magazyn nurkowy

Transkrypt

magazyn nurkowy
Nr 10
PAŹDZIERNIK 2010
MAGAZYN NURKOWY
nuras.info 10/2010
Od Redakcji
Spis treści
Szlak Sardynek
Jeśli możesz to nie nurkuj
Wyspa Murter
Niebieski odcień czerwieni
Czy uczymy się nurkować na kursie ...
Nurkowe ABC, czyli ...
Test aparatów podwodnych
Mistrzowie mimikry
Niepotrzebna śmierć
Okiem żółtodzioba
Straż Pożarna w Bornym Sulinowie
XI Piknik z Mares’em
Instruktorska słaba płeć
Na co ta dekompresja cz. 2
Rekordzistka
Historyczne 2x100 metrów
Scuba czy free
Sprzątanie Świata
Zawodowcy
Systematyka nurków
Nie da się ukryć, nadeszła jesień. Wystarczy spojrzeć w niebo,
rozkrzyczane klucze gęsi zmierzające w kierunku cieplejszych
krajów, czyli dokładnie tam, gdzie nasze myśli i powakacyjne
wspomnienia, nie pozostawiają złudzeń. Robi się coraz chłodniej,
ciemniej, ale mamy dla Was coś, co już od czasów naszych prababek doskonale rozgrzewało i poprawiało nastrój. Na jesienne
depresje nie ma to jak miód z maliną, a mówiąc dokładniej Miodzio i Malina. Po ostatnio opisywanym rekordzie Darka Wilamowskiego, znanego jako Miodzio, dziś z ogromną radością donosimy
o kolejnym niewiarygodnym sukcesie, którego autorem jest freediver Mateusz Malina. Tego nikt się nie spodziewał. Szczegółów
szukajcie w numerze. Znajdziecie tam także między innymi dość
zaciętą dyskusję na szczycie o wyższości nurkowania na bezdechu nad sprzętowym, a może odwrotnie, oceńcie sami. Jak
zwykle, zachęcimy Was do odwiedzenia ciekawych akwenów, tym
razem proponujemy między innymi odrobinę smaku prawdziwej
Chorwacji oraz podążamy Szlakiem Sardynek. Przygotowaliśmy
również relację z licznych wrześniowych imprez związanych z nurkowaniem, w których mieliśmy okazję uczestniczyć i - co bardzo
cieszy - spotkać się z naszymi Czytelnikami. Poza tym rozwiewamy mity o zabójczych skłonnościach rebreatherów, żółtodziobom
doradzamy jak dokonać wyboru butli bocznej, zadajemy dość
kłopotliwe pytania Nurkującej Kobiecie, tłumaczymy zawiłości dekompresji, szukamy nieproszonych, groźnych stworów zamieszkujących nasze ABC. Dodatkowo w numerze kolejna dobra
wiadomość, już trwają przygotowania do II edycji Targów Nurkowych „Podwodna Przygoda”. Znów będzie okazja, żeby się
zobaczyć, podyskutować, wysłuchać nurgresowych wykładów,
zapoznać z ofertą producentów, zaplanować podróże, itd.
4
8
12
16
22
25
26
32
34
38
42
46
48
50
54
57
58
62
64
66
Niestety, nie wszystkich będziemy mogli tam spotkać. Dotarła
do nas niedawno bardzo przykra wiadomość o tragicznej śmierci
naszego kolegi Przemka Bielawskiego. Zginął podczas przygotowania do nurkowania, na adriatyckiej wyspie Vis na południu
Chorwacji Przemek był dwukrotnym Prezesem i wieloletnim
członkiem olsztyńskiego klubu AKP "Skorpena”.
Redakcja
Nuras.info redaguje: Radosław Bizoń [email protected], Grzegorz Zieliński [email protected],
Wojciech Zgoła [email protected], Dariusz Smosarski [email protected],
Skład komputerowy i łamanie: Studio AVALON – Olsztyn
Za treść artykułów odpowiadają autorzy. Redakcja zastrzega sobie prawo adiustacji i skracania tekstów oraz zmiany tytułów. Nie
ponosimy odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Przedruki i kopiowanie wyłącznie za zgodą zespołu redakcyjnego. Wszelkie prawa
zastrzeżone. Publikacja reklamy i tekstów sponsorowanych niekoniecznie oznacza poparcie dla produktu, firmy czy usługi.
Artykuły i zdjęcia można przesyłać na adres [email protected]
Zdjęcie okładki:
Radosław Bizoń
Każdy nadsyłając materiały celem zamieszczenia w wydawnictwie Nuras.info oświadcza,
że zapoznał się z regulaminem zamieszczonym na www.nuras.info i go akceptuje.
Magazyn w pełnej rozdzielczości można pobrać ze strony www.nuras.info
2
/080i¡
8
10-4$&
4LS
[ZEŽ
B
5&$-*
/&
X
OPXZD
I
XZQPS
OPw
D
J
BD
I
$FOB
[Ž
[Ž
130.0$+
"
EZTU
S
ZC
VU
PS
4D
VCBU
FD
I
4
Q
[
P
P
6M
%FSEPXTLJ
FHP
4[D[FDJ
O
XXX
TDVCBU
FDI
QM
5FM
G
BY
nuras.info 10/2010
Szlak Sardynek
Gdyby utworzyć ranking najbardziej widowiskowych zjawisk natury, Szlak Sardynek byłby
w pierwszej dziesiątce. Dla mnie było to najbardziej spektakularne, dynamiczne widowisko,
jakie miałam okazję oglądać.
są naprawdę wysokie, nawet kilkumetrowe, ale nie załamują się, więc jest bezpiecznie. Rozglądamy się i na
początku nie wiemy jeszcze, czego szukamy. Po około
godzinie zobaczyliśmy pierwszą „kulę”. Dowiedzieliśmy
się, że sardynki płyną bardzo głęboko ogromnymi ławi-
Mała mieścinka Port Saint John’s na wschodnim
wybrzeżu RPA - kwaterujemy się w ośrodku umiejscowionym tuż nad rzeką, mającą ujście do oceanu, na którym planujemy spędzić trzy kolejne dni. Wieczorem
rozmawiamy z Carlem, naszym skipperem, z którym
umawiamy się na następny dzień na wyjazd tuż po świcie.
Rano, jeszcze bardzo zaspani, ubieramy się w skafandry
nurkowe. Dziękuję sama sobie, że mam suchy skafander,
ponieważ jest rześko, około 10 stopni, a część grupy musi
włożyć na siebie mokre pianki. Wsiadamy do pontonu,
gdzie wcześniej zanieśliśmy przygotowane akwalungi i
zaczynamy naszą wyprawę. Po dopłynięciu nad brzeg
morza, zakładamy dodatkowo kamizelki ratunkowe,
wkładamy stopy w specjalne uchwyty przytwierdzone do
pontonu i trzymamy się relingów. Skipper musi pokonać
fale przyboju, co oznacza, że będziemy skakać po falach
i robić gwałtowne zwroty. Przypomina to surfowanie
pontonem, ale tu wywrotka może okazać się
poważniejsza w skutkach. Po kilku dniach przyzwyczaiłam się do tego rollercoaster’a, ale pierwszego dnia
byłam naprawdę przerażona.
Po pokonaniu fali przyboju zdejmujemy kamizelki
ratunkowe i „już normalnie” płyniemy przez ocean. Fale
cami. Delfiny nurkują głęboko i wyodrębniają z dużej
ławicy mniejszą kulę, którą „zaganiają” pod powierzchnię, aby łatwiej ją było zjeść. Do polowania przy powierzchni dołączają rekiny: dusky shark i black tip
oceanic shark, czasem wieloryby, a z powierzchni mewy
i rybitwy, które nurkują na głębokość nawet kilku metrów, by złowić zdobycz. Chcąc oglądać taki spektakl,
należy skoczyć do wody bardzo szybko, bo zjedzenie kuli
trwa kilka do kilkunastu minut. Jeśli kula jest mała, zostajemy na powierzchni, oglądając polowanie tylko z maską
i rurką, jeśli duża i spektakl zapowiada się na kilkanaście
minut, będziemy ubierać akwalung.
To, co widać po zanurzeniu głowy pod wodą, zapiera
dech w piersiach: chmara sardynek przypomina rój owadzi, próbujący się poruszać, ale blokowany przez pływające dookoła drapieżniki. Dziesiątki rekinów i delfinów
wbijają się w kulę, pożerając zdobycze w ekspresowym
tempie. Delfiny podrzucają sobie smakołyki, żeby lepiej
ułożyły się w dziobie. Nikt nie zwraca uwagi na nurków,
delfiny i rekiny w pędzie prawie ocierają się o nasze nogi,
trochę przeszkadzamy. Co sekundę, jak bomby, taflę
wody przecinają pikujące w toń ptaki, które na oślep idą
w głębię, następnie rozglądają się dookoła, szukając na
4
nuras.info 10/2010
wpół oślep zdobyczy, używając skrzydeł do pływania, by
po chwili wynurzyć się na powierzchnię. Czasem uda im
się złapać rybę, czasem nie. W boju o sardynkę mają
mniej szans niż mieszkańcy oceanu. Sardynki natomiast,
chyba w drodze ewolucji, zaczynają wykorzystywać
nurków do obrony i jako schronienie. Jedna rybka
postanowiła ukryć się pomiędzy aparatem podwodnym a
fotografem, który nurkował z butlą na około 5 metrach
głębokości. Dusky shark szybko ją wytropił i szturchał
fotografa dając komunikat „oddaj rybę”. Fotograf zrozumiał go jednak, jako „ty też wyglądasz smakowicie” i wykorzystał dużą obudowę aparatu do obrony przed napastnikiem. Wytrącił tym samym sardynkę z jej kryjówki i
to zadowoliło rekina, który szybko odpłynął, zostawiając
fotografa bez uszczerbku, za to z pełną pianką.
Obserwowanie szlaku sardynek to udział w dwóch
rodzajach aktywności delfinów i rekinów: pierwszy, gdy
oddzielona z ławicy kula jest zżerana przez pływające i
latające drapieżniki w jednym miejscu, a drugi, gdy cała
ta wataha płynie, próbując dopaść ławicę. My też
natknęliśmy się tę specyficzną procesję: głęboko pod
wodą płynęła ogromna ławica sardynek a za nią, próbując
oddzielić kulę, setki delfinów, nad nimi bardzo nisko
lecące ptaki, a pochód zamykały dwa wieloryby.
Ostatniego dnia udało nam się wytropić taki bieg i skipper
wyrzucił nas prawie z pędzącego pontonu wprost na trasę
przepływu. Czułam się jak pieszy stojący twarzą „pod
prąd” na autostradzie. Delfiny wyprzedzały nas na
powierzchni i nurkowały tuż przed nami, omijając nas
„dołem”. Po zanurzeniu pod wodę widzieliśmy setki, a
może i tysiące delfinów, płynących po kilka sztuk
równocześnie, jak zawodnicy w pływaniu synchronicznym. Jedne na brzuchu, drugie na plecach, wszystkie
w pędzie, udając, że nas nie widzą, ale wymijając bezbłędnie. Wieloryb też nas zauważył i wpłynął pod powierzchnię na tyle głęboko, że tym razem nie udało się go nam
zobaczyć. Po 3 minutach autostrada się skończyła, minęła
nas i zniknęła w oddali, a my popłynęliśmy na wieloryba.
Nasz skipper, Carl, był zapatrzony na wieloryby. Przypominał kapitana Ahaba, poszukującego Moby Dicka, z
tą jednak różnicą, że biały kaszalot był niemal nieuchwytny, a walenie i owszem. Codziennie, przez 3 dni, widzieliśmy od kilku do kilkunastu sztuk. Niektóre pokazywały
tylko grzbiet, inne tylko ogon, a niektóre, bardziej towarzyskie, skakały ponad powierzchnię wody, robiąc akrobacje i piruety. Utkwiła mi w pamięci zwłaszcza jedna
para, popisująca się przed sobą. Ona tańczyła ogonem nad
powierzchnią, on pokazywał głowę i brzuch. W pewnej
chwili wyskoczyły oba, tworząc zapierający dech w piersiach duet, który udało się uwiecznić na fotografiach.
Stałam i patrzyłam jak wryta, wieloryby były kilkanaście
metrów od nas, prawie na wyciągnięcie ręki i trudno było
powstrzymać okrzyki zachwytu. Nie wiedziałam wtedy,
że prawdziwe spotkanie z waleniami jeszcze przede mną.
Ostatniego dnia spędziliśmy kilka godzin w poszukiwaniu kul sardynich, ale poza kilkoma dużymi stadami
delfinów, które pozwoliły pływać i bawić się obok nich,
i kilkoma waleniami, nie trafiliśmy na nic. W pewnej
chwili, podczas pływania z delfinami, skipper krzyknął
do nas z pontonu, że wieloryb wynurza się tuż obok nas.
I rzeczywiście – nie jeden, ale dwa wieloryby, 5 metrów
od nas, wypłynęły na powierzchnię i zanurzyły się tuż
5
nuras.info 10/2010
obok, pozwalając się zobaczyć w całej krasie. Padając na
wodę było nawet trochę strasznie, że to olbrzymie,
pozornie niezgrabne cielsko, wywali się na któregoś z
nas, zmuszając do głębszego nurkowania na bezdechu.
Nic takiego się jednak nie zdarzyło i po 3 minutach
wróciliśmy na ponton, podekscytowani niezwykłą
przygodą. Spełniło się kolejne marzenie nurkowe.
Mimo ciepłego popołudnia wróciliśmy zmarznięci i
wizja gorącego prysznica jawiła się rajsko. Po południu
opuszczaliśmy Port St Jon’s – usatysfakcjonowani, że
udało się zobaczyć tak wiele i stęsknieni za ciepłem,
którego tu mieliśmy bardzo mało.
To, co zobaczyłam podczas Szlaku Sardynek na długo
utkwi mi w pamięci i jak dotąd, jest to moje najwspanialsze spotkanie z morską fauną, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Kiedyś jeszcze tu wrócę z moim synem, na pewno.
Małgorzata Babiak
6
nuras.info 10/2010
7
nuras.info 10/2010
Jeśli możesz nie nurkować
nie nurkuj!
Jak już wspomniałem, głównym celem było maksymalnie bezpieczne nurkowanie poniżej punktu 200 metrów. Metoda którą wybrałem, zanurzenie wzdłuż liny,
nie była dla mnie standardowa, ponieważ nie jest to standardowe nurkowanie. Na głębokość do 150 metrów zawsze nurkuję wzdłuż profilu dna. Warunki w Hurghadzie
nie pozwalają na bezpieczne dopłynięcie na płetwach do
głębokości 200 i więcej metrów. Wymagane głębokości
są na rafach: Small Giftun i South Abu Ramada, ale ich
profil obejmuje kilka tarasów schodzących w dół. Takie
ukształtowanie rafy sprawia, że podczas zanurzania się
wzdłuż profilu dna konieczne jest przepłynięcie dużego
dystansu, co bezpośrednio łączy się z dużym wysiłkiem,
zwiększa czas zanurzenia i powoduje wydłużenie czasu
dekompresji. Swobodne zanurzenie w toni, bez wizualnego kontaktu z rafą, nie jest akceptowalne ze względu na
silne prądy i praktycznie wyklucza zabezpieczenie z powierzchni. Nie mamy pewności czy osiągniemy planowaną głębokość, nie wiemy gdzie skończymy nurkowanie. Więc powtarzam, dla takich nurkowań (poniżej 200
metrów na rebreatherze) najbezpieczniejszą metodą jest
opadanie w dół i wynurzenie w górę (do rozpoczęcia
desaturacji) przy linie.
Czas na dole: 20 - 40 sekund, krótko, bo nie chcę wisieć na deko parę dodatkowych godzin. Absolutnie nie
mam problemu, aby pozostać na dole dłużej, a jeszcze
dziwniejsze jest to, że daje mi to przyjemność. Przy czasie na dnie 20 sekund lub 3 minuty nie ma absolutnie żadnej różnicy w przygotowaniu lub prowadzeniu nurkowania. Podczas nurkowania na rebreatherze różnica jest
tylko w ilości butli z gazem ucieczkowym. Czas płynie
inaczej na tej głębokości. Nie zapominajmy również, że
celem nurkowania nie jest zwiedzanie, ale głębokość.
Jaskinie i wraki lepiej jest oglądać na głębokości do
100 - 130 me trów. Bailout plany i plany na tabliczkach
(zapasowe) zostały przygotowane przez program V-Planer (konserwatyzm +1). Uważam ten program za najwygodniejszy dla siebie. Nurkowanie planowałem przeprowadzić na dwóch komputerach Hammerhead (GF 7/84)
+ komputer VRX (algorytm VGM, bezpieczeństwo 0).
S.P. 1, 1 na dnie i 1, 3 na głębokości 150 metrów. Miałem też Galilleo w trybie bottom timera, w celu rejestracji
profilu nurkowania.
Nie jestem dużym zwolennikiem “standardowych”
gazów. Również nie bardzo przejmuję się ryzykiem
kontrdyfuzji, ale ponieważ na gazy ucieczkowe potrzebowałem aż 7 butli, to postanowiłem przygotować
“standardowe” gazy uwzględniające kontrdyfuzję. Zanurzenie odbyło się zgodnie z planem. Więc opiszę po kolei
Moim głównym celem było nurkowanie na
rebreatherze Hammerhead, na 222 metry.
Planowałem zanurkować w Hurghadzie poniżej
200 metrów, a liczba 222 najładniej wygląda.
Na 100 - 135 metrów nurkuję stale, na 150 - 160
metrów tylko czasami, gdyż potrzeba więcej bailout
gazów. Poza tym brakuje mi czasu na nurkowania tylko
dla siebie. Założeniem było użycie jedynie rebreathera.
Hammerhead, moim zdaniem, jest najlepszy do tego typu
nurkowań, dlatego nurkuję na nim stale, a także prowadzę
kursy. Rebreather nie był jakoś specjalnie przygotowany,
zwykła konfiguracja: butle 5 l stalowe, węże - Miflex i
Apeks, skrzydło - 50 lbs, płyta - domowej roboty z tytanu,
automaty - Apeks (Tx100 + DS4), absorbent - Sofnolime
797, domowej roboty sidemonut. Diluent gaz - Tx 5/80
220 bar, bailout - 6 butli (S 80) ciśnienie 220 bar - 5/80,
12/60, 15/55, 18/45, 30/30, 50 + 1 (S40) – 100 % tlen. Na
moją prośbę komputery i głowica zostały wcześniej
przetestowane przez producenta na 30 atmosfer.
8
nuras.info 10/2010
jak to było. Trzy dni przed nurkowaniem rozpocząłem
przygotowanie gazów, automatów i liny. Z liną wyszło
na plus, zamiast 230 metrów przypadkowo sprzedano mi
330 metrów (w cenie 230 metrów), ale z tlenem okazało
na minus, wszystkie 4 transportowe butle zawierały maksymalnie 96 % tlenu. Więc tlen dla mnie przygotował
Marco w swoim centrum. Linę zmierzyłem i zaplotłem
w “warkocz” w stylu freediverów. Od tego dnia odstąpiłem od picia piwa i kawy. Dwa dni przed zanurzeniem
omówiłem wszystkie plany i możliwe sytuacje awaryjne
z nurkami zabezpieczającymi: Marco Scilipoti (Włoch,
IT IANTD i współwłaściciel szkoły DNA w Hurghadzie)
i Honza Musil (Czech, IT IANTD i współwłaściciel
centrum “Lighthouse” w Hurghadzie).
wania, oprócz bielizny termicznej i docieplacza (100),
miałem przygotowaną dodatkową izolację z kurtki ze
sztucznego puchu. Przykrywała ona tylko przód klatki
piersiowej, ramiona do łokci i pachwiny - w celu ochrony
płuc i pachwin przed hipotermią, a także pachwin i rąk
przed przypadkowym zaburzeniem krążenia, spowodowanym przez zagięcia suchego skafandra. Co prawda tak
ubrany musiałem być stale chłodzony wodą na łodzi. Aby
uniknąć przegrzania i przenoszenia butli na zodiak, wszedłem do wody z pokładu statku sprawdzoną metodą, z pozycji siedzącej spadam na twarz do wody. Potrzebowałem
pomocy w zrzuceniu za mną wszystkich butli. Ułożenie
butli było następujące: na lewej stronie TMX 5/80 i Nx50
- również wykorzystywany do napełniania suchego ska-
Dzień przed nurkowaniem: kontrola gazów i przygotowania całego sprzętu potrzebnego do nurkowania
oraz... masaż tajski i odmowa zapalenia shishy.
Dzień nurkowania. Pakujemy się na łódź “Prince Ashraf” w centrum nurkowym “Lighthouse”, wraz ze zwykłymi nurkami, którzy specjalnie dla mnie zgodzili się
odbyć dwa nurkowania w jednym miejscu nurkowym.
Montujemy sprzęt na łodzi. Po przybyciu na rafę Small
Giftun, Honza popłynął zodiakiem zainstalować boję.
Potrzebna głębokość znajdowała się około 270 - 300 metrów od wyspy, czyli daleko. W tym czasie zdążyłem się
ubrać i spokojnie obejrzeć ciekawą scenę, 20 osób na
pokładzie zamarło w ciszy obserwując zodiak.
Głęboko nurkuję tylko w suchym skafandrze, niezależnie od temperatury powietrza i wody. Do tego nurko-
fandra. Z prawej strony na smyczy 4 butle TMX 12/ 60,
15/ 55, 18/ 45 i 100 % tlen.
U nurków zabezpieczających znajdował się tylko
TMX30/30, bez którego w awaryjnej sytuacji mogłem się
obejść. W wodzie od razu zdałem sobie sprawę, że moje
założenia odnośnie siły prądu były słuszne. Samodzielnie
nie mogłem dopłynąć do boi. Honza po kilku sekundach
był w zodiaku i zobaczyłem koniec liny przed sobą.
Z małą prędkością zostałem dociągnięty do boi. Zrobiłem kontrolę w wodzie i czekałem na Honzę. Dał mi
dodatkowe obciążenie, 8 kg, które zawiesiłem na przednich D-ringach. Przeznaczenie balastu było podwójne:
osiągnięcie prędkości zanurzenia (30 m/min) i po zrzuceniu go na dnie spokojne rozpoczęcie wynurzania, bez
zbędnego pompowania skrzydła. Przypiąłem się kara9
nuras.info 10/2010
binkiem na metrowej linie do liny opustowej, pokazałem
“OK” i wypuściłem powietrze ze skrzydła.
Natychmiast zapomniałem o obawach i wątpliwościach. Wokół mnie we wszystkich kierunkach rozciągał
się piękny błękit. Jestem pod wodą! Ale w ciągu pierwszych kilku chwil radość stała się mniejsza, prąd był silniejszy niż oczekiwałem i nie pozwalał osiągnąć zakładanej prędkości zanurzania, ze względu na napięcie liny
pod kątem w dół. Byłem gotowy na rozpoczęcie wynurzania zgodnie z planem, niezależnie od osiągniętej głębokości. Na głębokości 195 metrów zobaczyłem dno.
Mimo głębi widziałem kilkadziesiąt metrów dookoła.
Skaliste dno opadało pod lekkim kątem. Sprawdzając
komputery i stale dodając diluent do pętli, zbliżyłem się
do dna. Stojąc nogami na dnie, skontrolowałem czas siedem minut 40 sekund, na głębokości 211 metrów.
Niestety, a może na szczęście - kto wie, obciążenie liny
leżało w niewielkiej szczelinie na tej głębokości. Prąd i
moje spóźnienie (nawiasem mówiąc, ja zawsze się spóźniam) wykluczało dalsze nurkowanie w dół.
Cieszył brak jakichkolwiek nieprzyjemnych objawów,
czułem się jak na zwykłym nurkowaniu na 100 metrów,
spokojny równy oddech i puls, absolutnie czyste sumienie
(spokojnie kontrolowałem wszystkie 4 komputery). Nadeszła ósma minuta. Zrzucam balast z przedniego D-ringu
i zostawiam go na dnie. Powoli odrywam się od dna i spokojnie pompuję skrzydło. Teraz prąd idzie mi na rękę,
spokojnie trzymam się liny opustowej i nabieram zaplanowaną prędkości wynurzenia (15 m/minutę). Muszę powiedzieć, że mój ulubiony VRX zamroził się na poziomie
około 150 metrów w czasie zanurzania, ale teraz zbudził
się, a nawet pokazał 177 metrów. Pomimo tego, cały czas
dekompresji pokazał absolutnie poprawnie. Po osiągnięciu głębokości 150 metrów zwolniłem tempo wynurzania
do 10 metrów na minutę, a S.P. podniosłem na 1,3. Kiedy
dotarłem do głębokości 123 metrów, zatrzymałem się na
pierwszym głębokim przystanku. Wyjąłem drukowany
plan z V - Planera dla głębokości 210 metrów i sprawdziłem poprawność wskazań wszystkich komputerów. Tak
jak się spodziewałem, algorytm Hammerhead pokazuje
przystanek o 10 - 15 metrów wyżej, zaś VRX pokazuje
dłuższy o 30 minut czas dekompresji. Systematycznie
odbywam zaplanowane przystanki i osiągam 80 metrów.
Tam spotykam się z czekającym na mnie Marco. On
również nurkuje na Hammerhead i ma ze sobą tylko swój
bailout (15/55, 50, 100). Jego celem jest kontrola mojego
stanu fizycznego i pomoc w razie potrzeby.
Na szczęście mój stan był doskonały. Tak jak to było
zaplanowane, wysłałem po linie boję, co oznaczało dla
Honzy na powierzchni “Dobrze, Alex jest tutaj”. W przeciwnym razie, gdybym boi nie wysłał, Honza miał ruszyć
na zodiaku i szukać mojej boi, którą miałem strzelić z głębokości 51 metrów (w przypadku mojego oddalenia się
od liny opustowej). Po znalezieniu boi miał zejść do mnie
z Tx 30/30 i gazami zapasowymi.
Puszczając boję po linie, zapomniałem dołączyć do
niej tabliczkę z informacją, że u mnie wszystko jest w
porządku. Wywołało to trochę emocji i lekkie zakłopotanie na powierzchni, ale ja o tym nie wiedziałem i poże-
gnałam się z Marco, wynurzając się dalej. Około 42 metra
spotkałem się z Honzą. Wymieniliśmy sygnały - wszystko OK. Oddałem Honzie niepotrzebne już butle z bailoutem, a on wysłał je na powierzchnię. Planowaliśmy,
że od tego momentu wspólnie dopłyniemy skuterem do
ściany rafy, gdzie w lagunie bez prądów czeka stacja
deko, ale silne prądy powodowały obawy przed takim
rozwiązaniem. Próby użycia boi, dla monitorowania
naszej pozycji z powierzchni, nie powiodły się. Lina zaczynała ustawiać się do pozycji poziomej, ciągnąc Honzę
za sobą w górę. W końcu zdecydowaliśmy, że zodiak będzie pływać po powierzchni, wskazując nam kierunek.
Honza wynurzył się i ustalił plan ze sternikiem. Możemy
odczepić się od liny i płynąć na kompas w kierunku rafy,
patrząc również na zodiak. Dla tych, którzy znają Small
Giftun: lina opustowa była na wysokości pierwszej plaży
- po 10 minutach płynięcia ze skuterem w kierunku rafy
dotarliśmy do laguny (taki silny był prąd!). Po 5 minutach
płynięcia z prądem byłem przy stacji deko. Przygotowaniem i założeniem deko stacji, po swoich nurkowaniach, zajmuje się Ewa i Krzysztof (polscy instruktorzy).
Potem Krzysztof powiedział mi, że takie proste zadanie
trzy razy było przerywane z powodu najeżdżania łodzi na
boję. Czwarty raz Krzysztof musiał prawie walczyć z
Arabem, który usiłował wyciągnąć na swoją łódź boję z
całą stacją deko i 40 kg balastu. Na stacji deko odwiedzili
mnie wszyscy instruktorzy z łodzi. Podobało im się jak
siedzę na drabince i piję przygotowany wcześniej napój.
Bawili się niepotrzebnym mi już skuterem i znalezioną
na dnie starą maską. Podczas jej przymierzania, w mojej
masce (Scubapro) zepsuło się mocowanie paska i musiałem skorzystać z maski zapasowej. Kiedy do końca de-
10
nuras.info 10/2010
przełożyć party na następny dzień. Zmęczenie nie
przeszkodziło mi napić się trochę piwa i zapalić shishę.
kompresji zostało 5 minut, zacząłem płynąć w kierunku
łodzi oddalonej o 50 metrów od stacji. Pod koniec
płynąłem z napoleonem obok raf i wynurzyłem się powoli obok łodzi.
W sumie po wodą spędziłem 284 minuty, o 40 minut
dłużej niż przewidywał plan, ale zgodnie ze starą
tradycją, jeśli komfortowo czuję się pod wodą, nie spieszę
się na powierzchnię. Jak powiedział mój student Genia
(Humanoid): “Co mam tam robić?”
Chcę podziękować Honzie, który spędził w wodzie
ponad 2,5 godziny i 3 razy musiał się wynurzać. Dziękuję
bardzo! Honza uczestniczył w organizowaniu i prowadzeniu nurkowań mistrza świata Martina Štěpánka (freediving) podczas ustanawiania rekordu świata. Jego doświadczenie pozwoliło mi zupełnie nie myśleć o koordynowaniu zadań, którymi się zajmował. Sam nie zrobiłbym tego lepiej. Ponownie podziękowania dla Marco za
pomoc i za czysty tlen. Również dziękuję Ewie i Krzysiowi za zdjęcia, stację deko i stałą pomoc i wsparcie.
Wyszedłem na łódź, umyłem się, rozebrałem i przyjąłem gratulacje od znajomych. Sens można oddać następującymi słowami: “Cały świat masz na dłoni, jesteś
zadowolony, nie możesz mówić i tylko trochę zazdrościsz
innym, tym, którzy mają górę przed sobą” (W. Wysocki).
Stan obłędny, ale zmęczenie zaczęło narastać w miarę
dopływania do centrum. W związku z tym postanowiłem
Zamiast post scriptum.
Wczoraj po nurkowaniu rozmawiałam na Skype ze
swoim studentem, Timurem. Dał mi dal link do nurkowego forum “Tethys” - śmiertelny wypadek w Dahab na
rebreatherze podczas nurkowania na 200 metrów. Przeczytałem… Chciałem przypomnieć wszystkim tam piszącym stare rosyjskie powiedzenie - o zmarłych albo
dobrze, albo nic. Dlatego jako motto do artykułu wybrałem słowa żony Davida Shawa.
Od siebie chciałbym dodać:
– Jeśli możesz nie kochać – nie kochaj!
– Jeśli możesz nie nurkować – nie nurkuj!
– Jeśli możesz nie nurkować głęboko – nie nurkuj
głęboko!
– Jeśli możesz nie iść w góry, nie wyskoczyć ze spadochronem – nie idź i nie skacz!
Ale jeśli coś sprawia, że nie możesz spać, jeść, jeśli
zajmuje to wszystkie Twoje myśli: wstań i idź robić to, co
szepcze Ci Twoje serce.
Aleksandr Shestopalets
www.aquadao.com
11
nuras.info 10/2010
Smak prawdziwej Chorwacji
Wyspa Murter
Celem naszej wyprawy była wyspa Murter. Usytuowana blisko lądu, lecz mająca widok na sam środek
pięknych Kornatów. Już od zjazdu z autostrady daje się
wyczuć wyjątkowość tego miejsca. Wszędzie otaczają
nas ponad stuletnie drzewa oliwne, a w powietrzu przeplata się zapach lawendy, pinii i soli. Mijamy ogromne
ilości drzew figowych, które doskonale utrzymują się na
ubogiej glebie wyspy. Zadziwiają nas niskie murki, usypane z białych kamieni w równych liniach. Od miejscowego rybaka dowiadujemy się, że tak ich przodkowie
oddzielali pastwiska, na których trzymali swoje owce.
Znakiem rozpoznawczym wyspy są właśnie owce, osły,
figi, lawenda i oliwki. Na każdym straganie możemy
znaleźć lawendowe woreczki, świeże figi i lokalne wyroby artystyczne, a to wszystko skąpane w lokalnym, rybackim klimacie. Nie ma tu ekskluzywnych hoteli z all
inclusive, tylko spójna, wiekowa architektura w skromnym, rybackim stylu. Nie ma basenów z podgrzewaną
wodą, tylko publiczne plaże. Nie ma drogich restauracji,
ale główne ulice są pełne przytulnych knajpek z pysznym
jedzeniem i rakiją.
Muter jest niewielką wyspą, na stałe połączoną z lądem dwunastometrowym obrotowym mostem. Wyspa zamieszkana jest przez rybaków, szkutników i hodowców
oliwek. Mimo obecności wielu turystów, miasto na co
dzień żyje swoim tempem. Codziennie rano kutry wyruszają w morze, by wieczorem prezentować całemu miastu
swoje połowy. Rytuałem jest wywieszanie największej
złowionej ryby i prezentowanie jej z dumą całemu miastu, a następnie sprzedanie do okolicznej knajpy, gdzie
szybko staje się daniem polecanym na dzisiejszą kolację.
Na wyspie są 4 miejscowości: Muter, Betina, Tisno i Jezera. Łączna populacja wynosi ok. 5000 mieszkańców.
My udaliśmy się do Jezer. To małe miasteczko żyje głównie z rybołówstwa i uprawy oliwek, jednak szczyci się
także wyrobem oliwy i produkcją wybornego wina.
Mimo rozwiniętej turystyki, człowiek czuje się w tym
miejscu jak w typowej osadzie rybackiej. Wszędzie cumują kutry, ukazujące całą prawdę o życiu prostego rybaka. Wieczorem miłośnicy owoców morza mogą kupić
świeże krewetki, ryby, kalmary i mule prosto z łodzi. Ludzie są nad wyraz mili i uprzejmi. Bardzo lubią Polaków.
I choć można się z nimi dogadać po angielsku, zdecydowanie wolą, gdy mówimy do nich w naszym rodzimym
języku. Widząc nas po raz kolejny, zapamiętują twarze i
witają jak starego przyjaciela. Z radością słuchają, jak
uczymy się nazw potraw, łamiąc chorwacki język i chętnie zabawiają nas rozmową. Najlepszym dowodem sympatii jest darmowa rakija na pożegnanie. I trzeba ją wypić,
bo np. Niemiec jej nie dostaje. Gdy zaś mamy wolny
Piękno Chorwacji jest sławione od najdawniejszych czasów. Ten wspaniały kraj ma
wielbicieli wśród żeglarzy, nurków i zwykłych
turystów. Jest uznawany za prawdziwą inspirację dla wielu twórców.
Morski błękit, przeplatany szlachetną zielenią malowniczych wysp i lądów, przyciąga marzenia wielu ludzi
o wypoczynku w tak wybornej aranżacji natury. Tu
wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Na Chorwację apetyt
nie mija, gdyż nie sposób poznać ją do końca. Zawsze
zostaje kolejna przecudna wyspa do odkrycia, zabytkowe
miasto do zwiedzenia i podwodne ściany, które są zupełnie
inne od tych, które widzieliśmy dotychczas. W tym numerze chcę zabrać Was na wycieczkę we wspomnienia z
ostatniej wyprawy. Pokazać Wam wyspę, która zachwyca
rybackim klimatem, uwodzi widokami i rozkochuje w sobie podwodnymi skarbami, abyście nie tylko poznali opis,
ale także poczuli smak i zapach, jakie czynią z tego miejsca Chorwacki Dahab.
„Chcąc uwieńczyć swoje dzieło, ostatniego dnia, z łez,
gwiazd i powiewu morza, bogowie stworzyli Kornaty” –
tak George Bernard Shaw opisał urodę archipelagu składającego się ze 152 wysp i wysepek, ciągnących się między Szybenikiem a Dugim Otokiem. Kornaty wciąż uznawane są za sekretne miejsce z dziewiczym pięknem.
Szereg wysp tworzy długą linię klifów, sięgającą od 80 m
nad powierzchnią Ziemi i do 100 m głębokości w wodzie.
Pionowe, zbielałe ściany, gdzieniegdzie przeplatane zielenią drzew, tworzą niewyobrażalny krajobraz, który chętnie podziwiają ludzie z całego świata. Nurków przyciąga
tu także krystalicznie czyta woda, urozmaicona linia brzegowa pełna jaskiń, grot, nawisów i pionowych ścian. Bogactwo podwodnej fauny i flory, tętniącej życiem na
dużych głębokościach, czasem przypomina egipskie rafy.
To miejsce jest tak niespotykane, że stworzono tu Park
Narodowy Kornaty.
12
nuras.info 10/2010
tach. Miłośnicy fotografii podwodnej powinni zaopatrzyć
się w dobry sprzęt wraz ze światłem. Morze Adriatyckie
aż roi się od obiektów makro fotografii. Rozgwiazdy,
gąbki, korale i ukwiały są gęsto rozsiane jak kwiaty na
łące. Urocze ślimaki dalmatyńczyki wygodnie układają
się na gąbkach w trawie lub w ustępach skalnych.
Ośmiornice, ukryte w swoich jamach, są trudne do odnalezienia dla laika, lecz gdy już uda się Wam je wypatrzyć,
będziecie szczęśliwi. Z murenami, skorpenami, strzępielami, kongerami, homarami czy langustami będzie jeszcze trudniej, ale warto poświęcić czas na przeszukiwanie z latarką półek skalnych, bo jest ich tam bardzo
wiele, ale lubią się ukrywać przed nami za dnia. Szczęśliwcy może napotkają na koniki morskie i rekiny kocie,
albo ich jaja przymocowane do gorgonii. Nurkom bardziej zaawansowanym polecam całe lasy czerwonych
gorgonii porastających ściany poniżej 40 m.
I co najciekawsze – proponuję zabranie do Chorwacji
twinów, gdyż najpiękniejsze wraki spoczywają na dużych
głębokościach.
czas, możemy relaksować się na żwirowych plażach lub
kamiennych tarasach, które ciągną się aż do Tisno. Jeśli
ktoś szuka spokoju w ciągu dnia, to będzie tu wspaniale
wypoczywał. Znudzeni plażowaniem będą mieli piękne
tereny do zwiedzania. Polecam podziwianie widoków,
starówek i uroczych kościółków podczas przejażdżki skuterem, który można wypożyczyć w każdym mieście za
niewielkie pieniądze. Wyspę można objechać w 3 godziny i stanowi to doskonałą rozrywkę po powrocie z nurkowania. Wieczorem zaś miasto ożywa i robi się tłoczne,
choć do głośnych, dyskotekowych kurortów wciąż mu
daleko.
Nurkowania w okolicach wyspy Murter pozostaną w
pamięci każdego na całe życie. Morze Adriatyckie, poza
naturalnym jego pięknem, kryje w swojej otchłani liczne
dowody obecności różnych cywilizacji na przestrzeni
wieków. To miejsce daje okazje do nurkowań z różnymi
uprawnieniami. Większość lokalizacji stwarza warunki
zarówno dla początkujących, jak i nurków technicznych.
Wszędzie są liczne uskoki, strome ściany, jamy, groty i
łagodne łąki. Możemy podziwiać rozsypane na dnie,
doskonale zachowane, wiekowe amfory ogromnych rozmiarów oraz pozostałości po wielu statkach i ich transpor-
Większość osób odwiedzających to miejsce jedzie z
myślą o ujrzeniu wraku Francesca de Rimini. Jest to
transportowiec zatopiony w 1943 roku, spoczywający na
głębokości 50-52 m. Jego ładownie wciąż wypełnione są
amunicją, co powoduje całkowity zakaz wpływania do
wnętrza wraku. Widok tego majestatycznego statku jest
niezapomniany, lecz obecnie dostępny dla niewielu.
13
nuras.info 10/2010
Okoliczne bazy, poza tymi kilkoma miejscami, mają
dla nurków jeszcze wiele innych atrakcji. Nas akurat najbardziej pociągały groty i jaskinie, których w tych okolicach jest wiele. Zwykle znajdują się między 30 a 40 m.
Na każdym nurkowaniu można zobaczyć ich kilka. Czasem są niewielkie, innym razem spokojnie mieszczą nurka. W takich miejscach polecam spokojną eksplorację z
latarką i wypatrywanie okazów w szczelinach. Ja miałam
okazję natrafić na duże kraby, jednak światło latarki zbyt
szybko je wypłoszyło i sprawnie ukryły się przed obiektywem. Największe wrażenie zrobiła na mnie jama
ukryta za grubą, obrośniętą rybacką siecią. W pierwszej
chwili myślałam, że przewodnik zapomniał nam powiedzieć o wraku, jaki możemy zobaczyć w tym miejscu.
Gdy jednak podpłynęłam, odkryłam zdumiewającą zawartość owej sieci. Półmrok wraz z przebłyskami światła
utworzył intrygujący tunel mieszczący dwóch przepływających nurków. Wspomnienie tego widoku wywołuje
rozmarzenie na mojej twarzy. Chciałabym posiedzieć tam
jeszcze choćby przez chwilę. W tym miejscu stałam się
ukrytym widzem, wtopionym w naturalny rytm podwodnej przyrody.
Tylko jedno centrum nurkowe ma pozwolenie na organizowanie nurkowań w tym miejscu. Większość baz tylko
mami obietnicami, że je zrealizuje. Kary jednak są zbyt
duże, by chcieli ryzykować. Zanim więc pojedziecie zdobyć Francescę, upewnijcie się, czy Wasza baza uporała
się już z zakupem pozwolenia. Gdy z Francescą się nie
uda, nic straconego. Polecam eksplorację wraku Borko,
który spoczywa na głębokości 35-45 m. Jest to ośmioletni
wrak kutra rybackiego, który zdążył już pozyskać nowych mieszkańców. To doskonałe miejsce do fotografii
podwodnej, jednak by mieć na nią czas, pojedyncza butla
to za mało. Warto poświęcić tej lokalizacji trochę więcej
czasu lub zanurkować tu dwa razy. Polecam także wybranie się na torpedowiec i wrak Borak.
Na wyspie Muter jest kilka baz nurkowych, w tym jedna Polska. Można wybierać według uznania. Jakość
świadczonych usług pozostawiam osobistej ocenie klientów. Na pewno należy pamiętać, że to nie Egipt. Tu
nikt nikomu sprzętu nie nosi, łodzie same butlami i balastem się nie ładują. Załadunkiem zajmują się wszyscy
nurkowie, co w pewnym stopniu wspomaga nawiązywanie znajomości z uczestnikami różnych grup nurkowych wypływających na tej samej łodzi. Cena za pakiet
10 nurkowań oscyluje od 800 do1050 zł.
14
nuras.info 10/2010
wszystkich uczestników. Chorwacja zyskała nowych
wielbicieli, którzy zapewne nie raz powrócą tam w przyszłości. Mogę polecić to miejsce wszystkim, którzy poza
fantastycznymi nurkowaniami, szukają miejsc prawdziwych, regionalnych, gdzie można poznać życie mieszkańców, inną architekturę i kulturę. Jeśli lubisz poznawać miejscowe klimaty, wyspa Murter zachwyci Cię
swoją naturalnością. Z pewnością jest to miejsce, które
każdy nurek powinien zobaczyć, bo nie znając tej części
Chorwacji, nie zna się pełni jej klimatu i subtelności
bogatego smaku.
Warto porównać oferty i wybrać najlepszą pod własnym kontem. Ceny za siedmiodobowy nocleg zaczynają
się od 400 zł wzwyż (w zależności od terminu przyjazdu,
warunków mieszkaniowych i ilości osób w pokoju).
Przeciętnie za pokój dwuosobowy w sezonie trzeba zapłacić ok. 700 zł/os. Polecam także wykupienie wyżywienia,
gdyż to pochłonie największą część Waszych funduszy.
Należy jednak skorzystać z okazji i skosztować lokalnych
specjałów kuchni chorwackiej. Świeże owoce morza,
mięsne potrawy typowo regionalne, jak plaskavica czy
papryka faszerowana i wszędzie proponowane steki z dużych ryb, a to zakąszone palacinkami (naleśniki) i popite
regionalnym winem lub rakiją. Takie szaleństwa pozostawią wspomnienie na podniebieniu.
Nasza wyprawa do Jezer trwała dziewięć dni, ale
chętnie zostalibyśmy dłużej. Ten wyjazd podbił serca
Dziękuję za udostępnienie zdjęć Renacie Gruszcze,
Jackowi Markowi i Jarkowi Szubie.
Anna Cudna – Zbrożek
[email protected]
DOŁĄCZ DO NAS - WSZYSTKO W JEDNYM MIEJSCU
15
nuras.info 10/2010
Niebieski odcień czerwieni
Po raz pierwszy w historii Międzynarodowych Warsztatów Nurkowych w Myśliborzu,
na prośbę organizatorów, objęliśmy patronatem
medialnym siódmą już edycję tego przedsięwzięcia. Sporym rozczarowaniem było odwołanie imprezy w pierwszym planowanym terminie, jednak w związku z wielką wodą zalewającą kolejne miasta, wszyscy musieliśmy
uzbroić się w cierpliwość. W końcu udało się.
DLRG Soltau w czerwonych ubarwiły nieco najliczniej
reprezentowaną grupę naszych rodzimych „czarnych”
strażaków. W centrum wydarzeń stał dumnie zaparkowany spory wóz strażacki, intrygująco połyskując czerwonym lakierem w rzadko w Polsce spotykanym odcieniu niebieskiego, nieustannie służąc jako wdzięczny obiekt
wielu pamiątkowych fotografii.
Po oficjalnym powitaniu gości specjalnych i wszystkich uczestników imprezy, przybyłych w tym roku w
W dniach 10-12 września 2010 r. wybraliśmy się do
niedużego, niespełna 12 tysięcznego, miasteczka Myślibórz. Pierwszym miłym zaskoczeniem po przybyciu na
miejsce była przepiękna pogoda, której nic nie zapowiadało, gdyż pochmurne, deszczowe niebo bezlitośnie od
dłuższego czasu przypominało, że jesień tuż, tuż. Położony nad brzegiem Jeziora Myśliborskiego Międzyszkolny Klub Sportowy Szkuner powoli zapełniał się uczestnikami Warsztatów. Łopoczące gęsto, na rozświetlonym
słońcem jeziorze, bialutkie żagle optymistek, zwinnie
ujarzmiane przez najmłodszych żeglarzy, wyglądały na
niezwykle uroczysty komitet powitalny. Wraz z każdym
kolejnym podjeżdżającym środkiem transportu, wypełnionym uczestnikami warsztatów, robiło się coraz gwarniej i radośniej. Na głównym placu gromadziło się coraz
więcej ekip, THW Soltau w niebiesko-żółtych strojach i
rekordowej liczbie 138 osób, w tym 45 osobowa grupa z
Niemiec, wciągnięto flagę na maszt, omówiono cele i zadania tegorocznego spotkania, po czym wszyscy zgodnie
przystąpili do kolejnego punktu programu, czyli integracji
przy rozpalonym do czerwoności grillu, pełnym prawdzi-
16
nuras.info 10/2010
wych smakowitości. Zgromadzenie tak wielu strażaków
w jednym miejscu najczęściej nie kojarzy się z przyjemnym wydarzeniem, raczej z tragedią i zniszczeniem,
jednak tym razem jedynym ogniem było przyjaźnie
iskrzące ognisko, przy którym siedzieliśmy, zaś jedyne,
co należało ugasić, to silne pragnienie po bardzo męskiej,
palącej gardło zupie, serwowanej na powitanie. Swoją
drogą ciekawe, czy strażak może się relaksować przy
czymś, co jest małą częścią żywiołu, z którym walczy na
co dzień?
basen z rybami, które mogły własnoręcznie schwytać,
pogłaskać, dokładnie obejrzeć i poznać pod czujnym,
aczkolwiek bardzo wyrozumiałym, okiem ichtiologia,
który z palcem odważnie wsuniętym w paszczę szczupaka, z niekłamaną pasją odpowiadał o rybich zwyczajach
i odpowiadał na najbardziej zaskakujące pytania. Dla
wielu była to bardzo cenna, niepowtarzalna lekcja. Cóż,
w końcu czasy, kiedy można było się zakumplować z
karpiem, czekającym w wannie na święta, powoli odchodzą do historii.
Poza praktyczną nauką ichtiologii i ochrony środowiska wkoło siebie, dzieci dostały jeszcze jedną, można
bez przesady powiedzieć, najwyższej wagi lekcję. W specjalnie do tego celu przeznaczonym namiocie zostały
przeszkolone z zakresu udzielania pierwszej pomocy
przedmedycznej. Ćwiczenia przeprowadzono na bardzo
realistycznych fantomach, najlepszej światowej firmy,
imitujących osobę dorosłą, dziecko i niemowlę.
Jak co roku, jednym z głównych punktów programu
było tradycyjnie sprzątanie okolicznych jezior: Myśliborskiego, Lipowa, Karska Wielkiego i Białego. Za oczyszczenie dna odpowiedzialni byli wszyscy nurkujący, zaś
rekordowa armia 130 dzieci z miejscowych szkół, niczym
wielcy łowczy, przeczesywała brzegi w poszukiwaniu
wszystkiego, co pomogło zapełnić wielkie worki, w które
ją wyposażono. Na brzegach szybko rosła góra śmieci,
zasilana przez wszystkich sprzątających. Wyłowiono
mnóstwo skarbów, między innymi kilka opon, które pokryte nowiutkim, naturalnym bieżnikiem z małych muszelek
mogłyby z powodzeniem zagrać w reklamie Michelin.
Poza wielkim sprzątaniem, jednym z głównych założeń corocznych myśliborskich warsztatów jest doskonalenie umiejętności płetwonurków oraz wymiana międzynarodowych doświadczeń w zakresie nurkowania i ekologii. W sobotę, równolegle z nurkowaniami, odbywały się
ćwiczenia powodziowe, polsko (KP PSP Myślibórz) –
niemieckie (THW BERLIN OV Steglitz/Zehledorf),
mające na celu ujednolicenie działań podczas przepompowywania wody na duże odległości. Nazbyt często
ostatnio widziany obraz zalanych miast i wsi, najlepiej
pokazuje wagę tych umiejętności i konieczność międzynarodowej współpracy w obliczu podobnych tragedii.
Obserwując zagraniczną ekipę podczas pracy od razu
Na dzieci ze Szkół Podstawowych nr 2 i nr 3 z Myśliborza, Zespołu Szkół w Karsku, ze Szkunera oraz Środowiskowego Domu Samopomocy Myślibórz czekało sporo atrakcji. Nagrodą za udział w wielkim sprzątaniu były
specjalne pokazy nurkowania, pływanie strażacką motorówką, projekcje filmów nurkowych z barwnych, egzotycznych części świata i imienne dyplomy. Po intensywnie spędzonym dniu wyśmienicie smakowały serwowane przez strażaków grillowane kiełbaski. Największym
zainteresowaniem młodych ekologów cieszył się jednak
17
nuras.info 10/2010
dało się zauważyć legendarną niemiecką dokładność i porządek. Doskonale zaplanowane i zorganizowane poszczególne zadania, niektóre wcześniej rozrysowane i
opisane, wykonywane były ze stoickim spokojem, można
nawet zaryzykować stwierdzenie, że z lekkim znudzeniem, czy może raczej odprężeniem, wywołanym przyjemnie grzejącym słonkiem. W końcu to tylko ćwiczenia,
nic się nie dzieje, nie trzeba się spieszyć. Unoszący się
nad głowami pracujących dym, na szczęście pochodził z
fajki jednego z biorących czynny udział w akcji i niósł za
sobą bardzo przyjemny aromat waniliowego tytoniu.
Może to dobry sposób na koncentrację?
W niedzielę odbyły się ćwiczenia ratownictwa wodnego, w których uczestniczyły JRG PSP Myślibórz,
THW Soltau i DLRG Soltau. Pogoda była tak piękna, że
pozoranci bez specjalnej zachęty wskakiwali do wody i
pluskając się radośnie, wcale nie wypatrywali błagalnym
wzrokiem swych bohaterskich wybawców.
acjach jest człowiek i jego zdolność wykorzystania tego,
co aktualnie jest pod ręką. Ewakuacja osoby unieruchomionej na noszach, z wysokości mniej więcej 2 piętra,
okazała się możliwa przy pomocy odpowiedniej długości
drabiny i lin. Mimo, że cała akcja wyglądała bardzo prosto i przebiegała bez najmniejszych komplikacji, nie było
chętnych, którzy chcieliby zastąpić niemieckiego kolegę,
wciąganego na górę i z powrotem, ciasno przypiętego
pasami do noszy, bez najmniejszej szansy na ucieczkę.
Cóż pozostało tylko zamknąć oczy i cierpliwie znieść
swój los, co też uczynił.
Po całym dniu ćwiczeń i nurkowania w mało przejrzystej wodzie, w czasie wieczornych spotkań przy grillu,
ciekawym urozmaiceniem była projekcja Maratonu
Filmów Nurkowych. Uczestnicy, w trakcie tradycyjnej
już wymiany myśli i poglądów, mieli okazję zobaczyć
produkcje filmowe pasjonatów nurkowania, którzy okiem
kamery zaglądają w najodleglejsze zakątki ciepłych i
zimnych wód, jaskiń i wraków.
Tak, to była bardzo udana impreza. Jednak wszystko
co dobre, szybko się kończy. W trakcie uroczystego
zakończenia, jedna z uczestniczek, po pierwszym w życiu
nurkowaniu odbytym w trakcie imprezy, została oficjalnie przyjęta do grona nurków, gratulujemy!
Podziękowaniom nie było końca. Wśród uczestników
zostały rozlosowane nagrody, m.in. kurs instruktorski
ufundowany przez Let’s Dive, książki „Głębokie
zanurzenie” ofiarowane przez Nuras.info - patrona medialnego imprezy, wszyscy zostali obdarowani pamiątkowymi dyplomami, koszulkami, kubeczkami, breloczkami, ale przede wszystkim nową wiedzą i doświadczeniami.
Spore zainteresowanie wszystkich zgromadzonych
wzbudziły ćwiczenia ewakuacji poszkodowanych podczas katastrof budowlanych, wykonane przez strażaków
z KP PSP Myślibórz oraz THW BERLIN OV Steglitz/
Zehledorf. Po raz kolejny okazało się, że najlepszym i
najskuteczniejszym narzędziem w najtrudniejszych sytu18
nuras.info 10/2010
Należy jeszcze wspomnieć, że VII Międzynarodowe
Warsztaty Nurkowe nie byłyby możliwe bez wsparcia
wielu firm i instytucji, m.in. Urzędu Miasta i Gminy w
Myśliborzu, Starostwa Powiatowego w Myśliborzu, Gospodarstwa Rolno-Rybackiego Wełtyń, Nadleśnictwa
Myślibórz oraz firm: Foltech Pszczelnik, COMPLEX,
MAT-POŻ, SANBUD, SAWMOT, BENZOL, PILAR,
FIRMY AGNES, MALDROBUD, UMiG Dębno, UG
Nowogródek, EKO MYŚL, EUROMET, GBS Barlinek,
INTERMARCHE, CIEPŁY DOM, FOL TECH FOLIE,
HUSQVARNA, SAWMOT.
Wszystkim sponsorom należą się szczególne podziękowania za przychylność i pomoc w organizacji warsztatów.
Organizatorzy imprezy:
Ochotnicza Straż Pożarna przy KP PSP w Myśliborzu;
Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w
Myśliborzu;
MKS Szkuner w Myśliborzu;
Uczelniany Klub Nurkowy Aqatilis w Szczecinie.
Nad całością imprezy, od początku do wyjazdu ostatniego gościa, czuwał niestrudzenie jej dobry duszek Naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Myśliborzu
druh Andrzej Sawicki. To właśnie głównie dzięki niemu
w tak niedużym, pięknym miasteczku jak Myślibórz odbywa się tak ważna impreza, z roku na rok coraz większa
i świetnie zorganizowana. Prawdopodobnie dla pana
Andrzeja w momencie zakończenia tegorocznych Warsztatów już zaczęły się przygotowania do kolejnych.
Z wielką niecierpliwością czekamy na VIII Międzynarodowe Warsztaty Nurkowe i ich wspaniałą ciepłą
atmosferę.
Do zobaczenia za rok!
Redakcja
19
nuras.info 10/2010
20
nuras.info 10/2010
21
nuras.info 10/2010
Czy uczymy się nurkować
na kursie instruktorskim?
przekazywać wiedzę. Kandydaci nie przygotowują autorskich programów czy planów zajęć. Zasada jest prosta –
jeśli masz nauczyć danej czynności, należy to zrobić tak,
tak i tak. Nauka opiera się na doświadczeniu szkoleniowym nie tylko jednej organizacji nurkowej, ale na współczesnej metodyce nauczania. Z metodyki tej korzystają
w wielu krajach uniwersytety, ale także doświadczeni
handlowcy, a nawet… dziennikarze prowadzący wieczorne wiadomości.
Cały kurs składa się z dwóch części:
IDC – Instructor Development Course – czyli etap
szkolenia kandydatów,
IEC – Instructor Evaluation Course – czyli egzamin
końcowy.
W SDI kurs instruktorski (IDC) może prowadzić
Instructor Trainer (Instruktor Trener) lub IT Staff
Instructor. Egzamin końcowy (IEC) może prowadzić
tylko Instruktor Trener.
Kurs instruktorski zaczyna się zawsze od tzw. procedur administracyjnych. To oznacza wypełnienie kwestionariuszy i formularzy oraz sprawdzenie przez trenera,
czy kandydaci spełniają wymagania wstępne. Pierwszym
wykładem jest „Historia SDI” oraz „Procedury i Standardy”. Na tym wykładzie omawiane są wszelkie zagadnienia biurokratyczne, np. jak rejestrować kursanta, jak
występować o zgodę na odstępstwa od standardów, jakie
są różne statusy instruktorskie, jak działa dział kontroli
jakości w SDI, itd. Również w tej części przedstawiane są
dokładnie standardy kursu IDC i egzaminu końcowego
IEC.
Na koniec tego wykładu trener przedstawia szczegółowe różnice pomiędzy organizacją SDI, a innymi organizacjami nurkowymi. Niektórzy kandydaci dopiero w tym
momencie dowiadują się, że w SDI można szkolić bez
tabel (a za to z komputerem), że nie ma dodatkowej składki za bycie instruktorem pierwszej pomocy czy instruktorem nurkowania technicznego oraz o unikalnej specjalizacji „Solo Diver”, którą kandydaci będą mogli w
przyszłości oferować swoim kursantom, itp.
Następna seria wykładów omawia po kolei, szczegółowo, wszystkie kursy oferowane w ramach SDI: OWD,
AOWD, Rescue Diver, Master Scuba Diver, DiveMaster,
Asystent Instruktora, różne specjalizacje. Osoby szkolone
do tej pory w innych organizacjach często są pozytywnie
zaskoczone, że będąc instruktorem SDI, mogą szkolić od
razu od OWD do Asystenta Instruktora włącznie. Wyjaśniane są także specjalizacje takie jak CPROX, CPR1st i
CPROX1stAED (różne szkolenia pierwszej pomocy),
programy zapoznawcze z nurkowaniem dla dzieci,
szkolenia snorkelingowe, programy przypominające
zasady nurkowania, itp.
Do napisania tego artykułu skłoniły mnie
częste pytania kandydatów na instruktorów
nurkowania. Kandydaci mają z reguły stopnie
DiveMaster lub P3. Część z nich jest niezbyt
doświadczona (z reguły około 200 nurkowań),
a druga część – bardzo zaawansowana, z
dziesiątkami nurkowań trimiksowych na koncie.
Postanowiłem więc przybliżyć, czego uczymy i co
robimy na kursie instruktorskim nurkowania rekreacyjnego (Open Water Scuba Diver Instructor). Dotyczy
to prowadzonych przeze mnie kursów instruktorskich
organizacji SDI/TDI, ale uwzględnia także moje doświadczenia z innych organizacji, w których jestem instruktorem.
Najpierw spójrzmy na wymagania wstępne dla kandydatów. Kandydat musi:
– mieć ukończone 18 lat,
– być certyfikowanym nurkiem od minimum 6 miesięcy,
– posiadać zgodę lekarza,
– mieć zalogowane minimum 100 nurkowań w różnych środowiskach i na różnych głębokościach,
– mieć stopień SDI Asystent Instruktora lub SDI
DiveMaster lub odpowiednik (czyli analogiczny stopień
z innej, rozpoznawalnej organizacji, np. DiveCon lub P3),
– mieć ważne szkolenie pierwszej pomocy, pierwszej
pomocy drugorzędnej oraz ratownictwa tlenowego (kursy
te mogą być zrealizowane w ramach kursu instruktorskiego).
Jak widać, wymagania wstępne nie są wygórowane,
ale pamiętajmy, to są wymagania minimalne, warunkujące przystąpienie do kursu.
Skoro wśród wymagań wstępnych jest posiadanie
stopnia DiveMaster, to można przyjąć, że kandydat jest
nurkiem mocno zaawansowanym, z wiedzą w zakresie
fizyki, fizjologii, środowiska i sprzętu nurkowego.
W tym miejscu można już odpowiedzieć na pytanie
stanowiące tytuł niniejszego artykułu – na kursie instruktorskim nie uczymy się nurkować - uczymy się, jak
uczyć nurkowania. Jednak, na szczęście, pewne braki można uzupełnić w czasie kursu, w ramach konsultacji czy
warsztatów. Tego typu braki to, z mojego doświadczenia,
przede wszystkim typowe ćwiczenia (np. balansowanie
na płetwach – pivot), których kandydat mógł w życiu nie
widzieć, jeśli dotarł do tego etapu z zupełnie innej ścieżki
szkoleniowej.
Dodatkowe konsultacje to z reguły fizyka i fizjologia
oraz korzystanie z tabel nurkowych.
W tym miejscu chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że
kurs instruktorski pokazuje, jak w efektywny sposób
22
nuras.info 10/2010
Na tym wykładzie Instruktor Trener przedstawia
kandydatom także propozycję dalszego rozwoju instruktorskiego – szkolenia techniczne. Siostrzana do SDI
organizacja TDI oferuje pełny pakiet od Intro To Tech i
Adv. Nitrox po Adv. Trimix, szkolenia jaskiniowe, rebreatherowe i inne. Instruktorzy TDI nie płacą żadnej dodatkowej składki ponad opłatę SDI.
Kolejny duży wykład dotyczy zarządzania ryzykiem.
Temat ten dotyczy tak oczywistych rzeczy jak zapewnienie sprzętu ratunkowego w miejscu prowadzenia kursu,
poprzez lokalne przepisy, aż po kwestię ubezpieczeń i
procedur postępowania w razie wypadku.
Teraz nadchodzi czas na wykład stanowiący trzon
całego kursu – „Metodyka nauczania”. Jest to bardzo
duża porcja wiedzy, z reguły stanowiąca dużo nowości
dla kandydatów. Na wykładzie szczegółowo omawiane
są takie zagadnienia jak fazy nauczania, fazy uczenia się,
czynniki wpływające na uczenie się, środki dydaktyczne,
trema, czynniki wpływające na komunikację, etapy nauki,
zakresy wiedzy do przekazania, itp.
Z tą wiedzą można kandydatów zaprosić na kolejne
zajęcia, a więc: prowadzenie wykładów, prowadzenie zajęć basenowych i prowadzenie zajęć na wodach otwartych.
W części poświęconej wykładom kandydaci poznają
nauczanie selektywne, czynniki przygotowania wykładu
oraz uczą się struktury i elementów wykładu, dzięki którym znacznie wzrasta efektywność nauczania. Dzięki
właściwie prowadzonym wykładom, zgodnie z bieżącym
stanem wiedzy o metodyce nauczania, efektywność pojmowania wiedzy przez kursantów może wzrosnąć kilkakrotnie!
Po wykładzie kandydaci otrzymują zadania domowe i
sami zaczynają przygotowywać wykłady. Prowadzone
przez nich wykłady będą przerywnikami pomiędzy zajęciami prowadzonymi przez trenera. Każdy wykład jest
omówiony, błędy skorygowane i… wyznaczony nowy
temat tak, aby na koniec kursu prowadzenie wykładów
stało się bezproblemowe.
Kolejne zajęcia teoretyczne – prowadzenie zajęć basenowych. Tutaj kandydaci poznają definicję basenu i wód
basenopodobnych oraz cele nauki na basenie. Uczą się o
kontroli i prowadzeniu takich zajęć, w tym – właściwego
omówienia przed i po nurkowaniu, zasad demonstracji
ćwiczeń, sposobów rozwiązywania problemów pod wodą
oraz właściwego omówienia po zajęciach. Właściwego –
to znaczy takiego, dzięki któremu proces nauczania jest
możliwie jak najbardziej efektywny.
Po tym wykładzie kandydaci zaczynają ćwiczyć omówienia i zajęcia pod wodą na basenie. Zamieniają się rolami (instruktor – DiveMaster – kursanci) i prowadzą
różne ćwiczenia pod okiem trenera. Z każdym kolejnym
basenem nabierają więcej doświadczenia i umiejętności.
Osoby udające pod wodą kursantów mają w tym momencie czas na doszlifowanie swoich umiejętności demonstracyjnych różnych ćwiczeń. To także na tych zajęciach kandydaci uczą się efektywnej pracy pod wodą i
wykorzystywania w szkoleniu asystenta. Zajęcia są tak
intensywne, że woda niemal się w basenie gotuje…
Nowy wykład to prowadzenie zajęć na wodach otwartych. Analogicznie do zajęć basenowych kandydaci poznają cele szkolenia na wodach otwartych, omawiają
organizację takich szkoleń, dyskutują o kontroli kursantów w takich warunkach i w szczegółach poznają zasady prowadzenia omówień z kursantami przed i po
nurkowaniach, zasady rozwiązywania problemów i
szczegóły kontroli i prowadzenia takich zajęć. Z tą wiedzą można przeprowadzić zajęcia dla kandydatów. Znów
zmieniają się rolami i ćwiczą szkolenie pod okiem trenera. Jest czas na dopracowanie szczegółów. Na tym etapie najważniejsza jest umiejętność kontroli kursantów
przez przyszłego instruktora.
Kandydaci na instruktorów mają głowy pełne nowej
wiedzy. Cała metodyka nauczania to dla większości z
nich całkowicie nowa wiedza. Ci, którzy mieli do czynienia ze szkolnictwem i tak z reguły nie znają tego, pochodzącego z USA, sposobu szkolenia, jakże odległego od
typowego szkolenia w polskich szkołach, gdzie nauczyciel przepisuje z książki dziesiątki wzorów na tablicy, mrucząc coś do siebie pod nosem, a uczniowie już
od drugiej ławki przysypiają.
Na deser zostają wykłady: biznes w nurkowaniu oraz
etyka instruktora (w SDI mamy „Kodeks Etyki Instruktora”!) i omawiamy dodatkowe zagadnienia, takie jak
szkolenie dzieci, kwestia podwójnej certyfikacji (gdy
instruktor SDI jest także instruktorem innej organizacji)
oraz kwestię poufności instruktora.
Celem kursu instruktorskiego nie jest weryfikacja, kto
się nadaje, a kto nie na instruktora. Głównym celem jest
przekazanie wiedzy niezbędnej do prowadzenia szkoleń,
przygotowanie do pracy, jako instruktor oraz – oczywiście – przygotowanie do egzaminu końcowego.
Ostatniego dnia kandydaci odbywają rozmowę z trenerem. Albo są gotowi już do egzaminu, ale otrzymują zalecenia poćwiczenia dodatkowych rzeczy i przyjścia na egzamin w późniejszym terminie – może za tydzień, a może za
miesiąc lub dwa. W SDI do egzaminu instruktorskiego
przystępuje się wtedy, kiedy kandydat jest gotowy, a nie
wtedy, kiedy akurat wypada termin egzaminu.
Jak widać z powyższego opisu, kurs instruktorski jest
niezwykle intensywnym szkoleniem. Wprawdzie jest
nieco czasu w wodzie na rozpływanie się i poćwiczenie
jednego czy dwóch ćwiczeń, ale głównie zajmujemy się
nauką jak szkolić. Dlatego też zalecam, aby na kurs
instruktorski przychodzili ludzie z bardzo dobrze opanowanymi umiejętnościami na poziomie nurka. Niezwykle
cenne jest posiadanie doświadczenia w asystowaniu
innemu instruktorowi na kursie. Bo jak można myśleć o
szczegółach demonstracji zawiśnięcia w toni, jeśli kandydat nie potrafiłby takiego ćwiczenia wykonać?
W czasie kursu IDC każdy z kandydatów musi minimum:
– przeprowadzić dwie prezentacje teoretyczne na
zadany temat,
– przeprowadzić dwa zajęcia basenowe,
– przeprowadzić dwa zajęcia na wodach otwartych,
– przeprowadzić scenariusz ratowniczy w jakości
demonstracyjnej,
23
nuras.info 10/2010
zacji, po około 2-3 tygodniach odebrać certyfikat i dyplom instruktorski i zacząć szkolić.
Kiedy warto przyjść na kurs instruktorski? Na pewno
wtedy, kiedy chcesz dzielić się swoją pasją nurkową i
wiedzą z początkującymi. Kiedy chcesz być aktywnym
uczestnikiem procesu, kiedy osoba pierwotnie zagubiona
i bojąca się wody przeistacza się w samodzielnego nurka.
W większości przypadków nie ma się co bać „nie dam
sobie rady na kursie” Program jest tak przygotowany, że
w razie kłopotów można wybrane fragmenty poćwiczyć
i dopracować przez egzaminem końcowym. Może więc
warto spróbować?
– przedstawić wszystkie ćwiczenia z kursów w jakości
demonstracyjnej,
– zaliczyć umiejętności pływackie (m.in. 400 m dowolnym stylem w czasie 10 minut, 800 m w ABC w czasie 17 minut, wydobycie i holowanie nurka oraz ćwiczenie utrzymywania się na powierzchni wody).
Po zaliczeniu kursu instruktorskiego kandydat w ciągu
6 miesięcy może przystąpić do egzaminu. Na egzaminie
tym (IEC) musi:
– zaliczyć egzamin pisemny (z wiedzy ogólno nurkowej oraz standardów SDI),
– zaliczyć prowadzenie wykładów,
– zaliczyć prowadzenie zajęć basenowych,
– zaliczyć prowadzenie zajęć na wodach otwartych.
Po pozytywnie zaliczonym egzaminie instruktorskim
pozostaje tylko złożyć wymagane dokumenty w organi-
Andrzej Baciński
SDI/TDI Instructor Trainer
[email protected]
Koniec z kozami na łodziach podwodnych
Brytyjskie ministerstwo obrony zapowiedziało, iż zakończy wykorzystywanie kóz do
testowania łodzi podwodnych - informował “The Daily Telegraph”. Zwierzęta były używane
w eksperymentach, w ramach projektu mającego na celu pomoc marynarzom w
uniknięciu, grożącej śmiercią, choroby dekompresyjnej - w przypadkach, w których
musieliby natychmiast opuścić zagrożony okręt. Kozy były używane w testach
hiperbarycznych, przy różnych poziomach ciśnienia. Dane zebrane podczas
eksperymentów pomogły określić poziomy ryzyka zapadnięcia na chorobę dekompresyjną,
na podstawie których określono kiedy lepiej pozostać w łodzi czekając na ratunek, a w
jakich sytuacjach należy podjąć próby dotarcia na powierzchnię.
Źródło: Interia.pl
24
nuras.info 10/2010
Nurkowe ABC,
czyli hacjenda dla mikrobów
katar, anginę, zapalenia zatok nosowych,
zapalenia opon mózgowych, aż po zapalenia szpiku kostnego, posocznicę i ropowicę.
Staphylococcus aureus
Również znana
Salmonella ma tu
swoje miejsce, a wraz ze swoimi koleżankami Shigellą,
Escherichią coli oraz Cryptosporidium, w ostatnim dwudziestoleciu, wysunęła się na pierwsze miejsce w rankingu najczęstszych zakażeń pochodzących z wody (powodują zatrucia w obrębie układu pokarmowego, bóle
brzucha, biegunki, itp).
Prócz zakażeń bakteryjnych można nabawić się infekcji wirusowych (grypa, opryszczka, biegunki) itp.
Na temat płetw krótko. Możemy nabawić się grzybicy
lub wirusowych zapaleń skóry. Jak tego uniknąć?
Najlepiej byłoby po każdym nurkowaniu odpowiednio
wysterylizować swoje ABC (bo co w buzi, to i w wodzie...) lub zdezynfekować odpowiednimi środkami. Jeśli
nie mamy takiej możliwości, to po prostu dokładnie
umyjmy płynem do naczyń i gorącą wodą maskę i fajkę.
Na koniec moich
rozważań, jako ciekawostkę podam, kto
szczególnie upodobał
sobie gumowe zakamarki maski, powodując jej stopniową,
ale skuteczną biodegradację. Bakterie
Aspergillus sp.
zarówno wodne, jak i
Wiele centrów nurkowych oferuje wypożyczanie sprzętu ABC (maska, fajka, płetwy),
który powinien być sprzętem osobistym, tak
jak szczoteczka do zębów. A dlaczego?
Postaram się przedstawić argumenty, dla których warto się dobrze zastanowić, zanim założy się na twarz nie
swoją maskę, a do ust włoży ustnik fajki wcześniej używanej przez - no właśnie - przez kogo?
Bakterie to najmniejsze i najstarsze spośród znanych
nam organizmów. Bakterie żyją wszędzie, lecz szczególnie upodobały sobie miejsca brudne.
Lista drobnoustrojów zamieszkujących naszą jamę
ustną jest bardzo długa. Są to zarówno dobre, jak i złe
„stwory”, które w naszym organizmie bytują sobie bez
większej szkody dla nas samych, ale w organizmie innego
człowieka mogą wyrządzić wiele niedobrego.
Fajka to raj dla niektórych bakterii chorobotwórczych.
Tworzą tam sobie bezpieczne i ciepłe schronienie, niejednokrotnie zapadając w utajony spoczynek, by po jakimś
czasie odrodzić się ze zdwojoną siłą w bardziej odpowiednich dla siebie warunkach, czyli np. nowej jamie
ustnej, dzięki zapewnionym przez naturę grubym i wielowarstwowym osłonom i w znacznym stopniu odwodnionej cytoplazmie.
Wiele drobnoustrojów ma niesamowitą zdolność przeżycia, nawet przez dłuższy czas, w niesprzyjających warunkach, np. niskiej temperaturze bądź suszy, tworząc
różne formy przetrwalne.
Na fajce tworzą sobie biofilm (wielowarstwowe kolonie przylegające ściśle do powierzchni), który bardzo
trudno usunąć, nawet przy pomocy specjalnych środków
dezynfekcyjnych.
Dokładnie to samo dzieje się w naszych maskach, do
których przedostają się „potworki”, choćby z wydzieliny
nosowej lub popularnego „ślinienia” maski w celu zapobiegania parowaniu szyby pod wodą. Jakoś trudno mi
uwierzyć, że po takim „zabiegu” ktoś potem czyści i dezynfekuje maskę...
Zasada jest prosta. Organizm zdrowy, odporny i mocny niczym specjalnym nie powinien się zarazić. Gdy jednak taką maskę założy osoba z obniżoną odpornością,
która np. niedawno przebyła infekcję, chorobę, lub która
po prostu jest podatna na zakażenia, może mieć poważny
problem zdrowotny...
Jako przykład podam tutaj znanego wszystkim gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus), odpornego na
niesprzyjające warunki środowiska, którego wyizolowałam z ustnika fajki. Choroby przez niego wywołane są
przeróżne, począwszy od zachorowań skóry, poprzez
glebowe, promieniowce, a
także grzyby chorobotwórcze Aspergillus (grzybice
skóry, płuc), Penicillium,
Trichoderma, Cladosporium
(reakcje alergiczne) itp. Jeśli
po jakimś czasie zauważymy, że nasza maska staje się
chropowata, śluzowacieje i
widoczne są wżery, to znak,
że ktoś już tam zamieszkał
na stałe i najwyższa pora się
z taką maską pożegnać.
E.coli
Agnieszka Wiatr
CN Beskid Divers
25
nuras.info 10/2010
Test aparatów podwodnych
Olympus mju Tough 8010
metalowych elementów i wyeksponowanymi śrubkami
sprawia wrażenie solidności. Niestety jest to wrażenie,
które dość szybko mija.
Olympus mju Tough 8010 to rówieśnik omówionego w poprzednim numerze FinePiksa XP10.
Aparat jest następcą modelu Tough 8000, jednak
tym razem producent zdecydował się na zastosowanie 14- megapikselowego sensora CCD o
rozmiarze 1/2,3 cala.
Gdy kurier przywiózł zamówiony aparat i pierwszy
raz wyjąłem go z kartonu usłyszałem ciche klekotanie.
Do wyjazdu pozostał zaledwie jeden dzień, więc nie było
czasu na przysłanie kolejnego, a ja oczyma wyobraźni
widziałem już odklejony pryzmat w torze optycznym
obiektywu. Pierwsze zdjęcia pokazały jednak, że z obiektywem jest raczej wszystko w porządku, więc rozpoczęły się poszukiwania źródła klekotania. Po chwili udało
się zlokalizować przyczynę tych dźwięków i okazało się,
że źródła są dwa. Pierwsze z nich to nieszczęsna, metalowa klapka chroniąca obiektyw, na którą narzekaliśmy już
w przypadku Tough 8000. Jest ona na tyle luźno wpasowana, że rusza się na boki. Drugim klekoczącym elementem jest najprawdopodobniej wewnętrzny czujnik wykorzystywany podczas obsługiwania aparatu poprzez
stukanie, gdyż Tough 8010 odziedziczył tę funkcjonalność po swoim starszym bracie.
Dalsze oględziny obudowy znów przynoszą mieszane
uczucia. Z jednej strony mamy bardzo solidną klapkę,
kryjącą akumulator, kartę pamięci i złącza, która została
wyposażona w dźwignię blokującą i ogromną uszczelkę,
Zmianie uległa także konstrukcja obiektywu, który
oferuje teraz 5-krotny zoom optyczny i posiada odpowiednik ogniskowej 28–140 mm. Niestety operacja ta spowodowała pogorszenie światłosiły i spadła ona do f/3,9-5,9.
Bardzo istotną nowością w Tough 8010 jest tryb wideo HD 1280×720 pikseli, który niemal automatycznie
wymógł wyposażenie aparatu w złącze HDMI. Producent
zrezygnował też z obsługi kart xD na rzecz popularnych
kart SD/SDHC.
Nowy mju wydaje się być jeszcze większym „twardzielem” niż jego starszy brat. Obudowa aparatu nieco
zwiększyła swoje rozmiary (2–3 mm na każdym wymiarze), a waga wzrosła o 8 g i wynosi 215 g (z akumulatorem i kartą pamięci). Zmiany te nie poszły jednak w
parze ze wzrostem parametrów wytrzymałościowych i
Tough 8010, podobnie jak Tough 8000, wytrzymuje
zanurzenie do 10 m (stosownie do standardu IEC
publikacja 529 IPX8) oraz upadek z 2 m (odpowiednik
standardu MIL). Mimo to trzeba przyznać, że dane te
robią wrażenie, gdyż tylko Panasonic FT2 może
poszczycić się podobną odpornością.
Budowa i jakość wykonania
Stylistyka Olympusa Tough 8010 nawiązuje to
poprzedników tej serii, a przednia ścianka aparatu niemal
do złudzenia przypomina starszego brata. Aparat jest
naprawdę duży i ciężki, co w połączeniu z dużą liczbą
Złącza, karta pamięci i akumulator
26
nuras.info 10/2010
Na tylnej ściance znalazły się także standardowe przyciski do ustawiania ogniskowej, a także wybierak
kierunkowy otoczony trzema przyciskami. Ich funkcje
także uległy zmianie w stosunku do Tough 8000. I tak,
mamy tam przycisk uruchamiający tryb podglądu zdjęć,
przycisk MENU, który wbrew pozorom nie otwiera głównego menu ustawień aparatu, a boczne menu ustawień
ekspozycji. Listę trzech przycisków zamyka przycisk pomocy oznaczony znakiem zapytania.
Sam wybierak kierunkowy również został przeprojektowany. Na próżno już szukać na nim dwufunkcyjnych
przycisków, które oprócz poruszania się po menu, pozwalają na szybką zmianę ustawień kompensacji ekspozycji,
samowyzwalacza, trybu makro i lampy błyskowej. Teraz
tylko górny i dolny przycisk jest dwufunkcyjny. Pierwszy
zmienia informacje wyświetlane na monitorze, a drugi
służy do kasowania zdjęć. Cały ciężar zmiany ustawień
parametrów ekspozycji wzięło na siebie specjalne menu,
które wyświetlane jest z prawej strony ekranu LCD. Jak
się ono spisuje, dowiecie się za chwilę.
Na koniec omawiania budowy Olympusa Tough 8010
warto wspomnieć jeszcze o górnej ściance, gdzie znalazł
się włącznik i spust migawki. Te przyciski również zostały przeprojektowane w stosunku do Tough 8000, gdyż
są zauważalnie mniejsze.
Blokada na klapce
mającą zapewnić szczelność na głębokości 10 m, gdzie
panuje dwukrotnie większe ciśnienie niż na powierzchni.
Z drugiej strony, po bliższym przyjrzeniu się przyciskom,
widzimy, iż nie są one najlepiej wpasowane w korpus –
ruszają się na boki, a przycisk „OK” niemal zachowuje
się jak miniaturowy dżojstik.
Skoro już wspomnieliśmy o przyciskach, to warto
bliżej przyjrzeć się ich ułożeniu. Pierwsze co rzuca się w
oczy w nowym mju, to brak koła wyboru trybów znanego
z modelu Tough 8000. W jego miejscu pojawił się
dedykowany przycisk do nagrywania filmów i duży,
dokręcany uchwyt na pasek. Od razu więc ciśnie się na
usta pytanie, co było przyczyną takiej decyzji? Przecież
aparat podwodny bez koła nastaw wiele traci na funkcjonalności. Dokładniejsze porównanie ze starszym modelem przynosi nam hipotetyczną odpowiedź na to pytanie. Najprawdopodobniej zaczęło się od wspomnianej
klapki chroniącej złącza, kartę i akumulator. Producent
postanowił przenieść ją z dołu na boczną ściankę, gdzie
wcześniej znajdowała się tylko niewielka klapka chroniąca same złącza. W związku z tym konieczne było znalezienie nowego miejsca dla głośnika i zaczepu paska. W grę
wchodziła tylko tylna ścianka, na której najwięcej miejsca
zajmowało właśnie koło wyboru trybów. Tak więc któryś
z projektantów uznał, że można je wyrzucić, a w jego
miejsce zmieści się wspomniany głośnik i na pociechę
jeszcze przycisk nagrywania filmów. Jaki miało to wpływ
na użytkowanie, przekonacie się w dalszej części rozdziału.
Eksploatacja
Niestety konstruktorzy Olympusa Tough 8010
powielili swoje błędy, których nie ustrzegli się podczas
projektowania wcześniejszego modelu. W rezultacie kupujący skazany jest na wiecznie brudną od palców i kremów do opalania przednią ściankę wykonaną z materiału
przypominającego pleksi. Jej doczyszczenie graniczy z
cudem, zwłaszcza na plaży, gdzie zazwyczaj nie stronimy
od tłustych kremów z filtrem przeciwsłonecznym. Osoby
z niezbyt wyrobionym poczuciem estetyki z pewnością
będą w stanie przeboleć tę niedogodność, jednak z innymi
wadami już nie będzie sobie tak łatwo poradzić.
Pierwszą z nich jest wspomniana już klapka obiektywu. W zasadzie jest tak samo problematyczna jak w przypadku Tough 8000. Dostające się w jej okolicę drobiny
piasku plażowego skutecznie potrafią ją zablokować, co
kończy się grzebaniem szpilką lub igłą, aby przywrócić
jej funkcjonalność. Sama idea klapki chroniącej obiektyw
nie wydaje się najlepsza w przypadku aparatu podwo27
nuras.info 10/2010
żemy poruszać się za pomocą przycisków kierunkowych i
zatwierdzać swoje ustawienia centralnym guzikiem „OK”.
Osoby, które zastanawiają się, czy ta koncepcja, w połączeniu z rezygnacją z koła wyboru trybów, okazała się
słuszna, musimy zmartwić – jest bardzo źle.
Pierwszy problem pojawia się już na początku, gdy
chcemy dostosować ustawienia aparatu do własnych preferencji. Nie przypominam sobie wcześniej sytuacji, żebym musiał zaglądać do instrukcji, aby dowiedzieć się,
jak wejść do menu ustawień. Zgodnie z powszechnie obowiązującymi zwyczajami i z własnym rozsądkiem przyciskałem guzik oznaczony jako „MENU”, co powodowało
wyświetlenie jedynie zilustrowanego poniżej menu
ustawień parametrów ekspozycji.
dnego, gdyż po nurkowaniu musimy go suszyć niejako
dwa razy. Nieraz idąc robić zdjęcia na powierzchni,
okazywało się, że pod klapką, na obiektywie, wciąż znajdują się krople wody. Tak więc trzeba pamiętać, aby suszyć aparat zarówno włączony (z odchyloną klapką), jak
i wyłączony, chyba że mamy zawsze pod ręką miękką
ściereczkę, którą możemy przetrzeć obiektyw.
Jednak nawet posiadanie stosownej ściereczki nie
uchroni nas od problemów, gdyż konstruktorzy znów
postanowili bardzo głęboko umieścić przednią szybkę
obiektywu. W rezultacie osoby o grubszych palcach nie
będą w stanie go doczyścić, a i te o drobnych dłoniach
będą musiały się sporo napracować.
Na szczęście zbyt wielu zastrzeżeń nie można mieć do
trwałości elementów, z których wykonana jest obudowa
aparatu. Jedyny problem sprawiły nam przyciski kierunkowe, gdyż dość szybko zaczęła z nich odchodzić farba.
Dopiero wybranie w tym menu dolnej pozycji,
oznaczonej ikonką „>>” powoduje pojawienie się przy
niej napisu „Ustawienia”. Po wciśnięciu „OK” jesteśmy
w domu i w końcu możemy zmienić główne ustawienia
aparatu. A w menu czeka na nas kilka niemiłych niespodzianek. Na przykład pozycja [USTAW WŁ.], którą możemy ustawić na [WŁ.] lub [WYŁ.] to odpowiednik
angielskiego [PW ON SETUP] dającego możliwość wyłączenia wyświetlania ekranu początkowego z logotypem
producenta. Inną ciekawą rzeczą jest pozycja [JAKOŚĆ
OBRAZU] w ustawieniach opcji trybu wideo. Możemy
tutaj wybrać [MAŁA] lub [NORMALNA]. Znów konieczne było skorzystanie z instrukcji, aby dowiedzieć się, że
odpowiada to angielskim ustawieniom [IMAGE QUALITY]
[FINE/NORMAL], a polskiemu tłumaczowi zapewne
chodziło o mały stopień kompresji. Jakby tego było mało,
polska instrukcja jest tylko po części polska, bo wszystkie
pozycje menu są w niej podane w wersji anglojęzycznej.
Znalezienie informacji, co możemy ustawić za pomocą
opcji [USTAW WŁ.], zajęło nam trochę czasu, gdyż nikt
nie przypuszczał, że jej opis znajduje się pod pozycją
[PW ON SETUP]. Podobnie jest z wszelkimi rysunkami
ilustrującymi wygląd ekranu LCD. Są one również w
wersji angielskiej.
Gdy udało nam się przebrnąć przez menu ustawień
głównych, przyszedł czas na wybór odpowiedniego trybu
podwodnego, gdyż Olympus oferuje tutaj aż cztery
możliwości:
Poza tym Olympus Tough 8010 nie wykazywał większych oznak zniszczenia. Powłoki jakimi został pokryty
ekran LCD są trwałe i po tygodniu eksploatacji nie pojawiły się na nich większe zadrapania. Odnotowaliśmy
jedynie drobne rysy, które nie są widoczne podczas fotografowania nawet w silnym słońcu, czy pod wodą.
Użytkowanie pod wodą
Twórcy testowanego mju postanowili wdrożyć nieco
inną filozofię obsługi, niż miało to miejsce we wcześniejszym modelu. Zastosowano boczne menu, po którym mo28
nuras.info 10/2010
Zdjęcie – do wykonywania zdjęć na plaży lub w basenie,
Szeroki kąt 1 – idealny dla podwodnych krajobrazów,
Szeroki kąt 2 – idealny dla podwodnych zdjęć akcji,
Makro – idealny dla podwodnych zbliżeń obiektów.
Na basenie nie nurkowaliśmy, więc skupiliśmy się na
trzech pozostałych trybach i trzeba przyznać, że każdy z
nich wyróżniał się pewną uciążliwością. Na pierwszy
ogień poszedł SZEROKI KĄT 1. Po wykonaniu kilkudziesięciu zdjęć zaczął palić się wskaźnik rozładowania
akumulatora. Wszystko za sprawą ustawień owego trybu,
który (podobnie jak w Tough 8000) wymusza błysk lampy błyskowej przy każdym zdjęciu. Nie trzeba więc
wspominać, że jeżeli nie przestawimy tej domyślnej
opcji, to musimy liczyć się z kilkusekundowymi przerwami pomiędzy kolejnymi zdjęciami, aby lampa mogła się
ponownie naładować.
Nie zniechęcając się, przechodzimy do trybu
SZEROKI KĄT 2. Radość korzystania z niego dość szybko mija, gdy po naciśnięciu przycisku zoomu widzimy
na ekranie napis: „NIEDOSTĘPNE W TYM TRYBIE
PRACY”. Później dowiadujemy się, że w celu umożliwienia wykonywania „zdjęć akcji”, producent na sztywno
ustawił w tym trybie ostrość na odległość ok. 5 m i dodatkowo pozbawił nas podglądu zdjęcia po jego wykonaniu.
Ostatnia nadzieja w trybie MAKRO. Włączamy go i
nagle, ku naszemu zdziwieniu, ogniskowa aparatu automatycznie ustawia się na dalekim końcu, czyli 140 mm,
i znów włącza się błysk wymuszony. Na szczęście mamy
możliwość zmiany ogniskowej, więc warto tu poświęcić
kilka słów tej czynności, która do najprzyjemniejszych
nie należy.
Wszystko za sprawą bardzo niewygodnych przycisków. Nie mają one wyczuwalnego skoku i do tego trzeba
je czasem dość mocno naciskać, aby zadziałały. W rezultacie, nawet po kliku nurkowaniach z aparatem, nie byliśmy w stanie się z nim oswoić, gdyż ciągle albo zoom nie
zadziałał, albo zadziałał za mocno.
Jeżeli komuś jeszcze mało, to możemy przejść teraz
do szybkości działania aparatu. Sprawność autofokusu
nie budziła większych zastrzeżeń, natomiast wszystko
inne tak. Nawet poruszanie się po menu ustawień ekspozycji odbywa się z zauważalnym opóźnieniem, co często
prowadzi do ponownego naciśnięcia kursora, gdyż błędnie myśli się, iż poprzednio źle się nacisnęło. W rezultacie przeskakuje się nagle o dwie pozycje.
Pamiętając miłe doświadczenia z funkcją obsługi
aparatu poprzez stukanie, uznaliśmy iż może to być bardzo ciekawa alternatywa w tej sytuacji, gdyż po menu
można poruszać się poprzez stukanie aparatu w odpowiednią ściankę (górną, dolną lub boczną). Działa to nawet
dobrze, ale niestety również wtedy, gdy płyniemy z aparatem, trzymając go w ręku. W rezultacie, po dopłynięciu
do celu, często jesteśmy już w innym trybie tematycznym
albo w najlepszym wypadku włączyliśmy sobie samowyzwalacz lub zmieniliśmy ustawienia balansu bieli.
Miłym akcentem, który pozwala zapomnieć o trudach
związanych z obsługą aparatu, jest fakt, że chcąc wykonać zdjęcie na powierzchni zaraz po wynurzeniu, nie musimy zmieniać trybu tematycznego, gdyż ten podwodny
dobrze radzi sobie z oddaniem kolorystyki.
Kończąc temat szybkości działania aparatu, warto opisać jego zachowanie podczas wykonywania zdjęcia. Gdy
autofokus potwierdzi ostrość i dociśniemy spust migawki,
nagle, na ok. 3 sekundy znika nam obraz z ekranu LCD.
Po upływie tego czasu pokazuje nam się podgląd fotografii. I tu znów niemałe zdziwienie, gdyż okazuje się, że
aparat nie wykonuje zdjęcia w momencie, gdy znika nam
obraz z ekranu LCD, a ułamek sekundy później. Powoduje to, że często w kadrze mamy zaledwie ogon ryby zamiast jej całej.
Producent nie ustrzegł się także powielenia swoich
wcześniejszych błędów w postaci źle umieszczonego
obiektywu, który łatwo można bezwiednie przysłonić
palcem oraz wystających przycisków kierunkowych,
które łatwo przez przypadek nacisnąć, płynąc z aparatem
w ręku.
Czy jest coś, za co możemy Olympusa pochwalić w
tej kategorii? Z pewnością doskonałym rozwiązaniem jest
zastosowanie dedykowanego przycisku do uruchomienia
trybu wideo. Wzorem dla konkurentów może być też
widoczność obrazu na ekranie LCD w silnym słońcu.
Producent chwali się tu zastosowaniem potrójnej powłoki
antyodbiciowej, która niestety powoduje silny, niebieski
zafarb obrazu. W rezultacie nie byliśmy w stanie ocenić
na ekranie różnic w działaniu trzech dostępnych ustawień
balansu bieli dla trybów podwodnych, gdyż wszystkie
wyglądały tak samo.
Jakość zdjęć i filmów podwodnych
29
nuras.info 10/2010
Oprócz ciśnienia atmosferycznego pokazuje on także
aktualną wysokość nad poziomem morza, a podczas nurkowania - głębokość, na jakiej się znajdujemy. Urządzenie działa bardzo sprawnie i z racji tego, że aparat jest
wodoszczelny do 10 m, pozwala na wyświetlenie stosownego komunikatu, gdy znajdziemy się na zbyt dużej
głębokości. Ostrzeżenie jest wyświetlane na ekranie już
od głębokości przekraczającej 7 m.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna zaleta wbudowanego
w aparat głębokościomierza. Robiąc zdjęcia pod wodą,
możemy zapomnieć o kontrolowaniu przyrządów pomiarowych i wbrew wcześniejszym założeniom może zdarzyć się nam zejść poniżej planowanej głębokości. Robiąc
zdjęcia Olympusem Tough 8010, głębokościomierz mamy cały czas przed oczami, więc na bieżąco kontrolujemy
swoje zanurzenie, chroniąc nie tylko aparat, ale i siebie.
Jeżeli w poprzednim podrozdziale mogliśmy mówić
o zbyt dużym nasyceniu zdjęć kolorem niebieskim, to patrząc na zdjęcia i filmy z dużych głębokości, nic innego
poza tym niebieskim już nie widzimy. Poniżej 5 m ciężko
będzie nam uchwycić jakąkolwiek inną barwę. Jedynie
żółć czasem nieśmiało się przebija. Nie pomagają tu nawet wymuszone błyski flesza w trybie SZEROKI KĄT
1.
Podsumowanie
Podobnie jak poprzednio, podsumowanie rozpoczniemy
od zaprezentowania listy zalet i wad testowanego aparatu:
Zalety:
– wodoodporność aż do 10 metrów,
– manometr z pomiarem głębokości,
– komunikat ostrzegający o nurkowaniu na dużej
głębokości,
– duża, wygodna klapka chroniąca kartę pamięci,
akumulator i złącza,
– odporność na upadek z 2 metrów,
– odporność na nacisk 100 kg,
– wyświetlacz czytelny pod wodą nawet przy silnym
słońcu,
– ekran LCD odporny na zarysowania,
– możliwość szybkiego uruchomienia nagrywania
filmów,
– właściwy ciężar aparatu, który sprawdza się pod
wodą,
– dobre odwzorowanie detali na zdjęciach
podwodnych,
– prawidłowa kolorystyka zdjęć wykonanych na
powierzchni w trybie podwodnym,
– trzy ustawienia balansu bieli dla zdjęć
podwodnych.
Patrząc na zdjęcia z testowanego Olympusa, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że programiści znów postanowili skupić się na robiącym wrażenie kolorze niebieskim,
mającym podkreślać ogrom wody, jaki nas otacza podczas nurkowania. Jednak tym razem chyba trochę przesadzono. W rzeczywistości głębia morza jest niebieska, ale
nie aż tak. W rezultacie, po wyjściu z wody o temperaturze 25 stopni, oglądamy fotografie o zimnej kolorystyce, która z pewnością nie zachęca do ponownej kąpieli.
Ostrości, oddaniu szczegółów i naświetleniu zdjęć nie
mamy nic do zarzucenia, jednak wszechobecna niebieska
dominanta psuje ich końcowy odbiór. Kolorystyka samej
rafy na tym traci, przez co wydaje się ona uboższa w liczbie zamieszkujących ją stworzeń.
Na szczęście nie było problemów z wyborem ostrych
zdjęć do przykładowej galerii, gdyż autofokus trafiał
celnie.
Przejdźmy teraz do filmów. Producent zdecydował się
na zastosowanie kodowania MPEG-4AVC/H.264 i umożliwił rejestrację wideo w rozdzielczości HD 1280×720
przy 30 kl/s. Obraz rejestrowany jest wraz z dźwiękiem i
nie jesteśmy ograniczeni do krótkich nagrań, tak jak w
przypadku Tough 8000. Jeżeli mielibyśmy odnosić jakość
filmów do poziomu, który reprezentował Tough 8000, to
testowany w tym roku Olympus zdeklasowałby swojego
poprzednika.
Choć w kolorystyce obrazów daje się często zauważyć
różowy zafarb, to nie można nic zarzucić ilości szczegółów. Niestety, zastosowany kodek nie radzi sobie najlepiej z rejestrowaniem raf koralowych i w trakcie szybkiego przesuwania kadru obraz wyraźnie traci na ostrości,
przez co szczegóły zaczynają się zlewać.
Podczas kręcenia filmów mamy możliwość zmiany
ogniskowej. Odbywa się to bardzo płynnie i nie napotykamy tu tak irytujących zjawisk jak w przypadku Fujifilm
XP10, gdzie gubiona była ostrość, a mikrofon rejestrował
głośne bzyczenie mechanizmu przesuwającego soczewki.
W przypadku Olympusa daje się usłyszeć jedynie cichy
pomruk.
Zdjęcia na dużych głębokościach
Wady:
– podatna na zabrudzenia i trudna w czyszczeniu
przednia ścianka,
– schowany obiektyw utrudnia jego czyszczenie,
– klapka przykrywająca obiektyw może się
zablokować,
– złe umiejscowienie obiektywu,
– duże prawdopodobieństwo przypadkowego
naciśnięcia przycisków,
Chcąc omówić wrażenia z nurkowania z Olympusem
Tough 8010 na większych głębokościach, grzechem byłoby nie wspomnieć o wbudowanym w aparat manometrze.
30
nuras.info 10/2010
jednak ktoś postanowił ją udoskonalić. Idea być może
była dobra, gorzej już z realizacją. Choć menu ustawień
ekspozycji wydaje się interesującą propozycją, to w połączeniu z wolnym działaniem aparatu zupełnie nie nadaje
się do użytkowania pod wodą. Do tego wszystkiego producent powielił kilka swoich poprzednich błędów i w rezultacie za kwotę ok. 1240 zł proponuje nam produkt,
który nie ustrzegł się kilku poważnych wpadek związanych z funkcjonalnością. Niestety przyćmiewają one tak
niewątpliwe zalety jak np. wbudowany głębokościomierz, wodoodporność do 10 m, dedykowany przycisk
do rejestracji filmów wideo, czy solidne wykonanie.
– wymuszony błysk w trybie „SZEROKI KĄT 1”
uniemożliwia szybkie wykonanie kilku zdjęć,
– nieużyteczne niektóre tryby podwodne,
– źle przetłumaczone niektóre pozycje menu,
– mało intuicyjne wchodzenie do menu ustawień
głównych,
– bardzo wolne działanie,
– zimna kolorystyka zdjęć,
– różowy zafarb na filmach wideo,
– opóźnione wyzwalanie migawki po naciśnięciu
spustu,
– przyciski do zmiany ogniskowej niewygodne
w użyciu,
– obraz na ekranie LCD posiada niebieską
dominantę,
– niezbyt trwała farba pokrywająca przyciski.
W podsumowaniu nie sposób nie przypomnieć starego
porzekadła, które mówi, że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Olympus Tough 8000 był bardzo udaną konstrukcją,
Robert Olech
[email protected]
#J
FM
TLP
#J
B’
B
VM
#ZUS[BǩTLB
XXX
CFTLJ
EEJ
WFST
QM
31
nuras.info 10/2010
Mistrzowie mimikry
Rodzina Antennariidae zawiera 12 rodzajów:
Allenichtys, Antennarius, Antennatus, Echinophryne, Histiophryne, Histrio, Kuiterichtys, Lophiocharon, Nudiantennarius, Phyllophryne,
Rhycherus, Tathicarpus.
Polowanie odbywa się poprzez nagłe otwarcie szczęk
i znaczne zwiększenie objętości jamy ustnej - frogfish po
prostu wsysa swoją ofiarę. Nadmiar wody wypływa przez
skrzela, a ryba połyka swój posiłek i zamykając mięśniami przełyk, zapobiega ucieczce ofiary.
Przez pierwsze lata mojej pracy w Hurghadzie mówiono, że ktoś kiedyś podobno widział frogfisha. Taka rybka
- legenda. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałam się,
że kiedykolwiek spotkam się z nią oko w oko, aż do jednego nurkowania na Gotta Abu Galawa. Miejsce płytkie, do 10 metrów, z ogrodem miękkich i twardych koralowców. Zainteresowały mnie złożone przez hiszpańską tancerkę jaja, układające się w kształt przypominający
kwiat maku. I nagle rafa poruszyła się! Początkowo myślałam, że to złudzenie, ale gdy podpłynęłam bliżej, dostrzegłam frogfisha. To było coś! Niestety nie zaraziłam
Frogfish żyją w tropikalnych i subtropikalnych
wodach Atlantyku i Pacyfiku, w Oceanie Indyjskim i w
Morzu Czerwonym.
Ciało ma nietypowy dla ryb kształt. Są dość małe, najczęściej od 5 do 10 centymetrów, choć zdarzają się gatunki osiągające 40 centymetrów długości. Ubarwienie
ciała: czarne, czerwone, pomarańczowe, żółte, brązowe,
fioletowe, zielone. Kolor pomaga im upodobnić się do
otoczenia, a żyją w pobliżu gąbek, koralowców i alg. Co
charakterystyczne - płetwy piersiowe przekształcone są
w twory przypominające nogi z palcami. Na głowie ryby
znajduje się ruchoma wypustka - “wędka”, przynęta.
Przynęty te często przypominają kształtem małe zwierzęta - krewetki, małe ryby lub też oczy ryb lub ich płetwy. Podczas polowania frogfishe mogą nawet charakterystycznie poruszać ową “wędką” w sposób imitujący
ruch danego zwierzęcia.
Mimikra frogfisha umożliwia mu przeżycie. Ryby te
nie potrafią szybko pływać, są bezłuskie. Mogą zmieniać
kolory w zależności od oświetlenia. Czasem ich ciało porośnięte jest glonami.
32
nuras.info 10/2010
nie oferują pięknych widoków, jeśli nurkujemy z plaży, ale
dwójka Słowaków była po raz pierwszy w Egipcie i po prostu chcieli nurkować, nawet jeśli wiedzieli, że nic szczególnego nie zobaczą. Omijając mały blok skalny, miałam
dylemat, popłynąć z prawej, a może z lewej. No dobrze, z
prawej. Kątem oka spostrzegłam, że miękki koralowiec nie
wygląda tak jak powinien - powodem był ogon frogfisha,
barwy ciemnej zieleni, który wyraźnie odróżniał się kolorem od mlecznego koralowca. Jednak może warto czasem
zanurzyć się z brzegu? I ostatnie spotkanie z zielonym
frogfishem na południowej części rafy El Fanadir. Nurkowanie rozpoczęło się stosunkowo późno, dlatego że było
to nasze trzecie nurkowanie w tym dniu. Ściana rafy rzucała
cień i pod wodą było już delikatnie ciemno. Kolejny przypadek - płynęłam w kierunku małego bloku z zielonym
miękkim koralowcem, tuż koło niego “przycupnął” zielony
frogfish, który jakby lekko fosforyzował zielenią, a może
tak mi się z podekscytowania tylko tak wydawało…
Przyznam się, że moje kolejne nurkowania zamieniają
sie w “polowanie na frogfisha”. Zdaję sobie sprawę, że
nurkowie czekają na spotkanie z delfinami, żółwiami,
dużymi murenami, ale spotkania oko w oko z frogfishem
są dużo rzadsze i tym bardziej mnie cieszą.
swoim entuzjazmem grupy nurków, która obecności
nadzwyczajnej ryby widocznie nie zarejestrowała.
Kolejne spotkanie z białym egzemplarzem zostało
poprzedzone wywiadem, koledzy poinformowali mnie,
gdzie na Marsa Abu Galawa przesiaduje frogfish. Ponieważ
już wiedziałam jak wygląda, odnalezienie jej nie sprawiło
mi problemu. Trzecie spotkanie stanowiło zupełne zaskoczenie. Było to ostatniej zimy, podczas wietrznej pogody. Łódki
nie zostały wypuszczone z portów ze względu na bardzo
silny wiatr. Pozostawało albo odtransportować gości do hotelu, albo… zanurkować z brzegu. Cóż, rafy w Hurghadzie
KURSY NURKOWANIA NA ZATRZYMANYM ODDECHU
Ewa Krawiec
www.egiptnurkowanie.com
Prowadzi Instruktor Apnea Academy
Tomek „Nitas” Nitka
I n fo r m a c j e i z a p i s y :
www.nitas.pl
[email protected]
tel. 609 954 905
33
nuras.info 10/2010
Fakty i mity w sprawie rebreathera Inspiration
Niepotrzebna śmierć
reszta urządzenia
najczęściej remontowana była we
własnym zakresie.
Nurkowanie na takim sprzęcie było
po prostu niebezpieczne. Ci, którzy
na nim nurkowali,
najczęściej niezbyt
mile wspominają te
czasy, zwłaszcza
problemy z wyłączającą się elektroniką i nieszczelnościami układu
oddechowego.
Brak doświadczenia i wiedzy prowadził często do
sytuacji, że zaczęto jej szukać poprzez różnego rodzaju
międzynarodowe środowiska opiniotwórcze, grupy dyskusyjne itp. Efektem takich działań (niestety często
zamierzonych przez konkurencję) jest uświadomienie
sobie potrzeby udoskonalenia sprzętu, podniesienia jego
bezpieczeństwa. Zdarzały się więc sytuacje np. przerabiania głowicy rebreathera, poprzez dokładanie 4 czujnika tlenowego podłączanego do komputera VR3, często
w taki sposób, że wprost ingerowano w same urządzenie,
wiercąc w nim otwory, piłując i tym podobne. I mimo że
producent kategorycznie odcinał się od tego typu przeróbek, tu i tam można było przeczytać o wielkich zaletach
takich udoskonaleń, wręcz wmawianiu, że jest to jedyne
słuszne rozwiązanie podnoszące bezpieczeństwo. Drugim
problemem, wynikającym z małego doświadczenia, jest
wymyślanie nowych teorii o sposobie nurkowania na
Inspiration odbiegających od tej opisanej przez producenta w instrukcji.
Do czego mogą doprowadzić takie praktyki pokazuje
przytaczany poniżej ponury przykład.
W kwietniu 2009 roku, w Anglii, Paul Leyland - nurek
z trzydziestoletnim stażem, Instruktor BSAC, niekwestionowany autorytet nurkowy, w „cywilu” anestezjolog w
Princess Elizabeth Orthopaedic Centre w Devon - utonął,
nurkując na dziewięcioletnim rebreatherze Inspiration, 4
min na głębokość… 4,5 m (sic!). Obecnie kończy się
ustalanie przyczyn wypadku. List w tej sprawie umieścił
na wewnętrznym forum Inspiration Martin Parker Dyrektor Zarządzający APDiving (producent Inspiration).
Poniżej moje tłumaczenie tego listu.
15.09.2010
Wczoraj w Plymounth odbyło się dochodzenie w
sprawie przyczyny zgonu Paula Leylanda.
Wiosną zeszłego roku, w Anglii, nurkując na
dziewięcioletnim rebreatherze Inspiration, utonął
Paul Leyland - nurek z trzydziestoletnim stażem, Instruktor BSAC, niekwestionowany autorytet nurkowy. Utonął, nurkując 4 min na głębokość… 4, 5 m (sic!)
Przeglądając różne polskie fora nurkowe, a więc siłą
rzeczy miejsca opiniotwórcze, czytając wypowiedzi różnych osób, uważających, że mają coś do powiedzenia,
zauważyłem tendencje do poważnego dyskredytowania
rebreathera Inspiration, zarówno jako urządzenia technicznego, jak również sposobu nurkowania na nim oraz
jego awaryjności. Znalazłem takie określenia jak „żółta
śmierć”, „badziak” itp.
Często zastanawiam się skąd bierze się tyle negatywnych emocji w stosunku do tego sprzętu, zwłaszcza
że w Polsce jest tych rebreatherów mniej niż pięćdziesiąt.
Pomijam wypowiedzi typu „nurkowałem na nim 2 godziny i stwierdzam, że ma takie wady jak…” Uważni czytelnicy moich artykułów pamiętają, że światowa statystyka
wypadów, awaryjności i przyczyn wypadków związanych z tym sprzętem nie wypada źle, lepiej od innych,
bardziej poważanych rebreatherów.
Analiza faktów w tej sprawie skłania mnie do poniższych refleksji.
Przez parę lat w Polsce było tylko kilka rebreatherów
Inspiration. Trzy osoby, znane w polskim świecie nurkowym, zginęły w trakcie nurkowania na nich. To oczywiście dla osób, które niewiele wiedzą na ten temat, na co
dzień mających problem z poprawną pisownią słowa rebreather, może być sygnał, że urządzenie jest niebezpieczne. To jednak nie jest cała prawda o problemie. Poniżej
chcę przedstawić mój punkt widzenia w tej sprawie.
Po 2006 roku w naszym środowisku nurkowym intensywnie zaczęło być propagowane nurkowanie rebreatherowe. Wraz z uzyskiwaniem uprawnień nurka rebreatherowego, zaczęto kupować rebreathery. W większości
były to rebreathery Inspiration. Niestety, z uwagi na ceny
tego sprzętu, do Polski zaczęły napływać, przede wszystkim, stare jednostki z końca XX wieku i z początku
XXI, a więc kilkuletnie jednostki, pamiętające czasy
Buddy Inspiration, mocno wysłużone, kupowane za bezcen. Pierwszy rebreather nowej generacji, Inspiration
Vision, sprowadzono do Polski wiosną 2008 roku, mimo
że elektronika ta jest produkowana od 2006 roku.
Stary sprzęt, jak to stary sprzęt, ma prawo być zużyty
i często się psuć, zwłaszcza w rekach niedoświadczonych
użytkowników, a tylko tacy (poza pojedynczymi wyjątkami) w tamtych czasach w Polsce byli. Głowice w rebreatherach naprawiano u producenta (choć nie zawsze), a
34
nuras.info 10/2010
Zgodnie z życzeniem koronera, wziąłem w nim udział
i pozwolono mi zadawać pytania, podobnie jak długoletniej partnerce Paula Leylanda - Gill, której, co zrozumiałe, trudno było połączyć przedstawiane jej dowody z
Paulem, którego znała.
Paul posiadał uprawnienia BSAC Advanced Instructor i był nurkiem I klasy. Data na jego certyfikacie ze
szkolenia Inspiration to czerwiec 2006 roku. Nie ulega
wątpliwości, że w swoim klubie nurkowym był osobą
lubianą i szanowaną.
Dochodzenie w sprawie jego śmierci było najbardziej
nieformalnym ze wszystkich tego typu dochodzeń, w
jakich dane mi było uczestniczyć, i każdy, kto chciał, mógł
zabrać głos. Jeden ze świadków, mimo że nie był zaprzysiężony, złożył świetne, bardzo szczere zeznanie, które
rzuciło światło na wiele kwestii.
Kilka miesięcy przed dochodzeniem, sprzęt Paula został zbadany przez firmę QinetiQ, ja byłem obecny przy
drugim badaniu głowicy rebreathera.
Rebreather Paula został po raz pierwszy kupiony w
Kanadzie w 2000 roku. Następnie został sprzedany innemu nurkowi w 2000 roku, a następnie Paulowi w 2006
roku. W 2007 roku został odesłany do producenta, gdzie
wymieniono złączkę do celi tlenowej, skrócono jeden
kabel do celi tlenowej, wymieniono solenoid oraz zrobiono standardowy przegląd głowicy. Siedem miesięcy później, w sierpniu 2007 roku, rebreather został ponownie
odesłany, na życzenie klienta założono nowe złącza koaksjalne. Dwadzieścia miesięcy później, w kwietniu 2009
roku, Paul zmarł tragicznie w czasie nurkowania na plaży
w Brixham.
Według mnie, wygląda to na klasyczny wypadek przy
nurkowaniu z rebreatherem - nurek kończy jedno udane
zanurzenie, po czym na chwilę po coś wraca. W tym wypadku chodziło o pas balastowy, zgubiony przez jego
ucznia w czasie pierwszego nurkowania. Kiedy ja mam
po coś wrócić, albo mam wykonać ostatnie płytkie zanurzenie pod koniec dnia, w głowie natychmiast zapala mi
się czerwona lampa, sprawdzam handsety, potem sprawdzam je ponownie i upewniam się, że poświęciłem mojemu rebreatherowi więcej uwagi niż zazwyczaj, tak aby
nie mnie nie zawiódł podczas wykonywania tego ostatniego zadania.
Raport QinetiQ uwzględnia dwa zapisy z VR3, które
pokazują wielkość PO2 w głowicy przy obydwu zanurzeniach tego dnia. W pierwszym nurkowaniu Paul użył
PO2 wynoszącego 0,5 bara, co mi się bardzo nie podoba
(wybraliśmy PO2 rzędu 0,7 jako standardowy setpoint
wyjściowy z ważnego powodu- jest wystarczająco niski
by umożliwić szybkie, bezproblemowe zejście oraz daleki
od poziomu hipoksycznego). Jeśli robisz wydech do pętli,
w której jest PO2 0,7 i spada ono natychmiast do ok. 0,5,
to przypuszczanie O2 nie jest dodawany, pozostaje Ci
wtedy jeszcze trochę czasu, zanim PO2 spadnie do niebezpiecznego poziomu. Jeśli zaczynasz z PO2 w pętli o
0,2 bara niższym (0,5 zamiast 0,7) i spadnie ono o ok. 0,3
bara przy wydychaniu do obiegu, zakładając, że tlen nie
został uzupełniony, skraca się czas dojścia obiegu do
poziomu zagrożenia hipoksycznego o ok. 3 minuty, w za-
leżności od szybkości konsumpcji. To zdecydowanie podwyższa stopień ryzyka.
Wydaje się być jasne, że głównym problemem w czasie
ostatniego nurkowania Paula była hipoksja. Było to
nurkowanie tylko na 4,5 metra i trwało tylko 4 minuty.
W trakcie testów rebreathera, wykonywanych przez
QinetiQ, początkowo wszystko szło dobrze, ale po chwili
poziom PO2 zaczął spadać. Tlen po prostu przestał być
dodawany. Kiedy poziom PO2 spadł poniżej 0,4, usłyszeliśmy i zobaczyliśmy na ekranie alarm informujący o
niskim poziomie O2. Po dokładnym przeglądzie, okazało
się, że niektóre przewody prowadzące do solenoidu nie
działały. Awaria występowała w sposób przerywany.
Przewody przestawały przewodzić w momencie, gdy delikatnie się nimi poruszało lub pukało w ścianę obudowy.
Jak się okazało, awaria była na pewno fizyczna, w przeciwieństwie do awarii wywoływanej korozją.
Później, mimo że brakowało ciągłości, gdy solenoid
był czynny, kontrola PO2 działała poprawnie i utrzymywała poziom PO2 na poziomie wyjściowym.
Kiedy przyjrzałem się raportowi QinetiQ, wydało mi
się oczywiste, że ruszano (dopasowywano) uchwyt cel tlenowych poprzez dodanie czwartej celi tlenowej. Po tym
jak wyglądała głowica, wyraźnie było widać, że bez autoryzacji dodano również dwie cele tlenowe. Uchwyt cel
tlenowych został przekręcony tak, aby pasował do wszystkiego, co znajdowało się pod pokrywą i tym samym
obciążył/ naprężył kable solenoidu. Oryginalny uchwyt
cel, taki jaki został założony w sierpniu 2007 roku, nie
ma możliwości rotacji. Dzięki temu cele zawsze ustawione
są w odpowiednią stronę i, co oczywiste, zmniejsza to
ryzyko zniszczenia kabli przez nurka.
Ostatnia rzecz dotycząca nurkowania Paula. Wygląda
na to, że kiedy stracił przytomność, przechylił się do tyłu,
na lewą stronę, co uruchomiło ADV, podnosząc poziom
PO2 do poziomu 0,30. Paul został wtedy wyniesiony na
powierzchnię, ponieważ wzrosła wyporność, wraz z wynurzaniem się poziom PO2 spadał.
Koronerowi przedstawione zostały trzy warianty
przebiegu zdarzeń:
Solenoid nie wpuścił gazu z powodu awarii przewodów i Paul stracił przytomność. Tym, co przemawia
przeciwko takiemu przebiegowi zdarzeń jest fakt, że nikt,
w żadnym momencie, nie słyszał brzęczenia alarmu.
Kiedy VR3 zarejestrował początek nurkowania, poziom
PO2 już wynosił 0,18 bara, więc ktoś powinien usłyszeć
alarm, zanim Paul wszedł do wody. Kiedy Paul wypłynął
na powierzchnię, po tym jak stracił przytomność, wydawałoby się, że wtedy również ktoś mógł usłyszeć brzęczenie,
choć akurat wtedy Paul był być może za daleko. Drugi
ratownik, który dotarł do Paula uruchomił wtrysk po jego
prawej stronie (counterlung tlenowy), żeby zwiększyć wyporność (dodając tym samym O2, co wyłączyłoby dźwięk
alarmu), ale nie słychać było żadnego brzęczenia, gdy
ratownik dotarł na miejsce. To, że połączenie solenoidu
działało w sposób przerywany dopuszcza taki scenariusz.
Ale trudno pogodzić to z faktem, że widziano jak Paul
dmuchał w aparat i patrzył na handsety przed drugim
nurkowaniem i nikt nie słyszał żadnego brzęczenia.
35
nuras.info 10/2010
Drugi wariant: Sprzęt był wyłączony. Ale to nie pasuje
do zeznań jednego ze świadków, który twierdził, że pytał
policję, czy chcieliby, żeby wyłączył sprzęt zanim go zabiorą. Niestety, świadek nie pamięta, co było na wyświetlaczu, zanim go wyłączył. Koroner odrzucił hipotezę, że
„Paul mógł wyłączyć handset, kiedy wchodził do wody,
być może myśląc, że oszczędzi w ten sposób baterię”.
Pomysł został odrzucony, jako mało prawdopodobny ze
względu na minimalne oszczędzanie energii.
Trzeci wariant: Sprzęt był włączony, ale nie w trybie
„Dive”. Być może był w trybie „Dive now, confirm?”
albo „Open O2 Valve” lub „check bailout”, albo „check
diluent” lub być może nie powiodła się kalibracja i sprzęt
pokazywał „Failed Calibration”, „No Dive”.
Jeżeli w nurkowaniach uwzględnia się te trzy punkty
punkty, nic złego stać sie nie może. Odsetek wypadków
spowodowanych z winy Inspiration to 2-3% wszystkich
wypadków. To mniej niż wypadków na obiegach otwartych.
Uważam, że warto spojrzeć na ten sprzęt w sposób,
na jaki zasługuje, czyli jak na najpopularniejszy, najprostszy, najtańszy, najlepiej sprawdzony rebreather
obecny na rynku.
Natomiast jest niebezpieczny w rękach niedoświadczonych i niedouczonych, lekceważących procedury i
instrukcje nurków.
Jacek”Fother”Klajn
CCR Instructor PSAI
[email protected]
Cokolwiek by to nie było, wniosek z dochodzenia byłby
taki sam- śmierć na skutek wypadku.
„MEDYCYNA DLA NURKÓW W PIGUŁCE”
Wnioski:
Według mnie, bez względu na scenariusz, odpowiedź
jest następująca: jeśli w trakcie nurkowania Paul, po
spojrzeniu na handset, wiedziałby jaki jest poziom PO2,
prawdopodobnie nie doszłoby do tragicznego wypadku.
Dodatkowym czynnikiem było, według mnie, podejście,
jak do „bardzo łatwego nurkowania”.
Koroner skrytykował nurkowanie w pojedynkę, które
doszło do skutku, mimo obiekcji wyrażonych przez osobę,
która tego dnia kierowała nurkowaniem. Mimo że widoczność wynosiła tylko 1 do 1,5 metra, i nie jest pewne czy
obecność partnera pomogłaby spowodować uniknięcie
wypadku, to przychodzi mi na myśl jeden z niedawnych
komentarzy Tino (Tino Rijk) - obecność partnera mogła
być może przerwać ten ciąg wydarzeń, ale z drugiej
strony, być może niczego i tak by nie zmieniła.
Martin Parker
Dyrektor Zarządzający
Ambient Pressure Diving Ltd
Podręcznik dla każdego płetwonurka
– w skondensowany i przystępny sposób przedstawia
problemy medyczne nurkowania rekreacyjnego.
autor: dr med. Jarosław Krzyżak
Myślę, że w tej sprawie komentarz jest zbyteczny.
Kończąc, pragnę przypomnieć fakty na temat rebreathera Inspiration.
Po pierwsze - jest to sprzęt do określonych nurkowań
wynikających z instrukcji producenta, normy CE, a więc
do 40 m na powietrzu i do 100 m na mieszankach
helowych.
Po drugie - ten sprzęt jest dla nurków wyłącznie nurkujących w ww zakresach.
Po trzecie - koniecznym jest przestrzeganie zasad, a
nie majstrowanie przy sprzęcie i przy procedurach.
www.medycyna-nurkowa.pl
książka polecana przez
wydawca i dystrybutor
PPUH „KOOPgraf” s. c.
ul. Kościańska 48 a
60-112 Poznań
tel.: 061 8308 614
tel./fax: 061 8308 615
36
e-mail: [email protected]
www.koopgraf.pl
nuras.info 10/2010
Okiem żółtodzioba
Kierunek Sesimbra!
Portugalia nie jest zbyt popularna jako
kierunek nurkowy, szczególnie wśród Polaków.
Nawet w centrum nurkowym, w którym się
„zabunkrowaliśmy” na calutki tydzień, powiedziano nam, że Polacy to prawdziwa rzadkość.
Po zasypaniu mailami (pełnych drobiazgowych i natrętnych pytań) tamtejszych szkół nurkowych (większość
z nich ma „Escola” w nazwie) zrobiliśmy selekcję i ostatecznie zdecydowaliśmy się na ofertę „Cipreii”. Przede
wszystkim proponowali nam pakiety sześcio i dwunasto-
Nam udało się jednak spotkać dwóch nurkujących tam
rodaków, aczkolwiek lokalnych, bo zamieszkujących
obecnie krainę korkiem słynącą. Jedno z tych spotkań
zaowocowało nawet miłą pogawędką przy kawie i poradami w kwestii wyboru lokalnych win.
Dla ludzi nie lubiących nazbyt ubitych szlaków Portugalia wydaje się interesującą alternatywą. I nie chodzi mi
tu wyłącznie o samo nurkowanie. Kraj ten, dzięki swej
lekkiej zaściankowości, nie jest jeszcze zniszczony przemysłem turystycznym, jak np. Hiszpania, a zatem jest
bardziej autentyczny. Ma swój koloryt.
Wybór centrów nurkowych jest jednak całkiem spory.
Wszak wód ci u nich dostatek. Szczególnie morskich. My
skupiliśmy się na okolicach Lizbony, bo przy pierwszej
wizycie przecież nie wypada nie odwiedzić „stolycy”.
Ostatecznie padło na Sesimbrę, niewielkie miasteczko
portowe, oddalone od Lizbony o ok. 30 km jadąc na
południe.
nurkowe po atrakcyjnych cenach (tak, jesteśmy sknerami!) wraz z opieką przewodnika podczas każdego nurkowania.
Najzabawniejsze, że przy nadzwyczaj drobiazgowym
planowaniu wyprawy umknął mi jeden mały szczegół. Na
dzień przed przyjazdem, zbierając do kupy wszystkie nasze dokumenty, dopatrzyłam się, że jedyny kontakt jaki
do nich mamy (prócz mailowego oczywiście, ale dostępu
do sieci na miejscu nie przewidywaliśmy) to adres sklepu
w Lizbonie! O dziwo, nie dopadła mnie panika w tym
momencie. Wysłałam mailem nasze numery telefonów z
prośbą o kontakt na miejscu. Wystarczyło. Tiziana (vel
Szalona Włoszka) oddzwoniła zaraz po naszym wylądowaniu. Podała wszelkie potrzebne namiary i umówiliśmy się na drugi dzień w porcie na pierwsze nurkowanko.
Po tych ustaleniach pakujemy się do wypożyczonego
autka wielkości pudełka na buty i śmigamy do Sesimbry.
38
nuras.info 10/2010
Lokujemy się w wynajętym mieszkanku. Jest niewiele
większe od naszego lotnego wehikułu, ale za to z jakim
widokiem! Wyglądamy przez okno, na środku panorama
miasteczka, na prawo zamek, a na lewo... jak myślicie?
Tak! Ocean! Piękny, szumiący i jakże kuszący. Po
dłuższej chwili, odkleiwszy się wreszcie od okna, ruszamy „oswajać” miasto. Tu jakże miłe zaskoczenie. Miejscowość, mimo kilku sporej wielkości hoteli, zachowała
charakter małego miasteczka rybackiego. Niby turystycznie (szczególnie w okolicach plaży), a jednak jakoś tak
nienatrętnie, żeby nie rzec swojsko.
Pierwszy wieczorny spacer kończymy w jednej z wielu restauracyjek ze stolikami na środku ulicy. Rybka wyśmienita! Do tego domowe winko. No wiem, że nie powinniśmy pić alkoholu przed nurkowaniem planowanym
następnego ranka, ale nie mogliśmy się powstrzymać, gdy
zobaczyliśmy w karcie: „vinho da casa”. No nie i już!
Choćby nas nazwano alkoholikami!
Rano z wywieszonymi i wysuszonymi na wiór językami (kelner udał, że nas nie rozumie i podał cały dzbanek zamiast połowy) docieramy na śniadanko w lokalnej
piekarni. Kawa i ciastka również nie rozczarowują.
Wszystko pierwszej jakości! Coraz bardziej nam się tu
podoba. Nabrawszy animuszu, ruszamy na spotkanie
ludzi, z którymi jesteśmy umówieni.
Docieramy na miejsce trochę przed czasem i zaczynamy się szwendać w nadziei, że nasi południowcy nie
będą kazali na siebie zbyt długo czekać. Już po paru minutach pojawia sie pierwszy z naszych przewodników,
Gui. Zaraz po nim przyjeżdża Paolo i Tiziana wraz z mopem, przepraszam... psem o zabawnym imieniu Ginja
(czyt. Żińżia), czyli wisienka lub, jak kto woli, wiśnióweczka.
zacumowanymi jachtami. Potem, podczas tankowania,
podziwiamy kraba, który zamieszkał na wodnej stacji paliw. A my nawet jeszcze nie zeszliśmy pod wodę!
Za główkami portu nasz skipper „daje gaz do dechy”.
250 koni mechanicznych to nie w kij dmuchał. Łapię się
kurczowo czegokolwiek i kombinuję, jak się usadowić na
tyle stabilnie, aby nie dać się wyrzucić w powietrze (czyli
w efekcie za burtę) na kolejnej podrzutce. Mimo to nie
mogę powstrzymać wielkiego uśmiechu na twarzy. O
mało nie krzyczę „Yiiiiiiiiiiiiiii-ha”! Oglądam się na
mojego ślubnego. Wiem, że nie przepada za takimi atrakcjami, ale dlaczego mruży oczy? Dzieli się ze mną swoimi obawami, że pęd wiatru wywieje mu soczewki kontaktowe z oczu. Nie śmiać się! Kiedyś lecąc motolotnią,
powieka zaczęła mi łopotać! Przyznaję, że dlatego też
dałam się podpuścić i przez parę minut skupiłam się na
moim aparacie wzroku oraz jego wspomaganiu. Nic złego
się jednak nie wydarzyło, soczewki trzymały się jak
przyklejone na butapren.
Docieramy na miejsce, w okolice przylądka Espichel.
Miejsce zwie się dokładnie „Mesas do Espichel”. To
jedna z nowości dla nas, każde miejsce nurkowe ma tu
własną nazwę. Pomagamy sobie nawzajem w zakładaniu
ekwipunku, co przy sporym falowaniu nie jest takie
proste. Pompujemy jackeciki i „plum” do wody. Hmm...
widoczność trochę rozczarowuje (jakieś 8-12 m), ale i tak
jest dużo lepsza niż ta, do której przywykliśmy. Pływamy
na granicy skałek i piasku. Podwodne górki są gęsto pokryte mozaiką różnego rodzaju wodorostów, muszli,
ukwiałów i gąbek. Kolorowe akcenty stanowią głównie
kulki fioletowych i różowych jeżowców. Nie mamy
rękawiczek, więc staramy się absolutnie niczego nie dotykać, ale czasem, chcąc się czemuś przyjrzeć, jest to nie
do uniknięcia. Uchwycenie się skały to jedyny sposób,
aby nie dać się zdmuchnąć prądowi (sztuki pływania na
wstecznym jeszcze nie opanowaliśmy). Przekonujemy się
wtedy jak ostre są krawędzie struktur porastających skałę,
jak oślizgła jest gąbka (chyba, że było to coś innego,
brrr...), a nawet jak mięciutkie i klejące są czułki ukwiału.
Zaglądamy w szczeliny. Często można w nich zaobserwować powciskane kolczaste rozgwiazdy.
Na początek trochę kurtuazji i ogólnych formalności,
by po chwili zabrać się za szykowanie sprzętu. W międzyczasie Paolo parkuje ponton „pod domem”. „Cipreia”
ma bazę w budynku jacht klubu, a zatem do wody jest
dosłownie „rzut beretem”. Nieporadnie, choć z lekkim
podnieceniem, bo po raz pierwszy będziemy nurkować z
łodzi, ładujemy się na pokład. Powoli ruszamy... Przyroda rwie się do nas nie mniej niż my do niej. Pierwszy
kontakt z fauną morską mamy już w porcie. Wielkie ryby
(rozmiar co najmniej patelniowy) pływają leniwie między
fot. Tizziana Iotti
Hitem pierwszego nurkowania jest jednak niezaprzeczenie Kurek (Streaked-Gurnard), rybka skorpeno39
nuras.info 10/2010
kształtna. Siedzi sobie na dnie i grzebie „szponami” w
piasku. Spłoszony naszą obecnością rozkłada przepięknie
ubarwione płetwy piersiowe. Ich błękit zdaje się niemal
fluorescencyjny. Po prostu cudo!
Po pięćdziesięciu minutach wracamy na ponton i płyniemy na drugą
lokalizację, zwaną Baleeira. Podczas przerwy
na powierzchni, cieszymy się słońcem, przekąfot. Tizziana Iotti
szamy małe co nieco i...
kąpiemy psa! Ginja po
raz pierwszy w życiu pływa wokół łódki i wydaje się tym
faktem niezwykle uradowana. Jej długa sierść faluje wokół, upodabniając ją do kępy czarnych wodorostów. Gdy
zabawa dobiega końca, pies ląduje na pokładzie, a my
zmieniamy butle i ponownie schodzimy pod wodę.
Widoki są ogólnie zbliżone do poprzedniego miejsca, ale
dno jest usiane czarnymi strzykwami (Cotton spinner), na
półkach skalnych pojawiają się wachlarze gorgonii. Tym
razem gwiazdą programu jest ośmiornica, która niestety
okazuje się dość nieśmiała, siedzi w dziurze i nie reaguje
nawet na delikatne zaczepki Gui’a. Nie, to nie! Na siłę
wyciągać przecież nie będziemy.
fot. Tizziana Iotti
Jarek, mój mąż
fot. Tizziana Iotti
czycy nazywają ją świnką. Dwa dni wcześniej zaatakowała Tizianę „dziobiąc” ją w czoło.
Jesteśmy po raz pierwszy tak głęboko, ale idzie nam
całkiem nieźle. Powrót jest jednak długi i męczący, a do
tego falowanie jest wyjątkowo duże, co powoduje, że
dwa razy spadam z drabinki, a mój mąż dostaje choroby
morskiej i składa ofiarę Neptunowi. Rezygnujemy zatem
z powtórnego zanurzenia tego dnia.
Reszta tygodnia wyglądała podobnie do dnia pierwszego. Za każdym razem jednak nurkujemy w innym
miejscu i widzimy inne dziwa przyrody. Z ciekawszych
stworzeń mogę wymienić: mureny o pięknym niebieskożółtym ubarwieniu (jedną spryciulę znaleźliśmy myszkującą w pułapce na kraby), „wyprostowanego”
krewniaka konika morskiego (Pipe Fish), wężowidło,
skorpeny (Scorpion Fish), ośmiornice (w tym jedną w pełnym „galopie”), olbrzymie kraby wyglądające jak kroczące
kawałki rafy, solę doskonale maskującą się na piaszczystym dnie oraz maleńkie kolorowe ślimaki morskie.
Najpiękniejsze miejsce przez nas odwiedzone to według mnie tzw. Głowa Lwa (Pedra do Loao). Skałka wystająca nad wodę przypomina kształtem leżącego sfinksa,
a pod wodą kryje się sporej wielkości łuk skalny, pod
którym chowają się całe ławice ryb. Widok zapiera dech
w piersi.
Ukoronowaniem naszego pobytu w Sesimbrze jest
nurkowanie na części dziobowej wraku, którego rufę
zwiedziliśmy wcześniej. Tym razem tracimy nasze „vipowskie” przywileje. Nie mamy już pontonu na wyłączność. Jest przecież weekend! Wszystkie centra w
okolicy zasuwają pełną parą. Na nabrzeżu aż roi się od
nurków. Upychają nas na łodziach jak sardynki i, bez
zbędnej zwłoki, wysyłają „ku nowej przygodzie”.
Czujemy się tu nie tylko jak outsiderzy (jesteśmy
jedynymi obcokrajowcami w towarzystwie), ale wręcz
jak Kopciuszki, czy inne Sierotki Marysie. Przycupnęliśmy sobie skromnie, z boczku, w naszych mokrych
pięciomilimetrowych skafanderkach, z jednym tanim zegarkiem „na spółę”, a dookoła prażą się w słońcu „wypasione” aparaty fotograficzne, kamery, komputery,
suchacze, nitroxy, a nawet rebreathery. Oko bieleje!
Tym razem dotarcie na miejsce zabiera nam więcej
czasu, nie tylko dlatego, że część dziobowa znajduje się
odrobinę dalej, ale również dlatego, że skipper, mając
fot. Tizziana Iotti
Następnego dnia wyruszamy na wrak nigeryjskiego
transportowca River Gurara-Popa. Nasz pierwszy prawdziwy wrak! Zatopiony w 1989 roku przez siły natury,
niestety wraz z częścią załogi. Oficjalnie przewoził ładunek drewna, po katastrofie okazało się, że w drewnie kryło się coś więcej i nie były to korniki...
Schodzimy na głębokość 27 m, opuszczając się po
linie kotwicznej. Podziwiamy śrubę i resztę kadłuba
części rufowej statku, bo dziób leży spory kawałek dalej.
Jak zwykle towarzyszą nam przeróżne ryby. Pojawia się
nawet szara rogatnica
(Trigger Fish) i zagląda nam bezczelnie
w oczy, szczerząc zębiska. Nie podoba mi
się ta rybka, ma złe
spojrzenie. Pewnie ze
względu na te jej
fot. Tizziana Iotti
małe ślepka Portugal40
nuras.info 10/2010
Po kolei wchodzimy na pokład. Na łodzi wszyscy są
podekscytowani i dzielą się wrażeniami. Szkoda, że nic
nie rozumiemy... Wracamy do portu w humorach iście
szampańskich.
W sumie, w ciągu sześciu dni odbyliśmy dziesięć nurkowań, w tym dwa na wraku. Ostatnie trzy dni spędziliśmy natomiast na snurkowaniu i zwiedzaniu okolicy,
a także na objadaniu się lokalnymi specjałami.
Gdy przychodzi dzień wylotu, na myśl o powrocie do
zimnej Anglii chce mi się niemal płakać. A może by tak
udać się do ambasady i poprosić o azyl... klimatyczny?
łódź pełną ludzi i sprzętu, prowadzi ostrożniej i nie pędzi
jak szaleniec na złamanie karku. A może tylko dlatego, że
tym razem to nie zwariowany Paolo dzierży manetkę...
Na miejscu namierzamy wrak za pomocą echosondy.
Spuszczamy kotwicę i wskakujemy po kolei do wody.
Zbiórka przed zanurzeniem zarządzona jest przy dziobie
naszej łodzi. Prąd wydaje się na powierzchni dość silny.
Nogi ciągle uciekają mi pod ponton. Gdy w końcu przewodnicy pozwalają zejść na dół, okazuje się, że przy dnie
jest dużo spokojniej. Czujemy się całkiem komfortowo,
bo nie dość, że wszystko idzie nadspodziewanie gładko,
to jeszcze jeden z przewodników ma nas ciągle na oku.
Już na samym początku dostaję „burę”, bo płynę za nisko
nad „grządką” gorgonii. No, nie popisałam się... Tym
bardziej, że koralowce są tu wyjątkowo piękne (nawet na
głębokości 30 m widać ich fantastyczne różnorodne kolory.) i strasznie głupio byłoby je zniszczyć. Wstyd mi, od
tej pory bardziej się pilnuję z pływalnością. Mimo że
wrak zatonął 20 lat temu, jest on już na dobrą sprawę
sztuczną rafą. Cały kadłub jest porośnięty stworzeniem
wszelakim, dlatego jakże wielkie jest moje zdziwienie,
gdy „zapuszczam żurawia” do środka, a tam... gołe
blachy!
Gdy zostaje połowa powietrza w butli, czas zacząć
wynurzanie. Tym razem mamy więcej wprawy i już się
niemal w ogóle nie męczymy. Jedyna niezbyt przyjemna
rzecz podczas drogi w górę to zerowa widoczność, spowodowana chmurą bąbelków wydobywających się z aparatów nurków uczepionych liny pod nami.
Agnieszka Jurgielewicz
41
nuras.info 10/2010
Straż Pożarna
w Bornym Sulinowie
Ostatecznie, po porozumieniu Wałęsa-Jelcyn, Borne
Sulinowo opuszcza 15 tysięcy żołnierzy kontyngentu 6 Witebsko-Nowogródzkiej Gwardyjskiej Dywizji Zmechanizowanej Armii Rosyjskiej.
O momencie przekazywania miejscowości w polskie
ręce, co trwało wiele miesięcy, opowiada mi, w trakcie
zawodów, st. bryg. mgr inż. Edward Pruski, I Komendant
założonej w 1993 roku jednostki Straży Pożarnej w Bornem Sulinowie, a o początkach polskości, również jeden
z pierwszych wtedy włodarzy miasta, pan Jacek Chrzanowski. Rozmawiam też ze strażakami, takimi jak np. pan
Robert, którzy zaczynali tu pracę w latach 90.
Rosjanie wychodzą stąd sukcesywnie. Miasteczko jest
zdewastowane. To, czego nie zabierają ze sobą, sprzedają, najczęściej za spirytus. Okoliczni mieszkańcy zaopatrują się w tanią benzynę i rozbierają co się da. W kwietniu 1993 roku miejscowość zostaje przekazana polskim
władzom cywilnym. Zaczyna się okres zasiedlania, remontów i inwestycji. 30 września 1993 roku Borne Sulinowo zostaje oficjalnie otwarte, a Rada Ministrów RP
nadaje mu status miasta.
Nie jest łatwo. W okolicy znajduje się wiele bunkrów,
a saperzy sprawdzają każdy kawałek terenu. Urząd Miejski mieści się w budynku, w którym zarówno w okresie
niemieckim, jak i radzieckim, znajdowała się siedziba
dowództwa garnizonu.
Również w 1993 roku tworzy się Parafia pw. Świętego Brata Alberta, a kościół mieści się w dawnej stołówce niemieckiej, rozbudowanej przez Rosjan i pełniącej
wtedy funkcję kina. Władze miasta wytyczają ścieżkę
turystyczno-spacerową, przy której znajdują się obiekty
warte obejrzenia.
Miasto przekazuje też 44 ary ziemi, nad samym jeziorem, Straży Pożarnej. Staraniem Komendanta Edwarda
Pruskiego w 1996 roku odbywają się w Bornem Sulinowie, pierwsze tutaj, Mistrzostwa Polski Strażaków-Płetwonurków. Rozmawiam z dzisiejszymi uczestnikami i
odnajduję, np. wśród strażaków z Poznania, chłopaków
(sami siebie nazywają oldbojami), którzy opowiadają mi
jak to wtedy było. Twierdzą, że trudniej, a przez to, że
konkurencje były bardziej ryzykowne, zawody dziś
wyglądają tak, jak wyglądają.
Jest piątek 3 września br. Po wielu dniach załamania
się pogody, deszczu i zimna, wita nas słoneczny poranek.
Słońce towarzyszy nam do końca zawodów (przelotnie
popadało jedynie w piątek). Powietrze jest rześkie, a od
jeziora wieje lekki wiaterek. Po ósmej zaczynają gromadzić się poszczególne ekipy. Tuż po dziewiątej następuje
wejście na stadion i zaprezentowanie zawodników.
Wszystko odbywa się punktualnie wg planu. Następuje
XXI Euroregionalne Mistrzostwa Polski
Strażaków- Płetwonurków, które zostały przeprowadzone w dniach 2- 5 września 2010 roku
w Bornem Sulinowie, dobiegły końca. Były to w
sumie już ósme zawody rozgrywane tutaj, w otoczeniu lasów Pojezierza Drawskiego.
Gospodarzem Mistrzostw była Komenda Wojewódzka Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie z Ośrodkiem Szkolenia PSP w Bornem Sulinowie i Komendą
Powiatową Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinku.
Współorganizatorem był Zarząd Wojewódzki Ochotniczych Straży Pożarnych RP w Szczecinie oraz Klub Płetwonurków „Mares” – Oddział Ratownictwa Wodnego
Ochotniczej Straży Pożarnej w Koszalinie.
Rynnowe jezioro Pile, w wodach którego zmagali się
strażacy-płetwonurkowie, pamięta dobrze czasy sprzed
1992 roku. Borne Sulinowo, od końca II wojny światowej, stało się miastem radzieckim, faktycznie oderwanym
od struktury terytorialnej Polski. Po wycofaniu się Niemców na początku 1945 roku, miasto-garnizon zajmuje
Armia Czerwona. Utrzymując charakter militarny miejscowości, tworzy doskonale strzeżoną bazę Północnej
Grupy Wojsk Radzieckich. Na naszych polskich mapach
w ewidencji gruntów figuruje wtedy wpis „tereny leśne”.
42
nuras.info 10/2010
przywitanie gości oraz uroczyste wciągnięcie flagi
państwowej. Krótkie i rzeczowe przemówienie wygłasza
Z-ca Komendanta Głównego PSP nadbryg. Marek Kowalski. Po chwili przechodzimy kilkadziesiąt metrów nad
jezioro, by punktualnie rozpocząć zawody indywidualne.
wniczą doholować go do platformy startowej, obok której
znajduje się boja nr 2, do której należy podpiąć manekina.
Następnie zawodnik wskakuje do łodzi i opływa boję nr 1,
by wrócić na linię mety, którą sygnalizują fotokomórki
zlokalizowane w okolicach platformy startowej. Na łodzi
musi znajdować się boja ratownicza.
Jak się okazało największym problemem, a zarazem
kluczem do zwycięstwa, było pierwsze ćwiczenie. Wiał
lekki wiatr, który powodował spychanie linki z rzutką,
gdy ta była w powietrzu. Trzeba to było wziąć pod uwagę. Dlatego wysokie, spektakularne rzuty często nie wychodziły i choć rzutka osiągała swoje 15 metrów, to lądowała poza wyznaczonym miejscem. Rzut trzeba było
powtórzyć, a to zabierało cenne sekundy i praktycznie
zawodnik, który za pierwszym razem nie zaliczył tego
ćwiczenia nie miał już szans na pierwszą dwudziestkę, a
co dopiero podium.
Wyniki strażaków-płetwonurków w konkurencji indywidualnej mieściły się w granicach 108 sekund do prawie 6 minut. Bardzo duże różnice wyraźnie pokazały, że cele jakie stawiali organizatorzy, np. sprawdzenie stopnia wyszkolenia, czy
doskonalenie umiejętności przez
rywalizację sportową, były istotne. Można było podziwiać prócz
Polaków, drużyny z Bułgarii,
Czech, czy Litwy. W sumie w zawodach indywidualnych udział
wzięło 76 uczestników z 25 drużyn.
Po zakończeniu konkurencji
!
"#$!
%!
!
"
&
!
%
"
indywidualnej zorganizowane zo'
'
!
#!
&
stały warsztaty nurkowe: „Działa
"
"%!!
nia "
nurków PSP i OSP podczas
'
powodzi”. Wymiana doświadczeń
("!
!")"
zawsze skutecznie wpływa na
!
"'!
"*"
podwyższanie zdolności zarówno
!'
"'"%!
"
+"!"
!
organizacyjnych, jak i techni""&
!
cznych, a w roku 2010 mieliśmy
)&,"
"'%$-
.
/
&&0"!&!
Dziś pretendent do tytułu Indywidualnego Mistrza
(niestety znów mamy) już kilkakrotnie do czynienia z
!
!"1&"
Strażaków – Płetwonurków musiał pokonać przygoto„wielka
wodą”. Poświęcenie ekip mundurowych, w tym
2!
&/"!3'!4)
'
'
""5.
wany wcześniej tor w czasie poniżej 2 minut, jeśli chciał
#
& oczywiście strażaków, jest nieocenione!
marzyć o zajęciu podium.
)67
Zawodnik ubrany w piankę, wyposażony w ABC,
7
&
389
1
szelki ratownicze, boję „słoneczny patrol” z pływającą
/")
2:2
%$-!#-
%
;
:
'
2:2
%$<!=
#
linką oraz nóż, stawał na platformie i po sygnale „start”
::
2:2
%$<!-<
=
(konkurencje były rozgrywane równocześnie na dwóch
torach) musiał posłać rzutkę ratowniczą pomiędzy dwie
2>
"?@ "2:2A:2
żółte bojki (za bojki), zlokalizowane w odległości 15
B)
>"
&
m
W trakcie Mistrzostw do dyspozycji gości były duże
'!''!#$%$CD&
od platformy i rozstawione w odległości 2, 5 m. Prawinamioty
wojskowe, w których można było skryć się przed
@
B2
'!&!E
dłowe rzucenie zostaje zasygnalizowane przez sędziego
przelotnymi opadami deszczu, a także zjeść przy)1
"
&!'&"
!&
"
"
podniesieniem białej flagi. Zawodnicy mieli do dyspogotowane przez firmę cateringową
posiłki. Na terenie
& '!"!@'B!;/3!
zycji 5 prób. Następnie zawodnik musi ściągnąć rzutkę
z
znajdowały
się
również
stoiska
firm
nurkowych, które
;> ;;F&"C
D"&!
'*"!
wody. Dalej następuje skok ratowniczy do wody, aseku- prezentowały najnowsze regulatory, „suchacze”, sprzęt
!
!
!! >
ABC, jackety i inne. Automaty amerykańskiej firmy
rowany boją ratowniczą i zawodnik musi przepłynąć oko:
&
!
&"
"=
!'&
AtomicAquatics można było nawet zobaczyć (i dotknąć)
ło 20 m, do boi nr 1, pod którą, na głębokości 5 m znaj"
)&
!2
&""
!&0
"CG!
D
rozłożone na części pierwsze, zapoznać się przez to z ich
duje się zatopiony manekin. Dalej należy wydobyć mane
konstrukcją i opatentowanymi innowacjami. Te wykokina, dotknąć ręka boję nr 1 i prawidłową techniką rato2"
!
C
"=D"
!
"
&"
*
&
"
!
@
B"$!
%!
43
!'
'2
#!
"
&"-$
G!"
=2!
'
C
H
"
nuras.info 10/2010
nane całkowicie z tytanu, lekkie jak piórko, ze względu
na cenę, pozostają dla wielu z nas, na razie, niestety tylko
w sferze marzeń.
stępnie na azymut (można używać kompasów). Po przepłynięciu linii mety zawodnicy mogą się wynurzyć, a
ostatni z nich wyłącza urządzenie pomiaru czasu. Oczywiście balon musi pływać po powierzchni do czasu ukoń
czenia
konkurencji, a nurkowie nie mogą się wynurzyć
!
"
od
momentu
balonu.
wypłynięcia
# $ "
%&"
%&
+
+
,
2 3
+
$" 6 +
'
()
-./00
-.45/
-1.14
*"
1
-
7
8
"
'"
9
od sponsorów
były bardzo
a
: ;
Nagrody
<,'
sympatyczne,
&
&
#
"
&
=
&
wśród nich wyjazdy nurkowe do Chorwacji i Egiptu,
"
"
sprzęt &
nurkowy (skafandry,
kamizelki, ABC, wózki pod
#
"
&
butle), echosonda, zegarki, a także bony, czy odzież i inne.
;
=
>
""
Wszystkie wręczane nagrody bardzo ucieszyły zarówno
1..-
15
°'
1
?67
Sobota to zmagania drużynowe. Zgodnie z @"
opisem &
"
uczestników zawodów indywidualnych, jak i całe drużyregulaminu, drużyna składała się z 3 zawodników,
z któ- ny.
Rozbieżności na
pierwszych
miejscach
byłe nieduże,
<
&
0.
"
"
"
"
rych każdy musiał wykonać zadanie. Wyposażenie
po- tym większa adrenalina towarzyszyła rywalizacji.
"
"
"
dobne, jak wczoraj. Przed startem drużyna umieszczała
W czasie
dwóch dni
zawodów startujący strażacy byli
;"
;
3"
&
A
w łodzi balon wypornościowy, niezależne źródło
"
33
powie- asekurowani
pod wodą przez kolegów zaopatrzonych w
1-
/7
trza (butla min. 4 l, z reduktorem i urządzeniem 8
sterująsuche
skafandry
z twinami na plecach. Rozmawiałem z
"
&
BB3
9
*
+& 6 cym) oraz linę asekuracyjną z bojką.
nimi o warunkach
samego akwenu. Jezioro Pile
zajmuje
7..
"
1002 ha,
temperatura wody
wynosiła
17 °C,
"
"powierzchnię
&
"
"
C
+
+
,
+
"
"
"
D
a widoczność
mieściła się w granicach
1, 5-3 m, choć
"
"
"
"
D
"
później niektórzy
twierdzili, że mniej.
" " 333
=
@"
<
'"
"
"
#"
E
" F;
Po ustawieniu łodzi na linii brzegowej, zawodnicy
ustawiają się na linii startu (odległość ok. 3 m) i po
zgłoszeniu gotowości startu, jeden z członków drużyny
włącza urządzenie pomiaru czasu. Teraz drużyna dobiega
do łodzi, którą „woduje” i płynie ok. 50 m, do boi nr 1, tu
znajduje się zatopiony manekin i jeden z zawodników
musi wykonać podobne ćwiczenie, jak w zmaganiach
indywidualnych. Po podpięciu manekina do boi nr 2,
ratownik wskakuje z powrotem do łodzi i drużyna płynie
ok. 80 m do boi nr 4, opływając od zewnętrznej boję nr 3.
Po zacumowaniu, dwóch zawodników (przynajmniej
jeden z nurków musi być wpięty w linę asekuracyjną –
drugi podpina się własną liną dystansową) wchodzi do
wody, by dopłynąć do zatopionej na głębokości 5 m
platformy (pod boją nr 5). Tu wykonują zadanie, które
polega na wyniesieniu do powierzchni jeziora ciężaru 30
kg, za pomocą balonu wypornościowego. Asekurację
prowadzi „ratownik” z zacumowanej łodzi. Po wyrzuceniu balonu na powierzchnię, „ratownik” odcumowuje
łódź i płynie do mety, asekurując „nurków”. Łódź płynie
za bojką ratowniczą, „nurkowie” zaś płyną ok. 50 m do
mety, z czego pierwsze 10 m po linie kierunkowej, a na-
A wspomnieć trzeba, że w połowie lat 90. były tu
bardzo dobre warunki dla nurków, wizura sięgała bowiem
kilkunastu metrów, a zapadnięta część wyspy, porośniętej
lasem, do dziś jest atrakcją jeziora.
Pile charakteryzuje się dobrze rozwiniętą linią brzegową, posiada wyspy, dno jest urozmaicone, a woda z je44
nuras.info 10/2010
ziora zaliczana jest do II klasy czystości, przez co zbiornik obfituje w faunę. Imponujące są też głębokości.
Średnia to blisko 12 m, zaś maksymalna wynosi 43 m.
Na koniec wspomnę jeszcze, że w XXI Euroregionalnych Mistrzostwach Polski Strażaków-Płetwonurków
wzięło udział w sumie blisko 300 osób, a dodatkową
atrakcją, przygotowaną przez organizatorów, były loty
śmigłowcem nad jeziorem Pile i najbliższą okolicą oraz
rejs statkiem po jeziorze Trzesiecko w Szczecinku.
Samo Borne Sulinowo wydaje się być świetnym
miejscem dla turystyki aktywnej. Lasy pełne grzybów i
zwierzyny, jezioro meandrujące niczym rzeka oraz historia najpierw niemieckiej osady Linde, przebudowanej w
garnizon wojskowy, w którym ćwiczyły jednostki III
Rzeszy, później Armii Czerwonej i wreszcie zwróconej
Polsce miejscowości, mogą zaciekawić.
Wojciech Zgoła
[email protected]
45
nuras.info 10/2010
XI Piknik z Mares’em
Cieszy nas wciąż rosnące zainteresowanie zarówno
licznie przybyłych w ten weekend do bazy nurków, jak i
mediów. Udało się nam również pozyskać największą
liczbę sponsorów w historii, którym serdecznie dziękujemy za wsparcie.
Na terenie bazy, użyczonej na potrzeby pikniku, funkcjonowało wiele atrakcji, z których można było nieodpłatnie korzystać przez cały dzień. Między innymi były to
huśtawka 360 oraz kula – Zorba. Dla osób nurkujących
kolejny raz ukryto pod wodą „skarby”, wśród których
znajdował się automat oddechowy oraz octopus. Można
było również odnaleźć torby, koszulki, ogrzewacze ciała,
bieliznę termoaktywną. Podczas pikniku rozegrano również wiele innych konkursów z nagrodami, przeznaczonych dla pań i panów. W czasie, gdy dorośli nurkowali,
brali udział w zabawach oraz rywalizowali w konkursach,
dzieci miały zapewnioną opiekę i zorganizowany czas w
wiacie Mares’a.
Mamy już za sobą kolejną edycję imprezy,
która na stałe wpisała się do kalendarza
nurkowego – XI Piknik z Mares’em w Jaworznie. Miało to miejsce w sobotę 11 września.
Oczywiście tradycyjną i najbardziej oczekiwaną częścią imprezy były wybory Nurkującej Miss Polski 2010.
Odbyły się one w dwóch częściach, przed i popołudniowej, a wybory te, jak i całą imprezę, uświetnił zespół
Em-Band grający muzykę kubańską i latynoamerykańską. Występ doskonale rozgrzał atmosferę pikniku,
która była wystawiona kolejny raz na ciężką próbę przez
niesprzyjające warunki atmosferyczne. Po zakończeniu
46
nuras.info 10/2010
koncertu wyłoniono Nurkującą Miss Polski 2010 – jury
wybrało pochodzącą z Ożarowa Maz. Agnieszkę Drzewińską. Aby publiczność usłyszała ten werdykt, kandydatki walczyły w biegu w płetwach, konkursie na bykurodeo oraz musiały wykazać się wytrwałością podczas
bezdechu w misce. Zabawa i umiejętności przyniosły
wiele zadowolenia oraz satysfakcji dziewczętom, a wraz
z tym wiele atrakcyjnych nagród. Były to automat,
komputer, pianka i różne akcesoria, wycieczka do Egiptu,
bielizna termoaktywna, torby trolley, ogrzewacze ciała,
koszulki nurkowe i pakiet nurkowy.
Mamy nadzieję, że wszyscy, którzy przybyli, aby się
bawić z Mares’em na corocznym pikniku, byli usatysfakcjonowani i pojawią się na kolejnym wraz z nowymi
uczestnikami. Z naszej strony pragniemy podziękować
sponsorom i wszystkim zaangażowanym w budowanie
tego przedsięwzięcia:
miastu Jaworzno, MCKiS Jaworzno,
bazie nurkowej „Koparki”,
firmom:
SONY, CTP Nautica, Deep Down Dive, AquaZone,
HeatZone, MartJack Extreme, ORKA Group, Mares.
Serdecznie dziękujemy,
Oceania sp. z o.o.
finaliski z jury
47
nuras.info 10/2010
Instruktorska słaba płeć
Po Konferencji Nurkowej w Krakowie, na której ze
swoim wykładem wystąpiła m.in. nurkująca kobieta
Dorota Łeweć, nasunęło nam się kilka pytań, które postanowiliśmy jej niezwłocznie zadać. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, czym zainteresowała nas kobieta, która niedawno została instruktorem płetwonurkowania, autorka
książki „Nurkująca Kobieta – poradnik”, zapraszamy do
lektury.
DŁ: Jasne, w teorii. W praktyce wygląda to tak, że
jeśli nie masz stałego partnera nurkowego, to skazani jesteśmy na „przypadkowych”. I jeśli ten przypadkowy to
mężczyzna ze statystycznymi zachowaniami męskiego
nurka, to albo muszę się podporządkować męskiemu
podejściu do nurkowania, albo zrezygnować z nura. A ja
chciałabym przed takimi dylematami nie stać. Więc napisałam książkę, w której, mam nadzieję, że jasno i logicznie mówię o tym, dlaczego nie zawsze mi to odpowiada
i co chciałabym, żeby się zmieniło.
AB: Ale do tej pory żadna z nurkujących kobiet
nie wypowiadała się tak ostro o różnicach w nurkowaniach „męskich’ i „kobiecych”.
DŁ: Wiesz, cała historia świata i postęp opiera się na
stwierdzeniach – „do tej pory nikt..” aż znajdzie się ktoś,
kto poruszy temat tabu i popchnie historię.
Na konferencji zdziwiona i mile zaskoczona byłam
tym, że po wykładzie zagadnęło mnie aż(!) 3 mężczyzn i
tylko jedna kobieta. Faceci byli bardzo konkretni i nie
napastliwi (Ha! Ci inni pewnie nie podeszli). Między
innymi mówili o tym, że do tej pory nie przyszło im do
głowy, że my, kobiety, możemy mieć jakieś inne problemy
z nurkowaniem, niż oni. Po prostu, nie pomyśleli o tym.
To było rozbrajające, bo takie szczere. Inny zaś mężczyzna poruszył temat nurkujących kobiet technicznie, że w
tej grupie nie ma takich podziałów na „lepsze” i „gorsze” stopnie nurkowe w zależności od płci. O nurkowaniach technicznych nie mogę się wypowiadać, nie jestem
tutaj ani znawcą tematu, ani autorytetem. Jednak to
ciekawe spostrzeżenie, tyle tylko, że potwierdza moją
teorię, że żeby być nurkiem kobietą na równych prawach
z mężczyznami, to trzeba być „wybitną”. Bo jednak nurkujące technicznie kobiety to nie statystyczna nurkini
rekreacyjna, ja też je podziwiam. Jest ich na tyle mało, że
nic dziwnego, że i faceci dostrzegają ich wyjątkowość.
Tyle tylko, że ja „walczę” o równe prawa kobiet nurkujących rekreacyjnie i chcę, byśmy nie musiały być wybitne, żeby nasze stopnie nurkowe były postrzegane jako
równoważne z męskimi i to bez przymrużania oka.
fot. Ewa Gaj
Anna Benedyktowicz: Jak czujesz się po konferencji w Krakowie i po oklaskach, jakie dostałaś na
koniec Twojego wykładu o „Przywództwie kobiet w
grupach nurkowych”?
Dorota Łeweć: No, było mi bardzo miło, tym bardziej,
że słuchaczami byli w większości mężczyźni.
AB: Dorota, dlaczego w wieku 48 lat zdecydowałaś
się zostać instruktorem nurkowania. Czy to nie za
późno?
DŁ: Nie podejrzewałam Nurasa, że może zadać takie
pytanie. Ale jeśli już padło to opowiem, co mnie ostatnio
spotkało. Dlaczego tak późno, to pytanie, którego nikt mi
normalnie nie zadaje, bo nie wyglądam na swoje 48 lat.
I dobrze, bo nasze społeczeństwo w dalszym ciągu kieruje
się stereotypami. Ostatnio byłam u kardiologa, kobiety,
trochę chyba starszej ode mnie. „W tym wieku, to powinna pani zrobić sobie takie, a takie badania”. Okey,
pomyślałam, ale trochę się przestraszyłam, że może jednak lekarka coś podejrzewa, że ...a ja właśnie zostałam
AB: Dorota, powiedz, ale tak szczerze, dlaczego zajęłaś się taką tematyką? Nie lubisz mężczyzn?
DŁ: Bardzo lubię, prywatnie. Tylko, że na gruncie towarzyskim mogę sama dobierać sobie znajomych, a w
nurkowaniu już niekoniecznie.
AB: Jak to, przecież nikt nikogo nie zmusza do
nurkowania z osobą, z którą nie chce.
48
nuras.info 10/2010
instruktorem płetwonurkowania. Ale dzielnie badania
zrobiłam. Pani kardiolog obejrzała – „No, świetne
wyniki, jak na pani wiek, doskonałe!” Myślałam, że powiedziane jest to z dużą aprobatą dla mojego stylu życia.
Ale nie, kobieta musiała dodać – „jednak, czy nie uważa
pani, że jak na bycie instruktorem nurkowania, to trochę
za późno?”. Popatrzyłam na nią, zapracowaną lekarkę
pamiętającą jeszcze poprzedni system, i pomyślałam sobie, czy gdyby przyszedł do niej mężczyzna 48 letni, szczupły, wysportowany, opalony, w świetnej zdrowotnej
formie przyszłoby jej do głowy powiedzieć: No świetne
wyniki, jak na pana wiek, doskonałe!– Jednak, czy nie
uważa pan, że jak na bycie instruktorem nurkowania, to
trochę za późno?”
Nie wierzę, żeby taki mężczyzna usłyszał takie zdanie
od jakiejkolwiek pani doktor lub innego lekarza, mój mąż,
o rok ode mnie starszy, jeszcze nigdy od nikogo nie
usłyszał czegoś podobnego.
cieli nauczania początkowego. Jeśli trafimy na osobę z
powołaniem, rzetelną lub wybitną w tym co robi, mamy
więcej niż pewne, że odniesiemy sukces w dalszym życiu.
Wszyscy wiemy, że solidne podstawy to coś, na czym
można dalej budować i co zawsze procentuje.
AB: Dorota, dziękuję za rozmowę, jeszcze raz
gratuluję wydania książki „Nurkująca Kobieta –
poradnik” i oby każdy z nas mógł kiedyś za Tobą
powtórzyć, że jest spełniony.
DŁ: Dziękuję i tego właśnie życzę wszystkim
Czytelnikom Nuras.info.
AB: Przepraszam więc za pytanie, ale jednak powiedz, dlaczego teraz, a nie wcześniej?
DŁ: To już lepiej brzmi. Odpowiedź jest banalna – bo
jestem kobietą. Najpierw musiałam wychować córkę,
zajmować się dużo młodszą siostrą, prowadzić firmę,
żeby zarobić na utrzymanie rodziny, zajmować się śmiertelnie chorym ojcem, prowadzić dom, i takie tam codzienne babskie sprawy załatwiać. A nurkowanie to wyjazdy,
szkolenia, kupowanie drogiego sprzętu. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Teraz jestem spełnioną kobietą, mam
dorosłą córkę, więc dużo więcej czasu, szczęśliwe życie
osobiste, ale to, co najważniejsze, to mając 48 lat wiem,
co w życiu jest ważne i jak chcę spędzić jego resztę. Jeśli
chcę odpowiadać za życie innych, szkoląc ich w nurkowaniu, muszę być pogodzona sama ze sobą, wiedzieć, że
jestem spełniona, że nie muszę nic nikomu udowadniać,
bo nie mam takiej potrzeby. To jest świetny moment, by
dać z siebie coś innym. Jednocześnie chcę się dalej uczyć
od lepszych od siebie, ale też i jestem na tyle dojrzała, by
nie dać się zwariować. No, a poza tym, jak to lekarka
stwierdziła, jestem w doskonałej formie fizycznej.
fot. Ewa Gaj
AB: Nie dać się zwariować? Jak to rozumieć?
DŁ: Mam ukształtowaną osobowość, wiem, czego
chcę. Jestem instruktorem nurkowania rekreacyjnego i
chcę nim pozostać. Nie zwracam uwagi na sugestie
innych, że żeby być dobrym instruktorem, to trzeba nurkować technicznie. Nie obchodzi mnie to, bo jestem szczęśliwa i jak mówiłam, nie potrzebuję akceptacji na każdym
kroku. Co nie znaczy, że dla własnej przyjemności nie chcę
się dalej rozwijać. Właśnie rozmawiałam z Pawłem Porębą,
kiedy by tu pójść do niego na szkolenie... Ale jako instruktor
nie mam w planach przejścia na stronę techniczną.
Wargi na obiad
Gatunek ludzki jest niestety pazerny,
również na rzeczy wykwintne,
niepowtarzalne, wyjątkowe i rzadko
spotykane. Cheilinus undulatus – Wargacz
garbogłowy to piękna ryba, która stanowi
jeden z przysmaków kuchni azjatyckiej.
Okazuje się, że para warg takiej ryby
kosztuje 250 dolarów, a chętnych nie
brakuje. Jak donosi GW (10-11.07.2010),
już w latach 90 wargacz był jedną z
najbardziej poszukiwanych ryb raf
koralowych. Dziś trafienie na tę rybę
graniczy ponoć z cudem.
AB: Może jesteś zbyt… kobieca?
DŁ: Może. No i co z tego? Czy to znaczy, że nie mogę
być „tylko” instruktorem rekreacyjnego nurkowania?
Takich nurkowań jest pewnie 80%. Zapewnić komfort i
bezpieczeństwo tym 80% to też wyzwanie. W kształceniu
szkolnym często nasze dalsze sukcesy zależą od nauczy-
żródło: Gazeta Wyborcza
49
nuras.info 10/2010
Na co ta dekompresja...
cz. 2
z 30,5% dla wynurzenia bez głębokiego przystanku.
Jeżeli profil dekompresji nurka uwzględnia małą prędkość wynurzania i głębokie przystanki dekompresyjne, to
korzystne efekty działania obydwu sumują się, dając
bezpieczniejszą i skuteczniejszą eliminację gazu obojętnego z organizmu nurka. Chociaż mogłoby się wydawać,
że mała prędkość wynurzania wpływa na wydłużenie czasu dekompresji, to jednoczesne zastosowanie głębokich
przystanków dekompresyjnych zwykle znacznie skraca
ogólny czas dekompresji nurka w granicach 10-50%.
Poza najlepszą sposobnością na eliminację
większej ilości gazu obojętnego, korzyści wynikające ze zmniejszenia prędkości wynurzania
obejmują: zmniejszenie stopnia powstawania
żylnych zatorów gazowych, mniejsze ryzyko
uniedrożnienia naczyń filtra płucnego, mniejsze
uszkodzenia płuc przez pęcherzyki gazowe,
mniejsze ryzyko tzw. niezasłużonych przypadków DCS u nurków przetrwałym otworem
owalnym w przegrodzie międzyprzedsionkowej
serca.
Podobny wpływ jak prędkość wynurzania, na powstawanie pęcherzyków gazowych w organizmie nurka,
mają głębokie przystanki dekompresyjne. Pierwszy wprowadził je do schematów dekompresji B.A. Hills. w 1966r.
w termodynamicznym modelu wymiany gazowej, jednak
na wiele lat zostały zapomniane. Powrócono do nich ponownie przed 15 laty, razem z rozwojem nowoczesnych
modeli dekompresyjnych D.E. Younta i B.R. Wienkego.
Okazały się niezbędną praktyką w głębokich nurkowaniach mieszaninowych i w rozwoju nurkowania technicznego. Pierwszy zastosował je Richard Pyle w swoich
głębokich nurkowaniach trimiksowych. Efekty działania
głębokich przystanków dekompresyjnych były rewolucją
w kręgach nurkowych. Jakkolwiek głębokie przystanki
dekompresyjne uważa się za wielki postęp w nurkowaniu,
to pierwsze doświadczenia z nimi nie miały charakteru
naukowego, ale były eksperymentami opartymi na próbach i błędach.
Rycina 2. Zmniejszanie się ilości pęcherzyków
gazowych po zastosowaniu przystanków
bezpieczeństwa. Ilość pęcherzyków gazowych po 25
minutowym nurkowaniu na głębokości 30 m
i wynurzaniu z prędkością 18 m/min.
1 – wynurzenie bez przystanku bezpieczeństwa;
2 – wynurzenie z 1 przystankiem 3 min na 3 m;
wynurzenie z 2 przystankami: 1 min na 6 m
i 4 min. na 3 m. Zaadaptowane wg B.R. Wienke.
Poza dynamiką rozpuszczonych gazów ogromną rolę
w dekompresji odgrywają pęcherzyki gazowe. Przez
ponad 150 lat wielu naukowców zajmowało się pęcherzykami gazowymi powstającymi w organizmie na skutek dekompresji i jeszcze dzisiaj jest wiele wątpliwości
wymagających dalszego wyjaśnienia. Do końca nie są dokładnie poznane mechanizmy powstawania i rozpuszczania pęcherzyków, w jakich miejscach powstają i
gdzie się umiejscawiają, w jaki sposób przemieszczają
się, jak również nie jest znany powodowany przez nie
łańcuch urazów prowadzących do rozwoju choroby ciśnieniowej. Badania przeprowadzone przez A. Behnkego
wykazały, że prawie 5% azotu nasycającego organizm
podczas nurkowania przechodzi w fazę pęcherzyków
gazowych w czasie dekompresji. Ponieważ nie powodują
one objawów chorobowych, w 1942 r. nazwał je „pęcherzykami niemymi”. W 1951 r. C.A. Harvey wskazał na istotną
rolę jeszcze mniejszych tworów, tzw. „jąder gazowych” w
powstawaniu i rozwoju pęcherzyków gazowych w DCS.
Pęcherzyki gazowe mogą tworzyć się podczas, jak i
bezpośrednio po dekompresji, w przesyconych gazem
Ryc. 1. Wpływ prędkości wynurzania na średnicę
pęcherzyków gazowych.
Zaadaptowane wg B.R. Wienke.
W ocenie ilościowej mała prędkość wynurzania jest
bardzo pokrewna, ale nie tak efektywna, jak głębokie
przystanki dekompresyjne. Badając ich efektywność,
P.B. Bennett stwierdził, że wprowadzenie głębokiego
przystanku bez zmiany prędkości wynurzania zmniejsza
wskaźnik dużych pęcherzyków gazowych do blisko zera,
50
nuras.info 10/2010
miejscach organizmu. Mogą wzrastać z wcześniej utworzonych jąder gazowych wzbudzanych następnie przez
kompresję i dekompresję. Uwolnione z miejsc, w których
powstały, pęcherzyki gazowe mogą przemieszczać się do
różnych narządów docelowych. Powleczone otoczką w
miejscach powstania mogą pozostać i powiększać się do
rozmiarów powodujących objawy bólowe. Usadowione
mogą powoli zanikać, dzięki dyfuzji gazów do otaczającej tkanki lub do krwi. Pęcherzyki wędrujące z krwią
są przesiewane przez filtr naczyniowy w płucach. Mogą
być nawet dzielone na małe agregaty i całkowicie usuwane z organizmu.
Pęcherzyki wewnątrznaczyniowe mogą zamknąć naczynia krwionośne, powodując niedokrwienie, zastój i
wykrzepianie krwi oraz biochemiczną degradację powstałych kompleksów. Krążące zatory gazowe mogą zamykać
tętniczy przepływ krwi, blokować filtr płucny lub opuszczać naczynia krwionośne, umiejscawiając się w różnych tkankach, jako pęcherzyki pozanaczyniowe.
Z kolei pęcherzyki pozanaczyniowe, drogą dyfuzji,
mogą przyjmować gaz z przyległych przesyconych tkanek, wzrastać do wielkości powodującej deformację zakończeń nerwowych poza ich próg bólowy. Mogą też
przechodzić do naczyń tętniczych lub żylnych i stawać
się pęcherzykami wewnątrznaczyniowymi.
Na początku lat 70. ubiegłego wieku D.E. Yount i
T.D. Kunkle połączyli koncepcję jąder gazowych z hipotezą naturalnego nienasycenia i rozwinęli teorię powstawania i wzrostu pęcherzyków gazowych. Według nich,
powstałe pęcherzyki gazowe wykazują znaczną niestabilność i krótki okres trwania z powodu zmieniającego
się napięcia powierzchniowego i wzrastającego ciśnienia
wewnętrznego. Zmiana wielkości pęcherzyka gazowego
może zachodzić, jeżeli nastąpi wędrówka gazu do lub z
pęcherzyka. Często jest to trudne gdyż, pęcherzyki gazowe są stabilizowane przez tzw. surfaktanty, absorbowane
na granicy fazy gazowej i płynnej, skutkiem czego zapobiegają rozpuszczaniu pęcherzyków. Istotne jest jednak,
aby nie dopuszczać do wzrostu pęcherzyków gazowych,
a minimalizować ich wielkość i usuwać z tkanek. Mogą
to utrudniać otoczki ze surfaktantów, które powstają na
powierzchni pęcherzyków i zwiększają ich odporność na
rozpuszczanie. Pęcherzyki gazowe zmniejszają prędkość
eliminacji azotu z tkanek. Azot z pęcherzyka gazowego
musi najpierw z powrotem dyfundować do tkanki, zanim
będzie przetransportowany do naczynia, a następnie z
krążeniem do płuc. Różnica pomiędzy ciśnieniem gazu
obojętnego w pęcherzyku gazowym a ciśnieniem gazu
obojętnego rozpuszczonego w tkance jest także konsekwencją okienka tlenowego. Gradient ciśnienia usuwający azot z roztworu w tkance jest 10-krotnie większy
niż z pęcherzyka gazowego będącego w tkance. Z tego
powodu usuwanie azotu z pęcherzyków gazowych wymaga znacznie dłuższego czasu. Ten czas może być znacznie skrócony przez zastosowanie do oddychania 100%
tlenu. Oddychanie tlenem tylko pod ciśnieniem 1 ata daje
duży gradient ciśnienia dla wypłukiwania azotu z tkanek
oraz z zatorowych pęcherzyków gazowych. Zastosowanie 100% tlenu do oddychania pod każdym ciśnieniem
powoduje powstanie znacznego gradientu ciśnienia dla
usuwania azotu lub innego gazu obojętnego. Otwiera się
duże „okno tlenowe”, usuwające każdy gaz obojętny i
likwidujące pęcherzyki gazowe.
W 1979 r. Yount zmodyfikował swoją koncepcję
dynamicznych pęcherzyków gazowych i zaproponował
tzw. model zmiennej przepuszczalności pęcherzyków
(ang. VPM – Varying Permeability Model). Był to efekt
kilkuletnich badań laboratoryjnych nad powstawaniem i
wzrostem jąder gazowych w modelach żelowych. Eliminacja gazu obojętnego w tym modelu uwzględnia fazę
gazową rozpuszczoną i wolną. Faza wolna występuje pod
postacią mikrojąder z przepuszczalną dla gazów otoczką.
Wymiana gazu obojętnego jest napędzana przez miejscowy gradient ciśnienia, tj. dzięki różnicy pomiędzy prężnością gazu we krwi tętniczej a chwilową prężnością gazu
w tkance. Założył, że likwidowanie jąder i pęcherzyków
gazowych jest hamowane przez powstałą na ich powierzchni otoczkę. Cienka warstwa surfaktanta może blokować
wymianę gazową, utrzymywać stały rozmiar pęcherzyka
i hamować łączenie się pęcherzyków ze sobą. Celem dekompresji w modelu pęcherzykowym jest utrzymywanie
ujemnego lub zerowego gradientu ciśnienia poprzez
odpowiednio dobraną prędkość wynurzania, zestaw przystanków dekompresyjnych i skład mieszanki oddechowej,
dla przyspieszenia przepływu gazu z pęcherzyka do
tkanki. Wielkość ujemnego gradientu ciśnienia jest następstwem wielkości okienka tlenowego.
W modelu VPM na głębokich przystankach dekompresyjnych wysokie ciśnienie otaczające wpływa na wysokie ciśnienie wewnętrzne pęcherzyka gazowego, a ujemny gradient ciśnienia usuwa gaz poza pęcherzyk. Gradient ciśnienia dla eliminacji z tkanki rozpuszczonej fazy
gazowej jest zwiększany przez zmniejszenie prężności
gazu obojętnego w naczyniach tętniczych do możliwie
najniższych wartości. Można to uzyskać poprzez odpowiednie zmniejszenie głębokości lub przez zmniejszenie
frakcji azotu w mieszaninie oddechowej. Przez dobór
gazów dekompresyjnych, które „otwierają okienko tlenowe” tak szeroko i tak wcześnie, jak jest to możliwe
podczas wynurzania, prężność gazu obojętnego w tkance
znacznie zmniejsza się, wspomagając utrzymanie ujemnego gradientu ciśnienia i przyspieszenie eliminacji
wolnej fazy gazowej. Optymalną strategią dla eliminacji
gazu obojętnego powinna być efektywna eliminacja
wolnej i rozpuszczonej fazy gazowej. Można to uzyskać,
komponując profil dekompresji uwzględniając model
VPM, w którym głębokie przystanki dekompresyjne
stwarzają korzystne warunki do eliminacji wolnej fazy
gazowej, a płytkie przystanki dekompresyjne stwarzają
korzystne warunki do eliminacji rozpuszczonej fazy
gazowej.
Stworzenie modelu VPM dało podstawy do dalszego
rozwoju teorii i praktyki dekompresji dla zwiększenia
bezpieczeństwa w różnego rodzaju złożonych nurkowaniach, wykraczających poza granice typowe dla nurkowań standardowych. Znalazł on również zastosowanie w
tworzeniu coraz doskonalszych programów dla komputerów nurkowych. Prace prowadzone pod koniec lat 80.
51
nuras.info 10/2010
niecznością odbycia dodatkowego przystanku bezpieczeństwa, wynikającego z analizy ryzyka zaistniałego
naruszenia procedury. Programy, w których zastosowano
model RGBM, dają użytkownikowi możliwość modyfikowania nurkowania poprzez stosowanie algorytmów
dekompresji zachowawczych jak i coraz bardziej ryzykownych.
Przełomem dla wszystkich nowoczesnych modeli dekompresyjnych jest koncepcja ograniczonej wydzielonej
fazy gazowej, jako przeciwstawna do koncepcji ograniczonych prężności gazów w różnych dowolnych hipotetycznych tkankach. Ta objętość fazy gazowej zależy od
liczby pęcherzyków gazowych wzbudzonych do wzrostu,
dyfuzji gazów do pęcherzyków i od zmian objętości mieszanin gazowych zgodnie z prawem stanu gazu pod wpływem zmian ciśnienia.
Powyższe trzy parametry stanowią podstawę do
matematycznych obliczeń modelu RGBM. W modelu
tym wykorzystano algorytmy gazu rozpu-szczonego dla
krótkich nurkowań, modele fazy wolnej i rozpuszczonej
połączone z mechaniką pęcherzyków ga-zowych oraz
koncepcję krytycznej objętości wolnej fazy gazowej jako
czynnika wyzwalającego objawy choroby ciśnieniowej,
dodatkowo wspomagane przez sugestie wy-nikające z
praktyki bezpiecznego nurkowania.
ubiegłego wieku przez Bruca Wienke zaowocowały modyfikacją modelu zmiennej przepuszczalności pęcherzyków gazowych. Rozwijając model VPM dla zastosowania w nurkowaniach niestandardowych, Wienke wykazał, że każdy zestaw tzw. gradientów granicznych
może być zastosowany dla nurkowań złożonych, zastrzegając, że gradienty będą zmniejszane dla kolejnych ekspozycji. W 1990 r. Wienke opublikował wyniki swoich
badań, a powyższa modyfikacja połączona z modelem
VPM otrzymała nazwę modelu pęcherzykowego zredukowanych gradientów (ang. RGBM – Reduced Gradient
Bubble Model). Ewolucja modelu VPM do modelu
RGBM była skutkiem gwałtownego rozwoju nurkowania
technicznego i potrzeby stworzenia bardziej skutecznych,
krótszych i bezpieczniejszych profili wynurzania. Po kilku latach testowania, w ciągu ostatnich pięciu lat schematy dekompresji oparte na modelu RGBM zyskały
ogromną popularność w nurkowaniu rekreacyjnym i technicznym dzięki m.in. zastosowaniu w komputerach
nurkowych, nowych specjalistycznych tabelach dekompresyjnych oraz testowaniu i zaakceptowaniu przez
stowarzyszenie instruktorów nurkowania NAUI. Można
śmiało stwierdzić, że przydatność tego modelu zrewolucjonizowała nurkowanie w opracowywaniu algorytmów
dekompresji dla nurkowań niestandardowych, głębokich,
mieszankowych i komputerów nurkowych.
Podczas tworzenia modelu RGBM Wienke uwzględnił i wykorzystał wyniki wcześniejszych badań dotyczących perfuzyjno-dyfuzyjnego modelu transportu i wymiany gazu obojętnego, naturalnego nienasycenia tkanek
i okienka tlenowego. Niezależnie od rodzaju transportu
gazu obojętnego, z przewagą perfuzji lub dyfuzji, model
RGBM śledzi wzbudzanie i liczbę pęcherzyków gazowych, wędrówkę gazu obojętnego poprzez błony surfaktanta pęcherzyków gazowych, wzrost i kurczenie się
pęcherzyków gazowych zgodnie z prawem stanu gazu
przy zmianach ciśnienia otaczającego. Graniczne czasy
nurkowań no-D w modelu RGBM ustalono, monitorując
liczbę i wielkość pęcherzyków gazowych z zastosowaniem ultrasonografii dopplerowskiej, konsekwentnie
skracając je zgodnie z sugestiami skali Spencera. Zastosowano je następnie w wielu komputerach nurkowych.
Naruszenie założonego reżimu wynurzania skutkuje ko-
Logika koncepcji modelu RGBM w połączeniu z podstawowymi prawami fizycznymi wskazała kierunki dla
modelowania tabel i programów komputerowych.
Zmiany wprowadzone w procedurach nurkowych obejmują zalecenia wprowadzone wcześniej w modelu VPM
oraz kilka nowych, które przedstawiono poniżej:
1. skrócenie limitów czasowych
dla nurkowań no-D;
2 przystanek bezpieczeństwa lub wolne wynurzanie w strefie głębokości 3-6 m;
3 prędkość wynurzania nie przekraczająca
9 m/min;
4 ograniczenie nurkowań powtórnych, szczególnie
na głębokości większej niż 30 m;
5 ograniczenie nurkowań o profilu odwróconym
lub serii krótkich głębokich nurkowań;
6 ograniczenie nurkowań wielodniowych;
7 płynne połączenie punktów granicznych dla
nurkowań standardowych i saturowanych;
8 zwięzłe procedury dla nurkowań
wysokościowych;
9 w nurkowaniach mieszankowych wprowadzenie
głębokich przystanków dekompresyjnych
w zwiększonym zakresie głębokości i ogólne
skrócenie czasu dekompresji, szczególnie
w płytkim segmencie nurkowania;
10 w nurkowaniach technicznych stosowanie
bogatych mieszanin helowych z izobarycznym
przełączeniem na nitrox w płytszym segmencie
nurkowania;
11 stosowanie czystego tlenu w najpłytszym
segmencie nurkowania, celem eliminowania
rozpuszczonej i wolnej fazy gazów obojętnych.
www.atomicaquatics.pl
52
nuras.info 10/2010
puterach nurkowych firm takich jak Mares, Dacor,
Plexus, Suunto i innych.
Postęp w praktycznym zastosowaniu osiągnięć nauki
dotyczących dekompresji stworzył w ostatnich latach
możliwości coraz bezpieczniejszego nurkowania i mniejszego ryzyka zachorowania na chorobę ciśnieniową.
Problem jednak w tym, aby nurkowie zechcieli poznać i
opanować tę trudną wiedzę oraz odpowiednio
wykorzystać ją do praktycznej działalności. Nie zawsze
komputer nurkowy zastąpi myślącego człowieka.
Chociaż wiele zjawisk związanych z dekompresją nie
jest do końca poznanych, to modele dekompresji oparte
na pęcherzykach gazowych coraz bardziej przybliżają się
do faktycznych zjawisk zachodzących w organizmie
człowieka. Szybko uzyskały znamienne znaczenie do zastosowania ich w pełnym zakresie aktywności nurkowej.
W ocenie wielu specjalistów modele pęcherzykowe są
bardziej efektywne, bardziej poprawne i najbardziej
wszechstronne w porównaniu do modeli wcześniejszych.
Znalazło to odzwierciedlenie w praktycznym zastosowaniu modelu RGBM dla nurkowania. Algorytmy oparte
na tym modelu znalazły szerokie zastosowanie w kom-
Dr med. Jarosław Krzyżak
Z florą i fauną za pan brat
Wargacz garbogłowy
Ta piękna ryba (Cheilinus undulatus), coraz rzadziej
przez nas spotykana, znana jest z tego, że nurkowie
podkarmiają ją jajkami na twardo. Zaliczana do rodziny
wargaczy, nazywana jest przez nas różnie: napoleonem,
chelinem napoleońskim lub po prostu wargaczem.
Występuje wokół raf Morza Czerwonego, wzdłuż
wschodnich wybrzeży Afryki oraz w Oceanie Indyjskim.
Można ją spotkać na głębokościach od 1 do 60 m.
Ciało wargacza garbogłowego jest masywne, pokryte
dużą, dochodzącą do 10 cm łuską. Pływają najczęściej
samotnie, a największe osobniki mogą mierzyć nawet
ponad 2 m długości i
ważyć blisko 200 kg.
Dorosły napoleon ma
duży garb tłuszczowy, który wyrasta mu
na czole. Mieniące
się, kolorowe ubarwienie, zmienia się
wraz z wiekiem. Są to
ryby aktywne w ciągu dnia, a ich pożywienie stanowią mięczaki, jeżowce i skorupiaki, a także inne ryby. Ich szczęki
zaopatrzone są w silne zęby, którymi rozgniatają ofiarę.
Przez to, że Chelin napoleoński wciąż jest poławiany,
a jego środowisko naturalne (rafy) ulega niszczeniu,
znacznie obniżyła się liczebność populacji. Na terenie UE
napoleon jest objęty całkowitym zakazem handlu, a od
2004 jest uważany za gatunek zagrożony wyginięciem.
Systematyka
Domena eukarionty
Królestwo zwierzęta
Typ strunowce
Podtyp kręgowce
Podgromada promieniopłetwe
Rząd okoniokształtne
Podrząd wargaczowce
Rodzina wargaczowate
Rodzaj Cheilinus
Gatunek wargacz garbogłowy
Nazwa systematyczna Cheilinus undulatus
53
nuras.info 10/2010
Rekordzistka
Tym razem chciałabym przybliżyć Wam postać Agaty
Bogusz, naszej rodzimej rekordzistki freedivingu. Kim
jest młodziutka profesjonalistka o dorobku wartym pozazdroszczenia i jak osiągnęła swój sukces?
twina na plecy i posiedzenie pod wodą chwilę dłużej...
Myślę jednak, że przez rekordy będę kojarzona głównie z
freedivingiem. Trochę szkoda, bo nie planuję się ograniczać wyłącznie do nurkowania na bezdechu.
AC-Z: Mam wrażenie, że nasze filozofie są bardzo
do siebie zbliżone, tylko mój świat ogranicza się do
nurkowań ze sprzętem. Gdy oglądałam film na Twojej
stronie, zastanowiło mnie szczególnie jedno zdanie, że
free jest jedną z najprostszych rzeczy, jakie można
robić. To interesujące stwierdzenie, możesz je dla nas
rozwinąć?
AB: Wystarczy, że zamkniesz oczy, złapiesz oddech,
schowasz głowę pod wodę i zapomnisz się... To jest coś,
co może każdy z nas, trzeba trochę zaufać sobie i wodzie.
Wstrzymywanie oddechu wydaje się strasznie nienaturalne większości z nas. Gdy jednak spróbujemy, pojawia
się wielkie zdziwienie.
AC-Z: Tak, też uwielbiam te chwile zapomnienia.
A jak znosisz walkę organizmu o oddech? Gdzie
wędrują Twoje myśli?
AB: Hmmm... staram się nie doprowadzać do walki.
Tylko na zawodach, a właściwie to tylko na basenowych
zawodach. Wszystko pozostałe ma być spokojne, w zgodzie z tym, co mówi moje ciało i głowa. Bez ciśnieniowania się. Wracając do zawodów, jeżeli zaczyna się walka,
to staram się zająć czymś myśli, czymkolwiek, czasem są
to straszne głupoty, np. podczas moich pierwszych zawodów, w czasie statyki, gdy pojawiły się skurcze przepony,
wyobrażałam sobie, że jadę na nartach, a każdy skurcz
to było wejście w skręt. Czasem jednak to się nie udaje,
pojawia się zwątpienie. Jedna taka myśl i już głowa jest
na powierzchni, mimo iż do dobrego wyniku, który zwykle
łatwo da się osiągnąć, jeszcze daleko.
Anna Cudna - Zbrożek: Agato, jesteś czterokrotną
rekordzistką Polski w nurkowaniu bezdechowym.
Powiedz, czym jest dla Ciebie freediving?
Agata Bogusz: Co chwilę czymś innym. To tak, jakby
ten “mój freediving” ciągle ewoluował, a tak naprawdę
chyba zmieniam się ja sama, moje życie. Pojawiają się
różne nowe sytuacje, które powodują, że na nowo odbieram i odkrywam freediving. W przedszkolu był wyścigiem
z bratem, kto zanurkuje na dno basenu, w liceum był zabawą w łowienie pięknych muszli z dna. Dwa lata temu
był nowością nurkową, która nagle zamieniła się w pasję
i treningi. A teraz stał się moim “zawodem” i pracą.
AC-Z: A dlaczego akurat ten sport? Co Cię w nim
urzekło?
AB: Mam wrażenie, że całe życie próbowałam co rusz
czegoś nowego, szukałam tego, co mnie “kręci”. Zwykle
po miesiącu wszystko mi się nudziło. Tylko woda cały
czas gdzieś była obok, od małego. No i tak zostało, a od
momentu jak pierwszy raz zanurkowałam, można
powiedzieć, że przepadłam...
AC-Z: Wiem, że poza freedivingiem uczysz także
nurkowania ze sprzętem. Mam jednak wrażenie, że to
właśnie free jest Twoim konikiem, dlaczego?
AB: Myślę, że czasem po prostu łatwiej mi pójść na
nura bez sprzętu. Jeżeli akwen ma ok. 20 m, to atrakcje,
które się w nim znajdują, mogę obejrzeć w “tańszej”
wersji - na bezdechu... A tak na poważnie, to lubię jedno
i drugie. Każdy z rodzajów nurkowania ma pewne zalety,
których nie posiada ten drugi rodzaj. Teraz więcej poświęcam się freedivingowi. Dużo czasu musiałam poświęcić treningom do zawodów i przygotowaniu do kursów
instruktorskich, ale czekam z utęsknieniem na założenie
54
nuras.info 10/2010
AC-Z: Czy bycie rekordzistką zmieniło coś w
Twoim życiu?
AB: Myślę, że pozwoliło mi uwierzyć, że mogę coś
nowego zdziałać w świecie nurkowym w Polsce i dało
odwagę do postawienia wszystkiego na tę kartę. Wychowałam się na książkach Alfreda Szklarskiego i jego historiach o Tomku Wilmowskim, który odkrywał nowe lądy
itd... Zawsze mi się marzyło coś takiego. Podróże w nieznane. No, i w sumie tak się skończyło - odkrywaniem
swoich nieznanych możliwości i pokazaniem, że każdy
może takie odkrycia robić.
AC-Z: Na łamach “Nuras.info“ staram się pokazać
naszej nurkowej społeczności zawodowstwo wśród
nurkujących kobiet. Ciebie postawiłam za wzór kobiety osiągającej sukcesy w dziedzinie bezdechowej.
Czy uważasz, że nasza “słaba” płeć może być równie
mocna w tym biznesie? Czy kobiety instruktorzy są
tak samo dobre?
AB: Nie lubię określenia słaba płeć. Gdy zaczynałam
przygodę nurkową i swoje pierwsze kursy scuba w CMAS,
moją instruktorką była Ela Matuszewska - Benducka. Nie
mogłam wtedy trafić na lepszego instruktora. Uważam,
że była lepsza od męskich instruktorów, których wtedy
znałam, znakomity nurek. I jej podejście do mnie - myślę,
że zmotywowała mnie wtedy, by brnąć dalej w nurkowanie... Dzięki temu natknęłam się później na freediving i
teraz jestem tu, gdzie jestem. Pamiętam, jak mówiła:
“Sama musisz nosić swój sprzęt! Nie wyręczać się
facetami”.
Jeżeli chodzi o walkę, a właściwie jej brak, to jest to
coś, co uwielbiam na kursach - pierwsze zajęcia w wodzie
to zwykle statyka - po prostu kocham te miny, gdy kursanci wynurzają się po 2 minutach i dowiadują się, ile czasu
minęło. Bezcenne.
AC-Z: Czym Twoi kursanci motywują chęć nurkowania na bezdechu? Czy chcą w ten sposób przełamać swoje bariery i lęki?
AB: Motywacja jest sprawą indywidualną, chyba
każdy z nich ma w głowie coś innego. Często natomiast
jest to chęć zmniejszenia zużycia powietrza podczas nurkowania sprzętowego.
AC-Z: I to jest istotny powód.
AB: Wiele osób dzięki freedivingowi może wsłuchać
się w siebie, zarówno w ciało, jak i umysł. To taka “chwila dla siebie”, której mam wrażenie, że nam wszystkim
bardzo brakuje. Podczas zanurzenia w wodzie na zatrzymanym oddechu jesteśmy wreszcie tylko my i nasze myśli,
przez kilka sekund naprawdę nic więcej nie ma znaczenia.
Potem to można fajnie wykorzystać, na co dzień, żeby trochę bardziej żyć w zgodzie ze sobą. Freediving jest także
wyzwaniem - sprawdzeniem siebie. Sporo osób przychodzących na szkolenie jest niesamowicie ambitnych. Bardzo chcą zobaczyć, na co je stać, czy podołają. Jest także
inna bardzo fajna motywacja - rekreacyjne nurkowanie w
bezpieczny sposób, czyli taki snoorkling trochę w głąb.
Nie żadne bicie rekordów, czy ściganie się ze sobą, po
prostu dla fun‘u.
AC-Z: Czyli możemy być równie mocne, silne,
ambitne i aktywne jak mężczyźni?
AB: Jasne! Szczególnie ambitne. Nawet nie wiesz, jaki
power bije od dziewczyn na kursach free.
AC-Z: A masz jakiś sposób na uświadomienie tego
faktu naszym nurkującym kolegom?
AB: Oni to wiedzą, ale się za nic nie przyznają. Ja ich
nie zamierzam o tym przekonywać. Lubię te chwile, gdy
np. na nurkowisku ktoś ma problem z automatem... i nikt
nie ma narzędzi w tych wielkich, czarnych skrzyniach pełnych Dui i innych gadżetowych sprzętów. Wtedy z uśmiechem mogę wręczyć moją skrzyneczkę z narzędziami.
AC-Z: Co spowodowało, że wzięłaś udział w swoich
pierwszych zawodach bezdechowych?
AB: Hi, hi oczywiście, że pod wpływem męskiego namawiania do współzawodnictwa. Znajomi moje zabawy
na bezdechu potraktowali bardzo poważnie. Wyszukali,
że to przypadkiem rekord Polski i zmotywowali do treningów. To było w sumie śmieszne, bo dla mnie freediving
był wyłącznie nurkowaniem na głębokość, a nagle oni
mnie wysyłają na zawody basenowe, które wydawały mi
się kompletnie bez sensu. Jeszcze, powiedzmy, pływanie
na odległość miało jakiś sens, za to w statyce w ogóle nie
chciałam startować. Okazało się, że trzeba. I tak z biegu
wyszło 5 minut, które chyba najbardziej zszokowało mnie
i... także trochę wystraszyło.
AC-Z: I tu należy przybić piątkę…
AB: No to piąteczka!
AC-Z: A wracając do Ciebie - nurkowanie stało się
całym Twoim światem. Czy znajdujesz w swojej codzienności czas na ułożenie sobie życia? Co robisz, gdy
nie nurkujesz?
AB: Ostatnio nadrabiam braki z ostatnich dwóch lat,
gdy równocześnie kończyłam studia, pracowałam, trenowałam do zawodów i robiłam kursy instruktorskie. Lubię
spotykać się z przyjaciółmi, którzy nie mają nic wspólnego z nurkowaniem i chwilę odsapnąć. Poza tym, ostatnio,
wreszcie mam chwilę na poczytanie książek, tego mi
bardzo brakowało.
55
nuras.info 10/2010
AC-Z: A miłość?
AB: Chyba za dużo wyjazdów i biegu w moim życiu
na razie. A może to kwestia nie spotkania “tej” osoby
jeszcze.
AC-Z: No to panowie, wciąż macie szansę…
AB: :)
AC-Z: To jeszcze pytanie, które obiecałam Ci zadać - jakie warunki trzeba spełnić, by zostać instruktorem nurkowania bezdechowego? Czy trzeba mieć
udokumentowane osiągnięcia w tej dziedzinie?
AB: Zarówno w szkole Pelizzariego, jak i w AIDA
trzeba zaliczyć wymagane minimum. Są to w obu przypadkach 4 minuty statyki. W Pelizzarim 75 m dynamiki w
dwóch płetwach, 30 m w dół, dobra technika pływania
kraulem, żabką po powierzchni i żabką pod wodą.
W AIDA wymagania są wyższe: trzeba ukończyć
wszystkie stopnie szkoleń od ** do **** oraz 40 m w dół
i ćwiczenia wydolnościowe, np. pięciokrotne nurkowanie
na 20 m, z bardzo krótką przerwą na powierzchni, szereg
procedur związanych z bezpieczeństwem i wyławianiem
nieprzytomnych nurków z dużych głębokości, itd. W obu
przypadkach także trzeba “czuć się dobrze w wodzie”.
Osoby, które na kursach instruktorskich zaliczyły te
wymagane minima, ale nie były wystarczająco „swobodne” i opływane, nie zaliczały.
AB: 3 osoby posiadające uprawnienia. 3 w Apnea
Academy, no i jedna w AIDA. Wynika z tego, że freediving
jest sportem niszowym. Mam nadzieje, że to się zmieni.
AC-Z: Mam wrażenie, że teraz robi się modny.
AB: Sporo osób jest przeciwnych komercjalizacji freedivingu, nie wiem, może się obawiają tego, że straci na
swojej wyjątkowości.
AC-Z: Komercja zawsze wnosi pewne zmiany, ale
wyjątkowość sportu można zachować, jeśli tylko się
tego chce.
AB: To jest fajna sprawa, daje dużo radości. Po co to
chować przed ludźmi? Freediving niesie ze sobą bardzo
intymne przeżycia każdego z nas, to jest wyjątkowe i nie
da się tego utracić poprzez zwiększenie popularności tego
sportu.
AC-Z: Czyli nie jest to droga dla każdego. Jak
wielu jest instruktorów aktywnie szkolących młody
narybek freediverów w Polsce?
AC-Z: Zachęcamy więc wszystkich do odkrycia tej
formy nurkowania.
AB: Oczywiście! Ale pamiętajcie - odkrywajcie
nurkowanie w każdej formie, bo w każdej jest ono piękne!
I nie dajcie sobie wmówić, że któreś jest lepsze lub
gorsze!!!
AC-Z: Jeszcze na koniec zapytam, czy planujesz
kolejne rekordy?
AB: Tak, tęsknię za głębią, ale na razie będę
nurkowała dla siebie.
AC-Z: To życzę Ci upojnych chwil pod, jak i nad
wodą. A także wielu klientów, w których zaszczepisz
miłość do freedivingu, dając receptę na filozofię
życiową. Bardzo dziękuję Ci za rozmowę.
AB: Dziękuję. Bardzo miło się rozmawiało, mam
nadzieje, że pod woda też się spotkamy.
AC-Z: Ja czuję się zarażona chęcią do
spróbowania tej formy nurkowania. Na pewno
nadejdzie dzień, gdy zobaczysz mnie pod wodą, przy
swoim boku.
AB: Hurra! Najlepiej w Egipcie, bo ciepło i jasno.
AC-Z: Może już niedługo, na co namawiam też
innych czytelników
56
nuras.info 10/2010
Historyczne 2 x 100 metrów
Mateusza Maliny we freedivingu
1
Na rozgrywanych w Sharm el Sheik w
dniach 27- 29 września br. zawodach Triple
Depth padł wynik, o którym śnili wszyscy polscy freediverzy - 100 metrów w głąb na jednym oddechu! Jego autorem jest Mateusz
Malina, który dokonał tego dwukrotnie.
Dyscypliny, w których zawodnik porusza się wyłącznie przy
pomocy siły własnych mięśni i, o ile zanurza się z jakimś obciążeniem,
to musi powrócić razem z nim na powierzchnię. Te dyscypliny to Free
Immersion, Stały Balast i najbardziej wymagająca spośród nich - Stały
Balast bez Płetw. W tym ostatnim przypadku zanurzenie i wynurzenie
odbywa się zmodyfikowaną żabką.
Pierwszego dnia zawodów osiągnął setkę w kategorii
Free Immersion (podciąganie się na linie w dół i powrót
w ten sam sposób), a drugiego w stałym balaście (zanurzenie i wynurzenie przy pomocy płetw, a właściwie w
przypadku Mateusza, monopłetwy). Tym samym, jako
pierwszy Polak wszedł do ekskluzywnego klubu stumetrowców, w którym obok takich sław jak Herbert Nitsch
czy Martin Stepanek znaleźć można zaledwie około 15
nazwisk z całego świata.
Jeszcze nieco ponad rok temu byliśmy przekonani, że
pierwsza polska setka padnie na Hańczy. Choć nasz
udział w zawodach zagranicznych był już całkiem znaczący, to dotyczył on wyłącznie dyscyplin basenowych.
Nikt z naszej czołówki nie jeździł na saksy, by nurkować
w głąb. Ponadto wydawało się pewne, że sto metrów nie
puści w żadnej z kategorii, w których nurkowanie odbywa się przy pomocy własnych mięśni freedivera.
Ówczesne rekordy Polski nie dawały nadziei, że mogłoby być inaczej. I właśnie wtedy, we wrześniu 2009 roku nadeszły sensacyjne wieści z Dahab. Mateusz, zwany
tam przez miejscowych „Matt” Malina, którego życiówka
jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie przekraczała 40 metrów, pobił wszystkie nasze narodowe rekordy w „self
propelled disciplines”1 o dobre kilkanaście metrów! 80
metrów we Free Immersion i Stałym Balaście i 70 metrów w Stałym Balaście bez Płetw. Dwa miesiące ciężkiego treningu w Dahab wraz z unikalnymi predyspozycjami
Mateusza dały fantastyczne wyniki. Nic dziwnego, że
kiedy w bieżącym roku Mateusz zapowiedział powtórkę
swojej wycieczki do Egiptu, wszyscy z niecierpliwością
oczekiwaliśmy wieści z Sharm el Sheik. Zawody Triple
Depth po raz pierwszy przeprowadzone miały być w nowym miejscu. Poprzednie edycje odbywały się w Blue
Hole, gdzie limit głębokości wynosił „zaledwie” 90
metrów. Sharm dawało szansę na więcej, jednak Mateusz
cały swój trening przeprowadzał właśnie w Blue Hole,
gdzie dno ograniczało go do głębokości około 93 metrów.
Czy zdoła na zawodach, kiedy zawsze dochodzi dodatkowy stres, dołożyć 7 metrów do swojego Personal Best?
Dziś już wiemy, że zdołał i to dwukrotnie!
Mateusz, chylę czoła przed Tobą i życzę Ci, abyś za
rok, może za dwa, a może i wcześniej pogonił mistrzów
takich jak Herbert Nitsch, Martin Stepanek czy Will
Trubridge. Ech, pięknie byłoby mieć polskiego Rekordzistę Świata!
Nitas
TURYSTYKA
NURKOWA
ANDAMANY
PAPUA
MALEDIWY
w ww .dalekoib lisko.eu
57
nuras.info 10/2010
Scuba czy free ?
“The scuba diver dives to look around. The
freediver dives to look inside”
W poniższej dyskusji przedstawiciele dwóch odmiennych sposobów nurkowania, tzw. sprzętowego i
freedivingu, będą próbowali przekonać się nawzajem do
sposobu uprawianego przez siebie. Po stronie sprzętowców Instruktor SDI/TDI Andrzej „Bacio” Baciński,
po stronie freediverów Instruktor Apnea Academy Tomek
„Nitas” Nitka.
AB: Ćwiczymy bezdechy jako jeden element kursów
nurkowania. W zasadzie chodzi o umiejętność
dopłynięcia do partnera na tym „ostatnim oddechu”.
Przy rozsądnym planowaniu nurkowań taka konieczność,
w zasadzie, nie powinna wystąpić, ale… lepiej umieć, niż
nie umieć. Swoją drogą, Wy potrzebujecie nurków
sprzętowych do supportu.
TN: I tu się mylisz. Kiedyś rzeczywiście tak było,
ale już od wielu lat (no, może od kilku) nurkowie
sprzętowi, jako support freediverów, poszli w zupełną
odstawkę. Może jeszcze nie zawsze, i może w pewnych
okolicznościach ma to swoje złe strony, ale ogólnie
rzecz biorąc, tak się obecnie stało. Czyli jesteśmy
całkowicie niezależni od Was.
AB: Może po prostu Was nie stać na support i musicie
dawać sobie radę bez niego? Nie da się ukryć, że to są
niemałe koszty.
Tomek „Nitas” Nitka: Znowu dźwigasz graty... 40
kg na plecach, różne automaty, butle, żelastwo,
wszelkie cuda... Strasznie dużo problemów... I jeszcze
niektórzy to nazywają nurkowaniem swobodnym.
AB: Tak trzeba u nas, ale za to mogę dłużej być w
wodzie. Godzina w bezruchu to realne nurkowanie... Ale
swoją drogą, widziałem Cię niosącego na łódkę bojki,
liny, ciężary, jakąś podejrzaną konstrukcję z metalowych
rur – niemałą! To ważyło więcej niż mój kompletny sprzęt
na głębokie nurkowanie.
TN: Trafiasz w sedno. Na zawody z udziałem
światowej czołówki trzeba zapewnić minimum 6-7
bomboleros, w tym kilku głęboko nurkujących (ponad
120 metrów). To poważne przedsięwzięcie logistyczne,
a jego koszty rosną w zastraszającym tempie (gazy,
noclegi, wyżywienie itp.). Ich pokrycie jest możliwe
tylko przy zawodach najwyższej rangi, na które udaje
się zorganizować sponsorów. Jednak na co dzień,
kiedy nurkujemy treningowo o tym wszystkim można
zapomnieć. Dlatego zawsze poszukiwaliśmy sposobów
zabezpieczeń nie wymagających udziału sprzętowców,
jak na przykład wspomniany system przeciwwagowy.
AB: Może support nie jest potrzebny, ale potrzebujecie nurków z butlami, aby mogli Wam zdjęcia
porobić!
TN: No, tak. Muszę przyznać Ci rację. Czasami
termin „nurkowanie bez sprzętu”, jakim określa się
freediving, zupełnie do niego nie przystaje, ale to jest
cena, jaką płacimy za osiąganie dużych głębokości.
Reguły bezpieczeństwa wymuszają użycie boi, liny
opustowej i często tzw. systemu przeciwwagowego,
który rzeczywiście sporo waży. Ta konstrukcja z
metalowych rurek, o której wspomniałeś, to winda –
urządzenie, które ściąga nurka na dno. To coś mniej
więcej takiego, czym na filmie „Wielki Błękit” jeździli
Jacques i Enzo. Dzięki windzie jesteśmy w stanie
osiągać ekstremalne głębokości. Jednak jedno się nie
zmienia - nam oddychanie z butli do niczego nie jest
potrzebne, a każdy nurek sprzętowy i tak musi
ćwiczyć bezdechy…
TN: Zdjęcia to co innego. Do zdjęć sprzętowcy
nadają się doskonale, choć wśród freediverów jest też
wielu doskonałych fotografów, którzy fantastycznie
dokumentują wiele imprez. Trzeba jednak pamiętać,
że jeśli używamy systemu przeciwwagowego, to spra58
nuras.info 10/2010
wa zdjęć nie jest taka prosta. W tym przypadku nikogo poza zawodnikiem i jego asekuracją nie powinno
być w wodzie, bo w razie odpalenia systemu można
dostać kilkudziesięciokilogramowym odważnikiem po
łbie.
AB: Co Ty tam zobaczysz pod wodą przez te krótkie
chwile? Zarys wraku? Rybkę czy dwie? W naszym nurkowaniu mamy czas, aby wykonać jakieś zadanie – zrobić
zdjęcia, film nakręcić…
TN: Jeśli myślisz, że spędzamy godziny na planowaniu jednego nurka, to się mylisz. Gazów
dobierać, ani mieszać nie musimy, konfiguracji butli i
automatów też. W sumie wszystkie zanurzenia są
trochę podobne do siebie. Każdy z nas zna swoje możliwości i wie, na jaką mniej więcej głębokość będzie
się zanurzał, a to implikuje najważniejsze: potrzebny
jest system przeciwwagowy (lub inny dający możliwość wydobycia ofiary z dużych głębokości), czy nie.
W związku z tym chyba najwięcej czasu poświęcamy
(przynajmniej tak jest u mnie) na projektowanie i
doskonalenie różnych detali związanych z asekuracją,
ale to dzieje się nie przed konkretnym nurkiem, ale
dużo wcześniej. Zdaje się, że u Was wygląda to trochę
inaczej?
AB: U nas prawdziwe nurkowanie zaczyna się dużo
wcześniej niż zbliżenie się do wody. Planowanie to jeden
z najważniejszych etapów. To z reguły właśnie na tym
etapie powstają wypadki. Mimo, że efekty widać dopiero
w wodzie, to błąd najczęściej jest dzień wcześniej. Czy to
kwestia doboru gazu oddechowego, czy zebrania zespołu,
czy też zwykłe zaplanowanie nurkowania przekraczającego dotychczasowe doświadczenie i umiejętności nurka. Oczywiście brak zaplanowania nurkowania jest
niedopuszczalny i jest proszeniem się o duże kłopoty.
TN: To jest temat rzeka. Zresztą w którymś
numerze Nurasa pisałem już o tym. Rzecz w tym, że
nam oglądanie czegokolwiek pod wodą nie jest do
niczego potrzebne. Tam, pod powierzchnią, jestem
tylko ja i Wielka Cisza dookoła. Koncentruję się
wyłącznie na sobie, na tym co dzieje się z moim ciałem
wskutek narastającego ciśnienia. Cała reszta się nie
liczy. Powiem więcej, reszty po prostu nie ma! Sens
tego zdania można łatwiej zrozumieć, gdy nurkuje się
w polskim jeziorze, bo tam poniżej 20 - 30 metra
mamy całkowitą, chciałoby się powiedzieć, doskonałą
ciemność, której nic nie zakłóca (poza światłem
latarki, którą niestety ze względów bezpieczeństwa
trzeba mieć na głowie). Mamy więc nie tylko Wielką
Ciszę, ale i Wielką Ciemność.
AB: Czyli robicie nurkowania na dziesiątki metrów,
aby niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć? To brzmi
irracjonalnie. My schodzimy, aby coś zobaczyć – wrak,
ściankę, jaskinię, skarb…
TN: To mniej więcej tak, gdy u nas planuje się
naprawdę głębokie nurkowanie. Na przykład, kiedy
Herbert Nitsch szykował się do rekordu 214 metrów,
wtedy wraz z zespołem opracował zupełnie nowatorski system zanurzenia i wynurzenia. Między
innymi wyeliminował potrzebę napełniania balonu
(bo to wydłużało czas spędzany na maksymalnej
głębokości), a ponadto system został wyposażony w
zabezpieczenia na wypadek awarii. Obmyślenie i
skonstruowanie całości zajęło wiele długich miesięcy.
AB: Skoro nurkujesz, aby nic nie widzieć pod wodą, to
chyba Cię nie namówię na nasze nurkowania. Ale może
dasz się namówić? Moja propozycja – zanurkujesz na mój
sposób, a ja na Twój i wtedy wymienimy się opiniami. Ale
od razu ostrzegam – ja lubię oddychać. Robię to już
nieprzerwanie od ponad 35 lat i weszło mi już w nawyk…
TN: Cytat z Umberto Pelizzariego: “The scuba
diver dives to look around. The freediver dives to look
inside” jak dla mnie załatwia sprawę. A wracając do
Twojego argumentu, że Wy możecie np. film nakręcić,
to czy widziałeś może klimatyczny „Base jumping”
czy też „Free Fall”?
http://www.youtube.com/watch?v=uQITWbAaDx0?
Nakręciła go właśnie freediverka Julie Gautier.
AB: Jak tu dyskutować z kimś, kto w ramach hobby
regularnie nie dotlenia swojego mózgu? My nurkujemy
w warunkach podwyższonego ciśnienia parcjalnego
tlenu. Nie musimy więc już chodzić do barów tlenowych.
TN: A my to co???!!! Przecież na nas ciśnienie
działa tak samo jak na Was! Kiedy jesteśmy głęboko
PO2 w płucach też mamy podwyższone. Jedynie na
ostatnich metrach wynurzenia może dochodzić do
niedotlenienia, ale to trwa krótką chwilę.
AB: Jedno muszę przyznać, że figura nurka (a w zasadzie nurczynki) bezdechowej jest do pozazdroszczenia.
TN: Czemu nie, spróbuję Cię oduczyć tego
nawyku, a przekonasz się, że bez oddychania da się
żyć (choć nie będę się upierał, że na stałe) Coś sobie
przypomniałem. Wyobraź sobie, że jednak są
sytuacje, kiedy i my oddychamy z butli. Ciekaw
jestem, czy domyślisz się, po jaką cholerę to robimy?
AB: Pewnie, aby oszukać widzów. Nawdychasz się
tlenu przez pół godziny, a potem udajesz, że tak długo
możesz wytrzymać na bezdechu. To trochę tak, jakby bić
rekord biegu na 1000 m z górki.
TN: I tu Cię mam! Upatrzyłeś już sobie jakąś
zgrabną freediverkę? Lepiej, żeby Twoja Julka tego
nie czytała!
AB: Ile czasu trwa przygotowanie się do danego
nurkowania? Robicie jakieś plany, plany awaryjne, analizy? Nie mówię o biciu jakiegoś rekordu tylko o normalnych, ale bardziej zaawansowanych nurkowaniach
freedivingowych.
TN: Rzeczywiście, próby statyki, czyli wstrzymania oddechu na czas po wentylacji czystym tlenem,
przeprowadza się od czasu do czasu. Wyniki są odnotowywane w księdze rekordów Guinnessa. Obecny
rekord przekracza 20 minut, jednak nikt nie próbuje
59
nuras.info 10/2010
w ten sposób nikogo oszukać, to się robi oficjalnie. Ale
nie o to mi chodziło. Rzecz w tym, że po bardzo
głębokich nurkowaniach, takich na przykład jak 214
metrów Herberta Nitscha, standardowo przeprowadza się dekompresję czystym tlenem na 6 metrach.
Chodzi oczywiście o zapobieżenie DCS. I to jest ten
jedyny moment, kiedy przydają się nam umiejętności
SCUBA, bo jak ktoś nie ma certyfikatu nurkowego,
to automatu nie dostanie.
AB: Bardzo ciekaw jestem, który z Was ma uprawnienia na oddychanie czystym tlenem… Nie wiem, czy wiesz,
ale czysty tlen pod wodą to poziom Adv. Nitrox (do niedawna nawet to było za mało w niektórych organizacjach!), czyli pierwszy krok do nurkowania technicznego.
Wszelkie OWD, AOWD, Rescue, Divemaster, specjalizacje Nitrox, czy nawet instruktor nurkowania rekreacyjnego nie dają szkolenia na oddychanie czystym tlenem.
Zapraszam na kurs!
cimy, teraz zmieńmy temat. Ja rozumiem, że jak ktoś
jest techniczny, drobny błąd może kosztować go życie,
to u niego dzieje się coś ciekawego. Ale nurkowanie
rekreacyjne dla mnie wieje nudą. Właśnie dlatego, jak
tylko zrobiłem pierwszy certyfikat scuba, to od razu zacząłem szukać czegoś więcej, jakiegoś wyzwania. I znalazłem to we freedivingu. Czy Was nie nudzi to
nurkowanie z butelką?
AB: Drugi stopień wtajemniczenia rekreacyjnego nurkowania sprzętowego (tj. poziom AOWD) uczy, że nurkowanie jest jedynie narzędziem. Tak jak jazda samochodem
służy do dotarcia do kina, szkoły, sklepu, a nie jest celem
samym w sobie. W nurkowaniu przed każdym zanurzeniem
ustalamy sobie cel. Może to być zrobienie zdjęć wraku, sfilmowania rafy, obserwacja form skalnych, wydobycie
czegoś z dna… Na kursach staramy się pokazać te różne
cele, aby nurek znalazł to, co mu pasuje najbardziej. Dla
mnie najciekawsze są zajęcia szkoleniowe, kiedy nurkowie
podnoszą swoje umiejętności, co ułatwia im realizację ich
celów. A co do wyzwań… Ja w nurkowaniu doszedłem do
poziomu trenera kursów technicznych, to znaczy szkolę i
certyfikuję instruktorów nurkowania technicznego, a cały
czas widzę przed sobą długą drogę rozwoju. Jeszcze
bardzo dużo nauki przede mną. I mówię to z pełną pokorą.
Mam dziesiątki wyzwań przed sobą.
TN: Jak przypomnę sobie podstawy, to kto wie …
ale jest coś, co zniechęca mnie do nurkowania z
butlami. Ja wiem, że Ciebie osobiście to w ogóle nie
dotyczy, ale masz świadomość, że niektórzy nurkowie
sprzętowi, nie tylko w pubie, ale również na nurkowiskach w przeddzień, a nawet w „przednoc” nurkowania, nader często obalają flaszki z mieszankami
bynajmniej nie oddechowymi? A następnego dnia
wchodzą do wody. Freediverom się to (w zasadzie) nie
zdarza. Jak to skomentujesz?
AB: Ludzie lubią pić alkohol na wyjazdach towarzyskich, czy to narciarskich, windsurfingowych, golfowych… Nie sądzę, aby akurat było to domeną nurków
sprzętowych. Akurat picie, a co za tym idzie odwodnienie
organizmu jest jednym z największych powodów zwiększających ryzyko choroby dekompresyjnej, więc w moim
towarzystwie nie pijemy i nie palimy.
TN: Mówimy o różnych sprawach. Ja, jako instruktor freedivingu, też widzę nieustanną potrzebę
doskonalenia się. Zarówno w kategoriach własnych
umiejętności czysto nurkowych, jak i umiejętności
dydaktycznych. Jednak tu mówię o nurkach rekreacyjnych, którzy nie dążą do podnoszenia kwalifikacji, wchodzenia w temat trimiksu itd. Przykład z
samochodem, jako środkiem do celu, brzmi bardzo
zgrabnie, ale kiedy jedziemy np. do Egiptu i wykupujemy pakiet nurkowy (a dotyczy to pewnie ponad 90%
nurków), to pływamy grzecznie za divemasterem i żadnych celów nie realizujemy. Tu rybka, tam rafka,
machniemy płetewką i… nic się nie dzieje… nuda (jak
na polskim filmie) Wiem o czym mówię, bo tak zaczynało się moje nurkowanie wiele lat temu i mnie to
znudziło. Natychmiast.
AB: Nadchodzi moment, że nurek myśli, że już jest
dobry i nie ma potrzeby dalszego szkolenia. Najczęściej
jest to gdzieś między pięćdziesiątym, a setnym nurkowaniem. Wtedy dobrze jest zaprosić go do grona nurków naprawdę doświadczonych (trym, balans, kontrolowane
zanurzenie i wynurzenie, praca zespołowa, itd.). Z mojego
doświadczenia, takie nurkowanie zapoznawcze z nurkowaniem, jak mawia jeden z moich mentorów, świadomym
otwiera oczy. W końcu dopiero pokazanie, co można
umieć, pozwala na zbudowanie dalszej drogi rozwoju.
Nie chodzi o to, aby każdego nurka rekreacyjnego obwiesić butlami bocznymi, ale aby pokazać, że nurkowanie
sprzętowe to ciągłe doskonalenie swoich umiejętności, a
droga jest długa i nie ma końca.
TN: Traktuję to, jako zręczne uniknięcie
odpowiedzi. U Ciebie się nie pije i nie pali. Ja to wiem.
Ale z wieloma innymi (broń Boże nie ze wszystkimi)
nurkami scuba jest zupełnie inaczej. I ja tego doświadczam osobiście, kiedy przeprowadzając kurs freedivingu w bazie nurkowej, mogę spać w nocy tylko
dzięki stoperom w uszach, a rano oglądam nurkowych
macho z przekrwionymi oczkami, którzy ciężkim krokiem zmierzają ku wodzie.
AB: W nurkowaniach technicznych nie ma miejsca na
papierosy i alkohol. Rzeczywiście, nurkowanie rekreacyjne to jest na tyle łagodna rekreacja, że nurkowie mogą
nie zauważać w tym problemu. Problem z całą pewnością
jest gdzieś w ludziach, ale nie szukałbym powiązania z
nurkowaniem sprzętowym.
TN: Nie do końca się z tym zgadzam. Moim zdaniem w nurkowaniu sprzętowym jest coś, co przyciąga
do niego pewną, szczególną grupę ludzi, która zachowuje się właśnie tak, jak opisałem (oczywiście są
tam też osoby całkiem „normalne”). Ale to temat na
osobną i długą dyskusję. Może kiedyś do tego wró-
TN: Z tego co mówisz wynika, że ja chyba po
prostu nie dotarłem do tego etapu, na którym ktoś
60
nuras.info 10/2010
„otworzyłby mi oczy”. Zatrzymałem się gdzieś między
trzydziestym a czterdziestym nurkowaniem i zaraz
potem całkowicie przerzuciłem się na freediving. To
może wiele wyjaśniać. Jednak upieram się, że ludziom
o pewnym typie osobowości w scuba zawsze będzie
czegoś brakowało (o ile nie dotrą do etapu trimiks,
głębokie wraki, jaskinie itp.). Samym doskonaleniem
umiejętności nie da się zastąpić emocji, jakich
dostarcza docieranie do własnych limitów i przełamywanie ich, walka z ograniczeniami, pokonywanie
samego siebie. Trochę jak w alpinizmie, który wieki
temu też uprawiałem. Choć powiedzmy szczerze, nie
wszyscy tego potrzebują.
AB: To może pójdźmy teraz na basen popływać
kraulem po powierzchni. Trochę treningu kondycyjnego
przyda się zarówno sprzętowcom jak i freedivingowcom?
Po basenie napijemy się zielonej herbaty i wrócimy do
dyskusji. Co Ty na to?
TN: Doskonały pomysł!
Andrzej “Bacio” Baciński
[email protected]
Tomek “Nitas” Nitka
[email protected]
Pozycja nowatorska, odważna, rzucająca
nowe światło na różnice w podejściu do
nurkowania kobiet i mężczyzn.
Książka otwierająca nowy kierunek
w podejściu do nauki nurkowania
rekreacyjnego, uwzględniający
uwarunkowania psychiczne, społeczne,
kulturowe obok oczywistych fizycznych w
nurkowaniu rekreacyjnym.
Zapraszam na kursy rebreatherowe
Nie jest mi obca teoria ani
PRAKTYKA
Kursy, podręczniki, instrukcje
WSZYSTKO W JĘZYKU POLSKIM
tel. +48 513125005
więcej na www.fother.pl
Jacek „FOTHER“ Klajn
61
nuras.info 10/2010
Sprzątanie Świata
Mogliśmy już pełną gębą testować płetwy, maski,
skafandry, automaty, latarki i różnoraki inny sprzęt.
Uczyniliśmy to oczywiście z niekłamaną radością. Prezentacja i testy wypadły nieźle, bo nastąpiły natychmiastowe zakupy i nurkowania w świeżo zakupionym teraz już dla niektórych własnym - sprzęcie! Reklamacji
nie było, za to pochwały i owszem. Niektórzy nie mieli
już ochoty nurkować ze swoim prywatnym ekwipunkiem
tylko chcieli nowy! W końcu sprzedawcy nie pojawili się
z byle jakimi produktami! Lekkie zamieszanie powstało
pod wodą, bo niektórzy nie mogli rozpoznać swoich
partnerów – tak często zmieniali sprzęt! Poza testowaniem ekwipunku część wielbicieli bąbelków miała okazję
odwiedzić nasze podwodne atrakcje. Starzy bywalcy tego
akwenu poprowadzili na podwodne wycieczki przybyłych do nas pierwszy raz. Odrobinę tajemniczości w
zwiedzaniu naszego małpiego gaju zapewniła słaba widoczność, a i sami adepci nurkowania, którzy nie omieszkali troszkę za sobą „podymić” pod wodą… Ale cóż,
my też wolimy trudne warunki, a nie jakieś tam egipskie
30 m widoczności i nudy! Lubimy przecież, jak ni stąd,
ni zowąd, pojawia się przed nami budka telefoniczna, na
krawędzi widoczności, jakieś 120 cm przed maską! Tak
nagle!
Chętni, którym nie chciało się dygać pod wodą lub nie
dysponowali odpowiednią ilością gazów, byli dowożeni
na głębokie „atrakcje” klubową motorówką, która czuwała również nad bezpieczeństwem całego tego cyrku.
Po „zrzucie” z łodzi na głęboką platformę, oznakowaną
poważną boją z flagą nurkową, były do wyboru trzy
oporęczowane kierunki: brzeg przez Omegę, brzeg przez
Trabanta lub poszukiwanie głębokości, czyli kierunek
znak „40”. Głębokie rewiry oferowały zwiedzającym
więcej ryb i lepszą widoczność, szczególnie poniżej 20 m
(wizura do 5 m), nie wiadomo jeszcze, czy w związku z
warunkami naturalnymi, czy też mniejszą ilością nurków.
Badania trwają, o wynikach Was poinformujemy! Testo-
W piątek od rana rozpoczęliśmy przygotowania do Sprzątania Świata 2010, które po
raz ósmy odbyło się w bazie Nemo w Giewartowie, nad Jeziorem Powidzkim. Klubowa ciężarówka, wypełniona sprzętem po dach, dojechała do bazy koło południa i już po 13:00
została rozładowana, a sprzęt sklarowany.
Okazało się, że lwią część transportu stanowił… bar! No cóż, nie samą wodą nurek żyje.
Po oporządzeniu bazy ruszyliśmy na nurka zwiadowczego po naszych włościach. Zrobiliśmy tzw. dużą pętlę,
opływając większość podwodnych atrakcji na naszej bazowej „home reef”. Udało nam się również wykonać nureczka nocnego i poodwiedzać naszych rezydentów, czyli
Szczupaka Dużego, którego własnością jest platforma na
9 m, a raczej teren pod nią, Szczupaka Małego, właściciela szuwarów oraz Raka Obrażalskiego, który rządzi
wszędzie, byle do 8 m głębokości. W piątek po południu
pojawili się już pierwsi nasi goście i klubowicze, tudzież
sympatycy Nemo. Mieliśmy okazję porozmawiać tego
dnia z Dariuszem Wilamowskim, między innymi o jego
rekordowym nurkowaniu na 264 m w Gardzie. Była również szansa na zapoznanie się z nowościami prezentowanymi przez ECN, czyli najnowszym sprzętem firm
Bare i Atomic. Oczywiście pracowity dzień zakończyliśmy zasłużoną nagrodą, czyli wieczornym piwkiem w
naszym klubowym barku. Tu tradycyjnie pojawiły się
opowieści, również dziwnej treści, i nie tylko…
Następnego dnia, od rana, zaczął się już prawdziwy
ruch. Z przybyłymi dzień wcześniej zjedliśmy gromadnie
śniadanie na polanie. Parking przed bazą szybko zapełnił
się samochodami. Dołączył do nas tego dnia Bartosz
Grynda i przedstawicielka Magazynu Cyfrowego
Nuras.info, który dla zasłużonych „sprzątaczy” ufundował książki „Głębokie zanurzenie” z okazjonalną dedykacją.
62
nuras.info 10/2010
też nasza tradycja. Niestety nie wiadomo, o której się
skończyło, ponieważ nie ma żadnego wiarygodnego
świadka, który mógłby nam taką informację potwierdzić…
wane tu latarki spisywały się przednio, podobnie jak suchary, no i automaty. Swoją drogą w naszych jeziorach
pewnie trzeba by wprowadzić kategoryzację wynikającą
z odległości na jaką coś widać, a nie z odległości powierzchni od dna. Musimy to przedyskutować w trakcie
następnego weekendu w Giewartowie. No, ale jeżeli
komuś nie odpowiadała widoczność pod wodą Jeziora
Powidzkiego, to mógł ją sprawdzić nad powierzchnią.
Jedną z atrakcji były przejażdżki skuterem wodnym. Nie
wiadomo dlaczego, ale ustawiła się kolejka chętnych. Po
krótkiej analizie okazało się, że to same przedstawicielki
płci pięknej… No cóż, nie samą wodą Nurczyni żyje.
Samych śmieci wyłowiliśmy niewiele. W sumie
wydobyto kilka puszek, butelek, czy niewielkie ilości
odpadów po plażowiczach w postaci papierków, gumek
do włosów oraz spinek.
Po południu szeregi nurków będących pod wodą
zaczęły się zmniejszać na rzecz nurków występujących
na powierzchni. Szczególne zagęszczenie zauważyliśmy
głównie w okolicy ławek i parasoli, to chyba wpływ
dopisującego tego dnia słońca, oraz w okolicy kraniku ze
złocistym płynem, to zapewne też wpływ... słońca!
Pogoda dopisywała, humory też. Dzieci biegały we wszystkie strony, rodzice zazwyczaj w jedną stronę (kranik…),
grille zaczęły buzować, podobnie jak dyskusje. Tego dnia
nie było już nocnego nurkowania, zastąpiło je walne wieczorne zgromadzenie sympatyków naszego klubu. To już
Sezon już co prawda oficjalnie zamknięty, ale kto
wytrzyma bez nurkowania tyle czasu? Z pewnością z
częścią przybyłych na tegoroczne Sprzątanie Świata
zobaczymy się za tydzień, no góra dwa, w tym samym
miejscu!
Tomasz „Jeżu” Jeżewski
Centrum Nurkowe Nemo
63
nuras.info 10/2010
Zawodowcy
cami kraju. Właśnie do
tego kursu się przygotowuję. A jakie będą moje
kolejne plany edukacyjne
zapytajcie mnie po jego
ukończeniu.
Jak co miesiąc, zamieszczamy dziś kolejny wywiad
Piotra Szalatego z nurkiem zawodowym Damianem Rajkowskim.
Piotr Szalaty: Witam! Może tak w skrócie przedstaw się, jakie uprawnienia w nurkowaniu zawodowym zdobyłeś?
Damian Rajkowski, 24 lata, nurek zawodowy III klasy.
PS: W jakich firmach i gdzie do tej pory
pracowałeś?
DR: Moja przygoda zaczęła się w szczecińskiej firmie
„Taucher”, gdzie stawiałem swoje pierwsze kroki.
Następnie współpracowałem z firmą „Diver’s” oraz
„UW Service”, również ze Szczecina, gdzie poznałem
kolejne tajniki prac podwodnych.
PS: Jak zaczęła się Twoja przygoda z nurkowaniem zawodowym?
DR: Ta przygoda rozpoczęła się dosyć przypadkowo.
Pracując w Egipcie, w jednym z polskich centrów
nurkowych, poznałem turystę, który wykonuje prace
podwodne. Opowiadając o swoim zawodzie, zaraził mnie
tą formą nurkowania. Postanowiłem więc spróbować
swoich sił. Znalazłem w Internecie firmę, która zajmuje
się takimi szkoleniami i wziąłem udział w jednym z nich.
PS: Twoja pierwsza praca?
DR: Tuż po zakończeniu kursu, wraz z przyjacielem
Łukaszem, który również w nim uczestniczył, postanowiliśmy pojechać do Szczecina, gdzie chcieliśmy podjąć
swoją pierwszą pracę. Już w pierwszym dniu pobytu w
stolicy województwa zachodniopomorskiego znaleźliśmy
zatrudnienie w nurkowaniu zawodowym. Po kilkudniowym zapoznaniu się z systemem pracy i konfiguracją
sprzętu, przystąpiliśmy do działania.
PS: Czy zamierzasz dalej się kształcić zawodowo?
DR: W naszym zawodzie od niedawna jest teoretyczna
możliwość rozwoju. Po osiągnięciu progu 500 godzin pod
wodą, można podwyższyć swoje uprawnienia. Dlaczego
napisałem „teoretycznie”? Ponieważ poza „Marynarką
Wojenną” takich możliwości nie było. Mam nadzieję
uczestniczyć w kursie współorganizowanym przez BPN
Explorer w Oslo. Dzięki niemu Polacy będą mogli pracować na podstawie swoich uprawnień również poza grani-
PS: Na jakim sprzęcie pracowałeś?
DR: Na kursie w Jaworznie poznałem kilka hełmów
nurkowych: Gorski G2000SS oraz jeden z hełmów Kirby
Morgan 27, a także miękki hełm dzwonowy w/w firmy.
Natomiast w pracy miałem również okazję nurkować w
hełmach: Kirby Morgan 17, 27, 37, 57, Drager DM, AH5
– hełmy o otwartym obiegu, oraz kompozytowy hełm ze
Szwajcarii firmy SeaSub. Jeżeli chodzi o maski pełnotwarzowe to „Aga” firmy Interspiro, MK II Kirby Morgan oraz klasyczna maska firmy „Drager”. Miałem
również okazję poznać różnego rodzaju tablice nurkowe
firm „Amron”, „Kirby Morgan”, „Drager” i wiele
różnych łączności. Powinienem tutaj również wspomnieć
o skafandrach nurkowych produkowanych przez różne
firmy z wielu materiałów, takich jak guma, kresz, neopren, po trilaminat i kordurę.
PS: Najciekawsze lub najtrudniejsze zadanie wykonywane przez Ciebie pod wodą?
DR: Każde zadanie pod wodą przynosi wiele niespodzianek i trudności. Układałem materace gambio64
nuras.info 10/2010
PS: Czy można dobrze zarobić, pracując jako nurek?
DR: Jak w każdym zawodzie, najlepszy i najlepiej
wykwalifikowany pracownik może liczyć na sukces
zawodowy, jak również finansowy. Początki jednak są
bardzo trudne, aby zarabiać naprawdę dobre pieniądze,
trzeba ciężko pracować oraz inwestować w swoją
edukację. Moim zdaniem, w tym zawodzie zarobisz, jeżeli
tylko wykażesz się wytrwałością i poświęceniem.
PS: Jakie są Twoje dalsze plany?
DR: Moim docelowym zamiarem jest skończenie
kompleksowego kursu, wraz ze specjalnościami suchych
i mokrych dzwonów, oraz wielu innych szkoleń w elitarnej
szkole Fort Williams w Szkocji, a w konsekwencji uzyskanie statusu nurka saturowanego – najwyższego ze stopni
prac podwodnych. Wiem jednak, że jest to długa i mozolna praca, która na pewno się opłaci.
nowe, betonowałem, spawałem i ciąłem różnymi metodami wiele rozmaitych materiałów, brałem udział w tworzeniu Olimpijskiego Ośrodka Szkoleniowego dla wioślarzy w Wałczu, wykonywałem przeglądy wielu nabrzeży
oraz jednostek różnych wielkości.
PS: Dziękuję za rozmowę i życzę Ci wytrwałości w
realizacji planów.
6DI
DU
L
SR
%Dã
W
\NX
P
\
1,
752;
ZZZ
ZU
DNL
HX
65
nuras.info 10/2010
Systematyka nurków
nurków ciepłowodnych, charakteryzująca się dużym zróżnicowaniem w wyglądzie i kolorystyce;
– Bałtycka – rzadka grupa nurków, odwrotnie do nurków Chorwacko-Egipskich, charakteryzuje się dość spójnym i powtarzalnym wyglądem, występuje prawie wyłącznie w odmianie czarnej. Charakteryzuje ich olbrzymie przekonanie o swojej wyższości i nieomylności.
Nurek słodkowodny dzieli się na:
– nurków jeziornych (mergus aquarius), dawniej zwanych szuwarowo - błotnymi, ze względu na najczęstsze
miejsca ich występowania;
– nurków kamieniołomowych (mergus lapicidina), tu
występują dwie podgrupy, które zazwyczaj trudno odróżnić, ze względu na częste mieszanie się ze sobą, a mianowicie:
- nurkowie koparkowi (mergus aquarius koparus);
- nurkowie zakrzówkowi (mergus aquarius krakenus)
nazewnictwo także pochodzi od miejsc ich występowania.
Są to o tyle ciekawe grupy, że na dwóch stosunkowo
płytkich akwenach, gdzie możemy ich najczęściej spotkać, wykonują cały wachlarz nurkowań, od wrakowomorskich, poprzez głębokie- dekompresyjne, w prądzie,
itp. Co ciekawe, od niedawna obie grupy prawie
równocześnie wykonują także nurkowania w ramach
specjalizacji wrakowo-samolotowej! Z wyglądu są bardzo zróżnicowani i dlatego ich rozpoznanie poza miejscem występowania jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe.
Odmianą nurków koparkowo-zakrzówkowych są nurkowie treningowi (mergus exercitii), czyli tacy, którzy
Dla osób postronnych - po prostu - nurek.
Nie jest ważne gdzie i jak nurkuje, samo zanurzanie się pod wodą kwalifikuje go do grupy… no właśnie, jakiej grupy?
Przecież my, ludzie nurkujący wiemy, że to zbyt duże
uproszczenie. Jak można stawiać Nas na równi z sąsiadem pani Zosi, który będąc w Egipcie, zrobił kurs i teraz opowiada całymi godzinami, jak świetnie jest
nurkować! My przecież jesteśmy… no właśnie, kim jesteśmy w całym tym galimatiasie społeczności nurkowej?
Aby to wyjaśnić zagłębiłem się nad systematyką nurków,
moje wieloletnie wnikliwe obserwacje, badania i doświadczenia, doprowadziły mnie do wniosku, że jesteśmy
różni (próżni). Dlatego postuluję uaktualnić słabą, o ile
w ogóle istniejącą, systematykę nurków.
Typ: Nurek, a raczej płetwonurek, bo przecież nurek
to ten gościu, co chodzi w ołowianych butach po dnie,
skręca rury i grozi mu zmiażdżenie w jego własnym hełmie (sic!).
Płetwonurek natomiast to człowiek, który porusza się
swobodnie, no prawie, używając płetw do beł-tania dna i
właśnie o takiego osobnika w naszej syste-matyce nam
chodzi.
Typ: Płetwonurek
Podtyp: I tu następuje cała masa komplikacji co do
metody podziału, ale zacznijmy od podziału w zależności
od miejsca występowania.
Nurek słonowodny (mergus maritimus). Występują tu
dwie najczęstsze grupy:
– Chorwacko-Egipska – dość popularna odmiana
66
nuras.info 10/2010
- zamknięto-obiegowych (mergus rebrederum);
- ew. formę przejściową półzamkniętych.
Nurkowie zamknięto-obiegowi to wąska grupa
nurków, która posiadając odpowiednio dużą ilość
środków pieniężnych, dała się namówić na kupienie
czegoś, czego sens zastosowania na koparkach i innych
tego typu akwenach stara się teraz udowodnić nurkom
otwarto-obiegowym.
Można oczywiście prowadzić takie podziały dalej, ale
prowadząc swoje długoletnie badania i obserwacje,
starając się jak najdokładniej podzielić nurków zauważyłem, że jest to zadanie nazbyt skomplikowane.
Nurkowie od lat dzielą się samodzielnie, bardzo skutecznie określając swoje przynależności do typów, gromad czy też podgromad.
W efekcie, w skomplikowanej sieci powiązań i podziałów sami się już zagubili.
Dlatego doszedłem do wniosku, że rozpocznę badania
nad czymś znacznie prostszym i mniej skomplikowanym,
czyli nad kilkoma drobnymi elementami, które nas łączą
i mam nadzieję, że dojdę do wniosku, że jest to coś więcej
niż maska i płetwy.
już dawno zapomnieli, co to znaczy ponurkować dla
przyjemności i każde nurkowanie służy polepszaniu
umiejętności w warunkach kontrolowanych wody płytkiej. Umiejętności te często są bardzo duże, jednak jako
takie nie służą niczemu poza dalszym doskonaleniem.
Ze względu na miejsce występowania możemy wyróżnić też dość ciekawą i nietypową podgromadę:
Nurkowie forumowi (mergus forumus) - dość liczna
grupa, u której w większości zanikły lub są w stanie zaniku praktyczne umiejętności nurkowe, jednak tym samym
ich miejsce zajęło poczucie własnej wiedzy i umiejętności
teoretycznych. Charakteryzuje ich bogate słownictwo i
kolorowe awatary.
Oczywiście do podziału można podejść z jeszcze kilku
innych stron. Między innymi mamy podział tak trywialny
jak podział na nurków:
- technicznych,
- rekreacyjnych.
Choć zaczyna on już zanikać, bo technicznie rzecz
biorąc dziś każdy nurek jest, albo będzie, nurkiem technicznym, w jakimś sensie.
Za to powoli zaczyna się kształtować, na razie bardzo
nieproporcjonalny, podział na nurków:
- otwarto-obiegowych (mergus aphractus);
Krab Pustelnik
Podwodna Przygoda 2011
Już niespełna pół roku zostało do największego nurkowego święta w Polsce, czyli drugiej edycji Targów Nurkowych „Podwodna Przygoda”. Zapraszamy w weekend 5 i 6
lutego 2011 roku, tak jak poprzednio, do prze-stronnych
wnętrz Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Targom ponownie towarzyszyć będzie kongres nurkowy Nurgres.
Pierwsze Targi i Nurgres odbyły się w lutym 2010 roku i okazały się sukcesem, który przeszedł najśmielsze
oczekiwania zarówno organizatora, jak i wystawców.
Z informacji, które pojawiły się w mediach, internecie
oraz interakcji z uczestnikami, wiemy, że wydarzenie to
zostało bardzo pozytywnie ocenione przez odwiedzających i wystawców. Pierwszą edycję targów odwiedziło
ponad 2000 osób, z czego większość to osoby nurkujące
i instruktorzy wszystkich federacji.
Druga edycja Targów ma być jeszcze ciekawsza. Planujemy powiększyć powierzchnię wystawową i skierować ofertę do jak najszerszego grona zainteresowanych.
W nadchodzącej edycji spodziewamy się większej liczby
wystawców i, co za tym idzie, jeszcze większej
atrakcyjności dla odwiedzających targi. Na pewno nie
zabraknie wyjątkowo atrakcyjnych ofert szkoleniowych
oraz szerszej palety wyjazdów bliższych i dalszych na
nurkowiska całego świata. Ponadto odbędą się liczne
prezentacje sprzętu nurkowego, wydawnictw książkowych oraz projekcje filmów.
Oprócz części wystawienniczej, nie zapominamy o
edukacyjnej misji Targów „Podwodna Przygoda” i już
drugi raz zapraszamy na Kongres Nurkowy „Nurgres”,
który odbędzie się równolegle do Targów. W ramach
Nurgresu planujemy prezentacje, warsztaty, projekcje
filmowe oraz spotkania z ciekawymi gośćmi. W 2011 roku Nurgres odbędzie się w większej sali, więc tym razem
na pewno dla wszystkich wystarczy miejsca. Mamy już
pierwszych potwierdzonych uczestników. W sobotę 5 lutego odbędzie się oficjalne spotkanie instruktorów PADI,
a ponadto będzie się można dowiedzieć wszystkiego o rekordowym nurkowanym Miodzia - Dariusza Wilamowskiego - na 264 metry. Miodzio opowie też o nurkowaniu głębokim solo. Oprócz tego Agata Bogusz , rekordzistka Polski we freedivingu i instruktorka freedivingu,
przybliży zagadnienia nurkowania na bezdechu.
Przygotowania do Targów dopiero ruszają, ale zapewniamy, że będzie ciekawie. Na bieżąco będziemy informować o postępach i kolejnych potwierdzonych uczestnikach. Zapraszamy na naszą stronę internetową
www.targinurkowe.pl oraz oficjalny profil w serwisie
społecznościowym www.facebook.com/targinurkowe.
Znajdziecie tam wszystkie niezbędne informacje oraz
zawsze aktualną listę targowych atrakcji.
Pamiętajcie, Targi Nurkowe „Podwodna Przygoda” 5 i 6 lutego 2011 roku - Już teraz zapiszcie w kalendarzu
termin tego nurkowego święta i przekażcie go wszystkim
znajomym.
Zapraszamy tych, którzy już nurkują, jak i tych, którzy
dopiero wkraczają do podwodnego świata. Targi Nurkowe „Podwodna Przygoda” to idealne miejsce na wybór i
podjęcie decyzji o rozpoczęciu nowej życiowej przygody.
Do zobaczenia w Pałacu!
67
nuras.info 10/2010
Z A P R O S Z E N I E
EKO – NUR
RKOWY DZIE 16 PADZIERNIK 2010r.
Centrum Nurkowania i Turystyki Aktywnej "TICADA" wraz z G
Gdy skim Orodkiem
Sportu i Rekreacji ju po raz druugi maj zaszczyt zaprosi Was do wzicia udziału
u
w imprezie pod
hasłem EKO - NURKOWY DZIE
E.
Celem akcji jest oczyszczzenie Bulwaru Nadmorskiego oraz pla gdy skich od strony wody
z wszelkich nieczystoci i odpaadów zalegajcych na dnie morza, a take integracja rodowiska
płetwonurków z trójmiasta i okollic.
W zeszłym roku akcja zaaowocowała wycigniciem z wody ok. 80 kkg mieci. Wród nich
znalazły si takie „eksponaty” jak opony, stare obuwie, a nawet okulaary korekcyjne, które
odnalazły właciciela. W sprztaaniu wziło udział 50 płetwonurków-ochotnikków.
Uczestnicy mog liczy na okollicznociowe koszulki, ciepłe napoje i posiłłek, a take losowanie
nagród tak, by nikt nie wyszedł z pustymi rkoma. Podczas, gdy płetwonurkkowie bd oczyszcza
podwodn cz Mariny i Bulwaru Nadmorskiego , najmłodsi bd mogli sspdzi aktywnie czas
biorc udział w zorganizowanych
h dla nich konkursach i zabawach. Jednoczenie na terenie mariny
odbywa si bdzie piknik rodzinnny, pokazy ratownictwa medycznego, akadeemii karate itp.
u
w akcji bd mieli take moliwo prrzetestowania suchych
Płetwonurkowie biorcy udział
skafandrów firm BARE i SANTII.
FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY
EKO PARTNERZY:
PATRONAT
MEDIALNY:
Płetwonurkowie biorcy udział
u
w akcji bd mieli take moliwo prrzetestowania suchych
skafandrów firm BARE i SANTII.
69
nuras.info 10/2010
Mój pierwszy raz
Instruktorzy i kursanci rozpoczynający drogę
nurkową, macie pełne prawo do uczestnictwa
w życiu naszego magazynu. W tym miejscu
proponujemy galerię „Mój pierwszy raz“ gdzie
zamieścimy zdjęcia z kursów niekoniecznie
OWD nowych adeptów sztuki nurkowej. Zdjęcia
nie muszą być podwodne, ważne żeby
środowisko wiedziało jakie były początki.
Dla instruktorów jest to element promocji
kursantów oraz swoich szkół. Zdjęcia proszę
nadsyłać na mail [email protected]
70
nuras.info 10/2010
!
"
#$%& ! ' (
)
*+ ' ,
-
.+ $! $ &
/
! %
0
1 2 2 2
3
4! 2&
5
, ! $ $ 6 7 $
$ 88 $
9+ ! $!2
1!: 1! ; $&
" ' ) +
- & / 7
4 * (!
0 < .
3 5 = ! !%
6 66 % $!
, -->6
.$%& " ?2 @3/6>5-A $ !! $B <2
72 4 C2
) D$ :
- 9 $!
/ 4 &
"
)
-
/
0
3
5
6
"
)
-
/
0
3
5
D $ 2 2
. E! %! .% !
D ! $ ! ! ! F !
G. $! H ; $ !
' =! $& 4
I% ! $
J!
. & $
2 E!8 ! $
$ 1 ' F 2
!
4! $&
. !2 $%! $ !
K8 $
"
! %2 $ 6 $
66
& % 5 B
!"
#
$
%
&'(!
)* +# ',%-%
#
$
%
&".
# .! ; :
9 > *2%
" I ; D2 ?
72

Podobne dokumenty