Prof. zw. dr hab. Andrzej Bałaban
Transkrypt
Prof. zw. dr hab. Andrzej Bałaban
Prof. zw. dr hab. Andrzej Bałaban (Uniwersytet Szczeciński) Konstytucyjne przesłanki niedopuszczalności nadzoru administracyjnego Ministra Sprawiedliwości nad sądownictwem. (Tezy) W ostatnich latach ilość zdarzeń legislacyjnych, orzeczniczych i faktycznych zagrażających konstytucyjnej pozycji sądownictwa niepokojąco wzrosła, stawiając pod znakiem zapytania obowiązywanie litery i ducha Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. Można odnieść wrażenie, że powstaje swoista antydoktryna, zrównująca pozycję sądów i Ministra Sprawiedliwości, a nawet uznająca Ministra za swoisty organ zwierzchni w stosunku do sądów, bo przecież tylko organ zwierzchni może być uprawniony do władczych czynności nadzorczych. Każda porażka sądów w sferze obrony ich konstytucyjnej pozycji, zwiększa przekonanie, że politycy w ramach zblokowanej władzy ustawodawczej i wykonawczej mogą pozbawiać sądy kolejnych atrybutów ich pozycji ustrojowej. Minister Sprawiedliwości zdobywa w tej sytuacji kolejne przyczółki swej „zwierzchniej pozycji”. Prawnikowi, a zwłaszcza konstytucjonaliście trudno jest zrozumieć przyczyny, a zwłaszcza cele tych działań. Wiadomo że mogą one płynąć z niekompetencji albo z populizmu (czy wręcz anarchii godzącej w podstawy współczesnego państwa). Godzenie w sądy jest też świetnym materiałem na sensacyjne teksty prasowe, które sprawiają wrażenie zachęt do takiego działania. „Minister sprawdzi nadzór prezesów”, „Posłowie zadają cios sędziowskiej niezawisłości”, „Specjalny system zmierzy pracę sędziego i urzędnika”. „Więcej równowagi miedzy sędziami a ministerstwem”, „Do sądów idą wizytatorzy” – to przykłady tytułów opiniotwórczych gazet z ostatnich miesięcy, tytułów efektownych lecz pozbawionych sensu, bo jakże porównywać i oceniać jedną miarą pracę urzędnika i sędziego albo o jakiej „równowadze” między sędziami a „ministerstwem” może być mowa. 1 We współczesnym społeczeństwie atakowanie poszczególnych grup zawodowych jest zjawiskiem częstym i dzieje się to niejednokrotnie z udziałem organów państwowych. Właśnie kończy się uznawany za sukces, proces demolowania samorządów zawodowych, w tym prawniczych, stanowiących naturalną otoczkę wymiaru sprawiedliwości w służbie ochrony bezpieczeństwa prawnego obywateli. Skala „akcji” deregulacyjnej nie ma nic wspólnego z dopuszczalnymi korektami prawnymi poszczególnych wspólnot zawodowych, chronionych konstytucyjnie lecz ma znamiona działań likwidacyjnych czy swoistego „pogromu”. Pozycja sędziów także zdaje się być „solą w oku polityków”, dla których jest ona ostatnim bastionem apolityczności i niezależności. „Problem” w tym, że niewygodny „dogmat” niezależności sądów i niezawisłości sędziów jest standardem współczesnego, demokratycznego świata i zawarty jest w Konstytucji. Polskie sądy są zaś dodatkowo sądami Unii Europejskiej. Konstytucja wiąże tylko wtedy gdy jest przestrzegana i chroniona. Ochrony Konstytucji oczekujemy głównie od organów państwowych, zwłaszcza tych których racją bytu jest jej ochrona, czyli Trybunału Konstytucyjnego i po części Prezydenta. Strategia ochrony powinna zakładać wczesną i stanowczą reakcję na zagrożenie podstawowych wartości konstytucyjnych. Czy tak to przebiegało w ramach orzecznictwa TK w sprawach wnoszonych przez organy z obrębu władzy sądowniczej czyli Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego i Krajową Radę Sądownictwa? W wyroku TK z 15 stycznia 2009 r. (K 45/07) art. 9 ustawy prawo o ustroju sądów powszechnych, przewidujący zwierzchni nadzór administracyjny Ministra Sprawiedliwości nad działalnością sądów powszechnych uznany został z zgodny z Konstytucją ze względu na wyprowadzoną z Konstytucji kategorię „równoważenia się i współdziałania władz”. Trybunał uznał też, że wkraczanie w pozasądowe kompetencje sądów ze strony innych organów państwowych może być dokonywane „wyjątkowo”. Jak można rozumieć słowo „wyjątkowo” widzimy dzisiaj. Dla ustawodawcy ważne okazało się jedynie słowo „może” jako pretekst pozwalający rozbudowywać system nadzoru. W wyroku TK mą uwagę przykuwa zasada „równoważenia się i współdziałania władz” ponieważ nie ma jej w Konstytucji. W Konstytucji jest natomiast 2 z pewnością wyraźna zasada „podziału i równowagi władz” (art. 10 ust. 1), przy czym jest ona dodatkowo sprecyzowana (wyłącznie co do władzy sądowniczej) przepisem art. 173 Konstytucji zastrzegającym, że „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz”. Ta dodatkowa, nader konkretna reguła, wyklucza łamanie odrębności i niezależności sądownictwa pod pretekstem „współdziałania”. O „współdziałaniu władz” mowa jest co prawda w ogólnikowym sformułowaniu wstępu do Konstytucji, brak jest jednak podstaw do przyjęcia by chodziło o władze z art., 10 Konstytucji i by miał to być „trzeci element trójpodziału”, zwłaszcza że o różnych postaciach władzy publicznej Konstytucja wspomina wielokrotnie w swych postanowieniach (np. w art. 7,15,25,30,53,61…). W wyroku z dnia 12 XII 2012 r. (K 1/12) TK uznał dopuszczalność „zamrażania” wynagrodzeń sędziowskich w trybie ustaw incydentalnych, (o których wątpliwej konstytucyjności jako coraz intensywniej wykorzystywanej formie prawodawczej piszę w świeżo wydanej przez TK książce pokonferencyjnej pod redakcją M.Granata „Ustawy incydentalne w polskim porządku prawnym”) traktując je jak pensje, a nie gwarancję niezawisłości, nadaną przez Konstytucję tylko tej jednej grupie zawodowej. (Wyrok ten oceniałem w artykule „Błędne założenia wyroku TK z 12 XII 2012 r. w sprawie „zamrożenia” wynagrodzeń sędziów” – KRS 1/2013). Trybunał oparł się tu między innymi na zasadzie równowagi budżetowej, której śladu nie ma w Konstytucji ( znajdziemy w niej co najwyżej podstawę do akceptacji nierównowagi budżetowej jako elementu dopuszczalności i jednego z możliwych źródeł długu publicznego z art.216 ust.5). W uzasadnieniu Trybunał uznał, że sędziowie też powinni ponosić konsekwencje kryzysu gospodarczego. Ta troska Trybunału stwarza nadzieje na jego przychylne stanowisko w kwestii sprzeczności z Konstytucją stałych i rosnących wydatków na świeżo wykreowaną postać administracji sądowej na czele z dyrektorami, będącymi obcym ciałem w strukturze sądownictwa, związanym wprost z Ministrem Sprawiedliwości (co jest także niedopuszczalnym wprowadzeniem politycznej władzy wykonawczej wprost do wnętrza władzy sądowniczej)! Ciekawe rozumowanie zaprezentował TK w wyroku z dnia 21 marca 2013 r. w odniesieniu do konstytucyjności rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości znoszącego 3 część sądów rejonowych uznając, że znoszenie sądów na taką skalę i wbrew stanowisku organów władzy sądowniczej nie jest postacią ingerencji w ustrój sądów (wyrok ten komentowałem w artykule „Likwidacja sądów. Zadziwiający wyrok Trybunału”. Rzeczpospolita z 29 III 2013) . Ustawowy przepis stanowiący podstawę rozporządzenia sam w sobie nie był sprzeczny z Konstytucją ale stał się nim w warunkach skali nieoczekiwanego „reformowania” sądownictwa. Technika legislacyjna zna konstrukcję wydawania przepisów wykonawczych „w porozumieniu” albo „za zgodą” organu takiego jak Krajowa Rada Sądownictwa, któremu co prawda nie przyznano uprawnień prawotwórczych ale który w normowanej sprawie ma niewątpliwe, konstytucyjne prawo współdecydowania. Takie „współdziałanie” leżałoby przecież w duchu wykreowanej przez Trybunał zasady „równowagi i współdziałania władz”. W omawianej sprawie tylko rozporządzenie spełniające wymienione warunki mogłoby być uznane za wykonawcze do ustawy – prawo o ustroju sądów powszechnych i zgodne z Konstytucją. Skoro znoszenie sądów na masową skalę nie jest ingerencją w ustrój, (do którego Konstytucja zalicza też, w art. 180 ust.5 zmiany granic okręgów sądowych), przewidzianą w art. 180 ust. 5 Konstytucji jako podstawa do przenoszenia sędziego do innego sądu, to nastąpiło tu dodatkowo złamanie zasady nieusuwalności sędziego, jako reguły ustrojowej przewidzianej w art.180 ust.1 i 2 Konstytucji. Według Konstytucji przeniesienie sędziego wbrew jego woli może nastąpić jedynie na mocy orzeczenia sądu lub zmiany ustroju sądów. Nielegalność przeniesień sędziów (dodatkowo w formie decyzji urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości a nie Ministra) będzie przedmiotem oczekiwanego wyroku TK i z ciekawością śledzić będziemy dalsze interpretacje Konstytucji w tej jak się wydaje oczywistej sprawie. W dniu 7 listopada 2013 TK uznał za zgodną z Konstytucją nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych, uznając że złamanie wymogu regulaminu sejmowego, przewidującego pierwsze czytanie na plenum Sejmu projektów ustaw dotyczących ustroju władz nie jest złamaniem Konstytucji. Tym samym przyjął, że norma Konstytucji zawarta w art. 119 pozbawiona jest treści (sic!) i nie stawia żadnych wymogów systemowi trzech czytań (choć inna jej treść wynika choćby z „zastanego” rozumienia przepisu konstytucyjnego). W istocie sformułowanie konstytucyjne to tylko 4 część normy, której inne niezbędne elementy, właśnie z mocy Konstytucji, mają być zawarte w regulaminie jako specjalna materia wykonawcza do Konstytucji, wyjęta z zakresu materii ustawowej i ściśle z nią związana. Przyjęcie innej interpretacji oznaczałoby, że w tej kwestii Konstytucja zawiera normę „pustą”, pozbawioną treści i sensu ustrojowego i w rezultacie nieegzekwowalną. Uznawanie norm Konstytucji za „puste” wydaje się bardzo niebezpiecznym precedensem interpretacyjnym także dla przyszłego obowiązywania Konstytucji. W umniejszaniu pozycji i autorytetu władzy sądowniczej ma niekiedy swój udział także doktryna prawa. W swym wcześniejszym wystąpieniu na jednej z konferencji organizowanych przez KRS publikowanym w piśmie KRS 2/2012 zwracałem uwagę na wadliwą koncepcję legitymizacji władzy sądowniczej przyjętą w pracach J. Jaskierni i W. Sanetry, autorów uznawanych za autorytety w zakresie tematyki sądownictwa. J. Jaskiernia w pracy „Problemy legitymizacji władzy sądowniczej w ustroju politycznym Rzeczypospolitej Polskiej (W: A. Szmyt - red., Trzecia władza, Sądy i Trybunały w Polsce, Gdańsk 2008, str. 35 i n.) proponuje następujący sposób zalegalizowania władzy sądowniczej na gruncie Konstytucji RP: „W świetle postanowień Konstytucji RP zasadnym wydaje się wyodrębnienie trójczłonowego modelu legitymizacji władzy sądowniczej: 1. Podstawowe znaczenie dla legitymizacji władzy sądowniczej ma to, że sędziowie „są powoływani przez Prezydenta Rzeczypospolitej” (art.179). Uzyskują więc legitymizację pośrednią, która jest konsekwencją legitymizacji bezpośredniej, jaką posiada Prezydent pochodzący z wyborów bezpośrednich (…). 2. Skoro powoływanie przez Prezydenta sędziów następuje na wniosek KRS, to nie bez znaczenia dla legitymizacji demokratycznej władzy sądowniczej jest to, że w gremium tym zasiadają osoby, mające mandat bezpośredni (czterech posłów, dwu senatorów…). 3. Niewątpliwym czynnikiem legitymizacji jest „udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości” (art. 182).Może on być traktowany jako jedna „z postaci uczestnictwa Narodu w sprawowaniu władzy publicznej” (art. 4 ust. 2)”. Według tego rozumowania sądownictwo „też jest trochę legalne” choć byłoby bardziej gdyby w KRS było więcej posłów albo wyłącznie oni i gdyby sądzili sami ławnicy bo obecność sędziego nie jest „legalna”. Otóż w moim przekonaniu 5 legitymizacja sądownictwa ma zupełnie inny charakter, znacznie bardziej złożony, odpowiednio to stopnia skomplikowania jego zadań, uzupełniających, a nie kopiujących zadania organów przedstawicielskich. Wskazać można co najmniej cztery istotne postacie legitymizacji władzy sądowniczej ( o czym w powołanym tekście mego artykułu). Mają one charakter legitymizacji konstytucyjnej, a więc postać trwałej decyzji ustrojodawcy, celowo separującej władzę sądowniczą od aktów politycznej legitymizacji i od innych władz i organów, poprzez przyjęcie jako jednej z podstaw rozwiązań konstytucyjnych zasady trójpodziału władzy, będącej wyjściową, pierwszą postacią legitymizacji konstytucyjnej. W. Sanetra (W referacie na 50 Zjazd Katedr Prawa Konstytucyjnego: Sądy powszechne i Sąd Najwyższy jako władza sądownicza, Gdynia 2008 – cytowane za J. Jaskiernią) pisze: ”Władza sądownicza nie ma tych mocnych stron, które ma władza ustawodawcza, w tym zwłaszcza nie ma mocnej legitymizacji, jaką stanowi pochodzenie z demokratycznych wyborów…” Niezupełnie rozumiem do czego zmierza ten tok rozumowania. Czy jest to postulowanie powszechnych wyborów sędziów? Obserwując parlament rzeczywiście można zauważyć, że w następstwie wyborów powszechnych osiąść można na urzędzie nie tylko bez kwalifikacji ale też dożywotnio. Nielegitymizowana wyborami władza sądownicza, która „nie ma mocnych stron” jako nie biorąca udziału „w podziale łupów” siłą rzeczy musi być lekceważona i ograniczana. W tym sposobie myślenia zapomniano o legitymizacji konstytucyjnej, czyli najsilniejszej z możliwych, opartej na zupełnie innym systemie wartości bo przeznaczonej do innych celów. Rozbudowywanie coraz nowych środków nadzoru administracyjnego Ministra Sprawiedliwości względem sądownictwa rodzi pytanie, właśnie o konstytucyjną legitymację tego organu do takich nieprzewidzianych i konstytucyjnie wręcz zakazanych działań. Otóż Minister Sprawiedliwości w Konstytucji pojawia się tylko raz (art. 187 ust.1 pkt 1) w roli jednego z 25 członków konstytucyjnego organu jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa, powołanego do stania na straży niezależności sądów i niezależności sędziów! Taka konstytucyjna rola wyklucza nadrzędność i nadzór nad sądownictwem. Nie tylko ze względu na „odrębność i niezależność Sądów i 6 Trybunałów” ale i z uwagi na powierzenie w Konstytucji czynności nadzorczych Sądowi Najwyższemu, który zgodnie z art. 183 ust. 1 „sprawuje nadzór nad działalnością sądów powszechnych i wojskowych w zakresie orzekania”. Ponieważ ten kto może więcej może też mniej uznać należy wyłączną właściwość Sądu Najwyższego także do nadzoru administracyjnego, także w oparciu o uniwersalny przepis kompetencyjny zawarty, w art.183 ust.2 Konstytucji: „Sąd Najwyższy wykonuje także inne czynności określone w Konstytucji i ustawach”. Dodajmy, że precyzyjne rozgraniczenie nadzoru orzeczniczego i administracyjnego wydaje się problemem trudnym do zadowalającego rozwiązania, zwłaszcza gdy należy do organów tak różniących metodami działania i w czasach gdy modna staje się kompleksowa ocena działalności sądownictwa. Jeśli zawodzi nas kryterium niekonstytucyjności w przeciwdziałaniu ustawowym i rozporządzeniowym reformom pozycji sądownictwa rozważyć wypada radykalne zmiany konstytucyjne w omawianej sprawie. Droga obecnie istniejąca prowadzi wprost do PRL-owskiego systemu nomenklaturowego i byłaby trudna do wpasowania w listę wartości konstytucyjnych, prawnomiędzynarodwych i unijnych. W poszukiwaniu modelu nadzoru zgodnego z duchem Konstytucji RP należałoby wprowadzić jeszcze wyraźniejsze zakazy „pomieszania” władz wykluczające pomieszanie pojęć, wartości i celów konstytucyjnych. W sferze nadzoru do wykorzystania jest potencjał Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa. Przykład sądownictwa administracyjnego dowodzi że jest to możliwe. Nie ulega wątpliwości, że władza sądownicza w kwestiach nadzoru pragnęłaby korzystać z potencjału i doświadczeń Ministra Sprawiedliwości. Musi to wszakże być kwestia wyboru, a nie głęboko sprzecznego z Konstytucją przymusu. 7