pojęcie czasu u jamesa i whiteheada
Transkrypt
pojęcie czasu u jamesa i whiteheada
STUDIA WHITEHEADIANA 2006 Janusz Jusiak Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej Lublin POJĘCIE CZASU U JAMESA I WHITEHEADA JAMES AND WHITEHEAD ON THE CONCEPT OF TIME The aim of the paper is to present thoughts of W. James concerning the nature of change and time and to put questions of their influence on Whitehead's idea of time and becoming actual occasions. Despite the fact that these two philosophers differ significantly they both maintain that the correct answer on the question of real time and its nature should contain a convincing explanation of sources of Eleatic antynomies of movement and indicate the way of solution. It is also refuted claim that James’ philosophy of time is irrational. Omawiana w tym artykule koncepcja wyrosła z przekonania, że pojęcie czasu winno być tak utworzone, by z jego pomocą można było wyjaśnić fakt odnoszenia się ludzkich doświadczeń zarówno do faktualnego jak i aksjologicznego wymiaru rzeczywistości. Nowe ujęcie relacji czasowych miało umożliwić uwolnienie filozofowania od dualistycznego sposobu interpretacji zależności istniejących między poznaniem a działaniem. Czas został potraktowany jako centralna kategorii metafizyki posługującej się opisem opartym na bezpośrednim doświadczeniu i poszukującej spójnego wyjaśnienia zagadnień nasuwanych przez terminy pozornie tylko nie mające odniesień do temporalnego aspektu doświadczenia. Terminami tymi są, na przykład, następujące przeciwieństwa pojęciowe: jedność — wielość, ciągłość — nieciągłość, skończoność — nieskończoność, byty ustalone — byty nieustalone, trwałe i nietrwałe, już powstałe i dopiero powstające. Wspólnym stanowiskiem Williama Jamesa i Alfreda Northa Whiteheada był pogląd, iż tradycyjna metafizyka racjonalistyczna wadliwie interpretowała czas, spychając go do rangi pojęcia nieomal zby- 60 Janusz Jusiak tecznego. Kategoria ta wymagała zatem nowego przemyślenia i zbadania — wykazania, dlaczego czas i pojęcie czasu mają kluczowe znaczenie nie tylko w filozofii, ale również w życiu praktycznym. Szczegółowa realizacja tak pomyślanego programu badań u obydwu filozofów przebiegała jednak odmiennymi drogami. James opierał swe rozważania nad naturą czasu głównie na przesłankach empirycznej psychologii, której podstawy zbudował. Whitehead, już w swych wczesnych pracach, odwoływał się do pojęć algebraicznych i logicznych oraz do wznoszonych w oparciu o nie konstrukcji pojęciowych ukazujących rolę pełnioną przez aczasowe, całkowicie abstrakcyjne, matryce relacji w konstytuowaniu przestrzenno-czasowego i percepcyjnego wymiaru doświadczenia. W ostatnim okresie swej działalności metodę tę, po pewnych przekształceniach, wykorzystał dla utworzenia pojęciowych zrębów systemu, który nazwał filozofią organizmu. O nowe rozumienie relacji filozofia — nauka Między koncepcjami filozoficznymi wypracowanymi przez Jamesa i Whiteheada nie ma prostych zależności, ani pełnej zgody co do sposobu rozumienia szczegółowych zagadnień metafizycznych lub teoriopoznawczych mających istotne konsekwencje dla sposobu rozumienia czasu. Zestawiając je ze sobą można co najwyżej odnotować pewne ogólne podobieństwo ujawniające się w ocenie obydwu autorów znaczenia tradycyjnej filozofii (zwłaszcza rangi podejmowanych w niej pytań), a także w interpretowaniu zadań i roli, jakie filozofa winna spełniać zarówno w nauce, jak też życiu społecznym, w którym abstrakcyjne uogólnienia pełnią często rolę dyrektyw kierujących naszych działaniem i modyfikowanych stosownie do korzyści, jakie dają. Na czym, zasadniczo, podobieństwo to polega? Chcąc na to pytanie udzielić wstępnej odpowiedzi, można się odwołać do wypowiedzi Whiteheada o Jamesie. Te są jednak nieliczne i — jak przy pierwszym ich czytaniu wydać się może — zdawkowe. Podkreślają one głównie talent filozoficzny James, błyskotliwość jego umysłu, uwidaczniającą się w umiejętności skrótowego, a zarazem wnikliwego uchwycenia Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 61 istoty zagadnień dla refleksji nad granicami i źródłami wiedzy podstawowych, przez wzorce poznania wypracowane na terenie wąskich specjalności naukowych nierzadko lekceważonych, a nawet traktowanych jako pozbawione sensu. Zdaniem Whiteheada, wysoka ranga psychologicznych i metafizycznych rozważań Jamesa polegała na ich nowatorstwie. Zapoczątkowały one nową epokę w filozofii i nauce, podobnie jak w siedemnastym stuleciu medytacje Kartezjusza, których prawdziwe znaczenie ujawniło się dopiero po pewnym czasie. Tak jak Kartezjusz, James był, w opinii Whiteheada, odkrywcą nowych horyzontów wyłaniających się u schyłku dziewiętnastego wieku przez poznaniem naukowym, a także jego wielkim reformatorem. Nie zdołał jednak wypracować dostatecznie precyzyjnych pojęć, z pomocą których można byłoby ująć i rozwiązać najistotniejsze zagadnienia nadchodzącej epoki. Przypadła mu w udziale czcigodna, lecz niewdzięczna rola inicjatora nowego prądu umysłowego; dokonania Jamesa w krótkim czasie przysłoniły sukcesy jego następców. Dlatego postaciami o wiele bardziej reprezentatywnymi dla kolejnej fazy rozwojowej byli Bergson i Dewey, podobnie jak w siedemnastym wieku Locke, który idee wynalezione przez Kartezjusza dostosował do wymagań i oczekiwań nowych czasów. Nie ulega wątpliwości, że również siebie Whitehead uważał za jednego z dziedziców przełomu u schyłku dziewiętnastego stulecia spowodowanego psychologicznymi rozważaniami Jamesa. W wykładach wygłoszonych w 1925 roku w Instytucie Lovelle’a nazwał Jamesa „godnym szacunku geniuszem” oraz odkrywcą kiełkującej wówczas świadomości poznawczych ograniczeń metody naukowej, która zezwalać może na uznawanie w nauce jedynie takich zasad, które z mozołem wykuwać trzeba „między młotem a kowadłem upartych i nieuniknionych faktów”1. Odkrycie to kładło kres wszelkim nie liczącym się z bezpośrednim doświadczeniem spekulacjom oraz uczyło, jak wielkiego trudu i wyostrzonej ostrożności trzeba, by dowieść 1 A. N. Whitehead, Nauka i świat współczesny, tłum. S. Magala, Warszawa 1988, s. 11. Przytoczona tu przez Whiteheada wypowiedź jest fragmentem zdania pochodzącego z listu Williama Jamesa do swego brata Henry’ego wysłanego doń wkrótce po ukończeniu The Principles of Psychology. Janusz Jusiak 62 zasadności najdrobniejszej nawet i niezbyt ogólnej jeszcze reguły lub cząstkowego prawa. Toteż w opinii Whiteheada, sposób myślenia wypracowany w traktacie Jamesa The Principles of Psychology reprezentował „nową mentalność”, znacznie ważniejszą niż nowa nauka czy nowa technika, zdolną bowiem zmieniać „metafizyczne założenia i wyobrażenia zawarte w naszych umysłach”2. Geniusz kojarzy się z pomnikiem rzucającym cień, z którego zasięgu trudno się wydostać. Whitehead, w swym mniemaniu, pozostawał w cieniu intelektualnych dokonań swojego wielkiego poprzednika. Rozpoczętą u schyłku życia wyprawę w dziedzinę filozofii spekulatywnej uważał za przedsięwzięcie, którego przeprowadzenie byłoby niemożliwe bez twórczych dokonań uczonych nawiązujących do rozpraw Jamesa. W jego ocenie, nowa generacja badaczy — ta, z którą do pewnego stopnia utożsamiał się — była przesiąknięta wiarą w poznawczą użyteczność metody analizy, która właśnie na terenie psychologii dała tak ciekawe rezultaty. Niewiele miała ona wspólnego z wąskim empiryzmem czy dawnym racjonalizmem. Odżył w niej na powrót duch rozważań spekulatywnych, spychanych na dalszy plan przez metody badawcze posługujące się pojęciami zawężonymi do wąskich dziedzin przedmiotowych. Whitehead był przekonany, że tylko ludzie o usposobieniu filozoficznym, zdolni badać sploty spraw ogólnych i szczegółowych oraz zastanawiać się, w jaki sposób nasze abstrakcyjne uogólnienia odnoszą się do bezpośredniego doświadczenia, są prawdziwie twórczy. W naszych wyborach sposobów interpretacji doświadczenia nie mamy wszakże zupełnej swobody. Nie możemy „przeskoczyć” epoki, w jakiej przyszło nam żyć, ani cofnąć się na pozycje myślowe zajmowane przed przełomem spowodowanym dokonaniami wielkiego myśliciela. Kryterium, jakim Whitehead się posłużył, kiedy wypowiadając te znamienne słowa nazwał Jamesa godnym szacunku geniuszem oraz jednym z ojców nowej mentalności, było oczywiste. Rozprawy Jamesa otwierały kolejny rozdział w dziejach pojmowania takich podstawowych pojęć jak: nawyk, strumień świadomości, stan psychiczny, spostrzeganie przestrzeni, uwaga, emocja, pamięć, instynkt, rozumowa2 Tamże. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 63 nie, pojmowanie, wyobraźnia, wola. To właśnie zmiana wprowadzona do sposobu ich ogólnego rozumienia pozwalała twierdzić, iż w dziejach nowoczesnej nauki James był kimś wyjątkowym. Odmienne niż w kartezjańskim czy kantowskim nurcie epistemologii wyznaczenie granic obowiązywania tych powszechnie stosowanych kategorii pojęciowych skutkowało wytworzeniem nowego rozumienia relacji zachodzących między filozofią a nauką. Nie bez powodu skrócony wykład Zasad Filozofii, wydany w 1892 pod tytułem Psychology: Briefer Course, kończył się rozdziałem dotyczącym powiązań psychologii z filozofią, a zwłaszcza z piętnowaną w tym czasie przez pozytywizm, empiriokrytycyzm i neokantyzm metafizyką, którą James — wbrew stanowisku wysuwanemu przez te kierunki — nazywa forum dyskusyjnym innych nauk, możliwym dzięki temu, iż „metafizyka oznacza jedynie niezwykle uporczywe usiłowanie, by myśleć jasno i logicznie”3. Wedle Jamesa, forum to niezbędne jest każdej specjalności naukowej, bo każda z nich pełna jest niejasności i sprzeczności, każda zawiera mankamenty, na które można przymknąć oczy tylko wówczas, kiedy się nie wychodzi poza ograniczony punkt widzenia każdej z nich. Podobny wizerunek metafizyki znajdujemy w pismach Whiteheada, zwłaszcza pochodzących z drugiego okresu jego działalności, gdy wykładał w Cambridge, a później w Londynie. Nie ma jednak potrzeby eksponowania znaczenia tej ogólnej tezy. Także zabieganie o jej szczegółowe uzasadnienie byłoby zbyteczne. Poniekąd jest ona oczywista. Obydwaj uczeni zgodnie kładli nacisk na niesubstancjalny i w pewnym sensie „płynny” w swej ostatecznej warstwie czy osnowie charakter rzeczywistości, na prowizoryczność i problematyczność naszych schematów pojęciowych oraz na ich ostateczne ugruntowanie w bezpośrednim doświadczeniu, częściowo tylko zdeterminowanym przez język i stosowaną w nauce aparaturę pojęciową i logiczną. W rezultacie żywili podobny pogląd na naturę i cel filozofii oraz na jej przydatność w naukowym i pozanaukowym sposobie interpretowania świata. Zasadność tej tezy wzmacnia skreślona w kilku zdaniach przez Whiteheada, a tutaj krótko przypomniana, generalna ocena filozoficznego i naukowego dorobku Jamesa. 3 W. James, Psychologia. Kurs skrócony, tłum. M. Zagrodzki, Warszawa 2002, s. 438. 64 Janusz Jusiak Wpływ rozważań Jamesa o czasie na wczesną i późną myśl Whiteheada Można by jednak postawić pytanie, czy z tym ogólnym wpływem, łatwym do rozpoznania, gdy się zestawia ze sobą i porównuje metafilozoficzny obszar zapatrywań obydwu autorów, nie jest związane oddziaływanie bardziej szczegółowe. Otóż wydaje się, iż sytuacja taka rzeczywiście ma tu miejsce i dotyczy ona głównie pojmowania przez obydwu filozofów czasu, ściślej zaś — sposobu doświadczania czasu oraz interpretacji trudności pojęciowych, jakie termin ten nasuwa. O ile mi wiadomo, zagadnienia tego dotąd nie wyodrębniano i nie badano oddzielnie. Częściowo problem ten został omówiony w niewielkim rozmiarami artykule Victora Lowe’a William James and Whitehead's Doctrine of Prehension4, w którym autor stawia tezę, iż kluczem do zrozumienia niektórych podstawowych zagadnień składających się na wyłożoną w Process and Reality filozofię organizmu jest koncepcja radykalnego empiryzmu Jamesa oraz jego dociekania na naturą pamięci pierwotnej i wtórnej sformułowane w IX rozdziale Zasad Psychologii. Zdaniem Lowe’a, teoria uchwyceń Whiteheada, opisująca sposób, w jaki organizm wyraża swą reakcję na bodźce otoczenia (czego skutkiem jest tworzenie zorganizowanej w przestrzennoczasową strukturę perspektywy postrzegania świata, bezpośrednio powiązanej z konkretnym organizmem i determinującej sposób, w jaki dokonuje się nie tylko percepcja otoczenia, ale i działanie) — ma swój początek właśnie w psychologicznych dociekaniach Jamesa i rozpatrywana w ich kontekście staje się bardziej zrozumiała. Wydaje się jednak, że również dociekania Jamesa nad naturą czasu, pomieszczone zwłaszcza w pośmiertnie wydanej rozprawie Some Problems of Philosophy: A Begining of an Introduction to Philosophy5, wywarły bezpośredni wpływ na koncepcję czasu u Whiteheada. Do wniosku takiego doszedł Richard W. Field w opublikowanym w 1983 artykule William James and the Epochal Theory of Time. Wedle autora 4 V. Lowe, William James and Whitehead's Doctrine of Prehension, „Journal of Philosophy” vol. 38 (1941), s. 113-126. 5 Przekład polski tej pracy nosi tytuł Z wybranych problemów filozofii. Początek wprowadzenia do filozofii, tłum. M. Filipczuk, Kraków 2004. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 65 artykułu, wpływ Jamesa na Whiteheada widoczny jest także w jego wcześniejszych rozprawach, w których teoria uchwyceń jest jeszcze nieobecna6. Wedle Fielda, James początkowo pozostawał pod wpływem prac Bergsona, zwłaszcza jego koncepcji doświadczenia jako ciągłego strumienia doznań i przeżyć, ale u schyłku życia, uświadomił sobie, iż koncepcja ta, jako narażona na wewnętrzne sprzeczności, musi być zmieniona poprzez usunięcie z niej interpretacji czasu jako działania z natury swej ciągłego. Powstaje pytanie, czy wniosek ten jest zasadny? Wydaje się, że tak, ale powinien być on obwarowany pewnymi uwagami. Należy przede wszystkim zauważyć — niestety czyni się to bardzo rzadko, wspomniana przed chwilą rozprawa Jamesa jest bowiem przez jego komentatorów na ogół pomijana — iż James, idąc częściowo śladami Bergsona, szczegółowo analizował paradoksy ruchu Zenona. Utrzymywał, że właściwie utworzone pojęcie czasu musi uporać się z podniesionymi przez eleatów trudnościami uniemożliwiającymi lub, co najmniej, utrudniającymi podanie wewnętrznie niesprzecznej definicji czasu. Podobnie jak Bergson, choć na nieco innej drodze, James doszedł do wniosku, że mechanistyczne rozumienie czasu, milcząco zakładane zarówno przez empirystyczne, jak i racjonalistyczne teorie poznania, powinno być odrzucone i podbudowane argumentacją, iż czasu nie można interpretować wyłącznie dystrybutywnie, jako sumy luźno ze sobą powiązanych chwili czy momentów, cechujących się jedynie stałym następowaniem po sobie. Należałoby rozpatrywać go również kolektywnie, jako wewnętrznie zróżnicowaną całość strukturalną i jedność dynamicznych oddziaływań. Krytyczna akceptacja stanowiska Bergsona Już w psychologicznych rozprawach Jamesa znajdujemy interesującą zapowiedź tej koncepcji. Podstawowym argumentem na jej poparcie jest objaśniana na wiele sposobów teza, iż dla substancjalistycznej koncepcji umysłu, rozpatrującej akty psychiczne tak jak zwy6 R.W. Field, William James and the Epochal Theory of Time, „Process Studies” vol. 13 (1983) no. 4, s. 260-274. 66 Janusz Jusiak kłe rzeczy, które stawiać można naprzeciw innych rzeczy i porównywać z nimi, nie sposób znaleźć uzasadnienia racjonalnego a zarazem zgodnego z faktycznym przebiegiem doświadczenia. James był przekonany, że naturę świadomości, a pośrednio także czasu, najlepiej oddaje jej porównanie do strumienia osobnych, powiązanych ze sobą doznań czy przeżyć, które dostarczają materiału dla refleksji i myślenia pojęciowego. Dzięki asocjacji przeżyć, dokonującej się przy jednoczesnej ich dysocjacji, która polega na selektywnym ich pomijaniu lub wybieraniu, świadomość osiąga swą funkcjonalną jedność. Świadomość jest więc raczej funkcją, niż ustalonym stanem czy rzeczą, i dlatego podlega nieustannym przemianom, stosownie do zadań czy czynności, jakie spełnia w każdej nowej chwili czasu. Zmiany świadomości, jak również zmiany tego, co sobie ona uświadamia lub co czyni, są zatem płynne. Ewolucji stanów świadomościowych nie cechuje jakkolwiek rozumiana „skokowość” czy „przerywistość”7. Można więc powiedzieć, że James — utrzymując, iż świadomość i doświadczenie są ze swej natury płynne i ciągłe — doszedł do poglądu bardzo bliskiego stanowisku Bergsona. Nie znaczy to jednak, że w pełni zaakceptował Bergsonowską odpowiedź na pytanie, czym są w swej istocie podstawowe fakty psychiczne. Ażeby opisać ich funkcjonowanie, posłużył się podobnymi co Bergson porównaniami i opisami. W szczególności utrzymywał, że świadomość jest faktem, którego naturę najlepiej oddają rzeczowniki będące nazwami przedmiotów podlegających nieustannym metamorfozom, cechujących się zatem dynamizmem i niemożnością pełnego powrotu do tego, co się wydarzyło wcześniej (np. „strumień”, „potok”, „podążanie naprzód”, „stan”, „wybór”, „ciągłość”). James terminy te zaczerpnął ze swych komentarzy do prac Bergsona, do których studiowania gorąco zachęcał swych czytelników i słuchaczy. Mogłoby to świadczyć o całkowitej akceptacji bergsonizmu. Łatwo wrażenie takie odnieść. W swych wykładach wygłoszonych w Kolegium Manchester James zapewniał, że antyintelektualistyczna 7 W. James, The Principles of Pychology, New York 1890, rozdz. VIII-IX; por. tenże, Psychologia. Kurs skrócony, rozdz. 5. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 67 postawa francuskiego filozofa godna jest najwyższego uznania i że dokonana jego piórem reinterpretacja podstawowych zagadnień filozoficznych ma dalekosiężne skutki także w nauce, które prędzej czy później doprowadzą do nieodwracalnych zmian8. Skądinąd jednak wiemy, iż Bergson nie pozostawił po sobie uczniów, ani nie założył żadnej szkoły. Także James, choć podkreślał swe silne związki z autorem Materii i pamięci, nie był „bergsonistą”. Wersja pragmatyzmu, której dał początek, była czymś zgoła odmiennym od Bergsonowskiego intuicjonizmu. Nawiązanie do języka i frazeologii Bergsona miało u niego charakter twórczy. Posługiwanie się niemal identyczną terminologią w analizie takich pojęć jak czas, świadomość czy umysł zaowocowało przekształceniem ich znaczenia. Te same słowa otrzymały nowy sens. Wyraźna różnica między obydwiema interpretacjami tego, czym jest fakt psychiczny, strumień świadomości oraz czas realny, ujawniła się w pełni dopiero w ostatniej, pisanej tuż przed śmiercią i niedokończonej pracy. W rozprawie tej nazwisko Bergsona pojawia się tylko marginalnie, a jego poglądy nie są już szczegółowo rozważane. Wywody składające się na tę niewielką objętościowo książkę prowadzone są całkowicie samodzielnie, bez odwołań do kogokolwiek, o kim James mógłby powiedzieć, iż był jego poprzednikiem. Mamy tu zatem do czynienia, być może, z zupełnie nowym ujęciem wcześniej omawianych zagadnień i problemów, rozpatrzonych jednak w sposób, który samego Jamesa prawdopodobnie nie zadowalał. Trzeba by o tej pracy mówić w trybie hipotetycznym, bo śmierć przerwała jej ukończenie. Możemy jedynie snuć przypuszczenia, jaki kształt mogłaby przybrać późna myśl Jamesa, gdyby pozostawiony szkic rozrósł się do rozmiarów obszernego dzieła. Nie sposób na przykład wykluczyć, że James, oddając się analizie pojęciowej, której zaczątki w tej rozprawie znajdujemy, ponownie by przemyślał swoją ocenę filozofii Bergsona, a nawet poddał ją krytyce. W Wybranych problemach filozofii można wszakże znaleźć wypowiedzi świadczące o tym, że Bergsonowska interpretacja źródeł paradoksów ruchu Zenona jedynie w części go zadowalała. Bergson 8 W. James, Filozofia wszechświata, tłum. W. Witwicki, Lwów 1911, s. 249. 68 Janusz Jusiak źródeł paradoksów ruchu Zenona upatrywał w skłonności umysłu do uprzestrzenniania czasu, polegającego na pomieszaniu czasu z przestrzenią, czyli na traktowaniu relacji między jego częściami tak, jakby niczym one nie różniły się od relacji między fragmentami przestrzeni. Zapewne James zgodziłby się z Bergsonem, iż mamy tu do czynienia z błędem i że błąd taki faktycznie pojawia się w czysto mechanistycznych koncepcjach czasu. Wielokrotnie wszakże ukazywał szkodliwe następstwa zbytniej intelektualizacji pojęć wyrażających nieprzewidywalny i niepowtarzalny charakter zdarzeń. Intelektualizacja czasu rodzi jedynie trudności pojęciowe — paradoksy i antynomie. Czas jest wszakże realnością — pisał James — która „wciąż pączkuje, wyłaniając nowe momenty, a każdy z nich stanowi byt, który w swej niepowtarzalności nie istniał nigdy przedtem i nie zaistnieje nigdy potem. Nie sposób wyobrazić sobie dokładnej kopii któregoś z konkretnych fragmentów doświadczenia”9. Czysto dystrybutywne potraktowanie relacji czasowych istnienie takich kopii właśnie przyjmuje, wbrew świadectwu doświadczenia. Nie może być przeto wiarygodne. Uzasadnione jest jednak przypuszczenie, iż James miałby podstawy wystarczające do tego, by jednocześnie zakwestionować zasadność wysuniętej przez Bergsona tezy, iż samo wskazanie tego rodzaju błędu dostarcza poprawnego wytłumaczenia paradoksów Zenona. Najbardziej dyskusyjne jest tu bowiem nie tyle samo jego zachodzenie, co ocena jego znaczenia epistemologicznego. U Bergsona uprzestrzennianie czasu zostało zabsolutyzowane. Toteż jedynym sposobem uniknięcia intelektualizacji jego pojmowania miało być oparcie poznania na intuicji. Tu jednak rodzi się zasadnicza trudność. Paradoksów ruchu nie da się rozwiązać, czy choćby poprawnie zinterpretować przy założeniu, że są one rozumowaniami koniecznymi. Nieuchronność popadania rozumu w antynomie głosił Kant, i Bergson, prowadząc z Kantem spór, poniekąd mu w tym wtórował. Przyjmując taką nieuchronność jako swego rodzaju fatum, wzmacniał jedynie stanowisko filozofów, którzy wykopali przepaść między metafizyką a nauką. Filozofowie 9 Z wybranych problemów filozofii, s. 75. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 69 tacy zazwyczaj utrzymują, że czas i przestrzeni są transcendentalnymi pojęciami i z empirycznym ich pojmowaniem niewiele mają wspólnego. Ale podobne twierdzenie, choć jest ono sprzeczne z jego prawdziwymi intencjami, wygłasza też intuicjonizm, gdy pojęcia czysto metafizyczne przeciwstawia naukowym. Nie wiadomo, czy argument taki faktycznie mógłby się pojawić w hipotetycznie tu rozważanej argumentacji, jaką ewentualnie możny byłoby włożyć w usta Jamesa. Ale przynajmniej jedno wydaje się nie ulegać wątpliwości: pragmatyzm niewiele miał wspólnego z ta postacią intuicjonizmu, która wyrosła z surowej oceny nauki nowożytnej i doprowadziła do bardzo dwuznacznej pochwały wartości bezpośredniego doświadczenia. U Jamesa oceny takiej, ani takiego obrazu doświadczenia, nie znajdziemy. Nie tylko dlatego, że jako eksperymentalny psycholog sam zajmował się konstruowaniem abstrakcyjnych pojęć, których pochodzenie trudno byłoby wywodzić z jednego tylko źródła, np. z intuicji. Trudność, na jaką tu natrafiamy, ma charakter ogólniejszy i daje się wyrazić w następującym pytaniu: Jak można oczekiwać dowartościowania ignorowanej przez racjonalizm empiryczno-cielesnej strony doświadczenia, a jednocześnie domagać się, by owocem tego dowartościowania była świadomość całkowicie uwolniona od wszelkich intelektualnych wtrętów, których dostarczycielem jest nauka? Usilne dążenie do urzeczywistnienia tych dwóch sprzecznych postulatów doprowadziłoby do groźnego w skutkach dualizmu: rozumu i intuicji, intelektu i emocji, pojęcia i postrzeżenia. A dualizm to nieodłączna część racjonalizmu. Czyż zatem Bergson, atakując dawny racjonalizm, potrafił się zeń do końca wyzwolić? Uprzedzając jakby możliwość wystąpienia takiego niebezpieczeństwa, James, w swej ostatniej pracy, poszukiwał pojęć które rozproszone elementy poznania i działania zdolne byłby łączyć, a nie dzielić. Tak na ten temat pisał: „Zasadnicza różnica między postrzeżeniami i pojęciami tkwi w tym, że postrzeżenia są ciągłe, pojęcia zaś nieciągłe. Jednakże nie pod względem swego i s t n i e n i a — ponieważ pojęcie jako akt jest częścią strumienia doznań — lecz pod względem z n a c z e n i a. Każde pojęcie ma własne, takie a nie inne znaczenie i jeśli ten, kto go używa, 70 Janusz Jusiak nie wie, czy rozumie przez nie to, czy też coś innego, wówczas jego pojęcie najwyraźniej utworzone zostało w błędny sposób. Samemu strumieniowi doznań z kolei nie przysługuje żadne znaczenie; jest on jedyni tym czym jest w swej bezpośredniości (...) i zawiera niezliczone aspekty oraz własności, które pojęcie jest w stanie uchwycić i wyodrębnić, czyniąc je swą treścią (...) Tworzą go zmieszane ze sobą dane wszystkich naszych zmysłów, a każda z tych danych ma swój w nim mały lub większy udział”10. Pojęciem jednoczącym owe zmieszane ze sobą dane byłoby pojęcie wszechogarniającej jedności i całości, i gdyby można było je pomyśleć lub odczuć, zawierałoby ono w sobie całą wiedzę — ale jedynie w tym momencie, w którym zostałoby utworzone. W kolejnej chwili pojawiłyby się bowiem nowe dane, których działanie i znaczenie należałoby uwzględnić ponownie tworząc pojęcie jedności. Jeśli zatem właśnie taka jest natura czasu, bezzasadnym stanowiskiem jest zarówno racjonalizm i dualizm jak też intuicjonizm w kształcie jaki mu nadał Bergson. Chodzi tu wszakże o dane zwykłych zmysłów, a nie o ponadracjonalną i ponadzmysłową intuicję. Jeśli zaś dodatkowo uwzględnić podkreślany często przez pragmatyzm fakt, że znaczenia danych nieustannie modyfikowane są w działaniu, przeciwieństwo między ciągłymi a nieciągłymi aspektami doświadczenia, paradoksalnie, wzrośnie. Działanie dokonuje się „skokami”, posiłkować się bowiem musi abstrakcyjnymi znaczeniami pojęć i znaków, między którymi brak ciągłości. Nieciągłość znaczeń cząstkowych ma jednak również swą dobrą stronę. Skoro musimy polegać na cząstkowych ujęciach świata, co nie zależy jedynie od naszej świadomości lub wolnej woli, bynajmniej nie zagraża nam relatywizm czy skrajny sceptycyzm. Zarzut ten czasem stawia się procesualistom, lecz najwyraźniej jest on skutkiem niezrozumienia lub nieuwzględniania ich faktycznych zapatrywań. 10 Tamże, s. 28. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 71 Dwa rodzaje nieskończoności Czym można byłoby uzupełnić powyższy wywód, gdyby założyć, że hipotetyczna krytyka Bergsona, oparta o tekst ostatniej pracy Jamesa, nie kończy się w tym miejscu? Zapewne James był świadom nowatorstwa swej koncepcji czasu jako realności wewnętrznie ustrukturyzowanej, lecz wyłaniającej z siebie „pączkujące” chwile warunkujące autentyczną nowość i przyrost danych, o których występowaniu wiemy z doświadczeniu. Gdyby mógł swą koncepcje czasu rozwinąć dalej i wyciągnąć z niej wszystkie konsekwencje, zapewne musiałby zauważyć, że czysto intuicjonistyczną interpretacja paradoksów ruchu Zenona, która doświadczenie rozpatruje jedynie pod kątem ciągłego napływu i odpływu jakości, nie daje się utrzymać. Źródłem dwóch pierwszych paradoksów Zenona jest założenie, iż droga oraz czas potrzebny na jej przebycie dają się dzielić w nieskończoność, co prowadzi do wniosków sprzecznych z doświadczeniem. Czym innym jednak, twierdzi James, jest nieskończoność przypisywana obiektom istniejącym stale [standing] — takim np. jak przestrzeń, czas, przeszłość, istniejący przedmiot — a czym innym nieskończoność przypisywana obiektom, które się stają [growing], jak na przykład zmiana czy działanie11. Nie popełniamy żadnego błędu, jeśli przypi11 Tamże, s. 85. W polskim przekładzie tego fragmentu rozważań Jamesa rzeczownik standing został przetłumaczony jako „obiekt istniejący aktualnie”, a rzeczownik growing jako „obiekt istniejący potencjalnie”. Translacja ta wydaje się wątpliwa. Różnica między standing a growing nie jest tożsama z Arystotelesowskim odróżnieniem aktu od potencji, czy z rozróżnieniem bytów aktualnych od jedynie pomyślanych lub możliwych, co przekład taki może sugerować. Dwie stronice dalej James wyraźnie stwierdza, że przykładem drugiego rodzaju obiektów czy przedmiotów może być każdy realny „proces choćby najmniejszej zmiany, każdego zdarzenia, które ujmujemy jako proces rozwijający się w sposób ciągły”. Ciągłe, wedle Jamesa, jest stawanie się, wzrost lub rozrost (growing), nieciągłe zaś, czyli dające się ujmować dystrybutywnie — to wszystko, co się nie staje, lecz trwa (standing), np. gwiazda czy przestrzeń jakiegoś pomieszczenia. W jakim znaczeniu zdarzenia czy procesy miałyby być bytami istniejącymi potencjalnie? W pracach Jamesa nie znajdujemy odpowiedzi na to pytanie; problemu tego w ogóle on nie podejmuje. Dlatego lepiej pozostać przy dosłownym tłumaczeniu standing i growing jako określeń oddających ustalony czy też trwały i nieustalony (będący w procesie powstawania, zaniku czy jakkolwiek dającej się pomyśleć zmiany) aspekt istniejących rzeczy. 72 Janusz Jusiak sujemy nieskończoność obiektom istniejącym stale. Zarówno bowiem opis realnego istnienia tego rodzaju przedmiotów (np. gwiazd na niebie), jak i sposobu ich liczenia lub podziału wymaga posługiwania się tym terminem i nie prowadzi do antynomii czy sprzeczności. Obiekty takie możemy ujmować dystrybutywnie, czyli w możliwym do pomyślenia ich wzajemnym rozdzieleniu (lub w rozdzieleniu ich części składowych), a proces ich liczenia (lub liczenia ich części) ciągnąć w nieskończoność. W przypadku obiektów istniejących stale pojęcie nieskończoności nie nasuwa zatem jakichkolwiek trudności pojęciowych. Pojawiają się one dopiero wtedy, gdy przedmiotem naszego myślenia czynimy przedmioty, które stając się podlegają rozwojowi — np. zdarzenia czy procesy. Przedmioty te są ciągłe, co oznacza, że muszą być podzielne w nieskończoność. James podkreśla, że składników tych przedmiotów nie możemy ujmować dystrybutywnie i jednocześnie zakładać, że tworzą one skończoną całość. Jako coś ciągłego proces jest podzielny w nieskończoność. Każda jego tak czy inaczej dająca się wydzielić część może wzrastać i różnicować się bez żadnych ograniczeń. Każda zatem próba dystrybutywnego ujęcia procesu nigdy nie mogłaby mieć swego zakończenia, i należałoby w konsekwencji twierdzić, że proces, jakby z samej swej natury, nie mógłby nigdy dobiec do końca i urzeczywistnić swego celu. Zawsze bowiem jakąś jego część można byłoby myśleć sobie jako mającą się dopiero urzeczywistnić. Rzeczy podlegające rozwojowi byłby wtedy nieujmowalne dla poznania i rację miałby Zenon: Achilles nigdy nie zdoła dogonić i schwytać żółwia. Rozumowanie takie, twierdzi James, doprowadziło wielu racjonalistów filozofów do wniosku, że ciągłość procesów jest złudzeniem, a w konsekwencji do czysto mechanicznego ich ujmowania. Pozbyto się zatem sprzeczności pojęciowej w najprostszy sposób: zanegowano realną nieskończoność tkwiącą w stawaniu się tylko dlatego, iż nie można jej przebyć w skończonym ciągu operacji umysłowych, takich jak dzielenie czy odliczanie. Przykładów takiego pomieszania pojęć dostarczają zarówno paradoks Achillesa i Żółwia, jak i antynomie Kanta, które powstają wtedy, gdy obiekty występujące w postaci nieskończonych ciągów traktujemy zarówno dystrybutywnie (jako nieskończenie przeliczalną sumę elementów), jak też kolektywnie (jako Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 73 całość, której wszystkich składników nie da się ująć myślą i odtworzyć w skończonym lub nieskończonym ciągu operacji). Paradoks ma swe źródło w niemożliwości uzgodnienia ze sobą dwu tych odmiennych pojmowań nieskończoności — przeliczalnej, którą zasadnie przypisywać można przedmiotom trwałym, dającym się ujmować dystrybutywnie — z nieprzeliczalną, która jest skończoną całością mająca granice dające się wprawdzie zdefiniować, lecz nieosiągalne za pomocą procedur jakich użyto dla jej pojęciowego określania 12. Skokowy charakter procesu Argumenty, jakie James przytaczał na poparcie koncepcji czasu jako realności nie poddającej się zabiegom jej arytmetyzacji, świadczą o tym, że intuicję uważał za jedno z najważniejszych źródeł wiedzy. Nawiązując w omawianej tu pracy do Charlesa Renouviera pisał, iż „lepiej uznać nieprzejrzyste dane percepcji niż wewnętrznie sprzeczne pojęcia”13. Akceptacja swoistej postaci intuicjonizmu szła jednak u Jamesa w parze z gotowością tropienia sprzeczności pojęciowych występujących, jak sądził, u czołowych racjonalistów, a więc tam, gdzie ich nie powinno być. Któż zatem — zapytać można —jest prawdziwym racjonalistą? Ten, kto odrzuca intuicję w każdej dającej się pomyśleć formie, czy ten, kto jej istnienie nie tylko uznaje czy dopuszcza, ale i waloryzuje, nie obawiając się jej sprzeczności z rozumem? Jak wiadomo, pragmatyzm był przez długi czas podejrzewany o irracjonalizm, a zarzut posługiwania się mętnymi pojęciami bodaj najczęściej kierowano właśnie przeciwko Jamesowi, którego stanowisko jeszcze dziś uważa się za zbieżne z intuicjonizmem Bergsona. Tymczasem to właśnie James, w zgodzie z metafizyką przedkantowska, zwracał się do rozumu jako do narzędzia zdolnego doprowadzić do wyswobodzenia się ze sprzeczności pojęciowych, których źródłem stał się nowożytny racjonalizm. 12 13 Tamże, s. 87. Tamże, s. 94. 74 Janusz Jusiak Bo to właśnie metafizyka, dziedzina w pełni rozumowa, miała — jak sądził — tropić sprzeczności, w jakie popada czysty rozum, oraz dociekać, z pomocą opartego na intuicji opisu doświadczenia, jakie przypuszczenia na temat natury rzeczywistości są bardziej racjonalne, a jakie mniej. I właśnie gdy tworzymy zgodne z intuicją pojmowanie czasu rodzi się to podstawowe zagadnienie. Czy bardziej racjonalna byłaby teza, że czas jest ciągły, czy też raczej że składa się z odrębnych fragmentów jakiegoś tworzywa, które choć wspólne wszystkim rzeczom, pozostają w stanie rozdzielenia? James udziela następującej odpowiedzi na to pytanie. Aby uratować raq*onalność świata, trzeba przyjąć postulat, że upływ czasu dokonywać się musi z pomocą niepodzielnych jednostek trwania, swoistych atomów czasu, czy też kropli doświadczenia, których istnienie sugeruje już doświadczenie zmysłowe. Jest to wniosek, do którego doszedł dopiero u schyłku życia, kiedy zdał sobie sprawę z ograniczoności intuicjonizmu odziedziczonego po Bergsonie. Wróćmy jednak do początku tych rozważań. W swych wczesnych pismach Whitehead ujmował czas jako rozciągłe kontinuum, czyli — mówiąc językiem Jamesa — dystrybutywnie. Wczesna wersja teorii zdarzeń zakładała, że czas można dzielić w nieskończoność. Ponieważ rozprawy Jamesa Whitehead znał, a w Process and Reality nawet się na nie powoływał, można zasadnie twierdzić, że właśnie pod wpływem Jamesa dokonał znaczącej, by nie powiedzieć kluczowej korekty swej pierwotnej koncepcji czasu. Relację zachodzącą między ciągłym a nieciągłym aspektem procesualnej zmiany Whitehead ujął w krótkim, często cytowanym przez komentatorów, zdaniu: „Stawanie się jest ciągłe, lecz nie ma ciągłości stawania”14. Komentarz do tego zdania może być następujący: Tym, co się staje, jest byt aktualny, niepodzielny i przemijający. W stawaniu się bytu aktualnego nie może być przerw czy skoków, bo byt stanowi niepodzielną jednostkę istnienia. Gdyby jednostek takich w procesie nie było, wszechświat byłby mistyczną otchłanią i irracjonalnością. Jako inwariant zmiany byt aktualny „ratuje” zatem racjonalność świata. Czymś zgoła innym jest natomiast przechodzenie od jednego bytu 14 A. N. Whitehead, Process and Reality, New York 1978, s. 35. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 75 aktualnego do drugiego lub od jednego ich nagromadzenia do drugiego. Przejście to musi być skokowe, w przeciwnym bowiem razie byt aktualny nigdy by nie mógł odpłynąć w przeszłość, co by znaczyć musiało, że czas (czy przemijanie) jest złudzeniem. Rozważania Jamesa dotyczące natury zmiany i czasu wywarły na Whiteheada bezpośredni wpływ zwłaszcza w amerykańskiej fazie jego działalności, kiedy poszukiwał ogólnych pojęć niezbędnych dla sformułowania swej filozofii organizmu. Na początku dwudziestego wieku to właśnie James jasno uświadomił sobie, że poprawnie utworzona koncepcja czasu musi znaleźć sposób na przekonujące odparcie eleackich antynomii. Czysto fenomenologiczne rozważania nad naturą czasu, które w Niemczech zapoczątkował Edmund Husserl, problemu tego w ogóle nie podejmowały. Koncentrowały się wyłącznie na psychologicznej i epistemologicznej stronie zagadnienia. Jedynie Jamesowi udało się wykazać, że źródło paradoksów jest wprawdzie ściśle intelektualne, lecz nie związane, jak twierdził Bergson, z dominacją myślenia praktycznego nad czysto oglądowym. Być może to właśnie z tego powodu Whitehead nazwał Jamesa godnym szacunku geniuszem. O Bergsonie nigdy się w ten sposób nie wypowiadał, broniąc go jedynie przez posądzeniem o irracjonalizm15. Nie wynika stąd, rzecz jasna, że późna metafizyka Whiteheada była prostym rozwinięciem czy uszczegółowieniem koncepcji czasu Jamesa. Whitehead był myśliciel samodzielnym. Nie przynależał do jakiejkolwiek „szkoły”, ani nie nawiązywał, w jakiś szczególny sposób, do jakiegokolwiek wcześniej żyjącego filozofa. Nie był ani plato— nikiem, ani arystotelikiem, ani leibnizjanistą, ani pragmatystą, choć do każdej z tych tradycji nawiązywał, podobnie jak do wielu innych, np. do Hume'a, Berkeley'a czy Kanta. Posługiwał się własną metodą filozofowania, której podstawy sam wynalazł i rozbudował. Metoda ta polegała na tworzeniu podstawowych pojęć filozoficznych w oparciu o analizę istotowych zależności zachodzących na najwyższym, jaki w ogóle da się pomyśleć, piętrze abstrakcji, a następnie na konkretyzowaniu tych zależności — na próbnym ich wykorzystywaniu do wyjaśniania zależności, jakie się wyłaniają, gdy modelowo ujęte dane 15 Tamże, Preface, s. xii. 76 Janusz Jusiak doświadczenia na powrót są konfrontowane z wnioskami wynikającymi z teorii. Metody takiej nie znajdziemy ani u Jamesa, ani u żadnego innego filozofia, którego Whitehead studiował i komentował, choć oczywiście zasadnie twierdzić można, że historycznie pierwsze jej sformułowanie pojawia się już w dialogach Platona. Konkluzja Różnice między obydwiema koncepcjami czasu są spore, mimo wszystkich podobieństw między nimi. Nie sposób wszakże mówić o nich w całkowitym oderwaniu od celu, dla realizacji którego zostały wytworzone. Wkraczamy tu na powrót w dziedzinę zapatrywań najogólniejszych, uwidaczniających się w całościowej ocenie wartości filozofowania i wiedzy jako takiej. Jako pragmatystą James utrzymywał, że tylko idee skuteczne w praktyce mogą pretendować do miana prawdziwych. Whitehead sięgał głębiej: zastanawiał się, dzięki czemu abstrakcyjne pojęcia znajdują w praktyce i w naukowym poznaniu świata owocne zastosowanie. Odpowiedzi na to pytanie poszukiwał wychodząc z przekonania, iż o skuteczności idei decyduje jej umocowanie w racjonalnej strukturze uniwersum: skuteczne — praktycznie i poznawczo — może być jedynie to, co na takiej czy innej drodze przyczynić się może do zaistnienia procesu oraz wypełnienia jego celu: wytworzenia czegoś, czego dotąd nie było. Tak pomyślanego projektu badań u Jamesa nie znajdziemy. Mamy w jego pismach jedynie ogólne wskazanie, iż wkroczenie na nową drogę rozumienia poznania i działania jest konieczne, w przeciwnym bowiem razie człowiek zatraci instynkt, jaki mu przysługuje jako istocie społecznej. Jeśli uwierzy, że jego umysł zastaje gotowy świat, którego naturę trzeba jedynie poznać — albowiem jest ona z góry dana — zdegraduje swój byt do rangi bezmyślnego automatu, i będzie wówczas gotów na to, by poddać swe życie każdemu autorytetowi powołującemu się na istnienie odwiecznie bytujących i niezmiennych praw lub rzeczy. Pojęcie czasu u Jamesa i Whiteheada 77 Słuszne wydaje się zatem stwierdzenie, iż Whitehead, budując swój system, na drogę tę już wkroczył, podczas gdy James jedynie nawoływał aby zdążać w tym kierunku. Jego rozważania nad naturą czasu i ludzkiej świadomości bardziej były szkicem pewnego programu aniżeli wykończoną teorią, jaka mogłaby powstać, gdyby udało się komuś program ten zrealizować.