Panie na linie

Transkrypt

Panie na linie
Panie na linie
sobota, 16 stycznia 2010 20:49
Anna Tyszecka z Duisburga
04 sierpnia 2009 Wyniki badań potwierdzają, że firmy kierowane damską ręką mniej cierpią
w czasach kryzysu. Kobiety, w odróżnieniu od mężczyzn, niechętnie podejmują ryzykowne
decyzje. Specjaliści od zarządzania dorzucają, że męski sposób prowadzenia interesów –
podsycanie rywalizacji i zamiłowanie do hierarchicznych struktur, ścisła kontrola i autorytarne
wydawanie poleceń, ma w efekcie więcej wad niż styl kobiecy, stawiający na współpracę,
komunikację i dostosowywanie zadań do zainteresowań pracowników.
To wszystko jednak bardziej teoria niż praktyka. W centralach władzy niemieckiej gospodarki
kobiet jest jak na lekarstwo, ich udział w zarządach koncernów wynosi niecałe 2 proc. Dlatego
Petra Ledendecker, szefowa zrzeszenia niemieckich kobiet biznesu, domaga się wprowadzenia
parytetu płci. Nie jest w tym osamotniona, a zbliżające się wybory do Bundestagu uaktywniły
polityków, którzy spieszą z różnymi pomysłami.
Szef SPD Franz Müntefering wystąpił z koncepcją, by do 2013 r. zapewnić kobietom 40 proc.
miejsc w zarządach niemieckich koncernów. Postulat został uroczyście zapisany w programie
wyborczym socjaldemokratów, którzy – w przypadku wygranych wyborów – mają zabiegać o to,
by stosowny zapis znalazł się w przygotowywanej obecnie ustawie o równych szansach
zawodowych.
Ale koalicja natychmiast skrytykowała projekt. Koledzy z CDU zaproponowali, by zamiast
narzucać gospodarce ustawowe regulacje, socjaldemokraci przyjrzeli się najpierw własnym
szeregom i przypilnowali, aby w takim właśnie procencie podzielić się władzą z kobietami.
Wszak już od 20 lat w SPD obowiązuje parytet w obsadzie partyjnych stanowisk.Poza tym
ustawowe zapisy często mijają się z życiem, tak jak obowiązująca od 2002 r. ustawa, która
miała ułatwić kobietom zajmowanie kierowniczych stanowisk w urzędach federalnych. Pomysł
był prosty: w sytuacji, gdy do konkursu stają kobieta i mężczyzna o takich samych
kwalifikacjach, konkurs automatycznie wygrywa kobieta. Ustawa okazała się niepotrzebna:
kobiety i tak wygrywają, są po prostu lepsze od mężczyzn.
Kariera albo/i dziecko?
Przede wszystkim Niemcom potrzebne są przepisy, które zniwelują lęk przed macierzyństwem
– to opinia Ursuli von der Leyen, minister ds. rodziny z ramienia CDU – kojarzonym
z alternatywą: kariera albo dziecko. Z powodu obaw przed utratą pracy co czwarta absolwentka
1/4
Panie na linie
sobota, 16 stycznia 2010 20:49
wyższej uczelni w Niemczech pozostaje bezdzietna. Urlopy wychowawcze powinny być zatem
adresowane w równym stopniu do obojga rodziców, a gęsta sieć żłobków, przedszkoli
i całodziennych szkół winna stać się oczywistością. Na razie są to jednak tylko ambitne plany,
oceniane zresztą cierpko przez partyjnych kolegów.
Rzeczywistość oddają raczej opublikowane w kwietniu badania niemieckiego Panelu
Społeczno-Ekonomicznego. Przedstawiony w nich wzorzec kariery kobiecej i męskiej
potwierdza, że kobiety utrzymują się na kierowniczych stanowiskach krócej niż mężczyźni.
W wieku 25–35 lat, a więc w czasie, gdy zakładają rodziny i rodzą dzieci, oddają pola swoim
męskim rówieśnikom. Mężczyźni mają zdecydowanie większe szanse na utrwalenie swojej
pozycji w zawodzie i awans również i z tego powodu, że damska konkurencja jest po prostu
w tym czasie zajęta czym innym.
37-letnia Manuela po paru latach pracy w hamburskiej agencji reklamowej miała dość
wysiadywania nad projektami do późnej nocy. Zarabiała bardzo dobrze, ale równie dobrze
zarabiał mąż. Byli jednak tak zajęci swoimi karierami, że niemal się nie widywali. – Z robieniem
kariery jest podobnie jak z poznawaniem coraz to nowych adoratorów. W pewnym momencie
masz dość
–
mówi Manuela. Zdecydowali się na potomstwo tym chętniej, że obowiązujący w Niemczech od
dwóch lat zasiłek za urodzenie dziecka jest szczególnie korzystny dla takich par jak oni,
pracujących i dobrze zarabiających.
Manuela wychowywała małego Tima przez rok, jej mąż Michael zmieniał małemu pieluszki
przez kolejne dwa miesiące. Tyle że Michael wrócił na swoje dotychczasowe miejsce pracy,
a Manuela nie. Zaczęła pracować najpierw na trzy czwarte, a później na pół etatu. Wkrótce
okazało się jednak, że firma nie jest zadowolona z jej pracy, bo Manuela nie jest wystarczająco
dyspozycyjna. Ponieważ jednak mąż awansował i zaczął zarabiać jeszcze więcej,
Manuela złożyła wymówienie. Zaczęli myśleć o drugim dziecku.
Według statystyk ponad połowa niemieckich matek nie wraca do zawodu, zostają w domu na co
najmniej 6 lat, choć takiej życiowej perspektywy życzy sobie jedynie 6 proc. kobiet. Żłobków jest
jednak ciągle niewiele, a na stałą pomoc babć nie ma co liczyć, nie dają się tak wykorzystywać
jak ich polskie rówieśnice. Dlatego trzy lata po urodzeniu pierwszego dziecka niecałe 20 proc.
młodych kobiet wraca do pracy. W dodatku większość z nich pracuje w niepełnym wymiarze.
Rozwiązanie to pozwala lepiej godzić obowiązki rodzicielskie z pracą, ale jest zabójcze dla
kariery.
2/4
Panie na linie
sobota, 16 stycznia 2010 20:49
Silvana Koch-Mehrin, liderka niemieckich liberałów w Parlamencie Europejskim, wyznała
dziennikarzom, że kiedy po urodzeniu dziecka zdecydowała się na szybki powrót do pracy,
wyczuła niechęć ze strony partyjnych współpracowników. Niewypowiedziany zarzut brzmiał: oto
wyrodna matka, która dla kariery opuściła własne maleństwa. Wówczas zdała sobie sprawę, że
żaden mężczyzna w podobnej sytuacji nie zostałby uznany za wyrodnego ojca i nie musiał
wyjaśniać, że wybrał zarówno rodzinę jak i karierę.
Zmieszane z wdziękiem
Niemki na menedżerskich stanowiskach konfrontowane są dodatkowo z dominacją męskich
układów. Tak przynajmniej stwierdziło 70 proc. z 500 przepytanych kobiet, absolwentek
wyższych uczelni, zajmujących kierownicze stanowiska. Wie coś na ten temat Heide Simonis,
która przez 11 lat, do 2005 r., była premierem rządu w Szlezwiku-Holsztynie z ramienia SPD.
W książce „W męskim towarzystwie. Moje życie w polityce” opowiedziała o swoich
doświadczeniach.
Przyznała, że przyjęła reguły obowiązujące w świecie polityki zdominowanym przez mężczyzn,
łącznie ze specyficznym sposobem komunikacji, polegającym na mieszance wdzięku
i bezczelności. Tak jak i jej partyjni koledzy poświęciła się całkowicie karierze, zaniedbując
męża, profesora ekonomii Udo Simonisa, na którego zrozumienie i lojalność mogła jednak
liczyć. Bezdzietna, ceniona za kompetencje i cięty język specjalistka od finansów, zaczęła robić
błyskotliwą karierę w Bundestagu, a jednak w pewnym momencie dotarła do ściany.
Zrozumiała, że brakuje jej kontaktów, które zawiera się co prawda w oficjalnych
okolicznościach, ale pielęgnuje w zaciszu gabinetów i klubów.
Wyciągnęła wnioski i gdy zjazdy czy zebrania partyjne dobiegały końca, a koledzy nie spieszyli
do żon i dzieci, tylko zasiadali do nieoficjalnych rozmów między sobą, Simonis dosiadała się do
nich.
Dyplom ku przestrodze
W męskim świecie przeważają tzw. Seilschaften, układy na kształt grupy wspinaczy, którzy
podążają w górę, połączeni wspólną liną (Seil) – to jej spostrzeżenie. Męskie układy mają
strukturę pionową, podczas gdy kobiety lepiej czują się w kontaktach pozbawionych hierarchii,
3/4
Panie na linie
sobota, 16 stycznia 2010 20:49
o charakterze sieciowym, gdzie większe znaczenie mają zdolności komunikacyjne.
O ile mężczyźni mają za sobą wielowiekowe doświadczenia we wzajemnym, pragmatycznym
wspieraniu się dla tzw. sprawy, to tej umiejętności kobiety dopiero muszą się uczyć. By temu
zaradzić, niemieckie businesswomen stworzyły sieciowe kluby z terminarzem stałych imprez
i roczną składką. Są one miejscem zawierania przydatnych znajomości, zatrudniają trenerki,
które uczą, jak asertywnie walczyć o stanowiska. Zbierają oferty pracy, organizują spotkania
z doświadczonymi menedżerkami. Chcą przekonywać kobiety do większej odwagi przy wyborze
typowo męskich zawodów – inżyniera, technika, mechanika – które dają większe szanse
zawodowego awansu.
Andrea z Essen nie jest jednak przekonana o słuszności podobnych aspiracji. 45-letnia
gospodyni domowa z dyplomem inżyniera uważa się za ofiarę swoich emancypacyjnych dążeń
sprzed lat. Zawsze miała smykałkę do matematyki i dlatego zdecydowała się na studia
elektrotechniczne. Chciała robić karierę w nietypowym dla kobiety zawodzie i w końcu dopięła
swego. Nie liczyła się jednak z tym, że przyjdzie jej pracować wyłącznie w męskim
i nieprzychylnym jej towarzystwie.
Jej koledzy nie byli inżynierami, ale mieli za to wieloletnią, zawodową praktykę, a na dodatek –
zgodnie z taryfowym wynagrodzeniem – mniejszą od niej pensję. Dzień po dniu wykazywali jej,
że nie ma czego szukać w męskim fachu. Doszła do wniosku, że zdobędzie ich akceptację tylko
wówczas, gdy będzie od nich lepsza oraz przestanie się kompromitować swoją niewiedzą na
temat piłki nożnej. W jednym i drugim poniosła klęskę, po roku uciekła w macierzyństwo. Po
kolejnych nieudanych próbach odnalezienia się w swojej specjalności powiesiła swój inżynierski
dyplom na ścianie – córkom ku przestrodze.
4/4