Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk
Transkrypt
Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk
Kozłówka Centralnym punktem miasta jest plac Dżamma el-Fna, czyli plac Śmierci. Wbrew nazwie pełno tu życia i ruchu – to największy i najlepiej zaopatrzony bazar w Maroku >G4 Świat Za rogatkami Vancouver Konstanty Zamoyski spędził młodość we Francji. Po powrocie do kraju postanowił urządzić swoją rezydencję pod Lublinem na wzór Wersalu Pełne łososi potoki, dzika zwierzyna – w sąsiedztwie olimpiady Fot. Maciej Zimowski Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce Fot. Bartłomiej Molga /Fotorzepa W stronę Marrakeszu >G2 Polska G5 Świat D O D A T E K 26 – 28 lutego 2010 40 (2671) www.dziennik.pl P O L S K A E U R O P Ś W I A T A Tutaj wygrywała Justyna Kowalczyk Mieszkam we Wrocławiu i od dziecka jeżdżę w Karkonosze. W Jakuszycach spędzam właściwie każdy weekend i pewnie długo mi się to jeszcze nie znudzi. To jedno z najlepszych miejsc do uprawiania narciar- stwa klasycznego. I to nie tylko w Polsce, także w całej Europie. Jest tam ponad sto kilometrów tras biegowych, przebiegających leśnymi duktami przez piękne fragmenty Gór Izerskich. Zimą wszystkie są doskonale zagospodarowane. Można tędy pobiec do Szklarskiej Poręby albo na czeską stronę, do Harrachova – i wrócić bez żadnego problemu. Trasy są ze sobą skomunikowane i dobrze oznakowane, Fot. Adam Hawałej/PAP Do Jakuszyc, stolicy polskiego narciarstwa biegowego, zaprasza Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych rynku kapitałowego. Justyna Kowalczyk podczas biegu na 15 km w Jakuszycach Reklama pozakładano na nich tory. Jest ich tak wiele, że troszkę dalej od Polany Jakuszyckiej bez trudu mogę znaleźć puste miejsca i biec samemu. To fantastyczne uczucie! W Jakuszycach naprawdę można się zre- setować, nie tylko ciałem, ale i duchem. Chociaż z pewnością ludzi będzie tu przybywać, zwłaszcza po ostatnich sukcesach Justyny Kowalczyk. >G6 Jakuszyce Podróże G2 Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 www.dziennik.pl Polska Wersal pod Lublinem, czyli z wizytą u ordynata Wieś Kozłówka leży 35 km na północ od Lublina, w otulinie Kozłowieckiego Parku Krajobrazowego. Przepływa przez nią rzeczka Parysówka. Rzut okiem Lubartów Kozłówka Puławy Lublin Zbiory W muzealnej kolekcji, prócz mebli, zachowało się m.in. około tysiąca obrazów i grafik. Pałacowa biblioteka zawiera 7716 książek (w tym 620 wydanych przed 1801 r.), zaś archiwum – ponad 5 tys. listów oraz prawie 2 tys. starych fotografii. Dojazd Z Lublina Wszystkie autobusy odjeżdżające z dworca PKS przy Alejach Tysiąclecia w kierunku Michowa, Michałówki, Zofianki, Puław (przez Samoklęski). Kierunek na Lubartów. Z Warszawy Przez Garwolin – Ryki – Żyrzyn – Baranów – Michów. Otwarte od 16 marca do 31 października wtorek – piątek: 10.00 – 16.00 sobota – niedziela: 10.00 – 17.00 od 2 listopada do 15 grudnia wtorek – niedziela: 10.00 – 15.00 nieczynne: do 15 marca, Wielkanoc, Boże Ciało, 1 i 11 XI Rezerwacja Pałac zwiedza się pod opieką przewodnika w grupach od 10 do 35 osób; pozostałe ekspozycje indywidualnie. Grupy zorganizowane po wcześniejszej rezerwacji – wtorek – piątek 10.00 – 15.00, tel.: 81 85 28 310 Kontakt Muzeum Zamoyskich w Kozłówce 21-132 Kamionka tel.: 81 85 28 300, faks: 81 85 28 350 e-mail: muzeum@muzeum zamoyskich.lublin.pl Pomimo wojen i rewolucji – tu wszystko jest nadal jak za czasów państwa Zamoyskich Rezydencja w podlubelskiej wsi Kozłówka należąca niegdyś do rodu Zamoyskich, jednej z najpotężniejszych polskich rodzin magnackich, to miejsce, które trzeba zobaczyć kilkakrotnie. Jeden raz bowiem z pewnością nie wystarczy. Ślady związane z dawnymi dziejami naszego kraju spotkamy przy wejściu na teren pałacu. Okazałą neobarokową bramę wiodąca do rezydencji wieńczy napis „To mniey boli”. Jest to dewiza rodu Zamoyskich. Rodzinna legenda wiąże ją z bitwą z Krzyżakami pod Płowcami w 1331 r. Objeżdżający pobojowisko król Władysław Łokietek zobaczył protoplastę rodu, rycerza Floriana Szarego, gdy ten leżał ciężko ranny po przebiciu kopią. „Co za straszną mękę cierpi ten rycerz!” – zawołał władca. „To mniej boli niż cierpienia, które zadaje zły sąsiad” – miał na to odpowiedzieć Florian, który nawet w takiej chwili nie zapomniał dbać o własne interesy. Rycerzowi udało się przetrwać poważne obrażenia, a król nie tylko uwolnił go od złego sąsiada, lecz także suto obdarował. Tuż obok znajduje się tablica upamiętniająca boje późniejsze o sześćset lat: 23 lipca 1944 r. Kozłówkę wyzwolili żołnierze słynnej 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, która na tych terenach zakończyła swoją wojenną epopeję. Polscy żołnierze dwa dni po wyzwoleniu Kozłówki i kilku okolicznych wsi zostali otoczeni i rozbrojeni przez Armię Czerwoną. Karambola i pianola Gdy wchodzimy do rezydencji, uderza nas przepych, z jakim urządzono wnętrza pałacu. Jest to zasługą pierwszego ordynata kozłowieckiego, Konstantego Zamoyskiego. Przyszły ordynat spędził dzieciństwo i młodość we Francji, nasiąkł tamtejszą kulturą, postanowił więc urządzić swoją podlubelską posiadłość według gustów paryskich z okresu II Cesarstwa. Na jego polecenie Kozłówkę rozbudowano, wzorując się na królewskiej rezydencji w Wersalu. Wnętrze pałacowej kaplicy jest niemal kopią wersalskiej kaplicy królewskiej. W Kozłówce można zobaczyć też kopie wersalskich obrazów, mebli (m.in. replikę luksusowego biurka króla Ludwika XV), kominków, lamp, a nawet rzeźb znajdujących się w przypałacowych ogrodach. Obrazy, parkiety, zbiory porcelany – wszystko to Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce Warto wiedzieć Salon Czerwony. „Tu po kolacji podawano kawę, herbatę i różne wina czy koniaki. Po lewej stronie stał niezapomniany fortepian Pleyel o głębokim dźwięku. Tam również znajdowały się cztery szafki wypełnione rolkami do pianoli”. (ze wspomnień Antoniego Beliny Brzozowskiego) dzisiaj zapiera dech wpiersiach u zwiedzających. W pałacu można znaleźć również wiele eksponatów niezwiązanych z czasami II Cesarstwa, aczkolwiek także unikalnych. Jednym z nich jest stół bilardowy stojący w bibliotece, solidny mebel z blatem obciągniętym zielonym suknem. Jednak gdy uważnie mu się przyjrzeć, okaże się, iż róż- Fot. Muzeum Zamoyskich w Kozłówce Zanim wyjedziesz ni się on od znanych wszystkim urządzeń do tej popularnej gry. Przede wszystkim nie ma po bokach i w rogach otworów na kule – są one tylko trzy, dwie żółte i jedna czerwona. Kozłowiecki stół bilardowy służył bowiem do gry w karambolę – rozrywkę niemal całkowicie już dzisiaj zapomnianą. Innymi unikatami są amerykańska pianola znajdująca się w Salonie Czerwonym oraz włoski pianomodelikon z Salonu Małego. Te niecodzien- ne urządzenia (oba pochodzą z 1900 roku) służyły do... słuchania muzyki. To w pewnym sensie przodkowie patefonów, adapterów i magnetofonów. Od swoich następców różnią się przede wszystkim techniką zapisywania dźwięku. Służyły do tego specjalne rolki papieru, tzw. rolki pianolowe. Utwór był zapisany w postaci małych dziurek, Piękna Zofia z Czartoryskich urodziła dziesięcioro dzieci przez które przedostawało się powietrze sterujące mechanizmem młoteczków uderzających w fortepianową klawiaturę. Instrumenty te były znane od mniej więcej połowy XIX wieku do początków XX stulecia. Na przełomie wieków potrafiono nawet zapisać na rolkach niektóre cechy gry poszczególnych wykonawców, tak że ten sam utwór „nagrany” przez nich na papierowej taśmie po odtworzeniu brzmiał nieco ina- czej. Dziś kozłowieckie urządzenia są jednymi z nielicznych zachowanych na świecie. Carski adiutant plantatorem Aby naprawdę poczuć atmosferę pałacu w Kozłówce, trzeba także poznać barwne opowieści o jego niegdysiejszych mieszkańcach. Dotyczą one m.in. II ordynata kozłowieckiego, hrabiego Adama Zamoyskiego, który stał się właścicielem rezydencji w 1923 r. Wcześniej przebywał on na dworze w Petersburgu, a w czasie I wojny światowej był adiutantem przybocznym cara Mikołaja II. Hrabia przed odzyskaniem niepodległości nie był zbyt popularny z powodu swoich kontaktów z dworem zaborcy oraz prorosyjskiej orientacji politycznej. Niemniej w wolnej już Polsce pełnił wiele funkcji publicznych, był m.in. prezesem Związku Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” – najstarszej polskiej organizacji sportowej, na której działalność nie szczędził dotacji. Hrabia zmarł w 1940 r. w Warszawie, jednak pochowany jest w parku obok pałacu, podobnie jak jego żona Maria Potocka. Nie mniej barwnymi postaciami były ich dzieci. Starszy syn, Aleksander, był bohaterem wojny polsko-bolszewickiej, a później zawodowym żołnierzem. W czasie wojny działał w konspiracji, więziono go w Auschwitz i Dachau. Dzieje jego młodszego brata, Michała, związane są z Afryką. W latach 30. zakupił on plantację kawy w miejscowości Boa Serra w Angoli i próbował stworzyć tam polską kolonię zamorską. Lenin w powozowni Po oglądaniu nastrojowych wnętrz pałacowych Kozłówki pewnym zgrzytem może być wizyta wMuzeum Socrealizmu znajdującym się w powozowni. Istnienie tej placówki akurat w tym miejscu ma jednak pewne uzasadnienie. W latach 60. rezydencja pełniła rolę składnicy, do której po październiku 1956 r. zwożono z muzeów z całej Polski dziesiątki socrealistycznych rzeźb, popiersi i pomników. Jednak dla mnie, gdy ledwo wyszedłem zpałacu, znalezienie się wotoczeniu figur Lenina, Gomułki, Rokossowskiego i innych straszydeł nie było specjalnie przyjemne. Ponoć jednak są ludzie, którzy przyjeżdżają tutaj tylko z tego powodu. Tak czy owak warto odwiedzić Kozłówkę. I to nie raz. Wczesną wiosną, gdy mniej tu jest hałaśliwych wycieczek szkolnych, godne polecenia są spacery po przypałacowym parku. Kozłówka potrafi zaskakiwać za każdym razem, gdy się ją odwiedza. Dominik Kaźmierski 1 Podróże Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 G3 www.dziennik.pl Europa Bułgaria na nowo odkryta Zanim wyjedziesz Kraj, który był popularnym celem polskich turystów w czasach PRL, znowu staje się modny. Standard bułgarskich hoteli i apartamentów nie odbiega dziś od europejskiego poziomu Warto wiedzieć od Słonecznego Brzegu, położone jest na niewielkim półwyspie, po którym nie wolno poruszać się samochodem. Jego starówka dosłownie naszpikowana jest galeriami oraz romantycznymi restauracjami. Cały półwysep został wpisany na listę UNESCO. Warto również odwiedzić znajdujący się nieco dalej na południu starożytny Sozopol. Patrycja Otto [email protected] Naprawdę złoto i słonecznie Oczywiście najatrakcyjniejszym regionem jest wybrzeże Morza Czarnego, które słynie z szerokich plaż o drobnym złotym piasku oraz czystej, błękitnej wody. Tu największą popularnością cieszą się dwa regiony – Złote Piaski oraz Słoneczny Brzeg. Złote Piaski to kurort z historią, który zmienił się w hotelową oazę rodem z Hiszpanii czy Portugalii. – To idealne miejsce na wakacje dla osób, które poszukują miejscowości z ogromną bazą hotelową i dużą liczbą rozrywek – mówi Jakub Adamowicz z potalu Plażuj.pl. – Oprócz plażowania, można tam uprawiać żeglarstwo, nurkowanie, narciarstwo wodne oraz jeździectwo. Zobaczyć warto akwarium w Warnie, malowniczy przylądek Kaliakra i jego skalne miasto oraz nadmorską miejscowość Święty Konstantyn i Jelena, słynącą z gorących i leczniczych źródeł położonych tuż przy złocistej plaży. Największym uznaniem turystów cieszy się Słoneczny Brzeg. Reklama 1 Fot. Shutterstock.com Odkąd Bułgaria stała się członkiem Unii Europejskiej, zaczęła się szybko rozwijać. W ciągu ostatnich pięciu lat, na siedmiokilometrowym odcinku wybrzeża od półwyspu Elenite do Nesebyru powstało blisko 60 tys. apartamentów. Ich standard jest na najwyższym europejskim poziomie. Nie ma już śladu po komunistycznych hotelach. Do tego inwestuje się przede wszystkim w mieszkania wakacyjne, a nie hotele. Dzięki temu wakacje można spędzić taniej, a do tego wygodnie. Najbardziej atrakcyjną częścią kraju jest wybrzeże. Tutejsze plaże słyną ze złotego, drobnego piasku. W kilku miejscach brzeg wznosi się malowniczo – na zdjęciu przylądek Kaliakra – Ten niegdyś komunistyczny kurort zmienił się nie do poznania i dorównuje dziś najlepszym ośrodkom wypoczynkowym w zachodniej Europie – przekonuje Adamowicz. Do tego ma długą na 8 km, złocistą plażę, nad którą górują szczyty gór bałkańskich. W niektórych miejscach jej szerokość dochodzi nawet do 150 metrów. Plaża została nagrodzona Europejską Błękitną Flagą za czystość piasku i kąpieliska. Dwa kroki do Turcji Miejscem godnym polecenia jest też wieś Święty Włas wraz z półwyspem Elenite, leżąca w odległości kilku ki- lometrów od Słonecznego Brzegu. W ostatnich latach zbudowano tam mnóstwo apartamentów na europejskim poziomie. – To właśnie tutaj najbogatsi Bułgarzy, bracia Dinevi, zdecydowali się wybudować oazę luksusu, eleganckie miasteczko hotelowe wraz ze snobistyczną mariną. Miasteczko nazwano Marina Dinevi – mówi Adamowicz. Atutem tej części wybrzeża jest bliskość Turcji. Stąd już tylko skok na drugi kontynent – wystarczy przepłynąć Bosfor w Stambule. Jadąc dalej na południe, warto odwiedzić starożytny Sozopol z przepiękną sta- rówką. Tutaj ulokowane są luksusowe obiekty dla najbardziej wymagających wczaso wiczów. Starsze od Aten i Jerozolimy Oprócz morza i plaży w Bułgarii znajdują się liczne zabytki z czasów trackich, rzymskich, bizantyjskich i tureckich. Wzdłuż wąskich uliczek starych części miast i miasteczek pełno białych lub pomalowanych na intensywne kolory orientalnych domów, którym uroku dodają charakterystyczne kamienne mostki. Historia Nesebyru sięga 9 tys. lat wstecz! Miasteczko, leżące zaledwie dwa kilometry Wysokie góry, niskie ceny W skalistych masywach Riły i Pirinu znajdziemy dużo tras wycieczek pieszych, rowerowych oraz narciarskich. Najsłynniejszym ośrodkiem narciarskim jest tutaj Bansko, które dysponuje 65 kilometrami tras obsługiwanych przez kolej gondolową, 14 wyciągów krzesełkowych i orczykowych. Mimo luksusowej bazy noclegowej Bułgaria to najtańsze miejsce wakacyjne w Europie. Jeśli wybierzemy wariant urlopu na własną rękę, luksusowy apartament z basenem można wynająć nawet za 25 zł od osoby na dobę. Bilet lotniczy w dwie strony można dziś kupić za około 500 zł. Koszt wyżywienia oscyluje od 25 do 40 zł za obiadokolację, a ceny w sklepach są porównywalne z polskimi. Oprócz alkoholu, który w Bułgarii jest tańszy. Reklama Państwo: Bułgaria Waluta: lewa 1 BGN = 2,1 PLN Rzut okiem RUMUNIA Złote Piaski BUŁGARIA Bansko Pogoda Letni sezon turystyczny w Bułgarii zaczyna się w kwietniu i trwa do października. Średnia temperatura dnia latem wynosi 27 st. C, morza 24 st. C. Ciekawostki W autobusach nie ma kasowników ani biletów. Za przejazd płaci się u kasjera zaraz po wejściu. Warto też pamiętać o tym, że Bułgarzy, gdy chcą coś potwierdzić, kiwają przecząco głową. Podróże G4 Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 www.dziennik.pl Świat Warto wiedzieć Państwo: Maroko Region: Marrakesz Waluta: dirham 1 DH = 3,50 PLN Rzut okiem Rabat Marrakesz MAROKO ALGIERIA Język Marokańczycy oprócz języka arabskiego w większości bez kłopotów władają językiem francuskim, rzadziej hiszpańskim i angielskim. Rdzenna ludność, Berberowie, mimo iż w dużej części mieszka w miastach, zachowała swoją kulturę i język. Waluta W kantorach możliwa jest negocjacja cen, szczególnie przy wymianie większej kwoty. Dirham jest poza Marokiem walutą niewymienialną; obowiązuje surowy zakaz wywożenia go za granicę. Dojazd Z lotniska Marrakesz Menara do centrum miasta najlepiej dotrzeć autobusem (20 Dh) albo taksówką (100 Dh). Miasto Marrakesz z 2,5 mln mieszkańców jest czwartym co do wielkości miastem Maroka. Leży u podnóża gór Atlasu Wysokiego, na wysokości 465 m nad poziomem morza. Szczegóły W Marrakeszu urzędy państwowe i poczta pracują od 9.00 do 12.00 i od 15.00 do 18.00. Sklepy są otwarte mniej więcej w tych samych godzinach w pierwszej połowie dnia, ale dłużej w godzinach popołudniowych, aż do 20.00. Banki są otwarte od 9.00 do 17.00, z przerwą na obiad. Hipermarkety są otwarte na ogół 7 dni w tygodniu. Reklama Lawirując w tłumie akrobatów i zaklinaczy węży Miasto się zmienia, ale jego wąskie uliczki i hałaśliwe targowiska nieodmiennie przyciągają turystów Mimo że nie leży w słonecznych, nadmorskich kurortach i nie ma do niego bezpośredniego, nawet czarterowego połączenia lotniczego z Polski, decydujemy się spędzić kilka zimowych dni w Marrakeszu leżącym u podnóża gór Atlasu. Prosto z hotelu ruszamy na podbój Czerwonego Miasta. Według berberyjskiej legendy mury, domy i drogi medyny (starówki) przybrały czerwoną barwę od krwi przelanej w tym miejscu podczas wznoszenia meczetu Kutubijja (jego budowę rozpoczęto w 1158 r.). Życie codzienne bazaru Marrakesz dzieli się na dwie części: starą medynę, i bogatą, nowoczesną metropolię. Jednak od zawsze centralnym punktem miasta jest aleja Mohammeda V oraz przylegający do niej plac Dżamma el-Fna (w dosłownym tłumaczeniu Plac Śmierci). Niegdyś sułtani wystawiali tu, ku przestrodze poddanych, ucięte i zakonserwowane w soli głowy swoich wrogów. Mimo wielu ostrzeżeń i niepochlebnych opinii na temat bezpieczeństwa, na Dżamma el-Fna bywaliśmy bardzo często, szczególnie rano, kiedy, w sukach (targowiskach) obok placu ruch jeszcze nie był duży. Mimo że mieszkamy w sąsiedztwie, dotarcie na plac nie jest prostym zadaniem. Poruszanie się taksówkami po mieście jest na tyle stresujące, że lepiej chodzić pieszo. Przechodzenie przez ulice, na których nie ma sygnalizacji świetlnej, także do łatwych nie należy. Przepisy ruchu drogowego, delikatnie rzecz ujmując, są nagminnie łamane, a pieszy nie ma tu żadnych praw. Ponieważ poziom życia nie jest tutaj wysoki, prawie każdy turysta z Europy jest uważany za bogatego i nagabywany przez żebraków: dzieci wyłudzające pieniądze czy zaklinaczy węży, którzy z zaskoczenia potrafią przytknąć do ramienia zwiedzającego… żywą kobrę. I jeszcze każą sobie za to słono płacić! Prawdziwy ruch rozpoczyna się na placu późnym popołudniem. Prym wiodą różnej maści sprzedawcy, muzycy, szamani, akrobaci i kuglarze. Tutejszy targ, który uchodzi za największy i najlepiej zaopatrzony w całym Maroku, jest pełen towarów. Można na nim kupić wszystko. Trzeba tylko zwracać uwagę na jakość… i oczywiście ostro się targować. Proponowana ce- na jest zazwyczaj trzy razy wyższa niż ta, którą możemy uzgodnić ze sprzedawcą. Parcie na kamerę W Marrakeszu bardzo często można spotkać, znane z pierwszych stron gazet oraz sal kinowych osobistości. W tych okolicach kręcono większość scen do słynnych filmów: „Gladiator”, „Sodoma i Gomora”, a ostatnio do drugiej części filmu „Seks w wielkim mieście”. Na Dżamma el-Fna toczy się znaczna część akcji filmu „W stronę Marrakeszu”. Twórcy tego ostatniego obrazu nie mieli jednak łatwego zadania, gdyż filmowanie było bardzo utrudnione ze względu na panujący zgiełk i trudny do opanowania tłum. Wielu marokańskich statystów zrozumiało, że dostaną pieniądze za swoją pracę jedynie wtedy, gdy obejmie ich obiektyw. Więc napierali na kamerę tak silnie, że członkowie ekipy filmowej musieli im wytłumaczyć, że otrzymają wynagrodzenie niezależnie od tego, czy pojawią się w filmie czy nie. Wiele scen do filmów nakręconych było w zabytkowych miejscach miasta, które w Marrakeszu trzeba koniecznie zobaczyć. Uwiecznić w kamerach i aparatach warto m.in. ruiny pałacu el-Badi, grobowce Saddytów, pałac de la Bahia i minaret wspomnianego Kutubijja. To najciekawsza budowla w mieście – niestety można ją podziwiać tylko z zewnątrz. Wart uwagi jest też ogród Majorelle. Szeroki horyzont Marrakesz to doskonała baza wypadowa do zwiedzania, szczególnie górującego nad miastem pasma największego w Afryce – Atlasu. Słynny ośrodek sportów zimowych Oukaimeden (2600 m) oddalony jest od Marrakeszu zaledwie o 74 km. W górach Atlasu Wysokiego temperatura zimą spada do -10°C, w wielu wsiach śnieg leży nawet 4 miesiące. Roczna suma opadów wynosi 100 mm na południu, 400 – 500 mm na wybrzeżu i 1000 mm w górach Atlasu. Średnia temperatura lipca wynosi na wybrzeżu 22 – 24°C i 29 – 30°C w głębi kraju. Natomiast w styczniu temperatury wynoszą odpowiednio 12°C i 8 – 9°C. My jednak zamiast wyprawy w góry, wybieramy wyjazd nad morze. Naszym celem jest Essawira (As-Sawira, dawniej Mogador), piękne portowe miasto w zachodnim Maroku, na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Fot. Bartlomiej Molga/Fotorzepa Zanim wyjedziesz Plac Śmierci, położony w sercu miasta, uchodzi za najlepiej zaopatrzony bazar w Maroku. Tutaj można kupić dosłownie wszystko – trzeba tylko ostro się targować! Wynajęcie samochodu w jednej z okolicznych wypożyczalni nie stanowi żadnego problemu. Ze względów bezpieczeństwa oraz dlatego że zamierzamy ruszyć większą grupą, decydujemy się jednak na wynajęcie kilkuosobowego busa wraz z przewodnikiem. Drogą N8 ruszamy nad morze wzdłuż ciągnących się wzgórz Atlasu. Na rogatkach miast czyhają na nas liczne policyjne kontrole. Mijamy wsie berberyjskie, bazary, stada wielbłądów, kozy buszujące w koronach drzew i młodych chłopców grających w piłkę nożną, dla których chyba jest to jedyna życiowa atrakcja. Po drodze zatrzymujemy się w jednej z marokańskich wsi, aby zrobić sobie krótki rekonesans po okolicy na garbach wielbłądów, które wciąż stanowią tutaj podstawowy środek lokomocji. Oko na Maroko Maroko jest rajem dla miłośników ptaków. Ogromna ilość ptactwa zamieszkuje różne regiony kraju przez cały rok, inne przelatują przez Maroko wiosną i jesienią. Essawira, która charakteryzuje się białymi domami z niebieskimi drzwiami i kiennicami, to raj dla fotografów. Na skalistym wybrzeżu gnieździ się wiele gatunków różnych ptaków. Za- obserwowano ich tu około 460 gatunków. Wyspy w okolicy Essawiry słynne są jako tereny lęgowe rzadkiego sokoła Eleonory. Essawira przyciągała kiedyś hipisów, dziś przede wszystkim amatorów windsurfingu. Znad Oceanu Atlantyckiego wieją tam bowiem silne wiatry, zaś piaszczysta plaża ma aż 10 kilometrów długości. Wracając, przejeżdżamy przez nowe dzielnice Marrakeszu. Jego europejskie wcielenie, pełne hoteli i pól golfowych, nie robi na nas jednak takiego wrażenia jak stare uliczki Czerwonego Miasta. I to one pozostaną symbolem jego tożsamości. Piotr Zajdel 1 Podróże Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 G5 www.dziennik.pl Świat Dzikie lasy dookoła Vancouver Zanim wyjedziesz Zachodnia Kanada leży na tej samej wysokości geograficznej co Polska, ma podobny, umiarkowany klimat… i skrajnie odmienną faunę i florę. Tutaj góry sąsiadują bezpośrednio z oceanem Fot. Maciej Zimowski W samolocie poruszenie. Kto tylko siedzi obok okienka, przykleja do niego nos. Pod nami głęboko wcięte fiordy obwiedzione nagimi, ciemnobrunatnymi skałami. Kontrastuje z nimi biel lodowców. Grenlandia! Widok na wybrzeża lodowej wyspy to niespodziewana dodatkowa atrakcja rejsu z Europy do zachodniej Kanady. Sycić się można nim krótko, za chwilę całą przestrzeń wypełnia bezkresna pustynia lądolodu. 1 Ornitolog na ogórku Wynajmuję samochód i zamiast, jak większość przybyszów, jechać na północ, do centrum miasta, kieruję się na południe w stronę wyspy – też o nazwie Vancouver. Ta połać Państwo: Kanada Region: Kolumbia Brytyjska Waluta: dolar kanadyjski 1 CAD = 2,80 PLN Rzut okiem KANADA Fot. Maciej Zimowski Vancouver Fot. Maciej Zimowski Ptaszarnia za lądowiskiem Po dziewięciu godzinach podróży lądowanie w Vancouver. Jest początek września, w zasadzie jeszcze lato, ale wczesnym popołudniem w powietrzu wisi mgła i jest chłodnawo. Moje przyrodnicze wakacje rozpoczynają się od refleksji: nie lepiej było polecieć gdzieś w tropiki? Taniej, cieplej, egzotycznej fauny w bród. Ale nie, to przecież płytkie tak nastawiać się na bezrefleksyjne zaliczanie gatunków. Tym bardziej że wrzesień nie jest tu idealnym okresem do obserwacji ptaków. Sporo przelotnego drobiazgu odleciało już na południe. Rozminąłem się też z wędrówką siewkowców – nad naszym Bałtykiem osiąga kulminację właśnie we wrześniu, tu zdążyła się właśnie zakończyć. W Ameryce Północnej, odwrotnie niż na Starym Kontynencie, główne pasma gór przebiegają południkowo. Dzięki temu podczas kolejnych zlodowaceń łatwiejsza była ucieczka gatunków na południe. Mniej ich przez to wyginęło. A zatem mimo niezbyt dobrej pory, przez niespełna miesiąc codziennie dokładałem coś nowego do listy obserwacji. Oprócz ponad setki gatunków ptaszorów, w roli atrakcji turystycznych dopisały dzikie ssaki, a nawet – jak się miało okazać... ryby. Bo właśnie o tej porze roku odbywa się efektowna wędrówka łososi na tarliska w górę bystrych potoków. Port lotniczy położony jest na wyspie w widłach ramion rzeki Fraser, tworzącej zabagnioną deltę. Nawet tu, zaraz za płotem lotniska, miejscowi ptasiarze mają swoje ulubione miejsca na wycieczki. Rolniczy krajobraz płaskiego wybrzeża – pola podzielone żywopłotami, przypomina nieco Anglię – w końcu to stan Kolumbia Brytyjska, ostoja wiktoriańskich tradycji. Warto wiedzieć Na rzece Stamp obserwować można efektowną wędrówkę łososi, wytrwale płynących ku tarliskom umiejscowionym w górnym biegu bystrych potoków. Na pieszych szlakach nierzadkie są też spotkania z nieco mniejszym od grizzly baribalem lub mieszkańcem gór – muflonem kanadyjskim lądu przybiera na mapie kształt wielkiego ogórka leżącego równolegle do skraju kontynentu. Natura nie poskąpiła mu krajobrazowej różnorodności. Ma powierzchnię naszych dwóch województw. To jak na Kanadę niewiele, dzięki czemu mozaikę środowisk można zwiedzić bez pokonywania wielkich odległości. Ale najpierw postój w portowym miasteczku Ladner, zaledwie kwadrans jazdy od lotniska. Przyglądam się potężnym żywopłotom z jeżyn, których wielkie, słodkie owoce dają bezpłatny popas. Na gałązkach uwijają się sikory zwane tu nie jak w Europie tits, tylko chickadees. Nawoływaniem „dee dee dee” i wyglądem przypominają wariację naszej sikory czarnogłowej. Ciekawe jest porównanie środkowoeuropejskiej i pacyficznej ptasiej fauny. Wspólnych gatunków niewiele – kilka kosmopolitycznych kaczek i drapieżników jak np. drzemlik czy rybołów, zawleczone z Europy szpaki. Niektóre ze znanych nam pospolitych ptaków mają tu swoje amerykańskie odpowiedniki różniące się drobiazgami: sroka o nieco dłuższym ogonie czy żyjący nad potokami pluszcz – cały brunatny, bez białego podbrzusza. Ale większość ptasich rodów jest tu reprezentowana znacznie liczniej – u nas żyje tylko jeden kowalik i strzyżyk, tu jest ich po kilka. Zamiast kilku pokrzewek – kilkadziesiąt spokrewnionych z nimi lasówek, cytrynek i wilsonek. Bardziej różnorodny jest świat drozdów i ziarnojadów. Są wreszcie całe grupy gatunków, które w Europie nie występują w ogóle. Uwijający się na trawniku czarny Brewer’s blackbird tylko z grubsza przypominący naszego kosa to kacykarzyk purpurowy, je- go krewniak w trzcinach to epoletnik krasnoskrzydły. Polskie nazwy egzotycznych ptaków (jest ich na świecie ponad osiem tysięcy). przyprawiają mnie o ból głowy. Cóż, zostały wymyślone przez naukowców w zakurzonych muzeach, a nie podróżników chcących szybko nazwać to, co właśnie widzą. Pierwsza ornitologiczna uczta czeka mnie w położonym nieopodal Ladner rezerwacie Reifel. I o tej porze roku jest tu pełno niepłochliwych szlamców – siewkowców, które wyglądają jak skrzyżowanie rycyka z bekasem kszykiem. Na wysepkach pośrod stawów odpoczywają żurawie kanadyjskie – chyba nie tak piękne i pełne gracji jak nasze, za to bardziej agresywne, o czym ostrzega stosowna tablica. W sumie gatunków ptaków o nazwie „kanadyjski” jest kikanaście – od wszędobylskich gęsi bernikli, które i w Europie stają się plagą, po skrycie żyjącego borowiaka, dużego kuraka, którego udało mi się wydeptać wśród górskich świerków. W lesie gigancie Dopiero na wyspie Vancouver przeżywam prawdziwy przyrodniczy szok – spotkanie z naturalnym lasem deszczowym strefy umiarkowanej. Ba, nawet niektóre parki miejskie przypominają dziewicze ostępy Puszczy Białowieskiej. Wybujałe mchy, porosty i paprocie. Drzewa w najróżniejszym wieku – od siewek po olbrzymy. Dużo martwych wykrotów. Oprócz klonów – żywotniki zachodnie, chojny, cyprysiki nutkajskie i daglezje. Czyli dobrze nam znane tuje i inne ozdobne iglaki. Tylko widząc je u nas, nie zdajemy sobie sprawy, że sadzone są w Europie raptem od jednego, dwóch wieków, a w swojej ojczyźnie dożywają nawet tysiąca lat i dorastają 120 m. Czyżby więc i nasi praprapra... wnukowie doczekali się takich gigantów w swoich ogródkach? Póki co, po powrocie do Europy, patrząc na rachityczne sosenki, czułem się jak Guliwer w kraju liliputów. Kiedy u nas wchodzimy do lasu i coś skrzeczy albo terkocze, to najczęściej dzięcioł. I tu dzięciołów nie brakuje – zobaczyłem także największego z nich – smugoszyjego. Ale bardziej hałaśliwe są od nich... czerwone wiewiórki. Na szlaku baribala Zatrzymuję się w miasteczku Port Alberni w centrum wyspy, bo właśnie tu ma swoją siedzibę jednoosobowa firma Rainbird Excursions. Jej właściciel Sandy McRuer zabiera mnie na poranną wycieczkę w dolinę rzeki, gdzie rusztowanie wzdłuż rurociągu wodnego stanowi wygodny i bezpieczny szlak obserwacyjny. Za chwilę z zarośli jak na zamówienie wyłania się baribal – amerykański niedźwiedź czarny, ssak, o którym śmiało można napisać, że jest tu pospolity. Misie spotkałem jeszcze kilkakrotnie, nie zapomnę przygody w górskim parku Strathcona, gdy wędrując szybko i cicho o zmroku, zobaczyłem nagle przed sobą kontury dwóch uszatych łbów. Mekką przyrodników na wyspie jest Tofino, kurort w parku narodowym Pacific Rim. Wyjątkowo bujne i gęste lasy żywotnikowe dochodzą do samego wybrzeża, na plażach walają się setki potężnych pni. W zagłębieniach nadbrzeżnych skał oczka wodne z ukwiałami, rozgwiazdami i krabami. Oglądam i filmuję ostrygojady czarne, których dzioby lśnią piękną, marchew- kową pomarańczowością. Kontrastowo upierzony ptak pokroju kraski to tujtejsza wersja zimorodka – rybaczek popielaty. No i wreszcie zaliczam lśniącą błękitem i satynową czernią modrosójkę czarnogłową, herbowy gatunek Zachodniego Wybrzeża. Miłośnicy pacyficznej fauny mogą jeszcze pojechać do Zeballos, skąd wyruszają rejsy na obserwacje wydr morskich, lub do Telegraph Cove, punktu wypatrywania orek. Maciej Zimowski Reklama USA Dojazd Oprócz przelotu z Warszawy połączenie z Berlina do Vancouver dwa razy w tygodniu oferuje Air Berlin. Koszt biletu powrotnego – od 2800 zł Ile kosztuje Średnie ceny (bez podatku) Wynajem samochodu, z ubezpieczeniem – od 170 zł dziennie Litr benzyny – 2,80 zł Przeprawa na wyspę Vancouver – 110 zł za pojazd Nocleg w motelu – 150 – 200 zł Nocleg w schronisku – 50 – 100 zł Miejsce na kempingu – 25 – 50 zł G6 Podróże Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 www.dziennik.pl Na narty zaprasza... Jarosław Dominiak: W Jakuszycach człowiek może się zresetować Nie spodziewałem się, że jest to miejsce tak fantastycznie zagospodarowane zimą. Trasy są skomunikowane ze sobą i dobrze oznakowane, pozakładane są na nich tory. Można stąd pobiec do Szklarskiej albo czeskiego Harrachova Był już pan w tym sezonie na nartach? Dziesięć razy. Za każdym razem w tym samym miejscu – w Jakuszycach. Dwa lata temu zamieniłem narty zjazdowe na biegowe. I teraz to właśnie Jakuszyce kojarzą mi się z nartami. Do nart alpejskich już pan nie wróci? Nie odżegnuję się, ale narciarstwo klasyczne sprawia mi większą frajdę. Jest dużo bezpieczniejsze, mniej urazowe, lepiej się przyczynia dla poprawienia kondycji. Uprawianie narciarstwa alpejskiego stało się popularne. I bardzo dobrze. Stoki zjazdowe są jednak coraz bardziej zatłoczone i łatwiej o wypadek. Tym bardziej że dzięki technice karvingowej znacznie szybciej można stać się narciarzem. Z każdym rokiem byłem świadkiem coraz większej liczby i to ciężkich wypadków na nartach. Ważna jest też kwestia podejścia do nart. Mam wrażenie, że narciarstwo biegowe uprawiają inni ludzie, uśmiechnięci, mniej znerwicowani. Jest wśród nich wiele rodzin, bardzo wiele osób w starszym już wieku, bieganie pozwala im utrzymać świetną sprawność. Mówiąc krótko, biegówkami jestem oczarowany. Nie będę pytał, dokąd planuje pan najbliższy wyjazd, bo pewnie znowu do Jakuszyc. Skąd jednak wzięła się ta zmiana? Mieszkam we Wrocławiu i od dziecka jeżdżę w Karkonosze. Zawsze było to jednak narciarstwo alpejskie, a wiosną, latem i jesienią jazdy na rowerze. I chyba słabość do kolarstwa zdecydowała, by spróbować pojeździć na nartach w pobliżu tras, które znam z uprawiania jazdy na rowerze. Zresztą każdy trener kolarstwa zaleca bieganie zimą na nartach, bo to dobrze wpływa na kondycję. Wreszcie posłuchałem i nie żałuję. W Jakuszycach spędza pan prawie każdy weekend? Właściwie tak i pewnie długo mi się jeszcze nie znudzi. Jakuszyce to jedno z najlepszych – nie tylko w Polsce – miejsc do uprawiania narciarstwa klasycznego. Jest tam ponad 100 kilometrów tras biegowych, przebiegających duktami leśnymi przez różne fragmenty Gór Izerskich. Miejsca są naprawdę piękne. Przyjemnie zaskoczył pana wyjazd do... Będę monotematyczny – do Jakuszyc. Mogę o nich mówić bez końca. Wcześniej wiedziałem, że jest to fajne miejsce, ale nie spodziewałem się, że jest zimą tak fantastycznie zagospodarowane. Bardzo wiele tras, pozakładane są na nich tory. Można pobiec do Szklarskiej albo do czeskiego Harrachova, a potem wrócić. Trasy są ze sobą skomunikowane, dobrze oznakowane. Cały teren dobrze utrzymuje Stowarzyszenie Biegu Piastów, widać też rękę sponsorów. Trasy nazywają się PGE, KGHM, Pekao itd. Spółki giełdowe nie pozwalają panu o sobie zapomnieć nawet na nartach… Ale w przyjemny sposób! Fot. Milosz Poloch/REPORTER RO Z MO WA Jakuszyce są już bardzo znane. Nie jest tam tłoczno? Tras jest tyle, że można znaleźć puste miejsca, troszkę dalej od Polany Jakuszyckiej i biec samemu. Można się tam nie tylko fizycznie, ale i psychicznie zresetować. Ale rzeczywiście, może dzięki sukcesom Justyny Kowalczyk ludzi biegających na nartach tam przybywa. Jakuszyce wyrosły na stolicę polskiego narciarstwa biegowego. Mają ponad 100 km tras przebiegających leśnymi duktami Gór Izerskich. 6 marca odbędzie się tam kolejny Bieg Piastów Jakuszyce to właściwie tylko polana. Jak jest tam z nocowaniem? Niestety, trochę gorzej. W samych Jakuszycach nie za bardzo jest gdzie nocować, są tylko trzy małe ośrodki. Dla mnie, wrocławianina, nie jest to problem, mogę wieczorem wrócić do domu. Gdy się jednak chce zostać na dłużej, miejsca noclegowe trzeba sobie rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Jakuszyce leżą blisko Szklarskiej Poręby, więc można i tam zanocować. Dobrą opcją jest zatrzymanie się w jeszcze bliżej położonym Harrachovie. Tam nie ma problemów z noclegiem. A co dalej z pańskim nowym hobby? Start w Biegu Piastów? Oczywiście tak. Nie jestem wyczynowym sportowcem, ale lubię rywalizować. Wystartujemy wraz z żoną w jednym z wyścigów dla amatorów. Tak „na przetarcie” chcieliśmy na początek spróbować na dystansie dwudziestu paru kilometrów, ale gdzie tam... Nie ma już miejsc, tylu jest chętnych. Zo- Sylwetka Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych rynku kapitałowego Jestem oczarowany biegówkami. Narciarstwo biegowe uprawiają inni ludzie, mniej znerwicowani stała tylko „pięćdziesiątka”. Debiut będzie więc mocny. Jakuszyce to chyba niejedyne miejsce do uprawiania narciarstwa klasycznego na Dolnym Śląsku. Pamiętam, że kiedyś odbywały się też Biegi Gwarków. Są jeszcze? Były, w pobliżu mojego rodzinnego Wałbrzycha, w czasach, gdy czynne były tam kopalnie węgla, które sponsorowały tę imprezę. Potem ona, niestety, podupadła, ale od dwóch – trzech lat jest reanimowana. Biegu Gwarków z Biegiem Piastów nie można oczywiście porównywać, bo jakuszycki bieg to już renoma i to na skalę europejską. Jakuszycom bardzo pomogło przyjęcie Biegu Piastów do europejskiej federacji prestiżowych biegów długodystansowych, a od dwóch lat do Worldloppet, takich jak Bieg Wazów, Izerska Pięćdziesiątka. To już Liga Mistrzów amatorskiego biegania na nartach. A w przypadku dłuższego wyjazdu? Jakie miejsca rekomendowałby pan do biegania na nartach i do zjeżdżania? Rozczarował pana i nie polecałby wyjazdu do... Mam słabość do czeskich kurortów, po południowej stronie Karkonoszy. Dobrze znam m.in. Harrachov, Spindlerowy Młyn, Pec pod Śnieżką. Są to bardzo przyjemne ośrodki narciarskie, zwłaszcza podczas wyjazdów tylko na kilka dni. Może jedynie kwestie historycznych zaszłości powodują czasami, że jako Polacy nie możemy się tam czuć tak samo dobrze jak np. Niemcy. Lepiej nie ryzykować złego zaparkowania samochodu. Oczywiście Alpy, zwłaszcza francuskie. Znam je z wyjazdów rowerowych, bo albo kibicowałem Tour de France, albo sam troszkę się zmagałem z tamtymi przełęczami. A przy okazji można pojeździć na nartach na lodowcu, w Alpe-d’Huez albo Les Deux-Alpes. Byłem tam kiedyś zimą. Francja jest stosunkowo droga, ale w okolicach Grenoble dobrze się czuję. Rozczarowują wciąż polskie ośrodki narciarstwa zjazdowego. Są już wyciągi, trasy zjazdowe, ale jeśli chodzi o infrastrukturę okołonarciarską, wciąż jeszcze odstają one od ośrodków alpejskich. Jeśli jest parking dla samochodów, to na ogół za mały. Jak zbudowany dalej – to nie ma podwożącego do wyciągu skibusu. Basen, sauna są jeszcze rzadkością. A płaci się już sporo. Czesi też, niestety, mają z tym problem. A gdyby chciał się pan wybrać na biegówki gdzieś Warszawa Jelenia Góra Jakuszyce Szklarska Poręba CZECHY dalej, gdzie szukałby pan inspiracji, rekomendacji? Jest w Europie kilka bardzo dobrych regionów do uprawiania narciarstwa klasycznego – Val di Fiemme we Włoszech, Ramsau w Austrii, Oberamergau w Niemczech. Miejsca te są znane także z narciarstwa alpejskiego. Można więc w czasie jednego wyjazdu popróbować zjazdówek i biegówek. wysłuchał Krzysztof Bień ZA TY DZ IE Ń Mirosław Godlewski, prezes Netii 1 Podróże Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 G7 www.dziennik.pl Na stokach Europy Zanim wyjedziesz Z widokiem na Mont Blanc Najwyżej położona miejscowość narciarskiego regionu Portes du Soleil przyciąga doskonale przygotowaną bazą, architekturą drewnianych domków i panoramą białych szczytów Warto wiedzieć Avoriaz stworzono po to, aby narciarze i snowboardziści mogli w pełni korzystać z uroków narciarstwa i snowbordu. Miłośnicy zimowych aktywności przyjeżdżają tutaj z całej niemal Europy. 1 Gustowne szalety Wszystko rozpoczęło się w latach 60. XX w. od pomysłu skomunikowania 12 miejscowości regionu za pomocą systemu wyciągów narciarskich. Wpadli na niego alpejscy medaliści i zapaleńcy narciarstwa. Ich propozycja spotkała się z akceptacją lokalnych władz. W 1964 r. na narodowej wystawie w Lozannie zaprezentowano miniaturowy model całego regionu (3 m x 3 m) wraz z systemem połączeń. 5 lat później założenia wdrożono w życie, a od 1976 r. po całym Portes du Soleil poruszamy się, używając jednego karnetu. Avoriaz 1800 to największa wioska narciarska we francusko-szwajcarskim regionie Portes du Soleil. Dumnie podkreślana przez Francuzów wartość 1800 oznacza wysokość, na jakiej położona jest miejscowość. Jak się okazuje, ma to niebagatelne znaczenie, gdy zima poskąpi śniegu. Kiedy w niżej położonych miejscowościach brakuje śniegu, w Avoriaz jest go na tyle dużo, aby warunki narciarskie uznać za dobre. Kiedy niżej śniegu jest mało i trzeba uruchamiać armatki śnieżne, w tym kurorcie warunki są wyśmienite, Rzut okiem Paryż Avoriaz Mont Blanc FRANCJA Dojazd Fot. Adam Zych Przypinając deski pod drzwiami swojego apartamentu, mamy do dyspozycji ponad 650 kilometrów szusowania w ogromnym regionie. Jeżeli siły nam na to nie pozwolą, możemy jeździć tylko wokół jednej góry. Portes du Soleil znajdujący się 80 km na wschód od Genewy to jeden z największych i najlepiej przygotowanych terenów narciarskich świata. Położony jest w masywie najwyższego szczytu Europy – Mont Blanc (4807 m n.p.m.). Na gości czeka 12 miejscowości wypoczynkowych oferujących 208 wyciągów różnego typu (przeważnie 6-, 7-osobowe krzesełka, ale są też gondole). W ciągu godziny zdolne są przewieźć 47 tys. osób. Daje nam to dostęp do 288 oznakowanych stoków o łącznej długości 650 km, które jak co roku będą dostępne do ostatnich dni kwietnia. Możemy tu jeździć po francuskiej albo szwajcarskiej stronie Alp bez żadnych formalności (pomimo istnienia granicy). Prócz tego jest jeszcze 250 km tras przystosowanych do narciarstwa biegowego oraz tzw. szlaki nieoznaczone i specjalne rynny dla snowboardzistów. Państwo: Francja Region: Haute-Savoie Waluta: euro 1 EUR = 4,00 PLN W Avoriaz śniegu zawsze jest pod dostatkiem, nawet gdy w niżej położonych miejscowościach go brakuje. 1800 metrów nad poziomem morza to gwarancja narciarskich uciech do syta. Nie tłoczą się też tu – jak w innych kurortach – zaparkowane samochody: nie mogą wjeżdżać do wioski a śniegu jest dobrze ponad metr. Idea stworzenia Avoriaz została bardzo dobrze przemyślana. Po pierwsze jest to najwyżej położona tak duża miejscowość turystyczna regionu, w której nie tylko się mieszka, ale także w pełni korzysta z uroków białego szaleństwa. Po drugie zabudowania w Avoriaz łączą się w jedną architektoniczną całość, składającą się z drewnianych, gustownych apartamentowców oraz charakterystycznych dla Francji małych 6-, 12-osobowych domków, tzw. szaletów. Po trzecie miejscowość jest całkowicie wyłączona z ruchu kołowego, a to oznacza, że masy zalegającego śniegu nie są spychane na boki ani wywożone, lecz ubijane ratrakami i wykorzystywane przez amatorów narciarstwa. To jedyna we Francji taka miejscowość narciarska, w której nie musimy przeciskać się pomiędzy zaparkowanymi na ulicach samochodami. Szus spod drzwi hotelu Pomimo że w szczycie sezonu potrafi mieszkać tutaj do 10 tysięcy turystów, wcale nie ma tłoku ani problemów z przemieszczaniem się. Cała komunikacja opiera się na systemie wyciągów i wind. Dostępnych jest tutaj ponad 40 wyciągów różnego typu. Przeważnie są to wieloosobowe, szerokie krzesełka, kolejki kabinowe bądź orczyki. Można nimi przemieszczać się w wyższe partie gór na wysokość ponad 2300 m n.p.m., wokół doliny bądź do poniżej położonych miejscowości. Cztery z nich przebiegają przez samo centrum Avoriaz. W ciągu każdej godziny w tej jednej tylko stacji narciarskiej ma możliwość przemieścić się 9,5 tys. osób. Na narciarzy czeka ponad 20 zielonych i niebieskich tras dla początkujących oraz 15 dla średnio zaawansowanych (czerwone) i 4 eksperckie (czarne). Ruch w regionie odbywa się płynnie i bez kolejek nawet w weekendy, kiedy robi się nieco tłoczniej. Wielu narciarzy przypina deski wprost pod swoim apartamentem czy hotelem a potem wraca na nartach też pod drzwi. To wielka zaleta Avoriaz. Szklaną windą na stok Nietypowe rozwiązanie to kilkanaście wind umieszczonych we wszystkich apartamentowcach. Miasto zostało zbudowane piętrowo i dlatego windy pomagają w transporcie na stok. Wystarczy w centrum wsiąść w dużą szklaną windę, aby za chwilę już móc startować ze stoku 12 pięter wyżej. Ten pomysł jest wykorzystywany jako uzupełnienie systemu wyciągów. Po stromych ścianach nie ma możliwości pieszego wchodzenia pod górę. Infrastruktura Avoriaz powstała między dwoma urwiskami skalnymi. Brązowo-szary kolor opadających pionowo i wysokich na 80 metrów ścian robi wrażenie. Aby wkomponować budynki w otoczenie wszystkie elewacje pokryto warstwą czerwonego cedru. Drzewo sprowadzono w tym celu spe- cjalnie z Kanady. Dachy budynków zostały zaprojektowane tak, aby nawiązywały do kąta nachylenia stoku, w otoczeniu którego się znajdują. Wszystko jest w sezonie zimowym przykryte grubymi czapkami śniegu. A dookoła wspaniałe widoki na alpejskie szczyty: Dents Blanche (2756 m n.p.m.), Dents Midi (3257 m) i najwyższy Mont Blanc (4807 m). Region oferuje wspaniałe możliwości nie tylko dla narciarzy. Wszyscy ci, którzy nie jeżdżą na nartach albo desce, z pewnością także nie będą się tutaj nudzić. Przede wszystkim zachwyca wspaniała przyroda. Okoliczne szczyty górskie spowodowały, że w najbliższej okolicy nie ma żadnego przemysłu, a powietrze jest nadzwyczaj rześkie i czyste. W czasie lunchu, kiedy słońce rozgrzewa powietrze, centrum kurortu staje się górską plażą, a setki leżaków zapełniają się turystami spragnionymi energii słonecznej i opalenizny. ścieżek. We francuskiej części nieco popularniejsze są jednak narty biegowe. Innym razem udałem się do Morzine. Miasteczko to nadal jest kurortem narciarskim i popularną miejscowością wypoczynkową. Jest gospodarczym zapleczem Avoriaz. Z Morzine do Avoriaz (15 km) prowadzi w górę kręta i wąska droga. To całe 800 metrów wyżej. W prosty sposób można tam się jednak dostać kolejką linową, która dojeżdża do samego Avoriaz. To wygodne i praktyczne rozwiązanie dostępne jest oczywiście w ramach narciarskiego karnetu. Warto tam skorzystać z basenu bądź lodowiska. Jest możliwość wypożyczenia skutera śnieżnego. Francuzi przygotowali do tego celu specjalne, bezpieczne szlaki. Avoriaz stawia na rodziny, a przede wszystkim na dzieci, które mogą tu odkrywać narciarstwo i snowboard już od trzeciego roku życia. A jeśli nie zechcą? W samym środku miasta znajduje się obszerne przedszkole. Po szwajcarskiej stronie Po kilkudniowym szusowaniu wokół Avoriaz i Morzine wybrałem się do szwajcarskiego Champery. Zajęło to niecałą godzinę, a wystarczyło zjechać na drugą stronę góry. Szwajcarska część Portes du Soleil jest nieco inna. Tam jednak spróbowałem popularnego wśród Szwajcarów sportu – wypraw na rakietach śnieżnych. Mają do tego świetnie przygotowane szlaki. Doskonale oznaczone i poprowadzone wśród leśnych Adam Zych Reklama Bilet lotniczy do Genewy w obie strony szwajcarskimi liniami lotniczymi Swiss Airlines kupiony odpowiednio wcześniej kosztuje w granicach 600 do 1000 złotych od osoby wraz z podatkami i opłatami. Z lotniska w Genewie do centrum Avoriaz jest około 70 kilometrów. Kilka razy dziennie z lotniska kursują autobusy dowożące turystów (cena około 22 euro w jedną stronę od osoby) bądź specjalne mikrobusy na zamówienie (40 euro od osoby). Noclegi Apartamenty Mają niezły standard, przestronne wnętrze i dobrze wyposażoną kuchnię. Za tydzień pobytu płacimy, w zależności od standardu i sezonu, od 260 do 600 euro. Pensjonaty Quartier de la Falaise*** – 900 euro za tydzień w 4-osobowym mieszkaniu (w lutym, w marcu cena spada do 500 euro). Hotel les Dromonts*** – od 115 euro za osobę (z dwoma posiłkami). Parking Avoriaz jest zamknięte dla ruchu samochodowego. Przed wjazdem do miasta zostawia się samochód na specjalnym parkingu. Odkryty kosztuje 46 euro za tydzień i 7,5 euro za dzień, a parking podziemny odpowiednio 78 i 13 euro. Po mieście kursują sanie. G8 Podróże Dziennik Gazeta Prawna 26 – 28 lutego 2010 nr 22 www.dziennik.pl Do plecaka i walizki Biura podróży polecają Kontrola przewodników, pilotów i gwiazdek Między morzem a pustynią NIK oceniła stan turystycznych przygotowań do Euro 2012 Gdańska delegatura Najwyższej Izby Kontroli dokonała oceny realizacji ustawy o usługach turystycznych w sześciu województwach, które przygotowują się do organizacji Euro 2012. Marszałkowie tych województw otrzymali pozytywne oceny, opatrzone jednak szeregiem zastrzeżeń. W ramach wypełniania ustawy o usługach turystycznych w kontrolowanych województwach (mazowieckie, śląskie, małopolskie, wielkopolskie, dolnośląskie, pomorskie) nadawano uprawnienia przewodnika turystycznego i pilota wycieczek, zaszeregowywano do poszczególnych kategorii hotele (m.in. przyznawano im gwiazdki), motele, pensjonaty, kempingi, domy wycieczkowe, schroniska, prowadzono rejestry pośredników turystycznych i organizatorów turystyki. Kontrola, stwierdzając generalnie pozytywny stan realizacji ustawy, wykazała jednak pewne nieprawidłowości. Prowadzone rejestry były niekompletne. Zdarzało się, że egzaminy na przewodnika i pilota przeprowadzała komisja, w której składzie nie było np. przedstawiciela konserwatora zabytków (na terenie, gdzie egzaminowany pi- lot czy przewodnik chce działać, są muzea lub zabytki, więc udział konserwatora w egzaminie jest obowiązkowy). NIK stwierdziła też, że niekiedy w komisjach egzaminacyjnych zasiadali wykładowcy, którzy przygotowywali egzaminowanych kandydatów na przewodników i pilotów. Szwankowała także kontrola przewodników i pilotów. Z kolei kategoryzacja obiektów hotelarskich, w tym m.in. przyznawanie gwiazdek hotelom, w części przypadków odbywała się z opóźnieniem lub w oparciu o niekompletne wnioski. Raport gdańskiej NIK stwierdza, że w wypełnianiu wymagań ustawy o usługach turystycznych bardziej sprawne okazały się organa administracji rządowej od struktur samorządu terytorialnego. NIK zaapelowała do Ministra Turystki i Sportu o utworzenie ogólnodostępnej centralnej bazy przewodników turystycznych i pilotów wycieczek. Zaleca też odpowiednim organom „wyeliminowanie mechanizmu korupcjogennego”, polegającego na obecności w komisjach egzaminujących przyszłych pilotów i przewodników osób, które wcześniej je szkoliły. Redaktor prowadzący: Jacek Borkowicz tel. 22 530 44 90, [email protected] Reklama: Magdalena Wysocka tel. 22 531 48 31, [email protected] TTG, az Bezpłatny dodatek do: Zapraszamy nad Morze Martwe – miejsce, którego nie da się porównać z żadnym innym na ziemi. Okolice Morza Martwego to Barbara Ladżyńska wielkie naturalne uzdrowisko, dyrektor generalna Konsorcjum którego dobroczynny wpływ Polskich Biur Podróży na organizm jest nieocenioTrade & Travel Company ny. Najpopularniejszą formą terapii jest tutaj wysmarowanie się czarnym błotem. Według legendy Kleopatra specjalnie wysłała niewolników po tutejsze błoto, które odtąd stało się cenionym towarem eksportowym jako naturalne mleczko nawilżające. Dziś nad Morzem Martwym znaj- dują się hotele z widokiem z jednej strony na pustynię, z drugiej – na morze. od 3750 zł/8 dni To jeden z południowych landów austriackich obejmujący swoim terytorium Wysokie Taury, Alpy Karynckie i Karawanki. Ten słoneczny region ma doskonale przygotowaną infrastrukturę narciarską. TUI proponuje tutaj turystom po- nad 15 lokalizacji, a każdy znajdzie tu ofertę dla siebie. Miłośnicy sportów ekstremalnych powinni zwrócić uwagę na Nassfeld. Dla osób zainteresowanych aktywnym wypoczynkiem odpowiednie będzie również Bad Kleinkirchheim. To miejsce, gdzie po całodniowym wysiłku można odprężyć się, korzystając z bogatej oferty kompleksu term. od 1650 zł/7 dni Majorka należy do najbardziej lubianych miejsc wakacyjnych w Europie. Zróżnicowany krajobraz wyspy obejmuje klify na północnym wybrzeżu, rozległe piaszczyste plaże na południu oraz zielone gaje oliwek i pomarańczy na nizinach w głębi wyspy. Znana jest ona z jaskiń, które dawniej były kryjówkami piratów, a dziś przyciągają fantastycznie uformowanymi naciekami skalnymi. Amatorzy zwiedzania mogą wzruszyć się przy muzyce Chopina w przepięknej Valldemossie i poznać za- bytki Palmy. Miłośnicy plażowania znajdą na wyspie liczne centra sportów wodnych. od 1639 zł/7 dni konsorcjum.com.pl 801 011 714 Karyntia ofertą dla każdego Paweł Łęcki dyrektor handlowy TUI Poland tui.pl 801 884 801 Zabawa w słońcu Piotr Kociołek prezes Ecco Holiday eccoholiday.com 804 289 220 Łódź na styku kultur XVI Międzynarodowe Targi – Regiony Turystyczne Dziś rozpoczynają się w Łodzi kolejne, XVI Międzynarodowe Targi – Regiony Turystyczne, które od lat odbywają się pod hasłem „Na styku kultur”. Targi, otwarte w łódzkiej hali Expo przy ul. Stefanowskiego 30, potrwają do niedzieli. Piątek przeznaczony jest dla profesjonalistów – wystawców z branży turystycznej. Centralną imprezą tego dnia jest Łódzki Jarmark Turystyczny, który organizatorzy zaplanowali jako promocję krajoznawczych walorów regionu. Natomiast sobota (godz. 10 – 17) i niedziela (godz. 10 – 16) będą dniami otwartymi dla publiczności. Spośród licznych atrakcji targów warto wymienić spotkania prezentujące warte odwiedzenia miejsca świata, Europy i Polski. „Tunezja. W poszukiwaniu dżinów i przygód” to prezentacja prowadzona przez znaną parę fotografujących podróżników, Annę Olej-Kobus i Krzysztofa Kobusa (w sobotę o godz. 13). Słowe- nię, kraj na styku kultur, zaprezentuje Blaż Telban ze stowarzyszenia „Triglav-Rysy” (sobota godz. 14). O godz. 15 państwo Kobusowie pokazywać będą zdjęcia ze Śląska, „krainy nieodkrytej” (wszystkie trzy prezentacje w sali konferencyjnej nr 1). Promocji województwa śląskiego poświęcone też będzie niedzielne spotkanie pod hasłem „Śląskie zaprasza” (godz. 10.30 przy stoisku nr 60). Targi są jednocześnie konkursem na najciekawsze sto- isko, które w drodze głosowania wytypują zwiedzający. Odpowiedzi, wraz z uzasadnieniem wyboru, będzie można nadsyłać do organizatorów do 7 marca. Nagrodami będą wyjazdy do atrakcyjnych miejsc wypoczynku na terenie Polski (hotele w zamkach itd.). Nagród ufundowano sporo, więc jest duża szansa wygranej! Jednoosobowy bilet na targi kosztuje 5 zł, bilet rodzinny – 15 zł. Dzieci do 10 lat wchodzą bezpłatnie. az Reklama 1