Niemen - Netface
Transkrypt
Niemen - Netface
Niemen Migawka Nurt rzeki był dość wartki, mimo że ona sama osiągnęła już spore rozmiary. Zdecydowaliśmy więc, że zwiążemy razem trzy kajaki i będziemy spokojnie dryfować z prądem. To była prawdziwa rzeczna autostrada, ale byliśmy na niej tylko my – maleńki punkcik w otoczeniu szerokiej wody i stromych brzegów porośniętych sosnowym lasem. Żadnych ludzi, żadnych wiosek, pól czy innych śladów cywilizacji. Czy to możliwe, że są jeszcze tak duże rzeki w Europie, które nie zostały ujarzmione przez człowieka? Rozleniwieni postanowiliśmy, że poczytamy wspólnie książkę w tych pięknych okolicznościach przyrody. Każdy miał przeczytać po jednym krótkim rozdziale, wybranym na chybił trafił z książki traktującej o doświadczaniu chwili obecnej, o uważności, medytacji i pozwalaniu, aby rzeczy toczyły się tak, jak chcą. Gdy przyszedł czas na ostatniego z nas, spojrzeliśmy zaniepokojeni w niebo, widząc, jak wielka czarna chmura powoli przesłania słońce. Szybko wyciągnęliśmy nieprzemakalne kurtki i w chwilę zanim zdążyliśmy przeczytać ostatni fragment książki, niebo zafundowało nam swój rozdział z własnej księgi. Niemen. Fot. Ryszard Kulik Pierwsze krople deszczu nie zapowiadały niczego szczególnego – ot, zaczyna padać. Krople niewinnie odbijały się od spokojnej tafli wody, gdy usłyszeliśmy nadciągający, złowieszczy szum. Nie był to jednak wiatr, tylko ściana deszczu, która niechybnie poruszała się w naszą stronę. Na twarzach moich towarzyszy podróży malowało się przerażenie pomieszane ze zdziwieniem i jakimś zachwytem. Czy możemy się gdzieś schronić, gdzieś uciec? Brzegi są zbyt strome i nie da się na nie wdrapać, nie ma żadnego drzewa, żadnego dachu. Jesteśmy sami na środku tej ogromnej rzeki i nie możemy nic zrobić. Czekamy więc niczym na egzekucję, patrząc, jak ściana wody kroczy w naszą stronę. Co to będzie? Jak uchronić własną suchość, która wydaje się być teraz jakimś cennym skarbem? To napięcie między dotychczasową suchością a idącym deszczem, przybrało postać lęku. Ale nie możemy zrobić nic, więc czekamy. No i jest. Właśnie teraz z nieba leją się na nas strugi wody. To nie jest deszcz, lecz jakaś wodna apokalipsa, która falami to przycicha, to znów narasta. Tafla wody staje się srebrzysta i podskakuje milionami kropel odbitych od powierzchni. Zdaje się, że woda z góry i woda z dołu łączą się w miłosnym uścisku i towarzyszy temu niezwykła kipiel. Trochę wygląda to tak, jakby rzeka próbowała wyrwać się ze swojej horyzontalnej płaskości w górę, do nieba, do samego źródła spadających kropel. Teraz rzeka wcale nie przypomina wody, wydaje się, że jej powierzchnia jest tak wyraziście twarda, że można po niej chodzić. A nasza suchość? Spoglądam na twarz Agnieszki; jej czoło jest zmarszczone i głęboko zatroskane. Prawdopodobnie tak jak ja i inni walczy o zachowanie choć części własnej suchej autonomii. Gdy się jej przyglądam, czuję w pewnym momencie, jakby ktoś przez kołnierz mojej gore-texowej kurtki wlewał na plecy wiadro wody. Nieprzyjemny chłód ścieka po plecach i wędruje dalej w dół. Wydaje Niemen 1 mi się, że grymas na twarzy Agnieszki wskazuje na podobny proces toczący się pod jej wierzchnim odzieniem. Wnikliwie obserwując jej twarz mogę się tylko domyślać, do jakich zakamarków dociera woda na jej ciele. I nagle następuje ten moment, błogosławiony moment. Koniec walki, koniec zmagania się i oczekiwania, że zachowam swoją suchość. Gdy moje majtki są już zupełnie mokre, poddaję się i odczuwam ulgę. Rozluźniam się. Już jest mi wszystko jedno, już nie mam nic do stracenia. Już cały jestem wodą. Patrzę na pozostałe twarze i widzę, że idziemy ramię w ramię w tej kapitulacji. Ich oblicza też rozluźniają się i pojawia się na nich jakaś błogość. Mokra błogość, bo okazuje się, że bycie przemoczonym wcale nie jest jakąś straszną rzeczą. Woda z dołu, woda z góry. W tym wodnym żywiole najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, to stać się nią, poddać się jej oddziaływaniu i nie walczyć. Dopóki była walka i próba zachowania własnej niezależności, towarzyszył mi lęk. Wtedy, gdy pozwoliłem sobie na dopuszczenie wody do siebie (czyż miałem tutaj jakiś wybór?), na poddanie się, pojawił się spokój i rozluźnienie. Gdy skończyła się ulewa, wyszło słońce. Milczeliśmy jeszcze przez chwilę, poruszeni tym doświadczeniem. To był zdecydowanie najbardziej niezwykły i interesujący z przeczytanych i przeżytych tego dnia rozdziałów z książki życia. Ryszard Kulik Kolumna dofinansowana przez Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach Niemen 2