Matylda Kowalczyk Kl. VI Kobieta dwóch stuleci
Transkrypt
Matylda Kowalczyk Kl. VI Kobieta dwóch stuleci
Matylda Kowalczyk Kl. VI Kobieta dwóch stuleci - Mieczysława Ćwiklińska Znowu historia! Cała nasz klasa była zgodna, że pan Kracuś – nauczyciel przedmiotu, będącego dla nas największą torturą, którą w dodatku mamy teraz dwa razy w tygodniu, nudzi bardziej niż babcia mojej przyjaciółki – Klaudii. Dodam, że babcia Klaudii była kiedyś adwokatem i kiedy zaczyna opowiadać jak to było kiedyś z prawem, pół jej rodziny usypia. W poniedziałek, jak zawsze w ciszy, czekaliśmy na pana Kracusia, ale tym razem z dużym niepokojem – przyszła bowiem pora na sprawdzian. Kiedy zadzwonił dzwonek, historyk wszedł do klasy (zawsze wchodził równo z dzwonkiem, zdarzało się nawet, że przed dzwonkiem czekał przed klasą) i zaczął rozdawać kartki. Była już przy Klaudii, zaraz ja miałam dostać ten niechciany skrawek papieru, gdy nagle… Stuk! Stuk! Do klasy weszła pani Jesiońska – nowa nauczycielka w świetlicy. Cała klasa wstała, a pan Kracuś obrócił się zdumiony. Odkąd pracuje w naszej szkole jeszcze nikt nigdy nie śmiał przerwać mu lekcji. Pani Jesiońska najwyraźniej o tym nie wiedziała, jak również tego, w co się pakuje, - Dzień dobry – powiedziała pani – czekam już od dłuższego czasu bez rezultatu na VIc w świetlicy. - Z jakiej to racji? – zapytał pan Kracuś. - Przecież poinformowałam pana, że przed klasyfikacją, kiedy przerobi pan z nimi materiał, w środę zamiast historii odbędą się zajęcia teatralne – wyjaśniła nasza nowa ulubiona nauczycielka – dzisiaj jest nasze pierwsze spotkanie. - Toż to skandal! – krzyknął nasz historyk, jak widać zapominając, że to nie średniowiecze – nie będę udostępniał mojej lekcji na takie fanaberie! Nasz wychowawca (niestety to była nasza druga tortura) był już naprawdę wściekły. - To nie są przelewki! To jest niepoważne zachowanie droga pani! – krzyczał coraz bardziej się czerwieniąc. - To pan zachowuje się niepoważnie – pani Jesiońska zachowała całkowity spokój – sprawdzian mogą napisać jutro. Teraz pan wybaczy, ale ich zabiorę. Chodźcie – zwróciła się do nas. Cała klasa oszołomiona ruszyła do auli szkolnej, a kiedy wszyscy usiedli zaczęła mówić. - Jak pewnie wiecie, nazywam się Anna Jesiońska. Będziecie razem ze mną poznawać teatr polski w XX wieku. Porozmawiamy o teorii, a dla chętnych na kółku teatralnym przygotujemy przedstawienie! Potrzebuję bardzo wielu osób. Macie jakieś pytania? - O kim będziemy dzisiaj mówić? – zapytał nasz klasowy kujon – Mariusz. - A kim chcielibyście zając się jako pierwszym, jakieś propozycje? – zapytała pani Nastała cisza. Chyba nikt z nas nie interesuje się teatrem ani filmem polskim. Jeśli już to amerykańskim. Chłopaki w klasie ciągle gadają o Jamesie Bondzie. - Żadnych propozycji? – zapytała ponownie pani – Hmm, muszę się zastanowić nad jakąś petardą historyczną…Mam! Czy ktoś z was mieszka w Bieżanowie lub okolicy i jeździ do szkoły tramwajem nr 13? 1 Klasa, jak jeden mąż odwróciła się do mnie. - Ja, ale nie wiem jaki to ma związek? - A kiedy jedziesz tramwajem od pętli, to jaki jest drugi przystanek? – pani mówiąc to miała najwyraźniej jakiś plan. - Ćwiklińskiej, ale nie wiem kim była. - W takim razie będziemy dzisiaj mówić o Mieczysławie Ćwiklińskiej, wybitnej polskiej aktorce XX wieku. Macie zeszyty? W naszej klasie rzadko kiedy jest całkowita cisza, teraz jednak można było usłyszeć brzęczenie muchy latającej po drugiej stronie sali. No bo kto by pomyślał, że na „wybawieniu” od sprawdzianu z historii potrzebne będą zeszyty? Jeszcze tylko kartkóweczki brakuje. Już to słyszę: Proszę wyciągamy karteczki i napiszemy kartkóweczkę. - Widzę, że nie znacie się na żartach! – zaśmiała się pani – przecież nie będę wam robiła kartkówek. Cała klasa odetchnęła z ulgą. - Zatem zaczynajmy! – wesoło krzyknęła pani. – Mieczysław Ćwiklińska urodziła się 1 stycznia 1880 roku w Lublinie, a zmarła 28 lipca1972 r. w Warszawie. Trr! Trr! – zadzwonił dzwonek. - Cóż – powiedziała pani. Dokończymy następnym razem i pamiętajcie, że dzisiaj na 7 godzinie lekcyjnej odbywa się kółko teatralne. Przygotujemy spektakl o Mieczysławie Ćwiklińskiej. W sumie to nie wiem czemu, ale przyszła prawie cała klasa. Prawie, bo Blondi, a razem z nią jej „psiapsiółki” miały warsztaty z make up. Niestety prócz naszej klasy nie przyszedł nikt. Pracowaliśmy dwa tygodnie, codziennie zostając dłużej po lekcjach. W końcu nadszedł ten moment. Dzień przedstawienia był uroczystym pożegnaniem ze szkołą. W związku z tym nie spodziewaliśmy się pełnej sali, tymczasem drzwi ledwo się domykały. Rozpoczęliśmy przedstawienie. Za kulisami nerwy sięgały zenitu. Ale przedstawienie czas było zacząć. Wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością na wejście pierwszych aktorów, którzy grali Aleksandrę i Marcelego Trapszów - rodziców bohaterki, którzy również byli aktorami. - Dziękujemy Państwu za dzisiejsze przyjście na spektakl o naszej córce – Mieczysławie Trapszo, przygotowanym przez szkolne kółko teatralne. Mamy nadzieję, że zainteresuje Was spektakl o wielkiej polskiej aktorce. Zaczynamy! Na scenę weszła „mała” Mieczysława, co wywołało salwę śmiechu. Dziewczynkę grała Magda, która jest jedną z najwyższych w klasie. Klęcząc więc i idąc na kolanach wyglądała naprawdę zabawnie. Pierwsza scena opowiadała o pierwszych krokach aktorki, które tak jak my, stawiała w szkolnych przedstawieniach. - Mieciu, w naszym, przedstawieniu zagrasz druhnę Zosię – powiedziała wychowawczyni – jako córka znanych aktorów … - Proszę pani – powiedziała Miecia, która wyglądała na coraz bardziej zmieszaną - ale ja nie umiem… - Nie rozśmieszaj mnie – zaśmiała się pani – ty, córka rodu Trapszów, masz tremę przed występem? Toż to śmieszne! „Mała” Magda zeszła ze sceny, a razem z nią jej wychowawczyni. 2 Tymczasem na scenę weszła Helena Modrzejewska, grana przez Helę, a za nią powróciła Miecia niosąc piękny bukiet kwiatów. - Pani Heleno – zachlipała wzruszona Miecia – te kwiaty są dla pani! Dobrze, że za kulisami były wyłączone mikrofony, bo pani Jesiońska prawie dostała zawału. W tym czasie Hela – grająca Helenę Modrzejewską powinna powiedzieć swoją kwestię. Na szczęście publiczność o tym nic nie wiedziała. Tymczasem scenografia się zmieniła. Pojawiły się ślubne stroje, na scenę weszła pani Mieczysława wraz z czterema osobami. Po kolei przysięgali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie odpuszczą się aż do śmierci. Byli to trzej mężowie pani Mieczysławy i ... - Zygmuncie, Henryku, „Teatrze” i Marianie – powiedziała Mieczysława – który pierwszy zostanie moim mężem? - Sądzę – powiedział Henryk Mader – że najpierw powinnaś pójść za Zygmunta, później za „Teatr”, następnie za mnie i za Mariana. Na te słowa "Teatr" się oburzył i oświadczył: - Jak pewnie zauważyliście po paru latach Miecia miała jedną trwałą miłość! – powiedział „Teatr” – mnie! - Tutaj się z tobą nie zgodzę – powiedział pan Zygmunt Bartkiewicz - zapomniałeś o Henryku? - Nie, ale należy pamiętać, że z każdym z nas, prócz „Teatru” Miecia się rozwiodła – stwierdził Marian Stainsberg. - Ale kochała mnie, sama tak powiedziała, byłem jedyną miłością w jej życiu, poza teatrem – krzyknął pan Henryk. - Jest pewna przykra sprawa – odezwał się „Teatr” – Miecia niestety na jakiś czas pomknęła do X muzy, do kina, jednak miłością bym tego nie nazwał… - Raczej romansem - wtrącił Marian. Cały dialog był nagrodzony salwą śmiechu. Nasza cudowna publiczność, długo nie mogła się opanować. Niestety tę jakże radosną atmosferę musiał przerwał dźwięk wybuchu bomby, który przypomniał, iż Mieczysława Ćwiklińska żyła również w czasie II wojny światowej, czasach gdy wielu ludzi musiało opuścić swój dom i udać się na poniewierkę. Również i ona musiała wyjechać z Warszawy. Dla mnie ten dźwięk oznaczał, iż kolejną osobą na scenie będę ja. Była to moja wielka chwila, mój aktorski debiut. Moja rola była raczej niepozorna, ale równie ważna co pozostałe - grałam jedną z wielbicielek pani Mieczysławy. Dekoracje przeniosły nas do jednej z podwarszawskich wsi, Leśnej Podkowy, pod dom w którym mieszkałam. Stuk! stuk! Ktoś zapukał do drzwi. - Dzień dobry, czy mają Państwo coś do jedzenia? - Wynocha stąd, ale już! – krzyknął Maciek, który grał mojego męża Zdziśka – nie będę przyjmować do domu żadnych włóczęgów! - Ależ Zdzisiu! – krzyknęłam trzęsącym się głosem (tak miało być) – przecież to Mieczysława Ćwiklińska, ta z „Jego ekselencja subiekt”! Przecież musimy jej coś dać, to nie wypada! - Jeśli tak to co innego – odparł mój teatralny mąż – oto jedzenie. 3 - Dziękuję pięknie – podziękowała pani Miecia – będę miała kogo wspominać, kiedy te mroczne czasy się skończą. Po tych słowach kurtyna została zasłonięta, a my szybko zeszliśmy ze sceny. Przedstawienie dobiegło końca. Na koniec na scenę ponownie weszli rodzice Mieczysławy Ćwiklińskiej, by powiedzieć o niej jeszcze kilka słów i zapoznać z jej twórczością. Jako ciekawostkę powiedzieli, iż ich córka przyjęła nazwisko swojej babci jako pseudonim artystyczny. Podczas I wojny Światowej występowała w Rosji i Francji natomiast rok przed śmiercią na zaproszenie Polonii odwiedziła Stany Zjednoczone. Wymienili również kilka tytułów sztuk i filmów, w których zagrała. Było ich bardzo wiele. Ale przekornie by zachęcić czytelnika do ich poznania nie wymienię tytułów. Przedstawienie było wielkim sukcesem. Pani Jesiońska była bardzo zadowolona, że tak bardzo się wszyscy zaangażowali. I nawet pan Kracuś po obejrzeniu serdecznie nam gratulował i cała złość na panią i na nas mu przeszła. Być może pośród nas rośnie teraz druga Mieczysława Ćwiklińska. BIBLIOGRAFIA: 1. http://culture.pl/pl/tworca/mieczyslawa-cwiklinska 4