Jaki jest cel spadania, czyli czemu spotka nas deregulacja

Transkrypt

Jaki jest cel spadania, czyli czemu spotka nas deregulacja
GGawędy
adwokata bibliofila
Andrzej Tomaszek
Jaki jest cel spadania,
czyli czemu spotka nas deregulacja
Mój ulubiony publicysta sprzed lat, Michał Radgowski, uczynił z pytania o cel spadania tytuł jednego ze zbiorów felietonów (Jaki jest cel spadania?, Warszawa 1981). Choć
od wydania tego zbioru minęło ponad trzydzieści lat, chętnie po niego sięgam, gdyż
wiele rozważań autora i tytułowe pytanie zachowuje aktualność.
Przeżyłem u progu tego lata nieznaną mi dotąd przygodę intelektualną – wymieniłem na łamach prasy codziennej poglądy z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości na temat tzw. deregulacji naszego zawodu. Mój tekst Deregulacja czy mistyfikacja (Rz. z 29 maja 2012 r.) doczekał się polemiki wysokich urzędników Ministerstwa
– M. Królikowskiego i J. Bełdowskiego, pt. Deregulacja to nie mistyfikacja (Rz. z 22 czerwca
2012 r.), po której opublikowano moją odpowiedź pt. Merytokracja, kreacja i deregulacja
(Rz. z 28 czerwca 2012 r.). Wygląda na to, że zostałem wyróżniony, gdyż z zacniejszymi ode mnie zawodowymi kolegami piszącymi o sprawach adwokatury nie podjęto
dyskusji. Najważniejsze jest wszakże to, że dowiedziałem się, jaki jest cel spadania
w odniesieniu do adwokatury i choć refleksje związane z tą wiedzą są gorzkie, to może
okażą się użyteczne dla naszego samorządu.
W wyniku wymiany poglądów okazało się, że nie ma sporu, iż adwokat to nie jest
zawód dla każdego i że zasadnicza reforma dostępu do wykonywania zawodu radcy
prawnego i adwokata już się dokonała. Rzecz w tym, że ja na tej podstawie twierdzę,
iż nie ma żadnej potrzeby włączania adwokatów i radców prawnych do projektu „deregulacja” w roku 2012, ministerialni decydenci uważają zaś, że taka potrzeba nadal
istnieje.
Nie ma też sporu, że obecna droga do zawodu nie jest optymalna. Różnimy się tym,
że moim zdaniem optymalna droga to aplikacja organizowana przez samorządy zawodowe i egzamin, zdaniem zaś moich adwersarzy równie dobrą drogą do adwokatury i radców jest wpis na listę bez aplikacji, a nawet i bez egzaminu, ale na podstawie
nabytych uprzednio innych uprawnień. Wedle zamierzeń urzędników nabycie tych
uprawnień ma być jeszcze łatwiejsze niż dotąd, np. poprzez skrócenie okresu stażu
223
Andrzej Tomaszek
PALESTRA
umożliwiającego przystąpienie do egzaminu czy rozszerzenie kręgu uprawnionych do
wpisu bez egzaminu.
Jakie jest uzasadnienie przeprowadzenia tzw. deregulacji zawodu adwokata i radcy
prawnego? Z odpowiedzi przedstawicieli Ministerstwa wynika expressis verbis, że cele
zmian to: „kreacja nowych miejsc pracy”, „rozszerzenie dostępnych opcji rozwoju
i awansu zawodowego w zawodach prawniczych oraz ułatwienie mobilności pomiędzy nimi” i merytokracja zawodów prawniczych, tj. oparcie ich na kompetencjach, przy
czym „to nie warunki wejścia do zawodu determinują jego jakość, lecz warunki jego
wykonywania”.
Tak postawione cele nie przekonują mnie ani trochę. Co więcej, uzasadnienie deregulacji wydaje się bałamutne. Dlaczego to właśnie zadaniem Ministerstwa Sprawiedliwości
ma być „kreacja miejsc pracy”, skoro powołane są do tego inne ministerstwa? Czy celem
działania Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej jest kreacja miejsc pracy pielęgniarek i położnych? Czy celem Ministerstwa Obrony Narodowej jest kreacja miejsc pracy
pracowników cywilnych wojska? Priorytetem Ministerstwa Sprawiedliwości powinno
być zapewnienie sprawnego działania wymiaru sprawiedliwości, a nie deregulacja zawodów, w szczególności zawodów niezwiązanych z tym wymiarem, jak bibliotekarze,
trenerzy sportowi czy przewodnicy wycieczek.
Na temat „rozszerzania dostępnych opcji rozwoju” trudno dyskutować, bo może
chodzić o wszystko i o nic jednocześnie.
W kwestii awansu zawodowego przypominają mi się słowa zmarłego niedawno
nestora warszawskiej palestry adw. dr. Zdzisława Krzemińskiego, który powtarzał, że
wszyscy adwokaci są równi i jedyna forma awansu to zdobywanie szacunku i uznania
zawodowych kolegów i wdzięcznych klientów. Nie ma przecież wśród adwokatów
i radców żadnych szarż ani rang. Pamiętam, jak jeden z kolegów prosił kiedyś, aby
tytułowano go „starszy radca prawny”, ale miało to wyłącznie wymiar anegdotyczny.
Adwokat to adwokat, nie ma epoletów, nie eksponuje szarż czy dystynkcji.
Jeśli mówić mamy o mobilności pomiędzy zawodami prawniczymi, to mobilność ta
ma w obecnym stanie prawnym w zasadzie charakter jednokierunkowy – do adwokatury i radców, a niezwykle rzadko z adwokatury do sądownictwa czy prokuratury. Wielu
adwokatom marzy się w końcowej fazie zawodowej aktywności założenie sędziowskiej
togi, ale praktyka brutalnie marzenia te weryfikuje, stawiając adwokackich kandydatów
w ostatniej kolejności. Deregulacja tendencji tej nie zmieni.
Ministerialny postulat merytokracji budzi moje największe zdziwienie, bo każe zapytać, na czym dotąd opierają się zawody prawnicze? Nie na kompetencjach? Czy nabyłem
moje uprawnienia adwokackie drogą kupna bądź dziedziczenia, czy w rezultacie zdanego na piątkę egzaminu po czteroletniej wówczas aplikacji? A wy, drodzy czytelnicy
„Palestry”? Skoro wedle przedstawicieli Ministerstwa dopiero zmierzamy do oparcia
zawodu na kompetencjach, zadajcie sobie pytanie, na czym opieracie go dzisiaj. Uzasadnianie deregulacji adwokatów i radców prawnych postulatem merytokracji to policzek
dla wykonujących dzisiaj te zawody.
Zdaniem moich polemistów z Ministerstwa Sprawiedliwości skrócenie okresu praktyki uprawniającej do przystąpienia do egzaminu adwokackiego wcale nie prowadzi
do obniżenia poziomu zawodowego i skoro uważam odmiennie, to powinienem był
wskazać źródła takiego twierdzenia. Wskazałem „Tabelaryczne zestawienie opinii/uwag
224
9–10/2012
Jaki jest cel spadania...
zgłoszonych w ramach konsultacji społecznych do projektu ustawy o zmianie ustaw regulujących wykonywanie niektórych zawodów”, umieszczone na stronie internetowej
Ministerstwa. Wynika z niego, że to przedstawiciele sądów powszechnych i prokuratury
oponowali przeciwko skróceniu zarówno aplikacji, jak i okresu stażu. Dla nich, jak i dla
mnie, krótszy staż oznacza mniejsze umiejętności, a zatem i niższą jakość usług. Wydaje
mi się, że teza przeciwna jest nie do obrony.
Przedstawiciele Ministerstwa stwierdzili, że skuteczne egzekwowanie zasad deontologii zawodu może być gwarantem jakości. Obawiam się, że twierdzenie takie wynika
z nieznajomości realiów. Po pierwsze, egzekwowanie tych zasad ma zwykle charakter
następczy, a nie pierwotny (postępowanie dyscyplinarne). Po drugie, zgodność z zasadami etyki i godności zawodu nie jest wcale jednoznaczna z zapewnieniem obiektywnie
najwyższej jakości usługi.
Przedstawiciele Ministerstwa wskazali na zauważalną w tym roku, korzystną tendencję do zwiększenia praktycznego wymiaru egzaminu i powiązania go z umiejętnościami. W pełni tendencję tę popieram, ale jaki ma ona związek z deregulacją? Egzamin
adwokacki miał już właściwy praktyczny wymiar i związek z umiejętnościami, kiedy
przeprowadzał go samorząd zawodowy, i nie trzeba sięgać po hasła deregulacji, aby
zmieniać go obecnie w tym kierunku w ramach kompetencji Ministerstwa. Parafrazując
stare powiedzenie odnoszące się do poprzedniego systemu politycznego – biurokracja
naprawia błędy, które sama wywołała.
Moi polemiści nie nawiązali do podanych przeze mnie danych ilustrujących niespotykany wcześniej i nieporównywalny z innymi zawodami wzrost liczby adwokatów
i aplikantów adwokackich ani do mojej tezy, że choć potroiła się liczba praktykujących
adwokatów i radców prawnych, ani Ministerstwo, ani ustawodawca nie uczynili nic, aby
zwiększyć pole ich zawodowej aktywności. Co więcej, z informacji prasowych wynika,
że w Ministerstwie planuje się zmiany utrudniające wykonywanie naszego zawodu.
A to odstąpienie od pisemnych uzasadnień orzeczeń w postępowaniu cywilnym (bo
sędziowie są przepracowani), a to likwidacja znaków opłaty sądowej (bo stoją na przeszkodzie digitalizacji postępowania). Jako że problem zasługuje na odrębną obszerną
wypowiedź, w tym miejscu można go skwitować tylko lapidarną konstatacją: jakże
łatwo zapomina się, iż wymiar sprawiedliwości ma być przede wszystkim dla ludzi,
a nie dla jego funkcjonariuszy. I warto przeczytać, co o prawie do sądu (dobrego sądu)
mówi prof. Ewa Łętowska w wydanym niedawno zbiorze rozmów z Krzysztofem Sobczakiem (Rzeźbienie państwa prawa. 20 lat później, Warszawa 2012) i dlaczego konstatuje
stwierdzeniem: „Największy problem związany z orkiestrą symfoniczną sprowadza się
do tego, żeby ona chciała dyrygentowi dobrze zagrać” (s. 149).
W prasowej polemice przedstawiciele Ministerstwa stwierdzili, że moja konstatacja „zleceń od kilku lat nie przybywa, przybywa tylko potencjalnych zleceniobiorców”
wskazuje na „zjawisko sztywnego popytu i elastycznej podaży” w zawodzie adwokata
i radcy prawnego. Nie wiem, czy teza jest prawidłowa, bo jej nie rozumiem. Wiem
natomiast, że nieuprawnione jest zaprzeczanie trafności tej konstatacji na podstawie
rankingów „Rzeczpospolitej”, jak uczynili to polemiści. Rankingi te dotyczą dużych
kancelarii prawnych skupiających się na obsłudze obrotu gospodarczego i nie odnoszą
się do sfery „usług dla ludności”, którymi zajmuje się ponad 90% polskich adwokatów.
To tak, jak gdyby sądzić o życiu codziennym polskich rodzin na podstawie relacji z ży-
225
Andrzej Tomaszek
PALESTRA
cia celebrytów. Z rankingów tych, wbrew twierdzeniom ministerialnych urzędników,
wcale nie wynika, że rynek usług prawniczych w Polsce się rozwija i „większa liczba
potencjalnych zleceniobiorców uczestniczy w większym podziale tortu”, tylko tyle, że
kilkadziesiąt prawniczych fabryk obsługujących gospodarkę zwiększyło przychody.
Na rynku usług prawnych potrzebne są zarówno duże, jak i małe kancelarie, ale to
są różne rynki i błędem jest wydawanie opinii o kondycji polskich adwokatów i radców
prawnych wyłącznie na podstawie wyników tych największych. Od przedstawicieli
Ministerstwa Sprawiedliwości można oczekiwać lepszej orientacji w kwestiach kondycji
współczesnej polskiej palestry i jej oceny z uwzględnieniem sytuacji typowych adwokatów sądowych również z małych ośrodków, nie zaś wyłącznie na podstawie dokonań
prawniczych potentatów z wielkomiejskich wieżowców.
Znamy zatem motywację ministerialnych zamierzeń. Gdybym był pesymistą, to mógł­
bym powiedzieć, że aktualna sytuacja adwokatury przypomina końcową scenę z filmu
„Terminator” Ridleya Scotta, gdzie Sarah O’Connor odjeżdża jeepem Renegade na spotkanie nadchodzącej burzy. Jako optymista pokładam wszakże nadzieję w młodych, bo ci
mają do stracenia najwięcej i umieją korzystać z mechanizmów demokracji. Starszemu
pokoleniu proponuję na czas burzy wciągającą beletrystykę, jak choćby cykl kryminałów
Jo Nesbo o Harrym Hole, w których nikt nikogo nie przekonuje, że świat jest piękny.
226