6 : C06 S06 - Olga Rudnicka
Transkrypt
6 : C06 S06 - Olga Rudnicka
6 www.srem.naszemiasto.pl tygodnik śremski 6 marca 2009 nr wyd. 55 O TYM SIĘ MÓWI Czy ten rudy kot to pies b Z Olgą Rudnicką, pisarką ze Śremu, której druga książka trafi 10 marca na księgarskie półki w całej Polsce rozmawia Krzysztof Ratajczak Olga Rudnicka – Zgadza się. Ukaże się dokładnie 10 marca. Jej tytuł to „Czy ten rudy kot to pies”. Jak narodził się tytuł dla nowej książki? FOT.ARCHIWUM PRYWATNE / OLGARUDNICKA – Każdy, kto czytał „Martwe Jezioro” miał okazję poznać Ulkę, trochę szaloną, a zarazem tajemniczą postać. W zamyśle taki też charakter miał mieć tytuł, być równie szalony i tajemniczy jak i główna bohaterka. Czy nowa powieść jest kontynuacją przygód bohaterów z „Martwego Jeziora”? – Jak najbardziej. Wyjaśnia się w niej między innymi wątek pochodzenia Beaty, zpierwszej książki. Jednak w tej części główną bohaterką jest jej przyjaciółka Ulka. To wokół niej rozgrywa się akcja powieści. Olga Rudnicka ze swoją debiutancką książką Czy przy tworzeniu postaci, występujących w książkach, wzoruje się pani na osobach z pani otoczenia? – Nie, nie miałam żadnego pierwowzoru dla moich bohaterów. Chociaż niejednokrotnie moi znajomi dostrzegali pewne cechy wspólne znimi. Myślę, że istotny udział wtworzeniu bohaterów ma moje życie, wszystko, co się wokół mnie dzieje. Jednak wrzeczywistości cechy charakteru wżaden sposób nie są odzwierciedleniem osób istniejących w rzeczywistości. Co wpłynęło na decyzję o wysłaniu „Martwego Jeziora” do wydawnictw? – Może wyda się to dziwne, ale to był impuls. W pewnym momencie zaczęłam bardziej interesować się wydawnictwami działającymi na naszym rynku, aż w końcu zdecydowałam się zaryzykować. Nie miałam nic do stracenia, w końcu nie byłam znaną osobą. Jaka była pani reakcja, gdy odezwało się do pani wydawnictwo Prószyński i s- ka z propozycją wydania książki? – Byłam całkowicie zaskoczona. To wydawnictwo było dla mnie zawsze wydawnictwem z górnej półki, czymś nieosiągalnym. Stąd też nie podejrzewałam, że zdecyduje się zaryzykować i wydać moją książkę - osoby, która wcześniej nic nie wydała, jest nieznana i pochodzi z małego miasta. Jak dalej potoczyła się pani przygoda z wydawnictwem? – Podczas mojej pierwszej 20-letnia studentka pedagogiki w rodzinnym mieście pracuje jako opiekunka w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w Śremie. Opiekuje się głównie osobami starszymi, samotnymi i niepełnosprawnymi. Sama o sobie pisze, że jest obdarzona zmysłem obserwacji i wnikliwością, sarkastycznym poczuciem humoru oraz ironicznym spojrzeniem na realia współczesnego świata. Kocha czarne rytmy, taniec oraz scrabble. (za: olgarudnicka.pl) wizyty w wydawnictwie w Warszawie zostałam zaskoczona. Dowiedziałam się wówczas, że wezmę udział w specjalnej sesji fotograficznej, zrobionej na potrzeby kampanii reklamowej „Martwego Jeziora” oraz, że powstała specjalna strona internetowa o mnie i mojej książce. Potem doszedł do tego wywiad m.in. w telewizji TVN w programie Dzień dobry TVN oraz wywiady radiowe i prasa. W Warszawie pojawiły się również billboardy reklamujące książkę. Dla mnie ogromnym wrażeniem był sam fakt, że książka została pozytywnie oceniona Jak gazeta zwalniała w Psarskim Adrian Domański Rzecz niespotykana, pracownice bronią szefa oskarżanego o nadużycia wobec nich. Około 80. kobiet zadrżało ze strachu o pracę po tym, jak jedno ze śremskich pism opisało rzekome nadużycia wobec nich przez firmę, która ratuje je przed... utratą pracy. Po ukazaniu się publikacji oskarżających ich pracodawców o nadużycia, spodziewały się rozwiązania umowy między firmami, dzięki którym zamiast stać się klientem Powiatowego Urzędu Pracy, mają zajęcie na czas kryzysu. Chodzi o firmę Dutron. Zakład, jak informowaliśmy kilka tygodni temu, ratując się przed kryzysowym odpływem kadr, postanowił nie zwalniać wszystkich „niepotrzebnych” pracowników, tylko wypożyczyć ich do jednego z kórnickich zakładów pracy - H&M. W ten sposób władze spółki chcą przetrwać najcięższe czasy i po polepszeniu się koniunkturyzatrudnićpaniezpo- wrotem w macierzystej firmie. Tymczasem nie minął miesiąc, jak okolicę obiegły informacje, które nie na żarty wystraszyły kobiety. – Jedna osoba – mówi pani Joanna. – Indywidualnie – podkreśla jej koleżanka zpracy pani Magdalena. – Poszła i powiedziałanieprawdęnanasztemat. Pomyślała o sobie, nie pomyślała o nas wszystkich – kończą razem. Kładą na stole gazetę i pokazują w artykule, gdzie pracownica ich zakładu minęła się z prawdą: – Tu jest napisane, że jesteśmy zmuszane do nadgodzin, a to jest nieprawda. Wyjaśniają, jak sprawa wygląda naprawdę: – O nadgodziny nas się pytają – mówi pani Joanna. Pani Magda dodaje: – Poza tym, każdy z nas dostał dokument, który podpisał, a w którym się zgodził, na to, że będzie chodził na nadgodziny, jeśli takie będą. Naswoimprzykładziewyjaśnia, że nie ma takich problemów. Uczy się, i kiedy potrzebuje wolne, nie musi się bać, że ktoś rozkaże jej, żeby dłużej zo- stała w pracy. Zastanawiają się, kto mógł postarać się, aby takie informacje przedostały się do opinii publicznej. Są pewne, żechodziłoopojedyńcząosobę. – Nasz szef na pewno wkurzył się, jak to przeczytał– mówi jedna. Druga wtóruje: – Teraz « Trochę nieładnie ze strony tej koleżanki, że coś takiego zrobiła. Tym bardziej, że wypowiadała się w imieniu nas wszystkich. Mogła powiedzieć za siebie, że jej się to nie podoba » może H&M rozwiązać z nami umowę o pracę i zostajemy bez zajęcia. Wracamy do Dutronu, a tam nie mają dla nas pracy. Póki co - zaznacza i wyjaśnia: – Od kwietnia ma się ruszyć – to główny powód ich niepokoju. Nie skarżą się na pracę i nadgo- dziny.Przeciwnie,uważają,żeto szansa na dodatkowy zarobek. Mało tego podkreślają, że w przeciwieństwie do innych śremianek pracujących wGądkach(zatrudnionychbezpośrednio w H&M) nie muszą na przykład płacić za dowozy. Skąd ich podejrzenia o możliwości zerwania umowy między firmami? Sprawę poruszyły w miejscu pracy ich koleżanki zatrudnionewH&M.Wtedypanie postanowiły działać. Sam koncern, nie przejął publikacjami w lokalnym, niskonakładowym periodyku. Agnieszka Rataj, z Dutronu, odpowiedzialnazatransferpracowników między firmami, uspokaja. O artykule słyszała, ale mówi, że ze strony przedstawicieli szwedzkiego koncernu nie miała żadnych sygnałów mogących sugerować, że choćby zaniepokoiły go rewelacje lokalnej gazety. Przedstawiciele firmy będą wyjaśniać sprawę. Osoba odpowiedzialna w H&M za kontakty z mediami była nieosiągalna w tym tygodniu. i zdecydowano się na jej wydanie. Nie przypuszczałam, że wydawnictwo przygotuje dla mnie tak dużą kampanię promocyjną. Muszę przyznać, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Śrem również postanowił pomóc w promocji książki… – To było coś niezwykłego. Podczas mojego pobytu w stolicy, zadzwoniła do mnie moja mama i powiedziała, że księgarnia przy Rynku zrobiła specjalną wystawę z okazji wydania Martwego Jeziora. W jednym z okien wystawowych ustawiono kilkanaście egzemplarzy mojej książki. Na drugi dzień, jak tylko wróciłam do Śremu, od razu pojechałyśmy z mamą na Rynek. To było coś niesamowitego. Do dzisiaj, gdy przechodzę koło księgarni, wspominam to wydarzenie ciepło. „Martwe Jezioro” napisane zostało bardzo dojrzałym językiem pełnym specyficznego humoru opartego na dwuznaczności i ironii. Skąd u tak młodej osoby taka forma pisania? – Faktycznie może zastanawiać język, jakim napisane zostało „Martwe Jezioro”, zwłaszcza, gdy autorka ma dopiero dwadzieścia lat. Myślę, że duży wpływ na to ma moja praca. Będąc opiekunką społeczną niejednokrotnie mam kontakt z naprawdę trudnymi sytuacjami, które wymagają ode mnie bardzo dojrzałego zachowania. Ludzie, z którymi się spotykam mają za sobą często bardzo ciężkie przeżycia. Moim zadaniem jest starać się im pomóc, zrozumieć wysłuchać. Doświadczenia nabyte podczas takich spotkań są bardzo wartościowe i potrafią człowieka wiele nauczyć. A dlaczego akurat powieść kryminalna? – Uwielbiam wszelkiego rodzaju seriale, czy programy telewizyjne zgatunku kryminał. Z filmów oczywiście również moje ulubione to te budzące dreszczyk istrach, czyli thrillery psychologiczne. Podobnie jest z literaturą. Stąd też zbliżona płaszczyzna gatunkowa napisanych przeze mnie książek. Czy oprócz pisania ma pani jeszcze jakieś inne pasje, zainteresowania? – Tak. Uwielbiam zwierzęta. Najbardziej kocham konie. Są to wspaniałe stworzenia. Stąd też bardzo lubię jeździć konno, choć muszę przyznać, że w związku z małą ilością czasu wolnego, ostatnio trochę zaniedbałam to hobby. Czy możemy spodziewać się kolejnych powieści pani autorstwa? – Pracuję nad trzecią powieścią i mam nadzieje, że zostanie przez wydawcę zaakceptowana. Wyszli z piwnicy FOT. ADRIAN DOMAŃSKI Niebawem ukaże się pani druga książka. Krystyna Szymańska przed nową siedzibą Brata Alberta Towarzystwo Pomocy Potrzebującym „Nadzieja” im. Brata Alberta w Śremie przeniosło się do nowej siedziby. Organizacja mieści się teraz w gmachu Collegium im. Heliodora Święcickiego, przy Grunwaldzkiej 10. Nowe biura już funkcjonują. Są czynne codziennie, od 12.00 do 16.00. Można w nich korzy- stać między innymi z banku leków. Krystyna Szymańska, szefowa organizacji cieszy się z nowej lokalizacji. Do poprzedniej siedziby w piwnicy bloku przy Komorowskiego 6, trudno było się dostać osobom niepełnosprawnym. Towarzystwo myśli też o korzystaniu z sal Collegium na cele statutowe. (ad)