Zena za pultem - Plantacja Wizerunku

Transkrypt

Zena za pultem - Plantacja Wizerunku
FELIETON / COLUMN
KONTYNUUJEMY NASZ COMIESIĘCZNY CYKL
BĘDĄCY PR-OWSKIM PODSUMOWANIEM
WYBRANYCH WYDARZEŃ Z ŻYCIA TRÓJMIASTA
I POMORZA.
WE CONTINUE OUR MONTHLY SERIES BEING A PR
SUMMARY OF CHOSEN EVENTS FROM THE LIFE OF
TRI-CITY AND POMERANIA.
Žena za pultem
Žena za pultem
Na początku lat 90 byliśmy zauroczeni w sklepach na każdym kroku Panie wygłaszały
In the beginning of the 1990s we were charmed
jak mantrę w czym mogę pomóc. To było COŚ,
po latach siermiężnej obsługi w tak zwanych
– at the shops Ladies used to pronounce a man„SPOŻYWCZYCH SAMACH” czy Domach
tra may I help you? That was SOMETHING, afMarcin Głuszek
Towarowych, gdzie byliśmy szarymi petentami
ter years of poor consumer service is so called
Właściciel firmy Plantacja Wizerunku
przepraszającymi, że ośmieliliśmy się na
“GROCER'S SAMS” or Department Stores where
Owner of the company Plantacja Wizerunku
chwilę przekroczyć zacne progi sklepu. Nic
we were grey customers apologising for entering
dziwnego, że obsłudze się pomieszało i do dziś
the noble thresholds of the store. No wonder that
niektórzy sobie zadają pytanie jacy mamy być: uprzejmi, czy może trochę mniej
the staff got confused and until now some of them ask a question
mili, udawać że klient nie istnieje czy zostać jego najlepszym przyjacielem?
how polite we should be: polite, or maybe a bit less polite, pretend
N
iedawno wypoczywając w pewnym szacownym hotelu mieniącym się trzema gwiazdami,
byłem świadkiem takiego to dialogu. Zaczytany w dość mizernej jakości powieści kryminalnej, siedząc w pobliżu recepcji moje uszy wychwyciły taką to rozmowę. GOŚĆ HOTELOWY
MŁODA KOBIETA, zwraca się do recepcjonistki: Wie Pani, bo my tutaj z mężem widzieliśmy
naszego kolegę, to znaczy wydaje się nam, że to był kiedyś nasz kolega..heh...no może podobny
ktoś do niego, ale nazywał się i tutaj pada nazwisko „x”. PANI Z RECEPCJI SZCZEBIOCZĄC
JAK PTASZYNA W SŁONECZNY DZIEŃ: Ależ, to żaden problem, tutaj znajduje się księga gości
o proszę, ale mam też inny pomysł ja ją po prostu dla Was wydrukuję. GOŚĆ HOTELOWY: Och
jakie to miłe z Pani strony i zaczyna czytać nazwiska i numery pokojów...Chociaż w tanim ale
idealnym na taki wyjazd kryminale trup ścielił się gęsto to porzuciłem chwilowo lekturę słysząc
moje nazwisko. Nie z powodu, tego że je uwielbiam, nie dlatego że chciałem ukryć swoją obecność.
Nie byłem też kolegą ani byłbym ani obecnym ciekawskiej Pani. Chodziło mi o coś takiego banalnego jak zwyczajny brak poszanowania prywatności gości, bo jak nazwać inaczej postępowanie
szczebiotki z recepcji? Starałem się uświadomić Pani, że wyszła frontem do klienta tylko ze złej
strony. Dlaczego tak się dzieje?
Przede wszystkim pracodawcy uważają, że czynności nie obarczone wysokim stopniem skomplikowania nie wymagają żadnych szkoleń ani przygotowania. Wychodzą z założenia tak jak w powyższym przypadku, że wystarczy posadzić PANIĄ SZCZEBIOTKĘ za stołem recepcyjnym, tu
jest moja droga komputer, tu drukareczka acha w razie problemów dzwoń – i już szefa nie ma
zniknął. Hotel to nie taśma produkcyjna w sensie dać klucz, nakarmić, skasować i sprzątnąć. To
miejsce gdzie odpoczywamy, lub czasem jesteśmy zmuszeni się zatrzymać. Powiniem być pewnego
rodzaju przystanią gdzie płacimy owszem za pachnący pokój, czysty zlew ale też za szeroko pojęte
poczucie bezpieczeństwa.
Jak to wygląda w moich ulubionych sklepach z wszelkiej maści ciuchami? Przede wszystkim i niestety celują w tym Panie, jesteś postrzegany po ubiorze. Zrobiłem ostatnio mały test konsumencki.
Krótka wycieczka na mój obszerny domowy strych gdzie czasem z okien dachowych leci woda,
wejście do poniemieckiej szafy i znalazłem to czego szukałem. Garnitur ze studniówki, eleganckie
buty również mające więcej niż 10 wiosen (ważne że nie zniszczone) oraz koszula w zniewalającym
morskim kolorze. W takim to stylowym uniformie przekroczyłem progi jednego ze drogich sklepów
z elegancką odzieżą w modnym centrum handlowym. Pilnowałem się tylko ale nikt z dalszych
i bliższych znajomych nie namierzył mnie w tak oldschoolowym wdzianku. Obsługa dosłownie
szalała, byli prawie gotowi zrobić mi kawę. Przymierzyłem 10 par butów, tyle samo garniturów,
prosiłem o rozpakowanie koszul w różnym rozmiarze. Na koniec ku ich rozpaczy kupiłem najtańszą
rzecz w sklepie brelok do neseseru za 50 zł...
Druga wyprawa w teście konsumenckim była jeszcze bardziej przemyślana. Zgromadziłem około
6.000 zł od znajomych i rodziny, którzy wcześniej odwiedzili ten sklep i dokładnie wiedziałem co
kupić i w jakim rozmiarze. Tym razem ja czyli motyl w studiówkowym garniturze przeobraziłem
się w zwykłego Marcina Głuszka. Zwykły Głuszek to mój codzienny na tą porę roku strój, czyli
bluza szara z kapturem, sztruksy i wygodne trampki. Ten sam sklep i godzina, znajome Panie
w makijażu nieco cyrkowym. Podejście jednak całkiem inne. Ich miny starają się powiedzieć:
Rozalio, cóż ten obwieś robi w naszym sklepie, gdzie najtańszy garnitur wiesz kochana to 3 moje
pensje...Żeby to szefowa zobaczyła.
Niezrażony proszę o podanie śnieżnobiałych koszul, wymownie pokazując czyste rączki, niczym
uczeń szkoły podstawowej Pani Higienistce, która wpadła z niezapowiedzianą inspekcją do klasy.
Niechętnie ale je dostaję, tylko te odpakowane. Otrzymuję również informację że butów w innym
rozmiarze niż na wystawie nie ma, patrzą mi na ręce, zastanawiam się czy nie wezwą ochrony.
Teraz odgrywam główną część mojej roli, wyliczam i wskazuję rzeczy które poprzednio zamówili
u mnie moi wspaniali znajomi. Nie mierząc kładę na ladzie pieniądze i rzucam nonszalancko
proszę o odliczenie, ja się jeszcze rozejrzę. Rączki Pani Rozalii się trzęsą, rumieniec trawi jej lico
i szepcze: Proszę Pana tu jest 200 zł za dużo. Pańskim gestem przesuwam dwie piękne nowe steki
w jej stronę mówiąc: Dobra obsługa, to doby napiwek. Wychodzę.
Zamiast zakończenia: Właściciele, proszę włóżcie do głowy sprzedawcom może za pomocą łącza
USB :-), że klient w garniturze, może kupić u was często tylko brelok a obwieś w sztruksie będzie
jak to się mówi tak fatalnie że bolą zęby „kluczowym klientem”. l
42  live&travel / październik / october 2011
that a client doesn't exist or become his best friend?
R
ecently, by having a rest in a noble hotel shining with three stars, I witnessed such
dialogue. Read deeply in a poor detective story, sitting near the reception desk, my
ears caught such conversation. A HOTEL GUEST YOUNG WOMAN says to a receptionist:
You know what, my husband and I saw our friend here, I mean we think that it was our
friend once.. heh... or maybe someone alike but he was called, and here is the name “x”.
A LADY FROM A RECEPTION DESK CHIRPING LIKE A BIRD IN A SUNNY DAY:
It›s not a problem at all, here is the guest book, here you go, or I have a better ideas, I print
it for you. A HOTEL GUEST: Oh, how nice of you and starts to read names and room
numbers... Although, in a cheap but perfect for such trip detective story there were lots
of dead bodies, put aside the book hearing my name. Not because I like it, not because
I wanted to hide my presence. I wasn›t a friend of that inquisitive Lady, either a former
one or current. I meant something so trivial as a lack of respect of the guests› privacy,
because how to call the behaviour of a chirping lady from reception? I tried to make that
Lady aware that she showed a good will to a client but from a wrong side. Why is it so?
Most of all the employers believe that non-demanding activities do not require any
trainings or preparations. They take it for granted, alike in the example above, that it›s
enough to have a CHIRPING LADY behind the reception desk , here is a computer my
dear, here a printer and call in case of problems – and the boss is gone. A hotel is not an
assembly line in a sense give a key, give food, take money and clean. It is a place where we
rest, or sometimes are forced to stop over. There should be a sort of heaven where we pay
for a nice smelling room, clean sink and broadly understood sense of security.
How does it look in my favourite shops with all kinds of clothes? Most of all and
unfortunately you are perceived by your outfit. I have recently done a consumer test. A
short trip to a huge attic where there is sometimes water running from the roof windows,
opening the post-German wardrobe and I found what I was looking for. The suit from
the Prom, elegant shoes also more than 10 springs old (but in good condition) an a shirt
a magnificent blue colour. In such uniform I crossed the thresholds of one of shops with
elegant clothes in a fashionable shopping centre. I was only looking around not to be
seen by nearer or further friends in this old school outfit. The staff went literary crazy,
there was almost ready to make me a coffee. I tried 10 pairs of shoes, the same number of
suits, asked to unpack shirts in various colours. In the end, for their despair I bought the
cheapest thing in the entire shop, a pendant worth 50 PLN...
The second trip in a consumer test was better thought. I collected almost 6.000 PLN from
friends and family, who visited the shop before and exactly know what to buy and in
which size. This time like a butterfly in a prom suit I changed in common Marcin Głuszek.
Common Głuszek is my everyday outfit for the season, that is a grey sweatshirt, corduroy
pants and comfortable sports shoes. The same store and time, the familiar Ladies in a bit
circus make-up. The approach was however completely different. Their faces try to say:
Rozalia, what does this hick do in our shop, where the cheapest suit my dear costs my
three salaries... Let the boss see it.
Undiscouraged I ask for a snow-white shirt, meaningfully showing my clean hands, like a
pupil from the primary school used to show to Hygienist coming to unexpected control
into a classroom. Unwillingly, but I finally get them, but only the unpacked ones. I also
get information that there are no other shoe sizes than those at the shop window, they
look at my hands, I wonder whether they call security or not. Now I play the main part of
my role, I list and point the things previously ordered by my friends. Not trying them on,
I put money on a counter, negligently saying please count it, I will look around. Hands
of Mrs. Rozalia are shaking, a blush comes on her face and whispers: Sir, there are 200
PLN more. Lordly, I move these two beautiful new hundreds towards her saying: Good
service, good tip. I leave.
Instead of conclusions: Dear owners, please put in the salesmen›s heads, perhaps using
the USB connector :-), that a customer in a suit may buy only a pendant at your store,
whereas, a hick in corduroy will be, the way we say it makes my teeth hurt,“a key client” l