Ruda z pocztowego okienka
Transkrypt
Ruda z pocztowego okienka
Anatol Ulman Ruda z pocztowego okienka Włosy ma ze świeżej miedzi. Nie widzę jej twarzy, tylko szczupłe plecy sugerujące, że jest wysmukła i proporcjonalnie zbudowana. Ubrała się w żółty sweterek, jasny i czysty niby poletko kwitnącego rzepaku. Patrzę na nią z przyjemnością nie tylko dlatego, że ślamazarna kobieta z drugiego okienka już od godziny łączy mnie z dalekim miasteczkiem, więc się nudzę. Patrzę również z tego powodu, że ogromna kolejka do okienka rudej posuwa się prawie biegiem, realizując błyskawicznie wpłaty i wypłaty na kilkadziesiąt różnych sposobów. Ruda jest piekielnie szybka. Jej ruchy są celowe, odmierzone i właściwe. Klient jeszcze nie zdążył wręczyć jej banknotu, a już otrzymuje resztę i potwierdzenie. Ruda nie używa kalkulatora, liczy w pamięci szybciej, niż trwa naciśnięcie odpowiednich guziczków na przyrządzie. Jest cudowna, myślę. Bystra i zręczna. Logiczna oraz niezawodna. Jest zaprzeczeniem naszej wiedzy o obsłudze na poczcie. Chciałbym ją poznać, myślę, chciałbym być bliżej tej precyzyjnej kobiety. Z goryczą uświadamiam sobie własną nijakość. Nigdy nie miałem szans u kobiet, nawet u głupawych cieląt, a ta przecież musi być piekielnie inteligentna. Proszę los, by przynajmniej na twarzy była brzydka. By jej twarz odstręczała możliwych adoratorów. By była samotna i żebym stanowił dla niej atrakcję. Poza tym jestem rad, że moje połączenie telefoniczne przeciąga się, gdyż mogę być w pobliżu pleców rudej. Ludzie spod jej okienka odchodzą oszołomieni i zadowoleni. - Numer w Pikliszkach nie odpowiada - zawiadamia mnie telefonistka. Wpadam w popłoch, gdy nagle wzrok mój wpada na skromną wywieszkę: „Zasil konto Towarzystwa Miłośników Przaśnego Chleba“. Szybko wypełniam przekaz na nielichą sumę; chcę zadziwić rudą. Staję w kolejce do jej okienka, jestem dziewiąty. Po kilkunastu sekundach swojej wpłaty dokonuje już piąta osoba, stara, wysoka kobieta. - Pani się pomyliła w wydaniu reszty! - mówi oschłym głosem ta stara kobieta. - Brakuje dwudziestu złotych. - Ach, tak - stwierdza ruda ciepłym głosem i bez słowa jej dłoń dorzuca dużą monetę. Jestem wściekły na deskowatego babsztyla. Taka za złotówkę dałaby się ogolić potłuczoną butelką. Przecież ruda musi być niesłychanie zmęczona, pozwoliła sobie na sekundę odpoczynku i stąd pomyłka. Żeby ci się twoja forsa zamieniła w kozie bobki! życzę w duchu oschłej, chudej kobiecie. Drobny incydent tonie w atmosferze ogólnego zadowolenia z błyskawicznej obsługi. Bardzo szybko jestem przy okienku, ruda bierze przekaz długimi palcami i obraca twarz w moim kierunku. Ogarnia mnie fala szczęścia. Ona jest wyjątkowo brzydka! Mimo młodego wieku posiada zmarszczki, a brak makijażu powoduje, że jest szara i bezbarwna. Z zadowoleniem spostrzegam również pod jej nosem zaczątki czerniawych wąsików. Za to biust oraz smukłe ciało na kręcącym się fotelu znakomite. Uderza mnie bogactwo jej stroju, zwłaszcza wspaniałe spodnie z nieznanego, pięknego materiału. Szybko otrzymuję resztę wyrzuconą jak z karabinu na drewniany kontuar, gdy wciska się przede mnie grubas z przekrwioną szyją i wzburzony reklamuje brak dwudziestu złotych w wydanej kwocie. Ruda nie mówi nic, tylko długi palcem wskazuje na znaną wywieszkę: „Po odejściu od okienka...“. Jeszcze ją kocham, tę szybką rudą, kiedy pod nadaniu przekazu mój umysł, nawykły do szachów i różnych zabawnych rachunków, niezależnie od mej woli analizuje teoretyczne zagadnienie: grubas był pierwszy, kiedy ja byłem w kolejce dziewiąty, a wyschła dama piąta. Powinno więc wypaść na mnie! Z niedowierzaniem, skręcając się z wewnętrznego wstydu przeliczam otrzymaną resztę. Brakuje trzydziestu złotych. Nie żądam jednak oddania tej kwoty, nie tylko dlatego, że jest za późno na reklamację. Uznaję, że ludzie drożej płacą za rozczarowanie w miłości? W każdym razie należy rudej z pocztowego okienka dorzucić do mnóstwa superlatywów jeszcze jeden: za szybką, nadzwyczaj sprawną obsługę wszystkich klientów dodatkowo płaci jedynie co czwarty. Ruda jest matematycznie sprawiedliwa! Głos Pomorza, nr 235/1978, 14/15 X 1978