Bokser na życiowym zakręcie
Transkrypt
Bokser na życiowym zakręcie
Bokser na życiowym zakręcie Utworzono: czwartek, 07 sierpnia 2008 Bokser na życiowym zakręcie Rozmowa z DAMIANEM JONAKIEM, zawodowym pięściarzem, członkiem górniczej „Solidarności” Czy warto było rozstawać się z kolejnym promotorem i rezygnować z walki wieczoru w Diamond Boxing Night w katowickim „Spodku”? Uważam, że warto było. Miałem za mało czasu, by zająć się sprawą pozwu sądowego, wytoczonego mi przez Andrzeja Wasilewskiego, w którego grupie promotorskiej walczyłem poprzednio. On żąda 500 tysięcy złotych odszkodowania i ja tej sprawy nie mogłem tak zostawić. Tym bardziej, że nowy promotor, Andrzej Grajewski, nie wywiązał się z obietnic i nie zajął się tym pozwem. Całe szczęście, że jego kancelaria adwokacka odesłała mi ten pozew, bym sam mógł na niego odpowiedzieć. Jak mogłem przygotowywać się do walki, mając na głowie tak poważną sprawę. Pół miliona złotych odszkodowania to nie przelewki. Jesteś przygotowany na czarny scenariusz, zgodnie z którym będziesz musiał wyłożyć tak dużą kwotę? Nawet sobie tego nie wyobrażam. Pan Wasilewski uważa, że ja zerwałem kontrakt, moim zdaniem miałem podstawy, by opuścić jego grupę. Teraz mogłem się zająć jego roszczeniami. Najważniejsze, że napisałem prośbę do sądu o przedłużenie terminu mojej odpowiedzi w sprawie pozwu. Jak będzie podobny „kogel-mogel” przed następną walką, to także nie wystartuję. Mam nauczkę na przyszłość. Na konferencji prasowej pan Grajewski publicznie obiecywał pomoc prawną, a potem się z tego wykręcił. A co z drugim pozwem sądowym, który przeciwko tobie Andrzej Wasilewski złożył w Niemczech? W tym wypadku nie chodzi o odszkodowanie, ale ustalenie, czy podpisany przez ciebie w Niemczech kontrakt nadal ma moc prawną. Ja po kilka godzin dziennie rozmawiam z moim adwokatem i mam nadzieję, że sąd niemiecki da wiarę moim argumentom. No i uzna, że miałem prawo rozstać się z panem Wasilewskim. Mam nadzieję, że adwokaci jednej i drugiej strony będą z sobą rozmawiać i może dojdzie do ugody. Najważniejsze jest to, by ludzie, nawet w tak konfliktowej sytuacji, z sobą rozmawiali. Mocno zawiedzeni musieli być górnicy, a w szczególności członkowie górniczej „Solidarności”, którzy zamierzali cię wspierać dopingiem w trakcie gali. „Solidarność” i jeden z jej szefów, Marek Klementowski, bardzo mi pomogli. Bez ich wsparcia nie dałbym sobie rady. Oni są ze mną na dobre i złe. A przy okazji chciałbym przeprosić wszystkich kibiców, którzy nie mogli mnie oglądać w „Spodku”, a na mnie liczyli. Zawiodłem ich, lecz muszą zrozumieć moją ciężką sytuację. Jeśli wrócę na ring, w co głęboko wierzę, na pewno im się odwdzięczę. Jakoś wybrnę z tej ciężkiej sytuacji. Przedstawiciele Bullit KnockOut Promotions, grupy pięściarskiej, którą opuściłeś przed przejściem do „stajni” Andrzeja Grajewskiego, mówią, że „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. To wyraźna aluzja w twoim kierunku? Ja jestem osobą niedoświadczoną, byłem z pewnością trochę naiwny, gdy wiązałem się z panem Grajewskim. Niepotrzebnie mu zaufałem, ale mądry Polak po szkodzie. Teraz słyszę od innych osób, że do tego pana było sporo zastrzeżeń, gdy był współwłaścicielem Widzewa. Człowiek uczy się na błędach całe życie. Grajewski trafił akurat na mój dołek psychiczny, w jaki wpadłem, gdy byłem niezadowolony ze współpracy z Wasilewskim. No i popełniłem poważny błąd przechodząc do Grajewskiego. Całe szczęście, że nie podpisałem żadnego kontraktu na walkę w „Spodku”, bo groziłby mi jeszcze jeden proces w sądzie. Nie śni ci się po nocach koszmar, w którym Damian Jonak musi zrezygnować z boksu? Wierzę, że jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa i wrócę na ring po załatwieniu swoich spraw. Na koniec chciałbym po raz ostatni odnieść się do kłamstw Grajewskiego. W mediach ten pan powiedział, że po sparingu w Niemczech rzekomo się obżerałem. Mam prawo zjeść coś po ciężkiej pracy i moja waga wcale na tym nie ucierpiała. On jest niekulturalny i tyle... Rozmawiał: Jerzy Mucha DAMIAN JONAK urodził się 24 kwietnia 1983 r. we Włoszczowej. Wychowanek Szombierek Bytom, w boksie amatorskim reprezentował Imex Jastrzębie i Walkę Zabrze. Stoczył 168 walk, z których wygrał 153. W lutym 2006 r. zdecydował się na karierę zawodowca, podpisując kontrakt z grupą Bullit KnockOut Promotions. Wygrał 16 walk, z czego 11 przed czasem. Pierwszy tytuł, młodzieżowego mistrza świata federacji WBC, zdobył 26 maja 2007 r. w katowickim „Spodku”, wygrywając z Michaelem Szubowem.