str. 1 Kazimiera Szczuka Milczenie cipeczek

Transkrypt

str. 1 Kazimiera Szczuka Milczenie cipeczek
Kazimiera Szczuka, Milczenie cipeczek
Kazimiera Szczuka
Milczenie cipeczek
Gdybym miała wyróżnić główne obszary zainteresowania Jej Performatywności, czy też, jak
to się teraz mówi i robi, otagować jej sztukę, zakreśliłabym następujące sfery.
Pierwsza to oczywiście grubasy, które przewijają się w jej twórczości od początku. Jej
Performatywność zadaje ważne pytania: Czy grubas może być pedałem? To znaczy: Czy grubas może
być uniwersalną figurą homoseksualisty? Jaką rolę w dekonstruowaniu esencjalistycznej definicji
tożsamości seksualnej pełnią grubasy i czy można skonstruować fantazmat oparty o spaczoną
sylwetkę? Czy wreszcie rozkosze grubasów mogą stanowić treść pornograficzną i czy ktoś
o zdrowych zmysłach jest sobie w stanie przy tym zwalić konia? Element grubasów jest w sztuce Jej
Performatywności niezwykle niepokojący i prawdopodobnie wprowadza najwięcej zamieszania przy
próbach jej interpretacji. Śmiem twierdzić, że Artystkę otyłość jednocześnie brzydzi i fascynuje.
Drugi obszar to homoseksualizm w ogóle, czy może raczej: cienie i blaski pedalstwa. Weźmy
chociażby „Akademię Lubelską” i „Róże Heliogabala, weźmy tryptyk „Exodus” czy „Park Ludowy”,
a otrzymamy szereg pedalskich historii, które dzieją się gdzieś na uboczu i w zakamarkach
„normalnego” świata. Zakamarki te są czasem pełne przepychu, czasem zaś barokowe złocenia
zaczyna porastać grzyb lub kłykcina – i trzeba przyznać, że Jej Performatywność także w tym
przypadku wykazuje rodzaj ambiwalencji.
Trzeci obszar to polskość i wspominany wielokrotnie przez Goldę Jahweszuk charakter
narodowy. Jest kilka prac, na które można patrzeć głównie przez ten pryzmat, przede wszystkim
„Bitwa pod Grunwaldem”, „Polonia”, także „Miasto Ruin”; wszystkie one pytają na ile pojemna jest
kategoria polskości i jak owa narodowość ma się do spedalenia. Czy są to przeciwstawne bieguny, czy
wzajemnie napędzające się tryby? Doskonale widać, że Jej Performatywność łączy krytykę narodu
z jego niezwykle tradycyjnym, chrześcijańskim rozumieniem, że polskość ją jednocześnie brzydzi
i fascynuje.
Czwarty obszar to chrześcijaństwo, o którego istnieniu, jak sama przyznaje, Jej
Performatywność nie wiedziała jeszcze rok temu. Ta perspektywa kogoś spoza i kogoś w
jednocześnie, pozwala jej zachwycać się chrześcijaństwem, czy katolicyzmem podobnie jak ciekawią
str. 1
Kazimiera Szczuka, Milczenie cipeczek
ją mity i religie starożytne. Jej sztuka przepełniona jest chrześcijańską symboliką i odwołaniami do
swoistej dla tej religii martyrologii. Sposób przedstawiania chrześcijaństwa każe sądzić, że i w tym
przypadku cechuje ją rodzaj ambiwalencji.
Piąta sfera to wywołana starożytność, co widać na większości prac Artystki. W zasadzie nie
ma obrazu, na którym nie pojawiłoby się chociaż najmniejsze odwołanie do grecko-rzymskiej tradycji.
Są to nawiązania niezwykle twórcze, widać, że Jej Performatywność posiada bogatą wiedzę na temat
antyku i trzeba stwierdzić, że obszar ten ją wyłącznie fascynuje.
Szósta rzecz to Lublin, z którym Artystka jest silnie związania. Prac o Lublinie jest bez liku,
można odnieść wrażenie, że miasto to jest dla niej rodzajem współczesnych Aten, Babilonu, Sodomy i
Gomory i Biskupina w jednym. Jest miejscem, które ją silnie inspiruje i równie mocno osłabia, innymi
słowy – budzi w niej poczucie swoistej ambiwalencji.
Siódmy obszar to formy architektoniczne. Powstało kilka prac, których bohaterami są jedynie
budynki – zaprezentowane jednak na wzór postaci: splecione w miłosnych uściskach, przeżarte przez
choroby weneryczne, pełne życia lub konające. Zdaje się, że chodzi Artystce o tę funkcję architektury,
którą jest oddawanie w symboliczny sposób chwały ludzkich fantazmatów, czym Jej Performatywność
wyraźnie się fascynuje i brzydzi.
Ósmą sferą jest, że tak powiem, spóźniony zapłon rozumu ludzkiego. Nie bez powodu na
wielu pracach artystki pojawia się tajemnicza sowa Minerwy. Nie bez powodu wiele szacownych
miejsc świeci na jej pracach pustkami i nie bez przyczyny lubelski Artemizjon na jej obrazie płonie.
Ambiwalencja w tej sferze jest bardzo wyraźna – z jednej strony Artystka rozumie, że takie są prawa
historii i się z tym godzi, z drugiej buntuje się przeciw takiemu stanu rzeczy.
Dziewiąty obszar to BDSM. Postaci splecione w bedeesemicznych uściskach, skrępowane
i cwelone pojawiają się na jej obrazach bardzo często. I nie chodzi chyba tylko o to, że Artystkę to
jednocześnie fascynuje i brzydzi – dla niej to temat także ciekawy ze względu na funkcję
oswabadzania się z tak zwanego człowieczeństwa, czy też z mitów o człowieczeństwie, które dla Jej
Performatywności są wielkim zagrożeniem.
Rzecz, która zostanie nazwana mianem dziesiątej sfery wyraża się przez prawie całkowity
brak. Jest to mianowicie milczenie cipeczek. Kobiet w pracach Jej Performatywności praktycznie nie
ma, kilka pojawia się w „Nocy Kultury”, zamiast jednak sprzątać czy gotować, ruchają się, czyli
zachowują się jak chłopy. Tytułowej „Polonii” nie można uznać za kobietę, jest to figura symboliczna,
naród albo Polska. Trudno powiedzieć także aby lesby w rodzaju Judith Butler czy Tove Jansson
mogły zostać uznane za kobiety. Nie ma co udawać – Jej Performatywność jest mizoginką, nienawidzi
kobiet i chyba każdy w miarę myślący człowiek jest trochę mizoginem. Artystka nienawidzi
kulturowej konstrukcji kobiecości i uważa, że jest ona znacznie bardziej krzywdząca niż kulturowa
str. 2
Kazimiera Szczuka, Milczenie cipeczek
męskość. Jest także zdania, że kobiety niezwykle kurczowo trzymają się owego słabego,
pozbawionego siły i woli mocy wzoru kulturowego i tym samym zaprzepaszczają swoje szanse na
równouprawnienie. Owa witalność kobieca przypomina dym papierosowy albo apaszkę, która bez
żadnego oporu poddaje się z własnej woli wyzyskowi i przemocy. Jej Performatywność zdaje się
mówić: krytykując męską dominację my, kobiety, wystawiamy się na cios rykoszetem. Ponieważ
brakuje naprawdę błyskotliwych i inteligentnych szowinistów, Artystka sama wkłada im w usta
bolesne argumenty: być może powód naszego (kobiecego) ciemiężenia tkwi w nas samych – może tak
bardzo pokochałyśmy swoją słabość i tak mocno zinternalizowałyśmy tę normę, że brniemy w zaparte
w naszą umiłowaną tożsamość, która jednocześnie nas brzydzi i fascynuje, która wzmacnia nas przez
to, że osłabia, która to sama w sobie jest źródłem naszego zniewolenia.
str. 3