Przyjaźń ponad wszystko Kasia i Magda znają się od najmłodszych
Transkrypt
Przyjaźń ponad wszystko Kasia i Magda znają się od najmłodszych
Przyjaźń ponad wszystko Kasia i Magda znają się od najmłodszych lat. Z czasem jednak ich przyjaźo zaczęła się rozpadać. Niestety dopiero tragiczny wypadek spowodowany przez jedną z dziewcząt przypomniał im, co w życiu jest najważniejsze. Dziś – znowu razem Zapukałam do drzwi niewielkiego domku w Sandomierzu. Otworzyła mi uśmiechnięta kobieta. Gdy się przedstawiłam, wpuściła mnie do środka i zaprowadziła na piętro. Wskazała mi drzwi, które były obklejone zdjęciami, plakatami, rysunkami, itp. Ze środka dochodził śmiech. Gdy zapukałam, zapadła cisza. Usłyszałam chłodne „proszę” i weszłam. Ściany były szmaragdowe, a podłoga z jasnego drewna. Koło okna, na prawo od drzwi stało biurko, obok była tablica korkowa i łóżko. Naprzeciwko stała wielka szafa, koło której znajdował się czerwony fotel ze stolikiem i zielonym wazonem z różą. Na łóżku siedziały dwie dziewczyny. Jedna z nich była wysoką blondynką o niebieskich oczach i o sympatycznych dołkach w policzkach, które zwiastowały, że często na jej twarzy gości uśmiech. Druga miała rude włosy, a oczy zupełnie jak kolor pokoju. Wyglądała na lekko nieśmiałą, ale i trochę tajemniczą dziewczynę. Siedziała na wózku inwalidzkim. Dziewczyny były widocznie zdenerwowane, ale gdy się do nich uśmiechnęłam od razu się rozluźniły. - Dzieo dobry - powiedziała blondynka - nazywam się Kasia, a to jest Magda – wskazała na rudą dziewczynę. – Pani chce poznad naszą historię, prawda? – zapytała. Potaknęłam. – To dobrze. Razem zdecydowałyśmy, że chcemy to opowiedzied. Wiemy, że będzie nam trudno, ale pragniemy ochronid inne dziewczyny przed popełnieniem podobnych błędów. Opowiem, jak z mojej winy i głupoty Magda straciła połowę życia. Nasza historia - Znamy się od dziecka. Chodziłyśmy ze sobą do żłobka, przedszkola i podstawówki. Jednak, gdy poszłyśmy do gimnazjum, to coś się zmieniło – mówi Kasia. – Teraz mamy po szesnaście lat. Gdy byłyśmy w pierwszej gimnazjum, Kasia dołączyła do najpopularniejszej grupy w szkole. Należały do nich głównie bogate dzieciaki, które były takie „fajne i popularne”, bo szpanowały drogimi ciuchami, komórkami i w ogóle wszystkim – mówi Magda. – Ja nie pochodzę z bogatej rodziny. U mnie, jak wygraliśmy komputer, to po prostu była nieskooczona radośd. No i właśnie to było powodem mojego nieprzyjęcia do tej grupy. A Kaśka zawsze chciała zabłysnąd, byd popularną i rozpoznawalną. Jako że była moją przyjaciółką, pozwoliłam jej odejśd. No i mijał czas. Kaśka już była przywódczynią tej paczki. 1 Została przewodniczącą szkoły dwa lata z rzędu i główną redaktorką szkolnej gazetki. A ja? Zawsze szukałam pretekstu, żeby jej w czymś pomóc. Pamiętam, jak się z nowymi koleżaneczkami podlizywały, żebym im dała spisad zdania albo zrobid je za nie. Kiedyś dostałam taki bardzo drogi błyszczyk znanej marki, o którym mogłabym tylko pomarzyd. Nie jestem materialistką, ale po prostu to już było coś. Otrzymałam go za zrobienie prezentacji z przyrody, mojego ulubionego przedmiotu. Zawsze leciały do mnie: Kaśka i te dwie dziewczyny: Paulina i Monika. Dosłownie zawsze. Ale gdy tylko miały okazje, nabijały się ze mnie, puszczały plotki, ośmieszały, obgadywały, wyzywały i jeszcze powiedziały takiemu chłopakowi – zarumieniła się – że mi się podoba. Oczywiście on omijał mnie szerokim łukiem. Dobrze, że mam fajną szkołę, to często inni ludzie reagowali. Stawali w mojej obronie, itd. Jednak najgorsze miało dopiero nadejśd. To przeważyło szalę goryczy - Pamiętam tę sytuację, od której wszystko się zaczęło. Miałyśmy wtedy czternaście lat – mówi Katarzyna – wylałam na Magdę mleko. Oczywiście „przypadkiem”. Każdy się śmiał, a ja najgłośniej. Nie dziwię się, że Magda nie wytrzymała. W fali złości, z całej siły pociągnęła mnie za nowy czarny szalik i ze spokojem zaczęła się nim wycierad, a gdy skooczyła przedarła go na pół. No i wszystko trwało zaledwie minutę. Rzuciłam się na nią z pięściami. Oczywiście oddała mi. No i zaczęła się taka bójka, że aż dyrektor musiał przyjśd. Oczywiście minusowe punkty, zawiadomienie rodziców i kara. Musiałyśmy wysprzątad całą szkołę. Dostałam szału. Byłam przecież umówiona do kina. Jednak musiałyśmy zostad. Skooczyłyśmy około 17. Cały czas gapiłam się na moje zniszczone od środków czyszczących ręce. Teraz nie mogę zapomnied, jaka byłam głupia, myśląc o takich głupotach. O tym będę pamiętad do kooca życia - Mieszkamy koło siebie, więc jak wracamy ze szkoły idziemy tą samą drogą. Tak było wtedy, gdy odrobiłyśmy karę – mówi Magdalena. – Kaśka jak zwykle gadała przez komórkę. Żeby dojśd do domu, musimy przejśd dośd ruchliwą drogę. Katarzyna jak zwykle przechodziła jak jakaś królowa, która nie zważa na nic. Ja już miałam iśd w stronę przejścia dla pieszych, ale jeszcze raz spojrzałam na Kaśkę. Niczego nieświadoma schylała się po torebkę, która widocznie spadła jej na ziemię. Jednak ja widziałam coś dużo gorszego. Zza zakrętu wyłonił się olbrzymi tir. Kierowca najwidoczniej nie zauważył Kasi, która była ubrana na szaro. W tym momencie musiałam podjąd najważniejszą decyzję w moim życiu. 2 To była tylko chwila - A ja? Jak nigdy nic się schylałam. W uszach miałam słuchawki od mp3 i nic nie słyszałam. W chwili, gdy chwyciłam torebkę, poczułam szarpnięcie i wylądowałam parę metrów dalej. Już miałam zacząd wrzeszczed, bo myślałam, że Magda chce mi teraz oddad, ale usłyszałam tylko huk, trzask i pisk opon. Niepewnym wzrokiem popatrzyłam na ulice. Chyba do kooca życia nie zapomnę, co tam ujrzałam. Magda leżała w kałuży krwi a jej noga … była zupełnie rozwalona! Kośd lekko wystawała, mięśnie na wierzchu. Nawet nie wiem, czy to, na co patrzyłam, było realne. Jakaś cząstka mego umysłu krzyczała, że Magda prawdopodobnie nie żyje. Jednak bardziej optymistyczna cząstka, która jeszcze myślała trzeźwo, odruchowo wyciągnęła telefon i zadzwoniła na pogotowie. A potem wszystko mijało jak przez sen. Wsiadłam do karetki i patrzyłam jak wsadzają Magdę. Jedyne słowo, które do mnie dotarło to „żyje”. W szpitalu siedziałam jak otępiała, telefon dzwonił mi co pięd minut, zapewne moi rodzice się martwili. Potem zobaczyłam rodziców Magdy i jej brata. Płakali. Muszę się przyznad ja też. Jednak słuchałam. Słuchałam, że „jej stan jest ciężki” i w ogóle. Pierwsze dobre słowa uderzyły jak błyskawica. „ Wyjdzie z tego” , „Jakby ktoś zadzwonił minutę później, to byłby koniec, jednak jest już dobrze”. Oczywiście zaczęto mi dziękowad. Jednak ja zaczęłam płakad i mówid, że to moja wina. Jak oni mogli mi dziękowad? To była tylko moja wina! Jednak znowu złe wieści. Wózek inwalidzki. Oczywiście znowu szloch, bo rodzina Magdy nie ma pieniędzy. Moi rodzice sfinansowali go. Czułam się winna i chciałam to jakoś wynagrodzid. Po paru miesiącach Magda wróciła do szkoły. Tylko że na siedząco. Czy potrzebna była tragedia, żeby inni się zmienili? - Po pewnym czasie się przyzwyczaiłam – opowiada Magda – było mi tylko smutno, bo chciałam zostad biegaczką. Stwierdziłam, że zostanę psychologiem, bo zawód ten był na drugim miejscu na mojej liście marzeo. Ale to nie jest istotne. Byłam szczęśliwa. Już nie byłam poniżana i w ogóle. Teraz każdy się ze mną przyjaźnił! I to nie z litości. Z litości podchodzili, ale jak się zaznajomiliśmy, to już wszystko było ok. A pewnego dnia do moich drzwi zapukała Kaśka. Miała w ręce konwalie, moje ulubione kwiaty. No i zaczęła mnie przepraszad, płakała i ja też płakałam. No i teraz … jest już dobrze. Jasno patrzymy w przyszłośd – dziewczyny uśmiechają się. Historia Magdy i Kasi daje mi bardzo wiele do zrozumienia. Ale zadaję sobie jedno pytanie. Czy, żeby dziewczyny się pogodziły, musiało dojśd do wypadku? Patrycja Furtak Kl. VI b 3