Rozdział I - Kocham Pisanie
Transkrypt
Rozdział I - Kocham Pisanie
Karol Filipowicz 2012 1 LALOKKA Historia prawdziwa, więc nie próbujcie tego sami 2 Spis treści Rozdział I ............................................................................................ 4 Rozdział II .......................................................................................... 8 Rozdział III ....................................................................................... 12 Rozdział IV ....................................................................................... 16 Rozdział V ........................................................................................ 22 Rozdział VI ....................................................................................... 28 Rozdział VII...................................................................................... 37 Rozdział VIII .................................................................................... 39 3 Rozdział I Jakim wspaniałym i zadziwiająco stworzonym jest umysł człowieka. Emocje oddziaływujące, zapadają głęboko w pamięć. Słowa, piosenki, miejsca przywierają do wspomnień jak banalne rzepy do psiego ogona i wracają. Wracają czasem nawet w najmniej spodziewanym momencie, bo zakorzeniły się w naszych wspomnieniach jak najsolidniejsze dęby i chociaż coś się zdarzyło spory czas temu, to odbiło piętno i pamiętamy wszystko jakby było nie rok, nie miesiąc, czy tydzień, ale zaledwie wczoraj. Był zwykły wieczór, dość ciepły, wiosenny, po utrudzonym dniu w pracy. Wracałem z moim kolegą, jednym z tych nielicznych, których tak mogę nazywać. Już wiele lat jako kompan i to z nim wysuszyliśmy nie jedną butelkę i kufel. Tego wieczora należał się nam piątkowy relaks, bo sobota wolna, więc swoje kroki kierowaliśmy do ulubionego pubu. Wewnątrz panował ciągle ten sam urokliwy klimat i ta muzyka – jakaś, takie plumkanie, ale to właśnie stanowiło o klimacie i ten dym z fajek, mieszał się z zapachem drinków i browarów i z niepodrabialnym zapachem perfum pięknych kobiet. To piątek i wieczór, więc pełno było tych kotek, dziuń, lal, a co niektóra to perła, czy prawdziwa natura która jednak jest czymś wyjątkowym. Znany temat od lat, więc od razu podszedłem do baru zamówić po browku a kumpel poszedł szukać stolika. Z pierwszym kuflem jest tak, że nie wiem jak w ogóle do stolika dochodzi i już czuje jest lepiej, już czuje się początek weekendu. Smaku dobrej chwili dodał papieros, bo nic jak on pasuje do zimnego piwka. Gadaliśmy i o 4 pracy, że jednak coraz ciężej jest, ale oczywiście kto jak nie my temu sprosta, a pracować trzeba na ten złoty trunek, by nam szumiał i pozwalał wybić się z szarej rzeczywistości. Minęła godzina naszego weekendowania i już 3 piwko, gdy do pubu weszły dwie dziewczyny, zupełnie nam nie znane, ale widać na pierwszy rzut oka że fajne panienki. Rozglądały się chcąc znaleźć stolik o który ciężko było o tej porze, ale zamówiły po jakimś kolorowym drinku. W nas odwaga już znaczna płynęła, więc podszedłem do nich i zaproponowałem żeby się przysiadły. Tak jak przypuszczaliśmy z kumplem – że to fajne panienki, bo się zgodziły i już nam nie było tak smutno. Tematów na rozpoczęcie rozmowy nie brakowało i już wiedzieliśmy że to Dorota i Anka i obie są studentkami i że są spoza miasta. Spoza miasta czyli naturalna krew, czyli coś co w kobietach lubię najbardziej. Bardzo miłe, spontaniczne dziewczyny, a mi w oko wpadła ta Dorota – brunetka, kręcone włosy, słowiański typ urody, piękny uśmiech i chociaż może z twarzy nie była jak miss Poland, to niektóre lale wokół ustępowały jej w swoim powabem, czarem, urokiem. To wielka fascynacja nią, sprawiała że pragnąłem ją bardziej poznać. Siedziałem, obok niej, patrząc nieraz w jej błękitne oczy i czułem delikatny zapach jej skóry, włosów i byłem odurzony tą wonią. Nie pożądałem jej, lecz się nią pasjonowałem. Bez skrępowania opowiadała o perypetiach na studiach, śmieliśmy sie, żartowaliśmy, wymieniając się spojrzeniami. Minęła godzina i chwil kilka, gdy one stwierdziły że już muszą wracać. Nam na pewno już też wystarczyło, bo mięliśmy spory kawałek do powrotu pieszo i czas na orzeźwienie się przed snem. Dziewczyny z początku odmawiały nam tego żebyśmy je odprowadzili, ale po zapewnieniach o nietykalności, uległy. 5 Wracając jeszcze rozmawialiśmy, żartowaliśmy a mi ciągle nie było dosyć jej osoby, głodniałem w miarę jedzenia, ale to głód pasji, fascynacji, który przysłaniał mi inne potrzeby, jak potrzeba snu, po ciężkim dniu. Mijaliśmy ulice, kilka skrzyżowań i szliśmy i coraz dalej od naszych domów, ale czułem że i tak jak to będzie możliwe do niej przylecę szybciej jakby było pół tej odległości. Niestety doszliśmy już pod ich blok. Mieszkały na stancji, ale wiadome że takich dwóch jak my to strach zapraszać. Uprosiłem ją o numer telefonu, bo skoro dziś nam tak się dobrze gadało, to może się jutro, przy wolnej sobocie spotkamy. No tak my wolne, ale one mają studia i to cały dzień właściwie zajęty, ale przerwa godzinna w ich zajęciach ocaliła mi wiarę. Szkoda było się rozstawać, ale jeszcze my musieliśmy do swoich domów jakoś wrócić, a robiło się coraz później i chłodniej i tak pewnie przed północą nie wrócimy. Odeszły żegnając nas uśmiechem i machając ręką. A ja chciałbym jeszcze podbiec i zostać z nią i nie wypuścić jej z rąk. No ale w drogę. Wracając jak upalony jakimś ziołem gadałem o moich odczuciach, jak mi się strasznie podobała, że aż się sam sobie dziwiłem, że mogłem tak wpaść po uszy. Fakt dawno nie byłem z dziewczyną, bo to jednak ciągle ta praca a gdy jakaś się zjawiała to na krótką chwilę i to głównie taka sam plastik. Kumpel szedł obok i tylko słuchał, coraz coś tylko powiedział, ale to pewnie przymulenie piwem i jednak po pracy zmęczenie, a ja dostałem nowego kopa takiego powerada, że mógłbym na pielgrzymkę pójść i z powrotem. Ciekaw byłem odczuć Doroty i idąc jakoś napisałem jej sms-a że ja się świetnie bawiłem, miło było je poznać, czy nie będzie miała za złe jak jutro ja odwiedzę w trakcie przerwy. Pamiętam ten sms i tamten wieczór, bo takich chwil się nie zapomina. Wtedy już nic nie 6 odpisała, a mi jakby ktoś po raz kolejny dał w mordę, no ale ten alk działa jak nieczulenie, wiec jak tylko doszedłem do domu, zjadłem coś na szybkiego i poszedłem spać. 7 Rozdział II Była pewnie noc, albo to już ranek, bo ciemne rolety zmieniają każdą porę dnia w czas – jeszcze można spać i przyszedł sms. Spojrzałem jednym okiem na zegarek a to już 11, no bo sobota, a gdzie się w tym życiu spieszyć, chociaż 2 dni bez pracy, a nocne zauroczenie dowiodło, że pewnie tylko ta praca i dom mi zostaną i coraz jakieś przygodne znajomości na kilka chwil. Ręką jakoś naszczupałem komórkę i dostałem sms od niej. O rety, czy ja jeszcze śnie ... No nie i szykuje się kolejny, „upalony” dzień. Komórka jej wtedy padła i nie mogła odpisać i właśnie była na zajęciach a o 13:15 miała mieć godzinne okienko. O w morde ! A ja jeszcze w proszku a mam być za 2 godziny na miejscu. Szybkie działanie – prysznic, omlecik na śniadanie, ładnie się ogolić, trochę sztyftu, perfumy i chłopczyk jak walczyk. Jakie cuda potrafią kobiety zdziałać, że facet w godzinę z hakiem potrafi się od padliny do galancika wyszykować, podczas gdy kobietom to by tak łatwo nie przyszło. Przed wyjściem z domu napisałem jej że będę i zapraszam na kawę i tym razem odpowiedź nadeszła szybko, że „kawa będzie dla niej zbawieniem”. Ciekaw byłem jak tam ten mój kompan, czy doszedł do siebie. Okazało się że ten skubaniec lepszy ma timer, bo już był nawet w sklepie. Niestety leniwe dupsko nie chciało mu się też przejechać, bo pewnie Anka też będzie wolna, a ja nie chciałbym ich dwie zagadywać, bo wolałem tylko na Dorocie całą uwagę skupić. Zajechałem na miejsce, no i tu zmora cywilizacji zmotoryzowanej – gdzie by się zaparkować. Oblężenie dookoła szkoły jak wokół cmentarzy 1 listopada, ale byłem przed czasem, wiec miałem jeszcze chwilę żeby pokrążyć i gdzieś się wcisnąć moją „cytryną”. Coś się znalazło chyba z kilometr od Uniwerku, wiec dla zdrowia trochę 8 spaceru. Była piękna pogoda, więc chciałem zabrać ją na spacer do kawiarni, bo znaleźć na mieście miejsce wolne do parkowania, byłoby na pewno trudniej. Dochodziłem do budynku i dostałem sms od niej że mnie widzi i zaraz do mnie wyjdzie. Tego się domyślałem że szła z Anką i zdziwiona gdzie mój kolega. No co ja mogłem o tym gościu powiedzieć i tak strzeliłem że go ząb boli i mimowolni zaprosiłem obie na kawę. W końcu to nie randka przy świecach, a zawsze jakiś punkt zarobię, a kto wie, może przez koleżankę do serca, (no czego to ja nie wymyślę, dla dobra sprawy). Rzekomo mówią że studenci to biedna społeczność, ale niedaleko Uniwerku była właśnie kawiarnia i można było tez zjeść pyszne, kremowe ciacho. Zamówiliśmy po ulubionej kawce z expresu i koniecznie po kremówce. No i jak trzymać się planu to do końca, a że Anka nie miała drobnych to ja zasponsorowałem jej deser, mówiła że odda, ale ja nic od niej nie chciałem, może coś ten goguś by od niej wziął jakby mu dała, ale jego przecież ząb boli. Jak leń, to niech szkoduje. Zdaje się ledwo zdążyliśmy się zobaczyć, wejść do „Caffe Italia”, trochę pogadać, wymienić kilka spojrzeń i niestety ta godzina minęła, i jeszcze musiały wrócić na zajęcia. Spacerem najwolniejszym jakim się dało odprowadzałem je pod budynek Uniwerku i tak snułem plany, że może jeszcze ją dziś zobaczę, ale nie bo uczą się do 19 a potem pragnęła będzie tylko poleżeć. No cóż ja mogłem w planach, w mych marzeniach snuć – że nie ma sprawy, przytulę Cię, zrobię masaż, zaszepczę coś do ucha i będzie jej lepiej, ale co ja zboczeniec ... Jedyną, kolejną, niepowtarzalną okazją może być niedzielna przerwa i tym razem 4 godzinna. A mi w to graj, to śpiew dla ducha, który pragnie pokrzepienia. 9 Budynek szkoły robił się coraz większy i wtedy zostaliśmy tylko we dwoje, bo Anka odeszła dziękując mi za kawę i żartując niech Lalokka podziękuje mi w jej imieniu w specjalny sposób. Lalokka, to brzmiało dziwnie, ale potem rozbrzmiewało mi w uszach cały czas, w myślach, bo zaświtała mi piosenka – przebój letni „la fiesta loka”. Staliśmy przez chwilę a ja nie pragnąłem mieć aparatu w oczach by upamiętnić jej twarz – uśmiech, spojrzenie i włosy rozwiane, lecz pragnąłem je widzieć codziennie. Czułem ten sam zapach perfum co wczorajszego dnia i nie mógłbym się pogodzić z inną myślą, niźli tą że będę o nią walczył o każdą chwilę z nią, choćby i tą krótką, jak oka mgnienie. Rozstając się pocałowała mnie raz w policzek i dodała że to za Ankę a drugi raz cmoknęła mnie w usta dziękując za aromatyczną kawę i słodkie ciastko. Odeszła, uśmiechnęła się, pomachała ręką z daleka, jak wczoraj, a ja po prostu miałem wiosnę na zewnątrz i w sobie i chciałem zabić czas, by minęła reszta dnia i noc i przyszła niedziela. Nie wiem czy to nie nadwyraz głupie, szczeniackie, ale wycisnąłem z ogarniającej mnie euforii nutę mojego poetyzmu i napisałem jej zasłyszany kiedyś wiersz Leopolda Stafa. „ Gdy w twoich ustach z ukojeniem Szukam twojego serca woni, Chciałbym cię zgnieść w objęciu moim, Zawrzeć jak ptaka w mojej dłoni. I ściskam twe najsłodsze ciało Śniąc, bym, pijany szczęścia trunkiem, Mógł pokryć ciebie całą, całą, Jednym jedynym pocałunkiem.” 10 Nie znała tego, była zaskoczona, dziękowała serdecznie i niedwuznacznie odpisała, że gdy się szuka, to się znajdzie, zaśmiała się z tego ściskania ptaka i żebym się za bardzo tym trunkiem nie upijał, żebym jutro po nią w przerwę przyjechał. Cóż ja mogłem pomyśleć ... a myśli miałem wiele, trudno je spisać, pokatologować, spamiętać, a najjaśniejszą była ta że ta dziewczyna ma coś. To co przemawia za nią, to jej naturalność, poczucie humoru, spontaniczność a ja nie mogłem tak zwyczajnie przejść obok niej, zostawić w spokoju, nawet jeśli w przyszłości chmury zajdą. Wracając po drodze, chociaż jakbym leciał, wstąpiłem po kilka drobnych do bankomatu, bo jutro nie wypadało znowu zapraszać ją na kawę i ciastko, skoro będzie miała 4 godziny przerwy. Dobry obiadek by się przydało zjeść, tylko gdzie, bo chociaż ona warta jest każdych pieniędzy bo dała mi szczęście swoją osobą, to ja jednak nie jestem bogaczem, by sypać kasą na lewo i prawo, chociaż jeśli nie na wino, kobiety i śpiew, to na co ...? Po 19 dostałem sms od niej - że wyczerpał ją cały dzień na zajęciach, że od groma mają materiału do przerobienia i że boli ją pewna cześć ciała od siedzenia. W odpowiedzi zaproponowałem że zapraszam jutro na obiad, na co ona jak to ona – niedwuznacznie, że się muszą mi zrewanżować i do siebie zapraszają. Ohoho no to mam zaproszenie na obiad i kolejny krok w przód wykonany. Na potwierdzenie miłego dnia tuż przed 21 dostałem sms że idzie spać i chyba z przekąsem przypomniała – żebym odebrał je jutro, bo nie zjem dobrego obiadu. 11 Rozdział III Snując plany na MY zasiedziałem się długo w nocy i tylko pozornie oglądając jakiś film, bo jednak głowa była pełna jej a każda ścieżka dźwiękowa to lalokka. Wstawanie w drugi dzień weekendu, to kolejny dylemat, bo chociaż ciało jeszcze śpi, to duch jest pełen werwy, żyły pełne gorącej lawy a balans osiągam zawsze kubkiem gorącej kawy do śniadania i tamtym razem nie było inaczej. Czułem się lepiej, bo znowu czekała w mojej komórce wiadomość – „wstawaj, szkoda dnia” i to nie była reklama od zetki. Szybko nastroiłem tępo ciała względem ducha i taktu bijącego serca i już w nawet mniej niż godzinę byłem gotów. Generalnie jeśli nie zwalił jej z nóg widok – taki weekendowy ja, to gdy nadchodzi niedziela ubieram strój bardzo elegancki a’la James Bond z moją stawką godzinową i temu się mało która oprze. Jestem człowiekiem wiary w Boga wiec starałem się przestrzegać zasad i nawiedzić Kościół tego dnia. Msza trwała szybko, chociaż tego nie pamiętam ani słowa, co było, bo tkwiła mi inna osoba w głowie. Czas był świetnie zgrany, bo miałem jeszcze pół godziny na dojazd po dziewczyny. Po kolegę już nie dzwoniłem, bo jeszcze bardziej by mu coś zaszkodziło na ząb, no i więcej obiadu będzie dla mnie. O dziwo czekało na mnie to samo miejsce co poprzedniego dnia i pogoda znowu sympatyczna, romantyczna, wiec i spacerowa dla zdrowia. Zgarnąłem rozweselone dziewczyny i podjechaliśmy do nich na stancje na rzeczony obiad. Ulica i budynek mi znany, bo mieszkam w tym mieście od lat, ale mieszkanie obce. Mieszkały na 3 piętrze w czystym, wyremontowanym bloku w mieszkaniu około 60 m2 z niezłą kuchnią. Zdziwiło mnie wtedy to że ich obie stać na opłacenie takiego lokum, ale z nimi jeszcze mieszkał chłopak – syn 12 właściciela i to mi dało trochę do myślenia, że one we dwie i jakiś cwaniak do tego, a ona jakby słyszała moje myśli i ze śmiechem powiedziała że one nie mają co się bać, ale ja powinienem się martwić, bo ten gościu to gej. No trudno się mówi, będę go unikał i nie będę stawał do niego plecami i to był dobry żart od którego się we trójkę nieźle pośmialiśmy. Dobry humor jednak nie zastąpi dobrego obiadu, więc kazały mi usiąść w pokoju, Anka przyniosła mi kawę, a one zaczęły cos tam pichcić. Smakowite zapachy dochodziły z kuchni i wiedziony tymi aromatami zajrzałem co dziś pojjem - a to tradycyjna, kuchnia polska z odrobiną fusion – pulpety, frytki i surówka z czerwonej kapusty. No po prostu obiadek kreował mi się bardzo apetyczny i głodniałem coraz bardziej i tylko nie wiem czy bardziej obiadem, czy widząc Dorotę w spódniczce i fartuszku. Najchętniej to bym jedno po drugim skonsumował, ale na deser trzeba było poczekać. Nie minęła godzina a już stoliczku nakryj się. Wszystko było świeże i pyszne, a te pulpeciki to wspominam do dziś i ten sos koperkowy. To są te chwile z życia, które zapadają. Owszem potem jadłem jeszcze kilka razy u niej te pulpety, smak ich został, jednak gorycz po niej również. To był tamten weekend, który był przewrotem w moim życiu, od którego wszystko się zaczęło i trwało by pewnie długo, gdyby nie różne sploty sytuacji, zagmatwane życie, ciągła gonitwa po pieniądze i czasem zaniedbanie, do tego chwila słabości, te chmury które pojawiały się i odchodziły. Przyzwyczajałem się do tego, bo podobno tak to jest w związkach, że gdy słodycz występuje to jest fajnie, ale gdy jest jej za dużo to mdli i samo automatycznie życie wrzuca garść dziegciu byśmy mogli zachować równowagę. 13 Tamtej niedzieli było pięknie, jedliśmy, piliśmy wodę z sokiem cytrynowym, herbatę i przegryzaliśmy ciasteczka. Dowiedziałem się że Lalokka wymyśliła sobie sama, a właściwie gdy była dzieckiem to gdy pytali się jej jak się nazywa odpowiadała nie Dorotka tylko „Lalokka”. Tamte 4 godziny też minęły bardzo szybko, wiec odwiozłem ich z powrotem na Uniwerek. Zajęcia miały trwać tylko godzinę, ale musiały być obecne na nich. Obiecałem że „zakręcę się” po mieście i odbiorę ich po zajęciach. Co prawda było już trochę przed 16 i niedziela, wiec nic nie dałoby rady nic kupić o tej porze, a tym bardziej nie miałem potrzeby pójść coś zjeść, czy się napić. Jednak to moje miasto i mam kilku znajomych, rodzinę, których mogłem odwiedzić. Zajrzałem do mojej babci z niezapowiedzianą wizytą, ale babcia jak zwykle serdeczna i szczodra, ugościła mnie herbatą i ciastkami. Byłem napchany jedzeniem i naprawdę jedzenie i picie to była rzecz o której pragnąłem jako ostatnich. Jednak babci się nie odmawia, więc symboliczna herbata z cytryną i ciasteczko były koniecznością. Zbliżała się 17, wiec i ja zbierałem się po studentki, ale dostałem wiadomość że jeszcze się zajęcia przeciągną, bo facet się spóźnił, Nic to jednak bo i tak czas był na mnie, bo bym się do auta nie dotoczył. Odebrałem je i podwiozłem pod dom. Anka zachowawczo jak zwykle podziękowała i wyszła wcześniej do domu. Zostaliśmy my i chociaż ja chciałem ja ubóstwiać, podziwiać, nawet nacieszyć się tylko ciszą we dwoje, jej zapachem, to usłyszałem z jej strony mnóstwo ciepłych słów. Słowa z jej ust tak pięknych, płynęły spontanicznie, patrzyła na mnie i wciąż się ślicznie dla mnie uśmiechając. Mijały minuty, a nam obojgu nie było dość, jakbyśmy chcieli w jednej chwili nadrobić stracony czas bez siebie. Wtedy też dowiedziałem się że pracuje w kwiaciarni swojej cioci. Dawno nie miałem komu wręczać kwiatów, to i nie chodziłem po kwiaciarniach 14 szukając pięknego kwiatu i wtedy taka obiekcja mną targnęła i powiedziałem jej o tym, że skoro ona na co dzień ma kwiaty, to czym ją będę obsypywał. Nic co dobre nie może trwać wiecznie i tak było wtedy i jeszcze na koniec dodała tylko przykre słowa że szybko się nie zobaczymy, bo przed nią kolokwia, egzaminy i że na cały tydzień wraca do domu by się uczyć. Wtedy dla mnie to był smutek i tego dziegciu była dosłownie odrobina względem tej dawki jakiej zaznałem na końcu i właściwie patrząc przez pryzmat czasu chciałbym te drobne przyjemności, zamienić na te małe ziarenka goryczy, by ta ostatnia z dawek tak nie bolała do dziś. Powroty po takich chwilach bywają trudne, jednak zwalczamy to, bo ktoś powiedział że „co cię nie zabije to wzmocni”, więc mimo żalu tego, jednak nie popadałem w dziecinadę w paranoję. Bo spotkania z nią to czysta doza przyjemności dla duszy, dla zmysłów, ale przecież w tygodniu jest co ...? jest praca i tego się trzeba trzymać, bo wiele razy z pracy wracałem jak stłuczony pies. Przede mną była ta zmiana że się zwyczajnie nie można wyspać i chociaż wraca się tylko trochę po południu to wraz ma się tylko chęć spać, spać, nadrobić sen, chociaż chwilkę poobiedniej drzemki. Wróciłem do domu na tyle by obejrzeć ulubiony program i jeszcze napisałem jej kilka słów, że będę do niej pisał, dzwonił, byśmy chociaż ezoterycznie mogli być bliżej siebie. 15 Rozdział IV Z poniedziałku ciężkie odliczanie i sam wtedy właściwie nie wiedziałem do ilu dni, bo tym czego można było być tylko pewnym to miniony weekend, że coś się zmieniło, coś zabłysło, ale to była wielka niewiadoma na jak długo, bo o tym miał mnie doświadczyć czas. Następny weekend był dla niej koszmarnym wysiłkiem, bo chociaż zakuwała materiały, to jednak egzaminy były wyczerpujące. Z resztą wcale lekko nie miała do końca całej sesji, która sięgnęła nawet początku lipca. Tak naprawdę dopiero wtedy odzyskałem moją Dorotę na dłużej, bo w międzyczasie spotykaliśmy się, ale to były chwile, czasem przed pracą, czasem po pracy a gdy miałem wolny dzień zaglądałem do niej - do kwiaciarni. Całe szczęście tamte wakacje nadały naszym emocjom, uczuciom, zauroczeniu, większego sensu, obrotu, który właśnie pozwolił na bycie MY. Pod koniec lipca ja miałem zaplanowany czas na urlop i w końcu od tylu lat miałem z kim spędzić ten wolny czas. Z wolnym u niej też nie było problemu, bo to i czas wolny, ciepły, pozbawiony okazji, żeby w kwiaciarni był natłok i dla niej samej należał się zupełny relaks po wszystkich stresach czasu studiów. Oboje lubiliśmy wodę, więc wybór był prawie jednoznaczny. Wybraliśmy wtedy Polskę i „Krainę tysiąca jezior”. Wieloma oszczędnościami nie dysponowaliśmy, bo ona wydawała a to na rachunki i oszczędzała na studia, a ja poza rachunkami, miałem swoje libacyjne życie i pieniądze zwyczajnie się upłynniały a do tego szły z dymem no i były przejadane. Na wakacje jednak, chociażbym miał wziąć kredyt, to musiało mi starczyć, ale obyło się, bo te tygodnie suszy, jednak 16 trochę zaowocowały, a i niewielka pożyczka, długo-spłacalna, nieoprocentowana od rodziny bardzo się przydała. Byliśmy tylko 5 dni, ale to naprawdę dni które słodzą Życie, których kompletnie nie żałuję, które pamiętać będę do końca i za te chwilę ciągle dozgonnie bym jej dziękował, bo chociaż to był krótki czas, ale był bardzo aktywny, pełen atrakcji, kolejnych kroków, chociaż kroku po deser jeszcze nie wykonałem. Jednego czego szkoduję, to faktu że wakacje takie już nigdy się nie powtórzyły i nie powtórzą. Sporym susem był sierpień gdy byliśmy ze sobą co weekendy i odwiedziłem po raz pierwszy ją w jej domku, tam gdzie mieszkała z rodzicami, gdzie wracała gdy miała wolny czas i gdzie najlepiej wchodziła jej nauka. Poznałem jej rodziców, którzy mimo że byli uprzejmi, to odnosiłem wrażenie że mają do mnie pretensje że pewnie bałamucę im córkę, albo że jestem tylko oka mgnieniem w życiu Doroty, czy tą zwyczajową parą butów, która się znosi i znajdzie sobie nową. Jednak docelowo chciałem zmienić ich nastawienie pokazując się z dobrej strony, dyskutując na wiele tematów, ciągle tylko wodząc oczami za Dorotą i patrząc na jej minę. Tego samego dnia wracaliśmy do miasta, chociaż jej wioska to właściwie małe miasteczko, a rodzice nie tyrali na roli tylko gdzieś pracowali – matka w miejscowej poczcie, a ojciec spawał w przydomowym warsztacie a to ogrodzenia, a to jakieś zbrojenia, no generalnie swój chłop z branży. Mijały chwile, dzień za dniem, moja zmiana za zmianą. Mięliśmy lepsze chwile, których całe szczęście było więcej, ach no i te burze, które często powstawały z braku siebie, czasu dla siebie, jakiś nieporozumień, no i rozbieżności idei, czy potrzeb. Zawsze jednak nie potrafiliśmy gniewać się na siebie zbyt długo i nam przechodziło. 17 Mieliśmy też imprezy okolicznościowe i a to raz wesele w rodzinie z mojej strony, czy imieniny u jakiegoś wujka z jej strony. Cieszyłem się wtedy że żaden z jej rodziny nie jest moim kumplem, tym od „osuszania”, bo by się dziewczyna odkochała jakby poznała ten mój czasem straszny nawyk. Było jej jednak w niecały rok dane poznać tą moją, złą stronę, ale wtedy dla niej się starałem być człowiekiem na poziomie. Może to było oszukiwanie jej, czy siebie samego, ale ja naprawdę się starałem, bo już miałem dla kogo, bo warto było widzieć jej dobry humor, uśmiech, pogodne nastawienie do mnie, do otoczenia. Mówiła nie raz że „gdy tak mnie radujesz, to i kwiaty w moich dłoniach kwitną bardziej”. Czyż to nie krzepiące słowa ... (?) i to one były wyzwaniem by sprostać, by pośród dnia szarego, pośród smutku codziennego, pośród ludzi zwykle znanych, kwitł kwiat euforią nazywany. Z październikiem wróciły dawne rozterki, wrócił dawny porywacz Doroty - studia, wróciła dawna znajoma Anka, która gdzieś bywała w swojej mieścinie i wróciła by studiować. O dziwo tego pedałeczka udało mi się faktycznie jakoś unikać. Widziałem go czasem tylko jak wracał do siebie, gdy ja wychodziłem od Doroty. Dziwny taki człowiek i niby lewy, ale miałem co do niego obiekcje, bo to jednak facet i mieszkał razem z moją kobietą. Nieraz miałem takie myśli, by zwyczajnie wziąć kumpla i dla pewności zrobić temu gogusiowi face lifting, żeby dla pewności nie ruszył mojego „deseru”. Nie wiadomo co by wtedy zrobił, ale na pewno dobrze by to się nie odbiło na Dorocie, być może by ją wywalił z domu, a już na pewno nasłał by na mnie psy a te po nitce, do kłębka by mnie znaleźli i była by sprawa. Więc lepiej było nie ruszać gówna, skoro aż tak nie śmierdzi, to niech zostanie w tym stanie skupienia co jest. 18 Weekendy jednak z początku nie były aż takie groźne, bo pozwalała sobie na niepójście na jakieś zajęcia, albo w ogóle gdy była kiepska pogoda, czy dopadło ją choróbsko to nawet nie wychodziła z domu. Dawałem jej wtedy ciepło, przynosiłem leki, nawet zdarzyło mi się dla niej coś ugotować, bo wiadome, że coś ciepłego w takich chwilach zawsze pomaga wrócić do zdrowia, gdy się człowiek, wygrzeje, wypoci. Miałem oczywiście w zanadrzu jeszcze jeden skuteczny sposób na rozgrzanie, ale z jej samopoczuciem to prędzej dostałbym po gębie niż satysfakcję. Święta Bożego Narodzenia są urokliwe, bardziej łączą, dają ciepło domowe, pewność, bezpieczeństwo i czekolada, pomarańcze wtedy lepiej smakują i mój najsłodszy deser tak długo wyczekiwany, ale warto było czekać, by móc napawać się majestatycznym powabem jej ciała. Dostałem go od mikołaja i co prawda bez brody, ale w czapce z pomponem a jakże i w pięknej, czerwonej bieliźnie. Tamten prezent na mikołajki również ciągle rozpamiętuję z błyskiem w oku, z uśmiechem, bo co by nie myśleć, to dla faceta dostać taką „różę” w taki magiczny czas i sposób, to aż się kocha kwiaty a zimą to jeszcze bardziej. Mówiąc zbyt kolokwialnie to ostatni krok zaliczony, jednak to był tylko przedsmak. Później coraz częściej dawaliśmy się ponieść emocjom i przezwyciężaliśmy zimno w ten dość zdaje się prymitywny sposób. Żarzące się uczucie przeistoczyło się, ewoluowało, do najwspanialszego uczucia miłości, pożądania swoich ciał, do pragnienia bycia ze sobą więcej niż tylko kilka chwil, a zbawieniem były całe noce i widok pięknych, zaspanych oczu, rozanielonej twarzy o poranku. Na dworze była zima a w naszych sercach, gorący, letni szczyt i żadnych złych chwil na horyzoncie. To były doskonałe perspektywy na wspólne życie. Postanowiliśmy 19 oboje zadbać o siebie i usnuć plany na najbliższy sylwester i by starczyło nam na powtórzenie wakacji. Żebyśmy mogli wyjechać gdzieś poza Polskę i cieszyć się pięknymi basenami, lazurowym morzem, ciepłym, plażowym piaskiem, rajskimi widokami, byśmy mieli co wspominać i o czym opowiadać znajomym. Chcieliśmy podjąć z nowym rokiem postanowienie, żeby przeniosła się do mnie i razem zamieszkać, jednak nie mogła zostawić Anki w tej sytuacji, bo by było trochę nie fair względem niej, bo gdyby Dorota przeniosła się do mnie, to Anulka – biedulka była by zdana na żywot z tym lewusem a poza tym musiała by płacić większy czynsz za wynajem lokalu. Znalazł się jednak i sposób by wilk był syty i owca cała. Zwyczajnie Dorota mieszkała ciągle tam na stancji, ale coraz, gdy pasowała zmiana, nocowała u mnie. Tak mijały nam tygodnie i ta ciężka, niedospana zmiana stała się bardziej lubiana, bo głównie wtedy mogliśmy upajać się wspólnie nocą, chociaż czasem porywałem ją po 22 do siebie i wtedy mieliśmy dla siebie i noc i poranek. Sielankowe klimaty zaczęły być coraz bardziej stresowe, nerwowe, bo to był jej ostatni rok na studiach i musiała zacząć pisać magisterkę. Dostała jakiś poroniony temat a materiały do pracy strasznie ciężko było znaleźć. Trzeba było przekopać jakieś statystyki czy w necie, czy nawet w urzędzie miasta w jakiś archiwach. Terminy goniły, a im było bliżej terminu oddania jakiegoś działu, czy partii pracy, tym ona się bardziej denerwowała, frustrowała, coraz trudniej było z nią wytrzymać, ale kochałem ją, rozumiałem problem i jak tylko mogłem to pomagałem jej, chociaż coś przepisać z książki na komputer. Starałem się nie pogłębiać jej wkurzenia, chociaż i mi się nieźle udzielało i były chwile gdy wolałem jej nie widzieć, by kiedyś nie wybuchnąć i nie powiedzieć co sądzę na temat jej szkoły, jej magisterki – że to jej się nigdy nie 20 przyda i tak naprawdę psu na budę cały trud i nerwy. Opanowywaliśmy jednak się i nasze zbliżenia były najlepszym sposobem na rozładowanie napięcia między nami, na relaks dla niej, chociaż wiadomo ze nie mogła zapomnieć o tym, pozbyć się tego z pamięci. 21 Rozdział V Najpiękniejsze dla mnie zbliżenie było z nadejściem wiosny i to nie ze względu na porę roku, ale bardziej na stan ducha, ciała – hormonów które bardziej budziły się w nas, ten klimat, nieśmiałe słońce przebijające się, ale i przede wszystkim moje święto – urodziny. Nie były one jakieś szczególne – bo nie pełne, ale były za to w bardzo szczególny sposób świętowane, bo z nią, a ona już się postarała o wykwintność tego dnia i chociaż nie otrzymałem od niej wielkiego upominka, to dla mnie po prostu cały dzień był wielkim prezentem. W prawdzie urodziny obchodzę 20 marca, ale świętowanie zaczęło się już 19 jej wizytą u mnie i tym że została na noc i chociaż co prawda nic wielkiego tego dnia się nie wydarzyło, to dla mnie fakt że była, że razem wzięliśmy prysznic, że pomogła mi się zrelaksować po dniu w pracy, chociaż wyśmienicie, wspólnie się relaksowaliśmy, uczyniły ten dzień doskonałym aperitifem. Została na noc, bo specjalnie dla mnie wzięła sobie wolne, by zrobić coś miłego dla mnie, co oczywiście było owiane wielką tajemnicą. Noc chociaż była krótka bo miałem pierwszą zmianę, to był bardzo syta dla pragnień, była spełnieniem i chociaż wstawałem z lekkim niedospaniem, to ta słodycz jej ciała w moich ustach, złagodziły skutki niewyspania. Wstała ze mną i włożyła moją koszulę i jakże wielką radość mi tym sprawiła, bo wyglądała tak mmmm i bardziej pobudzająco niż ta kawa którą mi zaparzyła i aż chciałem ją tak schrupać jak croissanta i zostać w domu, wysmarować ją dżemem i to był mój pomysł na słodki deser zamiast tortu, ale ona wprost wyganiała mnie z domu, bo miała wielką niespodziankę dla mnie. No cóż, ale ja byłem bardziej przebiegły i tego dnia zamiast autobusem, to pojechałem samochodem do pracy by po pracy być 22 wcześniej w domu i nie okrążać miasta, tylko skrótową drogą jak najszybciej dostać się do domu. Po drodze zabrałem kumpla i jak mu opowiedziałem całą sprawę, to też chciał przyjść do mnie na imprezę, no ale obiecałem mu ze jak doczeka do piątku to popiwkujemy i mogę dla niego nawet piwko ze słodkim soczkiem kupić zamiast tortu. To zrozumiałe chyba że bardzo mnie ciągnęło do domu, wręcz to magnetyzowało, i z każdą godziną w pracy traciłem opór i zwyczajnie zapowiedziałem że urywam się po przerwie do domu. No ale Dorota by zasieki wstawiła w moim domu, żebym za szybko się nie dostał, bo gdy wspomniałem jej sms-em że wcześniej wyjdę, to usłyszałem groźbę żebym nawet o tym nie myślał i cóż, zostałem do końca zmiany, a hormony to krążyły we mnie jak bąbelki w szampanie. No właśnie szampan i dobrze że kolega mi przypomniał o nim, snując jakieś fantazje erotyczne, co to się u mnie będzie działo. Nie wiedziałem kompletnie czego oczekiwać, ale po pracy wstąpiłem po szampana i kupiłem czekoladki, no a że na truskawki jeszcze nie sezon, a te z plastiku, no właśnie smakują jak opakowanie, to pomyślałem sobie że winogrona będą doskonałym substytutem. Wróciłem do domu a tam już na klatce unosił się piękny zapach a gdy otworzyłem drzwi oniemiałem i już wiedziałem po co tak czekałem. Przywitała mnie ona w eleganckiej, wiosennej sukience i jakże pięknie miała spięte włosy, zmysłowy makijaż a w dłoniach miała mini torcika w sam raz dla dwojga, z jedną świeczuszką. Och jaki ja byłem odurzony tym widokiem, upiłem się bez picia tą chwilą tak wyjątkową, że nie potrzebowałem fotografa, ani kamerzysty, bo gdy zamykam oczy ciągle widzę to zdjęcie gdy wszedłem i odtwarzam w głowie klatka po klatce całą, moją uroczystość. Złożyła mi ciepłe życzenia, by się spełniły moje marzenia, a ja jej wyszeptałem że mam Ciebie - cały świat i nie 23 wiem już o czym więcej mogę marzyć, a potem po prostu zdmuchnąłem świeczkę i zatopiłem się w jej miękkich, soczystych ustach i potem to całą pomadkę ja miałem na ustach, ale jak szaleć to szaleć i zanim zjadłem tort to najpierw oblizywałem się tą wisienką z jej ust. Zaskoczony byłem samym powitaniem i prezencikiem – krawatem, ale w bezdech zapadłem gdy zajrzałem dalej do domu, bo w pokoju stał pięknie udekorowany i zastawiony stół. No gdzieżbym miał ją jeszcze całować, bo słowami nie mogłem się jej odwdzięczyć za cały trud jaki włożyła w przygotowanie atmosfery elegancji, smaku a zarazem intymności, bo rolety były zasłonięte na tyle że wpadały tylko niektóre promienie światła i ta muzyka z wieży i zapach jej perfum, który chyba już był wszędzie – w powietrzu, na mnie, na niej. Odświeżyłem się przed obiadem i nie żeby zmyć te zapachy, ale by dla tak dostojnej chwili również dostojnie wyglądać, pasować do niej i oczywiście pokusiłem się o włożenie galowych spodni, koszuli i oczywiście nowego krawatu. Wracając do pokoju znowu ujrzałem ją taką kuszącą, jak wtedy z tym fartuszkiem, gdy przygotowywała posiłek. Tym razem starała się ogromnie i włożyła mnóstwo serca w dania które chciała mi zaserwować. Najpierw podała krem z pieczarek, a w piekarniku cos pachniało i zjadłem dość szybko zupę, bez dokładki by wyjawiła mi co to za zapachy. Gwiazdą talerza była pieczona pierś kaczki z jabłkami i żurawiną a do tego puree z ziemniaków. Była na prawdę smaczna, chociaż nie tak jak pulpeciki w sosie koperkowym, ale o dziwo pierwszy raz przyrządzała takie danie, wiec mogło jej trochę nie wyjść, ja byłem jednak pełen uznania dla niej i jej chęci i nie mogłem się jej nadziwić. Ja kupiłem szampan, ale będzie trzeba go otworzyć wieczorem, bo ona do obiadku kupiła półwytrawne, czerwone wino, które wyśmienicie współgrało z kaczką. O deser już ja się 24 postarałem, chociaż o deserze ona mi wspominała że będzie wieczorem. Grała muzyka, piliśmy winko, zatapialiśmy się w swoich ustach i z radości, lekkości porwałem ją do tańca. Wpadliśmy w swoje objęcia, a grzejące winko rozpalało w nas rządze że chciało się już ten deser rozpocząć i byśmy go smakowali do rana. Jednak jeszcze to nie był czas, chociaż na dworze już coraz bardziej się ściemniało. Mijały nam tak piękne chwile. Nalegałem by jej pomóc sprzątać i jakoś mojemu urokowi nie mogła się oprzeć i na to się zgodziła. Znaleźliśmy chwilkę by usiąść, wypić resztę winka i obejrzeć jej ulubiony serial, którego oglądanie bardzo mi ciężko przychodziło, ale nie mogłem być taki egoistyczny i chciałem to i o wiele więcej dla niej zrobić, by się odwdzięczyć. Myślałem również o tym jak ja właściwie zorganizuję jej urodziny i chociaż było jeszcze do nich daleko, to w głowie miałem plan - że trudno najwyżej natrę się cebulą, ale siądziemy razem i będziemy cały dzień oglądać te kobiece seriale. Nie miała co liczyć na mnie żebym wskoczył w sexi kieckę, czy wymalował usta pomadką a już na pewno tortu bym nie robił, a jeśli coś to pewnie wszystko zamówię i powiem ze robiłem. Po serialu nadeszła wiekopomna chwila i kazała mi pójść pościelić łóżko, zrobić jakiś klimacik w sypialni i położyć się na brzuchu i najlepiej jeszcze zamknąć oczy. Heh – pomyślałem „dla Ciebie skarbie wszystko” i włączyłem muzykę w laptopie, zapaliłem lampkę, nawet równo ułożyłem prześcieradło na łóżku i położyłem się jak kazała. Ona sama udała się do łazienki i coś tam robiła kilka minut i usłyszałem tylko psik, psik perfum i wyszła. Z dala krzyczała żebym się nie odwracał i zamknął oczy. Byłem dla niej posłusznym więźniem i liczyłem tylko ze mnie nie wychlasta po plerach jakimś pejczem. O nie to nie ona, bo ona przyszła, pogłaskała moje plecy, pocałowała, i muskała kilka razy 25 rozpuszczonymi włosami a ich sam zapach był dla mnie jak afrodyzjak i już poczułem lekki dyskomfort pozycji, ale pozwalałem jej kontynuować. Powtarzała cały czas żebym tylko oczu nie otwierał i była ciągle zmysłowa w dotyku i zaczęła mnie masować z użyciem jakiegoś, egzotycznie pachnącego olejku a mi było coraz lepiej a zarazem coraz niewygodnie. Oszołomienie nastąpiło gdy już pozwoliła mi się przekręcić. Uśmiechała się do mnie, miała rozpuszczone, falujące włosy i była w pończoszkach samonośnych i pasie do pończoch i znowu w tej rozpalającej zmysły, czerwieni na ustach. Usiadłem do niej i poczułem ten sam egzotyczny zapach na jej ciele i zaczęły się nasze pieszczoty, wspólne masaże i zabawa olejkiem i tylko z ram mi przeszła myśl po głowie – kto to wszystko posprząta i jak można odeprać olejek z pościeli, ale wcale to nie było ważne a wręcz przyziemne, bo to cała ezoteryka, cały klimat, bukiet zapachów nad nami, dawała upojenie, zapomnienie o zwykłym świecie i relaks absolutny. Pościel była pełna aromatu olejku, ale długo tej pościeli nie zmieniałem by jak najdłużej kojarzyła mi się z tak cudowna nocą. Szampana nie zdążyliśmy wypić, bo stwierdziliśmy ze już tego za dużo, ale wypijemy go przy najbliższej okazji np. gdy obroni prace. Z rana obudził nas budzik, ale skorzystałem z przywileju urlopu na żądanie. Kierownik poniekąd nie miał wyjścia bo jednak taki dzień mi przysługiwał, ale zrozumiał sprawę, bo jednak poprzedniego dnia zaniosłem mu cukierki urodzinowe i sam tylko dodał żebym się zbytnio nie spił, ale z żartem dodał że już wstawia mi urlop na żądanie. Tyle na ile się dało jeszcze przysnąłem z nią, ale i tak zbawiła nas tylko godzinka i pozwoliliśmy sobie przed śniadaniem na odrobinę szaleństwa. Potem poranny prysznic i wspólne śniadanko, które ja zrobiłem. Wspólna kawka, przeglądanie poczty, jeszcze czułości i przed 10 odwiozłem 26 ją do pracy, bo ona już wolnego nie miała. Tamte urodziny doskonale pamiętam i jakby nie było to zostaną trwałym wspomnieniem z nią wspominanym. Praca w maju jakimś cudem była w zawansowanym stanie i tym bardziej głupotą byłoby się wycofać w takim momencie. Była tak tym zmęczona, zdołowana, że nie potrafiła się tak cieszyć z naszego związku, z moich żartów i te kwiaty w rękach pewnie więdły. Próbowaliśmy wielokrotnie jakoś się zrelaksować. Chodziliśmy do pubu coś się napić, potańczyć, spotykaliśmy się ze znajomymi, ale widmo wisiało ciągle nad nią, no i nade mną też, bo to jednak udzielający się nastrój wpływał na nasze relacje. Cały ból miał się skończyć dopiero pod koniec czerwca, a i mógł się przeciągnąć do lipca. 27 Rozdział VI Ona pisała pracę, a ja miałem swoją pracę, w której było coraz ciężej, jednak pojawiła się inna ścieżka, może nie na karierę, lecz by zarobić więcej, warunkiem było jednak opuszczenie Polski i wyjazd na 2 miesiące do Norwegii w czasie wakacji. Trudny wybór trudna rada, jednak patrząc dziś przez pryzmat czasu, powiedziałbym sobie – chłopie siedź w domu jak ci dobrze, pilnuj kobietę póki ją masz, bo pieniądze szczęścia ci nie dadzą. Głupi jednak byłem, a może rozsądny, bo miałem w głowie ten perfekcyjny plan, który jednak wszystkiego nie przewidział. Obgadałem z Dorotą tą sprawę, chociaż ja właściwie byłem ukierunkowany na wyjazd, a ona może i trochę obojętna, bo miała ten jeden ważny problem, a ja jeszcze chciałem dać coś od siebie. Z żalem ale ustąpiła i wyjechałem w inny świat i wszystkiego było mi żal, ale miałem motywację, ze gdy wrócę wszystko się ułoży i będziemy oboje spokojni i wspólnie będziemy kształtować nasze Życie, nasz los. Obiecaliśmy sobie że będziemy cały czas do siebie pisać, dzwonić w końcu to nie Afryka, tylko bardzo cywilizowane państwo. W końcu to tylko 2 miesiące a każdego z nich miałem szanse zarobić tyle co tu w cały rok. Jednak nic nie ma za darmo, bo chociaż dolot na miejsce i mieszkanie i wyżywienie tam wszystko opłacała firma dla której miałem pracować, to jednak było to kosztem, że długo jej nie będę widział, nie mogłem wspierać jej w dniu obrony pracy, nie mogłem z nią świętować. Obiecywałem jej i sobie że gdy wrócę wszystko wynagrodzę, że znajdę sposób by w parę dni wypełnić zaległą pustkę. Obiecywałem ze jak wrócę to zarezerwuję stolik w świetnej restauracji i będzie nas na wszystko stać by zamówić wszystko to czego nie próbowaliśmy. Wstępnie miałem wrócić dopiero we 28 wrześniu, bo tyle by trwało moje dwa miesiące i ominęłyby nas nasze wakacje, ale tam gdzie planowałem ją zabrać, nie ma pór roku i ciągle świeci piękne słońce, grzeje piasek, szumią palmy, a woda bardziej kusi niż błękit jej oczu. Dzień wyjazdu był jeszcze trudniejszy, bo widziałem niestety po raz kolejny jej łzy, które nigdy mi nie smakowały, które tak gorzkie cięły moje serce, bo wiedziałem że to jest krzywdzące dla niej, ale z biletem w dłoni już nie mogłem sprawy odkręcić. Całowała mnie żarliwie, tuliła gorąco a na kołnierz leciały jej grochowe łzy a ja nie miałem sposobu by je zatrzymać. Bólu dodały jej słowa, które wypowiedziała w przypływie emocji – jak mnie możesz zostawiać w takiej chwili. No i weź tu bądź teraz mądry i leć z nożem w sercu, z gulą w przełyku i z tego wszystkiego i mi się te jej łzy udzieliły, ale jak facet skrywałem je, bo to na moje życzenie lecę z kraju, oddalam się od niej, by osiągnąć więcej tych papierków, przez które całe zło świata, bo wszystko na tej mamonie, na tym hajsie, stoi i w tym tonie po uszy. Przelot trwał niespełna 3 godziny, ale ciągnął się, bo chociaż bezpiecznie wystartowaliśmy i bezproblemowo lądowaliśmy, chociaż życzliwość innych ludzi pozwoliła znaleźć wejście i wyjście z lotnisk, jednak we mnie był konflikt, byłem pełen obaw, rozterek, dylematów i ciągle rozgoryczony stąpałem po obcej ziemi. Nie byłem jednak całkowicie osamotniony w tym stąpaniu, gdyż w tym kontyngencie było nas 7. Nazwaliśmy siebie „szczęśliwa siódemka”, z nadzieją że będziemy szczęśliwi przy pracy, stacjonując na miejscu i co najważniejsze w dniu wypłaty. W pierwszych dniach było mi jeszcze ciężko ogarnąć całą sprawę pracy i pogodzić się z tą rozłąką. Właściwie pierwsze dni wcale nie były takie trudne, bo mieliśmy 29 kilka dni ścisłej kontroli, a zarazem mieliśmy lightowe traktowanie. Poznawaliśmy najpierw teren pracy, zasady tam obowiązujące, przechodziliśmy szkolenia a to bhp, a to z prac z środkami toksycznymi, czyli takie poznawanie człowieka ze światem. Trudno było tylko z porozumiewaniem, bo jednak wszyscy dookoła spikali, ale jak to mówią „na technikę zawsze znajdzie się inną technikę” tak i z tym było, bo zwyczajnie był jeden kumaty i nam przekazywał, ale i mieliśmy najczęściej dostęp do jako takowego tłumacza. Trudniej było poza pracą, żeby zrobić zakupy, a raczej zapłacić tymi ich koronami, a wydawanie ich i czy to są dolce, pln-y, jeny, przychodziło trudno, bo po pierwsze trzeba było poznać te papierki, a po drugie, to na raz oddawało się sporą ich ilość i nie ze względu na przelicznik walutowy, tylko dlatego że tam wszystko drogie. Taka zwykła zależność, taka, nasza Warszawa, bo chociaż zarobisz dużo, to i wszystko jest droższe, więc jedynym rozsądnym wyjściem zdaje się jest mieszkać gdzieś poza w tańszym mieście a tu dojeżdżać i tylko liczyć zyski, ale kto policzy czas w podróży, stracone chwile siedząc w miejscu, stojąc w korku i kiedy wydawać tą manne. Całe szczęście to tylko 2 miesiące i to na garnuszku firmy i tylko na ekskluzywne potrzeby dla ciała typu alk czy faje trzeba było wysupłać ze swojej, prywatnej kieszeni. Na specjalną rozrywkę nie to ze nas nie było stać, tylko zwyczajnie pojechaliśmy tam pracować, bo to też swoisty zakład pracy, tylko lepiej traktuje się człowieka – pracownika i pracuje się za dużo bardziej godziwą wypłatę. Moje zadanie polegało na malowaniu olbrzymich rur zarówno od środka jak i z zewnątrz – czyli właściwie moje czynności niewiele się różniły od tych wykonywanych dotychczas, z tą tylko różnicą że prawowałem za kilka razy większa stawkę i pracowałem po 10-12 godzin dziennie, z tym ze po 12 godzinach należał się dzień 30 wolnego. Właściwie więc gdzie bym miał znaleźć czas na rozrywkę, jeśli potrzebowałem odpoczynku i snu by sprawnie funkcjonować, a pracodawca, czy raczej osoba przydzielona do nadzoru nas i naszej pracy nie miała do nas żadnego „ale”, bo tam na bhp kładli ogromny nacisk a wiec i na stan pracownika, który łamiąc notorycznie zasady musiał w trybie natychmiastowym być wydalony z powrotem do Polski i to na własny koszt. Libacje więc odpadały, co najwyżej mały browarek do kolacji na lepszy sen, bo i potrafili przyjść i na wyrywki przeprowadzić test na promilowanie. Skutek przyłapania, już wiadomy – zwyczajowo dupa, brama. Rygor był, były wymogi, ale za taką kasę no to zwyczajnie grzech zgrzeszyć. Tam się obracało grubymi pieniędzmi za surowy towar, za produkt gotowy, a i za mankamenty konstrukcji firma ponosiła nie mniejsze kary i straty a wszystko szło liniowo, czyli jak firma, to i znajdzie się wykonawca – artysta partacz. Mi się zdarzały lekkie niedoróbki, ale jeszcze na etapie produkcji i jak szczęśliwy kot spadałem na cztery łapy. Jednak jak to się mówi „ten się nie myli, kto nic nie robi”. Dni tak mijały, trzymałem kontakt z Dorotą, która walczyła sama z tą swoją magisterką, chociaż była blisko obrony, więc skoro praca była już oddana, o pojawiły się kolejne obawy, zmartwienia. Odnosiłem wrażenie że ona się zbytnio tym przejmuje, że zdaje się tyle osób przechodziło przez etap studiów, pisało pracę, na pewno mieli ogromne stresy, ale przezywali te obrony i mając już ten dyplom śmiali się z siebie samych – pogrążonych w nakręcanych przez siebie frustracjach. Co ja tam w ogóle mogę wiedzieć o tym, bo ledwo maturę mam i żyję, mam pracę i chociaż jest jak jest, to są perspektywy. Zastawia mnie jak daleko dojdą ci kształceni z tymi papierkami, bo z tego co wiem to chyba tylko na spacerze do 31 pośredniaka się kończy a jeśli dostana pracę, to taką której mogliby się bez tych kształceń podjąć. Nie wybrałem drogi tak daleko edukacyjnej bo zawsze wychodziłem z założenia ze „po co robić studia ? żeby być wykształconym bezrobotnym”. Termin pracy nadszedł dość szybko z początkiem lipca i pracowałem i myślami byłem z nią i trzymałem kciuki na pistolecie do malowania. O jej sukcesie i fetowaniu, dowiedziałem się dopiero po pracy, bo komórki nie trzymałem przy sobie. Radość była dla mnie przeogromna i od razu zadzwoniłem. Strefa czasowa między Polską a Norwegią jest ta sama a ja dzwoniłem około 20, jednak nie odbierała, jednak napisała mi że po obronie robią imprezę dla studentów i kilku profesorów, więc nie przejąłem się zanadto brakiem kontaktu. Zadzwoniłem za to następnego dnia coś przed południem i wtedy odebrała, ale zwyczajnie skacowana, ledwo jeszcze ją rozumiałem i odniosłem wrażenie ze nie chciała ze mną gadać. No cóż rozumiałem dziewczynę, bo czasem wiedziałem jak to jest obudzić się następnego dnia po ostrej libie, wiec jej wybaczyłem. Tego dnia miałem wolne, więc dałem dziewczynie dojść do siebie i zadzwoniłem trochę później. Nie wiem czy jeszcze jej nie przeszło, ale usłyszałem kilka dosadnie gorzkich słów typu: „dlaczego mnie zostawiłeś, dlaczego cię przy mnie nie ma” i mówiła ze łzami i szloch było słychać w słuchawce. Jeszcze raz jak baran próbowałem jej uświadomić że to dla niej, dla nas to poświęcenie, ale nie dała się przekonać i cos bełkotała przez to ryczenie że powinienem z nią być, że uciekłem od niej, bo nie dałem rady z nią wytrzymać, no i że głupi jestem ... Nie rozłączałem się, słuchałem tylko w skupieniu z, wielkim zażenowaniem te słowa, które ciągle bardziej mnie dobijały. Brzmiały mi w uszach i jak lancet bez znieczulenia rozdzierały mnie 32 na wskroś, a na koniec bez specjalnego słowa pożegnania rozłączyła się, chociaż to ja dzwoniłem do niej. Mętlik w głowie, na sercu wydziergany włócznią toksyczny tatuaż, bezsilność, bezradność, otępienie i brak wiary w cokolwiek. Próbowałem sobie jakoś wszystko wytłumaczyć, sam przed sobą ją usprawiedliwiałem i prosiłem Boga żeby to nie było prawdą co się wydarzyło, że to tylko przemęczenie – przepracowanie dało taki efekt jakiejś złej anomalii, która gdy wypocznę, gdy się wyśpię to minie. Musiałem się napić i to koniecznie w dużych ilościach i miałem to już w dupie co się stanie potem. Miałem jednak dobrych kumpli, którzy uratowali mnie od pogrążenia, od popełnienia tego karygodnego błędu, który odbił by piętno na mnie, na moim życiu, na moich wysiłkach, które poszły by na marne. Przepracowałem właściwie prawie pół miesiąca, żadnej kasy jeszcze nie dostałem i prawie byłem gołodupcem i musiałbym tak wrócić do Polski przez nią. Przytaczali mi że „tego kwiatu jest pół światu”, ale ona to właśnie mój kwiat, który tak rozkwitał w moich dłoniach i ramionach ślicznie pachniał i kusił powabem. Byłem rozerwany na pół, bo chciałem pracować, a z drugiej strony – która górowała nade mną, miałem ogromny wyrzut sumienia że na prawdę jestem tu gdzie nie powinienem być. Byłem pogrążony ale postawiłem każdemu z moich wybawców po browku. Wypiliśmy za dość paradoksalny toast, który rzucił jeden z kompanów – za kobiety które kochają nas, a jeszcze bardziej kochają nasze pieniądze. Ironicznie to zabrzmiało i z deka mnie wkurzył tym, ale zapaliła mi się lampka głupiego i po części zrozumiałem, że to jednak fakt – że jednak pracuję na te pieniądze dla mojej ukochanej kobiety i gdy ją uszczęśliwię, to wybaczymy sobie błędy i wkroczymy na nowy, lepszy tor życia. Nasunęła mi się 33 nawet myśl o nowej drodze życia. Jestem niepokornym optymistą i stawiam że gdy wrócę wszystko się odmieni. Zamieszka ze mną i nie będzie zależna od Anki, bo to koniec studiów i koniec stancji i już nie będzie musiała Ona, a tym bardziej ja, mijać się z tym gejusiem. Zostaniemy tylko we dwoje pod moim dachem i tylko dla nas będą nasze, słodkie poranki i tylko widokiem naszych, nagich ciał będziemy się upajać. Stworzymy razem ciepło i żaden chłód go nie ogarnie i żadne chmury już nie okryją blasku naszego ogniska. Bo to miłość nasza – to radość razy dwa i smutki na dwa. Następnego dnia wróciłem do pracy, ale nie mogłem rozgonić złych myśli i miałem do siebie pretensję o krzywdę jaką wyrządziłem Dorocie. W zamyśleniu pracowałem całe 12 godzin i coraz tylko jakaś sytuacja zawodowa wybiła mnie z potoku myślowego. Po racy miałem w komórce aż 3 wiadomości, ale nie wszystkie były dobre. Informacji o moim stanie zdrowia, jak się pracuje oczekiwała mama, kasy za komórkę oczekiwał operator komórkowy a ten trzeci był od niej i ona chciała tylko wybaczenia. Przepraszała mnie za słowa. Tak podle się czuła, że chciała to mi wszystko powiedzieć, zrzucić z siebie żal, ale jej było głupio że tak się zachowała. W myślach miałem ten sms i jak najbardziej byłem skory jej wybaczyć, bo każdy może mieć złe chwile, chociaż wtedy nie wiedziałem dokładnie co było dokładną przyczyną jej furii. Tego dnia jeszcze sie do niej nie odzywałem, chciałem tez jej dać do myślenia, ale za to wykonałem telefon do mojej rodzicielki, by podzielić się wrażeniami, moimi emocjami i usłyszeć słowa wsparcia od kogoś, kto nigdy mnie nie zawiódł. Dorotę zaskoczyłem o poranku zanim wyszła by do pracy, słowami wybaczenia, dodania nadziei, żeby się nie załamywała aż tak, bo ciągle jest dla mnie ważna i nic a nic nie straciła na wartości 34 w moich oczach. Ona jednak ciągle miała ten smutny ton głosu, nastroju, jakby nic ją nie cieszyło. Ja jednak starałem się zrozumieć, że może tak ją studia wyczerpały i w dodatku nie ma szansy na wypoczynek i entuzjazm do życia z niej wyparował. Mijały dni, coraz tylko miałem dzień w pracy, albo wolne, a nasze kontakty słabły. Jej głos utrzymywał ciągle taki smutny ton, a ja tylko mogłem ja wesprzeć słowami, by nie trafiła nadziei, ze w końcu wrócę i zabiorę ją w podróż i miną jej szare dni. Niby się cieszyła, ale czułem jednak ze coś jest nie tak. Jakiś czas prawie do mnie nie pisała, a gdy pisała to krótko, albo z raz na dzień. Na początku sierpnia nadszedł, pierwszy dzień wypłaty i dopiero wtedy człowiek poczuł się doceniony. Było niewielkie rozczarowanie, bo zamiast sporej sumy – około 15 tyś przeliczając na PLN-y wyszło nieco ponad 9 tyś, a to wszystko za sprawą tamtejszych podatków, bo aż 36% zabierają, ale i tak było nieźle, bo to kilka razy więcej od tego co zarabiałem w Polsce. Z radości zadzwoniłem do Doroty, ale nie odbierała. Zadzwoniła za jakiś czas i znowu usłyszałem jej łzy. Jakże trudno jest zrozumieć kobietę, ale wtedy zrozumiałem jej łzy. Tato jej wylądował w szpitalu z zawałem, a ona musi być przy nim. Nie chodziła do pracy, a jeśli chodziła, to na kilka godzin i szła do ojca. Taki przewrotny los może człowieka spotkać i nasuwa się zawsze taka myśl, że zdaje się człowiek może być pewny wielu rzeczy. Wielu świadomych swojego zdrowia, jest pewnych że co im może być, że nie planują choroby, czy śmierci. To jednak jest błędem, bo nic tak na prawdę nie wiemy co nasz czeka i perspektywa nie musi być zbytnio daleka, bo kłamstwem jest gdy ktoś powie, że jutro też będzie dobrze, że będzie pełen wigoru, bo to tylko Bóg zna miejsce i czas. Jednak nie powinno popadać się w paranoje i bać się 35 o życie i żyć tylko z dnia na dzień, nie chcąc snuć perspektyw, bo nie warto. Trzeba jednak tylko: zachować zdrowy rozsądek, życzliwość, można a nawet trzeba planować, marzyć, śnić, by perspektywy na przyszłość wyznaczały nam jakiś cel. Szanować ludzi, siebie i każdą chwilę nam daną, tak byśmy mogli w następnej chwili bez wyrzutów sumienia odejść. Ojciec jej jednak nie odszedł, wrócił do życia, ale usłyszał zalecenia lekarzy by dbać o siebie, by unikać niepotrzebnych stresów, nie przemęczać się i stosować jakąś zdrowsza dietę – mniej tłustego, ograniczyć alkohol, papierosy, jeść więcej warzyw, owoców i takie tam formułki, które lekarze muszą wygłaszać, a sami za chwilę idą zapalić i dla odstresowania łyknąć koniaczku. Z Dorotą było już lepiej, bo chociaż ten smutek jej odszedł i wróciła do pracy i całe szczęście nie musiała nadrabiać zaległości. Ruch w jej pracy jak to na sierpień nie był wzmożony, więc i ciocia nie miała nic naprzeciw żeby jednak wzięła sobie wolne na jakiś tydzień i odpoczęła. Ja za to czułem się też coraz bardziej wyczerpany, potrzebowałem już Polski, mojego domu, mojego łóżka, no i przede wszystkim mojej ukochanej kobiety, z którą mimo wszystko ciągle wiązałem wielkie nadzieję na świetlaną przyszłość we dwoje. Pieniądze miałem w sporej ilości odłożone i firma dawała bilet na powrót. Zbliżał się koniec sierpnia, a wiec i koniec mojej pracy, chociaż słyszałem wiele pozytywnych opinii i słów, że gdy zechcę, to śmiało mogę wracać, że będą trzymali dla mnie kask, kombinezon i mój ulubiony agregat do malowania. A co mi tam kask, kombinezon, jak to wszystko miałem też w Polsce, nie było jednak Doroty, więc za wiele mnie nie trzymało. Nic im nie obiecywałem, bo póki co miałem dosyć tego uchodźctwa. 36 Rozdział VII Wracałem do siebie i nic mnie nie zatrzymywało i prędzej bym pchał samolot żeby szybciej wystartował i leciał do kraju, a potem szybciutko pociąg i taksóweczka do domu – do dużego pokoju. Podróż była wyczerpująca, ale nic to, bo ujrzałem moje stare kąty, ulice, sąsiadów. Dom miał swój zapach i tylko w lodówce światło i wiatr, w chlebaku pusto i kwiaty powiędły. To mnie najbardziej zdziwiło, że Dorota miała moje klucze od domu, bo miała coraz przyjechać i czy wyjąć listy ze skrzynki, czy zaopiekować się kwiatami, a one padnięte. Było owszem kilka listów na szafce, a większość z nich to zwykłe śmieci – jakieś oferty kredytów, były i gazetki ze sklepów ze sporo przeterminowanymi ofertami promocji. Cieszyłem się jednak jak głupiec, tak jak bym dopiero kupił to mieszkanie, nie czytałem tych listów, bo musiałem uzupełnić zapasy i coś szybko zjeść, bo po podróży apetycik dopisywał. Zanim jednak wyruszyłem na łowy na biurku spostrzegłem kartkę od Doroty „Proszę wybacz mi, bo Ty starałeś się dla mnie, a ja zawiodłam”. Karta ta została mi do dziś, ale wtedy uznałem jako przejaw impulsu, po tych gorzkich słowach wypowiedzianych przez nią. Miałem jednak zamiar wyjaśnić to przy najbliższym spotkaniu. Najpierw najważniejsze było znowu ją zobaczyć, ale najpierw po zakupy do marketu. Gwiazdki mi się znowu w oczach zapaliły gdy ujrzałem mojego Citroena i znowu miałem banana na ustach, jakbym dopiero co go zdobył, wsiadłem do niego ponownie, ale chociaż nie jeździłem autem dwa miesiące, to gdy przejechałem do pierwszego skrzyżowania już go na nowo wyczułem, bo tego się nie zapomina jak jazdy rowerem. Byłem przy kasie, więc zaszalałem trochę i zatankowałem do pełna i pojechałem po zakupy. To jednak nie były 37 takie duże wydatki względem tych jakie planowałem. Napisałem oczywiście Dorocie że już wróciłem i nie mogę się doczekać kiedy ją zobaczę, a ona tylko w krótkim sms-ie napisała że się cieszy z mojego powrotu, że zaprasza do siebie, bo ma dobre ciasto które lubię. Ten dzień jednak był dniem wewnętrznym dla załatwienia spraw typu pranie, dla odwiedzenia rodziców, a przede wszystkim dla odwiedziłem Boga. Przez cały ten pobyt za granicą, ani razu nie byłem w Kościele, ale mówiłem do Boga, prosiłem go nie raz o siłę, wytrwanie i wybaczenie, a tego dnia chciałem podziękować Mu za wszystko co mi dał i że wróciłem bezpiecznie do domu i mogę się cieszyć wszystkim jak kiedyś. 38 Rozdział VIII Spało mi się dobrze, chociaż jak na nowym miejscu, bo przywykłem do tamtego łóżka, poduszek, w których ciężko było „wyregulować” wysokość. Następnego dnia planowałem spotkać się z Dorotą i chciałem ze szczęścia wycałować ją, wziąć ją na ręce i z miejsca zabrać ją w podróż, byśmy czym prędzej mogli nadrobić zaległy czas. Serce mi dudniło a ręce lekko drżały, że aż zapaliłem sobie przed wyjazdem. Zjawiłem się w kwiaciarni, ale musiałem się pohamować, bo akurat obsługiwała kogoś. Chciałem gościa trącić, niech sobie sam układa te ikebany, bo ta pani już ma wychodne, no ale nie było mnie tyle dni, to jeszcze dzielące nas tylko kilka chwil w tą czy w tą, nie robiło mi różnicy. No i w końcu skończyła i tamten gościu sobie poszedł i wziąłem ją w objęcia i tuliłem i szeptałem że jestem już tylko dla niej. Wtapiałem palce w jej ciemne włosy i prawie dusiłem objęciem, jakbym chciał stać się z nią jedno, by już zawsze być tylko tam gdzie ona. Nie mówiliśmy wiele a z jej oczu znowu leciały łzy i tym razem je widziałem w 3D czy nawet 5D, bo czułem na mojej koszulce jakie są mokre, jednak dając jej chusteczkę wierzyłem że to są typowo łzy szczęścia. Ciągle mówiła” że dobrze już jestem, że nie potrafi tego określić słowami” – tej radości, chociaż przewrotnie dodała i powtarzała to, że ma mi tyle do powiedzenia. Nie pragnąłem niczego bardziej niźli tylko jej słuchać w skupieniu, patrząc jej w oczy i na usta, bo nie chciałbym przegapić żadnego jej słowa. Chciałem spijać je z jej ust razem z pocałunkami. Emocjom nastąpiła przerwa, bo jak na złe zjawił się kolejny klient, a jeszcze co gorsza ona nie mogła wcześniej wyjść, bo była sama, bo dla odmiany ciocia miała wolne. Postałem więc obok niej i chyba jak ten posąg trwałem z godzinę, coraz tylko tuląc ją gdy nikogo nie było 39 i trzymając za rękę cmokałem w szyjkę. Zrobiłem zakup u niej – nowe kwiatki i mam je do dziś i kwitną i przypominają mi o niej, o tamtym dniu, który chociaż miał piękny prolog, to epilog był pełen łez, rozczarowań, złych emocji i przekleństw i pytań które zadawałem, chociaż bałem się odpowiedzi na nie. Kwiaty chyba już na wieki będą przeklęte, opętane złymi skojarzeniami. Stoją do dziś, ale już sam nie wiem czy one też pragną wody by żyć, bo może chcą usnąć jak ja z tęsknoty za prawdziwym uczuciem, poczuciem pielęgnacji, dbania, starań. Wtedy to była dla mnie najpiękniejsza Helikonia – kwiat o którym zawsze marzyłem by mieć a który wymaga dbania, czułości i kilka Storczyków i jeszcze zwykła pokojowa, stawiana w kąt Dracena, a dziś jakie to ma znaczenie, bo w moich rękach to chyba tylko ta Dracena wytrzyma najdłużej, albo dokupię sobie kaktusa i to będzie najlepszy kompan w smutku. Z Dorotą miałem spotkać się po jej pracy, a do zamknięcia było jeszcze ze 4 godziny. Pojechałem więc do pracy zameldować się że wróciłem, pogadać z kolegami, no i negocjować warunki umowy, bo człowiek tak szkolony, przez takie „służby specjalne”, może chyba liczyć, chociaż na nieznacznie większe uznanie, choćby i z samego faktu że chcę do nich wrócić i pracować za tą przyziemną, krajową stawkę. Byłem jeszcze do końca sierpnia na tym urlopie bezpłatnym, ale przyjęli mnie na nowo z otwartymi rękami, chociaż jakiś VIPowskich traktowań nie miałem co oczekiwać. Zbytnio od razu urlopu płatnego – wypoczynkowego nie mogłem wziąć, no bo to dziwne by było że po urlopie chcę urlop. Chociaż i tak miałem za jakiś czas uszczknąć kilka dni z puli urlopu płatnego, a z resztą nawet był taki wymóg bym wziął rezerwowane 10 dni. Zbyt długo nie zabawiłem we firmie, bo jeszcze chciałem kupić winko i zrobić obiado – kolację 40 dla Doroty i by została na śniadanie. Posiłek planowałem prosty i szybki, bym nie stracił nad nim pół wieczoru i by smakował do wina. Najbardziej pasująca opcją do opisu oczywiście makaron spaghetti z sosem neapolitańskim. Byłem u niej przed czasem, więc pomogłem zamknąć kwiaciarnię i przyjechaliśmy do mnie. Pomogła mi zrobić posiłek, chociaż chciałem go zrobić sam dla niej. Zacząłem otwierać wino i usłyszałem że ona nie będzie pić. Pomyślałem i odparłem jej że co jak co, ale napić się ze mną musi - za mój powrót, za wspólnie przygotowywany posiłek, ale nie chciała. Zjedliśmy i mimo jej sprzeciwów polałem lampkę, a ona wpadła w furię i padły wtedy trzy słowa które wywróciły mój świat, moje plany do góry nogami, zmieszały i sprawiły że chciało się wyrzygać jedzenie, a następstwo ich było masakryczne i działy się różne rzeczy, o których nie da się pisać, bo to było strasznie nieuporządkowane. Oznajmiła mi „jestem w ciąży”. Opisuję tą moją historię, wspominam chwile i w ciągłym jeszcze roztargnieniu robię bilans zysków i strat i nie mogę się doliczyć czego było więcej. Zdarzyło się to 2 miesiące temu, a boli jakby ten nóż pod żebra wczoraj mi wsadziła. Wtedy i nerwowo paliłem papierosy jeden za drugim i nie wiedziałem co zrobić i o co więcej pytać niż tylko –dlaczego (?) Dlaczego tak, dlaczego mi, dlaczego mnie przy niej nie było ... A miała być żoną, miał być ślub, wesele, nasz dom i nasze dzieci, czyli jej i moje a nie jakiegoś fagasa. Wybaczanie moje osiągnęło szczyt i dalej już nie dało rady. Wprost aż brzydziłem się nią, że tak jej brakowało mojej osoby, mojej męskości, że dała innemu, by się zaspokoić. Usprawiedliwiała się sms-ami na które nie odpisywałem, że strasznie źle jej z tym, że tak przykro jej jeszcze raz że mnie skrzywdziła, że ja nie jestem jej wart 41 ... no teraz to wiem, a dlaczego tak wcześniej nie pisała, w dniu gdy ją poznałem, bym mógł zamiast po nie pójść zwyczajowo po czwartego browara i dalej by się weekend kręcił. Żałowała przeogromnie że wtedy to zrobiła, bo nie odczuwała wielkiej satysfakcji, a teraz ma tylko wyzuty sumienia. Wyjaśniła się też sprawa zawału ojca, do której doszedłem dedukcją, że się tatuś dowiedział o wspaniałym zachowaniu córci i nie wytrzymał, a ona potem przy jego łóżku w szpitalu pokutowała za ten występek. Pozostawało jednak to jedno pytanie, które byłoby do końca rozwikłaniem całej zagadki tego burdelu na kółkach – a kto do cholery jest tym złamasem co wpycha swojego syfa w moją kobietę i nie zdąża wyjąć. Z Dorotą nie chciałem gadać bo sprawa była zbyt świeża i za bardzo bolała a i wtedy słowa - precz z mojego domu, chyba jednoznacznie dały jej do myślenia że z domu to z mojego życia, czyli odejdź i nie zostawiaj za sobą śladów. Łzy lały się za nią, ale one jak i deszcz – wyschną i nie będą wskazywać którą drogą wracała. Kto jak kto, ale chyba przyjaciółeczka musiała coś więcej o tym wiedzieć, więc zadzwoniłem do Anki. Wiedziała co się święci, gdy widziała mój numer na wyświetlaczu i od razu nie odbierała, ale odebrała w końcu. Odebrała i zwyczajnie, prosto z mostu zadałem jej pytanie co wie o ciąży Doroty. Z tych kobiet to straszne kombinatorki, że zaczynam powoli tracić cierpliwość do tej rasy, bo zaczęła ją osłaniać, odkręcać kota ogonem, że to moja wina, a tak w ogóle to nie rozmowa na telefon. Skoro nie na telefon, to wręcz ostrzejszymi słowami wymusiłem w niej spotkanie. Pojechałem tego samego dnia do niej, do wioski i miałem takie pragnienie w myślach żeby najpierw bez satysfakcji przelecieć Ankę, a dopiero potem 42 przejść do rozmowy. Matka jednak jej była w domu, więc opcja odpadała, więc pozostało mi tylko przesłuchanie. Jakież było moje osłupienie, z niedowierzania w prawdomówność Anki, gdy dowiedziałem się że dała dupy temu gejusiowi – Tomusiowi. Co lepsze okazało się że to nie gej, tylko zwykły gość, tylko miał taki głos i one dały mu taką ksywkę, a Dorota nie chciała żebym odgrywał jakiś scen zazdrości czy terroryzował jego. Rzekomo na samym początku zalecał się do nich – pan i władca domu, ale dały sobie radę z typkiem, zastraszając że nie będą płacić za stancję, bo się wyniosą. Cały ambaras był w tym, ze Dorota nawalona wróciła po obronie do domu i władowała się mu do łóżka, bo miała ogromne pragnienie i chciała tak emocje rozładować. Chłop niby winny, ale paradoks leży w tym że nie winny i chciało by się go w mordę lać, ale niby za co, co najwyżej jaja urwać przy dupie, żeby nie musiał na następny raz uważać. Można mu było jednak wtedy wpieprzyć gdy go mijałem, od tak prewencyjnie, no ale co by to dało poza problemami dla dziewczyn, a tak tylko ja mam problem, no ale i ten gościu też. Dorota jak tylko wpadła z nim, zaczęła szukać nowego lokum i rzekomo nawet u mnie nocowała, jednak po jakimś czasie wróciła do domu a tam załatwiła ojca i znalazła miejsce obok jego łóżka na krześle. Źródło informacji naprawdę było trafione i szkoda może że ta Anka nie taka ciekawa, bo bym coraz ją przekręcił dla rozrywki, ale jej nawet nie chciał mój kolega mówiąc że „to nie jego typ niewiasty”. 43