Microsoft Word - muzyka - Centrum Fizyki Teoretycznej PAN

Transkrypt

Microsoft Word - muzyka - Centrum Fizyki Teoretycznej PAN
Centrum
Fizyki
Teoretycznej
Prof.dr hab. Łukasz A. Turski
Al. Lotników 32/46. 02-668 Warszawa
:+48 22 470920,:+48 22 431369
: [email protected]
Polska Akademia Nauk
Warszawa dn.3/24/06
RECENZJA dla
Szklanna Harmonika
Profesor Hugo Steinhaus napisał kiedyś w recenzji pewnej pracy doktorskiej, iż
praca ta zawiera dużo nowych i interesujących wyników, kłopot w tym, że wyniki
nowe nie są interesujące, a interesujące nie są nowe. Ten kalambur mistrza
popularyzacji matematyki w dużym stopniu ma odniesienie do książki Jamie Jamesa.
Muzyka Sfer, którą właśnie wydało krakowskie wydawnictwo Znak, w przekładzie
Mieczysława Godynia.
Pomysł książki jest wspaniały acz niezupełnie oryginalny. Zbiór esejów Jakuba
Bronowskiego The Visionary Eye (MIT Press, szereg wydań od pierwszego w
1978 r.), a szczególnie jego dwa rozdziały ,,The speaking eye, the visionary ear", oraz
,,Music, metaphor, and meaning'' stanowią oczywisty intelektualny, i niedościgniony,
pierwowzór książki Jamesa. Drugim klasycznym dziełem, które wywarło wpływ na
Jamesa są Lunatycy (Sleepwalkers) Arthura Koestlera. Gorąco radzę czytelnikom
książki Jamesa aby dołożyli starań celem przeczytania obu wymienionych przeze
mnie pozycji.
Jamie Jemes jest dziennikarzem i krytykiem muzycznym zainteresowanym nauką i
zaniepokojonym negatwynym obrazem nauki, jaki zaczyna dominować pod koniec
naszego wieku. Jamesa szczególnie martwi fakt przerwania komunikacji pomiędzy
sztuką i nauką, pomiędzy arytstą a naukowcem. Słusznie uważa, że istnieje olbrzymi
obszar wspólny nauk podstawowych, takich jak fizyka, matematyka, chemia i
biologia, i sztuki - w tym muzyki. Ten obszar istnieje nie dlatego, że np. muzyka
korzysta z praw akustyki a malarstwo wykorzystuje wiele z optyki, a obecnie obie te
dziedziny zależą tak od współczesnej elektroniki, że trudno byłoby im bez niej istnieć.
Obszar wspólny istnieje i poszerza się, ponieważ sztuka jest, tak jak nauka, jedną z
prób zmierzenia się człowieka z tajemnicą otaczającego nas wszechświata - przyrody,
próbą znalezienia odpowiedzi na wiele kluczowych pytań stawianych sobie od tak
dawna jak człowiek zaczął myśleć. James zamierza istnienie tego obszaru wspólnego
uzmysłowić każdemu czytelnikowi swojej książki, niezależnie od formalnego
naukowego czy artystycznego przygotowania. Kredo autora, zawarte w pierwszym
rozdziale książki zatytułowanym Wielki temat, to kredo człowieka przekonanego o
słuszności uczynienia z nauki podstawowej siły napędowej rozwoju cywilizacji, który
jednocześnie uważa, że sztuka jest też niezbędna do rozwoju naszej cywilizacji. Harmonijny rozwój i uzupełnianie się tych dwu nieprzeciwstawnych dziedzin ludzkiej aktywności jawi sie Jamesowi, niestety jako coś co utraciliśmy w rozwoju dziejów i
czego już nie osiągniemy w przyszłości.
James postanawił zilustrować współistnienie i współzależnośc nauki i muzyki. To
doskonale wybrany przedmiot analizy. Na tym jednak kończy się moja pochwała
książki. W realizacji swych zamierzeń James popełnia, w mym przekonaniu
kardynalne błędy, przede wszystkim podkreślając mistyczny charakter twórców teorii
muzyki i jednocześnie wybitnych twórców nauki. Ten mistyczny aspekt przesłania
istotny przekaz historyczny wynikający z tej dawnej symbiozy sztuki i nauki.
Szczególnie widoczne jest to przy omawianiu dramatu Giordano Bruno. Wspomniane
przeze mnie eseje Bronowskiego, traktujące o wielu tych samych faktach i
wydarzeniach naukowych i artystycznych co książka Jamesa, nie tracą nigdy z pola
widzenia elementu racjonlanego zawartego w nawet pozornie zupełnie mistycznych
dziełach czy fragmentach dzieł np. Keplera. Drugim wielkim błędem Jamesa to
zalanie czytelnika potokiem faktów niewiele lub nic nie mających wspólnego z
zasadniczym tematem książki.. Erudycja autora, pozornie wielka, jest jednak bardzo
powierzchowna. Tą powierzchowność własnych przemyśleń Jamesa widać najlepiej
w lekturze rozdziału Pitagoryzujący Kepler, rozdział ten oparty jest w dużej mierze na
odpowiednich fragmetach niezapomnianych Lunatyków
Arthura Koestlera,
samodzielny wkład Jamesa jest tu dość niskiego lotu. Podobnie płytka jest, zawarta w
rozdziale Newton i Czarodziejski Flet, analiza twórczości Newtona, w szczególności
analiza Newtonowskich Principiów. Powiązanie Principiów z twórczoscią Mozarta
poprzez wątki wolnomularskie jest delikatnie mówiąc akrobacją intelektualną.
Niedawno ukazało się nowe wydanie Principiów przygotowane przez, niestety już
zmarłego, wielkiego astronoma i laureata nagrody Nobla , Subrahmanyan
Chandrasekhara. Może kiedyś doczekamy się zabłądzenia tej podstawowej księgi
współczesnej nauki, pod nasze literackie strzechy (a przynajmniej do naszych
uczelnianych bibliotek).
James buduje swoje rozważania na półboskim zachwycie nad dokonaniami Pitagorasa. Ta tonąca w mrokach historii postać znana jest nam, o ile, jako autor twierdzenia
o własnościach boków trójkąta prostokątnego, a mojemu pokoleniu też z piosenki motywu filmowej ekranizacji Szatana z siódmej klasy Makuszyńskiego. Kiedy w
1993 r. pasjonowaliśmy się udowodnieniem (dziś musimy się przyznać, że nieco
przedwcześnie) wielkiego twierdzenia Fermata, przekonałem się, że wielu ludzi
potrafi rozpoznać napisany wzór matematyczny odzwierciedlający twierdzenie
Pitagorasa, ale nie ma większego pojęcia o tym jaki jest tego twierdzenia sens i jakie
niesie ono konsekwencje. Twórczość Pitagoras jest dobrym punktem wyjścia do
analizy teorii muzyki, ale naprawdę przesadzonym jest dopatrywanie się w
muzycznych rozważaniach teoretycznych Karlheinza Stockhausena naśladownictwa
,,złotych strof'' Pitagorasa.
Trudno mi oceniać słuszność czysto muzycznych rozważań Jamesa, na przykład
nazywanie tonacji E-dur masońską, ponieważ oznacana jest trzema krzyżykami
symbolizującymi masońską Triadę. Matematyczno fizyczne rozważania Jamesa są
często bardzo powierzchowne, pogmatwane i błędne. Nie wiem jak czytelnik bez
przygotowania matematycznego pojmie i zrozumie rozważania np.dotyczące
gnomonu na str. 36 książki.
Nie znam angielskiego oryginału książki Jamesa, dlatego też trudno mi jest
podzielić sprawiedliwie odpowiedzialność za liczne błędy pomiędzy tłumacza a
2
autora. W książce jest sporo ewidentnych potknięć językowych, szczególnie gdy
trzeba było przełożyć na język polski dość trudne zwroty zaczerpnięte przez Jamesa z
,,grypsery'' poszczególnych nauk przyrodniczych. Ot np. na str. 13 tłumacz pisze
liczbę informacji, a powinno być ilość. Wolfgang Pauli nazwany jest fizykiem
wiedeńskim, pomimo, że był związany z Zurichem, nagle niewiadomo dlaczego
znajdujemy takie zdanie (str. 217) jak porównanie zwrotu Schoenberga ku atonalności
z :,,aktem równie rewolucyjnym jak to, co Einstein spowodował w matematyce''.
Bardzo razi mnie natrętne posługiwanie się pisownią Galilei przy omawianiu
twórczości ojca Galileusza, Vincenza. Nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego
tłumacz czasami tłumaczy tutuł opery Mozarta Czarodziejski flet a czasmi posługuje
się tytułem oryginalnym tj. Die Zauberflöte.
Książka Jamesa czyta się świetnie. To jej zaleta ale i ,,wada''. Wielu bowiem
czytelników nieposiadających niezależnych źródeł informacji może przyjąć wszystkie
rozważania Jamesa za prawdę. A tak nie jest. James popełnia szereg wielkich błędów,
Czyni to jednak w dobrej wierze. Jeżeli mam mieć na koniec do kogoś pretensje to do
środowiska naukowego. Coś jest w tej krytyce Jamesa, że wielu naukowców nie czyta
i nie pisze nic poza literaturą swojego wąskiego zakresu specjalności. Może ma rację
James, że specjalizacja, narzucona naukowcom przez szczurzy wyścig o coraz
mniejsze pieniądze na badania, gdzieś tam zagubiła stawianie naprawdę wielkich
problemów i próby udzielania na nie odpowiedzi. Niewielu naukowców może sobie
teraz pozwolić na luksus prowadzenia badań naprawdę bez gwarancji ich chociażby
drobnego sukcesu. Brak wyniku w uzgodnionym z finansującym badania organem
państwowym czy przemysłowym terminie, oznacza utratę ,,grantu'' i de facto utratę
możliwości prowadzenia działalności naukowej. Może dlatego przestaliśmy starać się
,,usłyszeć kształt bębna'', jak to kiedyś pięknie napisał Mark Kac.
Powinniśmy zrobić to na nowo. Dlatego mimo moich zastrzeżeń, książka Jamesa
jest wartościowym dziełkiem. Pobudza do myślenia, sprzeciwu, skłania do pójścia do
biblioteki i poszperania samemu w oryginałach. A to lepsze jest stokrotnie od
spędzenia kolejnych godzin przed ekranem komputera w jałowej wędrówce przez intelektualną pustynię Internetu.
3

Podobne dokumenty