Niesamowite wydarzenie w moim mieście 15 listopada 2048 roku

Transkrypt

Niesamowite wydarzenie w moim mieście 15 listopada 2048 roku
Dagmara Kapuśniak uczennica klasy Ib
Strona 1
Niesamowite wydarzenie w moim mieście 15 listopada 2048 roku
Świtało. W półmroku rozległ się cichy dźwięk muzyki wypływający jakby ze ścian. Dźwięk wzmagał się. Nagle na
środku pokoju pojawiła się postać. Była prześwitująca, bezbarwna, stworzona z poświaty spływającej ze ścian. Śpiewała, żywo
gestykulując. Postać zaczęła iść w kierunku stojącego na środku łóżka. Muzyka była coraz głośniejsza. Zjawa pochyliła się nad
leżącą postacią, a muzyka stała się już przeraźliwie głośna. Drzemałam, w półśnie usłyszałam muzykę, dochodziły do mnie
pojedyncze dźwięki. Dopiero po chwili zrozumiałam że był to mój nowy nabytek, budzik „Michael Jackson” grający jego wielki
przebój ,,Thriller”. Chciałam jeszcze chwilę poleżeć i nagle ta myśl zaczęła świdrować mój mózg. Dziś jest TEN DZIEŃ, TO
WYDARZENIE. Zerwałam się z łóżka:
- Wyłącz się ! – muzyka ucichła. Postać rozpłynęła się wchłonięta przez ściany.
- Zasłony ! - krzyknęłam.
W tym momencie zasłony rozsunęły się, ale przez szyby przebiła się tylko jesienna chmura smogu. Dzień był ponury jak
większość dni w ciągu roku, ale pomimo brzydkiej pogody ten zapowiadał się ekscytująco i jednocześnie przerażająco. Niedziela,
15 listopada 2048 roku – TEN DZIEŃ. Miałam mało czasu do wyjścia. Wpadłam jak burza do łazienki.
-Zęby… - pomyślałam.
Błyskawicznie wcisnęłam przycisk na ścianie i przyłożyłam usta do automatu. Wysunęły się dwie okrągłe szczoteczki i
zaczęły czyścić mi zęby. Drugim przyciskiem uruchomiłam kąpiel parową, uwielbiałam to.
- Jeszcze tylko śniadanie
Wpadłam do kuchni i zrobiłam pyszny tost z dżemem. Dzisiaj miałam trochę spokoju, ponieważ Kamil z dziewczynami
wyjechali w piątek odwiedzić babcię. Wracali dopiero dzisiaj po południu. Praktycznie byłam gotowa. Jeszcze tylko szybki
makijaż. Mój nowy robot robił go rewelacyjnie. Nie mogę zrozumieć , jak można było malować się kiedyś samemu. Byłam
gotowa. Wcisnęłam przycisk windy i moje mieszkanie zaczęło zjeżdżać na dół. Mieszkaliśmy tutaj już rok, ale ciągle nie mogłam
się przyzwyczaić. Był to pierwszy budynek tego typ w Sosnowcu. Miał postać wysokiego słupa, na zewnątrz którego
umieszczone były mieszkania. W jego środku znajdowały się sklepy, baseny, kawiarnie, SPA i wszelkie możliwe usługi. Ponieważ
był tylko jeden poziom mieszkań, można było nimi zjeżdżać jak windą. Na noc ustawiały się na samej górze budynku, a w ciągu
dnia można było nimi jeździć na wybrane piętra w zależności od potrzeb. Wyszłam z mieszkania, które po chwili odjechało w
górę. Spojrzałam na drzewa pokryte paletami jesiennych barw. W szarym, brudnym, pochmurnym powietrzu nie oddawały
jednak całego swojego piękna. Pamiętałam jeszcze urocze, słoneczne listopadowe dni, kiedy przyroda mieniła się tysiącami
odcieni brązu i zieleni. Stare czasy. Wspomnienia. Tęsknota. Musiałam pojechać na chwilę do pracy . Przystanek prekopterów
znajdował się na rogu ulicy Staszica i Okrzei. Ponieważ jeździły co kilka sekund, nie było kłopotów z dotarciem na czas.
Wsiadłam. Pojazd uniósł się nieco nad ziemię i ruszył szybko w kierunku centrum. Odkąd wprowadzono prekoptery, jazda
środkami komunikacji miejskiej była przyjemnością. Następca tramwaju unosił się nad ziemią i bezszelestnie pędził nad silnie
namagnesowanymi pasami. Dojechałam do przystanku na ulicy 3 Maja. Tu znajdywała się kancelaria prawna, w której
pracowałam. Szłam przez ,,Patelnię” do wysokiego, szklanego budynku. Jakaś matka trzymająca dziecko za rękę podeszła do
pomnika. Kiepura pochylił się i zaczął odpowiadać na pytania zadane przez malca. Chłopczyk zaśmiał się i zaczął klaskać w ręce,
kiedy Kiepura zaśpiewał fragment swojej piosenki. Słyszałam ją już wiele razy. Wszystkie stare pomniki w Polsce wymieniono na
takie. Nie tylko przypominały nam o naszych przodkach, ale i uczyły, prowadząc dialogi z przechodniami. Coś innego jednak
zwróciło moją uwagę. Zauważyłam, że wszyscy ludzie wokół mnie spoglądają w górę, jakby na coś czekając. Wszędzie widać było
setki wozów transmisyjnych telewizji z całego świata. Dziennikarze z mikrofonami zaczepiali przechodniów, zadając pytania
dotyczące TEGO DNIA . Kamery kręciły wszystko, jakby chciały zarejestrować ostatnie chwile miasta przed TYM
WYDARZENIEM.
Wpadłam szybko do biura. Za czterdzieści minut miałam spotkać się z Kamilem i naszymi córkami. Chciałam tylko zebrać
materiały na rozprawę. Przejrzałam podstawowe zagadnienia dotyczące sprawy. Przeczytałam je i wydałam na głos polecenie. Po
Dagmara Kapuśniak uczennica klasy Ib
Strona 2
pięciu minutach komputer przeszukał wszystkie dostępne bazy i przygotował materiały potrzebne do mojej poniedziałkowej
obrony w sądzie. Wyszłam i dosłownie w tym momencie zadzwonił Kamil:
- Cześć Dagmara, gdzie jesteś – zapytał.
- Właśnie wyszłam z biura.
- Będziemy u ciebie za dziesięć minut.
- Dobrze - odpowiedziałam.
Gdy dotarli, Kamil pocałował mnie czule, a dziewczynki rzuciły się na mnie, jakby nie widziały mnie co najmniej tydzień.
Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Postanowiliśmy przejść na piechotę do miejsca, gdzie TO MIAŁO SIĘ WYDARZYĆ. Tłum
ludzi kierował się w stronę Parku Sieleckiego. Mieszkańcy wybierali spacer, ponieważ mogli jeszcze przez chwilę dyskutować
o wielkim wydarzeniu. Wyglądało to jak wielka wędrówka plemion lub pielgrzymka do świętego miejsca. Gdzieniegdzie
rozlegały się nerwowe śmiechy, głośne rozmowy lub szepty. Im bliżej celu, tym trudniej się szło. Było bardzo ciasno.
Zanieczyszczone powietrze utrudniało oddychanie. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wszędzie widać było tylko las ludzkich
głów. Na środku parku władze miasta ustawiły coś na kształt sceny. Wielkie laserowe łuki sklepione przezroczystym dachem
górowały nad otoczeniem. Tysiące ludzi wpatrywało się to w scenę, to w niebo. Ze wszystkich stron wzbijały się w górę
wysięgniki z kamerami. Zbliżał się TEN MOMENT. Cały świat był wpatrzony w nasze miasto. W Sosnowiec.
Rozległ się wzmocniony sprzętem nagłaśniającym tubalny głos:
- Mieszkańcy Sosnowca. Dzisiaj czeka nas szczególne wydarzenie. Proszę wszystkich o skupienie. Zostaliśmy wybrani i ……….
Potężny grzmot wstrząsnął otoczeniem. Jaskrawe światło rozbłysło nad miastem. Ludzie z przerażeniem mrużyli oczy.
W tłumie słychać było krzyki.
Nagle wszystko ucichło. Na środku przygotowanego specjalnie lądowiska stała srebrna kopuła. Rozległ się cichy syk i z
urządzenia wypłynęło światło. Dosłownie zalało wszystko wkoło. Wyglądało to naturalnie, jakby słońce w najcudowniejszym
letnim dniu rozświetliło okolicę. Drzewa, przyroda, ludzie wyglądali pięknie. Większość nigdy nie widziała czegoś takiego.
Patrzyli zafascynowani. Wtedy rozległ się ten głos. Napływał ze wszystkich stron. Wdzierał się w głąb mózgu, docierając do jego
najskrytszych zakamarków. Głos był metaliczny. Nie był ludzki.
- Witajcie. Przesyłamy sygnał z naszej planety. Pochodzimy z odległej części kosmosu i nie możemy do was przybyć
.Zwracamy się do mieszkańców Sosnowca, gdyż zostaliście wybrani. Wasza planeta powoli umiera. Coraz rzadziej słońce
przenika przez zanieczyszczenia, docierając na waszą piękną ziemię. Wasza planeta jest dla nas źródłem życia. Jeśli zginie , my
też umrzemy. Po przeprowadzeniu wielu analiz popartych badaniami doszliśmy do wniosku, że tylko wy możecie to zmienić.
Jesteście najczystszym i najnowocześniejszym miastem na tej planecie. Wiecie, jak dbać o środowisko. Jeśli zarazicie tym innych,
to jest duża szansa, że przetrwamy. Wasz świat musi się zmienić. Wy musicie dawać przykład na całym świecie. Pomóżcie nam i
sobie. Mam nadzieję, że już niedługo takie piękne słoneczne chwile, jak ta, którą wam dzisiaj podarowaliśmy wraz z tym
przesłaniem, będą u was codziennością. Powodzenia.
Nastała cisza.
Ludzie stali, milcząc.
Analizowali usłyszane przed chwilą słowa.
Nagle jakby ktoś rzucił hasło, tłum poruszył się i zaczął się wolno rozchodzić.
Ja z Kamilem i córkami szliśmy objęci, mając jeszcze w pamięci cudownie rozświetlony świat. Świat, który w słonecznym
świetle był piękny. Świat, do którego zapragnęliśmy wrócić. Wiedzieliśmy, że zrobimy wszystko, aby tak się stało.
Inni myśleli tak samo…..