"W poszukiwaniu szczęścia"
Transkrypt
"W poszukiwaniu szczęścia"
"W poszukiwaniu szczęścia" Weronika Kończak i Magdalena Więcław Znowu jestem w dołku. Ojciec za dużo wypił. Próbowałam mu się postawić, ale skończyło się jak zawsze. Pobił mnie. Tym razem nie ukryję wielkiej śliwy pod okiem i rozciętego łuku brwiowego. Co powiem koleżankom? I co sobie pomyśli Szymon? Przecież nie powiem im znowu, że uderzyłam się o szafkę, czy przewróciłam na ulicy. Tak w ogóle to jestem Monika. Po mamie. Podoba mi się to imię, bo przypomina mi ją. Czuję jej obecność pomimo tego, że zmarła na raka 4 lata temu. Miałam wtedy 12 lat i nadal nie mogę się z tym pogodzić. Zupełnie jak tata. Tylko, że on pije, a ja płaczę. Czasami myślę, że już dawno się poddał. Chcę mu pomóc, ale nie umiem. Nakładam makijaż, żeby ukryć akty przemocy ojca. Noszę długie rękawy, żeby nie było widać blizn i siniaków. Rozpuszczone włosy mają na celu zasłonięcie łez. Chciałabym móc się komuś zwierzyć, ale nie mogę. Co jak zabiorą ojca na odwyk, a ja zostanę sama? Ja sobie nie poradzę bez niego, a on beze mnie. Pomimo tego, że jest chory, to jest przecież moim ojcem. Kocham go. Następnego dnia idę do szkoły z Pauliną. Jest przyjaciółką, ale i tak o niczym nie wie. Wchodzę do klasy i siadam z Szymonem. Jestem w 1 nim zakochana od dwóch lat, ale on traktuje mnie jak młodszą siostrę. Nie ze wszystkim sobie radzę, a on chętnie mi pomaga. Jest wspaniały i zawsze się o mnie troszczy. Znamy się praktycznie od dzieciństwa. W połowie lekcji zaczęło mnie mdlić. Wybiegłam z klasy prosto do toalety. Za mną poszła Paulina i zaprowadziła do pielęgniarki, a ta odesłała do domu. Ojciec nie mógł mnie odebrać, więc poprosiła Szymona, żeby mnie odprowadził. Przed bramą do mojej kamienicy powiedziałam mu, że dalej dam sobie radę. Niestety, on się uparł, że wejdzie ze mną do mieszkania zrobi mi coś do picia. Próbowałam mu wmówić, żeby poszedł do domu, ale on nie dał się ubłagać. Poszedł za mną na górę. Uległam mu i weszliśmy. Już na wejściu natknęliśmy się na sterty butelek po wódce. Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Ale to i tak nic, w porównaniu z tym, co zastaliśmy w pokoju: mój ojciec, pijany, leżał na podłodze na środku pomieszczenia. Spał. Pobiegłam do toalety, zamknęłam się i zaczęłam płakać. Szymon spod drzwi ciągle prosił, żebym go wpuściła. Znów mu uległam. Łzy rozmazały mi makijaż a on zobaczył moje podbite oko. Złapał mnie za rękę i po chwili byliśmy już na ulicy. Coś we mnie pękło i opowiedziałam mu o wszystkim. Zabrał mnie do siebie i powiedział, że mogę zostać na noc. Zgodziłam się. Byłam mu wdzięczna, chociaż znów poczułam się jak jego młodsza siostra. U niego w domu rozkleiłam się i zaczęłam głośno płakać. Przytulił mnie mocno i pozwolił wypłakać w jego 2 ramię. Byłam tak zmęczona, że usnęłam w jego objęciach. Obudziłam się późnym popołudniem. Szymona koło mnie nie było. Leżałam sama przykryta kocem. Usiadłam. Na kolana wskoczył mi jego pies Oskar i zaczął mnie lizać. Zeskoczył na podłogę i merdając ogonem pobiegł do kuchni. Owinęłam się kocem i poszłam za nim. Gdy weszłam zobaczyłam Szymona przy pięknie nakrytym stole. Wstał kiedy mnie zobaczył. -Zrobię coś do jedzenia. Usiądź. Nie chciałem cię wcześniej budzić- powiedział z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech. "Troskliwy jak zawsze"pomyślałam. -Jak cię czujesz?- zapytał. -A mam być szczera, czy cię uspokoić? - Dla mnie zawsze liczy się szczerość. Postawił przede mną talerz pełen naleśników. -Bóg musi mnie bardzo kochać, skoro przysłał mi takiego anioła jak ty- odpowiedziałam. -Dziękuję, ale do anioła mi trochę brakuje. -Nie przesadzaj. Jesteś taki troskliwy... Zawsze traktujesz mnie jak młodszą siostrę. W moim głosie musiał usłyszeć ból, bo powiedział: -Masz rację, martwię się o ciebie. Ale nie jak o siostrę. Bardziej jak o dziewczynę. Zarumienił się i wbił wzrok w podłogę. Nie wiedziałam co mam myśleć. "Czy to możliwe, że mój Szymon czuje do mnie coś więcej?". On chyba źle zrozumiał moje milczenie: -Przepraszam- wyszeptał. -Za co?- spytałam. -Nie powinienem się w tobie zakochiwać. 3 -Co? Dlaczego? -Nieważne. Po prostu nie powinienem. -A co jeśli ja tego chcę? Zaskoczony spojrzał mi w oczy. -A chcesz? -Od zawsze- wyszeptałam. Nic więcej nie trzeba było mówić. Przyciągnął mnie do siebie i zczęliśmy się całować. "A czy jest możliwe, żeby w tak beznadziejnym położeniu czuć tyle szczęścia?". Gdy się od siebie oderwaliśmy znów szepnął: -Przepraszam. -Za co znowu?- zdziwiłam się. -Już ci mówiłem- nie powinienem. Zbyt wiele razy zawiodłem. -Kiedy? O czym ty znowu gadasz? Nic nie rozumiem... -Już dawno powinienem ci pomóc z ojcem. -Przecież to nie twoja wina. To ja nikomu nie mówiłam. -A powinnaś. Mi, policji... Komukolwiek, kto mógłby ci pomóc. -Nie mogłam. Sama, bez niego nie dałabym rady. -Ze mną dałbyś radę. Możesz nawet u mnie zamieszkać. -Nie mogę. A poza tym... Co na to twoi rodzice? -Nie mieliby nic przeciwko. Mieszkam sam. -Jak to?- zdziwiłam się. -Tak już jest. Po prostu. -Nic nie rozumiem... -"Czasem niewiedza jest lepsza..." -Nie dla mnie- przerwałam mu. -Kiedyś ci to wytłumaczę. A teraz chodźmy na policję. -Właśnie dlatego nikomu nie chciałam mówić4 przypomniałam. -Ty już wiesz, to wystarczy. Obiecaj mi, że dopóki ci nie pozwolę, to nikomu nie powiesz. -Nie mogę patrzeć jak cierpisz. -Obiecaj. -Nie mogę. -Tylko o tyle cię proszę. -Ehh...- westchnął. -Niczego nie obiecuję, ale na razie nie powiem. -Chociaż tyle- powiedziałam i wyszłam. Przesz łam koło komisariatu i pobiegłam do parku. Musiałam wszystko przemyśleć. W samotności. "A może jednak warto to zgłosić?"- pomyślałam- "Może Szymon ma rację?". Postanowiłam wrócić do niego i go przeprosić. Drzwi były otwarte, więc weszłam. Zastałam go przy komputerze, przeglądał stare sprawy policyjne o znęcaniu się. -Przepraszam- szepnęłam -Nie trzeba- odwrócił się i spojrzał mi w oczy.- Będzie jak zechcesz. -Przemyślałam wszystko i...pójdziesz ze mną na komisariat? -Na pewno tego chcesz? -Tak.- spuściłam wzrok.- Tak trzeba. Wziął mnie za rękę i poszliśmy. Składanie zeznań zajęło nam godzinę. Gdy wyszliśmy odetchnęłam z ulgą. Zrobiło się późno. Poszliśmy do niego. Siedział przy łóżku trzymając mnie za rękę, dopóki nie zasnęłam. Gdy się obudziłam nadal przy mnie siedział. Spał z Oskarem na kolanach. Nie chciałam go budzić, więc po 5 cichu poszłam do kuchni. Dziś ja przygotuję jedzenie. Kiedy skończyłam, Szymon wszedł do kuchni. -Dzień dobry- powiedział. -Dzień dobry. -Stanie się coś, jak nie pójdziemy dziś do szkoły? -Zupełnie nic- odpowiedziałam z uśmiechem. -Więc mamy dużo czasu na leniuchowanie. Może pójdziemy z Oskarem za miasto? Dawno nigdzie nie był, biedaczek. Naszą rozmowę przerwał telefon. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam znajomy głos policjantki, z którą dzień wcześniej rozmawiałam. Dzwoniła by powiedzieć, że tatę zatrzymano. Przyznał się do wszystkiego, a policja złożyła wniosek do prokuratury. Szymon zauważył mój wyraz twarzy: -Coś się stało?- spytał.- Kto dzwonił? -To z policji. Tatę zatrzymali. -To chyba dobrze? Wiem, że to w końcu twój ojciec, ale spójrz w lustro. Jak ty przez niego wyglądasz. -W sumie masz rację, a teraz jedz, bo za chwilę wychodzimy. -Gdzie?- spojrzał na mnie zaskoczony. -Na spacer z Oskarem, głuptasie. Już nie pamiętasz? -Pamiętam- uśmiechnął się i pogłaskał psa po grzbiecie. -I jeszcze jedno... Nie chcę ci przeszkadzać, ale mogłabym jeszcze dziś zostać u ciebie na noc? -O tym samym chciałem porozmawiać. Pójdziemy do ciebie po twoje rzeczy i zostaniesz na razie u mnie. -Ale ja... -Proszę, nie odmawiaj. Mi też czasem tu smutno 6 samemu. Będziemy mieli towarzystwo. Co nie, Oskarek? Pies szczeknął radośnie. -To idziemy?- spytałam. -Tak. Gdy szliśmy zaczęłam przypatrywać się jego profilowi. Wyglądał jak zawsze: uśmiechnięty, starannie ułożone ciemne włosy i bystre brązowe oczy. Jednak coś w nim było tajemniczego. Chciałam wiedzieć, co to takiego. "Teraz albo nigdy", pomyślałam. -Czasami mam wrażenie, że cię prawie wcale nie znam. Ukrywasz coś przede mną? -Tak, ukrywam- powiedział tak cicho, że prawie niesłyszalnie. -Mogę wiedzieć, co? -Chciałbym ci powiedzieć, ale nie mogę. -Dlaczego? -Po prostu nie mogę. -Dlaczego? -Rozkazy z góry... -No proszę cię... Szymon- spojrzał mi w oczy- powiedz mi. -Ugh...- westchnął.- Pamiętasz może, jak nazwałaś mnie swoim aniołem? No więc, tego, yyy... jestem twoim aniołem. -Hahaha. A tak serio? -To było serio. -Nie wierzę... -Po prostu uwierz. Szliśmy dalej rozmawiając. Szymon wytłumaczył mi na czym polegała jego misja, ale ja nadal mu nie 7 wierzyłam. Po powrocie do domu Szymek zaproponował, żebym poszła do Pauliny, a on przygotuje jakąś niespodziankę. Stwierdziłam, że to dobry pomysł, bo pewnie się o mnie zamartwia. Drzwi otworzyła mi jej mama. Zawołała Paulę i minutę później siedziałyśmy na ławce w jej ogrodzie. Opowiedziałam jej o wszystkim. Na początku miała mi za złe, że nie powiedziałam jej o tym na początku, ale już po chwili mnie pocieszała. Kamień spadł mi z serca, że już nie muszę jej okłamywać. Umówiłyśmy się na jutro i wróciłam do Szymona. Od samych drzwi, aż do kuchni wiodła droga wysypana płatkami róż. Na końcu tej drogi zobaczyłam Szymona w garniturze z bukietem tulipanów. -Kocham cię - powiedział dając mi kwiaty.- I zawsze będę. Pamiętaj o tym. -Ja ciebie też. A z tym aniołem to tak na serio? -Anioły nie kłamią. Wziął mnie za rękę i poprowadził do pięknie nakrytego stołu. -Znowu naleśniki?- spytałam patrząc na niego. -Przepraszam- powiedział - ale moje umiejętności kulinarne są ograniczone. -Nie szkodzi. Zaczęliśmy wtedy (jak się później okazało) naszą ostatnią, wspólną (za życia) kolację. Później zatańczyliśmy do "Wonderfull tonight" Erica Claptona. Zrobiło mi się sennie. Gdy się obudziłam byłam w domu sama z Oskarem. 8 Na stoliku leżał list z samotnym tulipanem. Wzięłam karteczkę i zaczęłam czytać: "Hej Monika! Przepraszam, że nie powiedziałem Ci wcześniej o moich planach, ale nie chciałem psuć naszych ostatnich wspólnych chwil. Skończyłem już misję, o której Ci mówiłem, więc Bóg przyzwał mnie do siebie. W szufladzie znajdziesz kopertę z pieniędzmi. Oskar i mieszkanie należą do Ciebie. Jeżeli ktoś by o mnie pytał, to się przeprowadziłem. Pamiętaj, zawsze będę Cię kochał. Twój Szymon" Oczy zalały mi się łzami. Teraz już mu wierzyłam, że jest aniołem. Musiałam iść do Pauliny. Ona mi na pewno pomoże. I już nawet wiem jak. Tym razem otworzyła ona. Od razu zaczęłam płakać w jej ramię. -Musisz mi pomóc- powiedziałam. -W czym? -Zabij mnie... -Monika, co ty gadasz? -Musisz mnie zabić. Mój tata ma pistolet. Pomórz, proszę... -Ale dlaczego? Co się stało? -Wszystko masz wyjaśnione w liście. Zrób to, jeżeli naprawdę jesteś moją przyjaciółką. -Nie mogę odebrać ci życia, tylko dlatego, że tego chcesz! -Musisz... To moja jedyna nadzieja. 9 -Nadzieja na co? -Na lepsze życie- powiedziałam i wcisnęłam jej pistolet do ręki.- Zrób to, proszę. -Zwariowałaś. -Nie zwariowałam- powiedziałam przez łzy.- Wszystko masz w liście. -Dobrze, zrobię to tylko dlatego, że kocham cię jak siostrę. Przytuliłyśmy się. -Dziękuję. -Tylko nie zapomnij o mnie. -Nigdy nie zapomnę. List jest u Szymona w domu. A teraz strzelaj. Usłyszałam huk. Zobaczyłam siebie leżącą w kałuży krwi. Paulina wybiegła z domu, a ja za nią. Pobiegła do domu Szymona. Złapała list leżący na stole, usiadła na sofie i płacząc zaczęła czytać: "Kochana Paulinko! Dziękuję za pomoc, chociaż wiem, ile Cię to musiało kosztować. Przepraszam, jeśli przez to będziesz miała kłopoty. Prosiłam Cię o to, ponieważ Szymon odszedł, a tylko w ten sposób możemy być razem. Wypełnił swoja misję i wrócił do siebie. Zaopiekuj się proszę psem i mieszkaniem. Jeszcze raz Ci dziękuję. Dzięki Tobie mogę zacząć żyć jeszcze raz. I iść z Szymonem... IŚĆ W POSZUKIWANIU SZCZĘŚCIA. Monika" 10