10. Ciężki żywot fryzjerów
Transkrypt
10. Ciężki żywot fryzjerów
Ciężki żywot fryzjerów Niełatwo żyło się fryzjerom w międzywojennym Lesznie. Przynajmniej oni bardzo narzekali na swój los i nieżyciowe przepisy, utrudniające im pracę. Twierdzili też, że w mieście jest zbyt wiele zakładów, które wzajemnie odbierają sobie klientów. Cech Fryzjerski w Lesznie założono już w 1670 roku. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości na stanowisko starszego Cechu powołany został pan F. Nawrocik (niestety nie znamy jego imienia). Dzięki jego staraniom, w mieście utworzona została szkoła zawodowa dla fryzjerów. Działała ona aż do wybuchu drugiej wojny światowej. Fryzjerzy narzekali, że mimo ich wieloletnich starań, nigdy nie otrzymała ona nawet złotówki wsparcia z subwencji miejskich przeznaczonych na cele szkolnictwa. Na początku lat trzydziestych Cechem kierował Józef Marczyński. Zachowała się informacja z sierpnia 1937 roku o zarządzie Cechu. Jego szefem był wówczas Jan Szykny, noszący tytuł starszego Cechu. Funkcję podstarszego pełnił pan Nawrocik, sekretarzem był pan Machowicz, sekretarzem Mizgalski, skarbnikiem Kostański, a Lehman ławnikiem. Co ciekowe do Cechu należeli sami panowie. Było ich kilkudziesięciu, nie tylko z Leszna, ale i z całego powiatu leszczyńskiego. Wszyscy zgodnie twierdzili, że ich największym problemem jest nielegalna konkurencja. Nazywali ją „chałupnictwem”. Chodziło o osoby, które nie prowadząc działalności gospodarczej, a więc nie płacąc podatków, strzygły innych, najczęściej w ich domach. Jak twierdzili fryzjerzy, „chałupników” namnożyło się wielu, tym samym „wyrządzają krzywdę zawodowi.” Poza tym bardzo narzekali, że obowiązujące wówczas w Polsce przepisy ograniczały możliwości działania i prawa Cechów do minimum. Bolało ich to tym bardziej iż jak utrzymywali „Cech nasz pracuje w kierunku kulturalno oświatowym, przez utrzymanie wspomnianej szkoły i urządzanie konkursów i odczytów oraz walczy z nielegalną konkurencją tj. chałupnictwem.” Jako kolejną ciekawostkę warto podać, że w latach dwudziestych w naszym mieście funkcjonowało Stowarzyszenie Pomocników Fryzjerskich. Jesienią 1938 roku starszym leszczyńskiego Cechu Fryzjerskiego był ponownie pan Nawrocik. Lubił on nie tylko strzyc, ale też i pisać. Świadczy o tym obszerny artykuł, który przesłał do redakcji „Głosu Leszczyńskiego.” Dotyczy on doli, czy raczej niedoli ówczesnych fryzjerów w naszym mieście. Czego się z tego tekstu dowiadujemy? W pierwszej kolejności, że Cech Fryzjerski należy do największych Cechów w Lesznie. Co nie było żadnym powodem do radości, bowiem przedstawicieli tej grupy zawodowej było za dużo. Choć pan Nawrocik zaznaczał, że mimo to wszyscy mogliby zarabiać godziwe pieniądze. Tak jednak nie było. Dlaczego? Jak stwierdził „dużo można by na to pytanie znaleźć odpowiedzi, jedne ważniejsze od drugich. Trzeba jednak objąć całokształt zagadnienia, aby zdać sobie sprawę z istotnych przyczyn kiepskiego położenia fryzjerstwa.” Przede wszystkim fryzjerzy zdecydowanie nie doceniali znaczenia organizacji cechowej. Traktowali ją bardzo obojętnie, mimo że chodziło o sprawy zawodowe, a więc pierwszorzędnego znaczenia. Kolejny zarzut jaki stawiał swoim kolegom to partactwo. Mówił wprost, że wielu fryzjerów nie potrafi dobrze strzyc, a tylko garstka ciągle szkoli się i podnosi swe zawodowe umiejętności. Przy czym jeszcze raz powtórzył, że zmienić, by to mogła powszechna przynależność fryzjerów do Cechu. Ten bowiem potrafi wpłynąć na nich pozytywnie, także zmobilizować do ciągłej nauki wykonywanego zawodu. Poza tym silny Cech jest też w stanie załatwić wiele problemów i spraw, z którymi indywidualne osoby sobie nie poradzą. Osobna sprawa to kwalifikacje do zawodu. Tutaj nie miał wątpliwości, że do jego wykonywania należy się przygotowywać starannie i długo. Dlatego zniknąć powinny tak zwane kursy fryzjerskie, podczas których odbywa się przyuczenie do zawodu, trwające zaledwie dwa, a czasem tylko jeden miesiąc. Osoby, które te kursy kończyły, według prezesa przyczyniały się do upadku zawodu i utraty zaufania wśród klientów. Przy tym 1 było to nieuczciwe wobec fryzjerów, którzy rzetelnie uczyli się swego zawodu przez kilka lat. I sprawa, która zawsze wzbudza największe emocje, czyli pieniądze. Fryzjerzy w Lesznie nie potrafili ustalić jednego cennika, za świadczone usługi. Pan Nawrocik uważał, że taki cennik powinien obowiązywać w całym mieście i powiecie. Przy czym, by faktycznie udało się go ustalić, wszyscy powinni należeć do Cechu Fryzjerskiego. Jak napisał „uniknąć można by przez to wielu przykrych rzeczy, a ułatwiona w ten sposób praca dawać by mogła dużo lepsze i korzystniejsze pod względem materialnym rezultaty.” W ten sposób ponownie doszliśmy do wcześniejszego wątku, czyli przynależności do Cechu. Kończąc swe wywody pan Nawrocik jeszcze raz nawoływał wszystkich fryzjerów, by do niego przystąpili. Na koniec stwierdził „gdy ogół dużo zyska, zyska i jednostka.” Damian Szymczak Źródła: Głosy Leszczyńskie, numery: 178 z 1937 r., 222 z 1938 r., Księga adresowa miasta Leszna z 1930 r. 2