INNA SZTUKA, CZYLI PICASSO W NOWEJ WERSJI Od 30 maja do
Transkrypt
INNA SZTUKA, CZYLI PICASSO W NOWEJ WERSJI Od 30 maja do
INNA SZTUKA, CZYLI PICASSO W NOWEJ WERSJI Od 30 maja do 3 czerwca w Sali Kolumnowej Wrocławskiego Teatru Lalek można obejrzeć wystawę „Historia sztuki według Tomasza Brody”. Sztuka nie jest jednak historyczna, przedstawia portrety wykonane z przedmiotów użytku codziennego, wzorowane na pracach znanych artystów, takich jak Picasso, czy Rubens. Z okazji otwarcia wystawy przeprowadziliśmy z autorem krótką rozmowę. Karolina Zielińska: Kiedy zaczęła się Pana fascynacja taką sztuką? Kiedy zaczął pan ją tworzyć? Tomasz Broda: Pamiętam dokładnie, że to był 1993 rok, początek grudnia i umarł wtedy Frank Zappa, amerykański muzyk rockowy. Tego dnia puszczano w radiu audycję na jego temat. Byłem wtedy w trakcie pracy nad portretami aktorów do albumu XV Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Tych portretów miało być bardzo dużo i musiałem wykonać je w krótkim czasie, co sprawiało mi problem. Posługiwałem się wtedy zupełnie inną techniką, bardzo czasochłonną, a tutaj musiałem zrobić coś bardzo szybko. Powiedziałem wtedy: „Franku Zappo, powiedz mi co mam zrobić, bo nie mam w ogóle pomysłu”, a on odpowiedział: „Weź pończochę i ubierz ją na głowę”. No i tak to się zaczęło. Ubrałem pończochę, dodałem piłeczkę ping-pongową, guzika i wyszedł mi pierwszy portret, później zrobiłem kilka następnych. Ktoś zobaczył ten album, zaprosił mnie do telewizji, gdzie pokazywałem swoje prace, robiłem też ilustracje, wystawy, tak jak tutaj w Teatrze Lalek. Skąd czerpie Pan inspiracje? Najczęściej tą inspiracją jest jakiś bodziec z zewnątrz. Czasem jest to zlecenie, zamówienie na jubileusz, czy jakąś ważną okazję. Inspiracją jest również po prostu wrażliwość na to, co się dzieje. Jeśli przeżywamy mocno świat w którym żyjemy, pojawia się w nas potrzeba reagowania na to, co nas dotyka, zwraca naszą uwagę i potrzeba wyrażania ekspresji, coś, co każdy chyba przeżywa. Sztuka jest sposobem, aby tę ekspresję wyrażać twórczo, zamieniać ją w jakieś działanie, którego efektem są obrazy, piosenki, a nawet rzeźby. Na wystawie we Wrocławskim Teatrze Lalek widzieliśmy prace inspirowane twórczością Picassa, Rubensa. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na tych artystów? To są niezmiernie ważni artyści dla historii sztuki. Jeżeli wykonuje swoją interpretację dzieła sztuki, to musi być to coś, co wszyscy znają. Kiedy ją zrobię, odbiorca ma powiedzieć „ Aha, wyszło mu”, albo wręcz przeciwnie „No, nie do końca mu się udało”, ale musi mieć w głowie oryginał. Jeśli robię np. maski na swojej twarzy, upodabniam się do kogoś, to musi to być osoba znana, bo inaczej cała sztuka się nie uda. Dlatego robię prace, które się do czegoś odnoszą, np. do Rubensa, Picassa, Rembranta. Ich wszyscy znają. Albo prawie wszyscy - nie mówię o takich zupełnych ignorantach, którzy w ogóle nic nie kojarzą, ale taki przeciętny, wykształcony człowiek z maturą zna mniej więcej, z licznych reprodukcji „Słoneczniki” Van Gogha, czy jego autoportrety. To są popularne przykłady najważniejszych dzieł z historii sztuki i do nich się odnoszę. Nie jest też przypadkiem, że głównie robię portrety, dlatego że portret jest takim silnym źródłem ekspresji - artyści tworzyli portrety, ponieważ właśnie w ludzkiej twarzy zawarte są emocje. Jak kogoś poznajemy, to patrzymy głównie na jego twarz, to ona jest dla nas taką informacją, czy rozmawiamy z przyjacielem, wrogiem. A z kolei zwierzęta, kiedy się poznają, najpierw się obwąchują. To zapach jest informacją dla nich, z kim mają do czynienia. Czy zauważył Pan, żeby kiedykolwiek ktoś starał się wzorować na Panu, tworząc coś podobnego? Trochę tak, w reklamie pojawiają się takie podobne rzeczy. Ja to już robię od 20 lat. Pokazywała to telewizja, więc widziało to dużo ludzi. Zauważyłem, że tego typu chwyty się stosuje.