Całkiem przypadkowo kupiłem w listopadzie 2006 roku płytę

Transkrypt

Całkiem przypadkowo kupiłem w listopadzie 2006 roku płytę
Całkiem przypadkowo kupiłem w listopadzie 2006 roku płytę Maleńczuka "Santa Maria".
Nieprzypadkowo zaś ruszyłem w podróż po Europie Środkowej, bo od jakiegoś czasu było to
moim fixum-dyrdum. Od płyty nie mogłem się oderwać, oczywiste więc, że w drogę wyruszyłem
w rytmie bębnów dobiegających z samochodowych głośników. Trzynastowieczne pieśni Alfonsa
X Mądrego i współczesnego Maleńczuka, poświęcone Marii, sprawiły, że od pierwszego
kilometra przejechanej drogi stałem się średniowiecznym wędrowcem, pielgrzymem
wyruszającym w dalekie kraje, rycerzem wreszcie przemierzającym chrześcijańskie Universum, a
mój samurajski wehikuł tym samym stał się silnym i wiernym wierzchowcem zakutym w pancerne
blachy.
Jak prawie każdy z nas lubię odkrywać rzeczy nieznane. Można pojechać w nieznane miejsca,
poza mapą... Europa nie wydaje się obca ale przecież istnieje drugi wymiar podróży - czas.
Można w nim poszukać nieodkrytych wysp. Znalazłem taką wyspę czasową dla Europy
Środkowej: listopad i grudzień. Nie widać wtedy w ogóle turystów (spotkałem dwóch w Bułgarii i
trzech w Grecji), ziemia jest odarta z zieleni, nie było też śniegu tej zimy, więc widziałem tą część
kontynentu nagą, w całej swej mgle i szarości; zapełnioną mieszkańcami uwijającymi się gorliwie,
każdy przy swoich zajęciach, zaabsorbowani swoim kawałkiem rzeczywistości jak postacie z
obrazów Brojgla.
Patrzyłem na ten kraj, bo to jeden kraj jest ta Europa i dziwiłem się tym równinom rozległym,
tym wzgórzom i górom, i rzekom i morzom się dziwiłem. A też i chmurom i domom, zwierzętom, a
najbardziej ludziom. Zapisywałem to wszystko moim aparatem. I zobaczyłem też, że wszędzie
ludzie są dobrzy i przyjaźnie odnoszą się do wędrowca. I nie spotkała mnie żadna zła przygoda,
a same dobre. Przypomniała mi się podobna podróż - Ibrahima ibn-Jakuba, hiszpańskiego Żyda,
który odbył tę samą wędrówkę co ja tyle, że wektor był inny: z południa na północ i w innym
miejscu na osi czasu - to było ponad tysiąc lat temu, około 965 roku. Ibrahim pisał tak: "Kraje
Słowian ciągną się nieprzerwanie od Morza Syryjskiego po Ocean ku Północy(...) są
najzimniejsze z wszystkich krajów. Najtęższy mróz bywa u nich, gdy noce są księżycowe, a dni
pogodne, a gdy ludzie wydychają powietrze, tworzą się na ich brodach powłoki z lodu niby ze
szkła. Na ogół biorąc, to Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowni, i gdyby ich niezgoda żaden
lud nie zdołałby im sprostać w sile."
Jechałem na południe; przemierzyłem rozległą Nizinę Polską, przekroczyłem Tatry i
przeciąłem płaską Nizinę Węgierską wbiłem się w Karpaty południowe. Potem pędząc co koń
wyskoczy przez Nizinę Wołoską, przekroczyłem Dunaj i dotarłem do Morza Czarnego. Stamtąd
przez Bałkany ruszyłem z kopyta na południe, przekroczyłem kanał Koryncki i dotarłem na skraj
Peloponezu, a tym samym na najbardziej wysunięty na południe skrawek tej części Europy przylądek Tenaro, gdzie kończyła się droga. Mimo, że mój wierny rumak daje sobie radę i bez
drogi, jednak zostawiłem go koło świątyni Posejdona, którą Grecy zbudowali tam parę tysięcy lat
temu i ostatnie parę kilometrów przebyłem piechotą. Przylądek Tenaro wrzyna się w morze
Środziemne skalistym palcem, na końcu którego stoi latarnia morska, do której prowadzi
wąziutka ścieżka. Ale to jeszcze nie koniec półwyspu; sam cypel zbudowany jest ze spiętrzonych
skał. Dotarcie na jego kraniec związane jest z małą wspinaczką po chropowatych blokach
wapiennych. W końcu osiągnąłem tę śliską skałę obmywaną falami Morza Środziemnego i
będącą ostatnim kawałkiem kontynentu. To koniec podróży na południe, dalej już iść nie można.
Usiadłem sobie na takim wygładzonym miękko kamieniu, a słońce świeciło więc był nagrzany i
ciepły. Od strony morza dmuchało ciepłym wiatrem. Oprócz mnie nie było nikogo. Widok był
rozległy, powietrze przejrzyste i miękkie. Oparłem się wygodnie o skały i patrzałem na morze.
Po jakimś czasie wstałem, zrobiłem obrót o 180 stopni wspiąłem się z powrotem na skałki i
ścieżką wróciłem do drogi, zająłem miejsce za kierownicą, uruchomiłem silnik i przez Macedonię,
Serbię, Węgry i Słowację wróciłem do domu.

Podobne dokumenty