magazyn nurkowy
Transkrypt
magazyn nurkowy
Nr 10 PAŹDZIERNIK 2010 MAGAZYN NURKOWY nuras.info 10/2010 Od Redakcji Spis treści Szlak Sardynek Jeśli możesz to nie nurkuj Wyspa Murter Niebieski odcień czerwieni Czy uczymy się nurkować na kursie ... Nurkowe ABC, czyli ... Test aparatów podwodnych Mistrzowie mimikry Niepotrzebna śmierć Okiem żółtodzioba Straż Pożarna w Bornym Sulinowie XI Piknik z Mares’em Instruktorska słaba płeć Na co ta dekompresja cz. 2 Rekordzistka Historyczne 2x100 metrów Scuba czy free Sprzątanie Świata Zawodowcy Systematyka nurków Nie da się ukryć, nadeszła jesień. Wystarczy spojrzeć w niebo, rozkrzyczane klucze gęsi zmierzające w kierunku cieplejszych krajów, czyli dokładnie tam, gdzie nasze myśli i powakacyjne wspomnienia, nie pozostawiają złudzeń. Robi się coraz chłodniej, ciemniej, ale mamy dla Was coś, co już od czasów naszych prababek doskonale rozgrzewało i poprawiało nastrój. Na jesienne depresje nie ma to jak miód z maliną, a mówiąc dokładniej Miodzio i Malina. Po ostatnio opisywanym rekordzie Darka Wilamowskiego, znanego jako Miodzio, dziś z ogromną radością donosimy o kolejnym niewiarygodnym sukcesie, którego autorem jest freediver Mateusz Malina. Tego nikt się nie spodziewał. Szczegółów szukajcie w numerze. Znajdziecie tam także między innymi dość zaciętą dyskusję na szczycie o wyższości nurkowania na bezdechu nad sprzętowym, a może odwrotnie, oceńcie sami. Jak zwykle, zachęcimy Was do odwiedzenia ciekawych akwenów, tym razem proponujemy między innymi odrobinę smaku prawdziwej Chorwacji oraz podążamy Szlakiem Sardynek. Przygotowaliśmy również relację z licznych wrześniowych imprez związanych z nurkowaniem, w których mieliśmy okazję uczestniczyć i - co bardzo cieszy - spotkać się z naszymi Czytelnikami. Poza tym rozwiewamy mity o zabójczych skłonnościach rebreatherów, żółtodziobom doradzamy jak dokonać wyboru butli bocznej, zadajemy dość kłopotliwe pytania Nurkującej Kobiecie, tłumaczymy zawiłości dekompresji, szukamy nieproszonych, groźnych stworów zamieszkujących nasze ABC. Dodatkowo w numerze kolejna dobra wiadomość, już trwają przygotowania do II edycji Targów Nurkowych „Podwodna Przygoda”. Znów będzie okazja, żeby się zobaczyć, podyskutować, wysłuchać nurgresowych wykładów, zapoznać z ofertą producentów, zaplanować podróże, itd. 4 8 12 16 22 25 26 32 34 38 42 46 48 50 54 57 58 62 64 66 Niestety, nie wszystkich będziemy mogli tam spotkać. Dotarła do nas niedawno bardzo przykra wiadomość o tragicznej śmierci naszego kolegi Przemka Bielawskiego. Zginął podczas przygotowania do nurkowania, na adriatyckiej wyspie Vis na południu Chorwacji Przemek był dwukrotnym Prezesem i wieloletnim członkiem olsztyńskiego klubu AKP "Skorpena”. Redakcja Nuras.info redaguje: Radosław Bizoń [email protected], Grzegorz Zieliński [email protected], Wojciech Zgoła [email protected], Dariusz Smosarski [email protected], Skład komputerowy i łamanie: Studio AVALON – Olsztyn Za treść artykułów odpowiadają autorzy. Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji i skracania tekstów oraz zmiany tytułów. Nie ponosimy odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Przedruki i kopiowanie wyłącznie za zgodą zespołu redakcyjnego. Wszelkie prawa zastrzeżone. Publikacja reklamy i tekstów sponsorowanych niekoniecznie oznacza poparcie dla produktu, firmy czy usługi. Artykuły i zdjęcia można przesyłać na adres [email protected] Zdjęcie okładki: Radosław Bizoń Każdy nadsyłając materiały celem zamieszczenia w wydawnictwie Nuras.info oświadcza, że zapoznał się z regulaminem zamieszczonym na www.nuras.info i go akceptuje. Magazyn w pełnej rozdzielczości można pobrać ze strony www.nuras.info 2 /080i¡ 8 10-4$& 4LS [ZE B 5&$-* /& X OPXZD I XZQPS OPw D J BD I $FOB [ [ 130.0$+ " EZTU S ZC VU PS 4D VCBU FD I 4 Q [ P P 6M %FSEPXTLJ FHP 4[D[FDJ O XXX TDVCBU FDI QM 5FM G BY nuras.info 10/2010 Szlak Sardynek Gdyby utworzyć ranking najbardziej widowiskowych zjawisk natury, Szlak Sardynek byłby w pierwszej dziesiątce. Dla mnie było to najbardziej spektakularne, dynamiczne widowisko, jakie miałam okazję oglądać. są naprawdę wysokie, nawet kilkumetrowe, ale nie załamują się, więc jest bezpiecznie. Rozglądamy się i na początku nie wiemy jeszcze, czego szukamy. Po około godzinie zobaczyliśmy pierwszą „kulę”. Dowiedzieliśmy się, że sardynki płyną bardzo głęboko ogromnymi ławi- Mała mieścinka Port Saint John’s na wschodnim wybrzeżu RPA - kwaterujemy się w ośrodku umiejscowionym tuż nad rzeką, mającą ujście do oceanu, na którym planujemy spędzić trzy kolejne dni. Wieczorem rozmawiamy z Carlem, naszym skipperem, z którym umawiamy się na następny dzień na wyjazd tuż po świcie. Rano, jeszcze bardzo zaspani, ubieramy się w skafandry nurkowe. Dziękuję sama sobie, że mam suchy skafander, ponieważ jest rześko, około 10 stopni, a część grupy musi włożyć na siebie mokre pianki. Wsiadamy do pontonu, gdzie wcześniej zanieśliśmy przygotowane akwalungi i zaczynamy naszą wyprawę. Po dopłynięciu nad brzeg morza, zakładamy dodatkowo kamizelki ratunkowe, wkładamy stopy w specjalne uchwyty przytwierdzone do pontonu i trzymamy się relingów. Skipper musi pokonać fale przyboju, co oznacza, że będziemy skakać po falach i robić gwałtowne zwroty. Przypomina to surfowanie pontonem, ale tu wywrotka może okazać się poważniejsza w skutkach. Po kilku dniach przyzwyczaiłam się do tego rollercoaster’a, ale pierwszego dnia byłam naprawdę przerażona. Po pokonaniu fali przyboju zdejmujemy kamizelki ratunkowe i „już normalnie” płyniemy przez ocean. Fale cami. Delfiny nurkują głęboko i wyodrębniają z dużej ławicy mniejszą kulę, którą „zaganiają” pod powierzchnię, aby łatwiej ją było zjeść. Do polowania przy powierzchni dołączają rekiny: dusky shark i black tip oceanic shark, czasem wieloryby, a z powierzchni mewy i rybitwy, które nurkują na głębokość nawet kilku metrów, by złowić zdobycz. Chcąc oglądać taki spektakl, należy skoczyć do wody bardzo szybko, bo zjedzenie kuli trwa kilka do kilkunastu minut. Jeśli kula jest mała, zostajemy na powierzchni, oglądając polowanie tylko z maską i rurką, jeśli duża i spektakl zapowiada się na kilkanaście minut, będziemy ubierać akwalung. To, co widać po zanurzeniu głowy pod wodą, zapiera dech w piersiach: chmara sardynek przypomina rój owadzi, próbujący się poruszać, ale blokowany przez pływające dookoła drapieżniki. Dziesiątki rekinów i delfinów wbijają się w kulę, pożerając zdobycze w ekspresowym tempie. Delfiny podrzucają sobie smakołyki, żeby lepiej ułożyły się w dziobie. Nikt nie zwraca uwagi na nurków, delfiny i rekiny w pędzie prawie ocierają się o nasze nogi, trochę przeszkadzamy. Co sekundę, jak bomby, taflę wody przecinają pikujące w toń ptaki, które na oślep idą w głębię, następnie rozglądają się dookoła, szukając na 4 nuras.info 10/2010 wpół oślep zdobyczy, używając skrzydeł do pływania, by po chwili wynurzyć się na powierzchnię. Czasem uda im się złapać rybę, czasem nie. W boju o sardynkę mają mniej szans niż mieszkańcy oceanu. Sardynki natomiast, chyba w drodze ewolucji, zaczynają wykorzystywać nurków do obrony i jako schronienie. Jedna rybka postanowiła ukryć się pomiędzy aparatem podwodnym a fotografem, który nurkował z butlą na około 5 metrach głębokości. Dusky shark szybko ją wytropił i szturchał fotografa dając komunikat „oddaj rybę”. Fotograf zrozumiał go jednak, jako „ty też wyglądasz smakowicie” i wykorzystał dużą obudowę aparatu do obrony przed napastnikiem. Wytrącił tym samym sardynkę z jej kryjówki i to zadowoliło rekina, który szybko odpłynął, zostawiając fotografa bez uszczerbku, za to z pełną pianką. Obserwowanie szlaku sardynek to udział w dwóch rodzajach aktywności delfinów i rekinów: pierwszy, gdy oddzielona z ławicy kula jest zżerana przez pływające i latające drapieżniki w jednym miejscu, a drugi, gdy cała ta wataha płynie, próbując dopaść ławicę. My też natknęliśmy się tę specyficzną procesję: głęboko pod wodą płynęła ogromna ławica sardynek a za nią, próbując oddzielić kulę, setki delfinów, nad nimi bardzo nisko lecące ptaki, a pochód zamykały dwa wieloryby. Ostatniego dnia udało nam się wytropić taki bieg i skipper wyrzucił nas prawie z pędzącego pontonu wprost na trasę przepływu. Czułam się jak pieszy stojący twarzą „pod prąd” na autostradzie. Delfiny wyprzedzały nas na powierzchni i nurkowały tuż przed nami, omijając nas „dołem”. Po zanurzeniu pod wodę widzieliśmy setki, a może i tysiące delfinów, płynących po kilka sztuk równocześnie, jak zawodnicy w pływaniu synchronicznym. Jedne na brzuchu, drugie na plecach, wszystkie w pędzie, udając, że nas nie widzą, ale wymijając bezbłędnie. Wieloryb też nas zauważył i wpłynął pod powierzchnię na tyle głęboko, że tym razem nie udało się go nam zobaczyć. Po 3 minutach autostrada się skończyła, minęła nas i zniknęła w oddali, a my popłynęliśmy na wieloryba. Nasz skipper, Carl, był zapatrzony na wieloryby. Przypominał kapitana Ahaba, poszukującego Moby Dicka, z tą jednak różnicą, że biały kaszalot był niemal nieuchwytny, a walenie i owszem. Codziennie, przez 3 dni, widzieliśmy od kilku do kilkunastu sztuk. Niektóre pokazywały tylko grzbiet, inne tylko ogon, a niektóre, bardziej towarzyskie, skakały ponad powierzchnię wody, robiąc akrobacje i piruety. Utkwiła mi w pamięci zwłaszcza jedna para, popisująca się przed sobą. Ona tańczyła ogonem nad powierzchnią, on pokazywał głowę i brzuch. W pewnej chwili wyskoczyły oba, tworząc zapierający dech w piersiach duet, który udało się uwiecznić na fotografiach. Stałam i patrzyłam jak wryta, wieloryby były kilkanaście metrów od nas, prawie na wyciągnięcie ręki i trudno było powstrzymać okrzyki zachwytu. Nie wiedziałam wtedy, że prawdziwe spotkanie z waleniami jeszcze przede mną. Ostatniego dnia spędziliśmy kilka godzin w poszukiwaniu kul sardynich, ale poza kilkoma dużymi stadami delfinów, które pozwoliły pływać i bawić się obok nich, i kilkoma waleniami, nie trafiliśmy na nic. W pewnej chwili, podczas pływania z delfinami, skipper krzyknął do nas z pontonu, że wieloryb wynurza się tuż obok nas. I rzeczywiście – nie jeden, ale dwa wieloryby, 5 metrów od nas, wypłynęły na powierzchnię i zanurzyły się tuż 5 nuras.info 10/2010 obok, pozwalając się zobaczyć w całej krasie. Padając na wodę było nawet trochę strasznie, że to olbrzymie, pozornie niezgrabne cielsko, wywali się na któregoś z nas, zmuszając do głębszego nurkowania na bezdechu. Nic takiego się jednak nie zdarzyło i po 3 minutach wróciliśmy na ponton, podekscytowani niezwykłą przygodą. Spełniło się kolejne marzenie nurkowe. Mimo ciepłego popołudnia wróciliśmy zmarznięci i wizja gorącego prysznica jawiła się rajsko. Po południu opuszczaliśmy Port St Jon’s – usatysfakcjonowani, że udało się zobaczyć tak wiele i stęsknieni za ciepłem, którego tu mieliśmy bardzo mało. To, co zobaczyłam podczas Szlaku Sardynek na długo utkwi mi w pamięci i jak dotąd, jest to moje najwspanialsze spotkanie z morską fauną, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Kiedyś jeszcze tu wrócę z moim synem, na pewno. Małgorzata Babiak 6 nuras.info 10/2010 7 nuras.info 10/2010 Jeśli możesz nie nurkować nie nurkuj! Jak już wspomniałem, głównym celem było maksymalnie bezpieczne nurkowanie poniżej punktu 200 metrów. Metoda którą wybrałem, zanurzenie wzdłuż liny, nie była dla mnie standardowa, ponieważ nie jest to standardowe nurkowanie. Na głębokość do 150 metrów zawsze nurkuję wzdłuż profilu dna. Warunki w Hurghadzie nie pozwalają na bezpieczne dopłynięcie na płetwach do głębokości 200 i więcej metrów. Wymagane głębokości są na rafach: Small Giftun i South Abu Ramada, ale ich profil obejmuje kilka tarasów schodzących w dół. Takie ukształtowanie rafy sprawia, że podczas zanurzania się wzdłuż profilu dna konieczne jest przepłynięcie dużego dystansu, co bezpośrednio łączy się z dużym wysiłkiem, zwiększa czas zanurzenia i powoduje wydłużenie czasu dekompresji. Swobodne zanurzenie w toni, bez wizualnego kontaktu z rafą, nie jest akceptowalne ze względu na silne prądy i praktycznie wyklucza zabezpieczenie z powierzchni. Nie mamy pewności czy osiągniemy planowaną głębokość, nie wiemy gdzie skończymy nurkowanie. Więc powtarzam, dla takich nurkowań (poniżej 200 metrów na rebreatherze) najbezpieczniejszą metodą jest opadanie w dół i wynurzenie w górę (do rozpoczęcia desaturacji) przy linie. Czas na dole: 20 - 40 sekund, krótko, bo nie chcę wisieć na deko parę dodatkowych godzin. Absolutnie nie mam problemu, aby pozostać na dole dłużej, a jeszcze dziwniejsze jest to, że daje mi to przyjemność. Przy czasie na dnie 20 sekund lub 3 minuty nie ma absolutnie żadnej różnicy w przygotowaniu lub prowadzeniu nurkowania. Podczas nurkowania na rebreatherze różnica jest tylko w ilości butli z gazem ucieczkowym. Czas płynie inaczej na tej głębokości. Nie zapominajmy również, że celem nurkowania nie jest zwiedzanie, ale głębokość. Jaskinie i wraki lepiej jest oglądać na głębokości do 100 - 130 me trów. Bailout plany i plany na tabliczkach (zapasowe) zostały przygotowane przez program V-Planer (konserwatyzm +1). Uważam ten program za najwygodniejszy dla siebie. Nurkowanie planowałem przeprowadzić na dwóch komputerach Hammerhead (GF 7/84) + komputer VRX (algorytm VGM, bezpieczeństwo 0). S.P. 1, 1 na dnie i 1, 3 na głębokości 150 metrów. Miałem też Galilleo w trybie bottom timera, w celu rejestracji profilu nurkowania. Nie jestem dużym zwolennikiem “standardowych” gazów. Również nie bardzo przejmuję się ryzykiem kontrdyfuzji, ale ponieważ na gazy ucieczkowe potrzebowałem aż 7 butli, to postanowiłem przygotować “standardowe” gazy uwzględniające kontrdyfuzję. Zanurzenie odbyło się zgodnie z planem. Więc opiszę po kolei Moim głównym celem było nurkowanie na rebreatherze Hammerhead, na 222 metry. Planowałem zanurkować w Hurghadzie poniżej 200 metrów, a liczba 222 najładniej wygląda. Na 100 - 135 metrów nurkuję stale, na 150 - 160 metrów tylko czasami, gdyż potrzeba więcej bailout gazów. Poza tym brakuje mi czasu na nurkowania tylko dla siebie. Założeniem było użycie jedynie rebreathera. Hammerhead, moim zdaniem, jest najlepszy do tego typu nurkowań, dlatego nurkuję na nim stale, a także prowadzę kursy. Rebreather nie był jakoś specjalnie przygotowany, zwykła konfiguracja: butle 5 l stalowe, węże - Miflex i Apeks, skrzydło - 50 lbs, płyta - domowej roboty z tytanu, automaty - Apeks (Tx100 + DS4), absorbent - Sofnolime 797, domowej roboty sidemonut. Diluent gaz - Tx 5/80 220 bar, bailout - 6 butli (S 80) ciśnienie 220 bar - 5/80, 12/60, 15/55, 18/45, 30/30, 50 + 1 (S40) – 100 % tlen. Na moją prośbę komputery i głowica zostały wcześniej przetestowane przez producenta na 30 atmosfer. 8 nuras.info 10/2010 jak to było. Trzy dni przed nurkowaniem rozpocząłem przygotowanie gazów, automatów i liny. Z liną wyszło na plus, zamiast 230 metrów przypadkowo sprzedano mi 330 metrów (w cenie 230 metrów), ale z tlenem okazało na minus, wszystkie 4 transportowe butle zawierały maksymalnie 96 % tlenu. Więc tlen dla mnie przygotował Marco w swoim centrum. Linę zmierzyłem i zaplotłem w “warkocz” w stylu freediverów. Od tego dnia odstąpiłem od picia piwa i kawy. Dwa dni przed zanurzeniem omówiłem wszystkie plany i możliwe sytuacje awaryjne z nurkami zabezpieczającymi: Marco Scilipoti (Włoch, IT IANTD i współwłaściciel szkoły DNA w Hurghadzie) i Honza Musil (Czech, IT IANTD i współwłaściciel centrum “Lighthouse” w Hurghadzie). wania, oprócz bielizny termicznej i docieplacza (100), miałem przygotowaną dodatkową izolację z kurtki ze sztucznego puchu. Przykrywała ona tylko przód klatki piersiowej, ramiona do łokci i pachwiny - w celu ochrony płuc i pachwin przed hipotermią, a także pachwin i rąk przed przypadkowym zaburzeniem krążenia, spowodowanym przez zagięcia suchego skafandra. Co prawda tak ubrany musiałem być stale chłodzony wodą na łodzi. Aby uniknąć przegrzania i przenoszenia butli na zodiak, wszedłem do wody z pokładu statku sprawdzoną metodą, z pozycji siedzącej spadam na twarz do wody. Potrzebowałem pomocy w zrzuceniu za mną wszystkich butli. Ułożenie butli było następujące: na lewej stronie TMX 5/80 i Nx50 - również wykorzystywany do napełniania suchego ska- Dzień przed nurkowaniem: kontrola gazów i przygotowania całego sprzętu potrzebnego do nurkowania oraz... masaż tajski i odmowa zapalenia shishy. Dzień nurkowania. Pakujemy się na łódź “Prince Ashraf” w centrum nurkowym “Lighthouse”, wraz ze zwykłymi nurkami, którzy specjalnie dla mnie zgodzili się odbyć dwa nurkowania w jednym miejscu nurkowym. Montujemy sprzęt na łodzi. Po przybyciu na rafę Small Giftun, Honza popłynął zodiakiem zainstalować boję. Potrzebna głębokość znajdowała się około 270 - 300 metrów od wyspy, czyli daleko. W tym czasie zdążyłem się ubrać i spokojnie obejrzeć ciekawą scenę, 20 osób na pokładzie zamarło w ciszy obserwując zodiak. Głęboko nurkuję tylko w suchym skafandrze, niezależnie od temperatury powietrza i wody. Do tego nurko- fandra. Z prawej strony na smyczy 4 butle TMX 12/ 60, 15/ 55, 18/ 45 i 100 % tlen. U nurków zabezpieczających znajdował się tylko TMX30/30, bez którego w awaryjnej sytuacji mogłem się obejść. W wodzie od razu zdałem sobie sprawę, że moje założenia odnośnie siły prądu były słuszne. Samodzielnie nie mogłem dopłynąć do boi. Honza po kilku sekundach był w zodiaku i zobaczyłem koniec liny przed sobą. Z małą prędkością zostałem dociągnięty do boi. Zrobiłem kontrolę w wodzie i czekałem na Honzę. Dał mi dodatkowe obciążenie, 8 kg, które zawiesiłem na przednich D-ringach. Przeznaczenie balastu było podwójne: osiągnięcie prędkości zanurzenia (30 m/min) i po zrzuceniu go na dnie spokojne rozpoczęcie wynurzania, bez zbędnego pompowania skrzydła. Przypiąłem się kara9 nuras.info 10/2010 binkiem na metrowej linie do liny opustowej, pokazałem “OK” i wypuściłem powietrze ze skrzydła. Natychmiast zapomniałem o obawach i wątpliwościach. Wokół mnie we wszystkich kierunkach rozciągał się piękny błękit. Jestem pod wodą! Ale w ciągu pierwszych kilku chwil radość stała się mniejsza, prąd był silniejszy niż oczekiwałem i nie pozwalał osiągnąć zakładanej prędkości zanurzania, ze względu na napięcie liny pod kątem w dół. Byłem gotowy na rozpoczęcie wynurzania zgodnie z planem, niezależnie od osiągniętej głębokości. Na głębokości 195 metrów zobaczyłem dno. Mimo głębi widziałem kilkadziesiąt metrów dookoła. Skaliste dno opadało pod lekkim kątem. Sprawdzając komputery i stale dodając diluent do pętli, zbliżyłem się do dna. Stojąc nogami na dnie, skontrolowałem czas siedem minut 40 sekund, na głębokości 211 metrów. Niestety, a może na szczęście - kto wie, obciążenie liny leżało w niewielkiej szczelinie na tej głębokości. Prąd i moje spóźnienie (nawiasem mówiąc, ja zawsze się spóźniam) wykluczało dalsze nurkowanie w dół. Cieszył brak jakichkolwiek nieprzyjemnych objawów, czułem się jak na zwykłym nurkowaniu na 100 metrów, spokojny równy oddech i puls, absolutnie czyste sumienie (spokojnie kontrolowałem wszystkie 4 komputery). Nadeszła ósma minuta. Zrzucam balast z przedniego D-ringu i zostawiam go na dnie. Powoli odrywam się od dna i spokojnie pompuję skrzydło. Teraz prąd idzie mi na rękę, spokojnie trzymam się liny opustowej i nabieram zaplanowaną prędkości wynurzenia (15 m/minutę). Muszę powiedzieć, że mój ulubiony VRX zamroził się na poziomie około 150 metrów w czasie zanurzania, ale teraz zbudził się, a nawet pokazał 177 metrów. Pomimo tego, cały czas dekompresji pokazał absolutnie poprawnie. Po osiągnięciu głębokości 150 metrów zwolniłem tempo wynurzania do 10 metrów na minutę, a S.P. podniosłem na 1,3. Kiedy dotarłem do głębokości 123 metrów, zatrzymałem się na pierwszym głębokim przystanku. Wyjąłem drukowany plan z V - Planera dla głębokości 210 metrów i sprawdziłem poprawność wskazań wszystkich komputerów. Tak jak się spodziewałem, algorytm Hammerhead pokazuje przystanek o 10 - 15 metrów wyżej, zaś VRX pokazuje dłuższy o 30 minut czas dekompresji. Systematycznie odbywam zaplanowane przystanki i osiągam 80 metrów. Tam spotykam się z czekającym na mnie Marco. On również nurkuje na Hammerhead i ma ze sobą tylko swój bailout (15/55, 50, 100). Jego celem jest kontrola mojego stanu fizycznego i pomoc w razie potrzeby. Na szczęście mój stan był doskonały. Tak jak to było zaplanowane, wysłałem po linie boję, co oznaczało dla Honzy na powierzchni “Dobrze, Alex jest tutaj”. W przeciwnym razie, gdybym boi nie wysłał, Honza miał ruszyć na zodiaku i szukać mojej boi, którą miałem strzelić z głębokości 51 metrów (w przypadku mojego oddalenia się od liny opustowej). Po znalezieniu boi miał zejść do mnie z Tx 30/30 i gazami zapasowymi. Puszczając boję po linie, zapomniałem dołączyć do niej tabliczkę z informacją, że u mnie wszystko jest w porządku. Wywołało to trochę emocji i lekkie zakłopotanie na powierzchni, ale ja o tym nie wiedziałem i poże- gnałam się z Marco, wynurzając się dalej. Około 42 metra spotkałem się z Honzą. Wymieniliśmy sygnały - wszystko OK. Oddałem Honzie niepotrzebne już butle z bailoutem, a on wysłał je na powierzchnię. Planowaliśmy, że od tego momentu wspólnie dopłyniemy skuterem do ściany rafy, gdzie w lagunie bez prądów czeka stacja deko, ale silne prądy powodowały obawy przed takim rozwiązaniem. Próby użycia boi, dla monitorowania naszej pozycji z powierzchni, nie powiodły się. Lina zaczynała ustawiać się do pozycji poziomej, ciągnąc Honzę za sobą w górę. W końcu zdecydowaliśmy, że zodiak będzie pływać po powierzchni, wskazując nam kierunek. Honza wynurzył się i ustalił plan ze sternikiem. Możemy odczepić się od liny i płynąć na kompas w kierunku rafy, patrząc również na zodiak. Dla tych, którzy znają Small Giftun: lina opustowa była na wysokości pierwszej plaży - po 10 minutach płynięcia ze skuterem w kierunku rafy dotarliśmy do laguny (taki silny był prąd!). Po 5 minutach płynięcia z prądem byłem przy stacji deko. Przygotowaniem i założeniem deko stacji, po swoich nurkowaniach, zajmuje się Ewa i Krzysztof (polscy instruktorzy). Potem Krzysztof powiedział mi, że takie proste zadanie trzy razy było przerywane z powodu najeżdżania łodzi na boję. Czwarty raz Krzysztof musiał prawie walczyć z Arabem, który usiłował wyciągnąć na swoją łódź boję z całą stacją deko i 40 kg balastu. Na stacji deko odwiedzili mnie wszyscy instruktorzy z łodzi. Podobało im się jak siedzę na drabince i piję przygotowany wcześniej napój. Bawili się niepotrzebnym mi już skuterem i znalezioną na dnie starą maską. Podczas jej przymierzania, w mojej masce (Scubapro) zepsuło się mocowanie paska i musiałem skorzystać z maski zapasowej. Kiedy do końca de- 10 nuras.info 10/2010 przełożyć party na następny dzień. Zmęczenie nie przeszkodziło mi napić się trochę piwa i zapalić shishę. kompresji zostało 5 minut, zacząłem płynąć w kierunku łodzi oddalonej o 50 metrów od stacji. Pod koniec płynąłem z napoleonem obok raf i wynurzyłem się powoli obok łodzi. W sumie po wodą spędziłem 284 minuty, o 40 minut dłużej niż przewidywał plan, ale zgodnie ze starą tradycją, jeśli komfortowo czuję się pod wodą, nie spieszę się na powierzchnię. Jak powiedział mój student Genia (Humanoid): “Co mam tam robić?” Chcę podziękować Honzie, który spędził w wodzie ponad 2,5 godziny i 3 razy musiał się wynurzać. Dziękuję bardzo! Honza uczestniczył w organizowaniu i prowadzeniu nurkowań mistrza świata Martina Štěpánka (freediving) podczas ustanawiania rekordu świata. Jego doświadczenie pozwoliło mi zupełnie nie myśleć o koordynowaniu zadań, którymi się zajmował. Sam nie zrobiłbym tego lepiej. Ponownie podziękowania dla Marco za pomoc i za czysty tlen. Również dziękuję Ewie i Krzysiowi za zdjęcia, stację deko i stałą pomoc i wsparcie. Wyszedłem na łódź, umyłem się, rozebrałem i przyjąłem gratulacje od znajomych. Sens można oddać następującymi słowami: “Cały świat masz na dłoni, jesteś zadowolony, nie możesz mówić i tylko trochę zazdrościsz innym, tym, którzy mają górę przed sobą” (W. Wysocki). Stan obłędny, ale zmęczenie zaczęło narastać w miarę dopływania do centrum. W związku z tym postanowiłem Zamiast post scriptum. Wczoraj po nurkowaniu rozmawiałam na Skype ze swoim studentem, Timurem. Dał mi dal link do nurkowego forum “Tethys” - śmiertelny wypadek w Dahab na rebreatherze podczas nurkowania na 200 metrów. Przeczytałem… Chciałem przypomnieć wszystkim tam piszącym stare rosyjskie powiedzenie - o zmarłych albo dobrze, albo nic. Dlatego jako motto do artykułu wybrałem słowa żony Davida Shawa. Od siebie chciałbym dodać: – Jeśli możesz nie kochać – nie kochaj! – Jeśli możesz nie nurkować – nie nurkuj! – Jeśli możesz nie nurkować głęboko – nie nurkuj głęboko! – Jeśli możesz nie iść w góry, nie wyskoczyć ze spadochronem – nie idź i nie skacz! Ale jeśli coś sprawia, że nie możesz spać, jeść, jeśli zajmuje to wszystkie Twoje myśli: wstań i idź robić to, co szepcze Ci Twoje serce. Aleksandr Shestopalets www.aquadao.com 11 nuras.info 10/2010 Smak prawdziwej Chorwacji Wyspa Murter Celem naszej wyprawy była wyspa Murter. Usytuowana blisko lądu, lecz mająca widok na sam środek pięknych Kornatów. Już od zjazdu z autostrady daje się wyczuć wyjątkowość tego miejsca. Wszędzie otaczają nas ponad stuletnie drzewa oliwne, a w powietrzu przeplata się zapach lawendy, pinii i soli. Mijamy ogromne ilości drzew figowych, które doskonale utrzymują się na ubogiej glebie wyspy. Zadziwiają nas niskie murki, usypane z białych kamieni w równych liniach. Od miejscowego rybaka dowiadujemy się, że tak ich przodkowie oddzielali pastwiska, na których trzymali swoje owce. Znakiem rozpoznawczym wyspy są właśnie owce, osły, figi, lawenda i oliwki. Na każdym straganie możemy znaleźć lawendowe woreczki, świeże figi i lokalne wyroby artystyczne, a to wszystko skąpane w lokalnym, rybackim klimacie. Nie ma tu ekskluzywnych hoteli z all inclusive, tylko spójna, wiekowa architektura w skromnym, rybackim stylu. Nie ma basenów z podgrzewaną wodą, tylko publiczne plaże. Nie ma drogich restauracji, ale główne ulice są pełne przytulnych knajpek z pysznym jedzeniem i rakiją. Muter jest niewielką wyspą, na stałe połączoną z lądem dwunastometrowym obrotowym mostem. Wyspa zamieszkana jest przez rybaków, szkutników i hodowców oliwek. Mimo obecności wielu turystów, miasto na co dzień żyje swoim tempem. Codziennie rano kutry wyruszają w morze, by wieczorem prezentować całemu miastu swoje połowy. Rytuałem jest wywieszanie największej złowionej ryby i prezentowanie jej z dumą całemu miastu, a następnie sprzedanie do okolicznej knajpy, gdzie szybko staje się daniem polecanym na dzisiejszą kolację. Na wyspie są 4 miejscowości: Muter, Betina, Tisno i Jezera. Łączna populacja wynosi ok. 5000 mieszkańców. My udaliśmy się do Jezer. To małe miasteczko żyje głównie z rybołówstwa i uprawy oliwek, jednak szczyci się także wyrobem oliwy i produkcją wybornego wina. Mimo rozwiniętej turystyki, człowiek czuje się w tym miejscu jak w typowej osadzie rybackiej. Wszędzie cumują kutry, ukazujące całą prawdę o życiu prostego rybaka. Wieczorem miłośnicy owoców morza mogą kupić świeże krewetki, ryby, kalmary i mule prosto z łodzi. Ludzie są nad wyraz mili i uprzejmi. Bardzo lubią Polaków. I choć można się z nimi dogadać po angielsku, zdecydowanie wolą, gdy mówimy do nich w naszym rodzimym języku. Widząc nas po raz kolejny, zapamiętują twarze i witają jak starego przyjaciela. Z radością słuchają, jak uczymy się nazw potraw, łamiąc chorwacki język i chętnie zabawiają nas rozmową. Najlepszym dowodem sympatii jest darmowa rakija na pożegnanie. I trzeba ją wypić, bo np. Niemiec jej nie dostaje. Gdy zaś mamy wolny Piękno Chorwacji jest sławione od najdawniejszych czasów. Ten wspaniały kraj ma wielbicieli wśród żeglarzy, nurków i zwykłych turystów. Jest uznawany za prawdziwą inspirację dla wielu twórców. Morski błękit, przeplatany szlachetną zielenią malowniczych wysp i lądów, przyciąga marzenia wielu ludzi o wypoczynku w tak wybornej aranżacji natury. Tu wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Na Chorwację apetyt nie mija, gdyż nie sposób poznać ją do końca. Zawsze zostaje kolejna przecudna wyspa do odkrycia, zabytkowe miasto do zwiedzenia i podwodne ściany, które są zupełnie inne od tych, które widzieliśmy dotychczas. W tym numerze chcę zabrać Was na wycieczkę we wspomnienia z ostatniej wyprawy. Pokazać Wam wyspę, która zachwyca rybackim klimatem, uwodzi widokami i rozkochuje w sobie podwodnymi skarbami, abyście nie tylko poznali opis, ale także poczuli smak i zapach, jakie czynią z tego miejsca Chorwacki Dahab. „Chcąc uwieńczyć swoje dzieło, ostatniego dnia, z łez, gwiazd i powiewu morza, bogowie stworzyli Kornaty” – tak George Bernard Shaw opisał urodę archipelagu składającego się ze 152 wysp i wysepek, ciągnących się między Szybenikiem a Dugim Otokiem. Kornaty wciąż uznawane są za sekretne miejsce z dziewiczym pięknem. Szereg wysp tworzy długą linię klifów, sięgającą od 80 m nad powierzchnią Ziemi i do 100 m głębokości w wodzie. Pionowe, zbielałe ściany, gdzieniegdzie przeplatane zielenią drzew, tworzą niewyobrażalny krajobraz, który chętnie podziwiają ludzie z całego świata. Nurków przyciąga tu także krystalicznie czyta woda, urozmaicona linia brzegowa pełna jaskiń, grot, nawisów i pionowych ścian. Bogactwo podwodnej fauny i flory, tętniącej życiem na dużych głębokościach, czasem przypomina egipskie rafy. To miejsce jest tak niespotykane, że stworzono tu Park Narodowy Kornaty. 12 nuras.info 10/2010 tach. Miłośnicy fotografii podwodnej powinni zaopatrzyć się w dobry sprzęt wraz ze światłem. Morze Adriatyckie aż roi się od obiektów makro fotografii. Rozgwiazdy, gąbki, korale i ukwiały są gęsto rozsiane jak kwiaty na łące. Urocze ślimaki dalmatyńczyki wygodnie układają się na gąbkach w trawie lub w ustępach skalnych. Ośmiornice, ukryte w swoich jamach, są trudne do odnalezienia dla laika, lecz gdy już uda się Wam je wypatrzyć, będziecie szczęśliwi. Z murenami, skorpenami, strzępielami, kongerami, homarami czy langustami będzie jeszcze trudniej, ale warto poświęcić czas na przeszukiwanie z latarką półek skalnych, bo jest ich tam bardzo wiele, ale lubią się ukrywać przed nami za dnia. Szczęśliwcy może napotkają na koniki morskie i rekiny kocie, albo ich jaja przymocowane do gorgonii. Nurkom bardziej zaawansowanym polecam całe lasy czerwonych gorgonii porastających ściany poniżej 40 m. I co najciekawsze – proponuję zabranie do Chorwacji twinów, gdyż najpiękniejsze wraki spoczywają na dużych głębokościach. czas, możemy relaksować się na żwirowych plażach lub kamiennych tarasach, które ciągną się aż do Tisno. Jeśli ktoś szuka spokoju w ciągu dnia, to będzie tu wspaniale wypoczywał. Znudzeni plażowaniem będą mieli piękne tereny do zwiedzania. Polecam podziwianie widoków, starówek i uroczych kościółków podczas przejażdżki skuterem, który można wypożyczyć w każdym mieście za niewielkie pieniądze. Wyspę można objechać w 3 godziny i stanowi to doskonałą rozrywkę po powrocie z nurkowania. Wieczorem zaś miasto ożywa i robi się tłoczne, choć do głośnych, dyskotekowych kurortów wciąż mu daleko. Nurkowania w okolicach wyspy Murter pozostaną w pamięci każdego na całe życie. Morze Adriatyckie, poza naturalnym jego pięknem, kryje w swojej otchłani liczne dowody obecności różnych cywilizacji na przestrzeni wieków. To miejsce daje okazje do nurkowań z różnymi uprawnieniami. Większość lokalizacji stwarza warunki zarówno dla początkujących, jak i nurków technicznych. Wszędzie są liczne uskoki, strome ściany, jamy, groty i łagodne łąki. Możemy podziwiać rozsypane na dnie, doskonale zachowane, wiekowe amfory ogromnych rozmiarów oraz pozostałości po wielu statkach i ich transpor- Większość osób odwiedzających to miejsce jedzie z myślą o ujrzeniu wraku Francesca de Rimini. Jest to transportowiec zatopiony w 1943 roku, spoczywający na głębokości 50-52 m. Jego ładownie wciąż wypełnione są amunicją, co powoduje całkowity zakaz wpływania do wnętrza wraku. Widok tego majestatycznego statku jest niezapomniany, lecz obecnie dostępny dla niewielu. 13 nuras.info 10/2010 Okoliczne bazy, poza tymi kilkoma miejscami, mają dla nurków jeszcze wiele innych atrakcji. Nas akurat najbardziej pociągały groty i jaskinie, których w tych okolicach jest wiele. Zwykle znajdują się między 30 a 40 m. Na każdym nurkowaniu można zobaczyć ich kilka. Czasem są niewielkie, innym razem spokojnie mieszczą nurka. W takich miejscach polecam spokojną eksplorację z latarką i wypatrywanie okazów w szczelinach. Ja miałam okazję natrafić na duże kraby, jednak światło latarki zbyt szybko je wypłoszyło i sprawnie ukryły się przed obiektywem. Największe wrażenie zrobiła na mnie jama ukryta za grubą, obrośniętą rybacką siecią. W pierwszej chwili myślałam, że przewodnik zapomniał nam powiedzieć o wraku, jaki możemy zobaczyć w tym miejscu. Gdy jednak podpłynęłam, odkryłam zdumiewającą zawartość owej sieci. Półmrok wraz z przebłyskami światła utworzył intrygujący tunel mieszczący dwóch przepływających nurków. Wspomnienie tego widoku wywołuje rozmarzenie na mojej twarzy. Chciałabym posiedzieć tam jeszcze choćby przez chwilę. W tym miejscu stałam się ukrytym widzem, wtopionym w naturalny rytm podwodnej przyrody. Tylko jedno centrum nurkowe ma pozwolenie na organizowanie nurkowań w tym miejscu. Większość baz tylko mami obietnicami, że je zrealizuje. Kary jednak są zbyt duże, by chcieli ryzykować. Zanim więc pojedziecie zdobyć Francescę, upewnijcie się, czy Wasza baza uporała się już z zakupem pozwolenia. Gdy z Francescą się nie uda, nic straconego. Polecam eksplorację wraku Borko, który spoczywa na głębokości 35-45 m. Jest to ośmioletni wrak kutra rybackiego, który zdążył już pozyskać nowych mieszkańców. To doskonałe miejsce do fotografii podwodnej, jednak by mieć na nią czas, pojedyncza butla to za mało. Warto poświęcić tej lokalizacji trochę więcej czasu lub zanurkować tu dwa razy. Polecam także wybranie się na torpedowiec i wrak Borak. Na wyspie Muter jest kilka baz nurkowych, w tym jedna Polska. Można wybierać według uznania. Jakość świadczonych usług pozostawiam osobistej ocenie klientów. Na pewno należy pamiętać, że to nie Egipt. Tu nikt nikomu sprzętu nie nosi, łodzie same butlami i balastem się nie ładują. Załadunkiem zajmują się wszyscy nurkowie, co w pewnym stopniu wspomaga nawiązywanie znajomości z uczestnikami różnych grup nurkowych wypływających na tej samej łodzi. Cena za pakiet 10 nurkowań oscyluje od 800 do1050 zł. 14 nuras.info 10/2010 wszystkich uczestników. Chorwacja zyskała nowych wielbicieli, którzy zapewne nie raz powrócą tam w przyszłości. Mogę polecić to miejsce wszystkim, którzy poza fantastycznymi nurkowaniami, szukają miejsc prawdziwych, regionalnych, gdzie można poznać życie mieszkańców, inną architekturę i kulturę. Jeśli lubisz poznawać miejscowe klimaty, wyspa Murter zachwyci Cię swoją naturalnością. Z pewnością jest to miejsce, które każdy nurek powinien zobaczyć, bo nie znając tej części Chorwacji, nie zna się pełni jej klimatu i subtelności bogatego smaku. Warto porównać oferty i wybrać najlepszą pod własnym kontem. Ceny za siedmiodobowy nocleg zaczynają się od 400 zł wzwyż (w zależności od terminu przyjazdu, warunków mieszkaniowych i ilości osób w pokoju). Przeciętnie za pokój dwuosobowy w sezonie trzeba zapłacić ok. 700 zł/os. Polecam także wykupienie wyżywienia, gdyż to pochłonie największą część Waszych funduszy. Należy jednak skorzystać z okazji i skosztować lokalnych specjałów kuchni chorwackiej. Świeże owoce morza, mięsne potrawy typowo regionalne, jak plaskavica czy papryka faszerowana i wszędzie proponowane steki z dużych ryb, a to zakąszone palacinkami (naleśniki) i popite regionalnym winem lub rakiją. Takie szaleństwa pozostawią wspomnienie na podniebieniu. Nasza wyprawa do Jezer trwała dziewięć dni, ale chętnie zostalibyśmy dłużej. Ten wyjazd podbił serca Dziękuję za udostępnienie zdjęć Renacie Gruszcze, Jackowi Markowi i Jarkowi Szubie. Anna Cudna – Zbrożek [email protected] DOŁĄCZ DO NAS - WSZYSTKO W JEDNYM MIEJSCU 15 nuras.info 10/2010 Niebieski odcień czerwieni Po raz pierwszy w historii Międzynarodowych Warsztatów Nurkowych w Myśliborzu, na prośbę organizatorów, objęliśmy patronatem medialnym siódmą już edycję tego przedsięwzięcia. Sporym rozczarowaniem było odwołanie imprezy w pierwszym planowanym terminie, jednak w związku z wielką wodą zalewającą kolejne miasta, wszyscy musieliśmy uzbroić się w cierpliwość. W końcu udało się. DLRG Soltau w czerwonych ubarwiły nieco najliczniej reprezentowaną grupę naszych rodzimych „czarnych” strażaków. W centrum wydarzeń stał dumnie zaparkowany spory wóz strażacki, intrygująco połyskując czerwonym lakierem w rzadko w Polsce spotykanym odcieniu niebieskiego, nieustannie służąc jako wdzięczny obiekt wielu pamiątkowych fotografii. Po oficjalnym powitaniu gości specjalnych i wszystkich uczestników imprezy, przybyłych w tym roku w W dniach 10-12 września 2010 r. wybraliśmy się do niedużego, niespełna 12 tysięcznego, miasteczka Myślibórz. Pierwszym miłym zaskoczeniem po przybyciu na miejsce była przepiękna pogoda, której nic nie zapowiadało, gdyż pochmurne, deszczowe niebo bezlitośnie od dłuższego czasu przypominało, że jesień tuż, tuż. Położony nad brzegiem Jeziora Myśliborskiego Międzyszkolny Klub Sportowy Szkuner powoli zapełniał się uczestnikami Warsztatów. Łopoczące gęsto, na rozświetlonym słońcem jeziorze, bialutkie żagle optymistek, zwinnie ujarzmiane przez najmłodszych żeglarzy, wyglądały na niezwykle uroczysty komitet powitalny. Wraz z każdym kolejnym podjeżdżającym środkiem transportu, wypełnionym uczestnikami warsztatów, robiło się coraz gwarniej i radośniej. Na głównym placu gromadziło się coraz więcej ekip, THW Soltau w niebiesko-żółtych strojach i rekordowej liczbie 138 osób, w tym 45 osobowa grupa z Niemiec, wciągnięto flagę na maszt, omówiono cele i zadania tegorocznego spotkania, po czym wszyscy zgodnie przystąpili do kolejnego punktu programu, czyli integracji przy rozpalonym do czerwoności grillu, pełnym prawdzi- 16 nuras.info 10/2010 wych smakowitości. Zgromadzenie tak wielu strażaków w jednym miejscu najczęściej nie kojarzy się z przyjemnym wydarzeniem, raczej z tragedią i zniszczeniem, jednak tym razem jedynym ogniem było przyjaźnie iskrzące ognisko, przy którym siedzieliśmy, zaś jedyne, co należało ugasić, to silne pragnienie po bardzo męskiej, palącej gardło zupie, serwowanej na powitanie. Swoją drogą ciekawe, czy strażak może się relaksować przy czymś, co jest małą częścią żywiołu, z którym walczy na co dzień? basen z rybami, które mogły własnoręcznie schwytać, pogłaskać, dokładnie obejrzeć i poznać pod czujnym, aczkolwiek bardzo wyrozumiałym, okiem ichtiologia, który z palcem odważnie wsuniętym w paszczę szczupaka, z niekłamaną pasją odpowiadał o rybich zwyczajach i odpowiadał na najbardziej zaskakujące pytania. Dla wielu była to bardzo cenna, niepowtarzalna lekcja. Cóż, w końcu czasy, kiedy można było się zakumplować z karpiem, czekającym w wannie na święta, powoli odchodzą do historii. Poza praktyczną nauką ichtiologii i ochrony środowiska wkoło siebie, dzieci dostały jeszcze jedną, można bez przesady powiedzieć, najwyższej wagi lekcję. W specjalnie do tego celu przeznaczonym namiocie zostały przeszkolone z zakresu udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Ćwiczenia przeprowadzono na bardzo realistycznych fantomach, najlepszej światowej firmy, imitujących osobę dorosłą, dziecko i niemowlę. Jak co roku, jednym z głównych punktów programu było tradycyjnie sprzątanie okolicznych jezior: Myśliborskiego, Lipowa, Karska Wielkiego i Białego. Za oczyszczenie dna odpowiedzialni byli wszyscy nurkujący, zaś rekordowa armia 130 dzieci z miejscowych szkół, niczym wielcy łowczy, przeczesywała brzegi w poszukiwaniu wszystkiego, co pomogło zapełnić wielkie worki, w które ją wyposażono. Na brzegach szybko rosła góra śmieci, zasilana przez wszystkich sprzątających. Wyłowiono mnóstwo skarbów, między innymi kilka opon, które pokryte nowiutkim, naturalnym bieżnikiem z małych muszelek mogłyby z powodzeniem zagrać w reklamie Michelin. Poza wielkim sprzątaniem, jednym z głównych założeń corocznych myśliborskich warsztatów jest doskonalenie umiejętności płetwonurków oraz wymiana międzynarodowych doświadczeń w zakresie nurkowania i ekologii. W sobotę, równolegle z nurkowaniami, odbywały się ćwiczenia powodziowe, polsko (KP PSP Myślibórz) – niemieckie (THW BERLIN OV Steglitz/Zehledorf), mające na celu ujednolicenie działań podczas przepompowywania wody na duże odległości. Nazbyt często ostatnio widziany obraz zalanych miast i wsi, najlepiej pokazuje wagę tych umiejętności i konieczność międzynarodowej współpracy w obliczu podobnych tragedii. Obserwując zagraniczną ekipę podczas pracy od razu Na dzieci ze Szkół Podstawowych nr 2 i nr 3 z Myśliborza, Zespołu Szkół w Karsku, ze Szkunera oraz Środowiskowego Domu Samopomocy Myślibórz czekało sporo atrakcji. Nagrodą za udział w wielkim sprzątaniu były specjalne pokazy nurkowania, pływanie strażacką motorówką, projekcje filmów nurkowych z barwnych, egzotycznych części świata i imienne dyplomy. Po intensywnie spędzonym dniu wyśmienicie smakowały serwowane przez strażaków grillowane kiełbaski. Największym zainteresowaniem młodych ekologów cieszył się jednak 17 nuras.info 10/2010 dało się zauważyć legendarną niemiecką dokładność i porządek. Doskonale zaplanowane i zorganizowane poszczególne zadania, niektóre wcześniej rozrysowane i opisane, wykonywane były ze stoickim spokojem, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że z lekkim znudzeniem, czy może raczej odprężeniem, wywołanym przyjemnie grzejącym słonkiem. W końcu to tylko ćwiczenia, nic się nie dzieje, nie trzeba się spieszyć. Unoszący się nad głowami pracujących dym, na szczęście pochodził z fajki jednego z biorących czynny udział w akcji i niósł za sobą bardzo przyjemny aromat waniliowego tytoniu. Może to dobry sposób na koncentrację? W niedzielę odbyły się ćwiczenia ratownictwa wodnego, w których uczestniczyły JRG PSP Myślibórz, THW Soltau i DLRG Soltau. Pogoda była tak piękna, że pozoranci bez specjalnej zachęty wskakiwali do wody i pluskając się radośnie, wcale nie wypatrywali błagalnym wzrokiem swych bohaterskich wybawców. acjach jest człowiek i jego zdolność wykorzystania tego, co aktualnie jest pod ręką. Ewakuacja osoby unieruchomionej na noszach, z wysokości mniej więcej 2 piętra, okazała się możliwa przy pomocy odpowiedniej długości drabiny i lin. Mimo, że cała akcja wyglądała bardzo prosto i przebiegała bez najmniejszych komplikacji, nie było chętnych, którzy chcieliby zastąpić niemieckiego kolegę, wciąganego na górę i z powrotem, ciasno przypiętego pasami do noszy, bez najmniejszej szansy na ucieczkę. Cóż pozostało tylko zamknąć oczy i cierpliwie znieść swój los, co też uczynił. Po całym dniu ćwiczeń i nurkowania w mało przejrzystej wodzie, w czasie wieczornych spotkań przy grillu, ciekawym urozmaiceniem była projekcja Maratonu Filmów Nurkowych. Uczestnicy, w trakcie tradycyjnej już wymiany myśli i poglądów, mieli okazję zobaczyć produkcje filmowe pasjonatów nurkowania, którzy okiem kamery zaglądają w najodleglejsze zakątki ciepłych i zimnych wód, jaskiń i wraków. Tak, to była bardzo udana impreza. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. W trakcie uroczystego zakończenia, jedna z uczestniczek, po pierwszym w życiu nurkowaniu odbytym w trakcie imprezy, została oficjalnie przyjęta do grona nurków, gratulujemy! Podziękowaniom nie było końca. Wśród uczestników zostały rozlosowane nagrody, m.in. kurs instruktorski ufundowany przez Let’s Dive, książki „Głębokie zanurzenie” ofiarowane przez Nuras.info - patrona medialnego imprezy, wszyscy zostali obdarowani pamiątkowymi dyplomami, koszulkami, kubeczkami, breloczkami, ale przede wszystkim nową wiedzą i doświadczeniami. Spore zainteresowanie wszystkich zgromadzonych wzbudziły ćwiczenia ewakuacji poszkodowanych podczas katastrof budowlanych, wykonane przez strażaków z KP PSP Myślibórz oraz THW BERLIN OV Steglitz/ Zehledorf. Po raz kolejny okazało się, że najlepszym i najskuteczniejszym narzędziem w najtrudniejszych sytu18 nuras.info 10/2010 Należy jeszcze wspomnieć, że VII Międzynarodowe Warsztaty Nurkowe nie byłyby możliwe bez wsparcia wielu firm i instytucji, m.in. Urzędu Miasta i Gminy w Myśliborzu, Starostwa Powiatowego w Myśliborzu, Gospodarstwa Rolno-Rybackiego Wełtyń, Nadleśnictwa Myślibórz oraz firm: Foltech Pszczelnik, COMPLEX, MAT-POŻ, SANBUD, SAWMOT, BENZOL, PILAR, FIRMY AGNES, MALDROBUD, UMiG Dębno, UG Nowogródek, EKO MYŚL, EUROMET, GBS Barlinek, INTERMARCHE, CIEPŁY DOM, FOL TECH FOLIE, HUSQVARNA, SAWMOT. Wszystkim sponsorom należą się szczególne podziękowania za przychylność i pomoc w organizacji warsztatów. Organizatorzy imprezy: Ochotnicza Straż Pożarna przy KP PSP w Myśliborzu; Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Myśliborzu; MKS Szkuner w Myśliborzu; Uczelniany Klub Nurkowy Aqatilis w Szczecinie. Nad całością imprezy, od początku do wyjazdu ostatniego gościa, czuwał niestrudzenie jej dobry duszek Naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Myśliborzu druh Andrzej Sawicki. To właśnie głównie dzięki niemu w tak niedużym, pięknym miasteczku jak Myślibórz odbywa się tak ważna impreza, z roku na rok coraz większa i świetnie zorganizowana. Prawdopodobnie dla pana Andrzeja w momencie zakończenia tegorocznych Warsztatów już zaczęły się przygotowania do kolejnych. Z wielką niecierpliwością czekamy na VIII Międzynarodowe Warsztaty Nurkowe i ich wspaniałą ciepłą atmosferę. Do zobaczenia za rok! Redakcja 19 nuras.info 10/2010 20 nuras.info 10/2010 21 nuras.info 10/2010 Czy uczymy się nurkować na kursie instruktorskim? przekazywać wiedzę. Kandydaci nie przygotowują autorskich programów czy planów zajęć. Zasada jest prosta – jeśli masz nauczyć danej czynności, należy to zrobić tak, tak i tak. Nauka opiera się na doświadczeniu szkoleniowym nie tylko jednej organizacji nurkowej, ale na współczesnej metodyce nauczania. Z metodyki tej korzystają w wielu krajach uniwersytety, ale także doświadczeni handlowcy, a nawet… dziennikarze prowadzący wieczorne wiadomości. Cały kurs składa się z dwóch części: IDC – Instructor Development Course – czyli etap szkolenia kandydatów, IEC – Instructor Evaluation Course – czyli egzamin końcowy. W SDI kurs instruktorski (IDC) może prowadzić Instructor Trainer (Instruktor Trener) lub IT Staff Instructor. Egzamin końcowy (IEC) może prowadzić tylko Instruktor Trener. Kurs instruktorski zaczyna się zawsze od tzw. procedur administracyjnych. To oznacza wypełnienie kwestionariuszy i formularzy oraz sprawdzenie przez trenera, czy kandydaci spełniają wymagania wstępne. Pierwszym wykładem jest „Historia SDI” oraz „Procedury i Standardy”. Na tym wykładzie omawiane są wszelkie zagadnienia biurokratyczne, np. jak rejestrować kursanta, jak występować o zgodę na odstępstwa od standardów, jakie są różne statusy instruktorskie, jak działa dział kontroli jakości w SDI, itd. Również w tej części przedstawiane są dokładnie standardy kursu IDC i egzaminu końcowego IEC. Na koniec tego wykładu trener przedstawia szczegółowe różnice pomiędzy organizacją SDI, a innymi organizacjami nurkowymi. Niektórzy kandydaci dopiero w tym momencie dowiadują się, że w SDI można szkolić bez tabel (a za to z komputerem), że nie ma dodatkowej składki za bycie instruktorem pierwszej pomocy czy instruktorem nurkowania technicznego oraz o unikalnej specjalizacji „Solo Diver”, którą kandydaci będą mogli w przyszłości oferować swoim kursantom, itp. Następna seria wykładów omawia po kolei, szczegółowo, wszystkie kursy oferowane w ramach SDI: OWD, AOWD, Rescue Diver, Master Scuba Diver, DiveMaster, Asystent Instruktora, różne specjalizacje. Osoby szkolone do tej pory w innych organizacjach często są pozytywnie zaskoczone, że będąc instruktorem SDI, mogą szkolić od razu od OWD do Asystenta Instruktora włącznie. Wyjaśniane są także specjalizacje takie jak CPROX, CPR1st i CPROX1stAED (różne szkolenia pierwszej pomocy), programy zapoznawcze z nurkowaniem dla dzieci, szkolenia snorkelingowe, programy przypominające zasady nurkowania, itp. Do napisania tego artykułu skłoniły mnie częste pytania kandydatów na instruktorów nurkowania. Kandydaci mają z reguły stopnie DiveMaster lub P3. Część z nich jest niezbyt doświadczona (z reguły około 200 nurkowań), a druga część – bardzo zaawansowana, z dziesiątkami nurkowań trimiksowych na koncie. Postanowiłem więc przybliżyć, czego uczymy i co robimy na kursie instruktorskim nurkowania rekreacyjnego (Open Water Scuba Diver Instructor). Dotyczy to prowadzonych przeze mnie kursów instruktorskich organizacji SDI/TDI, ale uwzględnia także moje doświadczenia z innych organizacji, w których jestem instruktorem. Najpierw spójrzmy na wymagania wstępne dla kandydatów. Kandydat musi: – mieć ukończone 18 lat, – być certyfikowanym nurkiem od minimum 6 miesięcy, – posiadać zgodę lekarza, – mieć zalogowane minimum 100 nurkowań w różnych środowiskach i na różnych głębokościach, – mieć stopień SDI Asystent Instruktora lub SDI DiveMaster lub odpowiednik (czyli analogiczny stopień z innej, rozpoznawalnej organizacji, np. DiveCon lub P3), – mieć ważne szkolenie pierwszej pomocy, pierwszej pomocy drugorzędnej oraz ratownictwa tlenowego (kursy te mogą być zrealizowane w ramach kursu instruktorskiego). Jak widać, wymagania wstępne nie są wygórowane, ale pamiętajmy, to są wymagania minimalne, warunkujące przystąpienie do kursu. Skoro wśród wymagań wstępnych jest posiadanie stopnia DiveMaster, to można przyjąć, że kandydat jest nurkiem mocno zaawansowanym, z wiedzą w zakresie fizyki, fizjologii, środowiska i sprzętu nurkowego. W tym miejscu można już odpowiedzieć na pytanie stanowiące tytuł niniejszego artykułu – na kursie instruktorskim nie uczymy się nurkować - uczymy się, jak uczyć nurkowania. Jednak, na szczęście, pewne braki można uzupełnić w czasie kursu, w ramach konsultacji czy warsztatów. Tego typu braki to, z mojego doświadczenia, przede wszystkim typowe ćwiczenia (np. balansowanie na płetwach – pivot), których kandydat mógł w życiu nie widzieć, jeśli dotarł do tego etapu z zupełnie innej ścieżki szkoleniowej. Dodatkowe konsultacje to z reguły fizyka i fizjologia oraz korzystanie z tabel nurkowych. W tym miejscu chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że kurs instruktorski pokazuje, jak w efektywny sposób 22 nuras.info 10/2010 Na tym wykładzie Instruktor Trener przedstawia kandydatom także propozycję dalszego rozwoju instruktorskiego – szkolenia techniczne. Siostrzana do SDI organizacja TDI oferuje pełny pakiet od Intro To Tech i Adv. Nitrox po Adv. Trimix, szkolenia jaskiniowe, rebreatherowe i inne. Instruktorzy TDI nie płacą żadnej dodatkowej składki ponad opłatę SDI. Kolejny duży wykład dotyczy zarządzania ryzykiem. Temat ten dotyczy tak oczywistych rzeczy jak zapewnienie sprzętu ratunkowego w miejscu prowadzenia kursu, poprzez lokalne przepisy, aż po kwestię ubezpieczeń i procedur postępowania w razie wypadku. Teraz nadchodzi czas na wykład stanowiący trzon całego kursu – „Metodyka nauczania”. Jest to bardzo duża porcja wiedzy, z reguły stanowiąca dużo nowości dla kandydatów. Na wykładzie szczegółowo omawiane są takie zagadnienia jak fazy nauczania, fazy uczenia się, czynniki wpływające na uczenie się, środki dydaktyczne, trema, czynniki wpływające na komunikację, etapy nauki, zakresy wiedzy do przekazania, itp. Z tą wiedzą można kandydatów zaprosić na kolejne zajęcia, a więc: prowadzenie wykładów, prowadzenie zajęć basenowych i prowadzenie zajęć na wodach otwartych. W części poświęconej wykładom kandydaci poznają nauczanie selektywne, czynniki przygotowania wykładu oraz uczą się struktury i elementów wykładu, dzięki którym znacznie wzrasta efektywność nauczania. Dzięki właściwie prowadzonym wykładom, zgodnie z bieżącym stanem wiedzy o metodyce nauczania, efektywność pojmowania wiedzy przez kursantów może wzrosnąć kilkakrotnie! Po wykładzie kandydaci otrzymują zadania domowe i sami zaczynają przygotowywać wykłady. Prowadzone przez nich wykłady będą przerywnikami pomiędzy zajęciami prowadzonymi przez trenera. Każdy wykład jest omówiony, błędy skorygowane i… wyznaczony nowy temat tak, aby na koniec kursu prowadzenie wykładów stało się bezproblemowe. Kolejne zajęcia teoretyczne – prowadzenie zajęć basenowych. Tutaj kandydaci poznają definicję basenu i wód basenopodobnych oraz cele nauki na basenie. Uczą się o kontroli i prowadzeniu takich zajęć, w tym – właściwego omówienia przed i po nurkowaniu, zasad demonstracji ćwiczeń, sposobów rozwiązywania problemów pod wodą oraz właściwego omówienia po zajęciach. Właściwego – to znaczy takiego, dzięki któremu proces nauczania jest możliwie jak najbardziej efektywny. Po tym wykładzie kandydaci zaczynają ćwiczyć omówienia i zajęcia pod wodą na basenie. Zamieniają się rolami (instruktor – DiveMaster – kursanci) i prowadzą różne ćwiczenia pod okiem trenera. Z każdym kolejnym basenem nabierają więcej doświadczenia i umiejętności. Osoby udające pod wodą kursantów mają w tym momencie czas na doszlifowanie swoich umiejętności demonstracyjnych różnych ćwiczeń. To także na tych zajęciach kandydaci uczą się efektywnej pracy pod wodą i wykorzystywania w szkoleniu asystenta. Zajęcia są tak intensywne, że woda niemal się w basenie gotuje… Nowy wykład to prowadzenie zajęć na wodach otwartych. Analogicznie do zajęć basenowych kandydaci poznają cele szkolenia na wodach otwartych, omawiają organizację takich szkoleń, dyskutują o kontroli kursantów w takich warunkach i w szczegółach poznają zasady prowadzenia omówień z kursantami przed i po nurkowaniach, zasady rozwiązywania problemów i szczegóły kontroli i prowadzenia takich zajęć. Z tą wiedzą można przeprowadzić zajęcia dla kandydatów. Znów zmieniają się rolami i ćwiczą szkolenie pod okiem trenera. Jest czas na dopracowanie szczegółów. Na tym etapie najważniejsza jest umiejętność kontroli kursantów przez przyszłego instruktora. Kandydaci na instruktorów mają głowy pełne nowej wiedzy. Cała metodyka nauczania to dla większości z nich całkowicie nowa wiedza. Ci, którzy mieli do czynienia ze szkolnictwem i tak z reguły nie znają tego, pochodzącego z USA, sposobu szkolenia, jakże odległego od typowego szkolenia w polskich szkołach, gdzie nauczyciel przepisuje z książki dziesiątki wzorów na tablicy, mrucząc coś do siebie pod nosem, a uczniowie już od drugiej ławki przysypiają. Na deser zostają wykłady: biznes w nurkowaniu oraz etyka instruktora (w SDI mamy „Kodeks Etyki Instruktora”!) i omawiamy dodatkowe zagadnienia, takie jak szkolenie dzieci, kwestia podwójnej certyfikacji (gdy instruktor SDI jest także instruktorem innej organizacji) oraz kwestię poufności instruktora. Celem kursu instruktorskiego nie jest weryfikacja, kto się nadaje, a kto nie na instruktora. Głównym celem jest przekazanie wiedzy niezbędnej do prowadzenia szkoleń, przygotowanie do pracy, jako instruktor oraz – oczywiście – przygotowanie do egzaminu końcowego. Ostatniego dnia kandydaci odbywają rozmowę z trenerem. Albo są gotowi już do egzaminu, ale otrzymują zalecenia poćwiczenia dodatkowych rzeczy i przyjścia na egzamin w późniejszym terminie – może za tydzień, a może za miesiąc lub dwa. W SDI do egzaminu instruktorskiego przystępuje się wtedy, kiedy kandydat jest gotowy, a nie wtedy, kiedy akurat wypada termin egzaminu. Jak widać z powyższego opisu, kurs instruktorski jest niezwykle intensywnym szkoleniem. Wprawdzie jest nieco czasu w wodzie na rozpływanie się i poćwiczenie jednego czy dwóch ćwiczeń, ale głównie zajmujemy się nauką jak szkolić. Dlatego też zalecam, aby na kurs instruktorski przychodzili ludzie z bardzo dobrze opanowanymi umiejętnościami na poziomie nurka. Niezwykle cenne jest posiadanie doświadczenia w asystowaniu innemu instruktorowi na kursie. Bo jak można myśleć o szczegółach demonstracji zawiśnięcia w toni, jeśli kandydat nie potrafiłby takiego ćwiczenia wykonać? W czasie kursu IDC każdy z kandydatów musi minimum: – przeprowadzić dwie prezentacje teoretyczne na zadany temat, – przeprowadzić dwa zajęcia basenowe, – przeprowadzić dwa zajęcia na wodach otwartych, – przeprowadzić scenariusz ratowniczy w jakości demonstracyjnej, 23 nuras.info 10/2010 zacji, po około 2-3 tygodniach odebrać certyfikat i dyplom instruktorski i zacząć szkolić. Kiedy warto przyjść na kurs instruktorski? Na pewno wtedy, kiedy chcesz dzielić się swoją pasją nurkową i wiedzą z początkującymi. Kiedy chcesz być aktywnym uczestnikiem procesu, kiedy osoba pierwotnie zagubiona i bojąca się wody przeistacza się w samodzielnego nurka. W większości przypadków nie ma się co bać „nie dam sobie rady na kursie” Program jest tak przygotowany, że w razie kłopotów można wybrane fragmenty poćwiczyć i dopracować przez egzaminem końcowym. Może więc warto spróbować? – przedstawić wszystkie ćwiczenia z kursów w jakości demonstracyjnej, – zaliczyć umiejętności pływackie (m.in. 400 m dowolnym stylem w czasie 10 minut, 800 m w ABC w czasie 17 minut, wydobycie i holowanie nurka oraz ćwiczenie utrzymywania się na powierzchni wody). Po zaliczeniu kursu instruktorskiego kandydat w ciągu 6 miesięcy może przystąpić do egzaminu. Na egzaminie tym (IEC) musi: – zaliczyć egzamin pisemny (z wiedzy ogólno nurkowej oraz standardów SDI), – zaliczyć prowadzenie wykładów, – zaliczyć prowadzenie zajęć basenowych, – zaliczyć prowadzenie zajęć na wodach otwartych. Po pozytywnie zaliczonym egzaminie instruktorskim pozostaje tylko złożyć wymagane dokumenty w organi- Andrzej Baciński SDI/TDI Instructor Trainer [email protected] Koniec z kozami na łodziach podwodnych Brytyjskie ministerstwo obrony zapowiedziało, iż zakończy wykorzystywanie kóz do testowania łodzi podwodnych - informował “The Daily Telegraph”. Zwierzęta były używane w eksperymentach, w ramach projektu mającego na celu pomoc marynarzom w uniknięciu, grożącej śmiercią, choroby dekompresyjnej - w przypadkach, w których musieliby natychmiast opuścić zagrożony okręt. Kozy były używane w testach hiperbarycznych, przy różnych poziomach ciśnienia. Dane zebrane podczas eksperymentów pomogły określić poziomy ryzyka zapadnięcia na chorobę dekompresyjną, na podstawie których określono kiedy lepiej pozostać w łodzi czekając na ratunek, a w jakich sytuacjach należy podjąć próby dotarcia na powierzchnię. Źródło: Interia.pl 24 nuras.info 10/2010 Nurkowe ABC, czyli hacjenda dla mikrobów katar, anginę, zapalenia zatok nosowych, zapalenia opon mózgowych, aż po zapalenia szpiku kostnego, posocznicę i ropowicę. Staphylococcus aureus Również znana Salmonella ma tu swoje miejsce, a wraz ze swoimi koleżankami Shigellą, Escherichią coli oraz Cryptosporidium, w ostatnim dwudziestoleciu, wysunęła się na pierwsze miejsce w rankingu najczęstszych zakażeń pochodzących z wody (powodują zatrucia w obrębie układu pokarmowego, bóle brzucha, biegunki, itp). Prócz zakażeń bakteryjnych można nabawić się infekcji wirusowych (grypa, opryszczka, biegunki) itp. Na temat płetw krótko. Możemy nabawić się grzybicy lub wirusowych zapaleń skóry. Jak tego uniknąć? Najlepiej byłoby po każdym nurkowaniu odpowiednio wysterylizować swoje ABC (bo co w buzi, to i w wodzie...) lub zdezynfekować odpowiednimi środkami. Jeśli nie mamy takiej możliwości, to po prostu dokładnie umyjmy płynem do naczyń i gorącą wodą maskę i fajkę. Na koniec moich rozważań, jako ciekawostkę podam, kto szczególnie upodobał sobie gumowe zakamarki maski, powodując jej stopniową, ale skuteczną biodegradację. Bakterie Aspergillus sp. zarówno wodne, jak i Wiele centrów nurkowych oferuje wypożyczanie sprzętu ABC (maska, fajka, płetwy), który powinien być sprzętem osobistym, tak jak szczoteczka do zębów. A dlaczego? Postaram się przedstawić argumenty, dla których warto się dobrze zastanowić, zanim założy się na twarz nie swoją maskę, a do ust włoży ustnik fajki wcześniej używanej przez - no właśnie - przez kogo? Bakterie to najmniejsze i najstarsze spośród znanych nam organizmów. Bakterie żyją wszędzie, lecz szczególnie upodobały sobie miejsca brudne. Lista drobnoustrojów zamieszkujących naszą jamę ustną jest bardzo długa. Są to zarówno dobre, jak i złe „stwory”, które w naszym organizmie bytują sobie bez większej szkody dla nas samych, ale w organizmie innego człowieka mogą wyrządzić wiele niedobrego. Fajka to raj dla niektórych bakterii chorobotwórczych. Tworzą tam sobie bezpieczne i ciepłe schronienie, niejednokrotnie zapadając w utajony spoczynek, by po jakimś czasie odrodzić się ze zdwojoną siłą w bardziej odpowiednich dla siebie warunkach, czyli np. nowej jamie ustnej, dzięki zapewnionym przez naturę grubym i wielowarstwowym osłonom i w znacznym stopniu odwodnionej cytoplazmie. Wiele drobnoustrojów ma niesamowitą zdolność przeżycia, nawet przez dłuższy czas, w niesprzyjających warunkach, np. niskiej temperaturze bądź suszy, tworząc różne formy przetrwalne. Na fajce tworzą sobie biofilm (wielowarstwowe kolonie przylegające ściśle do powierzchni), który bardzo trudno usunąć, nawet przy pomocy specjalnych środków dezynfekcyjnych. Dokładnie to samo dzieje się w naszych maskach, do których przedostają się „potworki”, choćby z wydzieliny nosowej lub popularnego „ślinienia” maski w celu zapobiegania parowaniu szyby pod wodą. Jakoś trudno mi uwierzyć, że po takim „zabiegu” ktoś potem czyści i dezynfekuje maskę... Zasada jest prosta. Organizm zdrowy, odporny i mocny niczym specjalnym nie powinien się zarazić. Gdy jednak taką maskę założy osoba z obniżoną odpornością, która np. niedawno przebyła infekcję, chorobę, lub która po prostu jest podatna na zakażenia, może mieć poważny problem zdrowotny... Jako przykład podam tutaj znanego wszystkim gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus), odpornego na niesprzyjające warunki środowiska, którego wyizolowałam z ustnika fajki. Choroby przez niego wywołane są przeróżne, począwszy od zachorowań skóry, poprzez glebowe, promieniowce, a także grzyby chorobotwórcze Aspergillus (grzybice skóry, płuc), Penicillium, Trichoderma, Cladosporium (reakcje alergiczne) itp. Jeśli po jakimś czasie zauważymy, że nasza maska staje się chropowata, śluzowacieje i widoczne są wżery, to znak, że ktoś już tam zamieszkał na stałe i najwyższa pora się z taką maską pożegnać. E.coli Agnieszka Wiatr CN Beskid Divers 25 nuras.info 10/2010 Test aparatów podwodnych Olympus mju Tough 8010 metalowych elementów i wyeksponowanymi śrubkami sprawia wrażenie solidności. Niestety jest to wrażenie, które dość szybko mija. Olympus mju Tough 8010 to rówieśnik omówionego w poprzednim numerze FinePiksa XP10. Aparat jest następcą modelu Tough 8000, jednak tym razem producent zdecydował się na zastosowanie 14- megapikselowego sensora CCD o rozmiarze 1/2,3 cala. Gdy kurier przywiózł zamówiony aparat i pierwszy raz wyjąłem go z kartonu usłyszałem ciche klekotanie. Do wyjazdu pozostał zaledwie jeden dzień, więc nie było czasu na przysłanie kolejnego, a ja oczyma wyobraźni widziałem już odklejony pryzmat w torze optycznym obiektywu. Pierwsze zdjęcia pokazały jednak, że z obiektywem jest raczej wszystko w porządku, więc rozpoczęły się poszukiwania źródła klekotania. Po chwili udało się zlokalizować przyczynę tych dźwięków i okazało się, że źródła są dwa. Pierwsze z nich to nieszczęsna, metalowa klapka chroniąca obiektyw, na którą narzekaliśmy już w przypadku Tough 8000. Jest ona na tyle luźno wpasowana, że rusza się na boki. Drugim klekoczącym elementem jest najprawdopodobniej wewnętrzny czujnik wykorzystywany podczas obsługiwania aparatu poprzez stukanie, gdyż Tough 8010 odziedziczył tę funkcjonalność po swoim starszym bracie. Dalsze oględziny obudowy znów przynoszą mieszane uczucia. Z jednej strony mamy bardzo solidną klapkę, kryjącą akumulator, kartę pamięci i złącza, która została wyposażona w dźwignię blokującą i ogromną uszczelkę, Zmianie uległa także konstrukcja obiektywu, który oferuje teraz 5-krotny zoom optyczny i posiada odpowiednik ogniskowej 28–140 mm. Niestety operacja ta spowodowała pogorszenie światłosiły i spadła ona do f/3,9-5,9. Bardzo istotną nowością w Tough 8010 jest tryb wideo HD 1280×720 pikseli, który niemal automatycznie wymógł wyposażenie aparatu w złącze HDMI. Producent zrezygnował też z obsługi kart xD na rzecz popularnych kart SD/SDHC. Nowy mju wydaje się być jeszcze większym „twardzielem” niż jego starszy brat. Obudowa aparatu nieco zwiększyła swoje rozmiary (2–3 mm na każdym wymiarze), a waga wzrosła o 8 g i wynosi 215 g (z akumulatorem i kartą pamięci). Zmiany te nie poszły jednak w parze ze wzrostem parametrów wytrzymałościowych i Tough 8010, podobnie jak Tough 8000, wytrzymuje zanurzenie do 10 m (stosownie do standardu IEC publikacja 529 IPX8) oraz upadek z 2 m (odpowiednik standardu MIL). Mimo to trzeba przyznać, że dane te robią wrażenie, gdyż tylko Panasonic FT2 może poszczycić się podobną odpornością. Budowa i jakość wykonania Stylistyka Olympusa Tough 8010 nawiązuje to poprzedników tej serii, a przednia ścianka aparatu niemal do złudzenia przypomina starszego brata. Aparat jest naprawdę duży i ciężki, co w połączeniu z dużą liczbą Złącza, karta pamięci i akumulator 26 nuras.info 10/2010 Na tylnej ściance znalazły się także standardowe przyciski do ustawiania ogniskowej, a także wybierak kierunkowy otoczony trzema przyciskami. Ich funkcje także uległy zmianie w stosunku do Tough 8000. I tak, mamy tam przycisk uruchamiający tryb podglądu zdjęć, przycisk MENU, który wbrew pozorom nie otwiera głównego menu ustawień aparatu, a boczne menu ustawień ekspozycji. Listę trzech przycisków zamyka przycisk pomocy oznaczony znakiem zapytania. Sam wybierak kierunkowy również został przeprojektowany. Na próżno już szukać na nim dwufunkcyjnych przycisków, które oprócz poruszania się po menu, pozwalają na szybką zmianę ustawień kompensacji ekspozycji, samowyzwalacza, trybu makro i lampy błyskowej. Teraz tylko górny i dolny przycisk jest dwufunkcyjny. Pierwszy zmienia informacje wyświetlane na monitorze, a drugi służy do kasowania zdjęć. Cały ciężar zmiany ustawień parametrów ekspozycji wzięło na siebie specjalne menu, które wyświetlane jest z prawej strony ekranu LCD. Jak się ono spisuje, dowiecie się za chwilę. Na koniec omawiania budowy Olympusa Tough 8010 warto wspomnieć jeszcze o górnej ściance, gdzie znalazł się włącznik i spust migawki. Te przyciski również zostały przeprojektowane w stosunku do Tough 8000, gdyż są zauważalnie mniejsze. Blokada na klapce mającą zapewnić szczelność na głębokości 10 m, gdzie panuje dwukrotnie większe ciśnienie niż na powierzchni. Z drugiej strony, po bliższym przyjrzeniu się przyciskom, widzimy, iż nie są one najlepiej wpasowane w korpus – ruszają się na boki, a przycisk „OK” niemal zachowuje się jak miniaturowy dżojstik. Skoro już wspomnieliśmy o przyciskach, to warto bliżej przyjrzeć się ich ułożeniu. Pierwsze co rzuca się w oczy w nowym mju, to brak koła wyboru trybów znanego z modelu Tough 8000. W jego miejscu pojawił się dedykowany przycisk do nagrywania filmów i duży, dokręcany uchwyt na pasek. Od razu więc ciśnie się na usta pytanie, co było przyczyną takiej decyzji? Przecież aparat podwodny bez koła nastaw wiele traci na funkcjonalności. Dokładniejsze porównanie ze starszym modelem przynosi nam hipotetyczną odpowiedź na to pytanie. Najprawdopodobniej zaczęło się od wspomnianej klapki chroniącej złącza, kartę i akumulator. Producent postanowił przenieść ją z dołu na boczną ściankę, gdzie wcześniej znajdowała się tylko niewielka klapka chroniąca same złącza. W związku z tym konieczne było znalezienie nowego miejsca dla głośnika i zaczepu paska. W grę wchodziła tylko tylna ścianka, na której najwięcej miejsca zajmowało właśnie koło wyboru trybów. Tak więc któryś z projektantów uznał, że można je wyrzucić, a w jego miejsce zmieści się wspomniany głośnik i na pociechę jeszcze przycisk nagrywania filmów. Jaki miało to wpływ na użytkowanie, przekonacie się w dalszej części rozdziału. Eksploatacja Niestety konstruktorzy Olympusa Tough 8010 powielili swoje błędy, których nie ustrzegli się podczas projektowania wcześniejszego modelu. W rezultacie kupujący skazany jest na wiecznie brudną od palców i kremów do opalania przednią ściankę wykonaną z materiału przypominającego pleksi. Jej doczyszczenie graniczy z cudem, zwłaszcza na plaży, gdzie zazwyczaj nie stronimy od tłustych kremów z filtrem przeciwsłonecznym. Osoby z niezbyt wyrobionym poczuciem estetyki z pewnością będą w stanie przeboleć tę niedogodność, jednak z innymi wadami już nie będzie sobie tak łatwo poradzić. Pierwszą z nich jest wspomniana już klapka obiektywu. W zasadzie jest tak samo problematyczna jak w przypadku Tough 8000. Dostające się w jej okolicę drobiny piasku plażowego skutecznie potrafią ją zablokować, co kończy się grzebaniem szpilką lub igłą, aby przywrócić jej funkcjonalność. Sama idea klapki chroniącej obiektyw nie wydaje się najlepsza w przypadku aparatu podwo27 nuras.info 10/2010 żemy poruszać się za pomocą przycisków kierunkowych i zatwierdzać swoje ustawienia centralnym guzikiem „OK”. Osoby, które zastanawiają się, czy ta koncepcja, w połączeniu z rezygnacją z koła wyboru trybów, okazała się słuszna, musimy zmartwić – jest bardzo źle. Pierwszy problem pojawia się już na początku, gdy chcemy dostosować ustawienia aparatu do własnych preferencji. Nie przypominam sobie wcześniej sytuacji, żebym musiał zaglądać do instrukcji, aby dowiedzieć się, jak wejść do menu ustawień. Zgodnie z powszechnie obowiązującymi zwyczajami i z własnym rozsądkiem przyciskałem guzik oznaczony jako „MENU”, co powodowało wyświetlenie jedynie zilustrowanego poniżej menu ustawień parametrów ekspozycji. dnego, gdyż po nurkowaniu musimy go suszyć niejako dwa razy. Nieraz idąc robić zdjęcia na powierzchni, okazywało się, że pod klapką, na obiektywie, wciąż znajdują się krople wody. Tak więc trzeba pamiętać, aby suszyć aparat zarówno włączony (z odchyloną klapką), jak i wyłączony, chyba że mamy zawsze pod ręką miękką ściereczkę, którą możemy przetrzeć obiektyw. Jednak nawet posiadanie stosownej ściereczki nie uchroni nas od problemów, gdyż konstruktorzy znów postanowili bardzo głęboko umieścić przednią szybkę obiektywu. W rezultacie osoby o grubszych palcach nie będą w stanie go doczyścić, a i te o drobnych dłoniach będą musiały się sporo napracować. Na szczęście zbyt wielu zastrzeżeń nie można mieć do trwałości elementów, z których wykonana jest obudowa aparatu. Jedyny problem sprawiły nam przyciski kierunkowe, gdyż dość szybko zaczęła z nich odchodzić farba. Dopiero wybranie w tym menu dolnej pozycji, oznaczonej ikonką „>>” powoduje pojawienie się przy niej napisu „Ustawienia”. Po wciśnięciu „OK” jesteśmy w domu i w końcu możemy zmienić główne ustawienia aparatu. A w menu czeka na nas kilka niemiłych niespodzianek. Na przykład pozycja [USTAW WŁ.], którą możemy ustawić na [WŁ.] lub [WYŁ.] to odpowiednik angielskiego [PW ON SETUP] dającego możliwość wyłączenia wyświetlania ekranu początkowego z logotypem producenta. Inną ciekawą rzeczą jest pozycja [JAKOŚĆ OBRAZU] w ustawieniach opcji trybu wideo. Możemy tutaj wybrać [MAŁA] lub [NORMALNA]. Znów konieczne było skorzystanie z instrukcji, aby dowiedzieć się, że odpowiada to angielskim ustawieniom [IMAGE QUALITY] [FINE/NORMAL], a polskiemu tłumaczowi zapewne chodziło o mały stopień kompresji. Jakby tego było mało, polska instrukcja jest tylko po części polska, bo wszystkie pozycje menu są w niej podane w wersji anglojęzycznej. Znalezienie informacji, co możemy ustawić za pomocą opcji [USTAW WŁ.], zajęło nam trochę czasu, gdyż nikt nie przypuszczał, że jej opis znajduje się pod pozycją [PW ON SETUP]. Podobnie jest z wszelkimi rysunkami ilustrującymi wygląd ekranu LCD. Są one również w wersji angielskiej. Gdy udało nam się przebrnąć przez menu ustawień głównych, przyszedł czas na wybór odpowiedniego trybu podwodnego, gdyż Olympus oferuje tutaj aż cztery możliwości: Poza tym Olympus Tough 8010 nie wykazywał większych oznak zniszczenia. Powłoki jakimi został pokryty ekran LCD są trwałe i po tygodniu eksploatacji nie pojawiły się na nich większe zadrapania. Odnotowaliśmy jedynie drobne rysy, które nie są widoczne podczas fotografowania nawet w silnym słońcu, czy pod wodą. Użytkowanie pod wodą Twórcy testowanego mju postanowili wdrożyć nieco inną filozofię obsługi, niż miało to miejsce we wcześniejszym modelu. Zastosowano boczne menu, po którym mo28 nuras.info 10/2010 Zdjęcie – do wykonywania zdjęć na plaży lub w basenie, Szeroki kąt 1 – idealny dla podwodnych krajobrazów, Szeroki kąt 2 – idealny dla podwodnych zdjęć akcji, Makro – idealny dla podwodnych zbliżeń obiektów. Na basenie nie nurkowaliśmy, więc skupiliśmy się na trzech pozostałych trybach i trzeba przyznać, że każdy z nich wyróżniał się pewną uciążliwością. Na pierwszy ogień poszedł SZEROKI KĄT 1. Po wykonaniu kilkudziesięciu zdjęć zaczął palić się wskaźnik rozładowania akumulatora. Wszystko za sprawą ustawień owego trybu, który (podobnie jak w Tough 8000) wymusza błysk lampy błyskowej przy każdym zdjęciu. Nie trzeba więc wspominać, że jeżeli nie przestawimy tej domyślnej opcji, to musimy liczyć się z kilkusekundowymi przerwami pomiędzy kolejnymi zdjęciami, aby lampa mogła się ponownie naładować. Nie zniechęcając się, przechodzimy do trybu SZEROKI KĄT 2. Radość korzystania z niego dość szybko mija, gdy po naciśnięciu przycisku zoomu widzimy na ekranie napis: „NIEDOSTĘPNE W TYM TRYBIE PRACY”. Później dowiadujemy się, że w celu umożliwienia wykonywania „zdjęć akcji”, producent na sztywno ustawił w tym trybie ostrość na odległość ok. 5 m i dodatkowo pozbawił nas podglądu zdjęcia po jego wykonaniu. Ostatnia nadzieja w trybie MAKRO. Włączamy go i nagle, ku naszemu zdziwieniu, ogniskowa aparatu automatycznie ustawia się na dalekim końcu, czyli 140 mm, i znów włącza się błysk wymuszony. Na szczęście mamy możliwość zmiany ogniskowej, więc warto tu poświęcić kilka słów tej czynności, która do najprzyjemniejszych nie należy. Wszystko za sprawą bardzo niewygodnych przycisków. Nie mają one wyczuwalnego skoku i do tego trzeba je czasem dość mocno naciskać, aby zadziałały. W rezultacie, nawet po kliku nurkowaniach z aparatem, nie byliśmy w stanie się z nim oswoić, gdyż ciągle albo zoom nie zadziałał, albo zadziałał za mocno. Jeżeli komuś jeszcze mało, to możemy przejść teraz do szybkości działania aparatu. Sprawność autofokusu nie budziła większych zastrzeżeń, natomiast wszystko inne tak. Nawet poruszanie się po menu ustawień ekspozycji odbywa się z zauważalnym opóźnieniem, co często prowadzi do ponownego naciśnięcia kursora, gdyż błędnie myśli się, iż poprzednio źle się nacisnęło. W rezultacie przeskakuje się nagle o dwie pozycje. Pamiętając miłe doświadczenia z funkcją obsługi aparatu poprzez stukanie, uznaliśmy iż może to być bardzo ciekawa alternatywa w tej sytuacji, gdyż po menu można poruszać się poprzez stukanie aparatu w odpowiednią ściankę (górną, dolną lub boczną). Działa to nawet dobrze, ale niestety również wtedy, gdy płyniemy z aparatem, trzymając go w ręku. W rezultacie, po dopłynięciu do celu, często jesteśmy już w innym trybie tematycznym albo w najlepszym wypadku włączyliśmy sobie samowyzwalacz lub zmieniliśmy ustawienia balansu bieli. Miłym akcentem, który pozwala zapomnieć o trudach związanych z obsługą aparatu, jest fakt, że chcąc wykonać zdjęcie na powierzchni zaraz po wynurzeniu, nie musimy zmieniać trybu tematycznego, gdyż ten podwodny dobrze radzi sobie z oddaniem kolorystyki. Kończąc temat szybkości działania aparatu, warto opisać jego zachowanie podczas wykonywania zdjęcia. Gdy autofokus potwierdzi ostrość i dociśniemy spust migawki, nagle, na ok. 3 sekundy znika nam obraz z ekranu LCD. Po upływie tego czasu pokazuje nam się podgląd fotografii. I tu znów niemałe zdziwienie, gdyż okazuje się, że aparat nie wykonuje zdjęcia w momencie, gdy znika nam obraz z ekranu LCD, a ułamek sekundy później. Powoduje to, że często w kadrze mamy zaledwie ogon ryby zamiast jej całej. Producent nie ustrzegł się także powielenia swoich wcześniejszych błędów w postaci źle umieszczonego obiektywu, który łatwo można bezwiednie przysłonić palcem oraz wystających przycisków kierunkowych, które łatwo przez przypadek nacisnąć, płynąc z aparatem w ręku. Czy jest coś, za co możemy Olympusa pochwalić w tej kategorii? Z pewnością doskonałym rozwiązaniem jest zastosowanie dedykowanego przycisku do uruchomienia trybu wideo. Wzorem dla konkurentów może być też widoczność obrazu na ekranie LCD w silnym słońcu. Producent chwali się tu zastosowaniem potrójnej powłoki antyodbiciowej, która niestety powoduje silny, niebieski zafarb obrazu. W rezultacie nie byliśmy w stanie ocenić na ekranie różnic w działaniu trzech dostępnych ustawień balansu bieli dla trybów podwodnych, gdyż wszystkie wyglądały tak samo. Jakość zdjęć i filmów podwodnych 29 nuras.info 10/2010 Oprócz ciśnienia atmosferycznego pokazuje on także aktualną wysokość nad poziomem morza, a podczas nurkowania - głębokość, na jakiej się znajdujemy. Urządzenie działa bardzo sprawnie i z racji tego, że aparat jest wodoszczelny do 10 m, pozwala na wyświetlenie stosownego komunikatu, gdy znajdziemy się na zbyt dużej głębokości. Ostrzeżenie jest wyświetlane na ekranie już od głębokości przekraczającej 7 m. Jest jeszcze jedna bardzo ważna zaleta wbudowanego w aparat głębokościomierza. Robiąc zdjęcia pod wodą, możemy zapomnieć o kontrolowaniu przyrządów pomiarowych i wbrew wcześniejszym założeniom może zdarzyć się nam zejść poniżej planowanej głębokości. Robiąc zdjęcia Olympusem Tough 8010, głębokościomierz mamy cały czas przed oczami, więc na bieżąco kontrolujemy swoje zanurzenie, chroniąc nie tylko aparat, ale i siebie. Jeżeli w poprzednim podrozdziale mogliśmy mówić o zbyt dużym nasyceniu zdjęć kolorem niebieskim, to patrząc na zdjęcia i filmy z dużych głębokości, nic innego poza tym niebieskim już nie widzimy. Poniżej 5 m ciężko będzie nam uchwycić jakąkolwiek inną barwę. Jedynie żółć czasem nieśmiało się przebija. Nie pomagają tu nawet wymuszone błyski flesza w trybie SZEROKI KĄT 1. Podsumowanie Podobnie jak poprzednio, podsumowanie rozpoczniemy od zaprezentowania listy zalet i wad testowanego aparatu: Zalety: – wodoodporność aż do 10 metrów, – manometr z pomiarem głębokości, – komunikat ostrzegający o nurkowaniu na dużej głębokości, – duża, wygodna klapka chroniąca kartę pamięci, akumulator i złącza, – odporność na upadek z 2 metrów, – odporność na nacisk 100 kg, – wyświetlacz czytelny pod wodą nawet przy silnym słońcu, – ekran LCD odporny na zarysowania, – możliwość szybkiego uruchomienia nagrywania filmów, – właściwy ciężar aparatu, który sprawdza się pod wodą, – dobre odwzorowanie detali na zdjęciach podwodnych, – prawidłowa kolorystyka zdjęć wykonanych na powierzchni w trybie podwodnym, – trzy ustawienia balansu bieli dla zdjęć podwodnych. Patrząc na zdjęcia z testowanego Olympusa, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że programiści znów postanowili skupić się na robiącym wrażenie kolorze niebieskim, mającym podkreślać ogrom wody, jaki nas otacza podczas nurkowania. Jednak tym razem chyba trochę przesadzono. W rzeczywistości głębia morza jest niebieska, ale nie aż tak. W rezultacie, po wyjściu z wody o temperaturze 25 stopni, oglądamy fotografie o zimnej kolorystyce, która z pewnością nie zachęca do ponownej kąpieli. Ostrości, oddaniu szczegółów i naświetleniu zdjęć nie mamy nic do zarzucenia, jednak wszechobecna niebieska dominanta psuje ich końcowy odbiór. Kolorystyka samej rafy na tym traci, przez co wydaje się ona uboższa w liczbie zamieszkujących ją stworzeń. Na szczęście nie było problemów z wyborem ostrych zdjęć do przykładowej galerii, gdyż autofokus trafiał celnie. Przejdźmy teraz do filmów. Producent zdecydował się na zastosowanie kodowania MPEG-4AVC/H.264 i umożliwił rejestrację wideo w rozdzielczości HD 1280×720 przy 30 kl/s. Obraz rejestrowany jest wraz z dźwiękiem i nie jesteśmy ograniczeni do krótkich nagrań, tak jak w przypadku Tough 8000. Jeżeli mielibyśmy odnosić jakość filmów do poziomu, który reprezentował Tough 8000, to testowany w tym roku Olympus zdeklasowałby swojego poprzednika. Choć w kolorystyce obrazów daje się często zauważyć różowy zafarb, to nie można nic zarzucić ilości szczegółów. Niestety, zastosowany kodek nie radzi sobie najlepiej z rejestrowaniem raf koralowych i w trakcie szybkiego przesuwania kadru obraz wyraźnie traci na ostrości, przez co szczegóły zaczynają się zlewać. Podczas kręcenia filmów mamy możliwość zmiany ogniskowej. Odbywa się to bardzo płynnie i nie napotykamy tu tak irytujących zjawisk jak w przypadku Fujifilm XP10, gdzie gubiona była ostrość, a mikrofon rejestrował głośne bzyczenie mechanizmu przesuwającego soczewki. W przypadku Olympusa daje się usłyszeć jedynie cichy pomruk. Zdjęcia na dużych głębokościach Wady: – podatna na zabrudzenia i trudna w czyszczeniu przednia ścianka, – schowany obiektyw utrudnia jego czyszczenie, – klapka przykrywająca obiektyw może się zablokować, – złe umiejscowienie obiektywu, – duże prawdopodobieństwo przypadkowego naciśnięcia przycisków, Chcąc omówić wrażenia z nurkowania z Olympusem Tough 8010 na większych głębokościach, grzechem byłoby nie wspomnieć o wbudowanym w aparat manometrze. 30 nuras.info 10/2010 jednak ktoś postanowił ją udoskonalić. Idea być może była dobra, gorzej już z realizacją. Choć menu ustawień ekspozycji wydaje się interesującą propozycją, to w połączeniu z wolnym działaniem aparatu zupełnie nie nadaje się do użytkowania pod wodą. Do tego wszystkiego producent powielił kilka swoich poprzednich błędów i w rezultacie za kwotę ok. 1240 zł proponuje nam produkt, który nie ustrzegł się kilku poważnych wpadek związanych z funkcjonalnością. Niestety przyćmiewają one tak niewątpliwe zalety jak np. wbudowany głębokościomierz, wodoodporność do 10 m, dedykowany przycisk do rejestracji filmów wideo, czy solidne wykonanie. – wymuszony błysk w trybie „SZEROKI KĄT 1” uniemożliwia szybkie wykonanie kilku zdjęć, – nieużyteczne niektóre tryby podwodne, – źle przetłumaczone niektóre pozycje menu, – mało intuicyjne wchodzenie do menu ustawień głównych, – bardzo wolne działanie, – zimna kolorystyka zdjęć, – różowy zafarb na filmach wideo, – opóźnione wyzwalanie migawki po naciśnięciu spustu, – przyciski do zmiany ogniskowej niewygodne w użyciu, – obraz na ekranie LCD posiada niebieską dominantę, – niezbyt trwała farba pokrywająca przyciski. W podsumowaniu nie sposób nie przypomnieć starego porzekadła, które mówi, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Olympus Tough 8000 był bardzo udaną konstrukcją, Robert Olech [email protected] #J FM TLP #J B B VM #ZUS[BǩTLB XXX CFTLJ EEJ WFST QM 31 nuras.info 10/2010 Mistrzowie mimikry Rodzina Antennariidae zawiera 12 rodzajów: Allenichtys, Antennarius, Antennatus, Echinophryne, Histiophryne, Histrio, Kuiterichtys, Lophiocharon, Nudiantennarius, Phyllophryne, Rhycherus, Tathicarpus. Polowanie odbywa się poprzez nagłe otwarcie szczęk i znaczne zwiększenie objętości jamy ustnej - frogfish po prostu wsysa swoją ofiarę. Nadmiar wody wypływa przez skrzela, a ryba połyka swój posiłek i zamykając mięśniami przełyk, zapobiega ucieczce ofiary. Przez pierwsze lata mojej pracy w Hurghadzie mówiono, że ktoś kiedyś podobno widział frogfisha. Taka rybka - legenda. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się, że kiedykolwiek spotkam się z nią oko w oko, aż do jednego nurkowania na Gotta Abu Galawa. Miejsce płytkie, do 10 metrów, z ogrodem miękkich i twardych koralowców. Zainteresowały mnie złożone przez hiszpańską tancerkę jaja, układające się w kształt przypominający kwiat maku. I nagle rafa poruszyła się! Początkowo myślałam, że to złudzenie, ale gdy podpłynęłam bliżej, dostrzegłam frogfisha. To było coś! Niestety nie zaraziłam Frogfish żyją w tropikalnych i subtropikalnych wodach Atlantyku i Pacyfiku, w Oceanie Indyjskim i w Morzu Czerwonym. Ciało ma nietypowy dla ryb kształt. Są dość małe, najczęściej od 5 do 10 centymetrów, choć zdarzają się gatunki osiągające 40 centymetrów długości. Ubarwienie ciała: czarne, czerwone, pomarańczowe, żółte, brązowe, fioletowe, zielone. Kolor pomaga im upodobnić się do otoczenia, a żyją w pobliżu gąbek, koralowców i alg. Co charakterystyczne - płetwy piersiowe przekształcone są w twory przypominające nogi z palcami. Na głowie ryby znajduje się ruchoma wypustka - “wędka”, przynęta. Przynęty te często przypominają kształtem małe zwierzęta - krewetki, małe ryby lub też oczy ryb lub ich płetwy. Podczas polowania frogfishe mogą nawet charakterystycznie poruszać ową “wędką” w sposób imitujący ruch danego zwierzęcia. Mimikra frogfisha umożliwia mu przeżycie. Ryby te nie potrafią szybko pływać, są bezłuskie. Mogą zmieniać kolory w zależności od oświetlenia. Czasem ich ciało porośnięte jest glonami. 32 nuras.info 10/2010 nie oferują pięknych widoków, jeśli nurkujemy z plaży, ale dwójka Słowaków była po raz pierwszy w Egipcie i po prostu chcieli nurkować, nawet jeśli wiedzieli, że nic szczególnego nie zobaczą. Omijając mały blok skalny, miałam dylemat, popłynąć z prawej, a może z lewej. No dobrze, z prawej. Kątem oka spostrzegłam, że miękki koralowiec nie wygląda tak jak powinien - powodem był ogon frogfisha, barwy ciemnej zieleni, który wyraźnie odróżniał się kolorem od mlecznego koralowca. Jednak może warto czasem zanurzyć się z brzegu? I ostatnie spotkanie z zielonym frogfishem na południowej części rafy El Fanadir. Nurkowanie rozpoczęło się stosunkowo późno, dlatego że było to nasze trzecie nurkowanie w tym dniu. Ściana rafy rzucała cień i pod wodą było już delikatnie ciemno. Kolejny przypadek - płynęłam w kierunku małego bloku z zielonym miękkim koralowcem, tuż koło niego “przycupnął” zielony frogfish, który jakby lekko fosforyzował zielenią, a może tak mi się z podekscytowania tylko tak wydawało… Przyznam się, że moje kolejne nurkowania zamieniają sie w “polowanie na frogfisha”. Zdaję sobie sprawę, że nurkowie czekają na spotkanie z delfinami, żółwiami, dużymi murenami, ale spotkania oko w oko z frogfishem są dużo rzadsze i tym bardziej mnie cieszą. swoim entuzjazmem grupy nurków, która obecności nadzwyczajnej ryby widocznie nie zarejestrowała. Kolejne spotkanie z białym egzemplarzem zostało poprzedzone wywiadem, koledzy poinformowali mnie, gdzie na Marsa Abu Galawa przesiaduje frogfish. Ponieważ już wiedziałam jak wygląda, odnalezienie jej nie sprawiło mi problemu. Trzecie spotkanie stanowiło zupełne zaskoczenie. Było to ostatniej zimy, podczas wietrznej pogody. Łódki nie zostały wypuszczone z portów ze względu na bardzo silny wiatr. Pozostawało albo odtransportować gości do hotelu, albo… zanurkować z brzegu. Cóż, rafy w Hurghadzie KURSY NURKOWANIA NA ZATRZYMANYM ODDECHU Ewa Krawiec www.egiptnurkowanie.com Prowadzi Instruktor Apnea Academy Tomek „Nitas” Nitka I n fo r m a c j e i z a p i s y : www.nitas.pl [email protected] tel. 609 954 905 33 nuras.info 10/2010 Fakty i mity w sprawie rebreathera Inspiration Niepotrzebna śmierć reszta urządzenia najczęściej remontowana była we własnym zakresie. Nurkowanie na takim sprzęcie było po prostu niebezpieczne. Ci, którzy na nim nurkowali, najczęściej niezbyt mile wspominają te czasy, zwłaszcza problemy z wyłączającą się elektroniką i nieszczelnościami układu oddechowego. Brak doświadczenia i wiedzy prowadził często do sytuacji, że zaczęto jej szukać poprzez różnego rodzaju międzynarodowe środowiska opiniotwórcze, grupy dyskusyjne itp. Efektem takich działań (niestety często zamierzonych przez konkurencję) jest uświadomienie sobie potrzeby udoskonalenia sprzętu, podniesienia jego bezpieczeństwa. Zdarzały się więc sytuacje np. przerabiania głowicy rebreathera, poprzez dokładanie 4 czujnika tlenowego podłączanego do komputera VR3, często w taki sposób, że wprost ingerowano w same urządzenie, wiercąc w nim otwory, piłując i tym podobne. I mimo że producent kategorycznie odcinał się od tego typu przeróbek, tu i tam można było przeczytać o wielkich zaletach takich udoskonaleń, wręcz wmawianiu, że jest to jedyne słuszne rozwiązanie podnoszące bezpieczeństwo. Drugim problemem, wynikającym z małego doświadczenia, jest wymyślanie nowych teorii o sposobie nurkowania na Inspiration odbiegających od tej opisanej przez producenta w instrukcji. Do czego mogą doprowadzić takie praktyki pokazuje przytaczany poniżej ponury przykład. W kwietniu 2009 roku, w Anglii, Paul Leyland - nurek z trzydziestoletnim stażem, Instruktor BSAC, niekwestionowany autorytet nurkowy, w „cywilu” anestezjolog w Princess Elizabeth Orthopaedic Centre w Devon - utonął, nurkując na dziewięcioletnim rebreatherze Inspiration, 4 min na głębokość… 4,5 m (sic!). Obecnie kończy się ustalanie przyczyn wypadku. List w tej sprawie umieścił na wewnętrznym forum Inspiration Martin Parker Dyrektor Zarządzający APDiving (producent Inspiration). Poniżej moje tłumaczenie tego listu. 15.09.2010 Wczoraj w Plymounth odbyło się dochodzenie w sprawie przyczyny zgonu Paula Leylanda. Wiosną zeszłego roku, w Anglii, nurkując na dziewięcioletnim rebreatherze Inspiration, utonął Paul Leyland - nurek z trzydziestoletnim stażem, Instruktor BSAC, niekwestionowany autorytet nurkowy. Utonął, nurkując 4 min na głębokość… 4, 5 m (sic!) Przeglądając różne polskie fora nurkowe, a więc siłą rzeczy miejsca opiniotwórcze, czytając wypowiedzi różnych osób, uważających, że mają coś do powiedzenia, zauważyłem tendencje do poważnego dyskredytowania rebreathera Inspiration, zarówno jako urządzenia technicznego, jak również sposobu nurkowania na nim oraz jego awaryjności. Znalazłem takie określenia jak „żółta śmierć”, „badziak” itp. Często zastanawiam się skąd bierze się tyle negatywnych emocji w stosunku do tego sprzętu, zwłaszcza że w Polsce jest tych rebreatherów mniej niż pięćdziesiąt. Pomijam wypowiedzi typu „nurkowałem na nim 2 godziny i stwierdzam, że ma takie wady jak…” Uważni czytelnicy moich artykułów pamiętają, że światowa statystyka wypadów, awaryjności i przyczyn wypadków związanych z tym sprzętem nie wypada źle, lepiej od innych, bardziej poważanych rebreatherów. Analiza faktów w tej sprawie skłania mnie do poniższych refleksji. Przez parę lat w Polsce było tylko kilka rebreatherów Inspiration. Trzy osoby, znane w polskim świecie nurkowym, zginęły w trakcie nurkowania na nich. To oczywiście dla osób, które niewiele wiedzą na ten temat, na co dzień mających problem z poprawną pisownią słowa rebreather, może być sygnał, że urządzenie jest niebezpieczne. To jednak nie jest cała prawda o problemie. Poniżej chcę przedstawić mój punkt widzenia w tej sprawie. Po 2006 roku w naszym środowisku nurkowym intensywnie zaczęło być propagowane nurkowanie rebreatherowe. Wraz z uzyskiwaniem uprawnień nurka rebreatherowego, zaczęto kupować rebreathery. W większości były to rebreathery Inspiration. Niestety, z uwagi na ceny tego sprzętu, do Polski zaczęły napływać, przede wszystkim, stare jednostki z końca XX wieku i z początku XXI, a więc kilkuletnie jednostki, pamiętające czasy Buddy Inspiration, mocno wysłużone, kupowane za bezcen. Pierwszy rebreather nowej generacji, Inspiration Vision, sprowadzono do Polski wiosną 2008 roku, mimo że elektronika ta jest produkowana od 2006 roku. Stary sprzęt, jak to stary sprzęt, ma prawo być zużyty i często się psuć, zwłaszcza w rekach niedoświadczonych użytkowników, a tylko tacy (poza pojedynczymi wyjątkami) w tamtych czasach w Polsce byli. Głowice w rebreatherach naprawiano u producenta (choć nie zawsze), a 34 nuras.info 10/2010 Zgodnie z życzeniem koronera, wziąłem w nim udział i pozwolono mi zadawać pytania, podobnie jak długoletniej partnerce Paula Leylanda - Gill, której, co zrozumiałe, trudno było połączyć przedstawiane jej dowody z Paulem, którego znała. Paul posiadał uprawnienia BSAC Advanced Instructor i był nurkiem I klasy. Data na jego certyfikacie ze szkolenia Inspiration to czerwiec 2006 roku. Nie ulega wątpliwości, że w swoim klubie nurkowym był osobą lubianą i szanowaną. Dochodzenie w sprawie jego śmierci było najbardziej nieformalnym ze wszystkich tego typu dochodzeń, w jakich dane mi było uczestniczyć, i każdy, kto chciał, mógł zabrać głos. Jeden ze świadków, mimo że nie był zaprzysiężony, złożył świetne, bardzo szczere zeznanie, które rzuciło światło na wiele kwestii. Kilka miesięcy przed dochodzeniem, sprzęt Paula został zbadany przez firmę QinetiQ, ja byłem obecny przy drugim badaniu głowicy rebreathera. Rebreather Paula został po raz pierwszy kupiony w Kanadzie w 2000 roku. Następnie został sprzedany innemu nurkowi w 2000 roku, a następnie Paulowi w 2006 roku. W 2007 roku został odesłany do producenta, gdzie wymieniono złączkę do celi tlenowej, skrócono jeden kabel do celi tlenowej, wymieniono solenoid oraz zrobiono standardowy przegląd głowicy. Siedem miesięcy później, w sierpniu 2007 roku, rebreather został ponownie odesłany, na życzenie klienta założono nowe złącza koaksjalne. Dwadzieścia miesięcy później, w kwietniu 2009 roku, Paul zmarł tragicznie w czasie nurkowania na plaży w Brixham. Według mnie, wygląda to na klasyczny wypadek przy nurkowaniu z rebreatherem - nurek kończy jedno udane zanurzenie, po czym na chwilę po coś wraca. W tym wypadku chodziło o pas balastowy, zgubiony przez jego ucznia w czasie pierwszego nurkowania. Kiedy ja mam po coś wrócić, albo mam wykonać ostatnie płytkie zanurzenie pod koniec dnia, w głowie natychmiast zapala mi się czerwona lampa, sprawdzam handsety, potem sprawdzam je ponownie i upewniam się, że poświęciłem mojemu rebreatherowi więcej uwagi niż zazwyczaj, tak aby nie mnie nie zawiódł podczas wykonywania tego ostatniego zadania. Raport QinetiQ uwzględnia dwa zapisy z VR3, które pokazują wielkość PO2 w głowicy przy obydwu zanurzeniach tego dnia. W pierwszym nurkowaniu Paul użył PO2 wynoszącego 0,5 bara, co mi się bardzo nie podoba (wybraliśmy PO2 rzędu 0,7 jako standardowy setpoint wyjściowy z ważnego powodu- jest wystarczająco niski by umożliwić szybkie, bezproblemowe zejście oraz daleki od poziomu hipoksycznego). Jeśli robisz wydech do pętli, w której jest PO2 0,7 i spada ono natychmiast do ok. 0,5, to przypuszczanie O2 nie jest dodawany, pozostaje Ci wtedy jeszcze trochę czasu, zanim PO2 spadnie do niebezpiecznego poziomu. Jeśli zaczynasz z PO2 w pętli o 0,2 bara niższym (0,5 zamiast 0,7) i spadnie ono o ok. 0,3 bara przy wydychaniu do obiegu, zakładając, że tlen nie został uzupełniony, skraca się czas dojścia obiegu do poziomu zagrożenia hipoksycznego o ok. 3 minuty, w za- leżności od szybkości konsumpcji. To zdecydowanie podwyższa stopień ryzyka. Wydaje się być jasne, że głównym problemem w czasie ostatniego nurkowania Paula była hipoksja. Było to nurkowanie tylko na 4,5 metra i trwało tylko 4 minuty. W trakcie testów rebreathera, wykonywanych przez QinetiQ, początkowo wszystko szło dobrze, ale po chwili poziom PO2 zaczął spadać. Tlen po prostu przestał być dodawany. Kiedy poziom PO2 spadł poniżej 0,4, usłyszeliśmy i zobaczyliśmy na ekranie alarm informujący o niskim poziomie O2. Po dokładnym przeglądzie, okazało się, że niektóre przewody prowadzące do solenoidu nie działały. Awaria występowała w sposób przerywany. Przewody przestawały przewodzić w momencie, gdy delikatnie się nimi poruszało lub pukało w ścianę obudowy. Jak się okazało, awaria była na pewno fizyczna, w przeciwieństwie do awarii wywoływanej korozją. Później, mimo że brakowało ciągłości, gdy solenoid był czynny, kontrola PO2 działała poprawnie i utrzymywała poziom PO2 na poziomie wyjściowym. Kiedy przyjrzałem się raportowi QinetiQ, wydało mi się oczywiste, że ruszano (dopasowywano) uchwyt cel tlenowych poprzez dodanie czwartej celi tlenowej. Po tym jak wyglądała głowica, wyraźnie było widać, że bez autoryzacji dodano również dwie cele tlenowe. Uchwyt cel tlenowych został przekręcony tak, aby pasował do wszystkiego, co znajdowało się pod pokrywą i tym samym obciążył/ naprężył kable solenoidu. Oryginalny uchwyt cel, taki jaki został założony w sierpniu 2007 roku, nie ma możliwości rotacji. Dzięki temu cele zawsze ustawione są w odpowiednią stronę i, co oczywiste, zmniejsza to ryzyko zniszczenia kabli przez nurka. Ostatnia rzecz dotycząca nurkowania Paula. Wygląda na to, że kiedy stracił przytomność, przechylił się do tyłu, na lewą stronę, co uruchomiło ADV, podnosząc poziom PO2 do poziomu 0,30. Paul został wtedy wyniesiony na powierzchnię, ponieważ wzrosła wyporność, wraz z wynurzaniem się poziom PO2 spadał. Koronerowi przedstawione zostały trzy warianty przebiegu zdarzeń: Solenoid nie wpuścił gazu z powodu awarii przewodów i Paul stracił przytomność. Tym, co przemawia przeciwko takiemu przebiegowi zdarzeń jest fakt, że nikt, w żadnym momencie, nie słyszał brzęczenia alarmu. Kiedy VR3 zarejestrował początek nurkowania, poziom PO2 już wynosił 0,18 bara, więc ktoś powinien usłyszeć alarm, zanim Paul wszedł do wody. Kiedy Paul wypłynął na powierzchnię, po tym jak stracił przytomność, wydawałoby się, że wtedy również ktoś mógł usłyszeć brzęczenie, choć akurat wtedy Paul był być może za daleko. Drugi ratownik, który dotarł do Paula uruchomił wtrysk po jego prawej stronie (counterlung tlenowy), żeby zwiększyć wyporność (dodając tym samym O2, co wyłączyłoby dźwięk alarmu), ale nie słychać było żadnego brzęczenia, gdy ratownik dotarł na miejsce. To, że połączenie solenoidu działało w sposób przerywany dopuszcza taki scenariusz. Ale trudno pogodzić to z faktem, że widziano jak Paul dmuchał w aparat i patrzył na handsety przed drugim nurkowaniem i nikt nie słyszał żadnego brzęczenia. 35 nuras.info 10/2010 Drugi wariant: Sprzęt był wyłączony. Ale to nie pasuje do zeznań jednego ze świadków, który twierdził, że pytał policję, czy chcieliby, żeby wyłączył sprzęt zanim go zabiorą. Niestety, świadek nie pamięta, co było na wyświetlaczu, zanim go wyłączył. Koroner odrzucił hipotezę, że „Paul mógł wyłączyć handset, kiedy wchodził do wody, być może myśląc, że oszczędzi w ten sposób baterię”. Pomysł został odrzucony, jako mało prawdopodobny ze względu na minimalne oszczędzanie energii. Trzeci wariant: Sprzęt był włączony, ale nie w trybie „Dive”. Być może był w trybie „Dive now, confirm?” albo „Open O2 Valve” lub „check bailout”, albo „check diluent” lub być może nie powiodła się kalibracja i sprzęt pokazywał „Failed Calibration”, „No Dive”. Jeżeli w nurkowaniach uwzględnia się te trzy punkty punkty, nic złego stać sie nie może. Odsetek wypadków spowodowanych z winy Inspiration to 2-3% wszystkich wypadków. To mniej niż wypadków na obiegach otwartych. Uważam, że warto spojrzeć na ten sprzęt w sposób, na jaki zasługuje, czyli jak na najpopularniejszy, najprostszy, najtańszy, najlepiej sprawdzony rebreather obecny na rynku. Natomiast jest niebezpieczny w rękach niedoświadczonych i niedouczonych, lekceważących procedury i instrukcje nurków. Jacek”Fother”Klajn CCR Instructor PSAI [email protected] Cokolwiek by to nie było, wniosek z dochodzenia byłby taki sam- śmierć na skutek wypadku. „MEDYCYNA DLA NURKÓW W PIGUŁCE” Wnioski: Według mnie, bez względu na scenariusz, odpowiedź jest następująca: jeśli w trakcie nurkowania Paul, po spojrzeniu na handset, wiedziałby jaki jest poziom PO2, prawdopodobnie nie doszłoby do tragicznego wypadku. Dodatkowym czynnikiem było, według mnie, podejście, jak do „bardzo łatwego nurkowania”. Koroner skrytykował nurkowanie w pojedynkę, które doszło do skutku, mimo obiekcji wyrażonych przez osobę, która tego dnia kierowała nurkowaniem. Mimo że widoczność wynosiła tylko 1 do 1,5 metra, i nie jest pewne czy obecność partnera pomogłaby spowodować uniknięcie wypadku, to przychodzi mi na myśl jeden z niedawnych komentarzy Tino (Tino Rijk) - obecność partnera mogła być może przerwać ten ciąg wydarzeń, ale z drugiej strony, być może niczego i tak by nie zmieniła. Martin Parker Dyrektor Zarządzający Ambient Pressure Diving Ltd Podręcznik dla każdego płetwonurka – w skondensowany i przystępny sposób przedstawia problemy medyczne nurkowania rekreacyjnego. autor: dr med. Jarosław Krzyżak Myślę, że w tej sprawie komentarz jest zbyteczny. Kończąc, pragnę przypomnieć fakty na temat rebreathera Inspiration. Po pierwsze - jest to sprzęt do określonych nurkowań wynikających z instrukcji producenta, normy CE, a więc do 40 m na powietrzu i do 100 m na mieszankach helowych. Po drugie - ten sprzęt jest dla nurków wyłącznie nurkujących w ww zakresach. Po trzecie - koniecznym jest przestrzeganie zasad, a nie majstrowanie przy sprzęcie i przy procedurach. www.medycyna-nurkowa.pl książka polecana przez wydawca i dystrybutor PPUH „KOOPgraf” s. c. ul. Kościańska 48 a 60-112 Poznań tel.: 061 8308 614 tel./fax: 061 8308 615 36 e-mail: [email protected] www.koopgraf.pl nuras.info 10/2010 Okiem żółtodzioba Kierunek Sesimbra! Portugalia nie jest zbyt popularna jako kierunek nurkowy, szczególnie wśród Polaków. Nawet w centrum nurkowym, w którym się „zabunkrowaliśmy” na calutki tydzień, powiedziano nam, że Polacy to prawdziwa rzadkość. Po zasypaniu mailami (pełnych drobiazgowych i natrętnych pytań) tamtejszych szkół nurkowych (większość z nich ma „Escola” w nazwie) zrobiliśmy selekcję i ostatecznie zdecydowaliśmy się na ofertę „Cipreii”. Przede wszystkim proponowali nam pakiety sześcio i dwunasto- Nam udało się jednak spotkać dwóch nurkujących tam rodaków, aczkolwiek lokalnych, bo zamieszkujących obecnie krainę korkiem słynącą. Jedno z tych spotkań zaowocowało nawet miłą pogawędką przy kawie i poradami w kwestii wyboru lokalnych win. Dla ludzi nie lubiących nazbyt ubitych szlaków Portugalia wydaje się interesującą alternatywą. I nie chodzi mi tu wyłącznie o samo nurkowanie. Kraj ten, dzięki swej lekkiej zaściankowości, nie jest jeszcze zniszczony przemysłem turystycznym, jak np. Hiszpania, a zatem jest bardziej autentyczny. Ma swój koloryt. Wybór centrów nurkowych jest jednak całkiem spory. Wszak wód ci u nich dostatek. Szczególnie morskich. My skupiliśmy się na okolicach Lizbony, bo przy pierwszej wizycie przecież nie wypada nie odwiedzić „stolycy”. Ostatecznie padło na Sesimbrę, niewielkie miasteczko portowe, oddalone od Lizbony o ok. 30 km jadąc na południe. nurkowe po atrakcyjnych cenach (tak, jesteśmy sknerami!) wraz z opieką przewodnika podczas każdego nurkowania. Najzabawniejsze, że przy nadzwyczaj drobiazgowym planowaniu wyprawy umknął mi jeden mały szczegół. Na dzień przed przyjazdem, zbierając do kupy wszystkie nasze dokumenty, dopatrzyłam się, że jedyny kontakt jaki do nich mamy (prócz mailowego oczywiście, ale dostępu do sieci na miejscu nie przewidywaliśmy) to adres sklepu w Lizbonie! O dziwo, nie dopadła mnie panika w tym momencie. Wysłałam mailem nasze numery telefonów z prośbą o kontakt na miejscu. Wystarczyło. Tiziana (vel Szalona Włoszka) oddzwoniła zaraz po naszym wylądowaniu. Podała wszelkie potrzebne namiary i umówiliśmy się na drugi dzień w porcie na pierwsze nurkowanko. Po tych ustaleniach pakujemy się do wypożyczonego autka wielkości pudełka na buty i śmigamy do Sesimbry. 38 nuras.info 10/2010 Lokujemy się w wynajętym mieszkanku. Jest niewiele większe od naszego lotnego wehikułu, ale za to z jakim widokiem! Wyglądamy przez okno, na środku panorama miasteczka, na prawo zamek, a na lewo... jak myślicie? Tak! Ocean! Piękny, szumiący i jakże kuszący. Po dłuższej chwili, odkleiwszy się wreszcie od okna, ruszamy „oswajać” miasto. Tu jakże miłe zaskoczenie. Miejscowość, mimo kilku sporej wielkości hoteli, zachowała charakter małego miasteczka rybackiego. Niby turystycznie (szczególnie w okolicach plaży), a jednak jakoś tak nienatrętnie, żeby nie rzec swojsko. Pierwszy wieczorny spacer kończymy w jednej z wielu restauracyjek ze stolikami na środku ulicy. Rybka wyśmienita! Do tego domowe winko. No wiem, że nie powinniśmy pić alkoholu przed nurkowaniem planowanym następnego ranka, ale nie mogliśmy się powstrzymać, gdy zobaczyliśmy w karcie: „vinho da casa”. No nie i już! Choćby nas nazwano alkoholikami! Rano z wywieszonymi i wysuszonymi na wiór językami (kelner udał, że nas nie rozumie i podał cały dzbanek zamiast połowy) docieramy na śniadanko w lokalnej piekarni. Kawa i ciastka również nie rozczarowują. Wszystko pierwszej jakości! Coraz bardziej nam się tu podoba. Nabrawszy animuszu, ruszamy na spotkanie ludzi, z którymi jesteśmy umówieni. Docieramy na miejsce trochę przed czasem i zaczynamy się szwendać w nadziei, że nasi południowcy nie będą kazali na siebie zbyt długo czekać. Już po paru minutach pojawia sie pierwszy z naszych przewodników, Gui. Zaraz po nim przyjeżdża Paolo i Tiziana wraz z mopem, przepraszam... psem o zabawnym imieniu Ginja (czyt. Żińżia), czyli wisienka lub, jak kto woli, wiśnióweczka. zacumowanymi jachtami. Potem, podczas tankowania, podziwiamy kraba, który zamieszkał na wodnej stacji paliw. A my nawet jeszcze nie zeszliśmy pod wodę! Za główkami portu nasz skipper „daje gaz do dechy”. 250 koni mechanicznych to nie w kij dmuchał. Łapię się kurczowo czegokolwiek i kombinuję, jak się usadowić na tyle stabilnie, aby nie dać się wyrzucić w powietrze (czyli w efekcie za burtę) na kolejnej podrzutce. Mimo to nie mogę powstrzymać wielkiego uśmiechu na twarzy. O mało nie krzyczę „Yiiiiiiiiiiiiiii-ha”! Oglądam się na mojego ślubnego. Wiem, że nie przepada za takimi atrakcjami, ale dlaczego mruży oczy? Dzieli się ze mną swoimi obawami, że pęd wiatru wywieje mu soczewki kontaktowe z oczu. Nie śmiać się! Kiedyś lecąc motolotnią, powieka zaczęła mi łopotać! Przyznaję, że dlatego też dałam się podpuścić i przez parę minut skupiłam się na moim aparacie wzroku oraz jego wspomaganiu. Nic złego się jednak nie wydarzyło, soczewki trzymały się jak przyklejone na butapren. Docieramy na miejsce, w okolice przylądka Espichel. Miejsce zwie się dokładnie „Mesas do Espichel”. To jedna z nowości dla nas, każde miejsce nurkowe ma tu własną nazwę. Pomagamy sobie nawzajem w zakładaniu ekwipunku, co przy sporym falowaniu nie jest takie proste. Pompujemy jackeciki i „plum” do wody. Hmm... widoczność trochę rozczarowuje (jakieś 8-12 m), ale i tak jest dużo lepsza niż ta, do której przywykliśmy. Pływamy na granicy skałek i piasku. Podwodne górki są gęsto pokryte mozaiką różnego rodzaju wodorostów, muszli, ukwiałów i gąbek. Kolorowe akcenty stanowią głównie kulki fioletowych i różowych jeżowców. Nie mamy rękawiczek, więc staramy się absolutnie niczego nie dotykać, ale czasem, chcąc się czemuś przyjrzeć, jest to nie do uniknięcia. Uchwycenie się skały to jedyny sposób, aby nie dać się zdmuchnąć prądowi (sztuki pływania na wstecznym jeszcze nie opanowaliśmy). Przekonujemy się wtedy jak ostre są krawędzie struktur porastających skałę, jak oślizgła jest gąbka (chyba, że było to coś innego, brrr...), a nawet jak mięciutkie i klejące są czułki ukwiału. Zaglądamy w szczeliny. Często można w nich zaobserwować powciskane kolczaste rozgwiazdy. Na początek trochę kurtuazji i ogólnych formalności, by po chwili zabrać się za szykowanie sprzętu. W międzyczasie Paolo parkuje ponton „pod domem”. „Cipreia” ma bazę w budynku jacht klubu, a zatem do wody jest dosłownie „rzut beretem”. Nieporadnie, choć z lekkim podnieceniem, bo po raz pierwszy będziemy nurkować z łodzi, ładujemy się na pokład. Powoli ruszamy... Przyroda rwie się do nas nie mniej niż my do niej. Pierwszy kontakt z fauną morską mamy już w porcie. Wielkie ryby (rozmiar co najmniej patelniowy) pływają leniwie między fot. Tizziana Iotti Hitem pierwszego nurkowania jest jednak niezaprzeczenie Kurek (Streaked-Gurnard), rybka skorpeno39 nuras.info 10/2010 kształtna. Siedzi sobie na dnie i grzebie „szponami” w piasku. Spłoszony naszą obecnością rozkłada przepięknie ubarwione płetwy piersiowe. Ich błękit zdaje się niemal fluorescencyjny. Po prostu cudo! Po pięćdziesięciu minutach wracamy na ponton i płyniemy na drugą lokalizację, zwaną Baleeira. Podczas przerwy na powierzchni, cieszymy się słońcem, przekąfot. Tizziana Iotti szamy małe co nieco i... kąpiemy psa! Ginja po raz pierwszy w życiu pływa wokół łódki i wydaje się tym faktem niezwykle uradowana. Jej długa sierść faluje wokół, upodabniając ją do kępy czarnych wodorostów. Gdy zabawa dobiega końca, pies ląduje na pokładzie, a my zmieniamy butle i ponownie schodzimy pod wodę. Widoki są ogólnie zbliżone do poprzedniego miejsca, ale dno jest usiane czarnymi strzykwami (Cotton spinner), na półkach skalnych pojawiają się wachlarze gorgonii. Tym razem gwiazdą programu jest ośmiornica, która niestety okazuje się dość nieśmiała, siedzi w dziurze i nie reaguje nawet na delikatne zaczepki Gui’a. Nie, to nie! Na siłę wyciągać przecież nie będziemy. fot. Tizziana Iotti Jarek, mój mąż fot. Tizziana Iotti czycy nazywają ją świnką. Dwa dni wcześniej zaatakowała Tizianę „dziobiąc” ją w czoło. Jesteśmy po raz pierwszy tak głęboko, ale idzie nam całkiem nieźle. Powrót jest jednak długi i męczący, a do tego falowanie jest wyjątkowo duże, co powoduje, że dwa razy spadam z drabinki, a mój mąż dostaje choroby morskiej i składa ofiarę Neptunowi. Rezygnujemy zatem z powtórnego zanurzenia tego dnia. Reszta tygodnia wyglądała podobnie do dnia pierwszego. Za każdym razem jednak nurkujemy w innym miejscu i widzimy inne dziwa przyrody. Z ciekawszych stworzeń mogę wymienić: mureny o pięknym niebieskożółtym ubarwieniu (jedną spryciulę znaleźliśmy myszkującą w pułapce na kraby), „wyprostowanego” krewniaka konika morskiego (Pipe Fish), wężowidło, skorpeny (Scorpion Fish), ośmiornice (w tym jedną w pełnym „galopie”), olbrzymie kraby wyglądające jak kroczące kawałki rafy, solę doskonale maskującą się na piaszczystym dnie oraz maleńkie kolorowe ślimaki morskie. Najpiękniejsze miejsce przez nas odwiedzone to według mnie tzw. Głowa Lwa (Pedra do Loao). Skałka wystająca nad wodę przypomina kształtem leżącego sfinksa, a pod wodą kryje się sporej wielkości łuk skalny, pod którym chowają się całe ławice ryb. Widok zapiera dech w piersi. Ukoronowaniem naszego pobytu w Sesimbrze jest nurkowanie na części dziobowej wraku, którego rufę zwiedziliśmy wcześniej. Tym razem tracimy nasze „vipowskie” przywileje. Nie mamy już pontonu na wyłączność. Jest przecież weekend! Wszystkie centra w okolicy zasuwają pełną parą. Na nabrzeżu aż roi się od nurków. Upychają nas na łodziach jak sardynki i, bez zbędnej zwłoki, wysyłają „ku nowej przygodzie”. Czujemy się tu nie tylko jak outsiderzy (jesteśmy jedynymi obcokrajowcami w towarzystwie), ale wręcz jak Kopciuszki, czy inne Sierotki Marysie. Przycupnęliśmy sobie skromnie, z boczku, w naszych mokrych pięciomilimetrowych skafanderkach, z jednym tanim zegarkiem „na spółę”, a dookoła prażą się w słońcu „wypasione” aparaty fotograficzne, kamery, komputery, suchacze, nitroxy, a nawet rebreathery. Oko bieleje! Tym razem dotarcie na miejsce zabiera nam więcej czasu, nie tylko dlatego, że część dziobowa znajduje się odrobinę dalej, ale również dlatego, że skipper, mając fot. Tizziana Iotti Następnego dnia wyruszamy na wrak nigeryjskiego transportowca River Gurara-Popa. Nasz pierwszy prawdziwy wrak! Zatopiony w 1989 roku przez siły natury, niestety wraz z częścią załogi. Oficjalnie przewoził ładunek drewna, po katastrofie okazało się, że w drewnie kryło się coś więcej i nie były to korniki... Schodzimy na głębokość 27 m, opuszczając się po linie kotwicznej. Podziwiamy śrubę i resztę kadłuba części rufowej statku, bo dziób leży spory kawałek dalej. Jak zwykle towarzyszą nam przeróżne ryby. Pojawia się nawet szara rogatnica (Trigger Fish) i zagląda nam bezczelnie w oczy, szczerząc zębiska. Nie podoba mi się ta rybka, ma złe spojrzenie. Pewnie ze względu na te jej fot. Tizziana Iotti małe ślepka Portugal40 nuras.info 10/2010 Po kolei wchodzimy na pokład. Na łodzi wszyscy są podekscytowani i dzielą się wrażeniami. Szkoda, że nic nie rozumiemy... Wracamy do portu w humorach iście szampańskich. W sumie, w ciągu sześciu dni odbyliśmy dziesięć nurkowań, w tym dwa na wraku. Ostatnie trzy dni spędziliśmy natomiast na snurkowaniu i zwiedzaniu okolicy, a także na objadaniu się lokalnymi specjałami. Gdy przychodzi dzień wylotu, na myśl o powrocie do zimnej Anglii chce mi się niemal płakać. A może by tak udać się do ambasady i poprosić o azyl... klimatyczny? łódź pełną ludzi i sprzętu, prowadzi ostrożniej i nie pędzi jak szaleniec na złamanie karku. A może tylko dlatego, że tym razem to nie zwariowany Paolo dzierży manetkę... Na miejscu namierzamy wrak za pomocą echosondy. Spuszczamy kotwicę i wskakujemy po kolei do wody. Zbiórka przed zanurzeniem zarządzona jest przy dziobie naszej łodzi. Prąd wydaje się na powierzchni dość silny. Nogi ciągle uciekają mi pod ponton. Gdy w końcu przewodnicy pozwalają zejść na dół, okazuje się, że przy dnie jest dużo spokojniej. Czujemy się całkiem komfortowo, bo nie dość, że wszystko idzie nadspodziewanie gładko, to jeszcze jeden z przewodników ma nas ciągle na oku. Już na samym początku dostaję „burę”, bo płynę za nisko nad „grządką” gorgonii. No, nie popisałam się... Tym bardziej, że koralowce są tu wyjątkowo piękne (nawet na głębokości 30 m widać ich fantastyczne różnorodne kolory.) i strasznie głupio byłoby je zniszczyć. Wstyd mi, od tej pory bardziej się pilnuję z pływalnością. Mimo że wrak zatonął 20 lat temu, jest on już na dobrą sprawę sztuczną rafą. Cały kadłub jest porośnięty stworzeniem wszelakim, dlatego jakże wielkie jest moje zdziwienie, gdy „zapuszczam żurawia” do środka, a tam... gołe blachy! Gdy zostaje połowa powietrza w butli, czas zacząć wynurzanie. Tym razem mamy więcej wprawy i już się niemal w ogóle nie męczymy. Jedyna niezbyt przyjemna rzecz podczas drogi w górę to zerowa widoczność, spowodowana chmurą bąbelków wydobywających się z aparatów nurków uczepionych liny pod nami. Agnieszka Jurgielewicz 41 nuras.info 10/2010 Straż Pożarna w Bornym Sulinowie Ostatecznie, po porozumieniu Wałęsa-Jelcyn, Borne Sulinowo opuszcza 15 tysięcy żołnierzy kontyngentu 6 Witebsko-Nowogródzkiej Gwardyjskiej Dywizji Zmechanizowanej Armii Rosyjskiej. O momencie przekazywania miejscowości w polskie ręce, co trwało wiele miesięcy, opowiada mi, w trakcie zawodów, st. bryg. mgr inż. Edward Pruski, I Komendant założonej w 1993 roku jednostki Straży Pożarnej w Bornem Sulinowie, a o początkach polskości, również jeden z pierwszych wtedy włodarzy miasta, pan Jacek Chrzanowski. Rozmawiam też ze strażakami, takimi jak np. pan Robert, którzy zaczynali tu pracę w latach 90. Rosjanie wychodzą stąd sukcesywnie. Miasteczko jest zdewastowane. To, czego nie zabierają ze sobą, sprzedają, najczęściej za spirytus. Okoliczni mieszkańcy zaopatrują się w tanią benzynę i rozbierają co się da. W kwietniu 1993 roku miejscowość zostaje przekazana polskim władzom cywilnym. Zaczyna się okres zasiedlania, remontów i inwestycji. 30 września 1993 roku Borne Sulinowo zostaje oficjalnie otwarte, a Rada Ministrów RP nadaje mu status miasta. Nie jest łatwo. W okolicy znajduje się wiele bunkrów, a saperzy sprawdzają każdy kawałek terenu. Urząd Miejski mieści się w budynku, w którym zarówno w okresie niemieckim, jak i radzieckim, znajdowała się siedziba dowództwa garnizonu. Również w 1993 roku tworzy się Parafia pw. Świętego Brata Alberta, a kościół mieści się w dawnej stołówce niemieckiej, rozbudowanej przez Rosjan i pełniącej wtedy funkcję kina. Władze miasta wytyczają ścieżkę turystyczno-spacerową, przy której znajdują się obiekty warte obejrzenia. Miasto przekazuje też 44 ary ziemi, nad samym jeziorem, Straży Pożarnej. Staraniem Komendanta Edwarda Pruskiego w 1996 roku odbywają się w Bornem Sulinowie, pierwsze tutaj, Mistrzostwa Polski Strażaków-Płetwonurków. Rozmawiam z dzisiejszymi uczestnikami i odnajduję, np. wśród strażaków z Poznania, chłopaków (sami siebie nazywają oldbojami), którzy opowiadają mi jak to wtedy było. Twierdzą, że trudniej, a przez to, że konkurencje były bardziej ryzykowne, zawody dziś wyglądają tak, jak wyglądają. Jest piątek 3 września br. Po wielu dniach załamania się pogody, deszczu i zimna, wita nas słoneczny poranek. Słońce towarzyszy nam do końca zawodów (przelotnie popadało jedynie w piątek). Powietrze jest rześkie, a od jeziora wieje lekki wiaterek. Po ósmej zaczynają gromadzić się poszczególne ekipy. Tuż po dziewiątej następuje wejście na stadion i zaprezentowanie zawodników. Wszystko odbywa się punktualnie wg planu. Następuje XXI Euroregionalne Mistrzostwa Polski Strażaków- Płetwonurków, które zostały przeprowadzone w dniach 2- 5 września 2010 roku w Bornem Sulinowie, dobiegły końca. Były to w sumie już ósme zawody rozgrywane tutaj, w otoczeniu lasów Pojezierza Drawskiego. Gospodarzem Mistrzostw była Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie z Ośrodkiem Szkolenia PSP w Bornem Sulinowie i Komendą Powiatową Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinku. Współorganizatorem był Zarząd Wojewódzki Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Szczecinie oraz Klub Płetwonurków „Mares” – Oddział Ratownictwa Wodnego Ochotniczej Straży Pożarnej w Koszalinie. Rynnowe jezioro Pile, w wodach którego zmagali się strażacy-płetwonurkowie, pamięta dobrze czasy sprzed 1992 roku. Borne Sulinowo, od końca II wojny światowej, stało się miastem radzieckim, faktycznie oderwanym od struktury terytorialnej Polski. Po wycofaniu się Niemców na początku 1945 roku, miasto-garnizon zajmuje Armia Czerwona. Utrzymując charakter militarny miejscowości, tworzy doskonale strzeżoną bazę Północnej Grupy Wojsk Radzieckich. Na naszych polskich mapach w ewidencji gruntów figuruje wtedy wpis „tereny leśne”. 42 nuras.info 10/2010 przywitanie gości oraz uroczyste wciągnięcie flagi państwowej. Krótkie i rzeczowe przemówienie wygłasza Z-ca Komendanta Głównego PSP nadbryg. Marek Kowalski. Po chwili przechodzimy kilkadziesiąt metrów nad jezioro, by punktualnie rozpocząć zawody indywidualne. wniczą doholować go do platformy startowej, obok której znajduje się boja nr 2, do której należy podpiąć manekina. Następnie zawodnik wskakuje do łodzi i opływa boję nr 1, by wrócić na linię mety, którą sygnalizują fotokomórki zlokalizowane w okolicach platformy startowej. Na łodzi musi znajdować się boja ratownicza. Jak się okazało największym problemem, a zarazem kluczem do zwycięstwa, było pierwsze ćwiczenie. Wiał lekki wiatr, który powodował spychanie linki z rzutką, gdy ta była w powietrzu. Trzeba to było wziąć pod uwagę. Dlatego wysokie, spektakularne rzuty często nie wychodziły i choć rzutka osiągała swoje 15 metrów, to lądowała poza wyznaczonym miejscem. Rzut trzeba było powtórzyć, a to zabierało cenne sekundy i praktycznie zawodnik, który za pierwszym razem nie zaliczył tego ćwiczenia nie miał już szans na pierwszą dwudziestkę, a co dopiero podium. Wyniki strażaków-płetwonurków w konkurencji indywidualnej mieściły się w granicach 108 sekund do prawie 6 minut. Bardzo duże różnice wyraźnie pokazały, że cele jakie stawiali organizatorzy, np. sprawdzenie stopnia wyszkolenia, czy doskonalenie umiejętności przez rywalizację sportową, były istotne. Można było podziwiać prócz Polaków, drużyny z Bułgarii, Czech, czy Litwy. W sumie w zawodach indywidualnych udział wzięło 76 uczestników z 25 drużyn. Po zakończeniu konkurencji ! "#$! %! ! " & ! % " indywidualnej zorganizowane zo' ' ! #! & stały warsztaty nurkowe: „Działa " "%!! nia " nurków PSP i OSP podczas ' powodzi”. Wymiana doświadczeń ("! !")" zawsze skutecznie wpływa na ! "'! "*" podwyższanie zdolności zarówno !' "'"%! " +"!" ! organizacyjnych, jak i techni""& ! cznych, a w roku 2010 mieliśmy )&," "'%$- . / &&0"!&! Dziś pretendent do tytułu Indywidualnego Mistrza (niestety znów mamy) już kilkakrotnie do czynienia z ! !"1&" Strażaków – Płetwonurków musiał pokonać przygoto„wielka wodą”. Poświęcenie ekip mundurowych, w tym 2! &/"!3'!4) ' ' ""5. wany wcześniej tor w czasie poniżej 2 minut, jeśli chciał # & oczywiście strażaków, jest nieocenione! marzyć o zajęciu podium. )67 Zawodnik ubrany w piankę, wyposażony w ABC, 7 & 389 1 szelki ratownicze, boję „słoneczny patrol” z pływającą /") 2:2 %$-!#- % ; : ' 2:2 %$<!= # linką oraz nóż, stawał na platformie i po sygnale „start” :: 2:2 %$<!-< = (konkurencje były rozgrywane równocześnie na dwóch torach) musiał posłać rzutkę ratowniczą pomiędzy dwie 2> "?@ "2:2A:2 żółte bojki (za bojki), zlokalizowane w odległości 15 B) >" & m W trakcie Mistrzostw do dyspozycji gości były duże '!''!#$%$CD& od platformy i rozstawione w odległości 2, 5 m. Prawinamioty wojskowe, w których można było skryć się przed @ B2 '!&!E dłowe rzucenie zostaje zasygnalizowane przez sędziego przelotnymi opadami deszczu, a także zjeść przy)1 " &!'&" !& " " podniesieniem białej flagi. Zawodnicy mieli do dyspogotowane przez firmę cateringową posiłki. Na terenie & '!"!@'B!;/3! zycji 5 prób. Następnie zawodnik musi ściągnąć rzutkę z znajdowały się również stoiska firm nurkowych, które ;> ;;F&"C D"&! '*"! wody. Dalej następuje skok ratowniczy do wody, aseku- prezentowały najnowsze regulatory, „suchacze”, sprzęt ! ! !! > ABC, jackety i inne. Automaty amerykańskiej firmy rowany boją ratowniczą i zawodnik musi przepłynąć oko: & ! &" "= !'& AtomicAquatics można było nawet zobaczyć (i dotknąć) ło 20 m, do boi nr 1, pod którą, na głębokości 5 m znaj" )& !2 &"" !&0 "CG! D rozłożone na części pierwsze, zapoznać się przez to z ich duje się zatopiony manekin. Dalej należy wydobyć mane konstrukcją i opatentowanymi innowacjami. Te wykokina, dotknąć ręka boję nr 1 i prawidłową techniką rato2" ! C "=D" ! " &" * & " ! @ B"$! %! 43 !' '2 #! " &"-$ G!" =2! ' C H " nuras.info 10/2010 nane całkowicie z tytanu, lekkie jak piórko, ze względu na cenę, pozostają dla wielu z nas, na razie, niestety tylko w sferze marzeń. stępnie na azymut (można używać kompasów). Po przepłynięciu linii mety zawodnicy mogą się wynurzyć, a ostatni z nich wyłącza urządzenie pomiaru czasu. Oczywiście balon musi pływać po powierzchni do czasu ukoń czenia konkurencji, a nurkowie nie mogą się wynurzyć ! " od momentu balonu. wypłynięcia # $ " %&" %& + + , 2 3 + $" 6 + ' () -./00 -.45/ -1.14 *" 1 - 7 8 " '" 9 od sponsorów były bardzo a : ; Nagrody <,' sympatyczne, & & # " & = & wśród nich wyjazdy nurkowe do Chorwacji i Egiptu, " " sprzęt & nurkowy (skafandry, kamizelki, ABC, wózki pod # " & butle), echosonda, zegarki, a także bony, czy odzież i inne. ; = > "" Wszystkie wręczane nagrody bardzo ucieszyły zarówno 1..- 15 °' 1 ?67 Sobota to zmagania drużynowe. Zgodnie z @" opisem & " uczestników zawodów indywidualnych, jak i całe drużyregulaminu, drużyna składała się z 3 zawodników, z któ- ny. Rozbieżności na pierwszych miejscach byłe nieduże, < & 0. " " " " rych każdy musiał wykonać zadanie. Wyposażenie po- tym większa adrenalina towarzyszyła rywalizacji. " " " dobne, jak wczoraj. Przed startem drużyna umieszczała W czasie dwóch dni zawodów startujący strażacy byli ;" ; 3" & A w łodzi balon wypornościowy, niezależne źródło " 33 powie- asekurowani pod wodą przez kolegów zaopatrzonych w 1- /7 trza (butla min. 4 l, z reduktorem i urządzeniem 8 sterująsuche skafandry z twinami na plecach. Rozmawiałem z " & BB3 9 * +& 6 cym) oraz linę asekuracyjną z bojką. nimi o warunkach samego akwenu. Jezioro Pile zajmuje 7.. " 1002 ha, temperatura wody wynosiła 17 °C, " "powierzchnię & " " C + + , + " " " D a widoczność mieściła się w granicach 1, 5-3 m, choć " " " " D " później niektórzy twierdzili, że mniej. " " 333 = @" < '" " " #" E " F; Po ustawieniu łodzi na linii brzegowej, zawodnicy ustawiają się na linii startu (odległość ok. 3 m) i po zgłoszeniu gotowości startu, jeden z członków drużyny włącza urządzenie pomiaru czasu. Teraz drużyna dobiega do łodzi, którą „woduje” i płynie ok. 50 m, do boi nr 1, tu znajduje się zatopiony manekin i jeden z zawodników musi wykonać podobne ćwiczenie, jak w zmaganiach indywidualnych. Po podpięciu manekina do boi nr 2, ratownik wskakuje z powrotem do łodzi i drużyna płynie ok. 80 m do boi nr 4, opływając od zewnętrznej boję nr 3. Po zacumowaniu, dwóch zawodników (przynajmniej jeden z nurków musi być wpięty w linę asekuracyjną – drugi podpina się własną liną dystansową) wchodzi do wody, by dopłynąć do zatopionej na głębokości 5 m platformy (pod boją nr 5). Tu wykonują zadanie, które polega na wyniesieniu do powierzchni jeziora ciężaru 30 kg, za pomocą balonu wypornościowego. Asekurację prowadzi „ratownik” z zacumowanej łodzi. Po wyrzuceniu balonu na powierzchnię, „ratownik” odcumowuje łódź i płynie do mety, asekurując „nurków”. Łódź płynie za bojką ratowniczą, „nurkowie” zaś płyną ok. 50 m do mety, z czego pierwsze 10 m po linie kierunkowej, a na- A wspomnieć trzeba, że w połowie lat 90. były tu bardzo dobre warunki dla nurków, wizura sięgała bowiem kilkunastu metrów, a zapadnięta część wyspy, porośniętej lasem, do dziś jest atrakcją jeziora. Pile charakteryzuje się dobrze rozwiniętą linią brzegową, posiada wyspy, dno jest urozmaicone, a woda z je44 nuras.info 10/2010 ziora zaliczana jest do II klasy czystości, przez co zbiornik obfituje w faunę. Imponujące są też głębokości. Średnia to blisko 12 m, zaś maksymalna wynosi 43 m. Na koniec wspomnę jeszcze, że w XXI Euroregionalnych Mistrzostwach Polski Strażaków-Płetwonurków wzięło udział w sumie blisko 300 osób, a dodatkową atrakcją, przygotowaną przez organizatorów, były loty śmigłowcem nad jeziorem Pile i najbliższą okolicą oraz rejs statkiem po jeziorze Trzesiecko w Szczecinku. Samo Borne Sulinowo wydaje się być świetnym miejscem dla turystyki aktywnej. Lasy pełne grzybów i zwierzyny, jezioro meandrujące niczym rzeka oraz historia najpierw niemieckiej osady Linde, przebudowanej w garnizon wojskowy, w którym ćwiczyły jednostki III Rzeszy, później Armii Czerwonej i wreszcie zwróconej Polsce miejscowości, mogą zaciekawić. Wojciech Zgoła [email protected] 45 nuras.info 10/2010 XI Piknik z Mares’em Cieszy nas wciąż rosnące zainteresowanie zarówno licznie przybyłych w ten weekend do bazy nurków, jak i mediów. Udało się nam również pozyskać największą liczbę sponsorów w historii, którym serdecznie dziękujemy za wsparcie. Na terenie bazy, użyczonej na potrzeby pikniku, funkcjonowało wiele atrakcji, z których można było nieodpłatnie korzystać przez cały dzień. Między innymi były to huśtawka 360 oraz kula – Zorba. Dla osób nurkujących kolejny raz ukryto pod wodą „skarby”, wśród których znajdował się automat oddechowy oraz octopus. Można było również odnaleźć torby, koszulki, ogrzewacze ciała, bieliznę termoaktywną. Podczas pikniku rozegrano również wiele innych konkursów z nagrodami, przeznaczonych dla pań i panów. W czasie, gdy dorośli nurkowali, brali udział w zabawach oraz rywalizowali w konkursach, dzieci miały zapewnioną opiekę i zorganizowany czas w wiacie Mares’a. Mamy już za sobą kolejną edycję imprezy, która na stałe wpisała się do kalendarza nurkowego – XI Piknik z Mares’em w Jaworznie. Miało to miejsce w sobotę 11 września. Oczywiście tradycyjną i najbardziej oczekiwaną częścią imprezy były wybory Nurkującej Miss Polski 2010. Odbyły się one w dwóch częściach, przed i popołudniowej, a wybory te, jak i całą imprezę, uświetnił zespół Em-Band grający muzykę kubańską i latynoamerykańską. Występ doskonale rozgrzał atmosferę pikniku, która była wystawiona kolejny raz na ciężką próbę przez niesprzyjające warunki atmosferyczne. Po zakończeniu 46 nuras.info 10/2010 koncertu wyłoniono Nurkującą Miss Polski 2010 – jury wybrało pochodzącą z Ożarowa Maz. Agnieszkę Drzewińską. Aby publiczność usłyszała ten werdykt, kandydatki walczyły w biegu w płetwach, konkursie na bykurodeo oraz musiały wykazać się wytrwałością podczas bezdechu w misce. Zabawa i umiejętności przyniosły wiele zadowolenia oraz satysfakcji dziewczętom, a wraz z tym wiele atrakcyjnych nagród. Były to automat, komputer, pianka i różne akcesoria, wycieczka do Egiptu, bielizna termoaktywna, torby trolley, ogrzewacze ciała, koszulki nurkowe i pakiet nurkowy. Mamy nadzieję, że wszyscy, którzy przybyli, aby się bawić z Mares’em na corocznym pikniku, byli usatysfakcjonowani i pojawią się na kolejnym wraz z nowymi uczestnikami. Z naszej strony pragniemy podziękować sponsorom i wszystkim zaangażowanym w budowanie tego przedsięwzięcia: miastu Jaworzno, MCKiS Jaworzno, bazie nurkowej „Koparki”, firmom: SONY, CTP Nautica, Deep Down Dive, AquaZone, HeatZone, MartJack Extreme, ORKA Group, Mares. Serdecznie dziękujemy, Oceania sp. z o.o. finaliski z jury 47 nuras.info 10/2010 Instruktorska słaba płeć Po Konferencji Nurkowej w Krakowie, na której ze swoim wykładem wystąpiła m.in. nurkująca kobieta Dorota Łeweć, nasunęło nam się kilka pytań, które postanowiliśmy jej niezwłocznie zadać. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, czym zainteresowała nas kobieta, która niedawno została instruktorem płetwonurkowania, autorka książki „Nurkująca Kobieta – poradnik”, zapraszamy do lektury. DŁ: Jasne, w teorii. W praktyce wygląda to tak, że jeśli nie masz stałego partnera nurkowego, to skazani jesteśmy na „przypadkowych”. I jeśli ten przypadkowy to mężczyzna ze statystycznymi zachowaniami męskiego nurka, to albo muszę się podporządkować męskiemu podejściu do nurkowania, albo zrezygnować z nura. A ja chciałabym przed takimi dylematami nie stać. Więc napisałam książkę, w której, mam nadzieję, że jasno i logicznie mówię o tym, dlaczego nie zawsze mi to odpowiada i co chciałabym, żeby się zmieniło. AB: Ale do tej pory żadna z nurkujących kobiet nie wypowiadała się tak ostro o różnicach w nurkowaniach „męskich’ i „kobiecych”. DŁ: Wiesz, cała historia świata i postęp opiera się na stwierdzeniach – „do tej pory nikt..” aż znajdzie się ktoś, kto poruszy temat tabu i popchnie historię. Na konferencji zdziwiona i mile zaskoczona byłam tym, że po wykładzie zagadnęło mnie aż(!) 3 mężczyzn i tylko jedna kobieta. Faceci byli bardzo konkretni i nie napastliwi (Ha! Ci inni pewnie nie podeszli). Między innymi mówili o tym, że do tej pory nie przyszło im do głowy, że my, kobiety, możemy mieć jakieś inne problemy z nurkowaniem, niż oni. Po prostu, nie pomyśleli o tym. To było rozbrajające, bo takie szczere. Inny zaś mężczyzna poruszył temat nurkujących kobiet technicznie, że w tej grupie nie ma takich podziałów na „lepsze” i „gorsze” stopnie nurkowe w zależności od płci. O nurkowaniach technicznych nie mogę się wypowiadać, nie jestem tutaj ani znawcą tematu, ani autorytetem. Jednak to ciekawe spostrzeżenie, tyle tylko, że potwierdza moją teorię, że żeby być nurkiem kobietą na równych prawach z mężczyznami, to trzeba być „wybitną”. Bo jednak nurkujące technicznie kobiety to nie statystyczna nurkini rekreacyjna, ja też je podziwiam. Jest ich na tyle mało, że nic dziwnego, że i faceci dostrzegają ich wyjątkowość. Tyle tylko, że ja „walczę” o równe prawa kobiet nurkujących rekreacyjnie i chcę, byśmy nie musiały być wybitne, żeby nasze stopnie nurkowe były postrzegane jako równoważne z męskimi i to bez przymrużania oka. fot. Ewa Gaj Anna Benedyktowicz: Jak czujesz się po konferencji w Krakowie i po oklaskach, jakie dostałaś na koniec Twojego wykładu o „Przywództwie kobiet w grupach nurkowych”? Dorota Łeweć: No, było mi bardzo miło, tym bardziej, że słuchaczami byli w większości mężczyźni. AB: Dorota, dlaczego w wieku 48 lat zdecydowałaś się zostać instruktorem nurkowania. Czy to nie za późno? DŁ: Nie podejrzewałam Nurasa, że może zadać takie pytanie. Ale jeśli już padło to opowiem, co mnie ostatnio spotkało. Dlaczego tak późno, to pytanie, którego nikt mi normalnie nie zadaje, bo nie wyglądam na swoje 48 lat. I dobrze, bo nasze społeczeństwo w dalszym ciągu kieruje się stereotypami. Ostatnio byłam u kardiologa, kobiety, trochę chyba starszej ode mnie. „W tym wieku, to powinna pani zrobić sobie takie, a takie badania”. Okey, pomyślałam, ale trochę się przestraszyłam, że może jednak lekarka coś podejrzewa, że ...a ja właśnie zostałam AB: Dorota, powiedz, ale tak szczerze, dlaczego zajęłaś się taką tematyką? Nie lubisz mężczyzn? DŁ: Bardzo lubię, prywatnie. Tylko, że na gruncie towarzyskim mogę sama dobierać sobie znajomych, a w nurkowaniu już niekoniecznie. AB: Jak to, przecież nikt nikogo nie zmusza do nurkowania z osobą, z którą nie chce. 48 nuras.info 10/2010 instruktorem płetwonurkowania. Ale dzielnie badania zrobiłam. Pani kardiolog obejrzała – „No, świetne wyniki, jak na pani wiek, doskonałe!” Myślałam, że powiedziane jest to z dużą aprobatą dla mojego stylu życia. Ale nie, kobieta musiała dodać – „jednak, czy nie uważa pani, że jak na bycie instruktorem nurkowania, to trochę za późno?”. Popatrzyłam na nią, zapracowaną lekarkę pamiętającą jeszcze poprzedni system, i pomyślałam sobie, czy gdyby przyszedł do niej mężczyzna 48 letni, szczupły, wysportowany, opalony, w świetnej zdrowotnej formie przyszłoby jej do głowy powiedzieć: No świetne wyniki, jak na pana wiek, doskonałe!– Jednak, czy nie uważa pan, że jak na bycie instruktorem nurkowania, to trochę za późno?” Nie wierzę, żeby taki mężczyzna usłyszał takie zdanie od jakiejkolwiek pani doktor lub innego lekarza, mój mąż, o rok ode mnie starszy, jeszcze nigdy od nikogo nie usłyszał czegoś podobnego. cieli nauczania początkowego. Jeśli trafimy na osobę z powołaniem, rzetelną lub wybitną w tym co robi, mamy więcej niż pewne, że odniesiemy sukces w dalszym życiu. Wszyscy wiemy, że solidne podstawy to coś, na czym można dalej budować i co zawsze procentuje. AB: Dorota, dziękuję za rozmowę, jeszcze raz gratuluję wydania książki „Nurkująca Kobieta – poradnik” i oby każdy z nas mógł kiedyś za Tobą powtórzyć, że jest spełniony. DŁ: Dziękuję i tego właśnie życzę wszystkim Czytelnikom Nuras.info. AB: Przepraszam więc za pytanie, ale jednak powiedz, dlaczego teraz, a nie wcześniej? DŁ: To już lepiej brzmi. Odpowiedź jest banalna – bo jestem kobietą. Najpierw musiałam wychować córkę, zajmować się dużo młodszą siostrą, prowadzić firmę, żeby zarobić na utrzymanie rodziny, zajmować się śmiertelnie chorym ojcem, prowadzić dom, i takie tam codzienne babskie sprawy załatwiać. A nurkowanie to wyjazdy, szkolenia, kupowanie drogiego sprzętu. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Teraz jestem spełnioną kobietą, mam dorosłą córkę, więc dużo więcej czasu, szczęśliwe życie osobiste, ale to, co najważniejsze, to mając 48 lat wiem, co w życiu jest ważne i jak chcę spędzić jego resztę. Jeśli chcę odpowiadać za życie innych, szkoląc ich w nurkowaniu, muszę być pogodzona sama ze sobą, wiedzieć, że jestem spełniona, że nie muszę nic nikomu udowadniać, bo nie mam takiej potrzeby. To jest świetny moment, by dać z siebie coś innym. Jednocześnie chcę się dalej uczyć od lepszych od siebie, ale też i jestem na tyle dojrzała, by nie dać się zwariować. No, a poza tym, jak to lekarka stwierdziła, jestem w doskonałej formie fizycznej. fot. Ewa Gaj AB: Nie dać się zwariować? Jak to rozumieć? DŁ: Mam ukształtowaną osobowość, wiem, czego chcę. Jestem instruktorem nurkowania rekreacyjnego i chcę nim pozostać. Nie zwracam uwagi na sugestie innych, że żeby być dobrym instruktorem, to trzeba nurkować technicznie. Nie obchodzi mnie to, bo jestem szczęśliwa i jak mówiłam, nie potrzebuję akceptacji na każdym kroku. Co nie znaczy, że dla własnej przyjemności nie chcę się dalej rozwijać. Właśnie rozmawiałam z Pawłem Porębą, kiedy by tu pójść do niego na szkolenie... Ale jako instruktor nie mam w planach przejścia na stronę techniczną. Wargi na obiad Gatunek ludzki jest niestety pazerny, również na rzeczy wykwintne, niepowtarzalne, wyjątkowe i rzadko spotykane. Cheilinus undulatus – Wargacz garbogłowy to piękna ryba, która stanowi jeden z przysmaków kuchni azjatyckiej. Okazuje się, że para warg takiej ryby kosztuje 250 dolarów, a chętnych nie brakuje. Jak donosi GW (10-11.07.2010), już w latach 90 wargacz był jedną z najbardziej poszukiwanych ryb raf koralowych. Dziś trafienie na tę rybę graniczy ponoć z cudem. AB: Może jesteś zbyt… kobieca? DŁ: Może. No i co z tego? Czy to znaczy, że nie mogę być „tylko” instruktorem rekreacyjnego nurkowania? Takich nurkowań jest pewnie 80%. Zapewnić komfort i bezpieczeństwo tym 80% to też wyzwanie. W kształceniu szkolnym często nasze dalsze sukcesy zależą od nauczy- żródło: Gazeta Wyborcza 49 nuras.info 10/2010 Na co ta dekompresja... cz. 2 z 30,5% dla wynurzenia bez głębokiego przystanku. Jeżeli profil dekompresji nurka uwzględnia małą prędkość wynurzania i głębokie przystanki dekompresyjne, to korzystne efekty działania obydwu sumują się, dając bezpieczniejszą i skuteczniejszą eliminację gazu obojętnego z organizmu nurka. Chociaż mogłoby się wydawać, że mała prędkość wynurzania wpływa na wydłużenie czasu dekompresji, to jednoczesne zastosowanie głębokich przystanków dekompresyjnych zwykle znacznie skraca ogólny czas dekompresji nurka w granicach 10-50%. Poza najlepszą sposobnością na eliminację większej ilości gazu obojętnego, korzyści wynikające ze zmniejszenia prędkości wynurzania obejmują: zmniejszenie stopnia powstawania żylnych zatorów gazowych, mniejsze ryzyko uniedrożnienia naczyń filtra płucnego, mniejsze uszkodzenia płuc przez pęcherzyki gazowe, mniejsze ryzyko tzw. niezasłużonych przypadków DCS u nurków przetrwałym otworem owalnym w przegrodzie międzyprzedsionkowej serca. Podobny wpływ jak prędkość wynurzania, na powstawanie pęcherzyków gazowych w organizmie nurka, mają głębokie przystanki dekompresyjne. Pierwszy wprowadził je do schematów dekompresji B.A. Hills. w 1966r. w termodynamicznym modelu wymiany gazowej, jednak na wiele lat zostały zapomniane. Powrócono do nich ponownie przed 15 laty, razem z rozwojem nowoczesnych modeli dekompresyjnych D.E. Younta i B.R. Wienkego. Okazały się niezbędną praktyką w głębokich nurkowaniach mieszaninowych i w rozwoju nurkowania technicznego. Pierwszy zastosował je Richard Pyle w swoich głębokich nurkowaniach trimiksowych. Efekty działania głębokich przystanków dekompresyjnych były rewolucją w kręgach nurkowych. Jakkolwiek głębokie przystanki dekompresyjne uważa się za wielki postęp w nurkowaniu, to pierwsze doświadczenia z nimi nie miały charakteru naukowego, ale były eksperymentami opartymi na próbach i błędach. Rycina 2. Zmniejszanie się ilości pęcherzyków gazowych po zastosowaniu przystanków bezpieczeństwa. Ilość pęcherzyków gazowych po 25 minutowym nurkowaniu na głębokości 30 m i wynurzaniu z prędkością 18 m/min. 1 – wynurzenie bez przystanku bezpieczeństwa; 2 – wynurzenie z 1 przystankiem 3 min na 3 m; wynurzenie z 2 przystankami: 1 min na 6 m i 4 min. na 3 m. Zaadaptowane wg B.R. Wienke. Poza dynamiką rozpuszczonych gazów ogromną rolę w dekompresji odgrywają pęcherzyki gazowe. Przez ponad 150 lat wielu naukowców zajmowało się pęcherzykami gazowymi powstającymi w organizmie na skutek dekompresji i jeszcze dzisiaj jest wiele wątpliwości wymagających dalszego wyjaśnienia. Do końca nie są dokładnie poznane mechanizmy powstawania i rozpuszczania pęcherzyków, w jakich miejscach powstają i gdzie się umiejscawiają, w jaki sposób przemieszczają się, jak również nie jest znany powodowany przez nie łańcuch urazów prowadzących do rozwoju choroby ciśnieniowej. Badania przeprowadzone przez A. Behnkego wykazały, że prawie 5% azotu nasycającego organizm podczas nurkowania przechodzi w fazę pęcherzyków gazowych w czasie dekompresji. Ponieważ nie powodują one objawów chorobowych, w 1942 r. nazwał je „pęcherzykami niemymi”. W 1951 r. C.A. Harvey wskazał na istotną rolę jeszcze mniejszych tworów, tzw. „jąder gazowych” w powstawaniu i rozwoju pęcherzyków gazowych w DCS. Pęcherzyki gazowe mogą tworzyć się podczas, jak i bezpośrednio po dekompresji, w przesyconych gazem Ryc. 1. Wpływ prędkości wynurzania na średnicę pęcherzyków gazowych. Zaadaptowane wg B.R. Wienke. W ocenie ilościowej mała prędkość wynurzania jest bardzo pokrewna, ale nie tak efektywna, jak głębokie przystanki dekompresyjne. Badając ich efektywność, P.B. Bennett stwierdził, że wprowadzenie głębokiego przystanku bez zmiany prędkości wynurzania zmniejsza wskaźnik dużych pęcherzyków gazowych do blisko zera, 50 nuras.info 10/2010 miejscach organizmu. Mogą wzrastać z wcześniej utworzonych jąder gazowych wzbudzanych następnie przez kompresję i dekompresję. Uwolnione z miejsc, w których powstały, pęcherzyki gazowe mogą przemieszczać się do różnych narządów docelowych. Powleczone otoczką w miejscach powstania mogą pozostać i powiększać się do rozmiarów powodujących objawy bólowe. Usadowione mogą powoli zanikać, dzięki dyfuzji gazów do otaczającej tkanki lub do krwi. Pęcherzyki wędrujące z krwią są przesiewane przez filtr naczyniowy w płucach. Mogą być nawet dzielone na małe agregaty i całkowicie usuwane z organizmu. Pęcherzyki wewnątrznaczyniowe mogą zamknąć naczynia krwionośne, powodując niedokrwienie, zastój i wykrzepianie krwi oraz biochemiczną degradację powstałych kompleksów. Krążące zatory gazowe mogą zamykać tętniczy przepływ krwi, blokować filtr płucny lub opuszczać naczynia krwionośne, umiejscawiając się w różnych tkankach, jako pęcherzyki pozanaczyniowe. Z kolei pęcherzyki pozanaczyniowe, drogą dyfuzji, mogą przyjmować gaz z przyległych przesyconych tkanek, wzrastać do wielkości powodującej deformację zakończeń nerwowych poza ich próg bólowy. Mogą też przechodzić do naczyń tętniczych lub żylnych i stawać się pęcherzykami wewnątrznaczyniowymi. Na początku lat 70. ubiegłego wieku D.E. Yount i T.D. Kunkle połączyli koncepcję jąder gazowych z hipotezą naturalnego nienasycenia i rozwinęli teorię powstawania i wzrostu pęcherzyków gazowych. Według nich, powstałe pęcherzyki gazowe wykazują znaczną niestabilność i krótki okres trwania z powodu zmieniającego się napięcia powierzchniowego i wzrastającego ciśnienia wewnętrznego. Zmiana wielkości pęcherzyka gazowego może zachodzić, jeżeli nastąpi wędrówka gazu do lub z pęcherzyka. Często jest to trudne gdyż, pęcherzyki gazowe są stabilizowane przez tzw. surfaktanty, absorbowane na granicy fazy gazowej i płynnej, skutkiem czego zapobiegają rozpuszczaniu pęcherzyków. Istotne jest jednak, aby nie dopuszczać do wzrostu pęcherzyków gazowych, a minimalizować ich wielkość i usuwać z tkanek. Mogą to utrudniać otoczki ze surfaktantów, które powstają na powierzchni pęcherzyków i zwiększają ich odporność na rozpuszczanie. Pęcherzyki gazowe zmniejszają prędkość eliminacji azotu z tkanek. Azot z pęcherzyka gazowego musi najpierw z powrotem dyfundować do tkanki, zanim będzie przetransportowany do naczynia, a następnie z krążeniem do płuc. Różnica pomiędzy ciśnieniem gazu obojętnego w pęcherzyku gazowym a ciśnieniem gazu obojętnego rozpuszczonego w tkance jest także konsekwencją okienka tlenowego. Gradient ciśnienia usuwający azot z roztworu w tkance jest 10-krotnie większy niż z pęcherzyka gazowego będącego w tkance. Z tego powodu usuwanie azotu z pęcherzyków gazowych wymaga znacznie dłuższego czasu. Ten czas może być znacznie skrócony przez zastosowanie do oddychania 100% tlenu. Oddychanie tlenem tylko pod ciśnieniem 1 ata daje duży gradient ciśnienia dla wypłukiwania azotu z tkanek oraz z zatorowych pęcherzyków gazowych. Zastosowanie 100% tlenu do oddychania pod każdym ciśnieniem powoduje powstanie znacznego gradientu ciśnienia dla usuwania azotu lub innego gazu obojętnego. Otwiera się duże „okno tlenowe”, usuwające każdy gaz obojętny i likwidujące pęcherzyki gazowe. W 1979 r. Yount zmodyfikował swoją koncepcję dynamicznych pęcherzyków gazowych i zaproponował tzw. model zmiennej przepuszczalności pęcherzyków (ang. VPM – Varying Permeability Model). Był to efekt kilkuletnich badań laboratoryjnych nad powstawaniem i wzrostem jąder gazowych w modelach żelowych. Eliminacja gazu obojętnego w tym modelu uwzględnia fazę gazową rozpuszczoną i wolną. Faza wolna występuje pod postacią mikrojąder z przepuszczalną dla gazów otoczką. Wymiana gazu obojętnego jest napędzana przez miejscowy gradient ciśnienia, tj. dzięki różnicy pomiędzy prężnością gazu we krwi tętniczej a chwilową prężnością gazu w tkance. Założył, że likwidowanie jąder i pęcherzyków gazowych jest hamowane przez powstałą na ich powierzchni otoczkę. Cienka warstwa surfaktanta może blokować wymianę gazową, utrzymywać stały rozmiar pęcherzyka i hamować łączenie się pęcherzyków ze sobą. Celem dekompresji w modelu pęcherzykowym jest utrzymywanie ujemnego lub zerowego gradientu ciśnienia poprzez odpowiednio dobraną prędkość wynurzania, zestaw przystanków dekompresyjnych i skład mieszanki oddechowej, dla przyspieszenia przepływu gazu z pęcherzyka do tkanki. Wielkość ujemnego gradientu ciśnienia jest następstwem wielkości okienka tlenowego. W modelu VPM na głębokich przystankach dekompresyjnych wysokie ciśnienie otaczające wpływa na wysokie ciśnienie wewnętrzne pęcherzyka gazowego, a ujemny gradient ciśnienia usuwa gaz poza pęcherzyk. Gradient ciśnienia dla eliminacji z tkanki rozpuszczonej fazy gazowej jest zwiększany przez zmniejszenie prężności gazu obojętnego w naczyniach tętniczych do możliwie najniższych wartości. Można to uzyskać poprzez odpowiednie zmniejszenie głębokości lub przez zmniejszenie frakcji azotu w mieszaninie oddechowej. Przez dobór gazów dekompresyjnych, które „otwierają okienko tlenowe” tak szeroko i tak wcześnie, jak jest to możliwe podczas wynurzania, prężność gazu obojętnego w tkance znacznie zmniejsza się, wspomagając utrzymanie ujemnego gradientu ciśnienia i przyspieszenie eliminacji wolnej fazy gazowej. Optymalną strategią dla eliminacji gazu obojętnego powinna być efektywna eliminacja wolnej i rozpuszczonej fazy gazowej. Można to uzyskać, komponując profil dekompresji uwzględniając model VPM, w którym głębokie przystanki dekompresyjne stwarzają korzystne warunki do eliminacji wolnej fazy gazowej, a płytkie przystanki dekompresyjne stwarzają korzystne warunki do eliminacji rozpuszczonej fazy gazowej. Stworzenie modelu VPM dało podstawy do dalszego rozwoju teorii i praktyki dekompresji dla zwiększenia bezpieczeństwa w różnego rodzaju złożonych nurkowaniach, wykraczających poza granice typowe dla nurkowań standardowych. Znalazł on również zastosowanie w tworzeniu coraz doskonalszych programów dla komputerów nurkowych. Prace prowadzone pod koniec lat 80. 51 nuras.info 10/2010 niecznością odbycia dodatkowego przystanku bezpieczeństwa, wynikającego z analizy ryzyka zaistniałego naruszenia procedury. Programy, w których zastosowano model RGBM, dają użytkownikowi możliwość modyfikowania nurkowania poprzez stosowanie algorytmów dekompresji zachowawczych jak i coraz bardziej ryzykownych. Przełomem dla wszystkich nowoczesnych modeli dekompresyjnych jest koncepcja ograniczonej wydzielonej fazy gazowej, jako przeciwstawna do koncepcji ograniczonych prężności gazów w różnych dowolnych hipotetycznych tkankach. Ta objętość fazy gazowej zależy od liczby pęcherzyków gazowych wzbudzonych do wzrostu, dyfuzji gazów do pęcherzyków i od zmian objętości mieszanin gazowych zgodnie z prawem stanu gazu pod wpływem zmian ciśnienia. Powyższe trzy parametry stanowią podstawę do matematycznych obliczeń modelu RGBM. W modelu tym wykorzystano algorytmy gazu rozpu-szczonego dla krótkich nurkowań, modele fazy wolnej i rozpuszczonej połączone z mechaniką pęcherzyków ga-zowych oraz koncepcję krytycznej objętości wolnej fazy gazowej jako czynnika wyzwalającego objawy choroby ciśnieniowej, dodatkowo wspomagane przez sugestie wy-nikające z praktyki bezpiecznego nurkowania. ubiegłego wieku przez Bruca Wienke zaowocowały modyfikacją modelu zmiennej przepuszczalności pęcherzyków gazowych. Rozwijając model VPM dla zastosowania w nurkowaniach niestandardowych, Wienke wykazał, że każdy zestaw tzw. gradientów granicznych może być zastosowany dla nurkowań złożonych, zastrzegając, że gradienty będą zmniejszane dla kolejnych ekspozycji. W 1990 r. Wienke opublikował wyniki swoich badań, a powyższa modyfikacja połączona z modelem VPM otrzymała nazwę modelu pęcherzykowego zredukowanych gradientów (ang. RGBM – Reduced Gradient Bubble Model). Ewolucja modelu VPM do modelu RGBM była skutkiem gwałtownego rozwoju nurkowania technicznego i potrzeby stworzenia bardziej skutecznych, krótszych i bezpieczniejszych profili wynurzania. Po kilku latach testowania, w ciągu ostatnich pięciu lat schematy dekompresji oparte na modelu RGBM zyskały ogromną popularność w nurkowaniu rekreacyjnym i technicznym dzięki m.in. zastosowaniu w komputerach nurkowych, nowych specjalistycznych tabelach dekompresyjnych oraz testowaniu i zaakceptowaniu przez stowarzyszenie instruktorów nurkowania NAUI. Można śmiało stwierdzić, że przydatność tego modelu zrewolucjonizowała nurkowanie w opracowywaniu algorytmów dekompresji dla nurkowań niestandardowych, głębokich, mieszankowych i komputerów nurkowych. Podczas tworzenia modelu RGBM Wienke uwzględnił i wykorzystał wyniki wcześniejszych badań dotyczących perfuzyjno-dyfuzyjnego modelu transportu i wymiany gazu obojętnego, naturalnego nienasycenia tkanek i okienka tlenowego. Niezależnie od rodzaju transportu gazu obojętnego, z przewagą perfuzji lub dyfuzji, model RGBM śledzi wzbudzanie i liczbę pęcherzyków gazowych, wędrówkę gazu obojętnego poprzez błony surfaktanta pęcherzyków gazowych, wzrost i kurczenie się pęcherzyków gazowych zgodnie z prawem stanu gazu przy zmianach ciśnienia otaczającego. Graniczne czasy nurkowań no-D w modelu RGBM ustalono, monitorując liczbę i wielkość pęcherzyków gazowych z zastosowaniem ultrasonografii dopplerowskiej, konsekwentnie skracając je zgodnie z sugestiami skali Spencera. Zastosowano je następnie w wielu komputerach nurkowych. Naruszenie założonego reżimu wynurzania skutkuje ko- Logika koncepcji modelu RGBM w połączeniu z podstawowymi prawami fizycznymi wskazała kierunki dla modelowania tabel i programów komputerowych. Zmiany wprowadzone w procedurach nurkowych obejmują zalecenia wprowadzone wcześniej w modelu VPM oraz kilka nowych, które przedstawiono poniżej: 1. skrócenie limitów czasowych dla nurkowań no-D; 2 przystanek bezpieczeństwa lub wolne wynurzanie w strefie głębokości 3-6 m; 3 prędkość wynurzania nie przekraczająca 9 m/min; 4 ograniczenie nurkowań powtórnych, szczególnie na głębokości większej niż 30 m; 5 ograniczenie nurkowań o profilu odwróconym lub serii krótkich głębokich nurkowań; 6 ograniczenie nurkowań wielodniowych; 7 płynne połączenie punktów granicznych dla nurkowań standardowych i saturowanych; 8 zwięzłe procedury dla nurkowań wysokościowych; 9 w nurkowaniach mieszankowych wprowadzenie głębokich przystanków dekompresyjnych w zwiększonym zakresie głębokości i ogólne skrócenie czasu dekompresji, szczególnie w płytkim segmencie nurkowania; 10 w nurkowaniach technicznych stosowanie bogatych mieszanin helowych z izobarycznym przełączeniem na nitrox w płytszym segmencie nurkowania; 11 stosowanie czystego tlenu w najpłytszym segmencie nurkowania, celem eliminowania rozpuszczonej i wolnej fazy gazów obojętnych. www.atomicaquatics.pl 52 nuras.info 10/2010 puterach nurkowych firm takich jak Mares, Dacor, Plexus, Suunto i innych. Postęp w praktycznym zastosowaniu osiągnięć nauki dotyczących dekompresji stworzył w ostatnich latach możliwości coraz bezpieczniejszego nurkowania i mniejszego ryzyka zachorowania na chorobę ciśnieniową. Problem jednak w tym, aby nurkowie zechcieli poznać i opanować tę trudną wiedzę oraz odpowiednio wykorzystać ją do praktycznej działalności. Nie zawsze komputer nurkowy zastąpi myślącego człowieka. Chociaż wiele zjawisk związanych z dekompresją nie jest do końca poznanych, to modele dekompresji oparte na pęcherzykach gazowych coraz bardziej przybliżają się do faktycznych zjawisk zachodzących w organizmie człowieka. Szybko uzyskały znamienne znaczenie do zastosowania ich w pełnym zakresie aktywności nurkowej. W ocenie wielu specjalistów modele pęcherzykowe są bardziej efektywne, bardziej poprawne i najbardziej wszechstronne w porównaniu do modeli wcześniejszych. Znalazło to odzwierciedlenie w praktycznym zastosowaniu modelu RGBM dla nurkowania. Algorytmy oparte na tym modelu znalazły szerokie zastosowanie w kom- Dr med. Jarosław Krzyżak Z florą i fauną za pan brat Wargacz garbogłowy Ta piękna ryba (Cheilinus undulatus), coraz rzadziej przez nas spotykana, znana jest z tego, że nurkowie podkarmiają ją jajkami na twardo. Zaliczana do rodziny wargaczy, nazywana jest przez nas różnie: napoleonem, chelinem napoleońskim lub po prostu wargaczem. Występuje wokół raf Morza Czerwonego, wzdłuż wschodnich wybrzeży Afryki oraz w Oceanie Indyjskim. Można ją spotkać na głębokościach od 1 do 60 m. Ciało wargacza garbogłowego jest masywne, pokryte dużą, dochodzącą do 10 cm łuską. Pływają najczęściej samotnie, a największe osobniki mogą mierzyć nawet ponad 2 m długości i ważyć blisko 200 kg. Dorosły napoleon ma duży garb tłuszczowy, który wyrasta mu na czole. Mieniące się, kolorowe ubarwienie, zmienia się wraz z wiekiem. Są to ryby aktywne w ciągu dnia, a ich pożywienie stanowią mięczaki, jeżowce i skorupiaki, a także inne ryby. Ich szczęki zaopatrzone są w silne zęby, którymi rozgniatają ofiarę. Przez to, że Chelin napoleoński wciąż jest poławiany, a jego środowisko naturalne (rafy) ulega niszczeniu, znacznie obniżyła się liczebność populacji. Na terenie UE napoleon jest objęty całkowitym zakazem handlu, a od 2004 jest uważany za gatunek zagrożony wyginięciem. Systematyka Domena eukarionty Królestwo zwierzęta Typ strunowce Podtyp kręgowce Podgromada promieniopłetwe Rząd okoniokształtne Podrząd wargaczowce Rodzina wargaczowate Rodzaj Cheilinus Gatunek wargacz garbogłowy Nazwa systematyczna Cheilinus undulatus 53 nuras.info 10/2010 Rekordzistka Tym razem chciałabym przybliżyć Wam postać Agaty Bogusz, naszej rodzimej rekordzistki freedivingu. Kim jest młodziutka profesjonalistka o dorobku wartym pozazdroszczenia i jak osiągnęła swój sukces? twina na plecy i posiedzenie pod wodą chwilę dłużej... Myślę jednak, że przez rekordy będę kojarzona głównie z freedivingiem. Trochę szkoda, bo nie planuję się ograniczać wyłącznie do nurkowania na bezdechu. AC-Z: Mam wrażenie, że nasze filozofie są bardzo do siebie zbliżone, tylko mój świat ogranicza się do nurkowań ze sprzętem. Gdy oglądałam film na Twojej stronie, zastanowiło mnie szczególnie jedno zdanie, że free jest jedną z najprostszych rzeczy, jakie można robić. To interesujące stwierdzenie, możesz je dla nas rozwinąć? AB: Wystarczy, że zamkniesz oczy, złapiesz oddech, schowasz głowę pod wodę i zapomnisz się... To jest coś, co może każdy z nas, trzeba trochę zaufać sobie i wodzie. Wstrzymywanie oddechu wydaje się strasznie nienaturalne większości z nas. Gdy jednak spróbujemy, pojawia się wielkie zdziwienie. AC-Z: Tak, też uwielbiam te chwile zapomnienia. A jak znosisz walkę organizmu o oddech? Gdzie wędrują Twoje myśli? AB: Hmmm... staram się nie doprowadzać do walki. Tylko na zawodach, a właściwie to tylko na basenowych zawodach. Wszystko pozostałe ma być spokojne, w zgodzie z tym, co mówi moje ciało i głowa. Bez ciśnieniowania się. Wracając do zawodów, jeżeli zaczyna się walka, to staram się zająć czymś myśli, czymkolwiek, czasem są to straszne głupoty, np. podczas moich pierwszych zawodów, w czasie statyki, gdy pojawiły się skurcze przepony, wyobrażałam sobie, że jadę na nartach, a każdy skurcz to było wejście w skręt. Czasem jednak to się nie udaje, pojawia się zwątpienie. Jedna taka myśl i już głowa jest na powierzchni, mimo iż do dobrego wyniku, który zwykle łatwo da się osiągnąć, jeszcze daleko. Anna Cudna - Zbrożek: Agato, jesteś czterokrotną rekordzistką Polski w nurkowaniu bezdechowym. Powiedz, czym jest dla Ciebie freediving? Agata Bogusz: Co chwilę czymś innym. To tak, jakby ten “mój freediving” ciągle ewoluował, a tak naprawdę chyba zmieniam się ja sama, moje życie. Pojawiają się różne nowe sytuacje, które powodują, że na nowo odbieram i odkrywam freediving. W przedszkolu był wyścigiem z bratem, kto zanurkuje na dno basenu, w liceum był zabawą w łowienie pięknych muszli z dna. Dwa lata temu był nowością nurkową, która nagle zamieniła się w pasję i treningi. A teraz stał się moim “zawodem” i pracą. AC-Z: A dlaczego akurat ten sport? Co Cię w nim urzekło? AB: Mam wrażenie, że całe życie próbowałam co rusz czegoś nowego, szukałam tego, co mnie “kręci”. Zwykle po miesiącu wszystko mi się nudziło. Tylko woda cały czas gdzieś była obok, od małego. No i tak zostało, a od momentu jak pierwszy raz zanurkowałam, można powiedzieć, że przepadłam... AC-Z: Wiem, że poza freedivingiem uczysz także nurkowania ze sprzętem. Mam jednak wrażenie, że to właśnie free jest Twoim konikiem, dlaczego? AB: Myślę, że czasem po prostu łatwiej mi pójść na nura bez sprzętu. Jeżeli akwen ma ok. 20 m, to atrakcje, które się w nim znajdują, mogę obejrzeć w “tańszej” wersji - na bezdechu... A tak na poważnie, to lubię jedno i drugie. Każdy z rodzajów nurkowania ma pewne zalety, których nie posiada ten drugi rodzaj. Teraz więcej poświęcam się freedivingowi. Dużo czasu musiałam poświęcić treningom do zawodów i przygotowaniu do kursów instruktorskich, ale czekam z utęsknieniem na założenie 54 nuras.info 10/2010 AC-Z: Czy bycie rekordzistką zmieniło coś w Twoim życiu? AB: Myślę, że pozwoliło mi uwierzyć, że mogę coś nowego zdziałać w świecie nurkowym w Polsce i dało odwagę do postawienia wszystkiego na tę kartę. Wychowałam się na książkach Alfreda Szklarskiego i jego historiach o Tomku Wilmowskim, który odkrywał nowe lądy itd... Zawsze mi się marzyło coś takiego. Podróże w nieznane. No, i w sumie tak się skończyło - odkrywaniem swoich nieznanych możliwości i pokazaniem, że każdy może takie odkrycia robić. AC-Z: Na łamach “Nuras.info“ staram się pokazać naszej nurkowej społeczności zawodowstwo wśród nurkujących kobiet. Ciebie postawiłam za wzór kobiety osiągającej sukcesy w dziedzinie bezdechowej. Czy uważasz, że nasza “słaba” płeć może być równie mocna w tym biznesie? Czy kobiety instruktorzy są tak samo dobre? AB: Nie lubię określenia słaba płeć. Gdy zaczynałam przygodę nurkową i swoje pierwsze kursy scuba w CMAS, moją instruktorką była Ela Matuszewska - Benducka. Nie mogłam wtedy trafić na lepszego instruktora. Uważam, że była lepsza od męskich instruktorów, których wtedy znałam, znakomity nurek. I jej podejście do mnie - myślę, że zmotywowała mnie wtedy, by brnąć dalej w nurkowanie... Dzięki temu natknęłam się później na freediving i teraz jestem tu, gdzie jestem. Pamiętam, jak mówiła: “Sama musisz nosić swój sprzęt! Nie wyręczać się facetami”. Jeżeli chodzi o walkę, a właściwie jej brak, to jest to coś, co uwielbiam na kursach - pierwsze zajęcia w wodzie to zwykle statyka - po prostu kocham te miny, gdy kursanci wynurzają się po 2 minutach i dowiadują się, ile czasu minęło. Bezcenne. AC-Z: Czym Twoi kursanci motywują chęć nurkowania na bezdechu? Czy chcą w ten sposób przełamać swoje bariery i lęki? AB: Motywacja jest sprawą indywidualną, chyba każdy z nich ma w głowie coś innego. Często natomiast jest to chęć zmniejszenia zużycia powietrza podczas nurkowania sprzętowego. AC-Z: I to jest istotny powód. AB: Wiele osób dzięki freedivingowi może wsłuchać się w siebie, zarówno w ciało, jak i umysł. To taka “chwila dla siebie”, której mam wrażenie, że nam wszystkim bardzo brakuje. Podczas zanurzenia w wodzie na zatrzymanym oddechu jesteśmy wreszcie tylko my i nasze myśli, przez kilka sekund naprawdę nic więcej nie ma znaczenia. Potem to można fajnie wykorzystać, na co dzień, żeby trochę bardziej żyć w zgodzie ze sobą. Freediving jest także wyzwaniem - sprawdzeniem siebie. Sporo osób przychodzących na szkolenie jest niesamowicie ambitnych. Bardzo chcą zobaczyć, na co je stać, czy podołają. Jest także inna bardzo fajna motywacja - rekreacyjne nurkowanie w bezpieczny sposób, czyli taki snoorkling trochę w głąb. Nie żadne bicie rekordów, czy ściganie się ze sobą, po prostu dla fun‘u. AC-Z: Czyli możemy być równie mocne, silne, ambitne i aktywne jak mężczyźni? AB: Jasne! Szczególnie ambitne. Nawet nie wiesz, jaki power bije od dziewczyn na kursach free. AC-Z: A masz jakiś sposób na uświadomienie tego faktu naszym nurkującym kolegom? AB: Oni to wiedzą, ale się za nic nie przyznają. Ja ich nie zamierzam o tym przekonywać. Lubię te chwile, gdy np. na nurkowisku ktoś ma problem z automatem... i nikt nie ma narzędzi w tych wielkich, czarnych skrzyniach pełnych Dui i innych gadżetowych sprzętów. Wtedy z uśmiechem mogę wręczyć moją skrzyneczkę z narzędziami. AC-Z: Co spowodowało, że wzięłaś udział w swoich pierwszych zawodach bezdechowych? AB: Hi, hi oczywiście, że pod wpływem męskiego namawiania do współzawodnictwa. Znajomi moje zabawy na bezdechu potraktowali bardzo poważnie. Wyszukali, że to przypadkiem rekord Polski i zmotywowali do treningów. To było w sumie śmieszne, bo dla mnie freediving był wyłącznie nurkowaniem na głębokość, a nagle oni mnie wysyłają na zawody basenowe, które wydawały mi się kompletnie bez sensu. Jeszcze, powiedzmy, pływanie na odległość miało jakiś sens, za to w statyce w ogóle nie chciałam startować. Okazało się, że trzeba. I tak z biegu wyszło 5 minut, które chyba najbardziej zszokowało mnie i... także trochę wystraszyło. AC-Z: I tu należy przybić piątkę… AB: No to piąteczka! AC-Z: A wracając do Ciebie - nurkowanie stało się całym Twoim światem. Czy znajdujesz w swojej codzienności czas na ułożenie sobie życia? Co robisz, gdy nie nurkujesz? AB: Ostatnio nadrabiam braki z ostatnich dwóch lat, gdy równocześnie kończyłam studia, pracowałam, trenowałam do zawodów i robiłam kursy instruktorskie. Lubię spotykać się z przyjaciółmi, którzy nie mają nic wspólnego z nurkowaniem i chwilę odsapnąć. Poza tym, ostatnio, wreszcie mam chwilę na poczytanie książek, tego mi bardzo brakowało. 55 nuras.info 10/2010 AC-Z: A miłość? AB: Chyba za dużo wyjazdów i biegu w moim życiu na razie. A może to kwestia nie spotkania “tej” osoby jeszcze. AC-Z: No to panowie, wciąż macie szansę… AB: :) AC-Z: To jeszcze pytanie, które obiecałam Ci zadać - jakie warunki trzeba spełnić, by zostać instruktorem nurkowania bezdechowego? Czy trzeba mieć udokumentowane osiągnięcia w tej dziedzinie? AB: Zarówno w szkole Pelizzariego, jak i w AIDA trzeba zaliczyć wymagane minimum. Są to w obu przypadkach 4 minuty statyki. W Pelizzarim 75 m dynamiki w dwóch płetwach, 30 m w dół, dobra technika pływania kraulem, żabką po powierzchni i żabką pod wodą. W AIDA wymagania są wyższe: trzeba ukończyć wszystkie stopnie szkoleń od ** do **** oraz 40 m w dół i ćwiczenia wydolnościowe, np. pięciokrotne nurkowanie na 20 m, z bardzo krótką przerwą na powierzchni, szereg procedur związanych z bezpieczeństwem i wyławianiem nieprzytomnych nurków z dużych głębokości, itd. W obu przypadkach także trzeba “czuć się dobrze w wodzie”. Osoby, które na kursach instruktorskich zaliczyły te wymagane minima, ale nie były wystarczająco „swobodne” i opływane, nie zaliczały. AB: 3 osoby posiadające uprawnienia. 3 w Apnea Academy, no i jedna w AIDA. Wynika z tego, że freediving jest sportem niszowym. Mam nadzieje, że to się zmieni. AC-Z: Mam wrażenie, że teraz robi się modny. AB: Sporo osób jest przeciwnych komercjalizacji freedivingu, nie wiem, może się obawiają tego, że straci na swojej wyjątkowości. AC-Z: Komercja zawsze wnosi pewne zmiany, ale wyjątkowość sportu można zachować, jeśli tylko się tego chce. AB: To jest fajna sprawa, daje dużo radości. Po co to chować przed ludźmi? Freediving niesie ze sobą bardzo intymne przeżycia każdego z nas, to jest wyjątkowe i nie da się tego utracić poprzez zwiększenie popularności tego sportu. AC-Z: Czyli nie jest to droga dla każdego. Jak wielu jest instruktorów aktywnie szkolących młody narybek freediverów w Polsce? AC-Z: Zachęcamy więc wszystkich do odkrycia tej formy nurkowania. AB: Oczywiście! Ale pamiętajcie - odkrywajcie nurkowanie w każdej formie, bo w każdej jest ono piękne! I nie dajcie sobie wmówić, że któreś jest lepsze lub gorsze!!! AC-Z: Jeszcze na koniec zapytam, czy planujesz kolejne rekordy? AB: Tak, tęsknię za głębią, ale na razie będę nurkowała dla siebie. AC-Z: To życzę Ci upojnych chwil pod, jak i nad wodą. A także wielu klientów, w których zaszczepisz miłość do freedivingu, dając receptę na filozofię życiową. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę. AB: Dziękuję. Bardzo miło się rozmawiało, mam nadzieje, że pod woda też się spotkamy. AC-Z: Ja czuję się zarażona chęcią do spróbowania tej formy nurkowania. Na pewno nadejdzie dzień, gdy zobaczysz mnie pod wodą, przy swoim boku. AB: Hurra! Najlepiej w Egipcie, bo ciepło i jasno. AC-Z: Może już niedługo, na co namawiam też innych czytelników 56 nuras.info 10/2010 Historyczne 2 x 100 metrów Mateusza Maliny we freedivingu 1 Na rozgrywanych w Sharm el Sheik w dniach 27- 29 września br. zawodach Triple Depth padł wynik, o którym śnili wszyscy polscy freediverzy - 100 metrów w głąb na jednym oddechu! Jego autorem jest Mateusz Malina, który dokonał tego dwukrotnie. Dyscypliny, w których zawodnik porusza się wyłącznie przy pomocy siły własnych mięśni i, o ile zanurza się z jakimś obciążeniem, to musi powrócić razem z nim na powierzchnię. Te dyscypliny to Free Immersion, Stały Balast i najbardziej wymagająca spośród nich - Stały Balast bez Płetw. W tym ostatnim przypadku zanurzenie i wynurzenie odbywa się zmodyfikowaną żabką. Pierwszego dnia zawodów osiągnął setkę w kategorii Free Immersion (podciąganie się na linie w dół i powrót w ten sam sposób), a drugiego w stałym balaście (zanurzenie i wynurzenie przy pomocy płetw, a właściwie w przypadku Mateusza, monopłetwy). Tym samym, jako pierwszy Polak wszedł do ekskluzywnego klubu stumetrowców, w którym obok takich sław jak Herbert Nitsch czy Martin Stepanek znaleźć można zaledwie około 15 nazwisk z całego świata. Jeszcze nieco ponad rok temu byliśmy przekonani, że pierwsza polska setka padnie na Hańczy. Choć nasz udział w zawodach zagranicznych był już całkiem znaczący, to dotyczył on wyłącznie dyscyplin basenowych. Nikt z naszej czołówki nie jeździł na saksy, by nurkować w głąb. Ponadto wydawało się pewne, że sto metrów nie puści w żadnej z kategorii, w których nurkowanie odbywa się przy pomocy własnych mięśni freedivera. Ówczesne rekordy Polski nie dawały nadziei, że mogłoby być inaczej. I właśnie wtedy, we wrześniu 2009 roku nadeszły sensacyjne wieści z Dahab. Mateusz, zwany tam przez miejscowych „Matt” Malina, którego życiówka jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie przekraczała 40 metrów, pobił wszystkie nasze narodowe rekordy w „self propelled disciplines”1 o dobre kilkanaście metrów! 80 metrów we Free Immersion i Stałym Balaście i 70 metrów w Stałym Balaście bez Płetw. Dwa miesiące ciężkiego treningu w Dahab wraz z unikalnymi predyspozycjami Mateusza dały fantastyczne wyniki. Nic dziwnego, że kiedy w bieżącym roku Mateusz zapowiedział powtórkę swojej wycieczki do Egiptu, wszyscy z niecierpliwością oczekiwaliśmy wieści z Sharm el Sheik. Zawody Triple Depth po raz pierwszy przeprowadzone miały być w nowym miejscu. Poprzednie edycje odbywały się w Blue Hole, gdzie limit głębokości wynosił „zaledwie” 90 metrów. Sharm dawało szansę na więcej, jednak Mateusz cały swój trening przeprowadzał właśnie w Blue Hole, gdzie dno ograniczało go do głębokości około 93 metrów. Czy zdoła na zawodach, kiedy zawsze dochodzi dodatkowy stres, dołożyć 7 metrów do swojego Personal Best? Dziś już wiemy, że zdołał i to dwukrotnie! Mateusz, chylę czoła przed Tobą i życzę Ci, abyś za rok, może za dwa, a może i wcześniej pogonił mistrzów takich jak Herbert Nitsch, Martin Stepanek czy Will Trubridge. Ech, pięknie byłoby mieć polskiego Rekordzistę Świata! Nitas TURYSTYKA NURKOWA ANDAMANY PAPUA MALEDIWY w ww .dalekoib lisko.eu 57 nuras.info 10/2010 Scuba czy free ? “The scuba diver dives to look around. The freediver dives to look inside” W poniższej dyskusji przedstawiciele dwóch odmiennych sposobów nurkowania, tzw. sprzętowego i freedivingu, będą próbowali przekonać się nawzajem do sposobu uprawianego przez siebie. Po stronie sprzętowców Instruktor SDI/TDI Andrzej „Bacio” Baciński, po stronie freediverów Instruktor Apnea Academy Tomek „Nitas” Nitka. AB: Ćwiczymy bezdechy jako jeden element kursów nurkowania. W zasadzie chodzi o umiejętność dopłynięcia do partnera na tym „ostatnim oddechu”. Przy rozsądnym planowaniu nurkowań taka konieczność, w zasadzie, nie powinna wystąpić, ale… lepiej umieć, niż nie umieć. Swoją drogą, Wy potrzebujecie nurków sprzętowych do supportu. TN: I tu się mylisz. Kiedyś rzeczywiście tak było, ale już od wielu lat (no, może od kilku) nurkowie sprzętowi, jako support freediverów, poszli w zupełną odstawkę. Może jeszcze nie zawsze, i może w pewnych okolicznościach ma to swoje złe strony, ale ogólnie rzecz biorąc, tak się obecnie stało. Czyli jesteśmy całkowicie niezależni od Was. AB: Może po prostu Was nie stać na support i musicie dawać sobie radę bez niego? Nie da się ukryć, że to są niemałe koszty. Tomek „Nitas” Nitka: Znowu dźwigasz graty... 40 kg na plecach, różne automaty, butle, żelastwo, wszelkie cuda... Strasznie dużo problemów... I jeszcze niektórzy to nazywają nurkowaniem swobodnym. AB: Tak trzeba u nas, ale za to mogę dłużej być w wodzie. Godzina w bezruchu to realne nurkowanie... Ale swoją drogą, widziałem Cię niosącego na łódkę bojki, liny, ciężary, jakąś podejrzaną konstrukcję z metalowych rur – niemałą! To ważyło więcej niż mój kompletny sprzęt na głębokie nurkowanie. TN: Trafiasz w sedno. Na zawody z udziałem światowej czołówki trzeba zapewnić minimum 6-7 bomboleros, w tym kilku głęboko nurkujących (ponad 120 metrów). To poważne przedsięwzięcie logistyczne, a jego koszty rosną w zastraszającym tempie (gazy, noclegi, wyżywienie itp.). Ich pokrycie jest możliwe tylko przy zawodach najwyższej rangi, na które udaje się zorganizować sponsorów. Jednak na co dzień, kiedy nurkujemy treningowo o tym wszystkim można zapomnieć. Dlatego zawsze poszukiwaliśmy sposobów zabezpieczeń nie wymagających udziału sprzętowców, jak na przykład wspomniany system przeciwwagowy. AB: Może support nie jest potrzebny, ale potrzebujecie nurków z butlami, aby mogli Wam zdjęcia porobić! TN: No, tak. Muszę przyznać Ci rację. Czasami termin „nurkowanie bez sprzętu”, jakim określa się freediving, zupełnie do niego nie przystaje, ale to jest cena, jaką płacimy za osiąganie dużych głębokości. Reguły bezpieczeństwa wymuszają użycie boi, liny opustowej i często tzw. systemu przeciwwagowego, który rzeczywiście sporo waży. Ta konstrukcja z metalowych rurek, o której wspomniałeś, to winda – urządzenie, które ściąga nurka na dno. To coś mniej więcej takiego, czym na filmie „Wielki Błękit” jeździli Jacques i Enzo. Dzięki windzie jesteśmy w stanie osiągać ekstremalne głębokości. Jednak jedno się nie zmienia - nam oddychanie z butli do niczego nie jest potrzebne, a każdy nurek sprzętowy i tak musi ćwiczyć bezdechy… TN: Zdjęcia to co innego. Do zdjęć sprzętowcy nadają się doskonale, choć wśród freediverów jest też wielu doskonałych fotografów, którzy fantastycznie dokumentują wiele imprez. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli używamy systemu przeciwwagowego, to spra58 nuras.info 10/2010 wa zdjęć nie jest taka prosta. W tym przypadku nikogo poza zawodnikiem i jego asekuracją nie powinno być w wodzie, bo w razie odpalenia systemu można dostać kilkudziesięciokilogramowym odważnikiem po łbie. AB: Co Ty tam zobaczysz pod wodą przez te krótkie chwile? Zarys wraku? Rybkę czy dwie? W naszym nurkowaniu mamy czas, aby wykonać jakieś zadanie – zrobić zdjęcia, film nakręcić… TN: Jeśli myślisz, że spędzamy godziny na planowaniu jednego nurka, to się mylisz. Gazów dobierać, ani mieszać nie musimy, konfiguracji butli i automatów też. W sumie wszystkie zanurzenia są trochę podobne do siebie. Każdy z nas zna swoje możliwości i wie, na jaką mniej więcej głębokość będzie się zanurzał, a to implikuje najważniejsze: potrzebny jest system przeciwwagowy (lub inny dający możliwość wydobycia ofiary z dużych głębokości), czy nie. W związku z tym chyba najwięcej czasu poświęcamy (przynajmniej tak jest u mnie) na projektowanie i doskonalenie różnych detali związanych z asekuracją, ale to dzieje się nie przed konkretnym nurkiem, ale dużo wcześniej. Zdaje się, że u Was wygląda to trochę inaczej? AB: U nas prawdziwe nurkowanie zaczyna się dużo wcześniej niż zbliżenie się do wody. Planowanie to jeden z najważniejszych etapów. To z reguły właśnie na tym etapie powstają wypadki. Mimo, że efekty widać dopiero w wodzie, to błąd najczęściej jest dzień wcześniej. Czy to kwestia doboru gazu oddechowego, czy zebrania zespołu, czy też zwykłe zaplanowanie nurkowania przekraczającego dotychczasowe doświadczenie i umiejętności nurka. Oczywiście brak zaplanowania nurkowania jest niedopuszczalny i jest proszeniem się o duże kłopoty. TN: To jest temat rzeka. Zresztą w którymś numerze Nurasa pisałem już o tym. Rzecz w tym, że nam oglądanie czegokolwiek pod wodą nie jest do niczego potrzebne. Tam, pod powierzchnią, jestem tylko ja i Wielka Cisza dookoła. Koncentruję się wyłącznie na sobie, na tym co dzieje się z moim ciałem wskutek narastającego ciśnienia. Cała reszta się nie liczy. Powiem więcej, reszty po prostu nie ma! Sens tego zdania można łatwiej zrozumieć, gdy nurkuje się w polskim jeziorze, bo tam poniżej 20 - 30 metra mamy całkowitą, chciałoby się powiedzieć, doskonałą ciemność, której nic nie zakłóca (poza światłem latarki, którą niestety ze względów bezpieczeństwa trzeba mieć na głowie). Mamy więc nie tylko Wielką Ciszę, ale i Wielką Ciemność. AB: Czyli robicie nurkowania na dziesiątki metrów, aby niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć? To brzmi irracjonalnie. My schodzimy, aby coś zobaczyć – wrak, ściankę, jaskinię, skarb… TN: To mniej więcej tak, gdy u nas planuje się naprawdę głębokie nurkowanie. Na przykład, kiedy Herbert Nitsch szykował się do rekordu 214 metrów, wtedy wraz z zespołem opracował zupełnie nowatorski system zanurzenia i wynurzenia. Między innymi wyeliminował potrzebę napełniania balonu (bo to wydłużało czas spędzany na maksymalnej głębokości), a ponadto system został wyposażony w zabezpieczenia na wypadek awarii. Obmyślenie i skonstruowanie całości zajęło wiele długich miesięcy. AB: Skoro nurkujesz, aby nic nie widzieć pod wodą, to chyba Cię nie namówię na nasze nurkowania. Ale może dasz się namówić? Moja propozycja – zanurkujesz na mój sposób, a ja na Twój i wtedy wymienimy się opiniami. Ale od razu ostrzegam – ja lubię oddychać. Robię to już nieprzerwanie od ponad 35 lat i weszło mi już w nawyk… TN: Cytat z Umberto Pelizzariego: “The scuba diver dives to look around. The freediver dives to look inside” jak dla mnie załatwia sprawę. A wracając do Twojego argumentu, że Wy możecie np. film nakręcić, to czy widziałeś może klimatyczny „Base jumping” czy też „Free Fall”? http://www.youtube.com/watch?v=uQITWbAaDx0? Nakręciła go właśnie freediverka Julie Gautier. AB: Jak tu dyskutować z kimś, kto w ramach hobby regularnie nie dotlenia swojego mózgu? My nurkujemy w warunkach podwyższonego ciśnienia parcjalnego tlenu. Nie musimy więc już chodzić do barów tlenowych. TN: A my to co???!!! Przecież na nas ciśnienie działa tak samo jak na Was! Kiedy jesteśmy głęboko PO2 w płucach też mamy podwyższone. Jedynie na ostatnich metrach wynurzenia może dochodzić do niedotlenienia, ale to trwa krótką chwilę. AB: Jedno muszę przyznać, że figura nurka (a w zasadzie nurczynki) bezdechowej jest do pozazdroszczenia. TN: Czemu nie, spróbuję Cię oduczyć tego nawyku, a przekonasz się, że bez oddychania da się żyć (choć nie będę się upierał, że na stałe) Coś sobie przypomniałem. Wyobraź sobie, że jednak są sytuacje, kiedy i my oddychamy z butli. Ciekaw jestem, czy domyślisz się, po jaką cholerę to robimy? AB: Pewnie, aby oszukać widzów. Nawdychasz się tlenu przez pół godziny, a potem udajesz, że tak długo możesz wytrzymać na bezdechu. To trochę tak, jakby bić rekord biegu na 1000 m z górki. TN: I tu Cię mam! Upatrzyłeś już sobie jakąś zgrabną freediverkę? Lepiej, żeby Twoja Julka tego nie czytała! AB: Ile czasu trwa przygotowanie się do danego nurkowania? Robicie jakieś plany, plany awaryjne, analizy? Nie mówię o biciu jakiegoś rekordu tylko o normalnych, ale bardziej zaawansowanych nurkowaniach freedivingowych. TN: Rzeczywiście, próby statyki, czyli wstrzymania oddechu na czas po wentylacji czystym tlenem, przeprowadza się od czasu do czasu. Wyniki są odnotowywane w księdze rekordów Guinnessa. Obecny rekord przekracza 20 minut, jednak nikt nie próbuje 59 nuras.info 10/2010 w ten sposób nikogo oszukać, to się robi oficjalnie. Ale nie o to mi chodziło. Rzecz w tym, że po bardzo głębokich nurkowaniach, takich na przykład jak 214 metrów Herberta Nitscha, standardowo przeprowadza się dekompresję czystym tlenem na 6 metrach. Chodzi oczywiście o zapobieżenie DCS. I to jest ten jedyny moment, kiedy przydają się nam umiejętności SCUBA, bo jak ktoś nie ma certyfikatu nurkowego, to automatu nie dostanie. AB: Bardzo ciekaw jestem, który z Was ma uprawnienia na oddychanie czystym tlenem… Nie wiem, czy wiesz, ale czysty tlen pod wodą to poziom Adv. Nitrox (do niedawna nawet to było za mało w niektórych organizacjach!), czyli pierwszy krok do nurkowania technicznego. Wszelkie OWD, AOWD, Rescue, Divemaster, specjalizacje Nitrox, czy nawet instruktor nurkowania rekreacyjnego nie dają szkolenia na oddychanie czystym tlenem. Zapraszam na kurs! cimy, teraz zmieńmy temat. Ja rozumiem, że jak ktoś jest techniczny, drobny błąd może kosztować go życie, to u niego dzieje się coś ciekawego. Ale nurkowanie rekreacyjne dla mnie wieje nudą. Właśnie dlatego, jak tylko zrobiłem pierwszy certyfikat scuba, to od razu zacząłem szukać czegoś więcej, jakiegoś wyzwania. I znalazłem to we freedivingu. Czy Was nie nudzi to nurkowanie z butelką? AB: Drugi stopień wtajemniczenia rekreacyjnego nurkowania sprzętowego (tj. poziom AOWD) uczy, że nurkowanie jest jedynie narzędziem. Tak jak jazda samochodem służy do dotarcia do kina, szkoły, sklepu, a nie jest celem samym w sobie. W nurkowaniu przed każdym zanurzeniem ustalamy sobie cel. Może to być zrobienie zdjęć wraku, sfilmowania rafy, obserwacja form skalnych, wydobycie czegoś z dna… Na kursach staramy się pokazać te różne cele, aby nurek znalazł to, co mu pasuje najbardziej. Dla mnie najciekawsze są zajęcia szkoleniowe, kiedy nurkowie podnoszą swoje umiejętności, co ułatwia im realizację ich celów. A co do wyzwań… Ja w nurkowaniu doszedłem do poziomu trenera kursów technicznych, to znaczy szkolę i certyfikuję instruktorów nurkowania technicznego, a cały czas widzę przed sobą długą drogę rozwoju. Jeszcze bardzo dużo nauki przede mną. I mówię to z pełną pokorą. Mam dziesiątki wyzwań przed sobą. TN: Jak przypomnę sobie podstawy, to kto wie … ale jest coś, co zniechęca mnie do nurkowania z butlami. Ja wiem, że Ciebie osobiście to w ogóle nie dotyczy, ale masz świadomość, że niektórzy nurkowie sprzętowi, nie tylko w pubie, ale również na nurkowiskach w przeddzień, a nawet w „przednoc” nurkowania, nader często obalają flaszki z mieszankami bynajmniej nie oddechowymi? A następnego dnia wchodzą do wody. Freediverom się to (w zasadzie) nie zdarza. Jak to skomentujesz? AB: Ludzie lubią pić alkohol na wyjazdach towarzyskich, czy to narciarskich, windsurfingowych, golfowych… Nie sądzę, aby akurat było to domeną nurków sprzętowych. Akurat picie, a co za tym idzie odwodnienie organizmu jest jednym z największych powodów zwiększających ryzyko choroby dekompresyjnej, więc w moim towarzystwie nie pijemy i nie palimy. TN: Mówimy o różnych sprawach. Ja, jako instruktor freedivingu, też widzę nieustanną potrzebę doskonalenia się. Zarówno w kategoriach własnych umiejętności czysto nurkowych, jak i umiejętności dydaktycznych. Jednak tu mówię o nurkach rekreacyjnych, którzy nie dążą do podnoszenia kwalifikacji, wchodzenia w temat trimiksu itd. Przykład z samochodem, jako środkiem do celu, brzmi bardzo zgrabnie, ale kiedy jedziemy np. do Egiptu i wykupujemy pakiet nurkowy (a dotyczy to pewnie ponad 90% nurków), to pływamy grzecznie za divemasterem i żadnych celów nie realizujemy. Tu rybka, tam rafka, machniemy płetewką i… nic się nie dzieje… nuda (jak na polskim filmie) Wiem o czym mówię, bo tak zaczynało się moje nurkowanie wiele lat temu i mnie to znudziło. Natychmiast. AB: Nadchodzi moment, że nurek myśli, że już jest dobry i nie ma potrzeby dalszego szkolenia. Najczęściej jest to gdzieś między pięćdziesiątym, a setnym nurkowaniem. Wtedy dobrze jest zaprosić go do grona nurków naprawdę doświadczonych (trym, balans, kontrolowane zanurzenie i wynurzenie, praca zespołowa, itd.). Z mojego doświadczenia, takie nurkowanie zapoznawcze z nurkowaniem, jak mawia jeden z moich mentorów, świadomym otwiera oczy. W końcu dopiero pokazanie, co można umieć, pozwala na zbudowanie dalszej drogi rozwoju. Nie chodzi o to, aby każdego nurka rekreacyjnego obwiesić butlami bocznymi, ale aby pokazać, że nurkowanie sprzętowe to ciągłe doskonalenie swoich umiejętności, a droga jest długa i nie ma końca. TN: Traktuję to, jako zręczne uniknięcie odpowiedzi. U Ciebie się nie pije i nie pali. Ja to wiem. Ale z wieloma innymi (broń Boże nie ze wszystkimi) nurkami scuba jest zupełnie inaczej. I ja tego doświadczam osobiście, kiedy przeprowadzając kurs freedivingu w bazie nurkowej, mogę spać w nocy tylko dzięki stoperom w uszach, a rano oglądam nurkowych macho z przekrwionymi oczkami, którzy ciężkim krokiem zmierzają ku wodzie. AB: W nurkowaniach technicznych nie ma miejsca na papierosy i alkohol. Rzeczywiście, nurkowanie rekreacyjne to jest na tyle łagodna rekreacja, że nurkowie mogą nie zauważać w tym problemu. Problem z całą pewnością jest gdzieś w ludziach, ale nie szukałbym powiązania z nurkowaniem sprzętowym. TN: Nie do końca się z tym zgadzam. Moim zdaniem w nurkowaniu sprzętowym jest coś, co przyciąga do niego pewną, szczególną grupę ludzi, która zachowuje się właśnie tak, jak opisałem (oczywiście są tam też osoby całkiem „normalne”). Ale to temat na osobną i długą dyskusję. Może kiedyś do tego wró- TN: Z tego co mówisz wynika, że ja chyba po prostu nie dotarłem do tego etapu, na którym ktoś 60 nuras.info 10/2010 „otworzyłby mi oczy”. Zatrzymałem się gdzieś między trzydziestym a czterdziestym nurkowaniem i zaraz potem całkowicie przerzuciłem się na freediving. To może wiele wyjaśniać. Jednak upieram się, że ludziom o pewnym typie osobowości w scuba zawsze będzie czegoś brakowało (o ile nie dotrą do etapu trimiks, głębokie wraki, jaskinie itp.). Samym doskonaleniem umiejętności nie da się zastąpić emocji, jakich dostarcza docieranie do własnych limitów i przełamywanie ich, walka z ograniczeniami, pokonywanie samego siebie. Trochę jak w alpinizmie, który wieki temu też uprawiałem. Choć powiedzmy szczerze, nie wszyscy tego potrzebują. AB: To może pójdźmy teraz na basen popływać kraulem po powierzchni. Trochę treningu kondycyjnego przyda się zarówno sprzętowcom jak i freedivingowcom? Po basenie napijemy się zielonej herbaty i wrócimy do dyskusji. Co Ty na to? TN: Doskonały pomysł! Andrzej “Bacio” Baciński [email protected] Tomek “Nitas” Nitka [email protected] Pozycja nowatorska, odważna, rzucająca nowe światło na różnice w podejściu do nurkowania kobiet i mężczyzn. Książka otwierająca nowy kierunek w podejściu do nauki nurkowania rekreacyjnego, uwzględniający uwarunkowania psychiczne, społeczne, kulturowe obok oczywistych fizycznych w nurkowaniu rekreacyjnym. Zapraszam na kursy rebreatherowe Nie jest mi obca teoria ani PRAKTYKA Kursy, podręczniki, instrukcje WSZYSTKO W JĘZYKU POLSKIM tel. +48 513125005 więcej na www.fother.pl Jacek „FOTHER“ Klajn 61 nuras.info 10/2010 Sprzątanie Świata Mogliśmy już pełną gębą testować płetwy, maski, skafandry, automaty, latarki i różnoraki inny sprzęt. Uczyniliśmy to oczywiście z niekłamaną radością. Prezentacja i testy wypadły nieźle, bo nastąpiły natychmiastowe zakupy i nurkowania w świeżo zakupionym teraz już dla niektórych własnym - sprzęcie! Reklamacji nie było, za to pochwały i owszem. Niektórzy nie mieli już ochoty nurkować ze swoim prywatnym ekwipunkiem tylko chcieli nowy! W końcu sprzedawcy nie pojawili się z byle jakimi produktami! Lekkie zamieszanie powstało pod wodą, bo niektórzy nie mogli rozpoznać swoich partnerów – tak często zmieniali sprzęt! Poza testowaniem ekwipunku część wielbicieli bąbelków miała okazję odwiedzić nasze podwodne atrakcje. Starzy bywalcy tego akwenu poprowadzili na podwodne wycieczki przybyłych do nas pierwszy raz. Odrobinę tajemniczości w zwiedzaniu naszego małpiego gaju zapewniła słaba widoczność, a i sami adepci nurkowania, którzy nie omieszkali troszkę za sobą „podymić” pod wodą… Ale cóż, my też wolimy trudne warunki, a nie jakieś tam egipskie 30 m widoczności i nudy! Lubimy przecież, jak ni stąd, ni zowąd, pojawia się przed nami budka telefoniczna, na krawędzi widoczności, jakieś 120 cm przed maską! Tak nagle! Chętni, którym nie chciało się dygać pod wodą lub nie dysponowali odpowiednią ilością gazów, byli dowożeni na głębokie „atrakcje” klubową motorówką, która czuwała również nad bezpieczeństwem całego tego cyrku. Po „zrzucie” z łodzi na głęboką platformę, oznakowaną poważną boją z flagą nurkową, były do wyboru trzy oporęczowane kierunki: brzeg przez Omegę, brzeg przez Trabanta lub poszukiwanie głębokości, czyli kierunek znak „40”. Głębokie rewiry oferowały zwiedzającym więcej ryb i lepszą widoczność, szczególnie poniżej 20 m (wizura do 5 m), nie wiadomo jeszcze, czy w związku z warunkami naturalnymi, czy też mniejszą ilością nurków. Badania trwają, o wynikach Was poinformujemy! Testo- W piątek od rana rozpoczęliśmy przygotowania do Sprzątania Świata 2010, które po raz ósmy odbyło się w bazie Nemo w Giewartowie, nad Jeziorem Powidzkim. Klubowa ciężarówka, wypełniona sprzętem po dach, dojechała do bazy koło południa i już po 13:00 została rozładowana, a sprzęt sklarowany. Okazało się, że lwią część transportu stanowił… bar! No cóż, nie samą wodą nurek żyje. Po oporządzeniu bazy ruszyliśmy na nurka zwiadowczego po naszych włościach. Zrobiliśmy tzw. dużą pętlę, opływając większość podwodnych atrakcji na naszej bazowej „home reef”. Udało nam się również wykonać nureczka nocnego i poodwiedzać naszych rezydentów, czyli Szczupaka Dużego, którego własnością jest platforma na 9 m, a raczej teren pod nią, Szczupaka Małego, właściciela szuwarów oraz Raka Obrażalskiego, który rządzi wszędzie, byle do 8 m głębokości. W piątek po południu pojawili się już pierwsi nasi goście i klubowicze, tudzież sympatycy Nemo. Mieliśmy okazję porozmawiać tego dnia z Dariuszem Wilamowskim, między innymi o jego rekordowym nurkowaniu na 264 m w Gardzie. Była również szansa na zapoznanie się z nowościami prezentowanymi przez ECN, czyli najnowszym sprzętem firm Bare i Atomic. Oczywiście pracowity dzień zakończyliśmy zasłużoną nagrodą, czyli wieczornym piwkiem w naszym klubowym barku. Tu tradycyjnie pojawiły się opowieści, również dziwnej treści, i nie tylko… Następnego dnia, od rana, zaczął się już prawdziwy ruch. Z przybyłymi dzień wcześniej zjedliśmy gromadnie śniadanie na polanie. Parking przed bazą szybko zapełnił się samochodami. Dołączył do nas tego dnia Bartosz Grynda i przedstawicielka Magazynu Cyfrowego Nuras.info, który dla zasłużonych „sprzątaczy” ufundował książki „Głębokie zanurzenie” z okazjonalną dedykacją. 62 nuras.info 10/2010 też nasza tradycja. Niestety nie wiadomo, o której się skończyło, ponieważ nie ma żadnego wiarygodnego świadka, który mógłby nam taką informację potwierdzić… wane tu latarki spisywały się przednio, podobnie jak suchary, no i automaty. Swoją drogą w naszych jeziorach pewnie trzeba by wprowadzić kategoryzację wynikającą z odległości na jaką coś widać, a nie z odległości powierzchni od dna. Musimy to przedyskutować w trakcie następnego weekendu w Giewartowie. No, ale jeżeli komuś nie odpowiadała widoczność pod wodą Jeziora Powidzkiego, to mógł ją sprawdzić nad powierzchnią. Jedną z atrakcji były przejażdżki skuterem wodnym. Nie wiadomo dlaczego, ale ustawiła się kolejka chętnych. Po krótkiej analizie okazało się, że to same przedstawicielki płci pięknej… No cóż, nie samą wodą Nurczyni żyje. Samych śmieci wyłowiliśmy niewiele. W sumie wydobyto kilka puszek, butelek, czy niewielkie ilości odpadów po plażowiczach w postaci papierków, gumek do włosów oraz spinek. Po południu szeregi nurków będących pod wodą zaczęły się zmniejszać na rzecz nurków występujących na powierzchni. Szczególne zagęszczenie zauważyliśmy głównie w okolicy ławek i parasoli, to chyba wpływ dopisującego tego dnia słońca, oraz w okolicy kraniku ze złocistym płynem, to zapewne też wpływ... słońca! Pogoda dopisywała, humory też. Dzieci biegały we wszystkie strony, rodzice zazwyczaj w jedną stronę (kranik…), grille zaczęły buzować, podobnie jak dyskusje. Tego dnia nie było już nocnego nurkowania, zastąpiło je walne wieczorne zgromadzenie sympatyków naszego klubu. To już Sezon już co prawda oficjalnie zamknięty, ale kto wytrzyma bez nurkowania tyle czasu? Z pewnością z częścią przybyłych na tegoroczne Sprzątanie Świata zobaczymy się za tydzień, no góra dwa, w tym samym miejscu! Tomasz „Jeżu” Jeżewski Centrum Nurkowe Nemo 63 nuras.info 10/2010 Zawodowcy cami kraju. Właśnie do tego kursu się przygotowuję. A jakie będą moje kolejne plany edukacyjne zapytajcie mnie po jego ukończeniu. Jak co miesiąc, zamieszczamy dziś kolejny wywiad Piotra Szalatego z nurkiem zawodowym Damianem Rajkowskim. Piotr Szalaty: Witam! Może tak w skrócie przedstaw się, jakie uprawnienia w nurkowaniu zawodowym zdobyłeś? Damian Rajkowski, 24 lata, nurek zawodowy III klasy. PS: W jakich firmach i gdzie do tej pory pracowałeś? DR: Moja przygoda zaczęła się w szczecińskiej firmie „Taucher”, gdzie stawiałem swoje pierwsze kroki. Następnie współpracowałem z firmą „Diver’s” oraz „UW Service”, również ze Szczecina, gdzie poznałem kolejne tajniki prac podwodnych. PS: Jak zaczęła się Twoja przygoda z nurkowaniem zawodowym? DR: Ta przygoda rozpoczęła się dosyć przypadkowo. Pracując w Egipcie, w jednym z polskich centrów nurkowych, poznałem turystę, który wykonuje prace podwodne. Opowiadając o swoim zawodzie, zaraził mnie tą formą nurkowania. Postanowiłem więc spróbować swoich sił. Znalazłem w Internecie firmę, która zajmuje się takimi szkoleniami i wziąłem udział w jednym z nich. PS: Twoja pierwsza praca? DR: Tuż po zakończeniu kursu, wraz z przyjacielem Łukaszem, który również w nim uczestniczył, postanowiliśmy pojechać do Szczecina, gdzie chcieliśmy podjąć swoją pierwszą pracę. Już w pierwszym dniu pobytu w stolicy województwa zachodniopomorskiego znaleźliśmy zatrudnienie w nurkowaniu zawodowym. Po kilkudniowym zapoznaniu się z systemem pracy i konfiguracją sprzętu, przystąpiliśmy do działania. PS: Czy zamierzasz dalej się kształcić zawodowo? DR: W naszym zawodzie od niedawna jest teoretyczna możliwość rozwoju. Po osiągnięciu progu 500 godzin pod wodą, można podwyższyć swoje uprawnienia. Dlaczego napisałem „teoretycznie”? Ponieważ poza „Marynarką Wojenną” takich możliwości nie było. Mam nadzieję uczestniczyć w kursie współorganizowanym przez BPN Explorer w Oslo. Dzięki niemu Polacy będą mogli pracować na podstawie swoich uprawnień również poza grani- PS: Na jakim sprzęcie pracowałeś? DR: Na kursie w Jaworznie poznałem kilka hełmów nurkowych: Gorski G2000SS oraz jeden z hełmów Kirby Morgan 27, a także miękki hełm dzwonowy w/w firmy. Natomiast w pracy miałem również okazję nurkować w hełmach: Kirby Morgan 17, 27, 37, 57, Drager DM, AH5 – hełmy o otwartym obiegu, oraz kompozytowy hełm ze Szwajcarii firmy SeaSub. Jeżeli chodzi o maski pełnotwarzowe to „Aga” firmy Interspiro, MK II Kirby Morgan oraz klasyczna maska firmy „Drager”. Miałem również okazję poznać różnego rodzaju tablice nurkowe firm „Amron”, „Kirby Morgan”, „Drager” i wiele różnych łączności. Powinienem tutaj również wspomnieć o skafandrach nurkowych produkowanych przez różne firmy z wielu materiałów, takich jak guma, kresz, neopren, po trilaminat i kordurę. PS: Najciekawsze lub najtrudniejsze zadanie wykonywane przez Ciebie pod wodą? DR: Każde zadanie pod wodą przynosi wiele niespodzianek i trudności. Układałem materace gambio64 nuras.info 10/2010 PS: Czy można dobrze zarobić, pracując jako nurek? DR: Jak w każdym zawodzie, najlepszy i najlepiej wykwalifikowany pracownik może liczyć na sukces zawodowy, jak również finansowy. Początki jednak są bardzo trudne, aby zarabiać naprawdę dobre pieniądze, trzeba ciężko pracować oraz inwestować w swoją edukację. Moim zdaniem, w tym zawodzie zarobisz, jeżeli tylko wykażesz się wytrwałością i poświęceniem. PS: Jakie są Twoje dalsze plany? DR: Moim docelowym zamiarem jest skończenie kompleksowego kursu, wraz ze specjalnościami suchych i mokrych dzwonów, oraz wielu innych szkoleń w elitarnej szkole Fort Williams w Szkocji, a w konsekwencji uzyskanie statusu nurka saturowanego – najwyższego ze stopni prac podwodnych. Wiem jednak, że jest to długa i mozolna praca, która na pewno się opłaci. nowe, betonowałem, spawałem i ciąłem różnymi metodami wiele rozmaitych materiałów, brałem udział w tworzeniu Olimpijskiego Ośrodka Szkoleniowego dla wioślarzy w Wałczu, wykonywałem przeglądy wielu nabrzeży oraz jednostek różnych wielkości. PS: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wytrwałości w realizacji planów. 6DI DU L SR %Dã W \NX P \ 1, 752; ZZZ ZU DNL HX 65 nuras.info 10/2010 Systematyka nurków nurków ciepłowodnych, charakteryzująca się dużym zróżnicowaniem w wyglądzie i kolorystyce; – Bałtycka – rzadka grupa nurków, odwrotnie do nurków Chorwacko-Egipskich, charakteryzuje się dość spójnym i powtarzalnym wyglądem, występuje prawie wyłącznie w odmianie czarnej. Charakteryzuje ich olbrzymie przekonanie o swojej wyższości i nieomylności. Nurek słodkowodny dzieli się na: – nurków jeziornych (mergus aquarius), dawniej zwanych szuwarowo - błotnymi, ze względu na najczęstsze miejsca ich występowania; – nurków kamieniołomowych (mergus lapicidina), tu występują dwie podgrupy, które zazwyczaj trudno odróżnić, ze względu na częste mieszanie się ze sobą, a mianowicie: - nurkowie koparkowi (mergus aquarius koparus); - nurkowie zakrzówkowi (mergus aquarius krakenus) nazewnictwo także pochodzi od miejsc ich występowania. Są to o tyle ciekawe grupy, że na dwóch stosunkowo płytkich akwenach, gdzie możemy ich najczęściej spotkać, wykonują cały wachlarz nurkowań, od wrakowomorskich, poprzez głębokie- dekompresyjne, w prądzie, itp. Co ciekawe, od niedawna obie grupy prawie równocześnie wykonują także nurkowania w ramach specjalizacji wrakowo-samolotowej! Z wyglądu są bardzo zróżnicowani i dlatego ich rozpoznanie poza miejscem występowania jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Odmianą nurków koparkowo-zakrzówkowych są nurkowie treningowi (mergus exercitii), czyli tacy, którzy Dla osób postronnych - po prostu - nurek. Nie jest ważne gdzie i jak nurkuje, samo zanurzanie się pod wodą kwalifikuje go do grupy… no właśnie, jakiej grupy? Przecież my, ludzie nurkujący wiemy, że to zbyt duże uproszczenie. Jak można stawiać Nas na równi z sąsiadem pani Zosi, który będąc w Egipcie, zrobił kurs i teraz opowiada całymi godzinami, jak świetnie jest nurkować! My przecież jesteśmy… no właśnie, kim jesteśmy w całym tym galimatiasie społeczności nurkowej? Aby to wyjaśnić zagłębiłem się nad systematyką nurków, moje wieloletnie wnikliwe obserwacje, badania i doświadczenia, doprowadziły mnie do wniosku, że jesteśmy różni (próżni). Dlatego postuluję uaktualnić słabą, o ile w ogóle istniejącą, systematykę nurków. Typ: Nurek, a raczej płetwonurek, bo przecież nurek to ten gościu, co chodzi w ołowianych butach po dnie, skręca rury i grozi mu zmiażdżenie w jego własnym hełmie (sic!). Płetwonurek natomiast to człowiek, który porusza się swobodnie, no prawie, używając płetw do beł-tania dna i właśnie o takiego osobnika w naszej syste-matyce nam chodzi. Typ: Płetwonurek Podtyp: I tu następuje cała masa komplikacji co do metody podziału, ale zacznijmy od podziału w zależności od miejsca występowania. Nurek słonowodny (mergus maritimus). Występują tu dwie najczęstsze grupy: – Chorwacko-Egipska – dość popularna odmiana 66 nuras.info 10/2010 - zamknięto-obiegowych (mergus rebrederum); - ew. formę przejściową półzamkniętych. Nurkowie zamknięto-obiegowi to wąska grupa nurków, która posiadając odpowiednio dużą ilość środków pieniężnych, dała się namówić na kupienie czegoś, czego sens zastosowania na koparkach i innych tego typu akwenach stara się teraz udowodnić nurkom otwarto-obiegowym. Można oczywiście prowadzić takie podziały dalej, ale prowadząc swoje długoletnie badania i obserwacje, starając się jak najdokładniej podzielić nurków zauważyłem, że jest to zadanie nazbyt skomplikowane. Nurkowie od lat dzielą się samodzielnie, bardzo skutecznie określając swoje przynależności do typów, gromad czy też podgromad. W efekcie, w skomplikowanej sieci powiązań i podziałów sami się już zagubili. Dlatego doszedłem do wniosku, że rozpocznę badania nad czymś znacznie prostszym i mniej skomplikowanym, czyli nad kilkoma drobnymi elementami, które nas łączą i mam nadzieję, że dojdę do wniosku, że jest to coś więcej niż maska i płetwy. już dawno zapomnieli, co to znaczy ponurkować dla przyjemności i każde nurkowanie służy polepszaniu umiejętności w warunkach kontrolowanych wody płytkiej. Umiejętności te często są bardzo duże, jednak jako takie nie służą niczemu poza dalszym doskonaleniem. Ze względu na miejsce występowania możemy wyróżnić też dość ciekawą i nietypową podgromadę: Nurkowie forumowi (mergus forumus) - dość liczna grupa, u której w większości zanikły lub są w stanie zaniku praktyczne umiejętności nurkowe, jednak tym samym ich miejsce zajęło poczucie własnej wiedzy i umiejętności teoretycznych. Charakteryzuje ich bogate słownictwo i kolorowe awatary. Oczywiście do podziału można podejść z jeszcze kilku innych stron. Między innymi mamy podział tak trywialny jak podział na nurków: - technicznych, - rekreacyjnych. Choć zaczyna on już zanikać, bo technicznie rzecz biorąc dziś każdy nurek jest, albo będzie, nurkiem technicznym, w jakimś sensie. Za to powoli zaczyna się kształtować, na razie bardzo nieproporcjonalny, podział na nurków: - otwarto-obiegowych (mergus aphractus); Krab Pustelnik Podwodna Przygoda 2011 Już niespełna pół roku zostało do największego nurkowego święta w Polsce, czyli drugiej edycji Targów Nurkowych „Podwodna Przygoda”. Zapraszamy w weekend 5 i 6 lutego 2011 roku, tak jak poprzednio, do prze-stronnych wnętrz Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Targom ponownie towarzyszyć będzie kongres nurkowy Nurgres. Pierwsze Targi i Nurgres odbyły się w lutym 2010 roku i okazały się sukcesem, który przeszedł najśmielsze oczekiwania zarówno organizatora, jak i wystawców. Z informacji, które pojawiły się w mediach, internecie oraz interakcji z uczestnikami, wiemy, że wydarzenie to zostało bardzo pozytywnie ocenione przez odwiedzających i wystawców. Pierwszą edycję targów odwiedziło ponad 2000 osób, z czego większość to osoby nurkujące i instruktorzy wszystkich federacji. Druga edycja Targów ma być jeszcze ciekawsza. Planujemy powiększyć powierzchnię wystawową i skierować ofertę do jak najszerszego grona zainteresowanych. W nadchodzącej edycji spodziewamy się większej liczby wystawców i, co za tym idzie, jeszcze większej atrakcyjności dla odwiedzających targi. Na pewno nie zabraknie wyjątkowo atrakcyjnych ofert szkoleniowych oraz szerszej palety wyjazdów bliższych i dalszych na nurkowiska całego świata. Ponadto odbędą się liczne prezentacje sprzętu nurkowego, wydawnictw książkowych oraz projekcje filmów. Oprócz części wystawienniczej, nie zapominamy o edukacyjnej misji Targów „Podwodna Przygoda” i już drugi raz zapraszamy na Kongres Nurkowy „Nurgres”, który odbędzie się równolegle do Targów. W ramach Nurgresu planujemy prezentacje, warsztaty, projekcje filmowe oraz spotkania z ciekawymi gośćmi. W 2011 roku Nurgres odbędzie się w większej sali, więc tym razem na pewno dla wszystkich wystarczy miejsca. Mamy już pierwszych potwierdzonych uczestników. W sobotę 5 lutego odbędzie się oficjalne spotkanie instruktorów PADI, a ponadto będzie się można dowiedzieć wszystkiego o rekordowym nurkowanym Miodzia - Dariusza Wilamowskiego - na 264 metry. Miodzio opowie też o nurkowaniu głębokim solo. Oprócz tego Agata Bogusz , rekordzistka Polski we freedivingu i instruktorka freedivingu, przybliży zagadnienia nurkowania na bezdechu. Przygotowania do Targów dopiero ruszają, ale zapewniamy, że będzie ciekawie. Na bieżąco będziemy informować o postępach i kolejnych potwierdzonych uczestnikach. Zapraszamy na naszą stronę internetową www.targinurkowe.pl oraz oficjalny profil w serwisie społecznościowym www.facebook.com/targinurkowe. Znajdziecie tam wszystkie niezbędne informacje oraz zawsze aktualną listę targowych atrakcji. Pamiętajcie, Targi Nurkowe „Podwodna Przygoda” 5 i 6 lutego 2011 roku - Już teraz zapiszcie w kalendarzu termin tego nurkowego święta i przekażcie go wszystkim znajomym. Zapraszamy tych, którzy już nurkują, jak i tych, którzy dopiero wkraczają do podwodnego świata. Targi Nurkowe „Podwodna Przygoda” to idealne miejsce na wybór i podjęcie decyzji o rozpoczęciu nowej życiowej przygody. Do zobaczenia w Pałacu! 67 nuras.info 10/2010 Z A P R O S Z E N I E EKO – NUR RKOWY DZIE 16 PADZIERNIK 2010r. Centrum Nurkowania i Turystyki Aktywnej "TICADA" wraz z G Gdy skim Orodkiem Sportu i Rekreacji ju po raz druugi maj zaszczyt zaprosi Was do wzicia udziału u w imprezie pod hasłem EKO - NURKOWY DZIE E. Celem akcji jest oczyszczzenie Bulwaru Nadmorskiego oraz pla gdy skich od strony wody z wszelkich nieczystoci i odpaadów zalegajcych na dnie morza, a take integracja rodowiska płetwonurków z trójmiasta i okollic. W zeszłym roku akcja zaaowocowała wycigniciem z wody ok. 80 kkg mieci. Wród nich znalazły si takie „eksponaty” jak opony, stare obuwie, a nawet okulaary korekcyjne, które odnalazły właciciela. W sprztaaniu wziło udział 50 płetwonurków-ochotnikków. Uczestnicy mog liczy na okollicznociowe koszulki, ciepłe napoje i posiłłek, a take losowanie nagród tak, by nikt nie wyszedł z pustymi rkoma. Podczas, gdy płetwonurkkowie bd oczyszcza podwodn cz Mariny i Bulwaru Nadmorskiego , najmłodsi bd mogli sspdzi aktywnie czas biorc udział w zorganizowanych h dla nich konkursach i zabawach. Jednoczenie na terenie mariny odbywa si bdzie piknik rodzinnny, pokazy ratownictwa medycznego, akadeemii karate itp. u w akcji bd mieli take moliwo prrzetestowania suchych Płetwonurkowie biorcy udział skafandrów firm BARE i SANTII. FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY EKO PARTNERZY: PATRONAT MEDIALNY: Płetwonurkowie biorcy udział u w akcji bd mieli take moliwo prrzetestowania suchych skafandrów firm BARE i SANTII. 69 nuras.info 10/2010 Mój pierwszy raz Instruktorzy i kursanci rozpoczynający drogę nurkową, macie pełne prawo do uczestnictwa w życiu naszego magazynu. W tym miejscu proponujemy galerię „Mój pierwszy raz“ gdzie zamieścimy zdjęcia z kursów niekoniecznie OWD nowych adeptów sztuki nurkowej. Zdjęcia nie muszą być podwodne, ważne żeby środowisko wiedziało jakie były początki. Dla instruktorów jest to element promocji kursantów oraz swoich szkół. Zdjęcia proszę nadsyłać na mail [email protected] 70 nuras.info 10/2010 ! " #$%& ! ' ( ) *+ ' , - .+ $! $ & / ! % 0 1 2 2 2 3 4! 2& 5 , ! $ $ 6 7 $ $ 88 $ 9+ ! $!2 1!: 1! ; $& " ' ) + - & / 7 4 * (! 0 < . 3 5 = ! !% 6 66 % $! , -->6 .$%& " ?2 @3/6>5-A $ !! $B <2 72 4 C2 ) D$ : - 9 $! / 4 & " ) - / 0 3 5 6 " ) - / 0 3 5 D $ 2 2 . E! %! .% ! D ! $ ! ! ! F ! G. $! H ; $ ! ' =! $& 4 I% ! $ J! . & $ 2 E!8 ! $ $ 1 ' F 2 ! 4! $& . !2 $%! $ ! K8 $ " ! %2 $ 6 $ 66 & % 5 B !" # $ % &'(! )* +# ',%-% # $ % &". # .! ; : 9 > *2% " I ; D2 ? 72