Oliwia-Skorowska-wspomnienia-z-wakacji-w-siodle
Transkrypt
Oliwia-Skorowska-wspomnienia-z-wakacji-w-siodle
Witam, Cześć! Nazywam się Oliwia i bardzo kocham konie. Są w sumie moim całym życiem. Jestem prawdziwą szczęściarą, ponieważ mam stajnię zaledwie 700m od domu. Tam mieszkają najwspanialsze koniki świata. Wirek, to cudowny konik którym się zajmuję. A teraz przygody z wakacji. Było ich mnóstwo, codziennie działo się coś nowego, więc nie zdołałam zapamiętać wszystkiego. Pierwsza jazda na Gburku. Gburek to nasz mały kucyk szetlandzki, ma maść karo-srokatą. Ten i jego kolega są u nas z Fundacji Pegasus. A więc pewnego dnia, zaproponowano mi jazdę na Gburku, a że bardzo go lubię z chęcią się zgodziłam. U nas w stajni, tylko ja mogę na nim jeździć (oprócz dzieci na oprowadzanie, ale one nie uczestniczą w życiu stajni) ponieważ jestem straszne chuda. Wyczyściłam małego kucyka, który stał w jednym, można to nazwać ogromnym boksie ze swoim kolegą bliźniakiem i starszym championem Dzikim. Potem założyłam mu tranzelkę. Wtedy kuce nie miały jeszcze swojego siodła, więc musiałam jeździć na oklep. Wyszłam na padok, na początku było trochę trudno, ale z czasem się wszystkiego nauczyliśmy. Jadę tak, jadę a tu nagle prosto na kucyka wyskoczył pies! Mały tak się zląkł, że pogalopowaliśmy aż do bramy, przy której oczywiście stanął dęba (jak zwykle z resztą). Uspokoiłam małego, dziękowałam że nie spadłam. Nogi aż mi drżały! W sumie, nie wiem czym się tak przestraszyłam, bo jeżdżę na dużych koniach, gdy one się zlękną potrafię zachować zimną krew. Ja i Gburek Wirek mi ufa. Pewnego razu wydrukowałam obie naturalne metody Pata Parelliego i chciałam ćwiczyć je z Wirkiem. Jedna z nich polegała na zaufaniu. I oto stało się. Okazało się, że mój starszy pan ufa mi. Chodził za mną bez wahania, przez drągi, przez wszytko co się dało. Niby nic, ale dla mnie było to miłe przeżycie. Ja i Wiruś ;* Kolka Wirka. Pewnego dnia jak zwykle przyszłam przywitać się z Wirkiem. Zobaczyłam, że leży. Pomyślałam, że nic mu się nie stało. Potem przyglądając mu się chwilkę, zauważyłam napęczniały brzuch. W dodatku konik zaczął kręcić się, wstawać i kłaść się, wstawać i kłaść się. Weszłam do niego. Pomacałam brzuch. Nie było słychać żadnego odgłosu, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Natychmiast powiadomiłam stajnię, ubrałam mu kantar i poszliśmy spacerować. Wtedy wydarzyło się coś co mnie przeraziło. Idę tak z nim, on ciągle chciał się kłaść. Ale nie mogłam mu pozwolić. Idę, idę i nagle Wirek bez żadnego ostrzeżenia padł na ziemię! Patrzył na mnie, jak by chciał mówić. Łzy miałam w oczach. Krzyczałam: „Wirek wstań!”. Ale on leżał. Ciągnęłam go, próbowałam jakoś przestraszyć, ale nic. Nagle p. Maryna podbiegła do mnie z wielkim batem. To go nakłoniło do wstania. Natychmiast został zrobiony zastrzyk. Po tym mógł już spokojnie załatwić woje potrzeby. Powiedziałam mu na ucho: „Oj Wirku, napędziłeś mi stracha, kochany”. Wirek podczas kolki :( Dziki Dziki to już emeryt. Starzy pan, z zawodową przeszłością. Ukochany Pani Marty, wspaniałej pani z naszej stajni. Pewnego dnia przyszłam do Wirka. Okazało się że są jakieś dziewczyny na lonżę. Polecono mi je trochę pouczyć. I tak zbliżał się koniec pracy. Nagle zobaczyłam, że pani wzięły Dzikiego na lonżę w samym kantarze i to brudnego. Dziki ma dość ruchu więc wykluczone było, że to ćwiczenia. Zapytałam: „Kolka?”. Odkiwnęły mi głową. Wirek też miał kolkę, więc byłam pewna że Dziki obie poradzi. Minęła godzina. Lonża nic nie dała. Ubrali go w derkę i w końcu trochę się poddając wypuścili na padok, były wciąż przy nim. Pani wracała z padoku, zapytałam wtedy: „Jak Dziki?”. W odpowiedzi usłyszałam tylko krótkie, ciężkie: „Źle”. Minęła godzina. Wezwani zostali najlepsi weterynarze. Robili mu zabieg odkręcania kiszek, wkładali rękę w... nie muzę tego chyba mówić... Potem z siodlarni było widać, że zamykają ten ogromny jakby boks. Zapytałam koleżanki: „On chyba nie umarł, prawda?”. Ona: „Nie, pewnie nie, na pewno nie. Pewnie zamykają żeby miał spokój”. Uwierzyłam. Nie było to głupie stwierdzenie. Potem okazjo się, że jednak odszedł na wieczne pastwiska. Nigdy o nim nie zapomnimy. Na drzwiach do siodlarni wisi jego zdjęcie z okładki gazety chyba „Koń Polski” przepasane opaską: „Dziki. Nigdy o nim nie zapomnimy”. Moje pierwsze zawody W wakacje miałam też swoje pierwsze zawody. Nie poszły tak, jak chciałam, ale to nic! Nadrobię! ;) Po prostu Wirek bał się wszystkiego, a najbardziej namiotu sędziowskiego... Jednak uważam to za dobre doświadczenie. Drugie zawody poszły mi zdecydowanie lepiej. Koń szedł jak burza! Oliwia Skorowska - moje przeżycia z „Wakacji w Siodle” na portalu KochamKonie.pl