czy kościół ma za dużo świętych?
Transkrypt
czy kościół ma za dużo świętych?
WIERZĘ W ŻYWOT WIECZNY O. Kornelian Dende 11 listopada 1990 r. Witam Was zacni Rodacy i miłe Rodaczki słowami: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Na pokładzie parowca płynącego do Nowego Jorku pewien gorliwy człowiek rozdawał pasażerom religijne ulotki. Jedną wcisnął do rąk eleganckiemu panu, który zapoznawszy się pobieżnie z jej treścią zdenerwował się, ulotkę z pogardą złożył, podarł na kawałki i wrzucił do morza. Jeden jednakże papierek przyfrunął z powrotem i pod wpływem silnego wiatru przywarł do ubrania dżentelmena jak rzep do psiego ogona. Pasażer zerwał go ze złością i już miał zamiar wyrzucić za burtę, gdy nagle zaintrygował go napis na kartce: „Bóg”. Odwrócił kartkę na drugą stronę i tam odczytał: „Wieczność”. Te dwa słowa utkwiły w jego świadomości do tego stopnia, że nie mógł się ich pozbyć, choć próbował zapomnieć o nich przy kieliszku, w czasie gry hazardowej i na dancingu. Bezskutecznie. Jakby nimi opętany poprosił wreszcie przygodnego apostoła o nową ulotkę i zagłębił się w lekturze. Bóg posługuje się nieraz najprostszymi, niewyszukanymi sposobami, aby dotrzeć do duszy ludzkiej. W dzisiejszej pogadance rozważymy podstawowy artykuł wiary odnoszący się do wieczności. Pogadanka nosi tytuł: „Wierzę w żywot wieczny”. Człowiek nie może żyć bez przyszłości Człowiek jest tak stworzony, że nie może żyć bez przyszłości. W okresie międzywojennym nadano w Stanach Zjednoczonych słuchowisko radiowe o końcu świata w sposób tak realistyczny, że wielu uwierzyło w bliskość jego końca. Zanotowano wtedy cały szereg samobójstw. Ludzie odbierali sobie życie, aby … nie musieli umierać! Paradoks, który w sposób niesłychany uzmysławia właściwą strukturę duchową człowieka: Bez przyszłości teraźniejszość staje się dla niego nieznośna, bez sensu. Z tego też powodu nie mamy zwykle odwagi wyjawić nieuleczalnie choremu prawdy o jego ciężkim stanie i możliwej śmierci. Dla człowieka nie ma nic trudniejszego do zniesienia niż brak przyszłości. Samobójstwo jako ucieczka przed śmiercią jaskrawo ukazuje paradoks ludzkiego istnienia w ogóle: Człowiekowi zdanemu całkowicie na przyszłość jest w końcu ta przyszłość zabierana, ponieważ jego końcem jest śmierć. Francuska pisarka Simone de Beauvoir, patrząca na śmierć, jako na nieodwołany kres wszystkiego, pisze: „Czasami myśl o tym, że mam się rozsypać w nicość, wydaje mi się obrzydliwa. (…) Cała muzyka, sztuka, cała kultura, tak liczne moje związki z tym światem – i nagle nic z tego wszystkiego nie pozostaje! Odkrywam z przerażeniem, jak bardzo zakpiono ze mnie”. W cichej rozpaczy niewierzących możemy rozpoznać zakorzenione w sercu człowieka pragnienie wieczności. Świadomie czy nieświadomie każdy pragnie wieczności, bo w gruncie rzeczy każdy jest istotą wieczną. Człowiek nie mógłby wymyśleć pojęcia wieczności. Pragnienie wieczności jest dla nas jakby posłańcem z tamtego świata. Od zarania historii u ludzi istnieje pragnienie wieczności. Świadczą o tym świątynie, umeblowane grobowce, zabalsamowane ciała, literatura, listy, wierzenia. To wszystko potwierdza, że człowiek nie chce zginąć bezpowrotnie. W życie wieczne wierzyli Hetyci, Babilończycy, Asyryjczycy i Indianie… Ludy te jakby własnymi oczyma widziały brzeg wieczności na krańcu obecnego życia. Poprzez ten świat widziały świat inny. Czując w sobie poryw do pełniejszego życia, wychylały się naprzód, poza widnokrąg ziemski, poza chwilę obecną. Zwrócone ku przyszłości zdawały się mówić: „Nie żyjemy pełnią życia, ale spodziewamy się żyć szczęśliwiej. Z obecnego zagrożenia przejdziemy do stanu pełnego bezpieczeństwa”. Tłumienie myśli o wieczności Wyznawcy materialistycznej filozofii życia, zachodni humaniści i wschodni komuniści, robią wszystko, by wierzących odciągnąć od idei wieczności. Stwarzają i mnożą sztuczne potrzeby, by nimi człowieka zająć i nie pozwolić myśleć o królestwie Bożym. Troski doczesne, często sztucznie podsycane, zagłuszają w człowieku głód wieczności. Na myśl o wieczności już czasu nie starcza. Niewierzący oskarżają tych, co myślą o wieczności, że wyobcowują się z tego świata, uciekają od zadań i problemów doczesnego życia. A jednak jak busola wskazuje zawsze ten sam kierunek, tak i my wszyscy jesteśmy ukierunkowani na życie wieczne. „Pragnienie wieczności, choćby starannie pogrzebane, pozbawione nawet swojego imienia, rozsadzi swój grób – mówi francuski pisarz G. Bernanos. – Jeśli zamknęło się przed nim wszystkie inne wyjścia, znajdzie ono wyjście przez ciało i krew”. Czyż nie wyrywa się ono w pragnieniu pozostawienia po sobie jakiejś pamiątki w postaci książki, obrazu, zapisku w historii? Czyż nie wychodzi w ludzkiej pociesze przedłużenia życia i potomstwie? Wyrywamy się do wieczności, ale doczesność nie może jej nam zapewnić. Wieczność jest w krainie Boga i w Bogu. Dlatego pragnienie wieczności wiedzie nas do Boga. Chrystus przybliżył nam wieczność Całą biblia, a szczególnie Ewangelia, mówi o życiu wiecznym, kieruje do niego nasze serca i umysły, daje jego przedsmak i do niego przygotowuje. Najbardziej klasyczną wypowiedzią o życiu wiecznym, która zastępuje wszystkie inne, jest wypowiedź Chrystusa skierowana do Marty: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 11, 25-26). Życie wieczne jest tajemnicą. Nie wiemy, czym będzie ono wypełnione, co będziemy robić przez całą wieczność. Tego zresztą nie moglibyśmy pojąć, bo jest to życie innej natury, innego gatunku niż ziemskie. Do życia w wieczności Bóg przysposobi nas tak zwaną wizją błogosławionych. Treść życia wiecznego zdaje się stanowić Bożą niespodziankę, co możemy wnioskować ze słów: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). Św. Augustyn nie stara się przebić zasłony oddzielającej nas od wieczności. Wystarcza mu świadomość, że w wieczności żyje się pełnym życiem. Wspominając swego zmarłego przyjaciela Nebridiusa, modli się: „Jakie bądź jest łono Abrahamowe (wieczność), tam on żyje, mój Nebridius, mój słodki przyjaciel. Żyje w krainie błogosławionych, o którą tyle razy mnie zapytywał, mnie, który tak mało miałem światła, aby mu odpowiedzieć. Nie przybliża już ucha do ust moich, ale przybliża usta do Ciebie, Boże, który jesteś źródłem życia i wiekuistym szczęściem napawa się nim dowoli, według ogromu pragnienia swego. A mimo to nie obawiam się, aby w upojeniu zapomniał o mnie, bo z Ciebie pije, o Panie, który mnie nigdy nie zapominasz” (Wyznania). Chrystus przedstawia nam życie wieczne obrazowo jako mieszkanie lub dom, w którym będziemy się czuć szczęśliwie jak jedna rodzina. On będzie naszym Ojcem, my jego dziećmi. Żegnając się z apostołami, pociesza ich: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. (…) Idę przecież przygotować wam miejsce. (…) (A potem) przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 15, 2-3). Oczekiwanie wieczności, paruzji Św. Paweł daje wyznawcom Chrystusa złota radę: „Bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, jakby się nie radowali; ci, którzy nabywają, jakby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata. Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień” (1 Kor 7, 29-31), w jakie są uwikłani poganie, którzy żadnej innej nadziei nie mają i upatrują swe szczęście tylko na ziemi. Oczekiwanie końca świata, wieczności, powtórnego przyjścia naszego Zbawiciela w pełnym majestacie jest najbardziej znamiennym rysem naszej religii. Wieczność rozpocznie się nowym stworzeniem – wybuchem pełni powszechnego rozwoju kosmosu i ludzi. Świat zostanie przeobrażony, jak przeobraża się gąsienica w poczwarkę i barwnego motyla. Co my, chrześcijanie, po dwudziestu wiekach od wniebowstąpienia Pańskiego, uczyniliśmy z tego oczekiwania wieczności i powtórnego przyjścia Zbawiciela w chwale? Po Izraelu odziedziczyliśmy obowiązek podtrzymywania na ziemi zawsze żywego płomienia tęsknoty za życiem wiecznym, za Bogiem. Niestety, dla wielu z nas artykuł wiary: „Wierzę w żywot wieczny” – jest tylko pustym frazesem. Teoretycznie uznajemy nieśmiertelność duszy, ale wiara ta nie ma odbicia w praktycznym życiu codziennym. Św. Paweł mówi, że lęk przed śmiercią czyni nas niewolnikami przez cały czas ziemskiego bytowania. Jakże wolna i wielka stanie się ludzkość, gdy od Chrystusa nauczy się opanowania lęku śmierci i wypełnienia odwiecznego przeznaczenia! Czyż nie nadejdzie nigdy wiek mądrości, gdy ludzie w świetle rozumu i wiary zaufają Chrystusowi i uwierzą wreszcie w zmartwychwstanie tak, jak wierzą w przebudzenie się ze snu? Dopiero wówczas Chrystus udzieli nam cudownej siły, odwagi, pobudzi do działania, z poświęcenia i miłości. Wówczas wyzwoli się z letargu geniusz chrześcijańskiej duszy. Dusza ubogacona łaska jest przecież obrazem wiecznego Boga. Los wieczności każdego z nas rozgrywa się w każdej chwili. Tak! Wieczność zawarta jest w każdej sekundzie. W każdej chwili możemy zostać strąceni w przepaść grzechu lub wznieść się przez miłość na szczyty świętości. Dokonujemy wyboru między niebem a piekłem, ustawicznie ubiegamy się o nieśmiertelność i wieczność. Myśl o wieczności bynajmniej nie osłabia naszego wysiłku w budowaniu życia ziemskiego. Przeciwnie, wiara w życie wieczne jest motorem naszego działania, aby te ziemię uczynić godnym mieszkaniem dla wszystkich. Przez życie z Chrystusem w Kościele możemy wszystko ocalić dla wieczności. Każde dobro świadczone z miłości dla Chrystusa można przeszczepić do Królestwa Bożego.