennie powstaje 30 serwisów. Drugie tyle
pada w tym samym czasie, więc równowaga jest zachowana.
Jedyną szansą jest trafienie dobrej niszy. Po co brać udział w wyścigu z Grouponem, skoro można stworzyć własny wyścig? W Polsce mamy już dwa
serwisy, które zawęziły swoje działania
do wybranego miasta. Lokalni dostaw-
14
cy cieszą się większym zaufaniem niż
rozbudowane korporacje, dlatego kierunek wydaje się być dobry. Bardzo
prawdopodobne, że znajdą się kolejni
chętni na zajęcie wolnej niszy. Za głęboką wodą poszli nawet krok dalej.
Zniżki dla jednego miasta to żadna rewelacja. Prawdziwą sensacją są specjalizacje w konkretnych branżach. I
tak mamy serwisy, które sprzedają wyłącznie kupony na jedzenie. Świetne!
Każdy właściciel restauracji będzie wolał nawiązać współpracę z firmą, która
przyciąga samych smakoszy. Taki model na pewno zostanie wprowadzony u
nas i powinien się przyjąć. Startupowcy, szukać swojej specjalizacji!
Weźcie jednak poprawkę na kalkulacje.
Działanie w jednej branży wiąże się z
pewnymi ograniczeniami. Zakupy grupowe to ciężki kawałek chleba i pewnie
będziecie musieli zejść do trzydziestoprocentowych zniżek. Po pierwszych
doświadczeniach z zakupami przedsiębiorcy mają „czelność” stawiać warunki. Przy stałej współpracy trzeba pójść
na pewien kompromis.
Ilość przestanie być argumentem. Najlepszy przykład to newsletter. Jeżeli
użytkownik dostanie e-maila w poniedziałek i we wtorek i nie znajdzie tam
nic ciekawego, to jest mała szansa, że
ponownie otworzy nową wiadomość
w środę. Walka konkurencyjna sięgnie
poziomu jakości zniżek. Konsument
woli zapłacić 70% i być spokojnym o
Źródło grafiki: Godealla.pl
Autor: Jakub Brodewicz z agregatora ofert zakupów grupowych
GoDealla.pl.
full service, co zresztą powinno być od
początku motywem przewodnim zakupów grupowych.
Duże firmy nadal będą miały duże ambicje. Przykład Facebooka i Yelpa pokazały, że nie zawsze można wejść do
nowej branży z dnia na dzień. Wszyscy
są doskonali pod kątem obsługi technicznej, jednak mało kto ma gotowy
doświadczony team do sprzedaży. Dobrze to wychodzi Google Offers, które
ma we krwi przejmowanie innych serwisów. Przejęli agregatory i serwisy w
Stanach, Niemczech a nawet Chinach.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby zapukali do naszych drzwi w przyszłym roku.
I to niekoniecznie, aby kogoś przejąć.
Stawiam na europejską ekspansję serwisu po przejęciu.
Geolokalizacja leży i kwiczy. W zakupach grupowych właściwie nie istnieje.
Gorąco liczę na pojawienie się usługi
Groupon Now w Polsce. Streszczając
amerykańską reklamę telewizyjną:
idzie sobie babka ze smartphonem w
ręku i patrzy, jakie zniżki może kupić i
zrealizować w najbliższej okolicy. To
fajna sprawa, bo wszystko odbywa się
za pośrednictwem telefonu i faktycznie kupon może zostać zrealizowany
natychmiast. Niestety na razie musimy
obejść się smakiem. Nie wiem co oni
tam tak długo testują w USA, ale 2012
to raczej za szybkie tempo dla Polski.
Być może ktoś sprytny wpadnie na
inny pomysł – jak zagospodarować
niewykorzystane kupony? To jest właśnie problem, którego rozwiązaniem
jest kupowanie i realizacja po chwili.
Często widzimy atrakcyjne oferty i aż
się prosi, żeby kupić kupon, który być
może kiedyś wykorzystamy. No i nie
wykorzystujemy. Odpowiedzialni to
brak czasu i szwankująca pamięć. Takie
narzędzie powinno być odpowiedzią
na dynamiczny rozwój zakupów.
Na pewno będziemy też świadkami narodzin nowej gałęzi – ofert dla biznesu. Już teraz mamy pierwsze przejawy
odkrywania tej niszy. W Polsce działa
blisko 1,5 mln firm, z których
większość to mikroprzedsiębiorstwa. Jest o co walczyć i nie powinno zabraknąć zainteresowanych tym
tematem.
Przed dużym wyzwaniem
staną również agregatory, takie jak nasza
GoDealla.pl. Jest ich
coraz więcej a serwisów będzie stopniowo
coraz mniej. Niezwykle
ważny aspekt to danie
użytkownikowi wyjątkowej wartości dodanej. To
również spowoduje przerzedzenie tego typu serwi-
sów. Wiele z nich odpadnie przy pierwszej próbie.
Rynek zakupów grupowyc w 2012 r.
przyniesie wiele zmian. Po okresie
dojrzewania i osiągnięciu stabilizacji
powstanie dobry grunt pod szukanie
nowych, innowacyjnych rozwiązań.
To wszystko sprawi, że walka o klienta
będzie jeszcze bardziej pasjonująca i
naturalnie najwięcej zyska na tym sam
klient. W przyszłym roku będziemy w
stanie lepiej ocenić atrakcyjność zniżki
i nauczeni doświadczeniem, będziemy
szerokim łukiem omijać przedsiębiorców, którzy nadal nie zrozumieli idei
zakupów grupowych.
[Wyrzucenie z Apple] to było trudne do przełknięcia lekarstwo, ale chyba
pacjent go potrzebował. Czasami życie uderzy cię cegłą w głowę. Nie trać
wiary. Jestem przekonany, że jedyną rzeczą, która dawała mi siłę, by iść
ciągle naprzód, było to, że kocham to, co robię. Steve Jobs
Źródło: Artysta, który łączy punkty, onet.pl, 25 lipca 2011.
15
Kidd.ly, czyli „Smartmotywator”
Są konkursy i wydarzenia, które w branży startupowej ceni się bardziej i takie, które na swoją rozpoznawalność muszą jeszcze trochę popracować. Startup Weekend Poznań to – przynajmniej naszym
zdaniem – impreza należąca do tej pierwszej grupy. Uznanie i zwycięstwo w takiej imprezie nie może
być kwestią przypadku. To sygnał dla inwestorów, gdzie powinni na chwilę dłużej zawiesić oko. Dzisiaj dajemy taką szansę i przedstawiamy rozmowę ze zwycięzcami ostatniej edycji Startup Weekend
Poznań – liderami zespołu projektowego Kidd.ly.
Bartku, Mikołaju, jak czujecie się jako
zwycięzcy, bądź co bądź, całkiem poważnego konkursu, jakim jest Startup
Weekend Poznań?
B: Zajawa oczywiście jest. To naprawdę super, że się udało! Zabawne, że ze
strachu o mały włos nie zostaliśmy na
miejscach, kiedy trzeba było prezentować pomysły. Zmotywowaliśmy się
jednak nawzajem i dalej wszystko potoczyło się samo.
M: Jednak taka wygrana ma też drugą
stronę medalu. Dostaliśmy olbrzymi
kredyt zaufania i mamy zamiar go jak
najlepiej wykorzystać. Wygranie konkursu to jedno, poznani ludzie i wiedza
to drugie – równie ważne.
No dobra to na razie szampan niech
się jeszcze mrozi, bo przed Wami daleka droga, podobno nie macie jeszcze
nawet zarejestrowanej domeny?
B: Daleka droga, ale plecaki już spakowane. Z domeną też wszystko OK.
M: domenę rejestrowaliśmy już podczas Startup Weekendu, jednak z różnych przyczyn domeny .ly maja dłuższy
okres oczekiwania na rejestracje niż .pl
czy .com. Niebawem zamieścimy na
niej naszego landing page.
Ostatnio na Spiders Web znalazłem
tekst, który, hmmm, co tu dużo mówić, nie był dla Was zbyt przychylny.
Budzicie skrajne emocje. Z jednej
strony – nareszcie coś fajnego, z drugiej – kto to kupi? Wychowywanie
dziecka przez smartphon…
M: Krytyka jest zawsze pożądana, daje
punkt widzenia z przeciwnej strony.
Warto się z tym konfrontować, żeby
jak najbardziej challenge’ować pro-
dukt i aby efekt finalny był jak najlepszy. Ostatecznie cieszymy się, że ludzie
chcą mówić o naszym projekcie.
B: Z kolei ekrany dotykowe są po prostu
stworzone dla dzieci! Zresztą nie chcemy zastąpić rodziców smartphonem!
Kidd.ly pomaga rodzicom i dzieciom
współpracować i dogadywać się w codziennych kwestiach. Łatwo wyobrazić
mi sobie, w czym smartphone mógłby
być lepszy od dotychczasowej kartki
papieru z gwiazdkami i uśmieszkami
przyznawanymi dzieciom przez rodziców. Aplikacja po prostu może posiadać o wiele więcej niż tylko system nagradzania!
Nie zrozumcie mnie źle, nie chcę Was
atakować, ostatnio czytałem cytaty, które w swoim życiu słyszał Steve Jobs. Gdyby uwierzył w to, co mu
mówili, to dziś nie byłoby iphona,
a jest. Może więc to Wy macie rację
ze swoją wizją. Chciałbym, żebyś w
kilku słowach zaraził nas swoim pomysłem. Spróbował obronić go, pokazać, że to nie tylko mało określona
wizja. Jestem rodzicem 1,5-rocznego
malucha, w przyszłości potencjalnym
klientem… Ok, powiedzmy, że chcę
się przekonać, jak to działa. Dlaczego
Kidd.ly?
B: Dlaczego Kidd.ly? Kidd.ly pomoże
Tobie, jako rodzicowi, w fajny i skuteczny sposób motywować dziecko do
nauki różnych domowych obowiązków
i codziennych czynności. Dzięki prostemu schematowi grywalizacji będziemy
mogli dać Tobie narzędzie, które wskaże kolejne levele, questy; osiągnięcia i
cele.
M: Tak naprawdę Kidd.ly jest po prostu
znacząco ulepszoną wersją przyczepionej do lodówki kartki z zadaniami.
Znacząco, bo nie tylko serwuje gotowy
ciekawy schemat motywowania, lecz
także pokazuje dzieciom, poprzez animacje czy grafiki, dlaczego np. mycie
zębów jest ważne. Oczywiście pomaga
też samym rodzicom – może np. przypominać im o umówionych zadaniach
czy nagrodach.
Przy okazji, musimy przeczytać te cytaty dotyczące Steve’a Jobsa.
No to jak dalsze plany? Kiedy wersja
Beta, kiedy wchodzicie na rynek?
B: Na razie jeszcze rozmowy z inwestorami i psychologami. Chcemy być pewni, że nasz produkt będzie dopracowany i przyniesie maksymalną korzyść
dzieciom i ich rodzicom.
M: Beta jak najszybciej, trwają właśnie
prace nad klikalną wersją. Z wejściem
na rynek, nie chcemy przestrzelić,
3 miesiące?
Czego chcecie, żeby dziś wam życzyć?
B: Żeby w naszych spakowanych plecakach, znalazły się jedynie potrzebne
rzeczy.
Foto: Slovackistudio.com
Rozmawiał Marek Dornowski
CZERWONY WIDELEC
idzie na Newconnect,
czyli w biurze jem na klawiaturze
Co prawda dietetycy zgodnym głosem twierdzą, że to śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia, ale wszyscy wiemy, że najlepsze kulinarne przysmaki najlepiej serwować sobie w porze… lunchu. Tak się jakoś niefortunnie składa, że
w tym czasie większość z nas przeżywa właśnie apogeum zawodowych obowiązków i wypad do ulubionej knajpki na
obiad pozostaje jedynie w sferze marzeń. Najczęściej ratujemy się naprędce zrobionymi kanapkami lub w najlepszym
przypadku pizzą na telefon. Czy tak jednak być musi?
Źródło grafiki: czerwony widelec/facebook
Marek Dornowski
Jak pokazuje przykład z Trójmiasta, wcale niekoniecznie. Czerwonywidelec.pl – bo o nim mowa
– stworzył platformę grupowego
zamawiania posiłków dla firm. Na
pierwszy rzut oka schemat wydaje
się prosty. Wchodzimy na stronę i
wybieramy z menu dostępnych lokali wybrane pozycje z menu, które
następnie dowożone są do naszego biura. Proste? Proste, ale… No
właśnie, wyobraźmy sobie, że posiłek chce zamówić więcej osób.
Zapewne wszyscy znacie sytuacje,
w której osoba dowożąca posiada
jakieś 20 zł reszty i… zaczyna się
droga przez mękę wyliczania, kto,
co, za ile, kiedy, z kim ma się rozliczyć. A posiłek w tym czasie czeka i
stygnie… Poza tym skoro zamawiamy więcej i robimy to nie pierwszy raz,
to warto pokusić się o rabat. Niestety
przysłowiowy dostawca pizzy niewiele ma w tej kwestii do powiedzenia.
W tym miejscu dochodzimy już do rozwiązań, które sprawiają, że Czerwonywidelec.pl osiąga znaczą przewagę nad
zwykłym „agregatorem” barów szybkiej obsługi z okolicy. Bezgotówkowe
płatności, grupowe rabaty działające na zasadzie im więcej, tym taniej,
dodatkowe kupony rabatowe oraz
gwarancja jakości usług sprawiają, że
Czerwonywidelec.pl staje się naszą fir-
mową restauracją w sieci z menu serwowanym przez dziesiątki lokali specjalizujących się w różnych smakach.
Pomysł podchwycił – i choć usługa
dostępna jest, póki co, jedynie w Trójmieście i Warszawie – to popularność
serwisu rośnie z każdym zamawianym
posiłkiem. Cieszy nas ciepłe przyjęcie
serwisu przez użytkowników – mówi
Przemysław Witka, Prezes spółki będącej operatorem serwisu. Teraz chcemy
skupić się na rozwoju systemu elektronicznych bonów żywieniowych dla pracowników. Uruchomienie usług zwią-
zanych z rynkiem benefitów to
kolejny krok rozwoju naszych
usług. Chcemy go wykonać,
korzystając z możliwości, jakie
daje NewConnect – dodaje
Witka.
Czy ten pomysł biznesowy
znajdzie na rynku finansowym
tak samo wielu fanów, jak na
świetnie i zabawnie prowadzonym profilu na Facebooku?
NewConnect to nie Facebook –
mówi Artur Petkiewicz z firmy
Pl Consulting odpowiedzialnej
za wprowadzenie Czerwonego
Widelca na NewConnect – ale
ten projekt broni się biznesowo. Przygotowując prospekt
emisyjny, miałem okazję się
o tym przekonać. W optymistycznym tonie wypowiada się także
Sylwester Kozak z eksperckiego portalu oceniającego startupy Wystartowali.pl.
Bardzo ciekawe jest to, że Czerwony
Widelec działa tak naprawdę w tradycyjnym biznesie, a internet wykorzystuje jako główny kanał dystrybucji
i, co warto dodać, wykorzystuje go w
sposób bardzo dobry – dodaje. A wy,
co na ten temat myślicie? Warto
sprawdzić samemu. Macie już jakieś
plany na lunch?
17
SEO
po
Polsku,
czyli Spróbuj Ekonomicznie Optymalizować
Jeśli nie ma cię w internecie, nie istniejesz. Jeśli jesteś w internecie, ale nie korzystasz z SEO
to praktycznie jakby Cię nie było. Na czym polega magia tajnych algorytmów, linków i innego
rodzaju mechanizmów, które decydują o naszym być lub nie być w sieci? Co sprawia, że klikając hasło „lekarz Warszawa” pojawia się nam strona takiego a nie innego gabinetu? Rozmawiamy dziś o tym z Arturem Pleskotem i Sławomirem Rodziewiczem ze spółki SEO Power.
Po prostu masz słaby marketing. Można wydać mnóstwo pieniędzy na reklamę w serwisach branżowych, a można
też spróbować wypozycjonować stronę w wyszukiwarkach internetowych.
Dziś dobre pozycjonowanie jest najtańszą i – według nas – najskuteczniejszą formą marketingu w internecie. Tak
więc jeśli chcesz zaistnieć w internecie,
musisz być wysoko w Google, bo ta wyszukiwarka nie ma absolutnie żadnej
konkurencji w Polsce.
To ile musze przeznaczyć środków,
żeby „zaistnieć’? Jest jakaś jedna standardowa stawka, którą muszę kalkulować?
Niestety, jest to bardzo skomplikowana sprawa. Cena zależy przede wszystkim od liczby fraz, na które chciałbyś
być wysoko oraz trudności ich wypozycjonowania. Dla każdej frazy należy
zoptymalizować stronę docelową, ale
przede wszystkim trzeba zdobyć jak
największą liczbę linków do tej strony
zawierająca daną frazę. Liczba linków
zależy właśnie od trudności danej frazy.
18
Zatem kluczem są linki. Czyli cała
sztuka pozycjonowania to po prostu
wybór odpowiednich linków na odpowiednich stronach, zgodzisz się?
W dużym skrócie można tak powiedzieć. SEO to jest ogół działań służących wypromowaniu danego serwisu
w wyszukiwarkach. Linki są podstawą
pozycjonowania i bez żadnych dodatkowych działań można wypozycjonować serwis na określone frazy. Stosując dodatkowe działania, takie jak
optymalizacja strony pod kątem SEO,
można obniżyć koszty, ale tak naprawdę linkowanie to podstawa. Patrząc na
ostatnie zmiany algorytmu Google, nie
wystarczy jednak zaspamowanie strony byle jakimi linkami. Należy zacząć
rozglądać się za bardziej wartościowymi, które nam pomogą zdobyć wysokie
pozycje.
Co rozumiecie pod pojęciem „bardziej
wartościowych linków”?
Bardziej wartościowe linki to takie,
które prowadzą do naszego serwisu z
innych serwisów powiązanych tematycznie. Google jest bardzo wyczulone
na kupowane linki i jak tylko zauważy,
że jakaś strona linkuje w sposób nienaturalny, to zaraz takie linki są nic nie
warte. Bardzo łatwo jest wyłapać linki z tradycyjnych systemów wymiany
linków. Najczęściej są one jeden obok
drugiego i nie mają żadnego powiązania kontekstowego z treścią strony.
Najlepiej, aby link był w treści konkretnego artykułu, bo w takim przypadku
Google potraktuje go jako naturalny i
będzie on miął większą wartość. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się jakiś
czas temu na stworzenie giełdy linków w treści. Według nas to naprawdę
mocne narzędzie pozycjonerskie.
Czy zatem Wasz system Linkolo.pl jest
takim SWL-em linków o wyższej wartości?
Nie chciałbym mówić, że jesteśmy
SWL-em. Jedyne co nas łączy to fakt,
że SWL-e i Linkolo.pl służą do wyświetlania linków. Jednak zasady działania
są zupełnie różne. Tak jak wcześniej
wspomniałem, my podmieniamy już
istniejące treści na linki, SWL-e te treści
muszą dokleić gdzieś z boku właściwej
treści strony. Inna kwestia to rozliczenia. Chcąc link w SWL, musisz najpierw
sam opublikować linki na swoich stronach lub kupić punkty na różnych giełdach, co czasem jest kłopotliwe. W Linkolo.pl punkty kupujesz bezpośrednio
u nas pomijając pośredników.
Ale wprowadzacie również ofertę typowo SWL. Dlaczego? To jakaś fragmentaryzacja rynku?
Niestety nie każda fraza, którą chcemy
wypozycjonować znajdzie się w tre-
Źródło: e-profit.tv
Panowie, mam świetny pomysł na
biznes, stworzyłem serwis, „Usability” na przysłowiowego maxa, i… no
właśnie, nikt nie wchodzi na moją
stronę. To częsty scenariusz, dlaczego
tak jest?
Artur Pleskot
Prezes Zarządu SEO Power Sp. z o. o.
będący właścicielem serwisu Linkolo.pl
ściach artykułów. Np. fraza „fotograf
ślubny Warszawa” jest niepoprawna
gramatycznie, a dość często zadawana
w wyszukiwarkach. Rozszerzając ofertę
o linki w boksach, czyli doklejane tak
jak w typowym SWL, dajemy szansę
osobom chcącym się pozycjonować na
takie właśnie frazy.
Czyli nadal waszym core biznesem pozostają linki w treści?
Oczywiście, linki w boksach to tylko dodatek. Podstawą są wciąż linki w treści
i na nich będziemy się skupiać przede
wszystkim, rozwijąc nasz serwis.
Może będziecie tu trochę subiektywni, ale czy sądzicie, że systemy takie
jak Linkolo będą alternatywą dla typowych SWL, czy raczej ich uzupełnieniem?
Chcielibyśmy powiedzieć, że linki w
treści oferowane przez Linkolo.pl będą
podstawą w pozycjonowaniu, ale wie-
my, że SWL-e jeszcze dają radę. Dziś
systemy te uzupełniają się nawzajem.
Jak będzie w przyszłości, czas pokaże.
Chyba zgadzamy się z tym, że każdy
system trafi do zupełnie innych grup
klientów. Do kogo zatem kierujecie
ofertę Linkolo, a do kogo zwykłe generowane linki?
No tak niekoniecznie. Naszym głównymi klientami są pozycjonerzy. U
nas na pewno łatwiej jest potencjalnym wydawcom. Żaden SWL nie daje
szans bezpośredniego zarobku realnej
gotówki. U nas wydawcy mogą bezpośrednio otrzymać pieniądze. Ale
zapewne twoje pytanie dotyczy pozycjonerów. W naszym systemie na pewno nie znajdą się strony generowane
automatami bez logicznych treści.
Przede wszystkim stawiamy na jakość i
chcemy mieć poważnych klientów, których nie interesują linki na typowym
Spamie, co niestety często zdarza się w
przypadku SWL-i.
Jasna jest strategia tych, którzy chcą
zarabiać, ale Ci, którzy chcą się wypozycjonować mają już trudniej. Dostajecie do wypozycjonowania serwis.
Powiedzmy, że ten, od którego zaczęliśmy rozmowę. Macie wybrać strategię, która sprawi, że w możliwie najkrótszym czasie znajdę się na topie.
Jak to robicie? Jaka jest proporcja,
rola Linkolo i typowego SWL-a?
Myślę, że zrozumiesz, jeśli odpowiemy
Ci wymijająco, w końcu strategia pozycjonowania nie może zostać całkowicie
ujawniona. Dostając do wypozycjonowania serwis, przede wszystkim dobieramy odpowiednie słowa kluczowe. Po
dobraniu odpowiednich fraz optymalizujemy serwis i zaczynamy zdobywanie
linków. Jeśli nie mamy odpowiednich
fraz u siebie, to tworzymy je na tzw. zapleczu. SWL-i używamy przede wszystkim do tzw. „dopalenia” linków, które
pozyskamy na zapleczu lub w Linkolo.
Nigdy nie opieramy pozycjonowania
strony docelowej wyłącznie na SWLach.
Dzięki za rozmowę
Potrzeba pasji i zaangażowania, żeby naprawdę dogłębnie coś zrozumieć,
przeżuć, a nie tylko szybko przełknąć. Większość ludzi nie poświęca na to
czasu. Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r. do studentów Uniwersytetu Stanforda.
Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.
19
E-SPÓŁKA MIESIĄCA
Langloo.com
–
sztuka inwestowania w naukę
Aby radio zdobyło 50 mln słuchaczy potrzeba było
niemal 40 lat, telewizji zajęło to nieco mniej – niespełna 13 lat, a internet – 50 mln użytkowników
miał po zaledwie 4 latach istnienia. Te liczby mówią jedno – internet bezsprzecznie jest obecnie
medium, które rozwija się najprężniej. To również
wokół niego kręci się coraz więcej rodzimych firm.
S
półka Langloo.com S.A. poszła nieco
dalej. Połączyła internet z e-learningiem – procesem nauczania i uczenia
się za pomocą technologii elektronicznych. Jednak i tu potrzebny był doskonały pomysł, by nie utonąć w mnogości
form nauki, którą internet nam oferuje. Trzeba więc było stworzyć produkt
e-learningowy, jakiego dotychczas w
polskim internecie brakowało. Ambicją
Langloo.com stało się przede wszystkim wykorzystanie potencjału, jaki
tkwi w internecie i zaoferowanie jego
użytkownikom produktów i usług, które okażą się im potrzebne. Nie bazowano jednak na statycznych serwisach
czysto informacyjnych przeznaczonych
jedynie do czytania i prostego wykonywania zadań. Firma Langloo.com
chciało czegoś więcej. Znając wszelkie
dotychczasowe trendy, takie jak m.in.
m-learning, social-learning, blended
learning czy gamifikacja, postanowiła
zaczerpnąć ze wszystkiego i połączyć je
w jedną platformę e-learningową, którą dodatkowo obudowano w atrakcyjne multimedialne opakowanie.
20
Doświadczenie zespołu Langloo.com
w przygotowywaniu multimedialnych,
zarówno edukacyjnych, jak i hobbystycznych kursów, dla wydawnictw
takich jak Presspublica czy Axel Springer, pozwoliło na zbudowanie wszechstronnej i innowacyjnej platformy do
nauki języków obcych. Na pierwszy
ogień poszedł język angielski.
Nowa odsłona serwisu www.langloo.
com, która zostanie udostępniona na
przełomie roku zawiera zarówno bogate menu opcji dotyczących wyboru
poziomu nauki języka, sporego zasobu
czytanek i zadań do wykonania, jak i
moduł społecznościowy. Dzięki niemu
użytkownicy platformy mogą komunikować się ze sobą (do wyboru jest
Forum, Chat lub VideoChat) i wspólnie
uczyć, wymieniać spostrzeżeniami albo
po prostu rozmawiać. Doświadczenia
Facebooka wyznaczyły trend, któremu nie sposób się dziś przeciwstawić,
dlatego też i Langloo.com postawiło
na platformę, która nie tylko uczy, lecz
także pozwala nawiązywać nowe znajomości. Forma podania lekka, łatwa i
przyjemna. A do tego efektywna, dzię-
ki możliwości stałego monitorowania
wyników nauki na platformie!
Specjaliści z Langloo.com posunęli się
jednak jeszcze dalej. Stałe śledzenie
trendów sprawiło, że już wkrótce nauka języka angielskiego, kompatybilna z internetową platformą językową
Langloo.com, będzie możliwa dla użytkowników smartfonów, tabletów i telefonów komórkowych.
Badanie internautów
Na poparcie racji o słuszności konieczności zajęcia się tematem e-learningu
Langloo.com opublikowało raport dotyczący rynku e-learningowego w Polsce. Wspólnie z firmą Gemius przeprowadzono badanie, którego celem było
sprawdzenie m.in.:
• jak dużym powodzeniem cieszy się
e-learning w Polsce?
• kto z niego korzysta?
• czy użytkownicy są zadowoleni z
tej formy nauczania?
Wyniki okazały się zaskakujące. Z e-learningu korzysta niemal 2 mln ludzi,
a kolejnych 13 % wszystkich użytkowników internetu powyżej 15 lat (czyli
kolejnych ponad 2 mln użytkowników)
planuje skorzystać z e-learningu w najbliższym czasie. Warto więc nad tym
segmentem rynku się pochylić i stworzyć nie tylko w sieci, lecz także wykorzystując urządzenia mobilne, miejsce,
do którego będą zaglądać. Zwłaszcza,
że nauka języków obcych, to druga
odpowiedź na liście, tych, które internauci wskazywali jako cel korzystania
z e-learningu. Kolejnym argumentem
jest również fakt, że najczęściej korzystają z niego w domu (niemal 75%
internautów!) co jasno wskazuje, iż
wynika to głównie z ich chęci, a nie konieczności przeprowadzenia szkolenia
w miejscu pracy. I wreszcie koronnym
argumentem jest fakt, że dotychczasowe doświadczenia internautów związane z e-learningiem są pozytywne
(aż 80% respondentów tak uważa) i
niewątpliwie daje nadzieje, że nadal
poszukiwać będą właściwych dla nich
form korzystania z e-learningu.
Więcej o raporcie na stronie http://elearningtrends.pl.
Pytania do Prezesa Zarządu Langlo.
com S.A. – Michała Wróblewskiego
Spółka działa na rynku już ponad półtora roku, pokuszę się więc o małe
podsumowanie: ponad 30 kursów
językowych i hobbystycznych, platforma e-learningowa, dwie znaczące
dla polskiego e-learningu Konferencje „E-learning Trends 2011”, badanie
internautów dotyczące e-learningu i
giełdowy debiut na rynku NewConnect. To sporo, jak na tak krótki czas…
Tak, jednak to wciąż niewiele w porównaniu z tym, co planujemy w najbliższej przyszłości. Do końca roku na
naszej platformie językowej udostępnimy kilkadziesiąt kursów do nauki
języka angielskiego, dostosowanych
do różnych poziomów wiedzy naszych
użytkowników. Tworzymy również dedykowane językowe kursy tematyczne
na potrzeby firm i instytucji oraz posze-
rzamy ofertę dostępnych już na rynku
naszych kursów językowych. Nie zapominamy także o użytkownikach narzędzi mobilnych – smartfonów, tabletów
i telefonów komórkowych. Wszelkie
technologiczne nowinki są naszym konikiem, łączymy je z e-learningiem i
powstają interesujące produkty.
Stąd pomysł na hit i produkcja kursu
języka chińskiego?
Wspólnie z Jojo Mobile stworzyliśmy
kurs języka chińskiego na rynki anglojęzyczne. Postanowiliśmy wykorzystać
naszą wiedzę z zakresu języka angielskiego i wypuścić produkt przeznaczony dla tych, którzy angielskim posługują się na co dzień. Język chiński
początkowo był dla nas abstrakcją, jednak okazało się, że Aplikacja Nihao! zyskała bardzo pozytywne recenzje i weszła do TOP FIVE najczęściej ściąganych
programów edukacyjnych na komórki
w USA, Hong Kongu i Rosji oraz do TOP
TEN w kilku innych krajach
Michał Wróblewski
Prezes Zarządu
Langloo.com S.A.
21
OKIEM INWESTORA
Startupy na
giełdzie
IQ Partners jest dziś niekwestionowanym liderem inwestycji w projekty
technologiczne na wczesnym etapie rozwoju. Historia spółki sięga 2005 r.,
a jej dzisiejszy kształt to wynik konsekwentnych i przemyślanych działań. Na przestrzeni zaledwie kilku lat IQ Partners zdążył zadebiutować na
NewConnect (2007), uruchomić trzy wehikuły inwestycyjne w ramach
swojej grupy kapitałowej (InQbe, Ventures Hub, IQ Venture Capital),
pozyskać finansowanie ze środków unijnych na blisko 40 mln zł, zainwestować w ponad 50 projektów technologicznych, wyjść z sześciu z nich,
a innych sześć wprowadzić na NewConnect, aż wreszcie – 11 października 2011 – oficjalnie przenieść swoje notowania z rynku NewConnect na
parkiet główny GPW. Na przyszłość – Prezes Zarządu, Maciej Hazubski
i Partner w spółce, Wojciech Przyłęcki – mają jeszcze sporo planów.
Foto: materiały prasowe
ROZMOWA MIESIĄCA
Maćku, człowiek, który mówi kilkoma językami to poliglota, a jak nazwać człowieka, który
zarządza spółką mającą w swoim portfelu prawie 50 podmiotów?
MH: Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że
musimy mieć coś z poliglotów, mając mniejszy
lub większy wpływ na rozwój 48 spółek.
Nie jest jednak
do końca tak,
że zarządzamy
nimi wszystkimi operacyjnie.
Oczywiście, w
każdej są osoby
odpowiedzialne za koordynację współpracy z nami
– osoby, z którymi jesteśmy
w stałym kontakcie i którym zawsze jesteśmy
gotowi pomóc. Nasza filozofia działania nie
opiera się jednak na tym, że chcemy szczegółowo wszystko kontrolować. Wręcz przeciwnie.
Dajemy podstawowe wsparcie w formie kapitału, wierząc, że z czasem ten kapitał zamieni
się w biznes. O ile poliglota miałby problem z
władaniem 48 różnymi językami, o tyle nas ta
liczba w żaden sposób nie przeraża ani nie demotywuje. Cały
Dajemy podstawowe wsparcie w formie ka- czas liczymy na
pitału, wierząc, że z czasem ten kapitał za- więcej i chyba
mieni się w biznes. tu tkwi podstaMaciej Hazubski wowa różnica.
Jesteście w stanie wymienić wszystkie spółki
należące do IQP, gdyby ktoś Was zbudził i poprosił o to o 4 nad ranem?
MH: Może nie w porządku alfabetycznym, ale
zdecydowanie jestem w stanie wymienić każdą
z nich, opowiadając w skrócie, czym się zajmuje.
WP: Pewnie potrzebna byłaby kartka, żeby zapisywać i liczyć, czy to już wszystkie, ale tak,
o każdym biznesie wiemy wszystko.
Tych firm jest więcej niż klubów piłkarskich
w ekstraklasie i I lidze razem wziętych. To w
sumie może być ciekawa zabawa. Robicie sobie podsumowanie tygodnia i mówicie dziś
na szczycie jest Screen Network, ale tylko o
2 punkty wyprzedza Power Price’a, Antyweb
spada z ekstraklasy, a nowym beniaminkiem
24
jest, dajmy na to, Nonoobs.pl. Albo porównujecie sobie spółki do zawodników i rozmawiacie kodem w stylu: miałem telefon i podobno
naszym graczem X zainteresowała się Barcelona…
MH: Nasz ranking, jeśli chcesz użyć tego słowa,
mierzony jest w bardzo prosty sposób, a mianowicie odpowiedzią na pytanie, na ile te spółki
są samodzielne. To trochę taki negatywny ranking.
WP: Takie przysłowiowe gaszenie pożarów.
MH: Nas interesują spółki, które są samodzielne, które sobie świetnie same radzą, które nie
potrzebują konsultacji z nami w celu podjęcia
najprostszych decyzji. Takie są wysoko w naszym rankingu. Drugi parametr to pozytywny
Cash flow i tym samym brak stresu z finansowaniem dalszej działalności. Ale oczywiście
wszystkie spółki są nam bardzo bliskie.
WP: Wszystkie tak samo cenimy.
Na myśl przychodzi mi porównanie do rodzicielstwa…
MH: Taka spółka to trochę jak dziecko w domu,
które się rozwija, usamodzielnia, dorasta.
WP: Idzie najpierw do żłobka, przedszkola potem szkoły, aż w końcu na studia i mówi: do widzenia.
MH: Trzeba jednak zaznaczyć, że miejsce, gdzie
trafiają nasze spółki nie jest przypadkowe. To
jest przykładowo Enterprise Investors, a więc
najwyższa półka. Trudno trafić lepiej.
WP: Wymieniając dalej, to jest Empik.
MH: Tak, czyli przykład E-muzyki.
Wasz biznes polega na inwestycji w coś, co jest
w formie zalążkowej, jest tym seedem, a potem
kiedy rośnie, dojrzewa sprzedajecie go dalej.
Taka winnica produkująca wytrawne wina.
Nie macie czasem sentymentu, patrząc na
spółki, z których się już wycofaliście? Takie
myślenie rodzicielskie: pamiętam, jak byłeś
malutki, a teraz już chłop na schwał. Zdarza
się czasem?
MH: Czasem trudno jest uciec od takich myśli…
Rozmawiamy tuż po debiucie na głównym
parkiecie. To ciekawy debiut, spółka, która
skupia się na startupach. Przyznacie, branża z
natury związana z ryzykiem?
MH: Ale i stopy zwrotu są nieporównywalnie
wyższe. Mieliśmy wyjścia na poziomie 140%
IRR w skali roku. To o czymś świadczy, to jest
rzeczywisty pieniądz, który wypracowaliśmy.
Przeważnie w branży inwestycyjnej mówi się
o poziomie zwrotu rzędu 30%. U nas jest to
co najmniej 140%, czyli duże ryzyko, ale i duży
zysk. Skupiliśmy się na najtrudniejszym obszarze rynku. Nowe spółki, kwota finansowania
do 1mln zł, ale jak już zarabiamy, to zarabiamy
konkretnie.
liczą się z większym ryzykiem. Nie mówimy
o spółkach, które już na rynku są od dłuższego
czasu, ale o tych, które na ten rynek dopiero
wchodzą. Inwestorzy zdaja sobie sprawę, że tutaj skala ryzyka jest zupełnie inna. Nie ma żadnych nerwowych ruchów z ich strony.
Okej, zgadza się, wy możecie pochwalić się już
kilkoma udanymi exitami, chociażby przykład
e-muzyki, ale ciągle jeszcze nie jest to regułą.
Wiele startupów, które zapowiadają się znakomicie, gdy przychodzi do rynkowej praktyki
po prostu zawodzi. Gdzie leży źródło tego problemu?
WP: Doświadczamy tego problemu na co dzień.
W każdych spółkach raz jest lepiej, raz jest gorzej. Sztuka polega na tym, by pomóc tym spółkom, których model się nie sprawdził. To jest ta
niesamowita wartość dodana, którą jesteśmy
w stanie – obok oczywiście samego kapitału –
dostarczyć. W sytuacji kryzysowej, w której inny
biznes by po prostu nie wypalił, my pomagamy
wejść na nowe tory, zbudować nową strategię
Nie pomylę się chyba jeśli powiem, że dzisiaj
spełnia się jedno z Waszych marzeń.
WP: No pewnie. Przynajmniej moje.
MH: Nigdy nie stawialiśmy sobie wejścia na
giełdę jako jakiegoś celu. Nie było u nas takiego
myślenia. To, co
dzieje się dzisiaj,
Ostatnio obserwowaliśmy coś na wzór mody
jest po prostu na startupy. Pojawiły się pieniądze, ale jak się
konsekwencją
okazało nie wszyscy wiedzą, jak je sensownie
przemyślanych
zagospodarować. Wojtek Przyłęcki
działań i zdarzeń.
Po to weszliśmy na NewConnect, aby wejść na
główny rynek. Trwało to cztery lata, ale z pewnością nie był to czas zmarnowany. Zbudowaliśmy duży portfel, pozyskaliśmy nowe środki na
inwestycje. Nie próżnowaliśmy.
Ostatnio obserwowaliśmy coś na wzór mody
na startupy. Pojawiły się pieniądze, ale jak się
okazało nie wszyscy wiedzą, jak je sensownie zagospodarować. Czasem kończyło się na
wielkich planach albo na inwestycjach w pomysły, w których próżno doszukiwać się specjalnej innowacyjności. Czy rynek już dojrzał,
czy startupowy dziki zachód jeszcze trwa?
A jak już cichną notowania, o czym marzycie?
WP: Rozumiem, że pytasz w sensie zawodowym? Ja marzę o tym, że któryś z naszych startupów osiągnie globalny sukces. To byłoby dopełnienie tego wszystkiego, co robimy. Liczymy,
że wcześniej czy później nam się to uda.
WP: Mówimy o sytuacji, w której mamy dużą
podaż pieniądza, tzn. jest go więcej niż naprawdę dobrych i wartościowych projektów.
Oczywiście nie jest tak, że nie można ich znaleźć. Przynajmniej raz na kwartał pojawia się
projekt, w który byśmy chętnie zainwestowali.
Mówimy o pewnej bańce inwestycyjnej, bo firmy w miarę łatwo mogą sięgnąć po pieniądze.
Mają dotacje, jest NewConnect, czy wreszcie są
pieniądze w podmiotach podobnych do nas. To
czasem sprawia, że niektóre projekty są trochę
źle wyceniane lub po prostu gorsze.
Teraz, gdy jesteście na głównym parkiecie to
nabiera znacznie większej wartości. Co z tego,
że Wasze spółki radzą sobie bardzo dobrze,
jeśli nagle jest jakieś tąpnięcie na tym rynku?
Inwestorzy mogą myśleć ogólnikowo i spanikować. Racjonalizm kontra emocje. To trudna
gra. Czujecie się teraz bardziej odpowiedzialni
za wizerunek całej branży niż dotychczas?
A w ujęciu prywatnym? Wojtku, ty jesteś żeglarzem, może
jakiś rejs dookoła świata?
WP: Katamaranem, o tak koniecznie (śmiech).
A Ty Maciej?
MH: Dla mnie
marzenia są po
to, by je spełniać. Warto zatem marzyć o
mniejszych rzeczach i potem je realizować niż o tych, wielkich,
które na zawsze pozostaną tylko marzeniami.
Ale chyba jesteśmy jeszcze za młodzi, by spinać
te nasze marzenia klamrą.
WP: Tak, jeśli chodzi o marzenia to jesteśmy
takim startupem.
Jeszcze raz gratulacje i dzięki za rozmowę.
WP MH: Dzięki.
WP: Nie. Startupy to branża, w której wszyscy
25
DOSSIER
Branża gier
wczoraj, dziś i jutro
Kamil Świtalski z serwisu Niezgrani.pl należącego do grupy any7.com
P
omiędzy jednymi z pierwszych
gier wideo a znanymi z współczesnych systemów, istnieje kolosalna
przepaść. Na przestrzeni ostatnich 60
lat mamy szansę obserwować zmiany, jakie zachodzą w technologiach,
mechanikach i co widoczne jest na
pierwszy rzut oka – ich wizualnych
aspektach. Wraz z rozwojem techniki,
rosły także wymagania i oczekiwania
graczy. Elektroniczna rozrywka wraz z
upływem czasu staje się coraz poważniejszym graczem na rynku, dlatego też
twórcy z każdą generacją chcą zaproponować innowacyjne, coraz bardziej
immersyjne i wygodne rozwiązania.
Należą do nich zarówno te, których
zadaniem jest pomóc nam wsiąknąć
możliwie najgłębiej w świat gry, jak i
skupiające się na jak najwygodniejszej
formie podawczej.
26
Już w latach 80. poprzedniego stulecia gracze mieli szansę wcielać się w
postać myśliwego i celować do latających po ekranie kaczek. Kilkanaście lat
później broń palną zamienili na własne
pięści, którymi ujarzmiali m.in. pojawiające się losowo na ekranie fruwające roboty. Przełomem była premiera
Wii – konsoli Nintendo, która zrobiła
furorę wśród ludzi na co dzień ignorujących gałąź przemysłu rozrywkowego,
jaką są gry wideo. Za pomocą dedykowanych sprzętowi kontrolerów można precyzyjnie celować pistoletem w
strzelaninach, czy trzymać skalpel lub
inne narzędzia chirurgiczne w grach z
serii Trauma Center. Niedługo później
zaproponowano też tzw. rzeczywistość
rozszerzoną (ang. Augumented reality)
oraz usprawnione kamery służące jako
czujnik ruchu, pozwalające wcielać
się w przykładnego opiekuna zwierząt
– zabawiającego swoich pupilów w
Kinectimals, czy zbijającego kręgle zawodnika w Kinect Sports.
Przez lata kilkaset dyskietek zamieniono na kilkadziesiąt płyt CD, kompresując je później do nośników o większej
pojemności takich jak DVD i BluRay –
jednocześnie powiększając swobodę
twórczą producentów. Ostatecznie,
w trosce o zwiększenie dochodów ze
sprzedaży gier i wygodę kupujących,
otrzymali oni możliwość nabycia różnych produkcji poprzez dystrybucję
cyfrową. Początkowo były to niewielkie tytuły, lecz w dobie coraz pojemniejszych dysków twardych oraz przyspieszających z każdym miesiącem
połączeń internetowych, twórcy mogli
sobie pozwolić na udostępnianie co
rusz to większych plików na serwerach
www. Wynikiem tego jest powstanie
bardzo popularnych teraz serwisów
specjalizujących się w świadczeniu
usług z zakresu dystrybucji sieciowej
gier.
We wrześniu 2003 r. powstał Steam,
który do dziś jest największym serwisem posiadającym w ofercie gry
na komputery z systemami Windows
oraz MacOS. Początkowo miał on jedynie wspierać produkty powstające
pod okiem Valve Software (np. Half
Life, Portal czy Counter Strike). Szybko jednak zaczęto poszerzać bibliotekę gier. Dziś w internetowym sklepie
możemy zakupić ponad 1800 tytułów
zróżnicowanych zarówno cenowo, jak
i gatunkowo. Szacuje się, że to właśnie
za pośrednictwem usługi oferowanej
przez Steam sprzedawanych jest od
50 do nawet 70% gier na komputery
stacjonarne.
Obecna generacja konsol stacjonarnych, oprócz implementowania coraz
bardziej immersyjnych technik kontroli nad tym, co dzieje się na ekranie, wyposażona jest również w dyski twarde
służące m.in. do przechowywania gier
czy dodatków. Otworzyło to drogę dla
dystrybucji cyfrowej, w ramach której, podobnie jak na PC, można nabyć
interesujący nas produkt w kilka minut, bez konieczności wychodzenia z
domu – w zależności od jego wielkości
i szybkości łącza internetowego. Trzej
giganci królujący dziś na rynku konsol,
tj. Microsoft, Nintendo i Sony, na potrzeby dzisiejszej generacji stworzyli
usługi, w których oferują kilkaset
gier: od niepozornych małych pozycji, przez starsze tytuły, na cyfrowej wersji hitów dostępnych teraz
również na fizycznych nośnikach
kończąc.
Microsoft
swój
Xbox
Live
Marketplace podzielił na trzy
sekcje: Arcade, Indie oraz
Games on Demand. W pierwszej z nich
znaleźć można gry tworzone z myślą
o cyfrowej dystrybucji. Druga obfituje
w pozycje stworzone przez fanów lub
niezależne studia. Games on Demand
zawiera zaś wybrane gry dostępne
również na półkach sklepowych. Ich lista powiększa się z każdym tygodniem.
Można tam również znaleźć tzw. Xbox
Originals, który zawiera gry wydane na
pierwszą konsolę giganta z Redmond.
W Wii Shopie dostępnym na konsoli Nintendo królują głównie tytuły z
sekcji Virtual Console, w której można
znaleźć pozycje ze starszych platform
tj. np.: Super Nintendo Entertainment
System, PC-Engline, Sega Mega Drive
czy Nintendo 64; ale nie są one jedynym asortymentem sklepu. Oprócz
nich od 2008 r. działa również WiiWare, wypełniony po brzegi grami stworzonymi z myślą o stacjonarnej konsoli
japońskiego koncernu. Rok później wystartowało DSiWare, w którym można
nabyć pozycje kompatybilne z konsolami Nintendo DSi, DSi XL oraz 3DS.
Sony zaś, w przeciwieństwie do giganta
z Kioto, w PlayStation Store oferuje gry
dla wszystkich swoich konsol – zarówno stacjonarnych, jak i przenośnych. W
sklepie można nabyć zarówno tytuły
dostępne na półkach sklepowych, jak
i te przeznaczone jedynie do cyfrowej
dystrybucji. Podobnie jak w WiiShopie,
znajdziemy tam również starsze pozycje – z poprzednich generacji konsol
Sony i innych platform.
Rozwiązaniem rodem z futurystycznych filmów sci-fi można określić usługę cloud gaming. Dzięki niej nawet
na leciwym komputerze zagramy w
najnowsze hity ze sklepowych półek.
Cloud gaming rozumiany jako usługa
oferowany przez OnLive, można określić mianem interaktywnego VOD. Polecenia, które wydaje gracz za pomocą
przycisków, przesyłane są bezpośrednio do serwera, który przekazuje je
grze. Do ich poprawnego wyświetlenia
potrzebny jest jedynie sprzęt obsługujący zakodowane pliki wideo w wybranej przez nas rozdzielczości.
Inaczej temat cloud gamingu podejmują firma GAIKAI oraz platforma The
Happy Cloud. Ta pierwsza trudni się w
konwersjach dem współczesnych gier,
które dzięki temu, że wymagają do poprawnego działania jedynie Javy lub
Adobe Flasha, można obsługiwać z poziomu przeglądarki internetowej. The
Happy Cloud zaś jest sklepem internetowym, gdzie z zakupionych dóbr możemy się cieszyć już po kilku minutach.
W przeciwieństwie do Steama i innych
serwisów zajmujących się dystrybucją cyfrową, kupując produkt u nich,
możemy go włączyć już po ściągnięciu
niewielkiej jego części. Podczas kiedy
my cieszymy się zakupioną właśnie
grą, pozostałe pliki pobierane są w tle.
Branża gier chętnie sięga do wszelkich
dostępnych na rynku technicznych nowinek. Od połowy lat 90. ubiegłego
stulecia eksperymentuje z coraz popularniejszym obrazem w trzech wymiarach. Pierwszą konsolą wykorzystującą tę możliwość był debiutujący
w 1995 r. Virtual Boy, który w Japonii i Stanach Zjednoczonych
został przyjęty na tyle chłodno,
że nigdy oficjalnie go nie
zaprezentowano europejskim
graczom.
Po długiej
przerwie,
wsparci
27
Marzenia wielu nastolatków o zespole rockowym
odeszły w zapomnienie – wystarcza im wirtualny splendor
28
realny świat gry. Przez zastosowanie
technik takich jak rzeczywistość rozszerzona czy StreetPass nie można
zaprzeczyć, że dąży się do zmieszania
światów wirtualnych z prawdziwym.
Ta pierwsza funkcja polega na nakładaniu znajdujących się wyłącznie na ekra-
tywnie chłodno przyjmowana przez rynek, wciąż jest silnie promowana przez
producentów. Pod koniec 2011 r. ukaże
się specjalny telewizor Sony pod marką
PlayStation, dedykowany do wspólnego grania. Dzięki zastosowaniu nowej
technologii przy produkcji matrycy,
dwóch graczy, założywszy odpowiednie okulary, może oglądać na tym samym telewizorze odmienny obraz.
Jest to przydatne w grach wieloosobowych, w których dzielenie ekranu na
pół znacznie ogranicza pole widzenia.
Obserwując rynek konsol i gier, nie
można oprzeć się wrażeniu, że z każdą
generacją sprzętów programiści starają się stworzyć coraz staranniejsze,
dokładniejsze i lepiej odwzorowujące
nie obiektów
na całkowicie
realne tło. Niezbędne do tego
są urządzenia
wyposażone
w aparat fotograficzny lub
kamerę, dzięki
którym możliwe jest ukazanie na ekranie prawdziwego otoczenia. StreetPass
wykorzystywany jest przez Nintendo 3DS i jak inne, podobne tego typu
usługi, pozwala na interakcję z graczami znajdującymi się w pobliżu. Wystarczy posiadać będącą w stanie czuwania
konsolę mobilną, a mijając innego jej
posiadacza zostaniemy nagrodzeni np.
specjalnymi punktami.
Mobilna rozrywka staje się generalnie
kołem zamachowym branży. Poza dedykowanymi urządzeniami, popularnością cieszą się smartfony, pierwotnie
telefony komórkowe o rozbudowanych
funkcjach. Dotychczas dostępne wyłącznie na konsolach
gry można nabyć dzięki cyfrowej dystrybucji
także na nowoczesnych
telefonach.
Autorzy
zmuszeni są w tym przypadku na dostosowanie
interfejsu do najczęściej bezprzyciskowych
urządzeń wyposażonych
wyłącznie w ekrany dotykowe, ale poniesiony
koszt jest niewielki w
zestawieniu z potencjalnymi zyskami.
Angry Birds, najlepiej sprzedający się
tytuł obecny już na większości systemów mobilnych, znalazł przeszło 300
mln nabywców, generując przynajmniej tyle samo przychodu liczonego
w dolarach amerykańskich (gra sprzedawana jest w cenie 99 centów).
Warto zastanowić się, co będzie dalej,
Źródło: materiały prasowe Microsoft, Sony
nowoczesną stereoskopową techniką
wyświetlania obrazu trójwymiarowego, projektanci gier powrócili do pomysłu wykorzystania tego efektu w ich
pracach. W 2009 r. pokazano wybrane
tytuły na PlayStation 3 w 3D. Dwa lata
później zaś miała premierę przenośna
konsola Nintendo 3DS, która dzięki wykorzystaniu metody autostereoskopii
wyświetla trójwymiarowy obraz tak,
że można dostrzec go bez specjalnych
okularów. Technologia ta, chociaż rela-
Okiem eksperta Jacek Jankowski – Doradca Prezesa ds. Social Media Redefine
skoro już teraz postacie na ekranach są
w stanie w niemal idealny sposób odwzorować nasze ruchy bez wyraźnych
opóźnień. Zabawy w barach karaoke
można zamienić na śpiewanie w domowym zaciszu dzięki specjalnym mikrofonom i grze SingStar. Poranny jogging
zastąpić sprintem i inne ćwiczeniami
przed telewizorem, potrzebnych jest
do tego jedynie kilku czujników kontrolujących nasze ruchy i tętno. Przyspieszony kurs tańca nowoczesnego możemy odbyć, skacząc zaprogramowane
układy taneczne w grach z serii Dance
Dance Revolution czy Dance Central.
Marzenia wielu nastolatków o zespole rockowym odeszły w zapomnienie
wraz z pojawieniem się na rynku serii
takich jak Guitar Hero czy Rock Band,
wystarcza im wirtualny splendor nagradzany pucharkami czy osiągnięciami. Pozwolę sobie nie zagłębiać się w
kwestie związanymi z coraz popularniejszymi symulatorami randek i ślubami udzielanymi ludziom z wirtualnym
postaciom. Właściwie to możemy już
powoli zapominać o bożym świecie,
po co nam on, skoro twórcy gier wideo
są w stanie zaprojektować uniwersa
idealnie dostosowane do ludzkich potrzeb?
Dzisiaj internet huczy od haseł „social
media”, „Facebook”, „media społecznościowe” i całym biznesem związanym
z tymi tematami. Wolę jednak zwrócić
Waszą uwagę na rewolucję, jaką social
media rozpoczęły w zaczynającej dominować formie rozrywki, czyli w grach.
Wcześniej utożsamiane z rozrywką dla
dzieciaków, pryszczatych nastolatków,
którzy wolą zamknąć się w pokoju z kolejnym dodatkiem do ostatnio wydanej
superprodukcji, stają się prawdziwą rozrywką dla mas. Zaczynając od statystyk
w grach społecznościowych, szokiem dla
niektórych osób w Polsce może być fakt,
że w gry typu FarmVille, CityVille czy The
Sims Social nie grają wcale dzieciaki, nastolatki, ale głównie osoby 40–60+ lat, a
największą grupę stanowią 50–59-latkowie[1], w Wielkiej Brytanii 30–39-latkowie. To zmienia zupełnie sposób, w jakim
powinniśmy myśleć o grach przy ich produkcji. Dla obecnie starzejącej się grupy
docelowej (w Polsce 27–28 lat) o wiele
ważniejsze niż technologia, efekty specjalne, wykorzystanie każdego procentu
możliwości procesora i karty graficznej
jest bowiem grywalność i miło spędzony
czas. Gry nie mogą bowiem wymagać od
graczy Casual, grających wyłącznie dla
przyjemności, spędzania godzin na czytaniu instrukcji, poznawaniu klawiszologii, ustawiania wydajności karty graficznej – dla nich ważna jest grywalność,
miodność gry. Dla większości starszych
graczy barierą nie do przejścia może stać
się wymóg zainstalowania wtyczki do
obsługi np. Unity3D czy nowej przeglądarki wspierającej poprawnie HTML5.
Jest to ważne szczególnie dla tych graczy, którzy zaczynają swoją przygodę z
grami, a co ważne, w USA takie osoby
stanowią 35% wszystkich graczy w serwisach społecznościowych. Dlatego też
przy planowaniu swojego biznesu, poza
opracowaniem modelu biznesowego,
ważny jest wybór technologii na tyle
prostej, aby mogła być ona obsłużona
przez większość graczy. Jak już o pieniądzach – na grach w social media można
zarabiać na kilka sposobów. Najprostszym, dającym pieniądze od razu, jest
produkcja gier reklamowych. Kolejne
źródła dochodu wiążą się z wymogiem
dużego zasięgu gry. Bez niego zarobimy,
ale mało, nawet bardzo mało. Takimi
formami są reklamy pre-roll w grach
flash, product placement w grach, mikropłatności oraz oferty afiliacji dla
graczy. Dziś największe zyski czerpie się
ze sprzedaży dóbr w grach poprzez mikropłatności, mocny spadek odczuwają
afiliacje, a największy wzrost wykorzystanie gier w reklamie, a szczególnie
product placement. Co w tym biznesie
najfajniejsze i dające najwięcej możliwości? To szansa produkowania na cały
świat – co stanowi zarówno szansę zarobku, jak i wielkie wyzwanie ze względu na olbrzymią konkurencję na globalnym rynku.
Niestety, ludzie nie buntują się przeciwko Microsoftowi. Nie
znają niczego lepszego. Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r. do studentów Uniwersytetu Stanforda.
Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.
29
G-Force
„Nazywam się Rajat Paharia i to ja wynalazłem gamifikację” – tak swoją wypowiedź zaczął założyciel Bunchballa,
producenta Nitro, jednego z najważniejszych silników
gamifikacyjnych (partycypacyjnych) w USA, podczas
drugiej edycji Gsummit w Nowym Jorku. Nikt nie
zaprotestował, ale chyba nie miał powodu, ponieważ firma została założona już w 2005 r. w Silicon
Valley! O gamifikacji (grywalizacji, gryfikacji)
robi się głośno dopiero od niedawna, więc Rajat, absolwent Stanforda, rzeczywiście mocno
wyprzedził nadchodzące trendy.
Dariusz Sokołowski
współzałorzyciel NoNoobs
Czym jest gamifikacja? Najprościej
definiując, to wykorzystywanie mechaniki i dynamiki gier do zwiększania
zaangażowania w różnych dziedzinach naszego życia. Brzmi skomplikowanie?
Implamentowanie mechaniki znanej
dotąd z gier do pozagrowych aktywności to szybko rozwijający się trend
marketingowy zwiększający zaangażowanie ludzi za pomocą zaawansowanego systemu motywacji jednostek i
grup. Coraz więcej grup biznesowych
zauważa zyski ze zwiększenie zaangażowania klientów, budowania lojalności czy zwiększania motywacji
pracowników lub partnerów do pracy
z większym zaangażowaniem. Znakomitym przykładem jest tu nagrodzona
aplikacja SalesForce.com z nałożona
nakładką Nitro. System wspierający
sprzedaż stał się w jednej chwili grą
RPG, w której dążymy do zostania li-
30
derami sprzedaży, możemy sprawdzić,
kto jest aktualnym liderem sprzedaży,
ile brakuje nam do premii, kto sprzedał najwięcej konkretnych produktów
lub ile musimy sprzedaż, żeby palma
pierwszeństwa była nasza. Wszystko w
aplikacji wyglądającej raczej na sprawdzanie osiągnięć w World of Warcraft
niż na oprogramowanie służące do
wspierania sprzedaży.
Ludzie grają praktycznie od czasów,
kiedy żyliśmy w jaskiniach, a współzawodnictwo jest głęboko zakorzenione
w ludzkim umyśle.
Ponieważ mamy coraz więcej czasu
wolnego, gry stały się ogromnym biznesem z przychodami powyżej 60 mld
dol. rocznie. Szeroka akceptacja grania, ich potężny zasięg oraz wykorzystanie mechanizmów społecznościowych
spowodowało otwarcie na mechanikę
znaną z gier w innych obszarach życia. W
rezultacie powstała gamifikacja, która
staje się potężnym narzędziem nauki,
perswazji oraz motywacji ludzi. Co
było ważne na pierwszych grach elektronicznych (automatach, flipperach),
które jeszcze podczas głębokiego socjalizmu dotarły na nasz rynek? Ważny
był rekord – wpisanie się na liderboard
automatu, jako osoba, która posiada
rekord lub znajduje się na wysokim
miejscu w rankingu. Ta chęć bycia najlepszym i wizualizacji tego w postali
wpisu na liderboardzie jest znakomitym przykładem jednego z najsilniejszych motywatorów zwiększających
nasze zaangażowanie.
Na pewno wielu Czytelników używa
aplikacji Foursquare. To znakomity
przykład mobilnej gamifikacji, gdzie
zdobywamy badge za checkiny w konkretnych miejscach (dzięki GPS) przy
okazji rywalizując o status majora.
Czym są badge? Stosujemy je od dawna – kiedyś zdobywaliśmy sprawności
w harcerstwie, wielu zdobywało badge
w wojsku za realizacje konkretnych misji lub udział w działaniach na określonym terenie. Badge pokazują od razu
nasz status w grupie. Widzimy, kto jest
noobem, a kto majorem na pierwszy
rzut oka i to oznaczenie statusu jest
kluczowe dla zrozumienia wciąż rosnącej popularności serwisu. Badge
są wykorzystywane w praktycznie każdym innym systemie gamifkacyjnym,
są wizualną emanacją naszej pozycji w
społeczności. Dobre połączenie z innymi serwisami społecznościowymi, np.
z Facebookiem, daje nam dodatkowo
wirusowy marketing.
Badgeville, duży gracz z branży, posiada rozwiązania dla sprzedaży on-line
i off-line dla mediów i wydawców,
dla sektora rozrywkowego, edukacji, biznesu wreszcie dla sektora medycznego. Okazuje się, że mechanikę
znaną nam z gier (zwłaszcza RPG czy
MMORPG) można przełożyć praktycznie na wszystko. Nawet to, co pozornie
nudne może stać się pasjonujące i angażować nas na długie godziny. Miliony ludzi na świecie codziennie sadzą
drzewka w Farmville, stawiają domy
w Cityville czy, przepraszam za wyrażenie, strzelają ptakami w Angry Birds.
Dlaczego mogą robić to całymi godzinami? Stoi za tym mechanika i dynamika gier. Sam jestem graczem – od kilku
lat gram w World of Warcraft – to znakomity system achevementów i ciągły
upgrade systemu powoduje, że mogę
grać bez znudzenia.
Źródło: zrzut z forsquare.com
Dobrze zastosowane elementy gamifikacji dają znakomite wyniki.
Każdy zapewne już zna przykład butów
Nike, w których możemy rywalizować z
innymi biegaczami o najlepsze wyniki.
Podobna aplikacja trafiła do samochodów i tam rywalizujemy o jak najbardziej ekologiczne spalanie. Czy rzeczywiście mechanika gier może zmienić
nasze zachowania? Weźmy przykład
z San Francisco – zamontowano tam
testowo nowy typ antyradaru. Robi
zdjęcia nie tym, którzy prędkość przekraczają, a tym, którzy jadą... poniżej
ograniczenia w tym miejscu. Co w zamian? Każdy z samochodów jadących
z odpowiednia prędkością ma szanse
wygrać w lotto! Prawda, że proste?
Według informacji pomysłodawców
średnia prędkość w tym miejscu spadła
o 25%. Inny przykład również zza oceanu. Park i pozornie typowy śmietnik.
Różni go jednak od innych śmietników
dziwny dźwięk po wrzuceniu śmiecia sugerujący, że śmietnik ma z 10 m
głębokości. Kamera filmuje ludzkie zachowania, ludzie z ciekawości wrzucają
kolejne śmieci. Efekt? W promieniu kilkunastu metrów wszystkie śmieci wyzbierane i o to właśnie chodziło w projekcie. Dobrze zastosowane elementy
gamifikacji dają znakomite wyniki.
Za oceanem rynek oprogramowania
gamifikacyjengo rozwija się bardzo
dynamicznie.
Według CEO M2 Research Wandy Meloni, która przeprowadziła pierwsze
badanie dotyczące gamifikacji wśród
dostawców rozwiązań, ponad 50%
amerykańskich firm do 2015 r. powinno
używać gamifikacji do wspierania innowacji w swoim biznesie. Rynek oprogramowania gamifikacyjengo
(silniki partycypacyjne i
gamifikacyjne) oraz firm
zajmujących się gamifikacją (agencje reklamowe, firmy mobilne,
twórcy scenariuszy, firmy growe) wzrośnie z
200 mln dol. w 2011 r.
do 1,6 mld w 2015 r. Rynek za oceanem rozwija
się bardzo dynamicznie, w ubiegłym miesiącu powstała pierwsza
branżowa organizacja
– Engagement Alliance,
która będzie wdrażała
dobre praktyki biznesowe i promowała gamifikację wśród firm czy
organizacji. Pomysłodawcą jest Gabe
Zicherman, organizator Gsummit oraz
autor Game Based Marketingu i współautor Gamification by Design, jednych
z najważniejszych książek dotyczących
wykorzystania mechaniki i dynamiki gier.
Jak to wygląda na naszym rynku?
Ewangelistą gamifikacji (grywalizacji)
jest Paweł Tkaczyk, który szykuje również książkę Grywalizacja. Mamy kilka
blogów, media od czasu do czasu zaczynają dostrzegać ten segment rynku.
Biznes internetowy zaczyna odczuwać
potrzebę używania mechaniki, która z
założenia ma zwiększyć zaangażowanie i lojalność użytkowników witryn.
Mocno o gamifikacji mówią dostawcy
rozwiązań e-learningowych, producenci aplikacji mobilnych czy operatorzy
programów lojalnościowych. Na pewno w ciągu najbliższych miesięcy powinniśmy spodziewać się pierwszych
projektów wspartych zaawansowanym
użyciem mechaniki i dynamiki gier, a
masowa adaptacja w firmach to perspektywa najbliższych lat. To wspaniała wiadomość dla firm i konsumentów
technologii!
31
' ' specjalny
Gosc
Zapraszamy już 28-29 listopada
do Centralnego Basenu Artystycznego
w Warszawie
Christopher Cunningham
autor “Gamification by Design”
Na konferencji wystapia
m. in.
‘
‘
Adam Badowski
CD Projekt RED
Wiktor Cegła
Gram.pl
Mariusz Klamra
Gry-OnLine
Paweł Marchewka
Techland
Wojciech Ozimek Marcin Przasnyski
one2tribe
StockWatch.pl
Marek Tymiński
City Interactive
Tematy GIT 2011
• rynek gier w Polsce i najnowsze trendy światowe
• rynek konsol vs rynek gier PC
• produkcja gier, usługi gamifikacyjne, game design
i development
• sprzedaż gier, marketing, płatności, serwisy
• implementacje gier online, strategie wydawców
e-commerce
• nowe formy marketingu - advergaming, sieci
• gry mmo, gry przeglądarkowe, social gaming, gry
mobilne, alternate reality games
advergamingowe
Zarejestruj sie‘
'
juz• dzis
na
www.git2011.pl!
• najważniejsze kanały przychodowe, finansowanie
• modele biznesowe na rynku growym, finansowanie
Liczba miejsc ograniczona!
projektów
venture capitals
Organizator
32
Partner konferencji
Patronat branżowy
Patronat
Patronat medialny
WARTO WIEDZIEĆ
Be everywhere,
be amazing,
be real,
czyli jak budować swoją markę dzięki PR
Anna Sobolewska Account Manager w
Personal PR
Dobry startup to nie tylko dobry pomysł
i niezła realizacja. Istotna jest niezachwiana
wiara w prowadzony projekt. Jak ją rozpoznać? W rozbłyskujących oczach rozmówcy,
któremu zdradzamy idee swojego startupu
i przekazujemy energię, zaangażowanie
i ekscytację w stosunku do tego, co robimy
na co dzień.
Dzięki takiej postawie skuteczna komunikacja będzie znacznie łatwiejsza. Dużo prościej będzie przekonać do pomysłu media,
blogerów, potencjalnych klientów, a nawet
i inwestorów.
Be everywhere
Osoby tworzące i zarządzające startupami powinny być szczególnie aktywne.
Be everywhere – w mediach, serwisach
społecznościowych, na blogach, konferencjach, wydarzeniach branżowych.
Mediów zajmujących się wyłącznie lub
częściowo tematyką startupową jest
tak wiele, że trudno jest w tym miejscu
wymienić je wszystkie: MamStartup,
Wystartowali, Antyweb czy Wyborcza.biz.
Podobnie z wydarzeniami branżowymi:
Startup Weekend, Startup Fest, Infoshare, Campy w różnych miastach –
Olcamp, 3camp, KielceCom, WebWro
i inne.
Czy jesteś tym, który kilka miesięcy po
uruchomieniu swojego projektu zdał
sobie sprawę z tego, że zapomniał o
tym powiedzieć?
Wierzę, że nie!
Chciałabym chwilę przystanąć przy
elemencie be in
media.
Media Relations
jest bardzo ważnym elementem
budowania wizerunku.
Obecność w prasie, na antenie lub
na wizji daje każdemu przedsiębiorcy
możliwość dotarcia do szerokiego grona odbiorców, w tym do grup docelowych. To doskonały sposób na budowanie znajomości marki. Warto więc
prowadzić regularne działania zmierza-
jące do zainteresowania dziennikarzy
unikalnymi cechami biznesu, w który
wierzy się bezgranicznie. Istotne jest
również komunikowanie każdego wydarzenia, zmiany czy sukcesu. Dlaczego? Po pierwsze pokazujemy swoją fir-
33
Jak to zrobić?
Prostym i najpopularniejszym narzędziem komunikacji z mediami jest informacja prasowa, która powinna posiadać
kilka cech: być newsem, czyli przedstawiać aktualne oraz istotne dla odbiorcy
wydarzenie, być zwięzła i dostosowana
do odbiorcy, do którego jest kierowana.
nym rynku są bardzo istotne. Kwestią,
na którą należy zwrócić przy tym uwagę jest zachowanie w tym połączeniu
prawdziwego „ja” marki. Co to oznacza? Konieczne jest dopilnowanie, aby
to nie marka była dostosowywana do
kreatywnego pomysłu, ale pomysł był
tworzony specjalnie dla marki.
Be amazing
Tytułowe stwierdzenie be amazing
można odnieść do tworzenia notatki prasowej. Kreatywne podejście do
komunikacji z mediami zawsze stawia
adresata w dobrym (pożądanym) świetle oraz dodatkowo, a może i przede
wszystkim, wpływa na skuteczność.
Przykładem może być komunikat prasowy w formie komiksu, stworzony
przez platformę internetową Adloyal.
pl, którym media zainteresowały się ze
względu na nietypową formę przekazu. Formą i grafiką komis był spójny np.
ze stroną internetową platformy.
Komunikat prasowy nie musi zawsze
wyglądać tak samo
Kolejnym przykładem niestandardowego podejścia do komunikacji z mediami
jest infografika, stworzona przez twórców startupu Klikr.pl, którzy w ten sposób chcieli przygotować odbiorców do
zbliżającego się uruchomienia serwisu.
Be real
Umiejętność wywołania uczucia zaskoczenia u odbiorców, znalezienie sposobów wyróżnienia się na konkurencyj-
Anna Sobolewska
Account Manager w Personal PR.
Prowadzi szerokie działania komunikacyjne dla firm z różnych branż. Odpowiada za projekt Fast PR, skierowany
w szczególności do startupów.
źródło: fastpr.pl
mę jako rozwijającą się, w której wiele się
dzieje – więc warto z nią współpracować,
prowadzić biznes bądź wzmacniać jej szeregi. Po drugie – komunikujemy się w
sposób dla siebie najlepszy, uzgodniony w strategii komunikacji, z użyciem
haseł oraz słów, z którymi chcemy być
kojarzeni. Poprzez to konsekwentnie
budujemy pożądany wizerunek marki
oraz oczekiwane skojarzenia klientów
związane z proponowanym produktem lub usługą. Potwierdza to Robert
Borowczyk, Członek Zarządu Mergeto.
pl, który już od momentu startu serwisu stale prowadzi działania komunikacyjne: Aby wyróżnić swoją markę na
rynku konieczne jest przemyślane oraz
regularne mówienie o niej – w formie
komunikatów prasowych, wywiadów
czy obecności lub prelekcji podczas wydarzeń branżowych. Przy takiej liczbie
startupów, które na co dzień powstają
na europejskim rynku, inwestycja w
PR i marketing jest dla mnie czymś koniecznym i oczywistym. W Mergeto.pl
nie boimy się eksperymentów, dlatego
próbujemy różnych metod komunikacji
oraz promocji, aby sprawdzić, które w
kontekście naszej platformy są najbardziej skuteczne.
Najwyraźniej to się opłaca, gdyż już po
pół roku od pojawienia się na rynku
platforma Mergeto.pl została doceniona przez Microsoft i otrzymała wsparcie technologiczne tej firmy.
Okiem eksperta Karolina Janik, Managing Director w agencji Personal PR
spodni jeansowych z najnowszej
kolekcji. Przesyłka była zapakowana w złożoną na płasko kartonową
szafkę. Po rozpakowaniu paczki i
rozłożeniu kartonu, osoba mogła
otworzyć kartonową szufladę i
znaleźć w niej parę dżinsów. Koszt
dla firmy Levi’s – praktycznie zerowy. Efekt: szerokie echo w mediach i w grupie docelowej.
Kreatywność w każdym elemencie prowadzonych działań PR jest
ceniona. Dlaczego?
O tym opowie Karolina Janik, Managing Director w agencji Personal PR www.personal-pr.pl:
Z reguły za każdą dobrą kampanią
PR stoi strategiczny, interesujący,
a co za tym idzie kreatywny i dobrze przemyślany pomysł. Przypadek w działaniu PR-owca rzadko
sprzyja dobrym efektom. Działanie PR będzie dodatkowo efektywne, jeżeli wspomniane wcześniej
dobre, kreatywne pomysły będą
współgrały ze strategią i celami
komunikacyjnymi danej marki. Budżet
postrzegany przez wiele osób, jako
wyznacznik możliwości przygotowania
dobrego kreatywnego działania, jest
w PR o wiele mniej istotny. A potwierdzeń tego jest bardzo wiele.
Jednym z moich ulubionych przykładów
kreatywnego działania PR dla marki jest
akcja przeprowadzona przez agencję
Mortierbrigade dla marki Levi’s w Belgii w 2010 r. Do wybranej grupy dziennikarzy, producent wysłał egzemplarze
Kreatywność w PR jest według
mnie działaniem zintegrowanym,
umożliwiającym marce skuteczne
przebicie się z komunikatem do
grupy celowej w nasyconym wprost
do granic możliwości informacją
i obrazem świecie. Powinno być
wypadkową współpracy PR-owców ze
specjalistami ds. sprzedaży i marketingu – podkreśla Karolina Janik
Świadomość tego, że pewnego dnia będę martwy jest jednym z najważniejszych narzędzi, jakie pomogły mi w podjęciu największych decyzji
mojego życia. Prawie wszystko – zewnętrzne oczekiwania wobec ciebie,
duma, strach przed wstydem lub porażką – wszystkie te rzeczy są niczym
wobec śmierci. Tylko życie jest naprawdę ważne. Pamiętanie o tym, że
kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma
powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce.
Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r. do studentów Uniwersytetu Stanforda.
Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.
35
Nie stać nas na
nierobienie PR
„Większość startupów nienawidzi firm PR-owych, nie rozumie wszystkiego, co wiąże się z PR-em i komunikacją. Niestety tylko niektórzy rozumieją istotę tworzenia potężnej marki, budowanej poprzez PR, śledzenie
i motywowanie inwestorów do większych starań i wyciągania ręki po potencjalnego klienta. Co tak naprawdę jest niepoprawnego w startupach
i w jaki sposób naprawić ich złą komunikację. Powiedzmy szczerze – jest
to zadanie czasochłonne, ale z całą pewnością warte zachodu.” – Właśnie
w taki sposób organizatorzy konferencji e-nnovation zapowiadali wykład
Alexa Barrera, założyciela i CEO Press42.com – portalu, który skupia się
na wsparciu startupów w dotarciu do właściwych bloggerów. Innymi słowy można zaryzykować przedstawienie go jako PR-owca z doświadczeniem, choć z pewnością nie jest to wyczerpujące przedstawienie. Barrera
jest także założycielem Inkzee.com, współzałożycielem i opiekunem Tetuan Valley (międzynarodowy inkubator startupów z siedzibą w Madrycie),
mentorem startupowym w Gamma Rebels, Startupbootcamp Europe,
Springboard or Ideas Inc (Singapur), a także partnerem w Okuri Ventures,
sieci Sandbox Madrid Ambassador i opiekunem Startup Digest Madrid.
Ufff, tyle jeśli chodzi o tytuologię i prezentację doświadczenia Alexa. Jednym słowem – człowiek, którego wypowiedzi w kwestiach komunikacji
warto wziąć sobie do serca.
Dzięki uprzejmości organizatorów e-nnovation udało się nam dotrzeć do
Alexa i zadać mu kilka pytań. Zresztą przeczytajcie i oceńcie sami.
Rozmawiał Marek Dornowski
Czy bycie hakerem też się liczy? Z IT
związany jestem od 6 roku życia, więc
to jakieś 24 lata. A praca? Z pewnością
już więcej niż 10.
A zatem, czy nie jest to już wystarczające doświadczenie by kontynuować
karierę w jakiejś topowej firmie, na
wysokim stanowisku w myśl zasady:
czy się stoi czy sie leży…?
Pewnie, bezpieczna praca, dużo doświadczenia i wspaniałe zawodowe
perspektywy, w sumie przecież o to
chodzi, nieprawdaż?
Pytanie retoryczne, co? A zatem co
ciągnie Cię do startupów?
36
Tak jak zawsze powtarzam, bycie przedsiębiorcą nie jest wyborem, to sposób
na życie. Dla mnie to po prostu mój
sposób na siebie. Taki jestem. Ja nie
wybieram startupów, po prostu nie potrafię wyobrazić sobie czegoś, co tym
startupem nie jest. Myślę, że tu chodzi
o wybory, bycie zdolnym do tego, by
zmieniać świat, brak limitów, totalna
wolność… Trochę to retoryczne…
Nie ma dwóch takich samych dni, rozumiem, ale z drugiej strony startupy
są okropne w tak wielu kwestiach.
Takich jak...?
Takich jak komunikacja… sam o tym
wspominałeś na ostatniej konferencji
e-nnowavation.
Jasne, startupy powiedzmy, że dają
ciała w wielu kwestiach, ale szczerze
powiem, że to jest jedna z tych rzeczy,
które czynią je pięknymi. Samo to, że
stale się uczysz. Naprawisz jedną rzecz,
a tu coś innego już się psuje i już musisz działać. To ekscytujące! Gdybym
musiał jakiś dzień przeżywać po raz
drugi… chyba wolałbym się zabić.
Jaki jest Twój ulubiony numer? Pytam, bo jestem ciekawy źródeł marki Press42.com. Dlaczego akurat 42?
Czy w tej liczbie jest coś specjalnego?
Hahaha…, zawsze byłem bardzo…
numeryczny. Liczba 42 ma dla mnie
bardzo specjalne znaczenie z kilku powodów. Część odnosi się do mojej zwa-
Źródło e-nnovation
Alex, jak długo pracujesz w branży IT?
riowanej osobowości,
część do sfery intelektualnej. Pierwszy to odpowiedź na ostateczne
pytanie o życie, kosmos,
wszechświat i to wszystko (wskazówka ukryta
jest w przewodniku Hitchhickera do galaktyki),
a inny jest taki, że jest to
liczba linijek w pierwszej
wydrukowanej książce,
czyli Bilbii Gutenberga.
Jestem książkowym molem.
A więc co tam robisz w
tym Press42.com i to, co
jest jeszcze ważniejsze,
jak to robisz?
Pracujemy, starając się budować kontakty pomiędzy
startupami a dziennikarzami, chociażby takimi
jak Ty. Tak jak ktoś mi
ostatnio powiedział to
taki Match.com tyle, że
nie dla zakochanych, a
dla startupów i dziennikarzy. Pozwala dziennikarzom sprecyzować to, o
czym piszą (rodzaj, język,
rynki etc.) a startupowcom pozwala dotrzeć do
właściwej osoby we właściwym rynku.
Całe piękno tego systemu polega na
tym, że pracuje on (a przynajmniej staramy się aby pracował) automatycznie,
bez ludzkiej interwencji (taką przynajmniej mamy nadzieję.
Chociaż Twoja główna baza jest
w Hiszpanii, miałeś już kilka spotkań
z polskimi startupami. Jakich wskazówek, znając ich nastawienie i postawę, udzieliłbyś im, żeby ulepszyli swój
PR?
Ohh, szczerze mówiąc polskie startupy są doskonałe jeśli chodzi o stronę
techniczną, ale totalnie zawalają sprawę jeśli chodzi o PR. My Hiszpanie nie
jesteśmy z kolei aż tak dobrzy od strony
technicznej, ale z całą pewnością potrafimy mówić, i to dużo. Myślę, że najlepszą radę, jaką mogę im dać jest to,
by przestali kodować, a zaczęli rozmawiać, współpracować z ludźmi, którzy
są spoza tej „bezpiecznej strefy”, która
zawsze będzie na tak. Niech wyjaśnią
to, co robią i niech obserwują reakcję.
Jeśli będzie to typowe: acha, wiesz, że
musisz to poprawić, ale jeśli usłyszysz:
kiedy mogę zacząć tego używać, to już
wiesz, że trafiłeś w samo sedno. Zdecydowanie bardzo ważne jest, by zacząć
budować relacje z dziennikarzami. Im
szybciej tym lepiej. Sam z pewnością
chętnie wysłuchałbyś dobrej historii
przy kubku gorącej, dobrej kawy.
Ale to, co mówisz, to bieg długodystansowy. Nie możesz oczekiwać, że
zobaczysz rezultaty w tydzień. To może
zniechęcać ludzi, bo pracują nad czymś,
czego nie mogą od razu dostrzec.
Jasne, z pewnością, ale kto powiedział,
że będzie łatwo? To tak jak ze wszystkim w życiu, długoterminowa wersja
jest najbardziej potężna. Ludzie nie doceniają długoterminowego planowania, a kiedy pewne rzeczy się zdarzają
nazywają to po prostu szczęściem.
Tymczasem budowanie marki to długodystansowy wyścig. Im więcej nad
tym pracujesz, tym więcej dostaniesz.
Czasem, jeśli masz szczęście, możesz
dostrzec rezultaty w bardzo krótkim
czasie, ale nawet wtedy nie zapominaj,
że w tej grze chodzi przede wszystkim
o przyszłość.
Mamy mocno napięty budżet, nie mamy
jeszcze przychodów, nie ma sprzedaży,
nie mówiąc już o przekroczeniu progu
rentowności. Tysiące rzeczy do przemyślenia, a Ty wchodzisz i mówisz:
skupcie się na PR, to jeden z kluczowych czynników sukcesu.
Jasne, zawsze słyszę: żeby rozpocząć
działalność firmy potrzebuję pieniędzy.
I zawsze pytam: na co? Powiedz, na co
chcesz je wydać. I wiesz, jaką odpowiedź otrzymuję? Żadnej. Większość
ludzi nie ma pojęcia, dlaczego potrze-
buje pieniędzy. Prawdę powiedziawszy
bardzo rzadko potrzebujemy dużych
pieniędzy, by coś naprawdę stworzyć.
PR? No cóż, szczerze mówiąc, jeśli pracujesz nad tym codziennie choćby trochę to wcale nie musi być takie drogie.
Ale jeśli faktycznie próbujesz robić to,
co ja nazywam podwójnym domniemaniem, czyli prasa nie ma bladego
pojęcia, kim jestem, a ja chciałbym,
żeby wiedziała i od razu pisała, natychmiast, no to wtedy faktycznie będzie to
bardzo, bardzo drogie. Na tym polega
cały trik. Jeśli budujesz relacje i komunikujesz swój pomysł w sposób jasny
i prosty, robienie PR nie jest drogie.
Wracając do Press42 staramy się obniżyć barierę jeszcze bardziej, pobierając
zamiast stałej opłaty miesięcznej po
prostu opłatę za konkretną informację prasową. W takim modelu płacisz
tylko za to, z czego korzystasz, chociaż
szczerze mówiąc bardzo chciałbym widzieć aktywne startupy. Nie chodzi tu
nawet o pieniądze, ale o to, że jest to
najlepszy sposób na budowanie liczby
zwolenników.
Startupy nie stać na to, by nie prowadzić działań PR. Podpisałbyś się pod
tym?
Z pewnością. 10 lat temu mieliśmy
garstkę startupów. Teraz przedsiębiorcy dosłownie wyrastają z ziemi i zalewają każdy kraj startupami. To oznacza,
że jeśli chcesz zebrać pieniądze albo
dostać się do już poobijanego umysłu
użytkownika, to z pewnością musisz
robić PR. Możesz nazwać to nowym PR-em ale w pewnym sensie musisz być
w zasięgu.
Alex wielkie dzięki, mam nadzieję do
pogadania wkrótce.
Dzięki za rozmowę. Jeśli ktoś chciałby
szerzej pogadać w temacie, może mnie
znaleźć na @abarrera lub @42press.
37
Czy inkubatory poprawią
pozycję Polski na europejskiej
mapie przedsiębiorczości?
Jerzy Kawa ekspert InQbe
W Polsce mamy ok. 100 inkubatorów
przedsiębiorczości. Pod względem innowacyjności dziś nasz kraj jest klasyfikowany na 22 miejscu wśród krajów
UE-27, w grupie tzw. umiarkowanych
innowatorów.
Kiedy zastanawiamy się nad rolą inkubatorów przedsiębiorczości i ich wpływie na miejsce w rankingu, nie jest
łątwo sformułować odpowiedź. Po
pierwsze dlatego, że pytanie sugeruje
odpowiedź, którą można porównać z
aksjomatem, czyli z oczywistą prawdą: przecież inkubatory przedsiębiorczości po to właśnie się powołuje, aby
przedsiębiorczość kreować. Oznacza to,
że powstanie i jakiekolwiek – chociażby
niemrawe – działanie inkubatora sprzyja przedsiębiorczości. Czy jednak ostatecznie mają one wpływ na poprawę
pozycji Polski na europejskiej mapie
przedsiębiorczości, to jest daleko trudniejsze pytanie. Trzeba bowiem znaleźć
wskaźniki mierzące przedsiębiorczość,
a to wymaga w ogóle zrozumienia samego pojęcia oraz wyjaśnienia, dlaczego miałoby nam wszystkim zależeć na
„poprawie pozycji” i ostatecznie, czy
nam się opłaci powoływać inkubatory po to, aby poprawiać „pozycję” na
mapie przedsiębiorczości? I na koniec
– a co to jest przedsiębiorczość i czy w
ogóle warto się nad tym pojęciem zastanawiać?
Pojęcie przedsiębiorczości spopularyzował Peter F. Drucker, największy chyba doradca biznesowy XX w.
Drucker zdecydowanie określił się „po
stronie” przedsiębiorczości jako cennym zasobie całego społeczeństwa i
opisał ją jako umiejętność dostrzegania obszarów o wysokiej efektywności
(szans rynkowych) i przesuwania posiadanych zasobów z obszarów o niskiej
efektywności do obszarów o wysokiej
efektywności. Działalność taka wiąże
się oczywiście z pewnym ryzykiem,
bo skąd pewność, że trafnie zidentyfikowaliśmy „obszar o wysokiej efektywności” oraz że umiemy sprawnie
„przesunąć zasoby” do tych obszarów?
Mówiąc o przedsiębiorczości Drucker
zauważa, że nie zawsze chodzi tylko o
przedsiębiorców w sensie właścicieli
przedsiębiorstw – nie wszyscy spośród
nich są przedsiębiorczy w rozumieniu definicji. Weźmy na przykład tablet
zaproponowany przez Steve’a Jobsa.
Tablety na rynku pojawiły się już wcześniej i od razu zostały zauważone, ale
produkowano je wg drogiej technologii
i musiały korzystać z oprogramowania
laptopa. W rezultacie okazały się wynalazkiem drogim i nie podnosiły zanadto użyteczności komputerów. IPad,
po zaproponowanych zmianach, stał
się urządzeniem samodzielnym, korzystającym z bezprzewodowej sieci internetu i umożliwiającym z korzystania
programów i urządzeń w sposób niezależny od ciężkich komputerów i nieco
lżejszych laptopów. I to była główna
korzyść z IPadów – okazały się mobilne,
lekkie, bez potrzeby częstego ładowania z niezwykle wyrazistym obrazem.
Mobilność nowego tabletu umożliwiło
zaproponowanie fanom informatyki
korzystanie z Appstora (kolejny nowy
pomysł) i jego bogatej oferty produktowej i usługowej, co doprowadziło do
zmiany jakości życia całego społeczeń-
Źródło: Pro Inno Europe, Inno-Metrics, Innovation Union Scoreboard 2009.
Comparative analysis of innovation performance, Fabruary 2011, s. 4.
http://www.proinno-europe.eu/inno-metrics/page/innovation-union-scoreboard-2010
38
Źródło: Inqbe.pl
Wykres 1. Wartości Sumarycznego Wskaźnika Innowacyjności (Summary Innovation Index - SII)
dla poszczególnych państw członkowskich Unii Europejskiej
stwa. Masowy zakup nowego rozwiązania przyniósł firmie Apple ponad przeciętne zyski, stawiając ją w czołówce
największych firm świata. Oczywiście
zaraz potem powstało tabletowe szaleństwo, umacniając jej rynkową i finansową pozycję. Decyzje produkcyjne
innych firm komputerowych spowodowały, że obecnie wiele przedsiębiorstw
dostarcza swoje konstrukcje tabletów,
doprowadzając do nasycenia rynku po
różnych cenach i nieomal dla każdego
klienta. Jednak zgodnie z podaną definicją – przedsiębiorcy podejmujący ryzyko pójścia w ślady firmy Apple są już
tylko naśladowcami, a ich decyzje nie
gwarantują tak dużych dochodów jak
w przypadku lidera innowacji. Oznacza
to, że innowacja nie tylko zmienia jakość
życia społeczeństwa, lecz także jest ważnym źródłem pomnażania jego bogactwa. Warto zatem być innowacyjnym i
przedsiębiorczym – a dla wielu obydwa
pojęcia są wręcz synonimem.
Tak wielkie wynalazki zdarzają się
rzadko. Dlatego zadano sobie pytanie,
co przyczyniło się do tego, że ponownie – po IBM i Microsofcie – amerykańska firma nadała impet całej branży?
Dlaczego nie był to któryś z konkurentów w Azji? A w końcu i w Polsce
były (kiedyś) dwie duże firmy komputerowe, dopóki urzędnicy nie zniszczyli
ich błędnymi decyzjami. Odpowiedzi
pośrednio dostarczają wyniki badań
z końca XX w., opublikowanych przez
amerykańskiego (ponownie!) ekonomistę i stratega M. Portera: przedsiębiorstwa osiągają przewagę konkurencyjną poprzez akty innowacji.
Porter zauważa, że rozmiar innowacji
(inaczej: doniosłość wynalazku) pozostaje bez znaczenia. Wręcz odwrotnie
– to niewielkie innowacje mają decydujący wpływ na rozwój społeczeństw.
Wiele innowacji ma charakter wręcz
przyziemny, przyrostowy, polega na
drobnych odkryciach i udoskonaleniach dokonywanych przez zwykłych
przedsiębiorczych ludzi: pracowników
przedsiębiorstw i instytucji, a nawet
Tabela 1. Czynniki wpływające na poziom innowacyjności
Lista czynników
Miejsce
Polski w
UE-27
Human Resorces
13
Open, Exellent and Attractive Research Systems
23
Finance and Support
19
Firm Investments
15
Linkages and Entrepreneurship
24
Intellectual Assets
20
Innovators
26
Economic effects
24
Źródło:Pro
ProInno
Inno
s. 13.
13.
Źródło:
…,…,str.
przez przysłowiowe gospodynie domowe. Jednak łącznie tworzą one atmosferę innowacyjności i przedsiębiorczości, a ich często drobne usprawnienia i
innowacje mają razem większy wpływ
na rozwój społeczeństwa niż innowacja pojedyncza, określana jako poważny
przełom techniczny. Bez małych aktów
innowacji wielkie odkrycia nie są możliwe.
Wielkie innowacje powstają w innowacyjnym otoczeniu: innowacje zawsze
wiążą się z inwestowaniem w umiejętności i wiedzę oraz w zasoby i reputację marki.
Z pewnymi wyjątkami innowacja jest rezultatem wielkiego wysiłku, determinacji,
często pomimo dużych przeciwności,
a więc stanowi rezultat nastawienia,
kultury całego społeczeństwa (lub dużych jego grup). Wyniki badań Portera
pokazują, że by się powiodła, niezbędne są zazwyczaj naciski, konieczność,
a nawet trudna sytuacja: „lęk przed
stratą często okazuje się silniejszy w
budowaniu atmosfery innowacyjności
i poszukiwania, niż nadzieja na zysk”.
Czy inkubatory przedsiębiorczości mogą
poprawić pozycję Polski na europejskiej mapie przedsiębiorczości? Oczywiście tak, ale z kilkoma zastrzeżenia-
mi: musi być ich wiele, muszą zapewnić
inwestowanie w umiejętności i wiedzę,
umożliwić inwestycje w zasoby i reputację marki i… mobilizować do wysiłku,
determinacji oraz walki z przeciwnościami, zbliżając wnioskodawców i autorów projektów do realiów rynkowych.
W Polsce mamy ok. 100 inkubatorów
przedsiębiorczości, z czego 35% określa
swoją specjalizację jako IT, usługi 25%,
oraz handel i usługi – po 20%. Można
powiedzieć, że jest to ok. 1 inkubator
na 380 tys. Polaków oraz na ok. 15–20
tys. aktywnych przedsiębiorstw, więc
chyba niewiele. Nie są zatem w stanie stworzyć innowacyjnego otoczenia. Potwierdzają to dane europejskie:
pod względem innowacyjności Polska
obecnie jest klasyfikowana na 22 miejscu wśród sklasyfikowanych krajów
UE-27, w grupie tzw. „umiarkowanych
innowatorów” (ang. moderate innovators – kolor niebieski). Ich przeciętny
poziom innowacyjności jest o ok. 50%
niższy niż przeciętnie w Unii Europejskiej i o ok. 70% niższy niż poziom reprezentowany przez liderów innowacji
(kolor granatowy).
39
Prawo z głową w chmurach.
Regulacje gonią technologię
Dlaczego warto kupować u polskich dostawców?
Jak prawo musi dostosować się do nowych technologii? I skąd wiedzieć, co nam wolno w „chmurze”? To tylko część pytań, które stawiamy, od
kiedy cloud computing pojawił się w centrum
zainteresowania. W tym materiale postaraliśmy
się na nie odpowiedzieć.
Lidia Skrzyniecka
Skąd ta pewność? Ponieważ produkcja
oprogramowań SaaS (Software as a Service) jest opłacalna zarówno dla jednej, jak i drugiej strony. Stosunkowo niskie koszty produkcji, jak i niskie koszty
użytkowania połączone z maksymalną
mobilnością aplikacji sprawiają, że stają się one bezkonkurencyjne wobec
tradycyjnych „pudełkowych” wersji.
Cloud computing wygrywa w statystykach.
Według wrześniowego badania przeprowadzonego przez firmę IBM w 71
krajach (również w Polsce), można wy-
wnioskować, że coraz więcej dyrektorów działów IT wprowadziło, bądź chce
wprowadzić w ciągu najbliższych 3–5
lat, model cloud computingu do swoich firm – komentuje Marcin Sznyra ze
spółki Exnui, która dostarcza rozwiązania oparte o chmurę. – W Polsce jest to
blisko połowa z nich. A co jest najistotniejsze, z takim zamysłem zgadzają się
także szefowie tych firm.
Czy zatem w ciągu najbliższych kilku lat możemy spodziewać się cloud
computingowego boomu?
Cytując brytyjski dziennik „The Guardian”: w roku 2020 znaczna większość
użytkowników sieci będzie użytkowała
oprogramowania on-line oraz dzieliła
się informacjami za pośrednictwem
chmury. – Według mnie przewidywania te mają dużą szansę spełnić się
również w Polsce – dodaje Sznyra. – W
porównaniu z 2010 rokim zauważyliśmy znaczący wzrost zainteresowania
usługami udostępnianymi w chmurze.
Według mnie to jedyny możliwy kierunek, w którym możemy się rozwijać.
W związku z widocznym ukierunkowaniem na cloud computing na całym
świecie zaczęto wnikliwie przyglądać
się „chmurze” i temu, co ona ze sobą
niesie. Szybko okazało się, że regulacji wymaga miedzy innymi jej prawna
strona. – Prawo zawsze pozostawało
w tyle za rzeczywistością gospodarczą – mówi Jakub Jan Kubalski z kancelarii DZP. – To twierdzenie staje się
szczególnie oczywiste w świecie IT, w
którym nowe rodzaje usług pojawiają
się niezwykle prędko, zastępując poprzednio istniejące. Niemniej jednak,
nawet, gdy w biznesie pojawiały się
nowe rozwiązania, dotychczasowe for-
Foto: Karolina Woźniakowska
Cloud computing jest obecnie dominującym trendem na rynku aplikacji
dla firm. Wszystko również wskazuje
na to, że jest on kierunkiem przyszłości dla wszystkich producentów oprogramowania, a tym samym dla użytkowników.
muły prawne pozostawały nadal aktualne. Kodeks cywilny, przykładowo,
nie musiał doznać wielkich zmian,
by dostosować zawarte w nim normy
do umów zawieranych przez internet.
Zmiany te jednak nie dotknęły istoty
oraz zasad prawa cywilnego. Sądzę, że
podobnie będzie w stosunku do usług
przetwarzania w chmurze. Nie potrzebna jest rewolucja, lecz dostosowanie prawa.
Jak dostosować prawo do naszych
potrzeb?
Nie jest to jednak prosta kwestia, ponieważ przepisy prawne dotyczące
cloud computingu obejmują swym
zasięgiem zarówno kwestie praw autorskich, licencji, ochrony danych osobowych, jak i prawa podatkowego.
Wykracza to daleko poza prawne granice związane do tej pory z informatyką. Dodatkowo należy pamiętać, że na
całym świecie istnieją zróżnicowane
systemy prawne oraz różne przepisy,
a firmy, z których usług korzystamy,
nie zawsze mają swoje siedziby w Polsce. Trudność sprawia jeszcze kwestia precedensów prawnych. Historia
orzecznictwa w sprawach dotyczących
„chmury” jest bardzo krótka i trudno
polegać wyłącznie na niej. – Niektóre
reżimy prawne czeka bardziej gruntowna przebudowa – zaznacza Kubalski. –
Dotyczy to przede wszystkim regulacji
ochrony danych osobowych. Reforma
w tym zakresie czeka zarówno państwa
członkowskie Unii Europejskiej, gdzie
ochrona danych osobowych jest ujed-
nolicona na podstawie dyrektywy
95/46/WE, jak i Stany Zjednoczone,
gdzie prawo to, co do zasady, nie jest
ujednolicone i funkcjonują odmienne rozwiązania dotyczące różnych
branż i terytoriów. W ramach struktur UE działa tzw. Grupa robocza
art. 29 ochrony danych osobowych.
Istnieje silne przekonanie w branży, iż w wyniku jej prac, wkrótce
pojawi się projekt zmian dyrektywy
95/46/WE.
Nasze dane a reguły bezpiecznej
przystani.
Często słyszy się opinie, że w przypadku „chmury” można skorzystać
częściowo z bazy prawnej umów outsourcingowych. Jest to jednak błędne
skojarzenie, ponieważ jedyne, co łączy
oba modele to angażowanie w nasze
sprawy firmy zewnętrznej. Jednak odbywa się to na zupełnie innych zasadach. My skupimy się na tym, co nam
pomoże zrozumieć funkcjonowanie
„chmury”.
Najważniejszym zagadnieniem prawnym związanym z rozwiązaniami opartymi o „chmurę” wydają się być dane
osobowe oraz ich ochrona. – Dane
osobowe to takie, które pozwalają lub
umożliwiają identyfikację osoby fizycznej – tłumaczy Jakub Kubalski. – Przykładowo, sklep internetowy będzie
przetwarzał dane osobowe swoich
klientów dla celów realizacji zamówień, wysyłki towarów. Oznacza to, że
taki sklep będzie podlegał obowiązkom
i ograniczeniom wynikającym z polskiej
ustawy o ochronie danych osobowych
jest implementacją dyrektywy 95/46/
WE. Ograniczenia takie dotyczą przede
wszystkim przekazywania danych osobowych przez administratora danych
osobowych (właściciel sklepu internetowego) innemu podmiotowi (firma IT
świadcząca usługi przetwarzania danych).
Problemy narastają, jeżeli takie przekazanie ma się odbyć poza terytorium
Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Ustawa wymaga, aby państwo
docelowe dawało gwarancje ochrony
danych osobowych na swoim terytorium przynajmniej takie, jakie obowiązują na terytorium Rzeczypospolitej
Polskiej. Komisja Europejska wydaje
decyzje, które stanowią, iż dane państwo spełnia takie wymaganie. Jak dotąd decyzje zostały wydane w stosunku
do następujących państw: Argentyna,
Kanada, Szwajcaria, wyspy Guernsey,
wyspy Owcze, wyspa Man, częściowo
Izrael i Australia. Powierzenie przetwarzania danych osobowych przedsiębiorstwom w Stanach Zjednoczonych,
które wdrożyły tzw. reguły bezpiecznej
przystani (Safe Harbour pivacy principles), również będzie zgodne z prawem europejskim i polskim.
Jakub Jan Kubalski, prawnik z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka
Problem ochrony naszych danych narasta w sytuacji, w której narzędzia,
aplikacje i wszystkie funkcjonalności naszego przykładowego sklepu internetowego funkcjonują w chmurze. Usługi cloud computing są z zasady
zdecentralizowane i globalne. Zatem, na chwilę obecną, dopóki nie nastąpią
zmiany w prawie, warto zweryfikować czy serwery, które mają przetwarzać
dane osobowe klientów, były umiejscowione w państwie, które spełnia
wymagania prawa dotyczące minimalnego poziomu ochrony danych osobowych.
PO GODZINACH
Rafał Janik | Z BIBLIOTEKI STARTUPOWCA
Nie sposób przeczytać wszystkie pozycje dotyczące prowadzenia biznesu w sieci. Nie czytać
niczego też nie jest dobrym rozwiązaniem. W tym numerze rozpoczynamy cykl rekomendacji
wartościowych lektur, które powinny stać na półce każdej bibiloteki startupu.
Przeglądu lektur i rekomendacji dokonuje Rafał Janik.
Paweł Tkaczyk to chyba jedna z najaktywniejszych osób
w polskim internecie. Właściciel firmy Midea, aktywny bloger Paweltkaczyk.midea.pl, twórca podcasta „Mała wielka
firma”, prelegent i szkoleniowiec z zakresu marketingu
i budowania marki. Do tego szerokiego wachlarza Paweł
dopisał książkę Zakamarki Marki.
Tytuł: Zakamarki Marki
Autor: Paweł Tkaczyk
Wydawnictwo: One Press
Rok wydania: 2011
To książka o budowaniu silnej marki. Jednak nie jest to
zwykła książka. Autor prowadzi czytelnika przez wszystkie aspekty marki. To historia, która pozwal czytelnikowi
zrozumieć, że na markę składa się coś więcej niż nazwa
i kolorowy logotyp. Według Pawła marka to spójna historia, na którą składa się wiele elementów i każdy z nich jest
tak samo ważny.
Paweł pokazuje:
-
czym jest marka,
-
jak zbudować dla niej strategię,
-
jak ją komunikować,
-
jak ją pokazać graficznie,
-
jak wykorzystać nowe media w budowaniu relacji z marką.
Istotne w książce jest to, że napisał ją praktyk, który pomagał budować zarówno duże, jak i małe marki. Sposób
prowadzenia narracji pozwoli laikom i ekspertom znaleźć
w niej coś dla siebie. Każdemu po przeczytaniu tej książki
na pewno da do myślenia.
PS
Pożyczyłem tę książkę znajomemu, który otwiera właśnie
swój biznes. Nazwałbym go startupem mechanicznym –
który opiera się na wyspecjalizowanej wiedzy na temat
budowy silników i pomp okrętowych. Po przeczytaniu tej
książki znajomy jest zachwycony, ponieważ po kilku godzinach poświęconych na lekturę, zdobył silne podstawy do
budowania marki, gdyż biznes już ma.
42
Steve Jobs
1955-2011
Wasz czas jest ograniczony, więc nie
marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie
wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc
poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie,
żeby hałas cudzych opinii zagłuszył wasz
własny wewnętrzny głos. I najważniejsze
– miejcie odwagę kierować się sercem
i intuicją. Steve Jobs
Opis: fragment przemówienia wygłoszonego 12 czerwca 2005 r.
do studentów Uniwersytetu Stanforda.
Źródło: Szukaj tego, co kochasz, Stanford Report, tłum. „Forum”, 29 sierpnia 2011.

Podobne dokumenty