rafała króla wyprawa na spitsbergen

Transkrypt

rafała króla wyprawa na spitsbergen
Dlaczego czasem lepiej przytyć, ile kalorii ma kilogram
własnego ciała i co pociągającego jest w ekstremalnych
podróżach zimowych, czyli
RAFAŁA KRÓLA
WYPRAWA
NA SPITSBERGEN
Icebreaker zaopatrzył podróżnika Rafała Króla w odzież termiczną z wełny merino na jego samotną wyprawę na Spitsbergen. Celem
wyprawy jest dotarcie na nartach do najbardziej wysuniętego na północ przylądku Wyspy – Verlegenhuken. Bez pomocy psów, bez
skuterów śnieżnych, w chłodzie i zdany tylko na siebie. Rafał rozpocznie wędrówkę w kwietniu 2012 roku, tuż po końcu nocy polarnej
i tuż przed roztopami na fiordach. Jak będzie wyglądać jego wielodniowa wyprawa, opowiada sam podróżnik:
Gdzie tak właściwie się wybierasz?
Celem najbardziej na północ wysunięty
przylądek wyspy Spitsbergen o nazwie Verlegenhuken. To już bardzo daleko na północ,
bo za 80º stopniem szerokości geograficznej
północnej, a więc całkiem blisko Bieguna
Północnego. Trasa wiedzie przez ogromne
doliny, zamarznięte fiordy, muszę przeprawić
się przez Góry Atomowe (Atomfjella) i system
połączonych ze sobą lodowców. Spitsbergen
to jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi.
Dlaczego lód i śnieg, a nie ciepłe kraje?
Co takiego jest w zimowych wyprawach,
że masz ochotę spędzić tyle czasu w
ekstremalnym chłodzie?
Jest sporo powodów. Zima jest niesłychanie
piękna, a śnieg zawsze ma inne kolory i fakturę. Poza tym zimowe wyprawy (czyli obecność
śniegu) sprawia, że mogę zapakować w sanki
dobytek nawet na 60 dniową wyprawę (120 kg)
i z nim wędrować, tymczasem na plecy nie da
się zabrać więcej niż 25 kg. Obecność śniegu
daje możliwość biwakowania i gotowania
gdzie się chce i stały dostęp do wody. Podczas
mojej ostatniej ekspedycji w maju 2011 na
Haiti stałym problemem była nieobecność
wody. Czasami trzeba było wędrować cały
dzień żeby odnaleźć źródło wody, a potem
zapasy wody nosić. Zimą nie ma tego problemu. Dodatkowo nie ma robaków, ryzyka
zachowania na malarię, cholerę itd. Zimą
przeżycie bardziej zależy od moich umiejętności, a mniej od zewnętrznych zagrożeń.
Region, w który się wybierasz i dystans,
jaki masz pokonać po skutej lodem krainie
wymagają szczególnych umiejętności. W
jaki sposób przygotowujesz się do takiej
wyprawy?
Przede wszystkim dobrze jest biegać i
chodzić z ciężkim plecakiem. To bardzo
wzmacnia mięśnie grzbietu, pleców i łydki.
No i do tego trzeba przytyć. Każdy kg tłuszczu
to 9000 kcal energii i dodatkowa warstwa
termiczna! Podczas samej wyprawy wysiłek
jest tak duży, że ile by się nie jadło, to i tak
będzie zbyt mało. Dlatego bardzo przyda się
tłuszczowy zapas, z którego organizm będzie
mógł czerpać rezerwy.
Co ze sobą zabierasz? Pewnie Twój bagaż
mocno się różni od tego, co zwykle zabiera
się „na wakacje”?
Pakowanie to koszmar. Trzeba dokonywać
wyborów, minimalizować wagę i te rozterki
trwają czasami tygodniami. Do zapakowania
jest kilkaset przedmiotów. Zapomnienie czegokolwiek może przesądzić o losie wyprawy
- zapasowe rurki do masztów namiotu, klej
wiążący w niskich temperaturach albo papier
toaletowy. Bagaż znajduje się na sankach,
które ciągnę. Jest tam wszystko od apteczki,
przez sprzęt do gotowania, jedzenie na 30 dni,
namiot, śpiwór, ubrania, raki i czekan oraz
środki higieny. Sanki wysyłam dwa tygodnie
wcześniej jako ładunek cargo na Spitsbergen.
Gdybym chciał to zabrać jako nadbagaż,
wyszłaby z tego kwota kilkunastu tysięcy złotych. Ze sobą do samolotu biorę tylko odzież
i newralgiczne rzeczy jak telefon satelitarny,
baterie, mapy, radioboję. Na miejscu muszę
tylko wypożyczyć broń na niedźwiedzie, kupić
paliwo do kuchenki – czyli to czego nie można
przewozić samolotem.
Podczas samotnej wyprawy jesteś zdany
tylko na siebie. Jakie są największe
zagrożenia, na które możesz być narażony?
Wyprawy samotne to najtrudniejsze przedsięwzięcia ze wszystkich. Jakakolwiek kontuzja, czy choroba lub awaria sprzętu mogą
kosztować życie. Żeby wyprawa się udała,
nie można sobie pozwolić na żaden błąd
przez cały czas. Największymi zagrożeniami
są niedźwiedzie polarne oraz szczeliny na
lodowcach, którymi będę wędrował. Kiedy
gotuję w namiocie jedzenie, każdy niedźwiedź
w promieniu 10 km dokładnie wie gdzie jestem. Porusza się szybciej ode mnie i może
bez problemu przepłynąć w lodowatej wodzie
nawet kilkanaście kilometrów. Co prawda,
mam ze sobą karabin, ale muszę chodzić
spać. Szczeliny w lodowcach mogą mieć kilkadziesiąt metrów głębokości i są przykryte
warstwą śniegu, słabo je widać. Normalnie
po lodowcach wspinacze chodzą związani
liną, i jeżeli ktoś wpadnie -reszta może go
wyciągnąć. Ze mną jest inaczej, bo nie dość
że nikt mnie nie asekuruje, to jeszcze kilku
dziesięciokilogramowe sanie pociągną mnie
na samo dno. Trzeba się dobrze przygotować
kondycyjnie i dobrać odpowiedni sprzęt. To
co sprawuje się dobrze przy – 5stC, zawodzi
przy – 30C. Koniecznie muszę mieć radioboję,
telefon satelitarny, mapy, gps, a zwłaszcza
dobrą polisę ubezpieczeniowa, która pokrywa
koszty akcji ratowniczej.
Czy możesz liczyć na jakąś pomoc
po drodze?
Mam takie urządzenie które nazywa się
radioboja personalna. Mała skrzyneczka.
Jeżeli ją uruchomię, postawi na nogi system ratownictwa światowego SAR. To fajne
rozwiązanie gdy np. wichura porwie namiot
czy ktoś sobie skręci nogę w kostce. Bo w
czasie doby powinna nadciągnąć kawaleria
i uratować życie w dowolnym miejscu na
Ziemi. Natomiast w przypadkach niedźwiedzi
i szczelin – to nie działa.
Jak mniej więcej wygląda „rozkład dnia” na
takiej wyprawie?
Może się to wydawać dosyć monotonne.
Cały dzień to 10 godzin wędrówki na nartach,
ciągnąc sanki z 60 kg ładunku. Po godzinie
robi się 10 minut przerwy, a następnie idzie
kolejną godzinę. I tak do wieczora. Wieczorem
trzeba rozbić namiot, śpiwór i maty, sprzęt
do gotowania i jedzenie włożyć z sanek do
namiotu i zacząć gotować wieczorny posiłek.
To też czas na drobne naprawy sprzętu i pora
na studiowanie map, sprawdzenie gdzie się
jest i wybór taktyki na trasę na dzień kolejny.
Zostaje około 8 godzin snu i rano trzeba upichcić śniadanie, zabrać do termosów wrzątek,
który będę pił podczas postojów w trakcie
dnia. Potem zwija się cały obóz i wyrusza w
trasę. I tak 25 dni. No i jestem sam.
Samotna wyprawa to wybór, więc pewnie
dobrze sobie z tym radzisz. A jak znosisz
ekstremalne zimno?
Na termikę wpływają trzy elementy - odzież,
żywność i ruch. Dobre narty i buty oraz sanki
które pozwolą nam się szybko przemieszczać,
to recepta na ciepło w ruchu. Równie ważna
jest właściwie dobrana żywność. Takie,
które daje energię do wysiłku, dobre morale
i zdrowie. No i właściwa odzież. Musi ogrzewać, odprowadzać wilgoć, ale jednocześnie
być lekka i na tyle wygodna, żeby dało się w
niej uprawiać duży wysiłek. Kiedy cały czas
funkcjonuje się w temperaturze – 20C , w niej
je, śpi i wędruje, to najważniejszą barierą jest
bielizna. Musi być jak druga skóra. Wygodna,
ciepła no i taka, która dobrze będzie działać
przez długie tygodnie wyprawy. Przecież na
mycie i pranie nie ma żadnych szans.
Co najgorszego przytrafiło Ci się podczas
zimowych wypraw?
Może nie mnie, ale podczas zimowego
trawersu Islandii , na lodowcu Vatnajokull (
to jest największy lodowiec świata który leży
poza obszarami czap polarnych) mój partner
odmroził kilkanaście palców. Musieliśmy
wytrwać na lodowcu, zejść z niego, a potem
zorganizować akcję ratowniczą.Po akcji zostałem sam w interiorze i zmuszony byłem
kontynuować podróż w pojedynkę.
A jakie masz najmilsze wrażenia?
Oj, strasznie dużo tego było. Ale np. kiedy
wędrowałem przez jezioro Tjatjajaure w
Szwecji uderzył mnie niesamowity widok
lodowych gigantycznych kwiatów – rozet.
Nie mam pojęcia, jak one powstają, ale są
przepiękne. Nigdy bym się czegoś takiego
nie spodziewał.
Czego uczą takie ekstremalne wyprawy,
że warto je podejmować?
Wartość i znaczenie pojęć takich jak życie,
przyjaźń zupełnie się zmienia. Ludzie żyjący
w „łatwych” warunkach miejskich nie bywają
głodni, i nie zdają sobie sprawy jak kruche
i ulotne jest życie. Znalezienie się w innym
„świecie” zmienia sperspektywę. Zupełnie
inaczej wygląda też podejście do ekologii,
obcowanie z naturą uwrażliwia na problemy środowiska. Dlatego tak bardzo cienię
surowce naturalne puch, wełnę. Powstają
niskim kosztem, są odnawialne, nie niszczą
zasobów Ziemi.
W podobnej scenerii, choć na zdecydowanie
innej wyprawie, byłeś 10 lat temu. Czy od
tego czasu coś się zmieniło w ułatwieniach
dla podróżników, wyposażeniu?
Wszystko. Sprzęt jest dużo lżejszy, wydajniejszy i mocniejszy. Kiedyś pisało się
podania, wysyłało je na Spitsbergen pocztą.
Na odpowiedź czekało kilka tygodni. Trzeba
było wykonywać telefony i wysyłać faksy, co
membrany, świetnie sprawdzają sie nawet
przy dosyć silnym wietrze. Wiele godzin spędziłem używajac kijów narciarskich lub do
nawigacji jedynie używając tych rękawiczek.
W dniach najgorszej pogody, gdy istniało spore
ryzyko odmrożenia palców, na te rękawiczki
zakładałem łapawice z jednym palcem. Zapewniały wtedy znakomitą dystrybucję ciepła
do wielkiej rękawicy. No i można w nich pisać
dziennik siedząc w namiocie przy -20°C.
PO WYPRAWIE: RAFAŁ KRÓL
O ICEBREAKERZE W AKCJI
Spitsbergen to niezwykłe miejsce do testów.
Normalnie im jest zimniej, tym bardziej suche
jest powietrze. Tak jest we wszystkich górach:
Alpach, Himalajach itd. Suche powietrze jest
przyjemne i nie odczuwamy tak bardzo wilgoci.
Na Spitsbergenie jest inaczej. Mimo silnych
mrozów wilgotność powietrza często sięga
100% i jest zupełnie jak w saunie. Powietrze
jest ciężkie od wilgoci i ta wilgoć dodatkowo
nas wychładza. Każde wydychane powietrze
natychmiast zamarza na ubraniu. Podczas
mojej samotnej ekspedycji testowałem produkty Icebreaker w temperaturach do -35°C,
a kiedy uwzględnimy czynnik chłodzący wiatru, do -60°C przy wilgotności dochodzącej
do 100%.
Na początku trasy przez pierwszy tydzień
przy temperaturach do -20°C, korzystałem
z lżejszej bielizny Sprint Legless oraz bluzy
Ascent Full Zip. Dalej, kiedy zacząłem wspinać się na lodowce i nabierać wysokości, a
temperatura spadła do -30°C, zmieniłem
bieliznę na grubszą gramaturowo 260 Contour
Crewe oraz grubsze leggingsy. Jest jednak
grupa produktów, z kórych korzystałem
codziennie non stop przez miesiąc trwania
wyprawy. Np z szalokominiarki Flexi Chute,
majtek Anatomica Brief, rękawiczek AC RF
Glove, skarpet w szczególności liner Hiker
H‘Lite Liner oraz Alpine H‘Lite liner. Nader
jednak wszystko Real Fleece Nano.
Rękawiczki AC RF - nigdy wcześniej nie
miałem tak mocnych i gesto tkanych rękawiczek. Zawsze wszystkie rękawiczki „z włóczki“
zahaczały sie o rzepy kurtek, wyciągały sie z
nich nitki i szybko sie niszczyły. Rękawiczki
Icebreakera są tak gęsto tkane, że nie da
się ich zepsuć rzepami. Mimo, że nie mają
Skarpety Liner - skarpety są szczególnie
ważne na ekspedycjach. Od nich zależy
ochrona stopy i termika buta. Do tej pory
nigdy nie używałem linerów z wełny. Linery
Icebreakera to dla mnie rewolucja. Skarpeta
jest cienka, ale zarazem tak utkana, że nie
zssuwa się ze stopy i chroni przed otarciami
i pęcherzami. Do tego absolutnie nie chłonie
zapachów. Nie wrócę już do syntetycznych
linerów. Komfort stopy jest nieporównywalny.
Co do innych skarpet Icebreaker (Mountaineer
Heavy, Skier Socks) - to mocne, przestrzenne
i bardzo termiczne produkty. To nie są kolejne
skarpety na rynku, to jest naprawdę zupełnie
inny jakościowo produkt.
Majtki Icebreaker - absolutnie bez zarzutu. Nie chłonęły zapachów, ale i w przeciwieństwie do syntetyków i bawełny przy
ekstremalnym wysiłku przez wiele tygodni
nie powodują odparzeń pachwin ani ud. To
niezwykle ważne!
RealFleece Nano - czyli koń
roboczy wyprawy. Ten polar
wykonany z wełny okazał
się absolutnym hitem
wyprawy. Miałem go
na sobie przez kilka
tygodni. Okazał się
znakomity do spania
w najcieższe mrozy,
ponieważ spanie w
śpiworze syntetycznym na wyprawie
polarnej oznacza,
że z ciepłem ciała
topimy wilgoć – lód
który wmarza w
śpiwór. W praktyce
śpimy w wilgotnym
śpiworze, tylko że
jest w nim ciepło. W polarach i syntetykach to się bardzo czuje, można
dostać odparzeń i innych problemów
skórnych. RealFleece Nano znakomicie radził
sobie z dystrybucją wilgoci podczas spania.
Natomiast podczas wielogodzinnego wysiłku,
codziennego ciągnięcia sań, zapewniał mi
ciepło oraz doskonałą dystrybucję wilgoci na
kosztowało fortunę. Nie było tylu linii lotniczych, bilety były droższe. Obecnie prawie
wszystko można załatwić przez Internet.
Dużo szybciej i sprawniej.
Najbliższy cel to Spitsbergen. A gdzie
jeszcze nie byłeś, a chciałbyś się wybrać?
O, jest wiele takich miejsc. Marzą mi się Himalaje w zimie, pustynia Gibsona w Australii
i dżungla w Gwatemali. Mam też ochotę na
odwiedzenie kilku miejsc w Rosji, ale to specjalne strefy, a Rosja robi się coraz bardziej
zamkniętym i niedostępnym krajem. W każdym razie szuflada z pomysłami jest pełna.
Życzymy zatem powodzenia i kolejnych
niezapomnianych wrażeń!
Dziękuję!
zewnątrz - i to mimo Spitsbergeńskiej wilgoci.
Sanie ciągnie się za pomocą uprzęży umieszczonej na biodrach i szelków na ramionach.
Codziennie to 10 godzin ciągnięcia i pracy w
tej uprzęży. Przez ponad 20 dni takiej pracy na
RealFleece Nano nie powstały żadne przetarcia, dziury, dzianina nawet się nie zmechaciła.
W ogóle po kilku dniach intensywnego wysiłku
bluza w niezwykły sposób „dopasowała się“
do ciała. Na rękawach pojawiły się zgięcia
dokładnie tam, gdzie zginałem ręce itp.
Krój - ta bluza jest długa. Ma długie rękawy
z „kontuszowymi“ mankietami, które świetnie
chronią wierzch dłoni. Ma też przedłużony tył.
Podczas schylania się cały czas nasze nerki
są zasłonięte i ochronione. Krój jest idealny.
Jeżeli miałbym coś zmienić w Real Fleece
Nano, to wymieniłbym wózki od zamków na
lżejsze, kołnierz zrobił nieco wyższy, tak ze
3 cm i zamontował „wieszaczek“ aby bluzę
można było powiesić na wieszaku. RealFleece Nano – produkt, który sprawdził się w
najgorszych warunkach zapewniając ciepło
i komfort. Myślę, że to realna alternatywa dla
tradycyjnych polarów.
Produkty Icebreaker wykonane z wełny
merino okazały się niezwykle wygodnie, dużo
trwalsze niż się spodziewałem, nie zaczęły
śmierdzieć. W wielu sytuacjach uratowały
przed odmrożeniami moje palce, a w skrajnych
warunkach huraganu i największych mrozów
spisał się równie dobrze.
PODSUMOWANIE WYPRAWY:
Ekspedycja Berghaus Arctic Challengemimo mojego wypadku z wpadnieciem do
wody i utratą części prowiantu oraz paliwa,
konieczności zmiany trasy z wiodącej nisko
i po fiordach na taką. która wiedzie dookoła
przez góry i lodowce, udało mi się samotnie
i bez korzystania z pomocy dotrzeć na najdalej na północ wysunięty przylądek wyspy
Szpicbergen, Verlegenhuken położony za
80 stopniem. Pokonałem ponad 400 km, a
ogromną część trasy przebyłem w ekstremalnych warunkach.