Z dziejów motywu „Exegi monumentum” w literaturze polskiej
Transkrypt
Z dziejów motywu „Exegi monumentum” w literaturze polskiej
Z dziejów motywu „Exegi monumentum” w literaturze polskiej „Exegi monumentum” to incipit bodaj najbardziej znanej ody (pieśni – te terminy są stosowane zamiennie) Horacego (jego biografię proszę sobie przeczytać np. w Wikipedii). Wiersz ten był wielokrotnie przekładany na język polski. Horacy Exegi monumentum aere perennius tłumaczenie Adama Ważyka Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu strzelający nad ogrom królewskich piramid nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy oszalały Akwilon oszczędzi go nawet łańcuch lat niezliczonych i mijanie wieków Nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu cząstka nie byle jaka i rosnąca w sławę potąd będę wciąż młody pokąd na Kapitol ma wstępować z milczącą westalką pontifeks I niech mówią że stamtąd gdzie Aufidus huczy z tego kraju gdzie gruntom brak wody gdzie Daunus rządził ludem rubasznym ja z nizin wyrosły pierwszy doprowadziłem nurt eolskiej pieśni od Italów przebiwszy najpewniejszą drogę Bądź dumna z moich zasług i delfickim laurem Melpomeno łaskawie opleć moje włosy Exegi monumentum aere perennius przeł. Lucjan Rydel Stawiłem sobie pomnik trwalszy niż ze spiży. Od królewskich piramid sięgający wyżej; Ani go deszcz trawiący, ani Akwilony Nie pożyją bezsilne, ni lat niezliczony Szereg, ni czas lecący w wieczności otchłanie. Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie Poza grobem. Potomną sławą zawsze młody, Róść ja dopóty będę, dopóki na schody Kapitolu z westalką cichą kapłan kroczy. Gdzie z szumem się Aufidus rozhukany toczy, Gdzie Daunus w suchym kraju rządził polne ludy, Tam o mnie mówić będą, że ja, niski wprzódy, Na wyżyny się wzbiłem i żem przeniósł pierwszy Do narodu Italów rytm eolskich wierszy. Melpomeno, weź chlubę, co z zasługi rośnie, I delfickim wawrzynem wieńcz mi skroń radośnie. Pomnik przełożył Zygmunt Kubiak Pomnik bardziej wieczysty niż ze spiżu wzniosłem, Przerównujący miarę królewskich piramid, Którego ni żarłoczny deszcz nie zniszczy, ani Akwilonu porywczość, ani niezliczony Lat ciąg, ucieczka czasu. Nie obumrę cały, Wiele ze mnie uniknie władzy Libityny. W sławie u potomności nie przestanę wzrastać Zawsze młody, dopóki będzie wchodził kapłan Na stopnie Kapitolu z milczącą dziewicą. I będą mówić o mnie, że tam, gdzie rozgłośny Strumień Aufidu burzy się i gdzie ubogi W wodę Daunus królował wieśniaczym plemionom, Tam, z nieznacznego możny, pierwszy pieśń eolską Przywiodłem do italskich rytmów. Przyjmij dumę Nabytą zasługami i, łaskawa, włosy, Melpomene, delfickim uwieńcz mi wawrzynem. Liczni twórcy nawiązywali również do Horacego, przejmując główny motyw – twórczości trwalszej od dzieł materialnych, stanowiących prawdziwy pomnik twórcy i miarę jego nieśmiertelności. Niekiedy bywały to nawiązania ironiczne lub żartobliwe. *** [Dźwignąłem pomnik swój] *** tłumaczenie-parafraza Aleksandra Puszkina w przekładzie Juliana Tuwima Dźwignąłem pomnik swój, nie trudem rąk ciosany, wydepcą ścieżkę doń miliony ludzkich stóp, łeb buntowniczy wzniósł i wyżej w chwale stanął, niż Aleksandra pyszny słup. Nie wszystek umrę. Nie! Duch w lutnię wklęty, przecie znikomy przetrwa proch, nie będzie w ziemi gnił, i w sławę będę rósł, póki w podgwiezdnym świecie choć jeden pieśniarz będzie żył. Słuch o mnie pójdzie w dal przez całą Ruś w języki i nazwie imię me jej każdy lud: i Fin i dumny Słowian wnuk i Tungusz jeszcze dziki, i Kałmuk, wolny stepów syn. I naród w sercu mnie po wieczny czas utwierdzi za to, żem lutnią w swój nielitościwy wiek wysławiać wolność śmiał i wzywał miłosierdzia, i szlachetności uczuć strzegł. Posłusznie, muzo, czyń, co boży duch rozkaże, niech cię nie nęci laur, nie straszy obelg chór, jednaką miarą mierz pochwałę i potwarze, a z głupcem się nie wdawaj w spór. Adam Mickiewicz Ajudah (z Sonetów krymskich) Lubię poglądać wsparty na Judahu skale, Jak spienione bałwany to w czarne szeregi Scisnąwszy się buchają, to jak srebrne śniegi W milijonowych tęczach kołują wspaniale. Trącą się o mieliznę, rozbiją na fale, Jak wojsko wielorybów zalegając brzegi, Zdobędą ląd w tryumfie i na powrót, zbiegi, Miecą za sobą muszle, perły i korale. Podobnie na twe serce, o poeto młody! Namiętność często groźne wzburza niepogody, Lecz gdy podniesiesz bardon, ona bez twej szkody Ucieka w zapomnienia pogrążyć się toni I nieśmiertelne pieśni za sobą uroni, Z których wieki uplotą ozdobę twych skroni. Adam Mickiewicz Exegi Monumentum - Aere Perennius... Świeci się pomnik mój nad szklany Puław dach, Przetrwa Kościuszki grób i Paców w Wilnie gmach. Ni go łotr Wirtemberg bombami mocen zbić, Ani świnia Austryjak niemiecką sztuką zryć. Bo od Ponarskich gór i bliźnich Kowna wód Szerzę się sławą mą aż za Prypeci bród. Mnie w Nowogródku, mnie w Mińsku czytuje młodź I nie leniwa jest przepisać wiele-kroć. W folwarkach łaskę mam u ochmistrzyni cór. A w braku lepszych pism czyta mię nawet dwór! Stąd mimo carskich gróźb, na złość strażnikom ceł, Przemyca w Litwę Żyd tomiki moich dzieł. Paryż 12 marca 1833. Wiersze natchnione wizytą Fran. Grzymały. Juliusz Słowacki [BO TO JEST WIESZCZA NAJJAŚNIEJSZA CHWAŁA...] Bo to jest wieszcza najjaśniejsza chwała, Że w posąg mieni nawet pożegnanie. Ta kartka wieki tu będzie płakała I łez jej stanie. Kiedy w daleką odjeżdżasz krainę, Ja kończę moje na ziemi wygnanie, Ale samotny - ale łzami płynę I to pisanie... Tuwim Julian Exegi monumentum Smutek mnie obrósł kamieniem I trwam, wspaniale żałobny. Kto ja jestem? Kamień nadgrobny Z wyrytym Twoim imieniem. Julian Tuwim Do losu Miłość mi dałeś, młodość górną, Dar ładu i wysokie żądze. I jeszcze na uciechę durniom, Raczyłeś dać mi i pieniądze. Płonącą kroplą obłąkania W mózg szary mój sączyłeś tęczę. Miraże wstają wśród mieszkania, Palcami w stół na lutni dźwięczę. I gdy poniosło, to już niesie, Roztrącam dni i rwę na części, I w zgiełku wieku, i w rwetesie Ubrdało mi się jakieś szczęście: Rytmowi przebieg chwil powierzać, Apollinowym drżąc rozmysłem, Surowo składać i odmierzać Wysokim kunsztem słowa ścisłe. I wtedy kształt żywego ciała W nieład rozpadnie się plugawy, Ta strofa, zwarta, zwięzła, cała, Nieporuszona będzie stała W zimnym, okrutnym blasku sławy. Smutku! Uśmiechu! Melancholio! W bęben żałobny bije gloria... I smutnie brzmi: "Dum Capitolium ..." I śmieszne jest: " Non omnis moriar" Antoni Słonimski Exegi monumentum Wpółobrócony stojąc na weneckich schodach, Na których marmur wbiega szeleszcząca piana (Wenecję zwłaszcza bardzo ci polecam, Bo to i Tomasz Mann, i Szekspir razem), Przed Tintoretta wstrzymaj się obrazem I zamyślone oczy przerzuć w stronę Swanna, I tak stronica, co przed chwilą pusta, Zaczerni się literą, aż niespodziewana Owionie cię melodia Vinteuila z Prousta, Zapach ostryg paryskich i kawy Floriana. A jeśli nie dość będzie człowieczeństwa, Zamknij to zdanie rzymskich cegieł łukiem, Za norwidowym idąc rozstrzelonym drukiem Z architektury przejdź do społeczeństwa. I tak się zwiążesz z przeszłością i losem, Ze przetrwasz chwilę, jak echo za głosem. Echo minęło. Cóż zostanie? Zostanie po mnie para butów, Które wykonał mistrz nie lada, Niejaki Codner Coombs and Dobbie, Dwadzieścia jeden Jermyn Street, I długo jeszcze mój zegarek Wydzwaniać będzie swe tik-tak, Bo trwalszy jest szwajcarski werk Niż mego serca wątły wrak, Dogasający już ogarek. Szlafrok kupiony w Tel-Avivie, Koszule z Tokio, garnitury, Mój pled z kaszmiru żegnam tkliwie I zapisuję wszystko w darze Młodym warszawskim lowelasom. Niech mnie odnajdą na bazarze Braci Różyckich. Gdy sen głuchy I wieczna mnie ogarnie mgła, Niech po Warszawie moje ciuchy Połażą jeszcze rok czy dwa. Introdukcja Grochowiak Stanisław Nie cały minę Choć zostanie owo Kochanie ziemi w bajorku i w oście I przeświadczenie że śledź bywa w poście Zarówno piękny jak pod jesień owoc Bo kochać umiem kobietę i z rana Gdy leży cicha z odklejoną rzęsą A jak jest moja to jest całowana W puder i w słońce W zachwyt i w mięso Tak mnie ugadzam bo nie tylko z niebem Ale z odbiciem nieba w całej nafcie A teraz weźcie teraz wy potrafcie Tyle zachwytu połączyć z pogrzebem Słabi powiedzą tyle że to smutno Mężni że słabych zatrzymuję w drodze A ja zbierałem tylko te owoce Co - że są krwawe - zbiera się przez płótno Wisława Szymborska Radość pisania Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las? Czy z napisanej wody pić, która jej pyszczek odbije jak kalka? Dlaczego łeb podnosi, czy coś słyszy? Na pożyczonych z prawdy czterech nóżkach wsparta spod moich palców uchem strzyże. Cisza - ten wyraz tez szeleści po papierze i rozgarnia spowodowane słowem "las" gałęzie. Nad białą kartką czają się do skoku litery, które mogą ułożyć się źle, zdania osaczające, przed którymi nie będzie ratunku. Jest w kropli atramentu spory zapas myśliwych z przymrużonym okiem, gotowych zbiec po stromym piórze w dół, otoczyć sarnę, złożyć się do strzału. Zapominają, że tu nie jest życie. Inne, czarno na białym, panują tu prawa. Okamgnienie trwać będzie tak długo, jak zechce, pozwoli się podzielić na małe wieczności pełne wstrzymanych w locie kul. Na zawsze, jeśli każę, nic się tu nie stanie. Bez mojej woli nawet liść nie spadnie ani źdźbło się nie ugnie pod kropką kopytka. Jest więc taki świat, nad którym los sprawuje niezależny? Czas, który wiąże łańcuchami znaków? Istnienie na mój rozkaz nieustanne? Radość pisania. Możność utrwalania. Zemsta ręki śmiertelnej. Stanisław Barańczak Pan Elliot Tischler Pan Elliot Tischler ciągle otrzymuje listy, choć pięć lat temu umarł. W przedostatniej chwili sprzedał dom genetyczce, żonie mediewisty, który w tych stronach nie mógł na żadnej posadzie zaczepić się na stałe, więc dom opylili kolei nam i teraz uczą gdzieś w Nevadzie. Pan Tischler, choć też znikł, jest bardziej rzeczywisty: „Time" proponuje, że mu wznowi abonament, komitet szkolny liczy na jego głos w przyszłych wyborach, instytuty zajęte badaniem przyczyn dystrofii mięśni proszą go o datek, Lawn Shark Company marzy o tym, by mu przystrzyc trawnik, i wciąż tym samym zamierzchłym mandatem, o którym najwidoczniej zapomniał na amen, nęka go Biuro Grzywien w Milford, gdzie — Bóg raczy wiedzieć, po co — parkował w miejscu nielegalnym. Nie cały umarł. Prawda, wiemy o nim raczej mało: ściany malował na żółto; dla żony-inwalidki (zmarł po niej) zrobił zjazd z sypialni do ogrodu, z masywnych desek przygwożdżonych na fest, na wieczność, miałem potępieńczą pracę rozbierając to wszystko. Co jeszcze? Nic. Tyle co nic: odciski palców na kuchennym blacie, którego się kurczowo trzymał w tamtej chwili, kiedy, sam wśród gotowych do transportu gratów i pudeł, mieszał cukier w ostatniej herbacie i czuł, że wszystko na nic, że niknie bez śladu. Te odciski już starte. A zresztą się mylił. Powyżej mała antologia wierszy połączonych jednym horacjańskim motywem, ułożonych w kolejności chronologicznej. Informacja dla przestraszonych: Nie trzeba ich znać na pamięć, ale na pewno należy przeczytać i trochę nad nimi pomyśleć.