Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
14. W rzeczy samej niektórzy filozofowie dowodzą, że osoby są jedynie rozciągniętym w czasie ciągiem wydarzeń lub doświadczeń. Według tego poglądu osoba nigdy nie istnieje jako całościowy byt, ale raczej jako ciąg „odcinków czasu”, których sumą jest osoba. Nie jest jasne, jak ten pogląd można uspójnić: jak odcinki czasu, które nie rozciągają się w czasie, mogą utworzyć czasowo rozciągnięte ciągi? 15. E. Olson, The Human Animal: Identity without Psychology, Oxford University Press 1997. 16. W rozdziale drugim książki [przyp. tłum.]. 17. J. Finnis, J.M. Boyle, G. Grisez, Nuclear Deterrence, Morality and Realism, Oxford University Press 1987, ss. 308-309. 18. L.R. Baker, dz. cyt., s. 124. 19. Tamże, s. 164. 20. Tamże, s. 124. [Cyt. za:] E. Olson, Was I ever a Fetus?, „Philosophy and Phenomenological Research” 57 (1997), s. 97. 21. W rozdziale drugim książki [przyp. tłum.]. Robert P. George (ur. 1955): 36 profesor prawoznawstwa oraz dyrektor Programu im. Jamesa Madisona na Uniwersytecie Princeton. Zasiada w Radzie ds. Bioetyki powołanej przez Prezydenta USA oraz Komisji UNESCO ds. Etyki Wiedzy Naukowej i Technologii. Christopher O. Tollefsen (ur. 1968): profesor nadzwyczajny filozofii na Uniwersytecie Południowej Karoliny, ekspert w Instytucie Witherspoona. ZARODEK JAKO OSOBA Tomasz P. Terlikowski S pór o aborcję często próbuje się sprowadzić do dyskursów politycznych. Narracje feministyczne próbują go przedstawiać jako debatę nad przestrzenią wolności, granicami prawa czy religijnością. Takie postawienie sprawy wymaga jednak twardego (i zupełnie niewyprowadzalnego z empirii czy nauk medycznych) założenia metafizycznego (i to nie w klasycznym rozumieniu metafizyki, ale potocznym, ujmującym tę naukę jako „poszukiwanie czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym, co gorsza, kota nie ma”), głoszącym, że płód nie należy do świata ludzi, nie jest człowiekiem i nie można go tak określać. Oczywiście zdecydowana większość etyków, także tych przychylnych aborcji, nie stawia sprawy tak ostro, ale już feministyczne bojowniczki nie mają wątpliwości i wprost głoszą tezę, że płód nie jest człowiekiem. Kim zatem jest? „Nie jest malutkim człowieczkiem, którego wymyśliła propaganda pro life, żadnym małym Beethovenem, Szekspirem ani małą Wisławą Szymborską. Nie jest również kawałkiem ślepej kiszki. Jest płodem” – oznajmia Kazimiera Szczuka. I choć jej definicja płodu jest niedorzeczna, ponieważ opiera się na błędzie ignatum per signatum (czyli tłumaczenia tego samego przez to samo), to jest mimo to niezwykle typowa. Tak jak typowe są dalsze wyjaśnienia, które mają ukryć prosty fakt, że dla Kazimiery Szczuki „płód jest płodem”. „Zapłodniona komórka jajowa z czasem staje się embrionem, a następnie płodem, który ma rosnąć i stać się dzieckiem. Jego status jest w jakimś sensie tajemniczy [niestety nie jest nam dane dowiedzieć się, w jakim to sensie status embrionu jest tajemniczy, bo tego krytyczka literacka nam nie wyjaśnia – dopisek mój] i ta tajemniczość, jako niezapisane pole znaczeń, zostawia miejsce dla wszelkich projekcji, przeczuć, wizji, wyobrażeń i niepokojów”1 – konkluduje Szczuka. Jeszcze dziwniej wyjaśnia naturę płodu jej koleżanka z „Krytyki Politycznej”, Joanna Erbel. Jej zdaniem płód jest quasi-obiektem, bytem o ambiwalentnym statusie, czymś porównywalnym z genetycznie modyfikowaną żywnością, bakteriami, wirusami czy rozrusznikami serca. „Quasi-obiekty wymykają się podziałowi na ludzi i rzeczy; na to, co społeczne, i na naturę”2 – oznajmia Impressje 37 „feministka, fotografka i socjolożka” (tak określa siebie samą w notce biograficznej). I choć w istocie takie deklaracje trudno potraktować inaczej niż jako ubrany w intelektualne szaty bełkot (bo co niby ma łączyć wirusa, rozrusznik serca, modyfi- 38 Poważniejsi uczeni, którzy liznęli choć trochę biologii i mają pojęcie o genetyce, nie kwestionują zazwyczaj człowieczeństwa płodu. Oni debatę nad aborcją przesuwają w innym kierunku. Nie mogąc zakwestionować człowieczeństwa, kwestionują osobową godność zarodka czy embrionu i triumfalnie obwieszczają, że nawet jeśli uznać ludzkie zarodki czy płody za ludzi, to nie istnieją najmniejsze wątpliwości co do tego, iż nie sposób ich uznać za osoby. kowaną żywność i płód albo w jaki sposób można uznać za rzecz płód lub bakterię), to niestety jest on coraz powszechniejszy. Moraliści, etycy, prawnicy, dziennikarze, a niestety niekiedy także lekarze z uczonymi minami zapewniają, że nie wiemy, czy płód jest człowiekiem, a nawet nie mamy pewności, kim lub raczej czym on jest…3 Poważniejsi uczeni, którzy liznęli choć trochę biologii i mają pojęcie o genetyce, nie kwestionują zazwyczaj człowieczeństwa płodu. Oni debatę nad aborcją przesuwają w innym kierunku. Nie mogąc zakwestionować człowieczeństwa, kwestionują osobową godność zarodka czy embrionu i triumfalnie obwieszczają, że nawet jeśli uznać ludzkie zarodki czy płody za ludzi, to nie istnieją najmniejsze wątpliwości co do tego, iż nie sposób ich uznać za osoby. A tylko osobom powinna przysługiwać prawna ochrona czy status podmiotów moralnych. „Przynależność do danego gatunku biologicznego nie wydaje się bardziej znacząca dla określenia statusu moralnego niż przynależność do jakiejś rasy czy płci”4 – stwierdza w eseju Przerywanie ciąży Warren. Pozbawione jakiejkolwiek wartości moralnej – dające się określić biologiczno-medycznie – człowieczeństwo zastąpione zostaje nieempirycznym i niepoddającym się żadnej weryfikacji pojęciem „osoby”. Habermas uznaje, że osobą w znaczeniu moralnym staje się w momencie narodzin, ponieważ „wówczas następuje społecznie indywidualizujący akt wejścia w cały układ publicznych interakcji świata przeżywanego”5. Singer moment nabrania praw moralnych przesuwa jeszcze dalej i utożsamia go z faktem przyjęcia danego dziecka do społeczności rodzinnej. Jeśli rodzice nie chcą tego, z jakichś powodów, uczynić – to dziecko nie staje się osobą ludzką i jako „jeszczenie-osoba” może zostać zlikwidowane6. Sprowadzając wszystkie te wypowiedzi do wspólnego mianownika, można zatem powiedzieć, że osobą jest człowiek (u Singera nie tylko), który dodatkowo charakteryzuje się pewnymi cechami. Jeśli człowieczeństwem określimy istotę C, to aby zostać osobą, musi ona mieć pewną cechę posługiwanie się językiem, czy też uznanie przez społeczeństwo. Człowiek, których owych cech Q jeszcze nie posiada, nie jest traktowany jak osoba, czyli nie przysługują mu uprawnienia związane z ludzką godnością. Czysta logika wskazuje jednak także, że człowiek, który cech tych już nie spełnia, także nie powinien być traktowany Jedynym powodem, dla którego trzeba chronić godność osób ciężko upośledzonych, pozostaje więc… dobre samopoczucie reszty, zdrowego społeczeństwa składającego się z osób. jako osoba, a co z tego wynika, jego godność nie musi być chroniona ze względu na nią samą. Jedynym powodem, dla którego trzeba chronić godność osób ciężko upośledzonych, pozostaje więc… dobre samopoczucie reszty, zdrowego społeczeństwa składającego się z osób. Argumentacja zwolenników aborcji sprowadza się zatem do czysto negatywnego odrzucenia człowieczeństwa i/lub godności ludzkiej zarodków i embrionów. Polemika z tymi poglądami powinna wobec tego skupić się na udowodnieniu (a przynajmniej uprawdopodobnieniu) dwóch zasadniczych kwestii: 1) że zarodek od momentu poczęcia pozostaje człowiekiem; 2) że od tego samego momentu przysługuje mu ludzka godność. Czy płód jest człowiekiem? Q. Q może tu oznaczać zarówno zdolność Odpowiedź na to pytanie nie wymaga do odczuwania bólu, samoświadomość, – wbrew temu, co próbują wmówić społe- czeństwu zwolennicy zabijania nienarodzonych dzieci – jakichkolwiek teologicznych czy metafizycznych założeń. Wystarczą wyniki nauk szczegółowych, znajomość genetyki i przyjęcie wynikających z niej faktów. Na szlaku rozwojowym człowieczeństwa od momentu poczęcia znajduje się tylko jeden punkt autentycznej biologicznej nieciągłości, genetycznej przemiany. I jest nim właśnie poczęcie, czyli połączenie się żeńskich i męskich komórek płciowych. „Na wcześniejszych etapach szlaki rozwojowe gamet były zasadniczo niezależne od siebie. Natychmiast po połączeniu obydwie komórki wkraczają na jeden wspólny tor rozwoju, na którym wchodzą we wzajemne interakcje w sposób uporządkowany i przewidywalny, zasadniczo taki sam dla wszystkich jednostek danego gatunku”7 – wskazuje hiszpański biolog Juan de Dios Vial Correa. Ów nowy twór nie jest przy tym tylko prostym złożeniem materiału genetycznego ojca i matki, ale czymś o wiele bardziej skomplikowanym, czego w najmniejszym stopniu nie da się sprowadzić do kopii, czy nawet genetycznego „miksu” rodziców. W genomie nowego człowieka odbijają się, czasem zupełnie nieoczekiwanie, refleksy poprzednich pokoleń. Nowa całość jest już przy tym kompletna pod względem genetycznym, ma zapisane swoje cechy, skłonność do pewnych dziedzicznych chorób, a nawet kolor oczu. Początkiem człowieczeństwa jest zatem moment poczęcia, a nie implantacji do organizmu matki, trzeci miesiąc ciąży (który to moment jest przyjęty całkowicie arbitralnie przez prawodawców w wielu Impressje 39 40 krajach), czy tym bardziej narodziny. „Po zapłodnieniu jednokomórkowy zarodek nie staje się innym rodzajem rzeczy. On po prostu się dzieli i staje coraz większy i większy, przechodząc kolejne stopnie rozwoju, aż w końcu osiąga stan rozwojowy embrionu, około 8. tygodnia”8 – wskazuje Dianne N. Irwing. I tej konstatacji czysto biologicznej nie mogą podważyć pytania zadawane przed wiekami przez filozofów spierających się o to, w którym momencie następuje animacja (czyli kiedy w ciało wstępuje dusza). W tamtych czasach nie znano bowiem ultrasonografów, a wiedza na temat życia płodowego była minimalna. Teraz zaś już to wiemy, scholastyczne spory o animację nie powinny zatem stawać się argumentem w zupełnie współczesnym sporze o aborcję. Tak jak przekonanie Arystotelesa czy Platona o zasadniczo podrzędnym charakterze kobiety nie powinno wpływać na współczesną debatę o roli kobiet w społeczeństwie. Do podobnych wniosków dochodzi zresztą także część bioetyków żydowskich, którzy – w imię wierności biologicznej prawdzie – kwestionują talmudyczne przekonanie o tym, że czterdziestodniowy zarodek jest tylko częścią ciała swej matki, a młodszy „tylko wodą”. Eric Cohne wprost stwierdza, że odrzucenie tego głębokiego przekonania Talmudu i zdecydowanej większości tradycji prawnej wymusza wiedza biologiczna, która „mówi nam, że nowy organizm istnieje od momentu poczęcia, że już pierwsze podziały komórkowe mają charakter uporządkowany i celowy, że próg czterdziestego dnia niczym nie wyróżnia się z punktu widzenia ciągłości rozwoju embrionalnego, że wreszcie czterdziestodniowy płód ma już ukształtowany zaczątek głowy, rąk i nóg, że ma zaczątkową komorę serca i że rozwijają się w nim nerwy twarzowe”9. Te proste, i w istocie przez nikogo nie podważane, stwierdzenia muszą prowadzić do wniosku (o ile uznajemy, że życie ludzkie jest wartością fundamentalną), że nie istnieje możliwość zaaprobowania z punktu widzenia moralnego czy prawnego możliwości aborcji. Ani działający podmiot moralny, ani tym bardziej prawodawca nie mogą przyznawać „licencji na Moralne potępienie aborcji i odrzucenie jakiejkolwiek formy jej legalizacji wcale jednak nie wymaga przyjęcia tak mocnego metafizycznego rozumienia początków człowieczeństwa. Wystarczy minimalna pokora poznawcza, która nie wyklucza, że życie ludzkie może zaczynać się właśnie w momencie zapłodnienia. zabijanie” ludzi w określonych okolicznościach. Jeśli bowiem przyjmuje się, że życie zaczyna się w momencie poczęcia – to nie ma żadnej istotnej różnicy (poza kwestiami estetycznymi) między aborcją płodu, który lekarze uznali za upośledzony, a zabiciem narodzonego już, a w stopniu znacznym upośledzonego dziecka. Takie samo stanowisko odnieść trzeba do dzieci poczętych w trakcie gwałtu, czy nawet takich, których istnienie zagraża zdrowiu matki (zdrowie i życie nie są bowiem wartościami równorzędnymi). Jedynym prawnym wyjątkiem możliwym do uznania przez zwolennika antropologii integralnej jest sytuacja, w której zagrożone jest życie matki. W takiej sytuacji, propagując wzór heroizmu, jakim jest ofiarowanie (a decyzje moralne podejmować może jedynie osoba samoświadoma i wolna, czyli matka) własnego życia za drugiego, katolik nie może wprowadzać tego wzorca do prawa, które nie może wymagać od ludzi postaw bohaterskich. Moralne potępienie aborcji i odrzucenie jakiejkolwiek formy jej legalizacji wcale jednak nie wymaga przyjęcia tak mocnego metafizycznego rozumienia początków człowieczeństwa. Wystarczy minimalna pokora poznawcza, która nie wyklucza, że życie ludzkie może zaczynać się właśnie w momencie zapłodnienia. Przyjęcie takiego założenia, przy zachowaniu minimum konsekwencji, prowadzić powinno do przyjęcia powyższych wniosków etycznych. Wszelkie wątpliwości powinny być (i w europejskich czy, szerzej, zachodnich systemach prawnych) interpretowane na korzyść oskarżonego (w tym konkretnym przypadku bytu, który może zostać unicestwiony). Jeśli zatem zlikwidowany byt może być człowiekiem, to – choćbyśmy mieli co do jego natury poważne wątpliwości – trzeba go bronić przed likwidacją. Do przeciwnych wniosków (np. dopuszczających zabicie bytu ludzkiego z jakichś powodów, niezależnie od tego, czy chodzi o sytuację społeczną, zdrowie matki czy sposób poczęcia płodu) dojść można (pozostając w granicach konsekwentnego myślenia), przyjmując, że płód na pewno nie jest czło- wiekiem lub że – nawet pozostając człowiekiem – jest mniej wartościowy lub istotny niż człowiek już narodzony (ale to oznacza dyskryminację ze względu na wiek). Przyznaje to zresztą Mary Ann Warren w eseju Przerywanie ciąży, zauważając, iż tylko uznanie, że płód nie jest człowiekiem, czy przynajmniej osobą ludzką, pozwala na dopuszczalność aborcji10. Ostatecznie zatem, jeśli dopuszcza się możliwość aborcji, trzeba uznać, że człowieczeństwo nie wypływa z natury, a związane jest z jakimiś innymi cechami, które istota ludzka nabywa w trakcie rozwoju. I to właśnie założenie trzeba teraz rozpatrzeć. Kto nie jest osobą? Nie mogąc zanegować ludzkiego statusu zarodków i embrionów, zwolennicy zabijania nienarodzonych zdecydowali się arbitralnie przesunąć problem z biologicznego pytania, czy zarodek jest człowiekiem (należy do gatunku ludzkiego) na w istocie dogmatyczny (a przynajmniej filozoficzny) problem, czy każdy człowiek jest osobą, a zatem, czy każdemu przysługują uprawnienia wynikające z bycia osobą. W ten sposób rozstrzygalny empirycznie problem statusu moralnego dziecka poczętego przekształcono w spór światopoglądowy. Nie można tego sporu rozstrzygnąć inaczej, niż przyjmując określone rozstrzygnięcie metafizyczne, wynikające – jak wiadomo – z założeń, od których rozpoczyna się całą debatę. Jeśli uznamy, jak Peter Singer, że w samej przynależności do gatunku ludzkiego nie ma w istocie nic wyróżniającego11, Impressje 41 to trzeba zacząć szukać innych niż biolo- ale nie z przyczyn moralnych, ale w trosce giczne kryteriów moralnych, a te – niestety o dobre samopoczucie społeczeństwa) . Bezpieczni, jeśli przyjmie się tego typu rozumienie przysługiwania praw moralnych, nie mogą się czuć także ludzie chorzy psychicznie (o ile zachwiana jest ich samoświadomość, świadomość bytowania w czasie, zdolność do miłości czy wzajemności moralnej), czy ofiary wypadków, którym została z jakichś powodów upośledzona świadomość czy pamięć długotrwała (a pytaniem otwartym pozostaje, co z tymi, u których została upośledzona pamięć krótkotrwała). Osobami nie są zatem chorzy na Alzheimera, trwale chorzy psychicznie, a także Greg F. – bohater jednej z opowieści Olivera Sacksa – chłopak, który stracił wzrok, pamięć krótkotrwałą, znaczącą część pamięci długotrwałej, a do tego czuł się błogosławiony przez Krisznę. Jego stan klasyfikował go do likwidacji (i Singer całkowicie by się z tym zgodził), ale on nie tylko był leczony, jakby był osobą, ale i bywały momenty, kiedy tak właśnie się czuł, kiedy spod ogromnych spustoszeń, jakich dokonał w jego mózgu nowotwór przysadki, dostrzec można było zwyczajnego, cierpiącego człowieka15. Wartościowanie życia ludzkiego poprzez pewne cechy, które mu przysługują (na pewnym stopniu rozwoju) oznacza zatem dyskryminację, i to ostateczną, tych wszystkich, którym cechy te przysługiwać z różnych powodów nie mogą. Chorzy, upośledzeni, nieprzytomni zostają więc pozbawieni praw moralnych i ochrony związanej z godnością ludzką. I to nawet jeśli zasady uzależnienia uprawnień moralnych od posiadania pewnych – pozostają nieodmiennie arbitralne, a co gorsza, prowadzą do dość przerażających wniosków. Singer uznaje bowiem, że warunkiem otrzymania statusu osoby jest sa- 42 Wartościowanie życia ludzkiego poprzez pewne cechy, które mu przysługują (na pewnym stopniu rozwoju) oznacza zatem dyskryminację, i to ostateczną, tych wszystkich, którym cechy te przysługiwać z różnych powodów nie mogą. Chorzy, upośledzeni, nieprzytomni zostają więc pozbawieni praw moralnych i ochrony związanej z godnością ludzką. I to nawet jeśli zasady uzależnienia uprawnień moralnych od posiadania pewnych cech nie rozciągnie się z „jeszcze-nie-osób” na „już-nie-osoby”. moświadomość oraz świadomość istnienia w czasie (co zakłada pamięć) , a Warren 12 rozszerza tę listę o rozumność, zdolność do miłości, wychowania i wzajemność moralną13. Problem jest tylko taki, że założenie to pozbawia godności osobowej i praw wynikających z bycia osobą nie tylko zarodki i embriony, ale także noworodki, czy nawet dzieci (w zależności od rozumienia terminu samoświadomość) do trzeciego roku życia (Singer ogranicza możliwość dzieciobójstwa do pierwszych kilku miesięcy, 14 cech nie rozciągnie się z „jeszcze-nie-osób” na „już-nie-osoby”. „Społeczeństwo, które zinternalizowało i zastosowało w praktyce tezę, że na przykład »życie noworodka« – przy czym wyznaczenie górnej granicy jest dowolne! – »ma mniejszą wartość, niż życie świni, psa czy szympansa«, w zasadniczy sposób zmieni swoją ocenę ludzkiego życia. W swej większości […] wkrótce nie będzie gotowe do praktykowania solidarności w stosunku do osób dorosłych i wrażliwej etyki w odniesieniu do ludzi starych. […] Jest bardzo prawdopodobne – i to jest decydujące – że coraz częściej będą kwestionować prawo do życia tych ludzi, których według ich kryteriów łatwo jest »zdepersonalizować«”16 – tłumaczy niemiecki prawnik Eduard Picker. Ostatecznie zatem pozbawienie praw osobowych części jednostek należących do gatunku homo sapiens oznacza w istocie zgodę na ich likwidację17. Historia europejska poucza nas zaś, że zgoda na „depersonalizację” jakiejś grupy osób zazwyczaj ma tendencje do rozszerzania się. W hitlerowskich Niemczech rozpoczęto od depersonalizacji chorych psychicznie, później stopniowo prowadzono do odebrania godności osób ludzkich Żydom i Cyganom, a na końcu miało być uznanie osobowości tylko Aryjczyków18. Jednak aby zaobserwować podobny proces, wcale nie trzeba się cofać aż do III Rzeszy. Wystarczy prześledzenie prawa aborcyjnego czy eutanazyjnego w świecie współczesnym. Gdy je uchwalano, niemal zawsze miało się ograniczać do najbardziej skrajnych przypadków, nieszczęść i wyjątków, a z czasem poszerzało swoje działania na kolejne grupy osób. W Holandii powoli rozmawia się już o eutanazji adobrowolnej, czyli dokonywanej na osobach, które nie mogą z jakichś powodów wyrazić życzenia śmierci. I choć taka sytuacja nie wyczerpuje nawet definicji eutanazji, to lekarze przy- W Holandii powoli rozmawia się już o eutanazji adobrowolnej, czyli dokonywanej na osobach, które nie mogą z jakichś powodów wyrazić życzenia śmierci. I choć taka sytuacja nie wyczerpuje nawet definicji eutanazji, to lekarze przyznają, że niemal połowa wykonywanych w Holandii eutanazji dokonywanych jest bez zgody pacjenta. znają, że niemal połowa wykonywanych w Holandii eutanazji dokonywanych jest bez zgody pacjenta. A to rodzi już lęk i dyskomfort w zwyczajnych ludziach, którzy chcą mieć pewność, że zawsze będą traktowani jak osoby, a nie jak quasi-obiekty, które tylko przeszkadzają innym. I to jest jeden z najpoważniejszych zarzutów, jakie można postawić neoutylitaryzmowi na bazie jego własnych założeń. „Zarzut odebrania poczucia bezpieczeństwa społeczeństwu również rozważanej tutaj odmianie tej filozofii stawia decydujące dla jej spójności pytanie o to, czy jej rzekomo udoskonalony utylitaryzm rzeczywiście prowadzi do zaspokojenia dążenia do szczęścia, czy też raczej staje mu na przeszkodzie. […] Nie da się zaprzeczyć, że największe Impressje 43 szczęście i dobrobyt uprzywilejowanej grupy, które stawia sobie za cel ta filozofia, ulega istotnemu pomniejszeniu, jeśli zostaje osiągnięte za cenę poczucia dyskomfortu i strachu. Szczęścia nie da się osiągnąć za cenę egzystencjalnej niepewności! Dlatego jest rzeczą niezaprzeczalną, że utylitaryzm nie osiągnie swego celu, jeśli poszczególni członkowie dążącej do swego szczęścia i korzyści grupy musieliby nieustannie obawiać się o swoją egzystencję właśnie z powodu praktykowanej przez nią filozofii […], nawet ograniczone zdanie ludzkiego życia na decyzje obcych instancji musi wywołać u dotkniętych nim osób uczucie niezadowolenia i strachu”19 – konkluduje Picker. Osobowa godność zarodka 44 Ten czysto pragmatyczny „dowód” przeciwko rozdzielaniu pojęć osoby i człowieka może i powinien być uzupełniony o analizy filozoficzne. A one także są bezwzględne dla zwolenników depersonifikacji człowieka na najwcześniejszym etapie jego rozwoju. Uznanie, że osobowość jest tylko cechą człowieczeństwa, jego funkcją, oznacza w istocie odebranie jej znaczenia moralnego. Cechą człowieka jest bowiem kolor jego oczu, skóry, karnacja, czy nawet skłonność do tycia – cechy te jednak nie stanowią o jakichś szczególnych moralnych uprawnieniach, a ktoś, kto próbowałby zbudować etykę opartą na cechach ludzkich, nieuchronnie popadłby w jakąś formę rasizmu, seksizmu czy innej dyskryminacji. Aby zatem osoba była kategorią moralnie znaczącą, musi być wpisana w strukturę bytową człowieka, a ta się nie zmienia. Jestem osobą, bo jestem człowiekiem. W samą strukturę ontyczną człowieczeństwa wpisana jest samoświadomość, miłość, zdolność do rozwoju i odpowiedzialności moralnej, czyli to, co składa się na bycie osobą. Oczywiście, na pewnym etapie rozwoju są to cechy jedynie potencjalnie obecne, ale nie zmienia to faktu, że stanowią one istotę człowieczeństwa, które rozwija się i osiąga pełnię (albo nie, choćby z przyczyn fizycznych). Posługując się językiem i rozumowaniem filozofii arystotelesowskiej (w jej tomistycznej interpretacji), można powiedzieć, że jednostkowy zarodek, tak jak każdy człowiek, jest substancją, czyli – jak, interpretując Arystotelesa, definiuje substancję Mieczysław Albert Krąpiec – „czymś konkretnie istniejącym”20. Substancja ta, jak każda inna, jest oczywiście dynamiczna i zmienna, rozwija się, aktualizuje rozmaite potencjalności, wypełnia je i stopniowo staje się. Tym jednak, co określa owo wypełnianie możliwości, co je ukierunkowuje, jest istota (forma) owej substancji, która staje się aktem wywołującym konkretne efekty. Co zaś określa człowieczeństwo? Poza dwunożnością (obecną także u szympansów) są to własności osoby: zdolność do poznania intelektualnego, zdolność do miłości, wolność, podmiotowość wobec praw, godność i zupełność21. A zatem w każdą ludzką substancję wpisane jest jako jej istota bycie osobą. Ono oczywiście się dopełnia i wypełnia w procesie rozwojowym, ale konstytuuje od samego początku strukturę człowieczeństwa. Tak jak w żołędzia wpisane jest bycie dębem (czyli drzewem), tak w ludzki zarodek wpisane jest bycie osobą. I od momentu połączenia się komórki jajowej z plemnikiem rozpoczyna się proces jego aktualizacji w potencji materialnej. To, że czasem cielesność staje się przeszkodą w dostrzeżeniu owej osobowej godności każdego człowieka, Uznanie za osobę nie może być reakcją na istnienie specyficznych cech osobowych, ponieważ cechy te pojawiają się dopiero wtedy, gdy dziecko doświadcza tego życzliwego wsparcia, jakiego udzielamy osobom. Aby umożliwić elementarną wspólnotę osobową, u matki pojawia się nawet odruchowa, ale nie mimowolna regresja, dzięki której staje ona na tym samym poziomie z dzieckiem. Matka lub ten, kto ją zastępuje, od początku traktuje dziecko jako osobowego partnera, a nie jako manipulowany przedmiot lub żywy organizm, któremu można wpoić określone odruchy. w niczym nie zmienia faktu, że jako jednostki tego samego gatunku wszyscy ludzie są także osobami. Na różnym etapie rozwoju, ale niemniej osobami22. Oddzielenie pojęcia osoby od pojęcia człowieka oznaczałoby w istocie uznanie, że w człowieku jest coś i ktoś, które dość swobodnie przechodzą jedno w drugie. Problem polega tylko na tym, że tego typu myślenie jest zupełnie nieempiryczne. Obserwacja rozwoju dziecka czy wychodzenia z choroby osób po wypadkach wskazuje, że nie ma prostego przejścia między stanem nieświadomości a stanem świadomości. Granice tu wytyczane są zupełnie nieostre i umowne. Co więcej, tylko ich całkowite odrzucenie, zanegowanie, umożliwia ukształtowanie się świadomej osoby. „Uznanie za osobę nie może być reakcją na istnienie specyficznych cech osobowych, ponieważ cechy te pojawiają się dopiero wtedy, gdy dziecko doświadcza tego życzliwego wsparcia, jakiego udzielamy osobom. Aby umożliwić elementarną wspólnotę osobową, u matki pojawia się nawet odruchowa, ale nie mimowolna regresja, dzięki której staje ona na tym samym poziomie z dzieckiem. Matka lub ten, kto ją zastępuje, od początku traktuje dziecko jako osobowego partnera, a nie jako manipulowany przedmiot lub żywy organizm, któremu można wpoić określone odruchy. Dziecko uczy się mówić nie przez to, że w jego obecności matka mówi coś do siebie, lecz przez to, że mówi do niego. […] Nigdy nie mamy świadomości wytwarzania osób. Bycie osobą jest raczej w pełnym sensie istnieniemprzez-siebie, które znajduje się poza wszelkim zewnętrznym wytwarzaniem. […] Nie ma gładkiego przejścia od »coś« do »ktoś«. Tylko dlatego, że zawsze i od samego początku traktujemy ludzi nie jako coś, ale jako kogoś, większość z nich rozwija później cechy, które usprawiedliwiają takie ich traktowanie”23 – stwierdza Spaemann. Impressje 45 Bezsensowna debata Takie wnioski antropologiczne i etyczne, z którymi dość trudno jest dyskutować i które w najmniejszym stopniu nie wyrastają z Objawienia czy doktryny Kościoła, a jedynie ze zdrowego rozsądku, nauk empirycznych i obserwacji świata, prowadzić 46 Zdecydowana większość zwolenników aborcji nie zaczyna więc od rozważań metafizycznych czy antropologicznych, nie zastanawia się nad tym, kim jest człowiek w łonie matki, ani nawet nie buduje etycznych systemów, ale szuka doktryn czy teorii, które pozwalają usprawiedliwić to, czego w istocie usprawiedliwić się nie da. A wszystko, co w tym przeszkadza, zostaje odrzucone. mogą tylko do jednoznacznego stwierdzenia, że aborcja powinna być absolutnie zakazana. Inne wnioski (np. dopuszczających zabicie bytu ludzkiego z jakichś powodów, niezależnie od tego, czy chodzi o sytuację społeczną, zdrowie matki czy sposób poczęcia płodu) wyciągnąć można (pozostając w granicach konsekwentnego myślenia), tylko jeśli przyjmie się, że płód na pewno nie jest człowiekiem lub że – nawet pozostając człowiekiem – jest mniej wartościowy lub istotny niż człowiek już narodzony24 (ale to oznacza dyskryminację ze względu na wiek). Każdy zatem, kto uznaje moralne uzasadnienie dla jakichkolwiek form, odrzuca integralną antropologię, czy choćby poznawczą ostrożność, i pośrednio (nie zawsze świadomie) akceptuje uznanie życia poczętego za gorsze (mniej godne ochrony) niż narodzone. Przyjęcie założeń antropologicznych, które różnicują wartość życia ludzkiego w zależności od jego wieku (ageizm), stanu zdrowia (eugenika) czy pochodzenia (a takie właśnie fundamenty ma obowiązująca obecnie ustawa) wprowadza prawo i moralność publiczną na swoistą „równię pochyłą”. Jeśli bowiem można zabić człowieka na etapie płodowym, tylko dlatego że jest on ciężko chory, to powstaje pytanie, dlaczego nie można tego zrobić od razu po urodzeniu? A ostrzeżenia takie wcale nie są bezpodstawne, nie pochodzą z chorej wyobraźni obrońców życia (jak sugerują zwolennicy „prawa do wyboru”), ale z uważnej lektury mediów. Oto niespełna dwa tygodnie temu projekt społecznej debaty nad prawem lekarzy do likwidowania ciężko upośledzonych noworodków zgłosili brytyjscy lekarze z Royal College of Obstetricians and Gynaecologists. Cała ta argumentacja nie przekona jednak radykalnych zwolenników zabijania nienarodzonych. Ich akceptacja aborcji wcale nie wypływa bowiem z przesłanek, nie jest racjonalnym i moralnym rozumowaniem, ale poszukiwaniem usprawiedliwień dla działań, które bywają życiowo prostsze i wygodniejsze niż podejmowanie odpowiedzialności za konsekwencje wcześniejszych działań. Zdecydowana większość zwolenników aborcji nie zaczyna więc od rozważań metafizycznych czy antropologicznych, nie zastanawia się nad tym, kim jest człowiek w łonie matki, ani nawet nie buduje etycznych systemów, ale szuka doktryn czy teorii, które pozwalają usprawiedliwić to, czego w istocie usprawiedliwić się nie da. A wszystko, co w tym przeszkadza, zostaje odrzucone. Jeśli biologia jednoznacznie zapewnia, że życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia, to ideolodzy zabijania nienarodzonych odrzucają biologię i w imię swojej zbrodniczej dogmatyki zaczynają szukać nowych definicji człowieczeństwa, które pozwolą na wykluczenie kolejnej grupy z zakresu obowiązywalności fundamentalnego prawa do życia. Istotą zaś tych poszukiwań jest wola, chęć usunięcia przeszkód, a nie racjonalny namysł czy rozumne poszukiwanie prawdy. I dlatego w istocie prawdziwy dialog ze zwolennikami aborcji jest niemożliwy i pozbawiony sensu. Dokładnie tak, jak niemożliwy i pozbawiony sensu był dialog z hitlerowcami, którzy w imię własnej woli mocy stworzyli system pozwalający na depersonifikację części ludzi i ich unicestwienie. I dokładnie tak samo postępują zwolennicy aborcji. Oni nie szukają prawdy, co jest istotą rozmowy, ale wygody i samousprawiedliwień. A jeśli przeszkadzają im w tym fakty, to zwyczajnie je pomijają czy odrzucają. Przypisy: 1. K. Szczuka, Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2004, ss. 29–30. 2. J. Erbel, Po której stronie jest płód?, „Krytyka Polityczna” nr 15/2008, s. 162. 3. Profesor Jacek Hołówka swoją zgodę na niszczenie ludzkich zarodków przy procedurach in vitro usprawiedliwia faktem, że płód nie jest człowiekiem, tak jak żołądź nie jest dębem. Por. J. Hołówka, Metafizyka prenatalna Kościoła, „Rzeczpospolita” z 29 grudnia 2008 r. 4. M.A. Warren, Przerywanie ciąży, przeł. A. Przyłuska-Fiszer [w:] Przewodnik po etyce, red. P. Singer, Książka i Wiedza, Warszawa 1998, s. 353. 5. J. Habermas, Przyszłość natury ludzkiej. Czy zmierzamy do eugeniki liberalnej?, przeł. Ł. Łukasiewicz, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2003, s. 42. 6. „Jeśli płód nie ma takiego samego roszczenia do życia jak osoba, okazuje się, że nowo narodzone niemowlę nie ma go również […]. Rozważając tę kwestię, powinniśmy odłożyć na bok emocjonalny stosunek do małych, bezbronnych i – czasami – o urzekającym wyglądzie niemowląt ludzkich […]. Przez to, co napisałem, nie zamierzam sugerować, że ktoś, kto zabija niemowlęta ot tak, bez powodu, jest moralnie na równi z kobietą, która dokonuje aborcji. Powinniśmy z pewnością obwarować bardzo ścisłymi warunkami przyzwolenie na zabijanie niemowląt; ale bardziej ze względu na skutki zabijania dla innych, niż na zewnętrzne zło ich zabijania”. P. Singer, Etyka praktyczna, przeł. A. Sagan, Książka i Wiedza, Warszawa 2003, ss. 165–168. Impressje 47 48 7. J. de Dios Vial Carrea, Embrion ludzki jako organizm i jako ktoś pośród nas, przeł. D. Chabrajska, M. Rajewski [w:] Medycyna i prawo: Za czy przeciw życiu, red. E. Sgreccia, T. Styczeń, J. Gula, C. Ritter, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1999, s. 66. 8. D.N. Irwing, When human beings begin? ‘Scientific’ myths and scientific facts, “International Journal of Sociology and Social Policy” vol. 19, no. 3/4, 1999, ss. 14–22. 9. E. Cohen, Bioetyka żydowsko-katolicka, przeł. M. Szczubiałka, „First Things. Edycja Polska” nr 3/2007, ss. 48–49. 10. Zob. M.A. Warren, op. cit., s. 359. 11. „Aby uniknąć szowinizmu gatunkowego, trzeba uznać, że istoty podobne do siebie pod wszystkimi istotnymi względami mają podobne prawo do życia, sama zaś przynależność do naszego gatunku biologicznego nie może być moralnie znaczącym kryterium stosowania tego prawa” – oznajmia Singer. P. Singer, Wyzwolenie zwierząt, przeł. A. Alichniewicz, A. Szczęsna, PIW, Warszawa 2004, s. 53. 12. Zob. P. Singer, O życiu i śmierci. Upadek etyki tradycyjnej, przeł. A. Alichniewicz, A. Szczęsna, PIW, Warszawa 1997, s. 230. 13. M.A. Warren, op. cit., s. 356. 14. „Jeśli zaś chodzi o dzieciobójstwo, nasza kultura powinna się uczyć od innych, szczególnie teraz gdy – jak one – musimy ograniczać liczebność rodzin […] praktykowane w pewnych kulturach dzieciobójstwo ma solidne podstawy z przeanalizowanych już powodów, dla których noworodkowi nie przysługuje takie samo prawo do życia jak osobie dorosłej”. P. Singer, O życiu i śmierci, op. cit., s. 234. 15. Zob. O. Sacks, Antropolog na Marsie, przeł. P. Amsterdamski, Zysk i S-ka, Poznań 1999, ss. 58–91. 16. E. Picker, Godność człowieka a życie ludzkie. Rozbrat dwóch fundamentalnych wartości jako wyraz narastającej relatywizacji człowieka, przeł. J. Merecki, Oficyna Naukowa, Warszawa 2007, s. 110. 17. „Makabrycznym następstwem przesłanki, zgodnie z którą prawo do życia człowieka zależy od jego »bycia osobą«, czyli od jego statusu osobowego, jest prawie nieograniczone uprawnienie do dysponowania cudzym życiem” – konkluduje Picker. Tamże, s. 90. 18. Wstrząsającym świadectwem tego procesu jest historia niemieckiej psychiatrii i antropologii. Por. T. Matzek, Zamek śmierci Hartheim. Eutanazja w III Rzeszy, przeł. E. Borg, Świat Książki, Warszawa 2004, czy G.E. Schafft, Od rasizmu do ludobójstwa. Antropologia w Trzeciej Rzeszy, przeł. T. Bałuk-Ulewiczowa, Wydawnictwo UJ, Kraków 2006. 19. E. Picker, op. cit., ss. 80–81. 20. M.A. Krąpiec, Metafizyka, Redakcja Wydawnictw KUL, Lublin 1995, s. 274. 21. Tamże, s. 279. 22. Tak samo, choć wychodząc z nieco innych założeń, dowodzi Robert Spaemann. „Może istnieć tylko jedno kryterium bycia osobą: biologiczna przynależność do rodzaju ludzkiego. Dlatego też początku i końca istnienia osoby nie można oddzielać od początku i końca ludzkiego życia. Jeśli »ktoś« istnieje, to istniał, od kiedy zaistniał ten indywidualny ludzki organizm, i będzie istnieć tak długo, jak długo ten organizm ten jest żywy. Byciem osoby jest życie człowieka” – podkreśla niemiecki filozof. R. Spaemann, Osoby. O różnicy między kimś a czymś, przeł. J. Merecki, Oficyna Naukowa, Warszawa 2001, s. 305. 23. Tamże, ss. 296-298. 24. Tego typu poglądy głoszą myśliciele żydowscy. Ale wypływają one nie tyle z antropologii czy metafizyki, ile z prawniczej interpretacji Księgi Liczb, w której zapisane jest, że karą za zabicie matki jest kara jak za zabicie, a za płód w jej łonie odszkodowanie. Tomasz P. Terlikowski (ur. 1974): doktor filozofii, tłumacz, komentator tygodnika „Wprost”. Autor kilku książek z dziedziny bioetyki, m.in. Kiedy sól traci smak. Etyki protestanckie w kryzysie (Warszawa 2005), Tora między życiem a śmiercią. Bioetyki żydowskie w dialogu (Warszawa 2007); Moralny totalitaryzm. Oblicza cywilizacji, bioetyczne dylematy współczesności (Warszawa 2007). Impressje 49