3. W końcu nadszedł piątek, upragniony dzień każdego ucznia. Po
Transkrypt
3. W końcu nadszedł piątek, upragniony dzień każdego ucznia. Po
3. W końcu nadszedł piątek, upragniony dzień każdego ucznia. Po ostatnim dzwonku Kaśka z Magdą i dwiema innymi kumpelami: Łucją i Karoliną poszły na Zduńską na lody. Magda musiała czekać na pociąg do domu, bo mieszkała w Mysłakowie-wsi oddalonej jedną stację od Łowicza, za to Karola i Łucja mieszkały niedaleko siebie w Łyszkowicach, do których dojeżdżały autobusem, więc tradycją stało się, że w trójkę czekały na powrót do domu, a często dołączała się do nich właśnie Kaśka, szczególnie w piątki kiedy nigdzie nie musiała się spieszyć. Dziś szczególnie nie musiała się spieszyć, a słońce które coraz mocniej przygrzewało wręcz nakazywało pobyć chwilę dłużej w mieście. - Pojedźmy jutro na rowery!- Zarzuciła pomysł Łucja - Gdyby nie to, że mieszkamy trochę w innych miejscach… - Oj Magda, nie ważne, ja mogę przyjechać do Mysłakowa z Karolą, Kaśka pewnie też i byśmy po twoich okolicach się przejechały np.? - Ja jestem bardzo za!- Poparła Kaśka. – A Magda, będzie może twój brat w domu…? Wszystkie wybuchnęły śmiechem. Krzysiek, starszy o rok brat Magdy kiedyś podobał się Kaśce, później role się odwróciły, a później zgodnie z zasadą „Bo w tym cały tkwi ambaras, żeby dwoje chciało na raz” wszystko wygasło. Jednak sentyment jakiś Kaśce został, dlatego pytanie o brata było zasadne. - Wiesz, on z tego co wiem, miał jutro jechać do Marcina w czymś mu pomóc. Ale pewna nie jestem. No to ok, możecie przyjechać do mnie, zaplanuję super trasę, zobaczycie. Byle pogoda się utrzymała. Sobota była równie piękna, dlatego po obiedzie Kaśka wyprowadziła rower z garażu i wyruszyła do Mysłakowa. Choć żałowała, że Krzyśka nie będzie, to wiosenna radość przenikała ją do głębi! Pędziła na rowerze przez kolejne wsie, tak że do Magdy przybyła wcześniej niż planowała, za to zziajana, spocona, ale z szerokim uśmiechem, który zarażał młodzieńczą radością wszystkich dookoła. Gdy z impetem zaczęła pukać, a raczej walić do drzwi, nagle zorientowała się że coś jest nie tak. Żadnego roweru nie widać, żeby był przygotowany, Magdy nigdzie ani widu ani słychu, a z domu w którym zawsze było głośno nie dochodził żaden odgłos. Nadusiła klamkę, drzwi były otwarte. Czubakowie rzadko zamykali na klucz drzwi wejściowe, więc z pewnym niepokojem, ale odważnie przestąpiła próg. 4. -Dzień dobry!- Nikt nie odpowiedział. Przeszła z przedpokoju do salonu, rozejrzała się i nie zastawszy żywej duszy skierowała się na schody. Wzrastający niepokój sprawiał, że zaczęła się czuć jak w horrorze, już wyobraziła sobie że za każdym rogiem czeka ją jakiś straszny potwór. „Na pewno jest w pokoju i nie słyszy!”- pomyślała starając się za wszelką cenę odrzucić wszelkie niepokojące myśli. Jednak w pokoju, ani na całym piętrze nikogo nie było. Chwyciła za komórkę i wykręciła numer do Magdy. - Kaśka?- Uf, Magda odebrała, czyli żyje! Poczucie ulgi i jakiegoś wstydu, że mogła podejrzewać tragiczne wypadki , przebiegło Kaśce po plecach. – Jak dobrze, że dzwonisz! Bardzo potrzebuję twojej pomocy! - Czekaj, Magda, ale gdzie Ty jesteś? Dom zostawiłaś… - Kaśka musisz tu przyjechać… Co? Nie mogę teraz.. ale jak to? Zostaw mnie! Przecież mówiłam że nic nie wiem… Nikt nic nie wie. - Z kim ty rozmawiasz? -…nie! Co wy sobie myślicie… Cały kubek? Żartujecie chyba… - Boże, Magda, co tam się dzieje? – Kompletnie zdezorientowana Kaśka nie wytrzymywała napięcia. Co z tą Magdą się dzieje, gdzie ona jest i z kim się kłóci do cholery! - Kaśka, jesteś jeszcze tam? Proszę przyjedź tu! -Ale co to znaczy „tu”? Gdzie jesteś??? - No jestem na zamku, przyjeżdżaj szybko bo…pi-pi-pi- Sygnał rozłączenia połączenia przerwał rozmowę. Na zamku? Przecież to z drugiej strony Łowicza! Ale co robi tam Magda? To Łucja tam sobie dorabiała, ale nie Magda! A może to o Łucję chodzi? Zamek prymasowski, a raczej jego ledwo co ostałe ruiny na północno-zachodniej granicy miasta były pamiątką świetlanych czasów Łowicza. To tutaj mieli swoją rezydencję arcybiskupi i prymasi Polski I Rzeczypospolitej. Po Potopie Szwedzkim został bardzo zniszczony, a ostatecznej dewastacji dokonali Prusacy. Teraz odbudowany praktycznie od zera pełnił rolę mini muzeum i miejsca wypoczynku i atrakcji zagranicznych wycieczek, gdzie cudzoziemcy mogli zasmakować polskiego obiadu, posłuchać ludowej muzyki i dowiedzieć się ciekawostek dotyczących ruin zamku. Od jakiegoś roku pracowała na zamku Łucja, dorabiała sobie jako kelnerka. Zawsze chwaliła sobie tę pracę, miła atmosfera i przyjaźnie nastawieni teraźniejsi właściciele zamku zawsze witali ją z otwartymi rękami. Jak to się jednak stało, że Magda tam się znalazła? To nie dawało spokoju Kaśce. I ta dziwaczna rozmowa! Wręcz jakby ktoś ją do czego przymuszał. Ale zarazem pozwolił jej rozmawiać przez telefon? Nic tu nie gra! Tak rozmyślając Kaśka przemierzała kolejne kilometry na rowerze, tym razem jednak młodzieńczy entuzjazm bijący parę minut wcześniej z jej twarzy przerodził się w zawziętą minę odważnego dziewczęcia, które zrobi wszystko by ratować przyjaciółkę. Ostatkami sił dojechała w końcu do bram zamku. Była zmęczona, spocona, czerwona, a do tego strasznie zaniepokojona. Otworzyła skrzypiącą furtkę i weszła na podwórze. Zostawiwszy rower ruszyła dziarskim krokiem ku drzwiom wejściowym. Byle nikt nie pomyślał, że się boi! Drzwi otworzyły się z niemałym trudem. Nigdy jeszcze tu nie była, aż wstyd! Mieszka w Łowiczu od urodzenia, a nigdy nie wchodziła na zamek. Nawet nie wiedziała gdzie skierować swoje kroki, wybrała duże schody które skrzypiały niemiłosiernie i sprawiały upiorne wrażenie. Teraz nawet gdyby chciała zostać niezauważona to nie miała na to szans, bo sam odgłos schodów skutecznie jej w tym przeszkodził. - O stary, miałeś świetny pomysł z tą przynętą!- Odezwał się głos kilka metrów przed nią. Z cienia wyłonił się postawny mężczyzna z kominiarką na głowie, który niewiele myśląc podszedł do Kaśki, i przewiesiwszy ją sobie przez ramię wniósł do sali jadalnej. Dziewczyna była tak zaskoczona, że nawet nie zdążyła krzyknąć. Mężczyzna posadził Kaśkę na drewnianej posadzce obok Magdy, która była totalnie zrezygnowana. Widać, że siedziała w tym miejscu już od dłuższego czasu. - Nie mogę uwierzyć, że można być aż tak naiwnym, żeby po telefonie od koleżanki jechać bez zastanowienia tam gdzie ci każe, ale cóż, tym lepiej dla nas!- Zarechotał jego wspólnik. Oboje mężczyźni mieli na głowach kominiarki, byli potężni i oboje wysocy, choć ten który przyniósł Kaśkę odrobinę niższy. Nie było co się łudzić: zostały porwane. I to beznadziejnym podstępem. O wyrwaniu się im dziewczyny nie miały nawet co marzyć. -Poczekamy do jutra, wasi rodzice do tego czasu z pewnością skutecznie się zestresują i dadzą okup tak wysoki jak tylko nam się będzie podobać. Także dziecko- tu zwrócił porywacz zwrócił się do Kaśkioddaj nam łaskawie telefonik, co byś nam kłopotów nie narobiła, jutro wasi rodzice was odbiorą całe i zdrowe, tyle tylko, że za niewielką opłatą.- tym razem zarechotali oboje głupkowatym śmiechem. - Idziemy dobić telefonicznie interesu z waszymi starszymi ale jesteśmy cały czas obok, także nie myślcie nawet o ucieczce- dopowiedział niższy mężczyzna. Nie płakały, co to to nie, były jedynie strasznie złe na siebie, jak mogły dać się wkręcić w coś takiego! - Przepraszam Kaśka… - szepnęła Magda. - Łucja rano do mnie zadzwoniła, żebym ją zastąpiła na zamku więc pojechałam, ale okazało się, że nikogo nie ma, że właściciele wyjechali na weekend i dziś nie miało być żadnej wycieczki. Ci dwaj musieli o tym wiedzieć i chcieli Łucję porwać i za nią wziąć okup, nadal im się wydaje, że ja to Łucja, bo nie wiedzą że się zamieniłyśmy… No a potem kazali mi do Ciebie dzwonić i dopiero po fakcie się zorientowałam, że właśnie Cię wrobiłam. Kurde, ale jestem zła na siebie! - Magda… Musimy coś zrobić, nie pozwolę, żeby znów rodzice musieli obrywać za mnie… - Ale nie mamy co zrobić. Jesteśmy całkiem blisko centrum, ale jak to sami powiedzieli, pod latarnią najciemniej. No i mieli rację, bo nikt tu nie przyszedł żeby mnie szukać. Oprócz ciebie… - A właściwie dlaczego Łucja chciała się zamienić? Przecież miałyśmy na rowery jechać razem, sama to zaproponowała. - Jej coś nagle wypadło, tak mówiła… - A dlaczego twój dom był pusty i otwarty? Każdy tam może teraz wejść i wynieść co chce. - Jak to otwarty? Rodzice aż tak spanikowali? Spodziewałam się, że od razu zaczną jeździć i mnie szukać, ale żeby nawet drzwi nie zamknąć za sobą? Dziwne… Nastała przygnębiająca cisza. Choć nic do siebie nie mówiły to obie wiedziały, że weszły w niezłe bagno. Siedziały na piętrze zamku którego nie znały, były zakładniczkami wziętymi na okup, nie miały telefonów ani nic co mogłoby im w jakikolwiek sposób pomóc. I choć to nie ich wina, przecież nie chciały być porwane, to czuły się jak ostatnie sieroty, które nie potrafią sobie w najprostszych sprawach poradzić. A przecież są harcerkami… - Aj, Kaśka! -hę? - Przecież Krzysiek miał jechać dziś do Marcina, a jego dom jest jakoś niedaleko stąd! - Dużo nam to generalnie nie da. Jedynie to, że w nieświadomości będzie nas mijał- Kaśka udała obojętność, ale machinalnie sięgnęła ręką i poprawiła grzywkę. To było niezależne od niej! Mimo, że była zakładniczką, powinna jak inne dziewczyny w tej sytuacji załamać się, płakać, krzyczeć, Bóg wie co, to fakt, że Krzysiek może być gdzieś w pobliżu od razu ją ożywił. - No w sumie fakt… - Przyznała Magda- Gdyby Łucja jakoś go zawiadomiła… - Jej, gdyby mieć telefon… -Mors! -Ciiiszej…. O co chodzi ci z morsem? - Nadajmy morsem SOS! - Hmm… to jest myśl, tylko czym by tu nadać, żeby się nie zorientowali tamci. - Jak się ściemni to światłem! Będziemy nadawać do skutku, żadnego hałasu nie będzie, to nie powinni mieć podejrzeń. Mimo całej beznadziejności sytuacji dziewczynom zarumieniły się policzki, poczuły że jeszcze nie wszystko stracone. Było to bardzo naiwne myśleć, że akurat drogą będzie przechodził ktoś kto morsa zna i w dodatku nie pomyśli że to żarty, ale dziewczyny tym się nie zrażały. Przeczekały cały dzień. Dranie mieli rację, że pod latarnią najciemniej, nikt nie przyszedł do zamku, żeby się pofatygować i tutaj poszukać dziewczyn. Rodzice wiedząc o planowanej wycieczce rowerowej pewnie prędzej wyobrażali sobie wypadek drogowy gdzieś na którejś wsi. Gdy się ściemniło dziewczyny rozpoczęły swoją akcję. Zasłoniły wszystkie okna grubymi wiszącymi zasłonami i zapaliły światło. Gdy były już gotowe odsłoniły jedno okno wychodzące na ulicę. Magda stanęła przy drzwiach i naduszając włącznik od światła zaczęła nadawać. Najpierw „s”, czyli krótki, krótki, krótki… Chwila przerwy, „o”: długi, długi, długi, przerwa i krótki, krótki, krótki. Po dłuższej przerwie powtórzyły to samo. I tak trzeci, czwarty, piąty i dziesiąty raz. Po piętnastym zrezygnowane usiadły na podłodze. Jednak dziecinadą było sądzić że harcerskie szyfry przydadzą się przy porwaniu. Z ponurymi myślami położyły się na twardej podłodze i próbowały usnąć. Kto kiedykolwiek był porwany ten wie, że emocje z tym związane nie pozwolą człowiekowi usnąć na dobre, dlatego gdy w pewnym momencie usłyszały skrzypnięcie drzwi wejściowych obie zerwały się na równe nogi. - Co to było? – Kaśka nie zdążyła do końca zadać pytanie, gdy do jadalni wparowało naraz koło dziesięciu policjantów. - Gdzie oni są? -Zawołali do wystraszonych przyjaciółek. Dziewczyny wskazały na drzwi na drugim końcu jadalni. Długo nie trzeba było czekać. Dwóch policjantów zaopiekowało się dziewczętami, reszta po chwili wróciła z sąsiedniego pokoju z pustymi rękami. - Uciekli nam!- Jeden z policjantów był bardzo wzburzony. – To są seryjni porywacze, jeszcze nigdy nie udało nam się z nimi wygrać. Wyłudzili już mnóstwo pieniędzy w ten sposób. Ale wy- tu zwrócił się do dziewczyn- wy jesteście całe? Nic złego wam nie zrobili? - Tak, z nami wszystko w porządku.- Uspokoiła Magda - A to długo już nas panowie szukają?- Zdziwiła się Kaśka - Od jakiś czterech godzin, kiedy to wasi rodzice zgłosili sprawę. Po szantażach skierowanych telefonicznie do waszych rodziców, można było się domyślić kto za tym stoi. Swojej metody nie zmienili od lat!- W tym momencie rozległ się szum z krótkofalówki jednego z policjantów „Szefie, mamy ich!”- Zawołał głos ze słuchawki. „Złapaliśmy jak próbowali uciec tylną bramą!” Na to hasło policjanci wyszli z zamku na podwórze. Dwóch nadal zajmowało się dziewczynami, ale widząc że z nimi jest w porządku pozwolili i im zejść na dół. -Jesteście naprawdę dzielne! Gdyby nie ten mors, to nikt z nas nie wpadł by na to, że mogą was przetrzymywać akurat tutaj!- Zagadnął jeden z opiekunów - Czyli tego morsa ktoś zauważył?! – Dziewczyny były w szoku. Ale ciekawe kto! - Tak, wasz kolega przechodził akurat niedaleko i zobaczył migające światło. Najpierw nie chcieliśmy wierzyć, ale w końcu uznaliśmy że należy zbadać sprawę i tak właśnie tu się znaleźliśmy. A kolega zresztą czeka przed bramą, możecie pójść do niego. Dziewczyny popatrzyły po sobie i w tym samym momencie ruszyły szybkim krokiem ku bramie. Tam, oparty o ogrodzenie stał… Karol! Usłyszawszy kroki odwrócił się do dziewczyn i uśmiechnął się pogodnie. - Miałyście genialny pomysł z tym morsem! Wiecie, że zamiast zostać ofiarami losu, będziecie teraz bohaterkami Łowicza? Każdy się dowie o tej historii, dzięki wam udało się złapać tych drani! - Karol, to głównie Twoja zasługa! – Przerwała jego wywód Magda- Jakiś cud, że akurat tędy przechodziłeś, no i że uwierzyłeś, że to może być na poważnie. - Nikt nigdy nie nadaje SOS dla żartów. I to paręnaście razy pod rząd!- Karol był skromny, ale dziewczyny miały rację, gdyby nie on to nadal siedziałyby w jadalni jako zakładniczki. Ten dzień i pół nocy były tak pełne wrażeń, że po powrocie do domów rodzice dziewczyn kazali (oj, tak mogłoby być zawsze!) im iść spać i spać ile tylko się da. Przygoda, choć zapowiadała się niewinnie rowerowo, to skończyła się ekstremalnie. Kaśka wzięła prysznic, a łóżko pościeliła jej młodsza siostra, która skakała z radości, gdy okazało się, że wszystko z Kaśką w porządku. Po krótkiej modlitwie i podziękowaniu Bogu za szczęśliwie zakończony dzień położyła się w końcu do łóżka. „ Takiego farta w życiu, to chyba tylko ja mam…” Pomyślała, wtuliła policzek w poduszkę i zasnęła w tej samej minucie.