Pierwsza strona
Transkrypt
Pierwsza strona
piątek - niedziela, 25 - 27 maja 2012 www.gazetagazeta.com Strona 20 KONCERT Celebrity Symphony Orchestra pod batutą dr. A. Rozbickiego. W tle Milton Choristers; przed sceną uczniowie szkoły Bishop Marocco-Thomas Merton Kiepuralia oraz sopran, inter alia O Janie Kiepurze opowiadała mi moja matka od kiedy pamiętam i zawsze jego imię wywoływało natychmiastowe skojarzenie śpiewającego do rozentuzjazmowanych tłumów na balkonie. Potem, na kronice filmowej zobaczyłem Mistrza, kiedy po zmianach z końca 1956 roku, przybył do Polski, stanął w drzwiczkach samolotu i zaśpiewał "Ninon". W latach siedemdziesiątych, telewizja polska puściła stary amerykański film, w którym Jan Kiepura i Martha Eggerth razem śpiewali kujawiaka Wieniawskiego. Ta scena wywołała we mnie przypływ silnego wzruszenia. Potem przyszło słuchanie cudownego głosu z płyt, nowych wykonań repertuaru "chłopca z Sosnowca" przez młode talenty śpiewające na koncertach z Krynicy, zapowiadanych przez niezastąpionego Bogusława Kaczyńskiego. A w ostatnich, już torontońskich, latach moje muzyczne emocje (bo jestem bardzo wrażliwy na muzykę, zwłaszcza wokalną) rozbudzały wykonania nieśmiertelnych przebojów przez nowe, wielkie gwiazdy na koncertach organizowanych przez maestro dr. Andrzeja Rozbickiego i jego Celebrity Symphony Orchestra. Ten ostatni spektakl różnił się jednak od wszystkich poprzednich. Nie poziomem talentów, bowiem jak zwykle występowali artyści najwyższej klasy, ale scenariuszem i scenografią, korzystającą z najnowocześniejszej techniki. Był to spektakl multimedialny. Po raz pierwszy miał miejsce w Christian Performing Centre na Queensway, gdzie nad orkiestrą, jak również z obydwu stron sceny umieszczone były wielkie panoramiczne ekrany. Podczas występów wokalistów, na ekranach przesuwały się obrazy wizualnie ilustrujące muzykę, czasem polskie kłosy szumiące na wietrze, czasem liście, innym razem romantyczne widoki zatoki Sorrento, czy Neapolu, jeśli słuchaliśmy akurat piosenek neapolitańskich. Ale jeszcze przed rozpoczęciem występów, na ekranie pojawiła się sama Martha Eggerth, która właśnie skończyła okrągłe sto lat i przemówiła do nas, widzów, wtrącając wiele zdań w języku polskim. Ujrzeliśmy także liczne archiwalne zdjęcia jej i jej sławnego męża. A na zakończenie koncertu jeszcze jedna niespodzianka. Na scenę wszedł Marjan Kiepura, syn Marthy i Jana, i powiedział kilka ciepłych słów o swojej matce, która nadal jest bardzo żywotna. Przekazał widowni jej receptę na długowieczność, która sprowadza się do dwóch słów po angielsku: "Never retire" (po polsku: "nigdy nie przechodź na emeryturę"). Pomyślałem sobie, że przesłanie, zwłaszcza do Polaków, jest coś jakby na czasie… Ale to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi o nowości. Przed wystąpieniem solistów, Celebrity Symphony Orchestra odegrała Rapsodię Polską - utwór skomponowany przez zafascynowanego naszą kulturą i muzyką przyjaciela Polski z Ameryki Łacińskiej, Isaiasa Garcię. Słuchając rapsodii rozpoznałem m.in. motyw muzyczny filmu "Polskie drogi". I jeszcze nie na tym koniec "inności" i "nowości". W koncercie, oprócz orkiestry pod batutą maestro oraz solistów, udział wzięli chórzyści Milton Choristers oraz wieloosobowa grupa młodych adeptów muzyki ze szkoły Bishop Marocco/Thomas Merton, grających na instrumen- tach dętych i stroikowych. To właśnie te połączone siły poprowadziły nas, po przerwie, na tryumfalny marsz z "Aidy" G. Verdiego, tworząc niezapomniane, wzniosłe wrażenie. Tak sugestywne były dźwięki marsza, że mnie, w oczach wyobraźni, stanął miraż przepychu starożytnych władców Egiptu. Spektakl muzyczny (właściwie powinienem powiedzieć: muzyczno-wizualny) nazwany został Festiwalem Tenorów, upamiętniającym 110. rocznicę urodzin Jana Kiepury. Na świecie znane są występy Trzech Tenorów. Myśmy otrzymali na scenie coś lepszego, bo był to wspaniały występ aż czterech tenorów. I to jakich! Ale dla upiększenia i uświetnienia koncertu zaproszono uwielbianą przez publiczność primadonnę polskiej operetki Grażynę Brodzińską. Organizatorzy zapewne wzięli pod uwagę zasadę równowagi: 1 sopran = 4 tenory i ta równowaga zadziałała doskonale. A ci czterej chłopcy o złotych głosach? Przepraszam, damy jednak mają u mnie przywilej pierwszeństwa, więc zacznę od primadonny. Zachwyciła nie tylko kreacjami ale przede wszystkim perfekcyjnym jak zawsze wykonaniem licznych utworów, solo i w duecie. Ta wielka dama polskiej operetki, znana w Polsce i w licznych krajach na różnych kontynentach, ma w sobie tyle uroku, gracji i całe pokłady wielkiej kultury scenicznej, którą czuje się, słyszy i widzi od momentu jej wejścia na scenę. Nie dziw więc, że jest rozchwytywana przez liczne sceny muzyczne tego świata. Mnie szczególnie urzekła w występach solowych: "Przetańczyć całą noc" z "My Fair Lady" Fr. Loewe i "Besame mu- Od lewej: Andrzej Lampert, Andrzej Stec, konferansjer Anna Rozbicka-Murphy, Grażyna Brodzińska, maestro Andrzej Rozbicki, Christopher Dallo cho" C. Velasqueza, ale niemniej urzekająco zabrzmiała w duetach, przykładowo w "Usta milczą, dusza śpiewa" z "Wesołej wdówki" Fr. Lehara i "All I ask of you" A. L. Webbera, obydwu śpiewanych z Andrzejem Lampertem. Po koncercie udało mi się zamienić z panią Grażyną kilka zdań, które na końcu artykułu, z wdzięcznością dla niej zamieszczam. Pora na panów: Andrzej Lampert, uzdolniony śpiewak operowy i wykonujący popularne piosenki (nie zapomnieliśmy jego wykonania "Anna Maria" podczas poprzedniego występu w Toronto) w międzyczasie pogłębił swoje doświadczenie artystyczne i zachwycił widownię w każdym utworze przez siebie wykonywanym. Majstersztykiem z punktu widzenia scenariusza było puszczenie z ekranu "Ninon" w archiwalnym wykonaniu samego Jana Kiepury i bezpośrednio po tym brawurowe zaśpiewanie tegoż samego utworu przez Andrzeja Lamperta. Pan Andrzej oczarował widownię szeregiem utworów. Cała sala wtórowała mu w refrenach słynnych kupletów Barinkaya z "Barona Cygańskiego" J. Straussa. Trudno nie wspomnieć o jego interpretacji "E lucevan le stelle" z "Tosci" G. Pucciniego, czy śpiewanego po polsku i włosku utworu "Caruso" L. Dalli. W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Maestro Rozbicki opowiedział ze sceny kilka anegdotek z życia Enrico Caruso. Do kolekcji chciałbym dodać jeszcze jedną. Kiedy sławny tenor pojawił się w Ameryce, oblegali go dziennikarze, z których jeden zapytał go, jak ocenia Babe Ruth. "Babe" Ruth, naprawdę George Herman