Rozdział I - Kocham Pisanie

Transkrypt

Rozdział I - Kocham Pisanie
Karol Filipowicz
2012
1
LALOKKA
Historia prawdziwa,
więc nie próbujcie
tego sami
2
Spis treści
Rozdział I ............................................................................................ 4
Rozdział II .......................................................................................... 8
Rozdział III ....................................................................................... 12
Rozdział IV ....................................................................................... 16
Rozdział V ........................................................................................ 22
Rozdział VI ....................................................................................... 28
Rozdział VII...................................................................................... 37
Rozdział VIII .................................................................................... 39
3
Rozdział I
Jakim wspaniałym i zadziwiająco stworzonym jest umysł człowieka.
Emocje oddziaływujące, zapadają głęboko w pamięć. Słowa,
piosenki, miejsca przywierają do wspomnień jak banalne rzepy do
psiego ogona i wracają. Wracają czasem nawet w najmniej
spodziewanym momencie, bo zakorzeniły się w naszych
wspomnieniach jak najsolidniejsze dęby i chociaż coś się zdarzyło
spory czas temu, to odbiło piętno i pamiętamy wszystko jakby było
nie rok, nie miesiąc, czy tydzień, ale zaledwie wczoraj.
Był zwykły wieczór, dość ciepły, wiosenny, po utrudzonym dniu w
pracy. Wracałem z moim kolegą, jednym z tych nielicznych, których
tak mogę nazywać. Już wiele lat jako kompan i to z nim
wysuszyliśmy nie jedną butelkę i kufel. Tego wieczora należał się
nam piątkowy relaks, bo sobota wolna, więc swoje kroki
kierowaliśmy do ulubionego pubu.
Wewnątrz panował ciągle ten sam urokliwy klimat i ta muzyka –
jakaś, takie plumkanie, ale to właśnie stanowiło o klimacie i ten dym
z fajek, mieszał się z zapachem drinków i browarów i z
niepodrabialnym zapachem perfum pięknych kobiet. To piątek i
wieczór, więc pełno było tych kotek, dziuń, lal, a co niektóra to
perła, czy prawdziwa natura która jednak jest czymś wyjątkowym.
Znany temat od lat, więc od razu podszedłem do baru zamówić po
browku a kumpel poszedł szukać stolika. Z pierwszym kuflem jest
tak, że nie wiem jak w ogóle do stolika dochodzi i już czuje jest
lepiej, już czuje się początek weekendu. Smaku dobrej chwili dodał
papieros, bo nic jak on pasuje do zimnego piwka. Gadaliśmy i o
4
pracy, że jednak coraz ciężej jest, ale oczywiście kto jak nie my temu
sprosta, a pracować trzeba na ten złoty trunek, by nam szumiał i
pozwalał wybić się z szarej rzeczywistości.
Minęła godzina naszego weekendowania i już 3 piwko, gdy do pubu
weszły dwie dziewczyny, zupełnie nam nie znane, ale widać na
pierwszy rzut oka że fajne panienki. Rozglądały się chcąc znaleźć
stolik o który ciężko było o tej porze, ale zamówiły po jakimś
kolorowym drinku. W nas odwaga już znaczna płynęła, więc
podszedłem do nich i zaproponowałem żeby się przysiadły. Tak jak
przypuszczaliśmy z kumplem – że to fajne panienki, bo się zgodziły i
już nam nie było tak smutno. Tematów na rozpoczęcie rozmowy nie
brakowało i już wiedzieliśmy że to Dorota i Anka i obie są
studentkami i że są spoza miasta. Spoza miasta czyli naturalna krew,
czyli coś co w kobietach lubię najbardziej. Bardzo miłe,
spontaniczne dziewczyny, a mi w oko wpadła ta Dorota – brunetka,
kręcone włosy, słowiański typ urody, piękny uśmiech i chociaż może
z twarzy nie była jak miss Poland, to niektóre lale wokół ustępowały
jej w swoim powabem, czarem, urokiem. To wielka fascynacja nią,
sprawiała że pragnąłem ją bardziej poznać. Siedziałem, obok niej,
patrząc nieraz w jej błękitne oczy i czułem delikatny zapach jej
skóry, włosów i byłem odurzony tą wonią. Nie pożądałem jej, lecz
się nią pasjonowałem. Bez skrępowania opowiadała o perypetiach na
studiach, śmieliśmy sie, żartowaliśmy, wymieniając się spojrzeniami.
Minęła godzina i chwil kilka, gdy one stwierdziły że już muszą
wracać. Nam na pewno już też wystarczyło, bo mięliśmy spory
kawałek do powrotu pieszo i czas na orzeźwienie się przed snem.
Dziewczyny z początku odmawiały nam tego żebyśmy je
odprowadzili, ale po zapewnieniach o nietykalności, uległy.
5
Wracając jeszcze rozmawialiśmy, żartowaliśmy a mi ciągle nie było
dosyć jej osoby, głodniałem w miarę jedzenia, ale to głód pasji,
fascynacji, który przysłaniał mi inne potrzeby, jak potrzeba snu, po
ciężkim dniu. Mijaliśmy ulice, kilka skrzyżowań i szliśmy i coraz
dalej od naszych domów, ale czułem że i tak jak to będzie możliwe
do niej przylecę szybciej jakby było pół tej odległości.
Niestety doszliśmy już pod ich blok. Mieszkały na stancji, ale
wiadome że takich dwóch jak my to strach zapraszać. Uprosiłem ją o
numer telefonu, bo skoro dziś nam tak się dobrze gadało, to może się
jutro, przy wolnej sobocie spotkamy. No tak my wolne, ale one mają
studia i to cały dzień właściwie zajęty, ale przerwa godzinna w ich
zajęciach ocaliła mi wiarę. Szkoda było się rozstawać, ale jeszcze my
musieliśmy do swoich domów jakoś wrócić, a robiło się coraz
później i chłodniej i tak pewnie przed północą nie wrócimy. Odeszły
żegnając nas uśmiechem i machając ręką. A ja chciałbym jeszcze
podbiec i zostać z nią i nie wypuścić jej z rąk. No ale w drogę.
Wracając jak upalony jakimś ziołem gadałem o moich odczuciach,
jak mi się strasznie podobała, że aż się sam sobie dziwiłem, że
mogłem tak wpaść po uszy. Fakt dawno nie byłem z dziewczyną, bo
to jednak ciągle ta praca a gdy jakaś się zjawiała to na krótką chwilę
i to głównie taka sam plastik. Kumpel szedł obok i tylko słuchał,
coraz coś tylko powiedział, ale to pewnie przymulenie piwem i
jednak po pracy zmęczenie, a ja dostałem nowego kopa takiego
powerada, że mógłbym na pielgrzymkę pójść i z powrotem. Ciekaw
byłem odczuć Doroty i idąc jakoś napisałem jej sms-a że ja się
świetnie bawiłem, miło było je poznać, czy nie będzie miała za złe
jak jutro ja odwiedzę w trakcie przerwy. Pamiętam ten sms i tamten
wieczór, bo takich chwil się nie zapomina. Wtedy już nic nie
6
odpisała, a mi jakby ktoś po raz kolejny dał w mordę, no ale ten alk
działa jak nieczulenie, wiec jak tylko doszedłem do domu, zjadłem
coś na szybkiego i poszedłem spać.
7
Rozdział II
Była pewnie noc, albo to już ranek, bo ciemne rolety zmieniają każdą
porę dnia w czas – jeszcze można spać i przyszedł sms. Spojrzałem
jednym okiem na zegarek a to już 11, no bo sobota, a gdzie się w tym
życiu spieszyć, chociaż 2 dni bez pracy, a nocne zauroczenie
dowiodło, że pewnie tylko ta praca i dom mi zostaną i coraz jakieś
przygodne znajomości na kilka chwil. Ręką jakoś naszczupałem
komórkę i dostałem sms od niej. O rety, czy ja jeszcze śnie ... No nie
i szykuje się kolejny, „upalony” dzień. Komórka jej wtedy padła i nie
mogła odpisać i właśnie była na zajęciach a o 13:15 miała mieć
godzinne okienko. O w morde ! A ja jeszcze w proszku a mam być
za 2 godziny na miejscu. Szybkie działanie – prysznic, omlecik na
śniadanie, ładnie się ogolić, trochę sztyftu, perfumy i chłopczyk jak
walczyk. Jakie cuda potrafią kobiety zdziałać, że facet w godzinę z
hakiem potrafi się od padliny do galancika wyszykować, podczas
gdy kobietom to by tak łatwo nie przyszło. Przed wyjściem z domu
napisałem jej że będę i zapraszam na kawę i tym razem odpowiedź
nadeszła szybko, że „kawa będzie dla niej zbawieniem”. Ciekaw
byłem jak tam ten mój kompan, czy doszedł do siebie. Okazało się że
ten skubaniec lepszy ma timer, bo już był nawet w sklepie. Niestety
leniwe dupsko nie chciało mu się też przejechać, bo pewnie Anka też
będzie wolna, a ja nie chciałbym ich dwie zagadywać, bo wolałem
tylko na Dorocie całą uwagę skupić.
Zajechałem na miejsce, no i tu zmora cywilizacji zmotoryzowanej –
gdzie by się zaparkować. Oblężenie dookoła szkoły jak wokół
cmentarzy 1 listopada, ale byłem przed czasem, wiec miałem jeszcze
chwilę żeby pokrążyć i gdzieś się wcisnąć moją „cytryną”. Coś się
znalazło chyba z kilometr od Uniwerku, wiec dla zdrowia trochę
8
spaceru. Była piękna pogoda, więc chciałem zabrać ją na spacer do
kawiarni, bo znaleźć na mieście miejsce wolne do parkowania,
byłoby na pewno trudniej. Dochodziłem do budynku i dostałem sms
od niej że mnie widzi i zaraz do mnie wyjdzie. Tego się domyślałem
że szła z Anką i zdziwiona gdzie mój kolega. No co ja mogłem o tym
gościu powiedzieć i tak strzeliłem że go ząb boli i mimowolni
zaprosiłem obie na kawę. W końcu to nie randka przy świecach, a
zawsze jakiś punkt zarobię, a kto wie, może przez koleżankę do
serca, (no czego to ja nie wymyślę, dla dobra sprawy). Rzekomo
mówią że studenci to biedna społeczność, ale niedaleko Uniwerku
była właśnie kawiarnia i można było tez zjeść pyszne, kremowe
ciacho. Zamówiliśmy po ulubionej kawce z expresu i koniecznie po
kremówce. No i jak trzymać się planu to do końca, a że Anka nie
miała drobnych to ja zasponsorowałem jej deser, mówiła że odda, ale
ja nic od niej nie chciałem, może coś ten goguś by od niej wziął
jakby mu dała, ale jego przecież ząb boli. Jak leń, to niech szkoduje.
Zdaje się ledwo zdążyliśmy się zobaczyć, wejść do „Caffe Italia”,
trochę pogadać, wymienić kilka spojrzeń i niestety ta godzina
minęła, i jeszcze musiały wrócić na zajęcia. Spacerem
najwolniejszym jakim się dało odprowadzałem je pod budynek
Uniwerku i tak snułem plany, że może jeszcze ją dziś zobaczę, ale
nie bo uczą się do 19 a potem pragnęła będzie tylko poleżeć. No cóż
ja mogłem w planach, w mych marzeniach snuć – że nie ma sprawy,
przytulę Cię, zrobię masaż, zaszepczę coś do ucha i będzie jej lepiej,
ale co ja zboczeniec ... Jedyną, kolejną, niepowtarzalną okazją może
być niedzielna przerwa i tym razem 4 godzinna. A mi w to graj, to
śpiew dla ducha, który pragnie pokrzepienia.
9
Budynek szkoły robił się coraz większy i wtedy zostaliśmy tylko we
dwoje, bo Anka odeszła dziękując mi za kawę i żartując niech
Lalokka podziękuje mi w jej imieniu w specjalny sposób. Lalokka, to
brzmiało dziwnie, ale potem rozbrzmiewało mi w uszach cały czas,
w myślach, bo zaświtała mi piosenka – przebój letni „la fiesta loka”.
Staliśmy przez chwilę a ja nie pragnąłem mieć aparatu w oczach by
upamiętnić jej twarz – uśmiech, spojrzenie i włosy rozwiane, lecz
pragnąłem je widzieć codziennie. Czułem ten sam zapach perfum co
wczorajszego dnia i nie mógłbym się pogodzić z inną myślą, niźli tą
że będę o nią walczył o każdą chwilę z nią, choćby i tą krótką, jak
oka mgnienie. Rozstając się pocałowała mnie raz w policzek i dodała
że to za Ankę a drugi raz cmoknęła mnie w usta dziękując za
aromatyczną kawę i słodkie ciastko. Odeszła, uśmiechnęła się,
pomachała ręką z daleka, jak wczoraj, a ja po prostu miałem wiosnę
na zewnątrz i w sobie i chciałem zabić czas, by minęła reszta dnia i
noc i przyszła niedziela. Nie wiem czy to nie nadwyraz głupie,
szczeniackie, ale wycisnąłem z ogarniającej mnie euforii nutę
mojego poetyzmu i napisałem jej zasłyszany kiedyś wiersz Leopolda
Stafa.
„ Gdy w twoich ustach z ukojeniem
Szukam twojego serca woni,
Chciałbym cię zgnieść w objęciu moim,
Zawrzeć jak ptaka w mojej dłoni.
I ściskam twe najsłodsze ciało
Śniąc, bym, pijany szczęścia trunkiem,
Mógł pokryć ciebie całą, całą,
Jednym jedynym pocałunkiem.”
10
Nie znała tego, była zaskoczona, dziękowała serdecznie i
niedwuznacznie odpisała, że gdy się szuka, to się znajdzie, zaśmiała
się z tego ściskania ptaka i żebym się za bardzo tym trunkiem nie
upijał, żebym jutro po nią w przerwę przyjechał. Cóż ja mogłem
pomyśleć ... a myśli miałem wiele, trudno je spisać, pokatologować,
spamiętać, a najjaśniejszą była ta że ta dziewczyna ma coś. To co
przemawia za nią, to jej naturalność, poczucie humoru,
spontaniczność a ja nie mogłem tak zwyczajnie przejść obok niej,
zostawić w spokoju, nawet jeśli w przyszłości chmury zajdą.
Wracając po drodze, chociaż jakbym leciał, wstąpiłem po kilka
drobnych do bankomatu, bo jutro nie wypadało znowu zapraszać ją
na kawę i ciastko, skoro będzie miała 4 godziny przerwy. Dobry
obiadek by się przydało zjeść, tylko gdzie, bo chociaż ona warta jest
każdych pieniędzy bo dała mi szczęście swoją osobą, to ja jednak nie
jestem bogaczem, by sypać kasą na lewo i prawo, chociaż jeśli nie na
wino, kobiety i śpiew, to na co ...?
Po 19 dostałem sms od niej - że wyczerpał ją cały dzień na zajęciach,
że od groma mają materiału do przerobienia i że boli ją pewna cześć
ciała od siedzenia. W odpowiedzi zaproponowałem że zapraszam
jutro na obiad, na co ona jak to ona – niedwuznacznie, że się muszą
mi zrewanżować i do siebie zapraszają. Ohoho no to mam
zaproszenie na obiad i kolejny krok w przód wykonany.
Na potwierdzenie miłego dnia tuż przed 21 dostałem sms że idzie
spać i chyba z przekąsem przypomniała – żebym odebrał je jutro, bo
nie zjem dobrego obiadu.
11
Rozdział III
Snując plany na MY zasiedziałem się długo w nocy i tylko pozornie
oglądając jakiś film, bo jednak głowa była pełna jej a każda ścieżka
dźwiękowa to lalokka. Wstawanie w drugi dzień weekendu, to
kolejny dylemat, bo chociaż ciało jeszcze śpi, to duch jest pełen
werwy, żyły pełne gorącej lawy a balans osiągam zawsze kubkiem
gorącej kawy do śniadania i tamtym razem nie było inaczej. Czułem
się lepiej, bo znowu czekała w mojej komórce wiadomość –
„wstawaj, szkoda dnia” i to nie była reklama od zetki. Szybko
nastroiłem tępo ciała względem ducha i taktu bijącego serca i już w
nawet mniej niż godzinę byłem gotów. Generalnie jeśli nie zwalił jej
z nóg widok – taki weekendowy ja, to gdy nadchodzi niedziela
ubieram strój bardzo elegancki a’la James Bond z moją stawką
godzinową i temu się mało która oprze.
Jestem człowiekiem wiary w Boga wiec starałem się przestrzegać
zasad i nawiedzić Kościół tego dnia. Msza trwała szybko, chociaż
tego nie pamiętam ani słowa, co było, bo tkwiła mi inna osoba w
głowie. Czas był świetnie zgrany, bo miałem jeszcze pół godziny na
dojazd po dziewczyny. Po kolegę już nie dzwoniłem, bo jeszcze
bardziej by mu coś zaszkodziło na ząb, no i więcej obiadu będzie dla
mnie. O dziwo czekało na mnie to samo miejsce co poprzedniego
dnia i pogoda znowu sympatyczna, romantyczna, wiec i spacerowa
dla zdrowia. Zgarnąłem rozweselone dziewczyny i podjechaliśmy do
nich na stancje na rzeczony obiad. Ulica i budynek mi znany, bo
mieszkam w tym mieście od lat, ale mieszkanie obce. Mieszkały na 3
piętrze w czystym, wyremontowanym bloku w mieszkaniu około 60
m2 z niezłą kuchnią. Zdziwiło mnie wtedy to że ich obie stać na
opłacenie takiego lokum, ale z nimi jeszcze mieszkał chłopak – syn
12
właściciela i to mi dało trochę do myślenia, że one we dwie i jakiś
cwaniak do tego, a ona jakby słyszała moje myśli i ze śmiechem
powiedziała że one nie mają co się bać, ale ja powinienem się
martwić, bo ten gościu to gej. No trudno się mówi, będę go unikał i
nie będę stawał do niego plecami i to był dobry żart od którego się
we trójkę nieźle pośmialiśmy. Dobry humor jednak nie zastąpi
dobrego obiadu, więc kazały mi usiąść w pokoju, Anka przyniosła
mi kawę, a one zaczęły cos tam pichcić. Smakowite zapachy
dochodziły z kuchni i wiedziony tymi aromatami zajrzałem co dziś
pojjem - a to tradycyjna, kuchnia polska z odrobiną fusion – pulpety,
frytki i surówka z czerwonej kapusty. No po prostu obiadek kreował
mi się bardzo apetyczny i głodniałem coraz bardziej i tylko nie wiem
czy bardziej obiadem, czy widząc Dorotę w spódniczce i fartuszku.
Najchętniej to bym jedno po drugim skonsumował, ale na deser
trzeba było poczekać. Nie minęła godzina a już stoliczku nakryj się.
Wszystko było świeże i pyszne, a te pulpeciki to wspominam do dziś
i ten sos koperkowy.
To są te chwile z życia, które zapadają. Owszem potem jadłem
jeszcze kilka razy u niej te pulpety, smak ich został, jednak gorycz
po niej również. To był tamten weekend, który był przewrotem w
moim życiu, od którego wszystko się zaczęło i trwało by pewnie
długo, gdyby nie różne sploty sytuacji, zagmatwane życie, ciągła
gonitwa po pieniądze i czasem zaniedbanie, do tego chwila słabości,
te chmury które pojawiały się i odchodziły. Przyzwyczajałem się do
tego, bo podobno tak to jest w związkach, że gdy słodycz występuje
to jest fajnie, ale gdy jest jej za dużo to mdli i samo automatycznie
życie wrzuca garść dziegciu byśmy mogli zachować równowagę.
13
Tamtej niedzieli było pięknie, jedliśmy, piliśmy wodę z sokiem
cytrynowym, herbatę i przegryzaliśmy ciasteczka. Dowiedziałem się
że Lalokka wymyśliła sobie sama, a właściwie gdy była dzieckiem to
gdy pytali się jej jak się nazywa odpowiadała nie Dorotka tylko
„Lalokka”. Tamte 4 godziny też minęły bardzo szybko, wiec
odwiozłem ich z powrotem na Uniwerek. Zajęcia miały trwać tylko
godzinę, ale musiały być obecne na nich. Obiecałem że „zakręcę się”
po mieście i odbiorę ich po zajęciach. Co prawda było już trochę
przed 16 i niedziela, wiec nic nie dałoby rady nic kupić o tej porze, a
tym bardziej nie miałem potrzeby pójść coś zjeść, czy się napić.
Jednak to moje miasto i mam kilku znajomych, rodzinę, których
mogłem odwiedzić. Zajrzałem do mojej babci z niezapowiedzianą
wizytą, ale babcia jak zwykle serdeczna i szczodra, ugościła mnie
herbatą i ciastkami. Byłem napchany jedzeniem i naprawdę jedzenie
i picie to była rzecz o której pragnąłem jako ostatnich. Jednak babci
się nie odmawia, więc symboliczna herbata z cytryną i ciasteczko
były koniecznością. Zbliżała się 17, wiec i ja zbierałem się po
studentki, ale dostałem wiadomość że jeszcze się zajęcia przeciągną,
bo facet się spóźnił, Nic to jednak bo i tak czas był na mnie, bo bym
się do auta nie dotoczył. Odebrałem je i podwiozłem pod dom. Anka
zachowawczo jak zwykle podziękowała i wyszła wcześniej do domu.
Zostaliśmy my i chociaż ja chciałem ja ubóstwiać, podziwiać, nawet
nacieszyć się tylko ciszą we dwoje, jej zapachem, to usłyszałem z jej
strony mnóstwo ciepłych słów. Słowa z jej ust tak pięknych, płynęły
spontanicznie, patrzyła na mnie i wciąż się ślicznie dla mnie
uśmiechając. Mijały minuty, a nam obojgu nie było dość, jakbyśmy
chcieli w jednej chwili nadrobić stracony czas bez siebie. Wtedy też
dowiedziałem się że pracuje w kwiaciarni swojej cioci. Dawno nie
miałem komu wręczać kwiatów, to i nie chodziłem po kwiaciarniach
14
szukając pięknego kwiatu i wtedy taka obiekcja mną targnęła i
powiedziałem jej o tym, że skoro ona na co dzień ma kwiaty, to
czym ją będę obsypywał. Nic co dobre nie może trwać wiecznie i tak
było wtedy i jeszcze na koniec dodała tylko przykre słowa że szybko się nie zobaczymy, bo przed nią kolokwia, egzaminy i że na
cały tydzień wraca do domu by się uczyć.
Wtedy dla mnie to był smutek i tego dziegciu była dosłownie
odrobina względem tej dawki jakiej zaznałem na końcu i właściwie
patrząc przez pryzmat czasu chciałbym te drobne przyjemności,
zamienić na te małe ziarenka goryczy, by ta ostatnia z dawek tak nie
bolała do dziś.
Powroty po takich chwilach bywają trudne, jednak zwalczamy to, bo
ktoś powiedział że „co cię nie zabije to wzmocni”, więc mimo żalu
tego, jednak nie popadałem w dziecinadę w paranoję. Bo spotkania z
nią to czysta doza przyjemności dla duszy, dla zmysłów, ale przecież
w tygodniu jest co ...? jest praca i tego się trzeba trzymać, bo wiele
razy z pracy wracałem jak stłuczony pies. Przede mną była ta zmiana
że się zwyczajnie nie można wyspać i chociaż wraca się tylko trochę
po południu to wraz ma się tylko chęć spać, spać, nadrobić sen,
chociaż chwilkę poobiedniej drzemki.
Wróciłem do domu na tyle by obejrzeć ulubiony program i jeszcze
napisałem jej kilka słów, że będę do niej pisał, dzwonił, byśmy
chociaż ezoterycznie mogli być bliżej siebie.
15
Rozdział IV
Z poniedziałku ciężkie odliczanie i sam wtedy właściwie nie
wiedziałem do ilu dni, bo tym czego można było być tylko pewnym to miniony weekend, że coś się zmieniło, coś zabłysło, ale to była
wielka niewiadoma na jak długo, bo o tym miał mnie doświadczyć
czas.
Następny weekend był dla niej koszmarnym wysiłkiem, bo chociaż
zakuwała materiały, to jednak egzaminy były wyczerpujące. Z resztą
wcale lekko nie miała do końca całej sesji, która sięgnęła nawet
początku lipca. Tak naprawdę dopiero wtedy odzyskałem moją
Dorotę na dłużej, bo w międzyczasie spotykaliśmy się, ale to były
chwile, czasem przed pracą, czasem po pracy a gdy miałem wolny
dzień zaglądałem do niej - do kwiaciarni. Całe szczęście tamte
wakacje nadały naszym emocjom, uczuciom, zauroczeniu,
większego sensu, obrotu, który właśnie pozwolił na bycie MY.
Pod koniec lipca ja miałem zaplanowany czas na urlop i w końcu od
tylu lat miałem z kim spędzić ten wolny czas. Z wolnym u niej też
nie było problemu, bo to i czas wolny, ciepły, pozbawiony okazji,
żeby w kwiaciarni był natłok i dla niej samej należał się zupełny
relaks po wszystkich stresach czasu studiów. Oboje lubiliśmy wodę,
więc wybór był prawie jednoznaczny. Wybraliśmy wtedy Polskę i
„Krainę tysiąca jezior”. Wieloma oszczędnościami nie
dysponowaliśmy, bo ona wydawała a to na rachunki i oszczędzała na
studia, a ja poza rachunkami, miałem swoje libacyjne życie i
pieniądze zwyczajnie się upłynniały a do tego szły z dymem no i
były przejadane. Na wakacje jednak, chociażbym miał wziąć kredyt,
to musiało mi starczyć, ale obyło się, bo te tygodnie suszy, jednak
16
trochę zaowocowały, a i niewielka pożyczka, długo-spłacalna,
nieoprocentowana od rodziny bardzo się przydała. Byliśmy tylko 5
dni, ale to naprawdę dni które słodzą Życie, których kompletnie nie
żałuję, które pamiętać będę do końca i za te chwilę ciągle dozgonnie
bym jej dziękował, bo chociaż to był krótki czas, ale był bardzo
aktywny, pełen atrakcji, kolejnych kroków, chociaż kroku po deser
jeszcze nie wykonałem. Jednego czego szkoduję, to faktu że wakacje
takie już nigdy się nie powtórzyły i nie powtórzą.
Sporym susem był sierpień gdy byliśmy ze sobą co weekendy i
odwiedziłem po raz pierwszy ją w jej domku, tam gdzie mieszkała z
rodzicami, gdzie wracała gdy miała wolny czas i gdzie najlepiej
wchodziła jej nauka. Poznałem jej rodziców, którzy mimo że byli
uprzejmi, to odnosiłem wrażenie że mają do mnie pretensje że
pewnie bałamucę im córkę, albo że jestem tylko oka mgnieniem w
życiu Doroty, czy tą zwyczajową parą butów, która się znosi i
znajdzie sobie nową. Jednak docelowo chciałem zmienić ich
nastawienie pokazując się z dobrej strony, dyskutując na wiele
tematów, ciągle tylko wodząc oczami za Dorotą i patrząc na jej minę.
Tego samego dnia wracaliśmy do miasta, chociaż jej wioska to
właściwie małe miasteczko, a rodzice nie tyrali na roli tylko gdzieś
pracowali – matka w miejscowej poczcie, a ojciec spawał w
przydomowym warsztacie a to ogrodzenia, a to jakieś zbrojenia, no
generalnie swój chłop z branży.
Mijały chwile, dzień za dniem, moja zmiana za zmianą. Mięliśmy
lepsze chwile, których całe szczęście było więcej, ach no i te burze,
które często powstawały z braku siebie, czasu dla siebie, jakiś
nieporozumień, no i rozbieżności idei, czy potrzeb. Zawsze jednak
nie potrafiliśmy gniewać się na siebie zbyt długo i nam przechodziło.
17
Mieliśmy też imprezy okolicznościowe i a to raz wesele w rodzinie z
mojej strony, czy imieniny u jakiegoś wujka z jej strony. Cieszyłem
się wtedy że żaden z jej rodziny nie jest moim kumplem, tym od
„osuszania”, bo by się dziewczyna odkochała jakby poznała ten mój
czasem straszny nawyk. Było jej jednak w niecały rok dane poznać
tą moją, złą stronę, ale wtedy dla niej się starałem być człowiekiem
na poziomie. Może to było oszukiwanie jej, czy siebie samego, ale ja
naprawdę się starałem, bo już miałem dla kogo, bo warto było
widzieć jej dobry humor, uśmiech, pogodne nastawienie do mnie, do
otoczenia. Mówiła nie raz że „gdy tak mnie radujesz, to i kwiaty w
moich dłoniach kwitną bardziej”. Czyż to nie krzepiące słowa ... (?) i
to one były wyzwaniem by sprostać, by pośród dnia szarego, pośród
smutku codziennego, pośród ludzi zwykle znanych, kwitł kwiat
euforią nazywany.
Z październikiem wróciły dawne rozterki, wrócił dawny porywacz
Doroty - studia, wróciła dawna znajoma Anka, która gdzieś bywała
w swojej mieścinie i wróciła by studiować. O dziwo tego pedałeczka
udało mi się faktycznie jakoś unikać. Widziałem go czasem tylko jak
wracał do siebie, gdy ja wychodziłem od Doroty. Dziwny taki
człowiek i niby lewy, ale miałem co do niego obiekcje, bo to jednak
facet i mieszkał razem z moją kobietą. Nieraz miałem takie myśli, by
zwyczajnie wziąć kumpla i dla pewności zrobić temu gogusiowi face
lifting, żeby dla pewności nie ruszył mojego „deseru”. Nie wiadomo
co by wtedy zrobił, ale na pewno dobrze by to się nie odbiło na
Dorocie, być może by ją wywalił z domu, a już na pewno nasłał by
na mnie psy a te po nitce, do kłębka by mnie znaleźli i była by
sprawa. Więc lepiej było nie ruszać gówna, skoro aż tak nie
śmierdzi, to niech zostanie w tym stanie skupienia co jest.
18
Weekendy jednak z początku nie były aż takie groźne, bo pozwalała
sobie na niepójście na jakieś zajęcia, albo w ogóle gdy była kiepska
pogoda, czy dopadło ją choróbsko to nawet nie wychodziła z domu.
Dawałem jej wtedy ciepło, przynosiłem leki, nawet zdarzyło mi się
dla niej coś ugotować, bo wiadome, że coś ciepłego w takich
chwilach zawsze pomaga wrócić do zdrowia, gdy się człowiek,
wygrzeje, wypoci. Miałem oczywiście w zanadrzu jeszcze jeden
skuteczny sposób na rozgrzanie, ale z jej samopoczuciem to prędzej
dostałbym po gębie niż satysfakcję.
Święta Bożego Narodzenia są urokliwe, bardziej łączą, dają ciepło
domowe, pewność, bezpieczeństwo i czekolada, pomarańcze wtedy
lepiej smakują i mój najsłodszy deser tak długo wyczekiwany, ale
warto było czekać, by móc napawać się majestatycznym powabem
jej ciała. Dostałem go od mikołaja i co prawda bez brody, ale w
czapce z pomponem a jakże i w pięknej, czerwonej bieliźnie. Tamten
prezent na mikołajki również ciągle rozpamiętuję z błyskiem w oku,
z uśmiechem, bo co by nie myśleć, to dla faceta dostać taką „różę” w
taki magiczny czas i sposób, to aż się kocha kwiaty a zimą to jeszcze
bardziej. Mówiąc zbyt kolokwialnie to ostatni krok zaliczony, jednak
to był tylko przedsmak. Później coraz częściej dawaliśmy się ponieść
emocjom i przezwyciężaliśmy zimno w ten dość zdaje się
prymitywny sposób. Żarzące się uczucie przeistoczyło się,
ewoluowało, do najwspanialszego uczucia miłości, pożądania swoich
ciał, do pragnienia bycia ze sobą więcej niż tylko kilka chwil, a
zbawieniem były całe noce i widok pięknych, zaspanych oczu,
rozanielonej twarzy o poranku. Na dworze była zima a w naszych
sercach, gorący, letni szczyt i żadnych złych chwil na horyzoncie. To
były doskonałe perspektywy na wspólne życie. Postanowiliśmy
19
oboje zadbać o siebie i usnuć plany na najbliższy sylwester i by
starczyło nam na powtórzenie wakacji. Żebyśmy mogli wyjechać
gdzieś poza Polskę i cieszyć się pięknymi basenami, lazurowym
morzem, ciepłym, plażowym piaskiem, rajskimi widokami, byśmy
mieli co wspominać i o czym opowiadać znajomym. Chcieliśmy
podjąć z nowym rokiem postanowienie, żeby przeniosła się do mnie i
razem zamieszkać, jednak nie mogła zostawić Anki w tej sytuacji, bo
by było trochę nie fair względem niej, bo gdyby Dorota przeniosła
się do mnie, to Anulka – biedulka była by zdana na żywot z tym
lewusem a poza tym musiała by płacić większy czynsz za wynajem
lokalu. Znalazł się jednak i sposób by wilk był syty i owca cała.
Zwyczajnie Dorota mieszkała ciągle tam na stancji, ale coraz, gdy
pasowała zmiana, nocowała u mnie. Tak mijały nam tygodnie i ta
ciężka, niedospana zmiana stała się bardziej lubiana, bo głównie
wtedy mogliśmy upajać się wspólnie nocą, chociaż czasem
porywałem ją po 22 do siebie i wtedy mieliśmy dla siebie i noc i
poranek. Sielankowe klimaty zaczęły być coraz bardziej stresowe,
nerwowe, bo to był jej ostatni rok na studiach i musiała zacząć pisać
magisterkę. Dostała jakiś poroniony temat a materiały do pracy
strasznie ciężko było znaleźć. Trzeba było przekopać jakieś
statystyki czy w necie, czy nawet w urzędzie miasta w jakiś
archiwach. Terminy goniły, a im było bliżej terminu oddania
jakiegoś działu, czy partii pracy, tym ona się bardziej denerwowała,
frustrowała, coraz trudniej było z nią wytrzymać, ale kochałem ją,
rozumiałem problem i jak tylko mogłem to pomagałem jej, chociaż
coś przepisać z książki na komputer. Starałem się nie pogłębiać jej
wkurzenia, chociaż i mi się nieźle udzielało i były chwile gdy
wolałem jej nie widzieć, by kiedyś nie wybuchnąć i nie powiedzieć
co sądzę na temat jej szkoły, jej magisterki – że to jej się nigdy nie
20
przyda i tak naprawdę psu na budę cały trud i nerwy.
Opanowywaliśmy jednak się i nasze zbliżenia były najlepszym
sposobem na rozładowanie napięcia między nami, na relaks dla niej,
chociaż wiadomo ze nie mogła zapomnieć o tym, pozbyć się tego z
pamięci.
21
Rozdział V
Najpiękniejsze dla mnie zbliżenie było z nadejściem wiosny i to nie
ze względu na porę roku, ale bardziej na stan ducha, ciała –
hormonów które bardziej budziły się w nas, ten klimat, nieśmiałe
słońce przebijające się, ale i przede wszystkim moje święto –
urodziny. Nie były one jakieś szczególne – bo nie pełne, ale były za
to w bardzo szczególny sposób świętowane, bo z nią, a ona już się
postarała o wykwintność tego dnia i chociaż nie otrzymałem od niej
wielkiego upominka, to dla mnie po prostu cały dzień był wielkim
prezentem. W prawdzie urodziny obchodzę 20 marca, ale
świętowanie zaczęło się już 19 jej wizytą u mnie i tym że została na
noc i chociaż co prawda nic wielkiego tego dnia się nie wydarzyło, to
dla mnie fakt że była, że razem wzięliśmy prysznic, że pomogła mi
się zrelaksować po dniu w pracy, chociaż wyśmienicie, wspólnie się
relaksowaliśmy, uczyniły ten dzień doskonałym aperitifem. Została
na noc, bo specjalnie dla mnie wzięła sobie wolne, by zrobić coś
miłego dla mnie, co oczywiście było owiane wielką tajemnicą. Noc
chociaż była krótka bo miałem pierwszą zmianę, to był bardzo syta
dla pragnień, była spełnieniem i chociaż wstawałem z lekkim
niedospaniem, to ta słodycz jej ciała w moich ustach, złagodziły
skutki niewyspania. Wstała ze mną i włożyła moją koszulę i jakże
wielką radość mi tym sprawiła, bo wyglądała tak mmmm i bardziej
pobudzająco niż ta kawa którą mi zaparzyła i aż chciałem ją tak
schrupać jak croissanta i zostać w domu, wysmarować ją dżemem i
to był mój pomysł na słodki deser zamiast tortu, ale ona wprost
wyganiała mnie z domu, bo miała wielką niespodziankę dla mnie.
No cóż, ale ja byłem bardziej przebiegły i tego dnia zamiast
autobusem, to pojechałem samochodem do pracy by po pracy być
22
wcześniej w domu i nie okrążać miasta, tylko skrótową drogą jak
najszybciej dostać się do domu. Po drodze zabrałem kumpla i jak mu
opowiedziałem całą sprawę, to też chciał przyjść do mnie na
imprezę, no ale obiecałem mu ze jak doczeka do piątku to
popiwkujemy i mogę dla niego nawet piwko ze słodkim soczkiem
kupić zamiast tortu. To zrozumiałe chyba że bardzo mnie ciągnęło do
domu, wręcz to magnetyzowało, i z każdą godziną w pracy traciłem
opór i zwyczajnie zapowiedziałem że urywam się po przerwie do
domu. No ale Dorota by zasieki wstawiła w moim domu, żebym za
szybko się nie dostał, bo gdy wspomniałem jej sms-em że wcześniej
wyjdę, to usłyszałem groźbę żebym nawet o tym nie myślał i cóż,
zostałem do końca zmiany, a hormony to krążyły we mnie jak
bąbelki w szampanie. No właśnie szampan i dobrze że kolega mi
przypomniał o nim, snując jakieś fantazje erotyczne, co to się u mnie
będzie działo. Nie wiedziałem kompletnie czego oczekiwać, ale po
pracy wstąpiłem po szampana i kupiłem czekoladki, no a że na
truskawki jeszcze nie sezon, a te z plastiku, no właśnie smakują jak
opakowanie, to pomyślałem sobie że winogrona będą doskonałym
substytutem. Wróciłem do domu a tam już na klatce unosił się
piękny zapach a gdy otworzyłem drzwi oniemiałem i już wiedziałem
po co tak czekałem. Przywitała mnie ona w eleganckiej, wiosennej
sukience i jakże pięknie miała spięte włosy, zmysłowy makijaż a w
dłoniach miała mini torcika w sam raz dla dwojga, z jedną
świeczuszką. Och jaki ja byłem odurzony tym widokiem, upiłem się
bez picia tą chwilą tak wyjątkową, że nie potrzebowałem fotografa,
ani kamerzysty, bo gdy zamykam oczy ciągle widzę to zdjęcie gdy
wszedłem i odtwarzam w głowie klatka po klatce całą, moją
uroczystość. Złożyła mi ciepłe życzenia, by się spełniły moje
marzenia, a ja jej wyszeptałem że mam Ciebie - cały świat i nie
23
wiem już o czym więcej mogę marzyć, a potem po prostu
zdmuchnąłem świeczkę i zatopiłem się w jej miękkich, soczystych
ustach i potem to całą pomadkę ja miałem na ustach, ale jak szaleć to
szaleć i zanim zjadłem tort to najpierw oblizywałem się tą wisienką z
jej ust. Zaskoczony byłem samym powitaniem i prezencikiem –
krawatem, ale w bezdech zapadłem gdy zajrzałem dalej do domu, bo
w pokoju stał pięknie udekorowany i zastawiony stół. No gdzieżbym
miał ją jeszcze całować, bo słowami nie mogłem się jej odwdzięczyć
za cały trud jaki włożyła w przygotowanie atmosfery elegancji,
smaku a zarazem intymności, bo rolety były zasłonięte na tyle że
wpadały tylko niektóre promienie światła i ta muzyka z wieży i
zapach jej perfum, który chyba już był wszędzie – w powietrzu, na
mnie, na niej. Odświeżyłem się przed obiadem i nie żeby zmyć te
zapachy, ale by dla tak dostojnej chwili również dostojnie wyglądać,
pasować do niej i oczywiście pokusiłem się o włożenie galowych
spodni, koszuli i oczywiście nowego krawatu. Wracając do pokoju
znowu ujrzałem ją taką kuszącą, jak wtedy z tym fartuszkiem, gdy
przygotowywała posiłek. Tym razem starała się ogromnie i włożyła
mnóstwo serca w dania które chciała mi zaserwować. Najpierw
podała krem z pieczarek, a w piekarniku cos pachniało i zjadłem
dość szybko zupę, bez dokładki by wyjawiła mi co to za zapachy.
Gwiazdą talerza była pieczona pierś kaczki z jabłkami i żurawiną a
do tego puree z ziemniaków. Była na prawdę smaczna, chociaż nie
tak jak pulpeciki w sosie koperkowym, ale o dziwo pierwszy raz
przyrządzała takie danie, wiec mogło jej trochę nie wyjść, ja byłem
jednak pełen uznania dla niej i jej chęci i nie mogłem się jej
nadziwić. Ja kupiłem szampan, ale będzie trzeba go otworzyć
wieczorem, bo ona do obiadku kupiła półwytrawne, czerwone wino,
które wyśmienicie współgrało z kaczką. O deser już ja się
24
postarałem, chociaż o deserze ona mi wspominała że będzie
wieczorem. Grała muzyka, piliśmy winko, zatapialiśmy się w swoich
ustach i z radości, lekkości porwałem ją do tańca. Wpadliśmy w
swoje objęcia, a grzejące winko rozpalało w nas rządze że chciało się
już ten deser rozpocząć i byśmy go smakowali do rana. Jednak
jeszcze to nie był czas, chociaż na dworze już coraz bardziej się
ściemniało. Mijały nam tak piękne chwile. Nalegałem by jej pomóc
sprzątać i jakoś mojemu urokowi nie mogła się oprzeć i na to się
zgodziła. Znaleźliśmy chwilkę by usiąść, wypić resztę winka i
obejrzeć jej ulubiony serial, którego oglądanie bardzo mi ciężko
przychodziło, ale nie mogłem być taki egoistyczny i chciałem to i o
wiele więcej dla niej zrobić, by się odwdzięczyć. Myślałem również
o tym jak ja właściwie zorganizuję jej urodziny i chociaż było
jeszcze do nich daleko, to w głowie miałem plan - że trudno
najwyżej natrę się cebulą, ale siądziemy razem i będziemy cały dzień
oglądać te kobiece seriale. Nie miała co liczyć na mnie żebym
wskoczył w sexi kieckę, czy wymalował usta pomadką a już na
pewno tortu bym nie robił, a jeśli coś to pewnie wszystko zamówię i
powiem ze robiłem. Po serialu nadeszła wiekopomna chwila i kazała
mi pójść pościelić łóżko, zrobić jakiś klimacik w sypialni i położyć
się na brzuchu i najlepiej jeszcze zamknąć oczy. Heh – pomyślałem
„dla Ciebie skarbie wszystko” i włączyłem muzykę w laptopie,
zapaliłem lampkę, nawet równo ułożyłem prześcieradło na łóżku i
położyłem się jak kazała. Ona sama udała się do łazienki i coś tam
robiła kilka minut i usłyszałem tylko psik, psik perfum i wyszła. Z
dala krzyczała żebym się nie odwracał i zamknął oczy. Byłem dla
niej posłusznym więźniem i liczyłem tylko ze mnie nie wychlasta po
plerach jakimś pejczem. O nie to nie ona, bo ona przyszła,
pogłaskała moje plecy, pocałowała, i muskała kilka razy
25
rozpuszczonymi włosami a ich sam zapach był dla mnie jak
afrodyzjak i już poczułem lekki dyskomfort pozycji, ale pozwalałem
jej kontynuować. Powtarzała cały czas żebym tylko oczu nie
otwierał i była ciągle zmysłowa w dotyku i zaczęła mnie masować z
użyciem jakiegoś, egzotycznie pachnącego olejku a mi było coraz
lepiej a zarazem coraz niewygodnie. Oszołomienie nastąpiło gdy już
pozwoliła mi się przekręcić. Uśmiechała się do mnie, miała
rozpuszczone, falujące włosy i była w pończoszkach samonośnych i
pasie do pończoch i znowu w tej rozpalającej zmysły, czerwieni na
ustach. Usiadłem do niej i poczułem ten sam egzotyczny zapach na
jej ciele i zaczęły się nasze pieszczoty, wspólne masaże i zabawa
olejkiem i tylko z ram mi przeszła myśl po głowie – kto to wszystko
posprząta i jak można odeprać olejek z pościeli, ale wcale to nie było
ważne a wręcz przyziemne, bo to cała ezoteryka, cały klimat, bukiet
zapachów nad nami, dawała upojenie, zapomnienie o zwykłym
świecie i relaks absolutny. Pościel była pełna aromatu olejku, ale
długo tej pościeli nie zmieniałem by jak najdłużej kojarzyła mi się z
tak cudowna nocą. Szampana nie zdążyliśmy wypić, bo
stwierdziliśmy ze już tego za dużo, ale wypijemy go przy najbliższej
okazji np. gdy obroni prace. Z rana obudził nas budzik, ale
skorzystałem z przywileju urlopu na żądanie. Kierownik poniekąd
nie miał wyjścia bo jednak taki dzień mi przysługiwał, ale zrozumiał
sprawę, bo jednak poprzedniego dnia zaniosłem mu cukierki
urodzinowe i sam tylko dodał żebym się zbytnio nie spił, ale z
żartem dodał że już wstawia mi urlop na żądanie. Tyle na ile się dało
jeszcze przysnąłem z nią, ale i tak zbawiła nas tylko godzinka i
pozwoliliśmy sobie przed śniadaniem na odrobinę szaleństwa. Potem
poranny prysznic i wspólne śniadanko, które ja zrobiłem. Wspólna
kawka, przeglądanie poczty, jeszcze czułości i przed 10 odwiozłem
26
ją do pracy, bo ona już wolnego nie miała. Tamte urodziny
doskonale pamiętam i jakby nie było to zostaną trwałym
wspomnieniem z nią wspominanym.
Praca w maju jakimś cudem była w zawansowanym stanie i tym
bardziej głupotą byłoby się wycofać w takim momencie. Była tak
tym zmęczona, zdołowana, że nie potrafiła się tak cieszyć z naszego
związku, z moich żartów i te kwiaty w rękach pewnie więdły.
Próbowaliśmy wielokrotnie jakoś się zrelaksować. Chodziliśmy do
pubu coś się napić, potańczyć, spotykaliśmy się ze znajomymi, ale
widmo wisiało ciągle nad nią, no i nade mną też, bo to jednak
udzielający się nastrój wpływał na nasze relacje. Cały ból miał się
skończyć dopiero pod koniec czerwca, a i mógł się przeciągnąć do
lipca.
27
Rozdział VI
Ona pisała pracę, a ja miałem swoją pracę, w której było coraz
ciężej, jednak pojawiła się inna ścieżka, może nie na karierę, lecz by
zarobić więcej, warunkiem było jednak opuszczenie Polski i wyjazd
na 2 miesiące do Norwegii w czasie wakacji. Trudny wybór trudna
rada, jednak patrząc dziś przez pryzmat czasu, powiedziałbym sobie
– chłopie siedź w domu jak ci dobrze, pilnuj kobietę póki ją masz, bo
pieniądze szczęścia ci nie dadzą. Głupi jednak byłem, a może
rozsądny, bo miałem w głowie ten perfekcyjny plan, który jednak
wszystkiego nie przewidział. Obgadałem z Dorotą tą sprawę, chociaż
ja właściwie byłem ukierunkowany na wyjazd, a ona może i trochę
obojętna, bo miała ten jeden ważny problem, a ja jeszcze chciałem
dać coś od siebie. Z żalem ale ustąpiła i wyjechałem w inny świat i
wszystkiego było mi żal, ale miałem motywację, ze gdy wrócę
wszystko się ułoży i będziemy oboje spokojni i wspólnie będziemy
kształtować nasze Życie, nasz los. Obiecaliśmy sobie że będziemy
cały czas do siebie pisać, dzwonić w końcu to nie Afryka, tylko
bardzo cywilizowane państwo. W końcu to tylko 2 miesiące a
każdego z nich miałem szanse zarobić tyle co tu w cały rok. Jednak
nic nie ma za darmo, bo chociaż dolot na miejsce i mieszkanie i
wyżywienie tam wszystko opłacała firma dla której miałem
pracować, to jednak było to kosztem, że długo jej nie będę widział,
nie mogłem wspierać jej w dniu obrony pracy, nie mogłem z nią
świętować. Obiecywałem jej i sobie że gdy wrócę wszystko
wynagrodzę, że znajdę sposób by w parę dni wypełnić zaległą
pustkę. Obiecywałem ze jak wrócę to zarezerwuję stolik w świetnej
restauracji i będzie nas na wszystko stać by zamówić wszystko to
czego nie próbowaliśmy. Wstępnie miałem wrócić dopiero we
28
wrześniu, bo tyle by trwało moje dwa miesiące i ominęłyby nas
nasze wakacje, ale tam gdzie planowałem ją zabrać, nie ma pór roku
i ciągle świeci piękne słońce, grzeje piasek, szumią palmy, a woda
bardziej kusi niż błękit jej oczu.
Dzień wyjazdu był jeszcze trudniejszy, bo widziałem niestety po raz
kolejny jej łzy, które nigdy mi nie smakowały, które tak gorzkie cięły
moje serce, bo wiedziałem że to jest krzywdzące dla niej, ale z
biletem w dłoni już nie mogłem sprawy odkręcić. Całowała mnie
żarliwie, tuliła gorąco a na kołnierz leciały jej grochowe łzy a ja nie
miałem sposobu by je zatrzymać. Bólu dodały jej słowa, które
wypowiedziała w przypływie emocji – jak mnie możesz zostawiać w
takiej chwili. No i weź tu bądź teraz mądry i leć z nożem w sercu, z
gulą w przełyku i z tego wszystkiego i mi się te jej łzy udzieliły, ale
jak facet skrywałem je, bo to na moje życzenie lecę z kraju, oddalam
się od niej, by osiągnąć więcej tych papierków, przez które całe zło
świata, bo wszystko na tej mamonie, na tym hajsie, stoi i w tym tonie
po uszy.
Przelot trwał niespełna 3 godziny, ale ciągnął się, bo chociaż
bezpiecznie wystartowaliśmy i bezproblemowo lądowaliśmy,
chociaż życzliwość innych ludzi pozwoliła znaleźć wejście i wyjście
z lotnisk, jednak we mnie był konflikt, byłem pełen obaw, rozterek,
dylematów i ciągle rozgoryczony stąpałem po obcej ziemi. Nie
byłem jednak całkowicie osamotniony w tym stąpaniu, gdyż w tym
kontyngencie było nas 7. Nazwaliśmy siebie „szczęśliwa siódemka”,
z nadzieją że będziemy szczęśliwi przy pracy, stacjonując na miejscu
i co najważniejsze w dniu wypłaty. W pierwszych dniach było mi
jeszcze ciężko ogarnąć całą sprawę pracy i pogodzić się z tą rozłąką.
Właściwie pierwsze dni wcale nie były takie trudne, bo mieliśmy
29
kilka dni ścisłej kontroli, a zarazem mieliśmy lightowe traktowanie.
Poznawaliśmy najpierw teren pracy, zasady tam obowiązujące,
przechodziliśmy szkolenia a to bhp, a to z prac z środkami
toksycznymi, czyli takie poznawanie człowieka ze światem. Trudno
było tylko z porozumiewaniem, bo jednak wszyscy dookoła spikali,
ale jak to mówią „na technikę zawsze znajdzie się inną technikę” tak
i z tym było, bo zwyczajnie był jeden kumaty i nam przekazywał, ale
i mieliśmy najczęściej dostęp do jako takowego tłumacza. Trudniej
było poza pracą, żeby zrobić zakupy, a raczej zapłacić tymi ich
koronami, a wydawanie ich i czy to są dolce, pln-y, jeny,
przychodziło trudno, bo po pierwsze trzeba było poznać te papierki,
a po drugie, to na raz oddawało się sporą ich ilość i nie ze względu
na przelicznik walutowy, tylko dlatego że tam wszystko drogie. Taka
zwykła zależność, taka, nasza Warszawa, bo chociaż zarobisz dużo,
to i wszystko jest droższe, więc jedynym rozsądnym wyjściem zdaje
się jest mieszkać gdzieś poza w tańszym mieście a tu dojeżdżać i
tylko liczyć zyski, ale kto policzy czas w podróży, stracone chwile
siedząc w miejscu, stojąc w korku i kiedy wydawać tą manne. Całe
szczęście to tylko 2 miesiące i to na garnuszku firmy i tylko na
ekskluzywne potrzeby dla ciała typu alk czy faje trzeba było
wysupłać ze swojej, prywatnej kieszeni. Na specjalną rozrywkę nie
to ze nas nie było stać, tylko zwyczajnie pojechaliśmy tam pracować,
bo to też swoisty zakład pracy, tylko lepiej traktuje się człowieka –
pracownika i pracuje się za dużo bardziej godziwą wypłatę. Moje
zadanie polegało na malowaniu olbrzymich rur zarówno od środka
jak i z zewnątrz – czyli właściwie moje czynności niewiele się
różniły od tych wykonywanych dotychczas, z tą tylko różnicą że
prawowałem za kilka razy większa stawkę i pracowałem po 10-12
godzin dziennie, z tym ze po 12 godzinach należał się dzień
30
wolnego. Właściwie więc gdzie bym miał znaleźć czas na rozrywkę,
jeśli potrzebowałem odpoczynku i snu by sprawnie funkcjonować, a
pracodawca, czy raczej osoba przydzielona do nadzoru nas i naszej
pracy nie miała do nas żadnego „ale”, bo tam na bhp kładli ogromny
nacisk a wiec i na stan pracownika, który łamiąc notorycznie zasady
musiał w trybie natychmiastowym być wydalony z powrotem do
Polski i to na własny koszt. Libacje więc odpadały, co najwyżej mały
browarek do kolacji na lepszy sen, bo i potrafili przyjść i na wyrywki
przeprowadzić test na promilowanie. Skutek przyłapania, już
wiadomy – zwyczajowo dupa, brama. Rygor był, były wymogi, ale
za taką kasę no to zwyczajnie grzech zgrzeszyć. Tam się obracało
grubymi pieniędzmi za surowy towar, za produkt gotowy, a i za
mankamenty konstrukcji firma ponosiła nie mniejsze kary i straty a
wszystko szło liniowo, czyli jak firma, to i znajdzie się wykonawca –
artysta partacz. Mi się zdarzały lekkie niedoróbki, ale jeszcze na
etapie produkcji i jak szczęśliwy kot spadałem na cztery łapy. Jednak
jak to się mówi „ten się nie myli, kto nic nie robi”.
Dni tak mijały, trzymałem kontakt z Dorotą, która walczyła sama z tą
swoją magisterką, chociaż była blisko obrony, więc skoro praca była
już oddana, o pojawiły się kolejne obawy, zmartwienia. Odnosiłem
wrażenie że ona się zbytnio tym przejmuje, że zdaje się tyle osób
przechodziło przez etap studiów, pisało pracę, na pewno mieli
ogromne stresy, ale przezywali te obrony i mając już ten dyplom
śmiali się z siebie samych – pogrążonych w nakręcanych przez siebie
frustracjach. Co ja tam w ogóle mogę wiedzieć o tym, bo ledwo
maturę mam i żyję, mam pracę i chociaż jest jak jest, to są
perspektywy. Zastawia mnie jak daleko dojdą ci kształceni z tymi
papierkami, bo z tego co wiem to chyba tylko na spacerze do
31
pośredniaka się kończy a jeśli dostana pracę, to taką której mogliby
się bez tych kształceń podjąć. Nie wybrałem drogi tak daleko
edukacyjnej bo zawsze wychodziłem z założenia ze „po co robić
studia ? żeby być wykształconym bezrobotnym”.
Termin pracy nadszedł dość szybko z początkiem lipca i pracowałem
i myślami byłem z nią i trzymałem kciuki na pistolecie do
malowania. O jej sukcesie i fetowaniu, dowiedziałem się dopiero po
pracy, bo komórki nie trzymałem przy sobie. Radość była dla mnie
przeogromna i od razu zadzwoniłem. Strefa czasowa między Polską
a Norwegią jest ta sama a ja dzwoniłem około 20, jednak nie
odbierała, jednak napisała mi że po obronie robią imprezę dla
studentów i kilku profesorów, więc nie przejąłem się zanadto
brakiem kontaktu. Zadzwoniłem za to następnego dnia coś przed
południem i wtedy odebrała, ale zwyczajnie skacowana, ledwo
jeszcze ją rozumiałem i odniosłem wrażenie ze nie chciała ze mną
gadać. No cóż rozumiałem dziewczynę, bo czasem wiedziałem jak to
jest obudzić się następnego dnia po ostrej libie, wiec jej wybaczyłem.
Tego dnia miałem wolne, więc dałem dziewczynie dojść do siebie i
zadzwoniłem trochę później. Nie wiem czy jeszcze jej nie przeszło,
ale usłyszałem kilka dosadnie gorzkich słów typu: „dlaczego mnie
zostawiłeś, dlaczego cię przy mnie nie ma” i mówiła ze łzami i
szloch było słychać w słuchawce. Jeszcze raz jak baran próbowałem
jej uświadomić że to dla niej, dla nas to poświęcenie, ale nie dała się
przekonać i cos bełkotała przez to ryczenie że powinienem z nią być,
że uciekłem od niej, bo nie dałem rady z nią wytrzymać, no i że głupi
jestem ... Nie rozłączałem się, słuchałem tylko w skupieniu z,
wielkim zażenowaniem te słowa, które ciągle bardziej mnie dobijały.
Brzmiały mi w uszach i jak lancet bez znieczulenia rozdzierały mnie
32
na wskroś, a na koniec bez specjalnego słowa pożegnania rozłączyła
się, chociaż to ja dzwoniłem do niej.
Mętlik w głowie, na sercu wydziergany włócznią toksyczny tatuaż,
bezsilność, bezradność, otępienie i brak wiary w cokolwiek.
Próbowałem sobie jakoś wszystko wytłumaczyć, sam przed sobą ją
usprawiedliwiałem i prosiłem Boga żeby to nie było prawdą co się
wydarzyło, że to tylko przemęczenie – przepracowanie dało taki
efekt jakiejś złej anomalii, która gdy wypocznę, gdy się wyśpię to
minie. Musiałem się napić i to koniecznie w dużych ilościach i
miałem to już w dupie co się stanie potem. Miałem jednak dobrych
kumpli, którzy uratowali mnie od pogrążenia, od popełnienia tego
karygodnego błędu, który odbił by piętno na mnie, na moim życiu,
na moich wysiłkach, które poszły by na marne. Przepracowałem
właściwie prawie pół miesiąca, żadnej kasy jeszcze nie dostałem i
prawie byłem gołodupcem i musiałbym tak wrócić do Polski przez
nią. Przytaczali mi że „tego kwiatu jest pół światu”, ale ona to
właśnie mój kwiat, który tak rozkwitał w moich dłoniach i ramionach
ślicznie pachniał i kusił powabem. Byłem rozerwany na pół, bo
chciałem pracować, a z drugiej strony – która górowała nade mną,
miałem ogromny wyrzut sumienia że na prawdę jestem tu gdzie nie
powinienem być. Byłem pogrążony ale postawiłem każdemu z moich
wybawców po browku. Wypiliśmy za dość paradoksalny toast, który
rzucił jeden z kompanów – za kobiety które kochają nas, a jeszcze
bardziej kochają nasze pieniądze. Ironicznie to zabrzmiało i z deka
mnie wkurzył tym, ale zapaliła mi się lampka głupiego i po części
zrozumiałem, że to jednak fakt – że jednak pracuję na te pieniądze
dla mojej ukochanej kobiety i gdy ją uszczęśliwię, to wybaczymy
sobie błędy i wkroczymy na nowy, lepszy tor życia. Nasunęła mi się
33
nawet myśl o nowej drodze życia. Jestem niepokornym optymistą i
stawiam że gdy wrócę wszystko się odmieni. Zamieszka ze mną i nie
będzie zależna od Anki, bo to koniec studiów i koniec stancji i już
nie będzie musiała Ona, a tym bardziej ja, mijać się z tym gejusiem.
Zostaniemy tylko we dwoje pod moim dachem i tylko dla nas będą
nasze, słodkie poranki i tylko widokiem naszych, nagich ciał
będziemy się upajać. Stworzymy razem ciepło i żaden chłód go nie
ogarnie i żadne chmury już nie okryją blasku naszego ogniska. Bo to
miłość nasza – to radość razy dwa i smutki na dwa.
Następnego dnia wróciłem do pracy, ale nie mogłem rozgonić złych
myśli i miałem do siebie pretensję o krzywdę jaką wyrządziłem
Dorocie. W zamyśleniu pracowałem całe 12 godzin i coraz tylko
jakaś sytuacja zawodowa wybiła mnie z potoku myślowego. Po racy
miałem w komórce aż 3 wiadomości, ale nie wszystkie były dobre.
Informacji o moim stanie zdrowia, jak się pracuje oczekiwała mama,
kasy za komórkę oczekiwał operator komórkowy a ten trzeci był od
niej i ona chciała tylko wybaczenia. Przepraszała mnie za słowa. Tak
podle się czuła, że chciała to mi wszystko powiedzieć, zrzucić z
siebie żal, ale jej było głupio że tak się zachowała. W myślach
miałem ten sms i jak najbardziej byłem skory jej wybaczyć, bo każdy
może mieć złe chwile, chociaż wtedy nie wiedziałem dokładnie co
było dokładną przyczyną jej furii. Tego dnia jeszcze sie do niej nie
odzywałem, chciałem tez jej dać do myślenia, ale za to wykonałem
telefon do mojej rodzicielki, by podzielić się wrażeniami, moimi
emocjami i usłyszeć słowa wsparcia od kogoś, kto nigdy mnie nie
zawiódł. Dorotę zaskoczyłem o poranku zanim wyszła by do pracy,
słowami wybaczenia, dodania nadziei, żeby się nie załamywała aż
tak, bo ciągle jest dla mnie ważna i nic a nic nie straciła na wartości
34
w moich oczach. Ona jednak ciągle miała ten smutny ton głosu,
nastroju, jakby nic ją nie cieszyło. Ja jednak starałem się zrozumieć,
że może tak ją studia wyczerpały i w dodatku nie ma szansy na
wypoczynek i entuzjazm do życia z niej wyparował.
Mijały dni, coraz tylko miałem dzień w pracy, albo wolne, a nasze
kontakty słabły. Jej głos utrzymywał ciągle taki smutny ton, a ja
tylko mogłem ja wesprzeć słowami, by nie trafiła nadziei, ze w
końcu wrócę i zabiorę ją w podróż i miną jej szare dni. Niby się
cieszyła, ale czułem jednak ze coś jest nie tak. Jakiś czas prawie do
mnie nie pisała, a gdy pisała to krótko, albo z raz na dzień. Na
początku sierpnia nadszedł, pierwszy dzień wypłaty i dopiero wtedy
człowiek poczuł się doceniony. Było niewielkie rozczarowanie, bo
zamiast sporej sumy – około 15 tyś przeliczając na PLN-y wyszło
nieco ponad 9 tyś, a to wszystko za sprawą tamtejszych podatków,
bo aż 36% zabierają, ale i tak było nieźle, bo to kilka razy więcej od
tego co zarabiałem w Polsce. Z radości zadzwoniłem do Doroty, ale
nie odbierała. Zadzwoniła za jakiś czas i znowu usłyszałem jej łzy.
Jakże trudno jest zrozumieć kobietę, ale wtedy zrozumiałem jej łzy.
Tato jej wylądował w szpitalu z zawałem, a ona musi być przy nim.
Nie chodziła do pracy, a jeśli chodziła, to na kilka godzin i szła do
ojca. Taki przewrotny los może człowieka spotkać i nasuwa się
zawsze taka myśl, że zdaje się człowiek może być pewny wielu
rzeczy. Wielu świadomych swojego zdrowia, jest pewnych że co im
może być, że nie planują choroby, czy śmierci. To jednak jest
błędem, bo nic tak na prawdę nie wiemy co nasz czeka i perspektywa
nie musi być zbytnio daleka, bo kłamstwem jest gdy ktoś powie, że
jutro też będzie dobrze, że będzie pełen wigoru, bo to tylko Bóg zna
miejsce i czas. Jednak nie powinno popadać się w paranoje i bać się
35
o życie i żyć tylko z dnia na dzień, nie chcąc snuć perspektyw, bo nie
warto. Trzeba jednak tylko: zachować zdrowy rozsądek, życzliwość,
można a nawet trzeba planować, marzyć, śnić, by perspektywy na
przyszłość wyznaczały nam jakiś cel. Szanować ludzi, siebie i każdą
chwilę nam daną, tak byśmy mogli w następnej chwili bez wyrzutów
sumienia odejść.
Ojciec jej jednak nie odszedł, wrócił do życia, ale usłyszał zalecenia
lekarzy by dbać o siebie, by unikać niepotrzebnych stresów, nie
przemęczać się i stosować jakąś zdrowsza dietę – mniej tłustego,
ograniczyć alkohol, papierosy, jeść więcej warzyw, owoców i takie
tam formułki, które lekarze muszą wygłaszać, a sami za chwilę idą
zapalić i dla odstresowania łyknąć koniaczku. Z Dorotą było już
lepiej, bo chociaż ten smutek jej odszedł i wróciła do pracy i całe
szczęście nie musiała nadrabiać zaległości. Ruch w jej pracy jak to
na sierpień nie był wzmożony, więc i ciocia nie miała nic naprzeciw
żeby jednak wzięła sobie wolne na jakiś tydzień i odpoczęła. Ja za to
czułem się też coraz bardziej wyczerpany, potrzebowałem już Polski,
mojego domu, mojego łóżka, no i przede wszystkim mojej ukochanej
kobiety, z którą mimo wszystko ciągle wiązałem wielkie nadzieję na
świetlaną przyszłość we dwoje. Pieniądze miałem w sporej ilości
odłożone i firma dawała bilet na powrót. Zbliżał się koniec sierpnia,
a wiec i koniec mojej pracy, chociaż słyszałem wiele pozytywnych
opinii i słów, że gdy zechcę, to śmiało mogę wracać, że będą
trzymali dla mnie kask, kombinezon i mój ulubiony agregat do
malowania. A co mi tam kask, kombinezon, jak to wszystko miałem
też w Polsce, nie było jednak Doroty, więc za wiele mnie nie
trzymało. Nic im nie obiecywałem, bo póki co miałem dosyć tego
uchodźctwa.
36
Rozdział VII
Wracałem do siebie i nic mnie nie zatrzymywało i prędzej bym pchał
samolot żeby szybciej wystartował i leciał do kraju, a potem
szybciutko pociąg i taksóweczka do domu – do dużego pokoju.
Podróż była wyczerpująca, ale nic to, bo ujrzałem moje stare kąty,
ulice, sąsiadów. Dom miał swój zapach i tylko w lodówce światło i
wiatr, w chlebaku pusto i kwiaty powiędły. To mnie najbardziej
zdziwiło, że Dorota miała moje klucze od domu, bo miała coraz
przyjechać i czy wyjąć listy ze skrzynki, czy zaopiekować się
kwiatami, a one padnięte. Było owszem kilka listów na szafce, a
większość z nich to zwykłe śmieci – jakieś oferty kredytów, były i
gazetki ze sklepów ze sporo przeterminowanymi ofertami promocji.
Cieszyłem się jednak jak głupiec, tak jak bym dopiero kupił to
mieszkanie, nie czytałem tych listów, bo musiałem uzupełnić zapasy
i coś szybko zjeść, bo po podróży apetycik dopisywał. Zanim jednak
wyruszyłem na łowy na biurku spostrzegłem kartkę od Doroty
„Proszę wybacz mi, bo Ty starałeś się dla mnie, a ja zawiodłam”.
Karta ta została mi do dziś, ale wtedy uznałem jako przejaw impulsu,
po tych gorzkich słowach wypowiedzianych przez nią. Miałem
jednak zamiar wyjaśnić to przy najbliższym spotkaniu. Najpierw
najważniejsze było znowu ją zobaczyć, ale najpierw po zakupy do
marketu. Gwiazdki mi się znowu w oczach zapaliły gdy ujrzałem
mojego Citroena i znowu miałem banana na ustach, jakbym dopiero
co go zdobył, wsiadłem do niego ponownie, ale chociaż nie
jeździłem autem dwa miesiące, to gdy przejechałem do pierwszego
skrzyżowania już go na nowo wyczułem, bo tego się nie zapomina
jak jazdy rowerem. Byłem przy kasie, więc zaszalałem trochę i
zatankowałem do pełna i pojechałem po zakupy. To jednak nie były
37
takie duże wydatki względem tych jakie planowałem. Napisałem
oczywiście Dorocie że już wróciłem i nie mogę się doczekać kiedy ją
zobaczę, a ona tylko w krótkim sms-ie napisała że się cieszy z
mojego powrotu, że zaprasza do siebie, bo ma dobre ciasto które
lubię. Ten dzień jednak był dniem wewnętrznym dla załatwienia
spraw typu pranie, dla odwiedzenia rodziców, a przede wszystkim
dla odwiedziłem Boga. Przez cały ten pobyt za granicą, ani razu nie
byłem w Kościele, ale mówiłem do Boga, prosiłem go nie raz o siłę,
wytrwanie i wybaczenie, a tego dnia chciałem podziękować Mu za
wszystko co mi dał i że wróciłem bezpiecznie do domu i mogę się
cieszyć wszystkim jak kiedyś.
38
Rozdział VIII
Spało mi się dobrze, chociaż jak na nowym miejscu, bo przywykłem
do tamtego łóżka, poduszek, w których ciężko było „wyregulować”
wysokość. Następnego dnia planowałem spotkać się z Dorotą i
chciałem ze szczęścia wycałować ją, wziąć ją na ręce i z miejsca
zabrać ją w podróż, byśmy czym prędzej mogli nadrobić zaległy
czas. Serce mi dudniło a ręce lekko drżały, że aż zapaliłem sobie
przed wyjazdem. Zjawiłem się w kwiaciarni, ale musiałem się
pohamować, bo akurat obsługiwała kogoś. Chciałem gościa trącić,
niech sobie sam układa te ikebany, bo ta pani już ma wychodne, no
ale nie było mnie tyle dni, to jeszcze dzielące nas tylko kilka chwil w
tą czy w tą, nie robiło mi różnicy. No i w końcu skończyła i tamten
gościu sobie poszedł i wziąłem ją w objęcia i tuliłem i szeptałem że
jestem już tylko dla niej. Wtapiałem palce w jej ciemne włosy i
prawie dusiłem objęciem, jakbym chciał stać się z nią jedno, by już
zawsze być tylko tam gdzie ona. Nie mówiliśmy wiele a z jej oczu
znowu leciały łzy i tym razem je widziałem w 3D czy nawet 5D, bo
czułem na mojej koszulce jakie są mokre, jednak dając jej chusteczkę
wierzyłem że to są typowo łzy szczęścia. Ciągle mówiła” że dobrze
już jestem, że nie potrafi tego określić słowami” – tej radości,
chociaż przewrotnie dodała i powtarzała to, że ma mi tyle do
powiedzenia. Nie pragnąłem niczego bardziej niźli tylko jej słuchać
w skupieniu, patrząc jej w oczy i na usta, bo nie chciałbym przegapić
żadnego jej słowa. Chciałem spijać je z jej ust razem z pocałunkami.
Emocjom nastąpiła przerwa, bo jak na złe zjawił się kolejny klient, a
jeszcze co gorsza ona nie mogła wcześniej wyjść, bo była sama, bo
dla odmiany ciocia miała wolne. Postałem więc obok niej i chyba jak
ten posąg trwałem z godzinę, coraz tylko tuląc ją gdy nikogo nie było
39
i trzymając za rękę cmokałem w szyjkę. Zrobiłem zakup u niej –
nowe kwiatki i mam je do dziś i kwitną i przypominają mi o niej, o
tamtym dniu, który chociaż miał piękny prolog, to epilog był pełen
łez, rozczarowań, złych emocji i przekleństw i pytań które
zadawałem, chociaż bałem się odpowiedzi na nie. Kwiaty chyba już
na wieki będą przeklęte, opętane złymi skojarzeniami. Stoją do dziś,
ale już sam nie wiem czy one też pragną wody by żyć, bo może chcą
usnąć jak ja z tęsknoty za prawdziwym uczuciem, poczuciem
pielęgnacji, dbania, starań. Wtedy to była dla mnie najpiękniejsza
Helikonia – kwiat o którym zawsze marzyłem by mieć a który
wymaga dbania, czułości i kilka Storczyków i jeszcze zwykła
pokojowa, stawiana w kąt Dracena, a dziś jakie to ma znaczenie, bo
w moich rękach to chyba tylko ta Dracena wytrzyma najdłużej, albo
dokupię sobie kaktusa i to będzie najlepszy kompan w smutku.
Z Dorotą miałem spotkać się po jej pracy, a do zamknięcia było
jeszcze ze 4 godziny. Pojechałem więc do pracy zameldować się że
wróciłem, pogadać z kolegami, no i negocjować warunki umowy, bo
człowiek tak szkolony, przez takie „służby specjalne”, może chyba
liczyć, chociaż na nieznacznie większe uznanie, choćby i z samego
faktu że chcę do nich wrócić i pracować za tą przyziemną, krajową
stawkę. Byłem jeszcze do końca sierpnia na tym urlopie bezpłatnym,
ale przyjęli mnie na nowo z otwartymi rękami, chociaż jakiś VIPowskich traktowań nie miałem co oczekiwać. Zbytnio od razu urlopu
płatnego – wypoczynkowego nie mogłem wziąć, no bo to dziwne by
było że po urlopie chcę urlop. Chociaż i tak miałem za jakiś czas
uszczknąć kilka dni z puli urlopu płatnego, a z resztą nawet był taki
wymóg bym wziął rezerwowane 10 dni. Zbyt długo nie zabawiłem
we firmie, bo jeszcze chciałem kupić winko i zrobić obiado – kolację
40
dla Doroty i by została na śniadanie. Posiłek planowałem prosty i
szybki, bym nie stracił nad nim pół wieczoru i by smakował do wina.
Najbardziej pasująca opcją do opisu oczywiście makaron spaghetti z
sosem neapolitańskim. Byłem u niej przed czasem, więc pomogłem
zamknąć kwiaciarnię i przyjechaliśmy do mnie. Pomogła mi zrobić
posiłek, chociaż chciałem go zrobić sam dla niej. Zacząłem otwierać
wino i usłyszałem że ona nie będzie pić. Pomyślałem i odparłem jej
że co jak co, ale napić się ze mną musi - za mój powrót, za wspólnie
przygotowywany posiłek, ale nie chciała. Zjedliśmy i mimo jej
sprzeciwów polałem lampkę, a ona wpadła w furię i padły wtedy trzy
słowa które wywróciły mój świat, moje plany do góry nogami,
zmieszały i sprawiły że chciało się wyrzygać jedzenie, a następstwo
ich było masakryczne i działy się różne rzeczy, o których nie da się
pisać, bo to było strasznie nieuporządkowane. Oznajmiła mi „jestem
w ciąży”.
Opisuję tą moją historię, wspominam chwile i w ciągłym jeszcze
roztargnieniu robię bilans zysków i strat i nie mogę się doliczyć
czego było więcej. Zdarzyło się to 2 miesiące temu, a boli jakby ten
nóż pod żebra wczoraj mi wsadziła. Wtedy i nerwowo paliłem
papierosy jeden za drugim i nie wiedziałem co zrobić i o co więcej
pytać niż tylko –dlaczego (?) Dlaczego tak, dlaczego mi, dlaczego
mnie przy niej nie było ... A miała być żoną, miał być ślub, wesele,
nasz dom i nasze dzieci, czyli jej i moje a nie jakiegoś fagasa.
Wybaczanie moje osiągnęło szczyt i dalej już nie dało rady. Wprost
aż brzydziłem się nią, że tak jej brakowało mojej osoby, mojej
męskości, że dała innemu, by się zaspokoić. Usprawiedliwiała się
sms-ami na które nie odpisywałem, że strasznie źle jej z tym, że tak
przykro jej jeszcze raz że mnie skrzywdziła, że ja nie jestem jej wart
41
... no teraz to wiem, a dlaczego tak wcześniej nie pisała, w dniu gdy
ją poznałem, bym mógł zamiast po nie pójść zwyczajowo po
czwartego browara i dalej by się weekend kręcił. Żałowała
przeogromnie że wtedy to zrobiła, bo nie odczuwała wielkiej
satysfakcji, a teraz ma tylko wyzuty sumienia. Wyjaśniła się też
sprawa zawału ojca, do której doszedłem dedukcją, że się tatuś
dowiedział o wspaniałym zachowaniu córci i nie wytrzymał, a ona
potem przy jego łóżku w szpitalu pokutowała za ten występek.
Pozostawało jednak to jedno pytanie, które byłoby do końca
rozwikłaniem całej zagadki tego burdelu na kółkach – a kto do
cholery jest tym złamasem co wpycha swojego syfa w moją kobietę i
nie zdąża wyjąć. Z Dorotą nie chciałem gadać bo sprawa była zbyt
świeża i za bardzo bolała a i wtedy słowa - precz z mojego domu,
chyba jednoznacznie dały jej do myślenia że z domu to z mojego
życia, czyli odejdź i nie zostawiaj za sobą śladów. Łzy lały się za nią,
ale one jak i deszcz – wyschną i nie będą wskazywać którą drogą
wracała.
Kto jak kto, ale chyba przyjaciółeczka musiała coś więcej o tym
wiedzieć, więc zadzwoniłem do Anki. Wiedziała co się święci, gdy
widziała mój numer na wyświetlaczu i od razu nie odbierała, ale
odebrała w końcu. Odebrała i zwyczajnie, prosto z mostu zadałem jej
pytanie co wie o ciąży Doroty. Z tych kobiet to straszne
kombinatorki, że zaczynam powoli tracić cierpliwość do tej rasy, bo
zaczęła ją osłaniać, odkręcać kota ogonem, że to moja wina, a tak w
ogóle to nie rozmowa na telefon. Skoro nie na telefon, to wręcz
ostrzejszymi słowami wymusiłem w niej spotkanie. Pojechałem tego
samego dnia do niej, do wioski i miałem takie pragnienie w myślach
żeby najpierw bez satysfakcji przelecieć Ankę, a dopiero potem
42
przejść do rozmowy. Matka jednak jej była w domu, więc opcja
odpadała, więc pozostało mi tylko przesłuchanie. Jakież było moje
osłupienie, z niedowierzania w prawdomówność Anki, gdy
dowiedziałem się że dała dupy temu gejusiowi – Tomusiowi. Co
lepsze okazało się że to nie gej, tylko zwykły gość, tylko miał taki
głos i one dały mu taką ksywkę, a Dorota nie chciała żebym
odgrywał jakiś scen zazdrości czy terroryzował jego. Rzekomo na
samym początku zalecał się do nich – pan i władca domu, ale dały
sobie radę z typkiem, zastraszając że nie będą płacić za stancję, bo
się wyniosą. Cały ambaras był w tym, ze Dorota nawalona wróciła
po obronie do domu i władowała się mu do łóżka, bo miała ogromne
pragnienie i chciała tak emocje rozładować. Chłop niby winny, ale
paradoks leży w tym że nie winny i chciało by się go w mordę lać,
ale niby za co, co najwyżej jaja urwać przy dupie, żeby nie musiał na
następny raz uważać. Można mu było jednak wtedy wpieprzyć gdy
go mijałem, od tak prewencyjnie, no ale co by to dało poza
problemami dla dziewczyn, a tak tylko ja mam problem, no ale i ten
gościu też. Dorota jak tylko wpadła z nim, zaczęła szukać nowego
lokum i rzekomo nawet u mnie nocowała, jednak po jakimś czasie
wróciła do domu a tam załatwiła ojca i znalazła miejsce obok jego
łóżka na krześle. Źródło informacji naprawdę było trafione i szkoda
może że ta Anka nie taka ciekawa, bo bym coraz ją przekręcił dla
rozrywki, ale jej nawet nie chciał mój kolega mówiąc że „to nie jego
typ niewiasty”.
43

Podobne dokumenty