Wywiad z bratem Markiem z Taizé

Transkrypt

Wywiad z bratem Markiem z Taizé
Wywiad z bratem Markiem z Taizé
29 grudnia 2001 r. w Budapeszcie na Europejskim Spotkaniu Młodych, zorganizowanym przez
Wspólnotę braci z Taizé, przeprowadziłem rozmowę z bratem Markiem, którą teraz prezentuję:
- Czy mógłby brat opowiedzieć o sobie, o miejscu, z którego pochodzi? Jak wspomina brat swoją szkołę
średnią i studia?
Pochodzę z Poznania. Tam uczyłem się i studiowałem. W czasie studiów w Wyższej Szkole
Ekonomicznej (tak nazywała się wówczas ta szkoła) byłem zaangażowany w życie, w pracę
duszpasterstwa akademickiego przy parafii ojców Zmartwychwstańców w moim mieście. Tam
interesowaliśmy się ekumenizmem i stąd mój kontakt z Laskami podwarszawskimi. W tym ośrodku
(domu dla niewidomych) sióstr Franciszkanek odbywały się i odbywają się do dzisiaj rekolekcje
ekumeniczne. Jako student często tam jeździłem. W tamtych latach, tj. koniec lat sześćdziesiątych i
początek lat siedemdziesiątych, kontakty ze światem były jeszcze bardzo trudne, ale przez to, że byliśmy
związani z tym ośrodkiem w Laskach, dotarły do nas informacje o Taizé, o życiu braci, o Wspólnocie i to
mnie bardzo poruszyło i wciągnęło.
- Czy od razu pojechał brat do Taizé?
Nie. Najpierw ukończyłem studia.
W 1971 roku pojechałem pierwszy raz do Taizé na 2 miesiące. To była wówczas dla mnie taka
nadzwyczajna okazja, która pozwoliła mi poznać Wspólnotę i lepiej zrozumieć powołanie. Wróciłem do
Polski, skończyłem studia i musiałem podjąć pracę. Pracowałem przez parę lat i międzyczasie pojechałem
jeszcze raz do Taizé, ale już z zamiarem poproszenia braci o przyjęcie mnie do Wspólnoty. Przez cały ten
czas (lata siedemdziesiąte) co roku odbywały się spotkania organizowane przez braci i ja też im w tym
pomagałem. W Polsce takie coroczne spotkania, nie takie wielkie jak teraz, gromadziły kilkaset osób.
Byli na nich bracia, młodzi ludzie, którzy byli jakoś związani z Taizé. Przyjeżdżali też młodzi z
sąsiednich wówczas krajów: Czechosłowacji, NRD, Węgier.
- Jak odkrył brat powołanie?
Odkrywanie powołania wymaga zawsze czasu, spokoju, modlitwy i kontaktu z życzliwymi ludźmi.
Miałem szczęście znaleźć miejsce, wspólnotę, grupę ludzi, z którą dużo się modliłem. Spotkałem też
ludzi, którzy mieli doświadczenie w słuchaniu innych i regularnie korzystałem z tej okazji spotkania,
rozmowy o sobie, o moich poszukiwaniach, o moich wewnętrznych intuicjach i trudnościach. To
wszystko działo się kiedy studiowałem. Myślę, że do tego trzeba jeszcze dodać duże, wielkie poruszenie
reguł, które brat Roger napisał dla braci. To wszystko pomogło mi odkryć powołanie i zdecydować się na
to, by taką drogą pójść i powiedzieć „tak” Chrystusowi.
- Czy wraz z powierzeniem się Bogu stał się brat szczęśliwszy?
To nie jest tak, że powierzenie się Bogu, czy powiedzenie „tak” daje nam automatycznie szczęście na
całe życie. Szczęście to jest coś, co jest ciągle przed nami, jakaś perspektywa, która jest przed
człowiekiem i na pewno, kiedy wypowiadamy „tak” Chrystusowi, kiedy powierzamy się Bogu, to ta
perspektywa jest bardzo głęboka. Ona sięga w wieczność i to napewno daje poczucie jakiegoś większego
sensu w życiu, a gdy mamy poczucie sensu, gdy życie ludzkie i moje ma sens, to daje też jakieś szczęście,
przynajmniej jakąś szansę na szczęście.
-
Czy pamięta brat swój pierwszy dzień w Taizé jako uczestnik spotkania, a później jako członek
Wspólnoty?
Pamiętam dokładnie te 2 dni – pierwszy dzień, kiedy przyjechałem do Wspólnoty i pierwszy dzień, kiedy
do niej wstępowałem. Dzieliło te 2 dni 6 lat. Pierwszy raz byłem w 1971 r., a wstąpiłem pod koniec 1977.
Międzyczasie byłem jeszcze raz, ale krócej. Taizé leży we Francji w takim regionie, przez który
przechodzą regularnie bardzo gwałtowne wichury. Pierwszy raz, kiedy przyjechałem do Taizé, to był
koniec kwietnia 1971 r. przed świętem Zesłania Ducha Świętego, właśnie przez wioskę przeszła taka
1
Wywiad z bratem Markiem z Taizé (do “Związkowca”) - rozmawiał Michał Górka, http://www.mgorka.prv.pl
wichura i wszystkie namioty, które były przygotowane dla młodych, którzy licznie przyjeżdżają zawsze
na Wielkanoc, na Zesłanie Ducha Świętego, były poprzewracane, podarte i częściowo zniszczone. Moim
pierwszym zadaniem wtedy było reperowanie tych namiotów, szycie przy użyciu mocnych nici. Przez 2
tygodnie naprawialiśmy je, aby przygotować na Zesłanie Ducha Świętego. Kiedy przyjechałem do Taizé,
żeby wstąpić do Wspólnoty, to już było inaczej. Był to bardzo wyczekiwany przeze mnie dzień. Kiedy
zdecydowałem, że wstąpię i gdy bracia zgodzili się mnie przyjąć, nie chciano mi dać paszportu. W 1975 r.
wyraziłem chęć przyjazdu i wstąpienia do Taizé, ale przez prawie 3 lata nie otrzymywałem tego
dokumentu. Kiedy mogłem już przyjechać do Taizé, bracia przyjęli mnie do Wspólnoty jeszcze tego
samego dnia. Znakiem tego przyjęcia, tak jak w każdym zakonie, wspólnocie zakonnej, są obłuczyny.
Zostałem ubrany przez brata Rogera w biały habit.
- Ile lat jest już brat we Wspólnocie?
24 lata.
-
Jakie są, zdaniem brata, największe zagrożenia dla współczesnej młodzieży? Jakie widzi brat
antidotum na te zagrożenia?
Największym zagrożeniem dla młodych ludzi jest samotność, kiedy nikt się nimi nie opiekuje, kiedy
zostaną porzuceni. To jest największe zagrożenie – zostać samemu, zmuszonym samemu radzić sobie z
życiem. Takie zagrożenie zawsze istniało i dzisiaj też istnieje. Taką naszą troską w Taizé jest robić
wszystko, by jak najmniej młodych czuło się samotnie, czuło się porzuconym przez innych, przez
dorosłych, przez starszych. Kiedy człowiek zostanie przygotowany od dziecka do stawiania czoła światu,
to wszystkie inne zagrożenia pokona, będzie umiał znaleźć się wśród tych różnych zagrożeń. Brat Roger
wspomniał o dziewięcioletnim chłopcu, który nie widzi się z ojcem, bo jego ojciec wyjechał i mówi, że
mimo to go kocha. Jest to nadzwyczajna dojrzałość tego dziecka, ukazująca też, że jeśli nawet jest to
tylko zagrożenie, to nie jest jeszcze sytuacja bez wyjścia. Pan Bóg nikogo nigdy nie zostawia w
sytuacjach bez wyjścia.
- Jakie jest znaczenie wiary i roli Kościoła dla młodego człowieka?
Tu możnaby snuć dalej naszą refleksję, że Pan Bóg nigdy nikogo nie zostawia w sytuacji bez wyjścia i
jeżeli przez wiarę spotkamy się z tym, którego posyła do nas, Chrystusem, to zrozumiemy tak, jak może
właśnie ten dziewięcioletni chłopiec, z którym brat Roger rozmawiał podczas modlitwy. On już przez
modlitwę, być może przez tę przyjaźń z Chrystusem, z Bogiem rozumie, że nie jest opuszczony, że nie
jest sam, że nawet jeśli po ludzku tak jest, to on może kochać. To jest właśnie szansa, którą daje nam
Bóg, którą przyjmujemy przez wiarę, możemy przyjąć przez wiarę.
-
Wspólnota z Taizé jest z założenia ekumeniczna. Jak brat rozumie ekumenizm i czy jest on ważny
dla współczesnego Kościoła?
W Taizé tak bardzo nie dyskutujemy, nie teoretyzujemy o ekumenizmie. Nasza Wspólnota jest
rzeczywiście od początku ekumeniczna dlatego, że brat Roger odchodząc z doświadczenia swojego
własnego życia chciał, by ta wspólnota, którą zakłada, cały swój potencjał ludzki wykorzystała, by
odpowiedzieć na zaproszenie Chrystusa do szukania jedności wśród ludzi, budowania jedności rodziny
ludzkiej. W Taizé często odwołujemy się do fragmentu Ewangelii św. Mateusza, który mówi, że: „Jeśli
więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam
dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj”
(Mt 5,23-24). Widzimy, że wezwanie do pojednania jest w Ewangelii czymś pilnym i w Taizé tego
szukamy, próbujemy to dzień po dniu przeżywać. Brat Roger czasem w skrócie przypomina, abyśmy
przeżyli każdy dzień w pojednaniu, najpierw my między sobą, bracia, żeby w ten sposób być jakimś
zaczynem, taką jakby małą przypowieścią mówiąc językiem biblijnym o pojednaniu całej ludzkiej
rodziny.
-
2
Jak rozwijała się działalność Wspólnoty?
Wywiad z bratem Markiem z Taizé (do “Związkowca”) - rozmawiał Michał Górka, http://www.mgorka.prv.pl
Nasza wspólnota powstała w momencie, kiedy tego pojednania bardzo było potrzeba Europie i Światu.
Dla brata Rogera bodźcem do zrealizowania jakiejś intuicji, jakiegoś poszukiwania był wybuch II wojny
światowej. W 1940 r. znalazł w Taizé dom. Tam zamieszkał i miał nadzieję, że ktoś przyłączy się do
niego, żeby te wspólnotę, której powołaniem będzie pojednanie, założyć. Pierwsze lata przeżył tam
samotnie z powodu gruźlicy płuc. Podczas tej długiej choroby dojrzewało w nim powołanie do stworzenia
wspólnoty, która na co dzień żyłaby prostota i dobrocią serca. W trudnych latach wojny, za ukrywanie w
domu uchodźców, przeważnie Żydów, brat Roger stał się poszukiwany przez gestapo i musiał opuścić
Taizé, chroniąc się w neutralnej Szwajcarii – kraju, skąd pochodzi. Dopiero w 1944 r. wrócił do Francji i
wtedy dołączyło do niego pierwszych kilku braci. Z roku na rok kolejni ludzie przyłączali się do
wspólnoty. Przez wiele lat była to maleńka, nieznana wspólnota. Taizé to mała wioska położona w
Burgundii, której prawie na żadnej mapie się nie znajdzie. Z biegiem lat ludzie zaczęli odkrywać to
miejsce jako miejsce modlitwy, miejsce gościnne. Brat Roger w naszej regule napisał, że w gościu mamy
samego Chrystusa przyjąć przychodzącego nas odwiedzić, więc gościnność była pielęgnowana. Wokół
wspólnoty powstały spotkania młodych, ponieważ młodzi ludzie upodobali sobie w szczególności to
miejsce. Od końca lat pięćdziesiątych zebrania te przybrały formę okazyjnie organizowanego spotkania, a
w latach sześćdziesiątych przybrały formę tygodniowych turnusów, tygodniowych rodzajów rekolekcji.
Ludzie przyjeżdżają w niedzielę i zostają cały tydzień. Proponujemy im najróżniejsze formy przeżycia
tego tygodnia i w następną niedzielę wyjeżdżają. Niektórzy zostają 2 tygodnie, jeżeli chcą jeszcze
pogłębić doświadczenie duchowe z jednego tygodnia. Trzeba powiedzieć, że dość szybko bracia odkryli,
że doświadczenie pojednania nie może być tylko doświadczeniem zamkniętym dla małego kręgu i bardzo
wcześnie odczuli potrzebę dzielenia się tym z innymi, wzbogacania tego doświadczenia doświadczeniem
innych. Bardzo szybko powstały wspólnoty braci żyjących poza Taizé. Nazywamy je fraterniami,
bractwami, braterstwami. Takie wspólnoty w tej chwili istnieją w 4 miejscach na świecie: w Brazylii,
Bangladeszu, Korei i Senegalu. Tam bracia pracują i żyją wśród ludzi ubogich, najuboższych. To zawsze
dla nas w Taizé, dla brata Rogera było ważne, żeby powołanie wspólnoty było zakorzenione w ludzkim
życiu pełnym biedy i trudów, wśród najuboższych.
-
Wspólnota z Taizé od 24 lat organizuje Europejskie Spotkania Młodych. Ile trzeba włożyć pracy i
kosztów w to, aby je zorganizować? Ile ludzi przyjeżdża na takie spotkania?
W Taizé nie liczymy tego, można powiedzieć, że ani tych kosztów za bardzo się nie liczy, ani tej pracy
nie oblicza. Każdy daje z siebie to, co może i wtedy takie spotkanie jest możliwe. Oczywiście, że wielu
musi dać z siebie wiele, ale to jest pewien rodzaj przypowieści o ludzkim życiu. To życie na Ziemi nie
jest łatwe, wymaga pracy. Pan Bóg tak to wszystko ułożył, stworzył, że bez pracy nic się tutaj nie da
zrobić. Praca może być radością, może być drogą do szczęścia, jeśli widzimy jej sens. Jeżeli praca buduje
komunię, buduje więź między ludźmi, pomaga im się spotkać, doświadczyć tego, co jest najważniejsze, to
wtedy jest wielu ludzi, którzy zdecydują się na właśnie taki dar z siebie do końca. Wiele osób poświęciło
Boże Narodzenie i przyjechało wcześniej do Budapesztu, aby wesprzeć nas tutaj i z nami pracować.
Dzień 28 grudnia jest zawsze najtrudniejszy, bo tysiące młodych ludzi przyjeżdża z bardzo daleka i często
bardzo zmęczeni. Trzeba ich w krótkim czasie tutaj ugościć, rozesłać do wielu punktów w mieście. Tutaj
w Budapeszcie rozsyłaliśmy młodych do 200 parafii. To wymaga dużej sprawności i oddania wielu osób.
Nasza ekipa przyjmująca Polaków najpierw liczyła 45 osób – to są filary, na których spoczywa ta
konstrukcja organizacyjna. 26 grudnia przyjechało jeszcze 1200 osób z Polski, razem ok. 3 tysiące
młodych ludzi z całej Europy. Na oparciu o te parę tysięcy osób udało nam się przyjąć i rozlokować 50-53
tysiące pielgrzymów. Tyle właśnie osób przyjechało spoza Budapesztu, a jeszcze nas tutaj miejscowi
Węgrzy wspierają. Wszystkich, którzy uczestniczą w tym spotkaniu, łącznie z parafianami, którzy nas tu
goszczą jest ok. 70 tysięcy.
- Od ilu lat i ile młodych ludzi przyjeżdża do Taizé na spotkania?
Na początku, tj. w końcu lat pięćdziesiątych, były to małe grupki, pojedyncze osoby. W następnej
dekadzie nagle coraz więcej osób zaczęło się pojawiać. Bracia mówią, że w latach pięćdziesiątych nie byli
pewni, czy to jest ich powołanie, czy to jest ich zadanie przyjmować młodych ludzi. Pierwszy ośrodek,
gdzie młodzi mogli przyjeżdżać, został zbudowany parę kilometrów od Taizé. Nasze powołanie ma
3
Wywiad z bratem Markiem z Taizé (do “Związkowca”) - rozmawiał Michał Górka, http://www.mgorka.prv.pl
jednak charakter kontemplacyjny i sercem naszego życia jest modlitwa. 3 razy dziennie biją dzwony,
wszystko zostawiamy i idziemy na modlitwę. Nie byliśmy pewni, czy da się pogodzić takie życie
kontemplacyjne z obecnością młodych. Szybko okazało się, że brat Roger ma dar wsłuchania się w
potrzeby, w to, co najgłębiej jest w człowieku. To pewnie on odkrył, że jeśli chodzi o nasze powołanie,
tzn. pilne dążenie do pojednania, to ludzie mogą być sprzymierzeńcami, bo w młodych ludziach jest dużo
niecierpliwości, a jak nie ma zaufania, nie ma pojednania, jest konflikt , jest jakieś rozdarcie, to trzeba coś
szybko robić i to jest takie ewangeliczne. Bracia szybko zdecydowali, że ta obecność młodych może nam
w Taizé pomóc, może wesprzeć nasze szukanie pojednania nie tylko dla nas samych, ale dla chrześcijan,
dla ludzkiej rodziny. Bardzo szybko już pod koniec lat pięćdziesiątych zaczęto te spotkania organizować
u boku Wspólnoty w samym Taizé. W latach sześćdziesiątych to się rozwijało, a od 1975-1976 roku
nazwaliśmy tę duchową przygodę z młodymi „Pielgrzymką Zaufania przez Ziemię”. Spotkania
europejskie, czy spotkania na innych kontynentach są etapami tej „Pielgrzymki”. W Taizé spotkania z
młodymi trwają prawie okrągły rok. Są tylko przerwy późną jesienią, zimą, ale już po powrocie z
Budapesztu młodzi zaczną przyjeżdżać na te tygodniowe spotkania. Latem jest ich 5-6 tysięcy, a wiosną,
jesienią – do 500, a czasem ponad 500 do tysiąca osób. Takie spotkania trwają do Wszystkich Świętych.
Po 1 listopada nie ma już wakacji w Europie. Wakacje zaczynają Nowozelandczycy, Australijczycy i to
oni czasem przyjeżdżają w tym czasie.
- Co może wnieść w życie grupa Taizé taka jak w Bursie?
Wspominałem na początku, że byłem zaangażowany w życie duszpasterstwa akademickiego. To nie była
bardzo wielka grupa – kilkadziesiąt osób. Bardzo wiele zawdzięczam tej wspólnocie ludzi, studentów,
moich rówieśników, bo samotnie bardzo trudno iść przez świat, znajdywać odpowiedzi na najróżniejsze
pytania, które pojawiają się w młodości. Mieliśmy szczęście, że towarzyszyli nam w tym duchowym
szukaniu bardzo dobrzy duszpasterze, bardzo nam oddani. To dosłownie przygotowało tak niesamowity
sposób do życia. Dzisiaj jestem za to ogromnie wdzięczny, że miałem szczęście znaleźć przyjaciół, z
którymi zastanawialiśmy się nad wszystkim, co jest ważne w ludzkim życiu i z którymi mogliśmy o
wszystkim porozmawiać. Dużo modliliśmy się, ale też i bawiliśmy, razem spędzaliśmy czas,
wyjeżdżaliśmy na wycieczki, na wakacje. Życie we wspólnocie daje solidne podstawy do końca, na
których można budować. Nie miałem nigdy większego poczucia samotności, nawet jeśli potem
rozkruszyliśmy się – każdy poszedł w swoją stronę, wiele osób założyło rodziny. Taka z resztą
ciekawostka: spośród tych wszystkich małżeństw, które powstały w tej wspólnocie, nie ma ani jednego
rozwodu. Powstało pewnie co najmniej 20 takich par małżeńskich. To są piękne rodziny, nieidealne, bo
nie ma niczego idealnego. Mają swoje kryzysy, swoje problemy, ale nie ma żadnego rozwodu. Oni
potrafili oprzeć się wszystkim tym zagrożeniom, o których wcześniej mówiłem, bo mieli dobrą podstawę.
Razem odkrywaliśmy te najgłębsze fundamenty, które Pan Bóg sam w nas zakłada.
- Co chciałby brat przekazać czytelnikom „Związkowca” i mieszkańcom Bursy?
Staramy się przekazać to, co najlepsze, więc życzliwość, dobroć serca. Bardzo cieszymy się, kiedy mamy
bezpośredni kontakt z ludźmi. W Taizé dużo rozmawiamy z ludźmi, słuchamy. Wtedy możemy dużo
przekazać, jak jest spotkanie. Chcemy przekazać to, abyśmy się odważyli na to, by kontynuować taką
polską tradycję gościnności. To jest najlepsza gwarancja na radość, na trochę szczęścia w życiu. Może
właśnie w ten sposób unikniemy poczucia takiej samotności, bezsensowności jak to dzisiaj bardzo
głęboko wkrada się w życie ludzi i nieraz bardzo mądrych ludzi.
- Dziękuje za rozmowę.
Bardzo dziękuję za tyle dobrych pytań. Dziękuję.
Rozmawiał: Michał Górka
(Wywiad z bratem Markiem opublikowano w czasopiśmie Bursy ZMMPiR w Krakowie “Związkowiec”.
Znajduje się on również na stronie internetowej: http://www.mgorka.prv.pl)
Pragnę podziękować wszystkim osobom, które w pewien szczególny sposób pomogły mi przygotować i
przeprowadzić rozmowę z bratem Markiem.
Marzec 2002 – 23 kwietnia 2004
4
Wywiad z bratem Markiem z Taizé (do “Związkowca”) - rozmawiał Michał Górka, http://www.mgorka.prv.pl

Podobne dokumenty