Więcej - easyISP
Transkrypt
Więcej - easyISP
"Być wszystkim dla wszystkich" postawa apostolska Józefa Englinga Ruszając na to Triduum wróciłem raz jeszcze do tematu tego impulsu: „Być wszystkim dla wszystkich” - ideału osobistego Józefa Englinga. Pomyślałem sobie wtedy: jak to strasznie pysznie brzmi. Być wszystkim dla wszystkich oznacza tak mocno porywać i zajmować ludzkie serca i umysły, żeby nie zostawić już miejsca na nic więcej. Skoncentrować całą uwagę na sobie i to nie uwagę pojedynczych osób, ale nieprzebranych tłumów – wszystkich! Odnoszę wrażenie, że wiele osób ma dziś taki właśnie ideał. Media i marketingowcy XXI wieku prześcigają się wręcz w dążeniach do jego osiągnięcia. Co więc różni Englinga uznawanego w Szensztacie za wzór od wszystkich tych ludzi. Otóż w drugiej części swego motta doprecyzowuje: „i być szczególną własnością Maryi”. To właśnie Ona jako nasza Matka i Wychowawczyni pomaga nam dążyć do podstawowego celu, jakim jest świętość. To właśnie Ona nadaje ideałowi Englinga odpowiedni ton, kierunek i jego prawdziwe znaczenie, ponieważ jedyny sposób w jaki Ona potrafi działać, to zwracać wszystko w stronę Chrystusa prowadzić do Niego. Nie da się być narzędziem w rękach Maryi i nie zmierzać ku Chrystusowi. Co wypływa z tego zawierzenia Jej naszych działań? Wszyscy znamy 3 łaski, które MTA daje tym, którzy przybywają do Jej Sanktuarium, tym, którzy Jej się powierzają. Łaska zadomowienia – w Sanktuarium, we wspólnocie, w sercu Boga Ojca; Łaska przemiany wewnętrznej – czyli prawdziwego nawrócenia, postrzegania świata z perspektywy Przymierza Miłości, życia Miłością Boga i bliźniego oraz spokoju ducha opartego na ufności Bożej Opatrzności; no i trzecia – Łaska gorliwego apostolstwa – choć niedawno spotkałem się z trafniejszym moim zdaniem określeniem – mianowicie jest to Łaska skutecznego apostolstwa. Tak samo było w przypadku Englinga. Nie od razu był tak skutecznym apostołem jakim go znamy. Ten chłopak z warmińskiej wsi z ludzkiej perspektywy byłby ostatnim kandydatem do przewodzenia ludziom i prowadzenia ich ku określonym celom. Był bardzo niecharyzmatyczny: niezdarny, krzywy, niezbyt bystry, nieraz zupełnie niezrozumiały ze względu na dużą wadę wymowy, na dodatek nerwus i niecierpliwiec. Stanowił najgorszy przykład nieudolnego narzędzia. Jednak nawet tak nieporęczne narzędzie w mistrzowskich rękach spełnia bezbłędnie swoje zadanie. Właśnie wszystkie te wady stanowiły dla niego doskonałą okazję do pracy nad sobą i to nie pracy od święta, na pół gwizdka, jakby z obowiązku, lecz pracy z ogromnym zaangażowaniem, wytrwałej, choć za każdym razem bardzo trudnej. W szkole pomimo niezbyt bystrego umysłu, dzięki wysiłkom przodował w nauce, był zawsze chętny do pomocy, wiecznie uprzejmy – może poza momentami, gdy nerwy mu puszczały na widok niesprawiedliwości, czy głupich dowcipów jakie koledzy często mu robili. Z inspiracji ojca Kentenicha oraz potrzeby serca zaczął usilnie pracować nad swoimi wadami. Sporządził listę wad, których chciał się pozbyć oraz konkretnych sposobów w jakie będzie nad nimi pracował. Oprócz postanowień duchowych odnośnie modlitwy, czy tych dotyczących cierpliwości do kolegów, we własnym zakresie podejmował się też ćwiczeń korygujących wady postawy i wymowy. Prawdziwe pole walki stanowiło jednak dla niego czekanie na posiłek – był w tej kwestii bardzo niecierpliwy ponieważ jadł dużo i szybko. Dopiero po latach na froncie, gdzie żołnierze często przymierali głodem, okazało się, jak bardzo ćwiczenia w tej kwestii były przydatne. Jego siła woli zwracała na niego uwagę. Swoją otwartością i chęcią do pomocy potrafił sobie zjednać ludzi zarówno w szkole jak i na froncie – gdzie wszyscy koledzy odwrócili się od dawnych wartości. Szczególnie w warunkach wojennych zależało mu na pozyskaniu wielu osób dla MTA. Nie robił tego jednak wprost – nie wygłaszał kazań do batalionów, bo wiedział, że nie byłoby to skuteczne. Najpierw poznawał ich bliżej, zdobywał ich zaufanie – najczęściej poprzez stawianie sznapsów, dopiero potem rozmawiał z nimi na tematy wiary, MTA i kapitału łask. To właśnie „kapitał łask” był jego ulubioną ideą, którą polecał wszystkim i to zarówno w seminarium, jak i na wojnie. Gdy mówił o pracy nad sobą – robił to z pasją – z prawdziwym zapałem, z błyskiem w oczach, nieposkromioną wręcz radością. Powód tego był tylko jeden – wiedział o czym mówi. Wszystkie sposoby na kształtowanie charakteru miał wypróbowane na sobie, wszystko co polecał – sam praktykował od dawna. W czasach szkolnych biegał do Sanktuarium z każdą najmniejszą sprawą – wszystkim koniecznie chciał się podzielić z MTA. W warunkach wojennych przenosił się do Sanktuarium duchowo. Wszystko robił dla Niej, z miłości do Niej. Gdy był jeszcze w Szensztat w ciągu jednego niecałego miesiąca potrafił złożyć 1712 wkładów do kapitału. Oczywiście nie mogły to być wyłącznie wkłady wielkiego kalibru – były one drobne ale częste. Najprostsze sprawy jak powstrzymanie się od złośliwości, pościelenie łóżka, przyspieszenie kroku, by nie spóźnić się na Mszę, dostrzeżenie czyjejś potrzeby, podjęcie kolejnej próby skupienia się na nauce, czy modlitwie, znak krzyża przed posiłkiem, czy mijając Kościół, akty strzeliste, odparcie jednej negatywnej myśli, czy nawet sumienne wykonanie czynności, którą i tak zawsze wykonuję – ofiarowane MTA mogą stać się źródłem łaski i dla nas – dzisiaj! Engling jednak idzie jeszcze dalej! W liście do nowego sodalisa pisze: To prawda, wiele wymagam. Jednak pomyśl o tym, kiedy z trudem Ci to kiedyś przyjdzie, że właśnie ktoś z nas może zmaga się na froncie i czeka na moją pomoc. Być może ukochana Mater ter admirabilis uzależniła jego zwycięstwo, a może jego powołanie od tego mojego przezwyciężenia się. Jesteśmy jedną wielką rodziną, w której jeden powinien pomagać drugiemu. A jak to wygląda z naszej strony? Nie wiem ile z tu obecnych osób odnajdzie w tym siebie, ale opowiem jak to wyglądało u mnie. Kiedyś miałem okazję, by podzielić się ze znajomą całą wspaniałą pedagogiką szensztacką, wraz ze wszystkimi wspaniałymi narzędziami do kształtowania charakteru. Opowiedziałem o ideale osobistym, do którego dąży się przez postanowienia szczegółowe, które są wspaniałymi wkładami do Kapitału Łask, a które kontroluje się przy pomocy dzienniczka pisemnej samokontroli... „Zaraz, zaraz... Mogę Ci to nawet pokazać, bo przecież mam przy sobie taki przykładowy blankiet.” Miałem w dokumentach blankiet, który o. Wojtek rozdawał kilka lat wcześniej na spotkaniu chłopaków. I w momencie gdy go wyciągnąłem coś mnie ukłuło w sercu... Poczułem się jak ostatni hipokryta, ponieważ... Blankiet był pusty, nieco podniszczony, ale pusty! Uświadomiłem sobie, że pomimo tego co mówię - stoję po stronie marketingowców, a nie Englinga. Od następnego miesiąca zacząłem prowadzić pisemną samokontrolę, różnie wychodzi, mam na koncie sukcesy i porażki, ale rzeczywiście dużo łatwiej się mówi o czymś co się zna z praktyki. Po dwóch latach praktykowania wiem, że jedynym sposobem na to, by nie przezwyciężyć w sobie jakiejś denerwującej nas wady, to nie zacząć nad nią pracować. Jeżeli udawało się w przypadku Englinga, czemu nasza Matka i Wychowawczyni nie miałaby pomóc i nam?! A skoro wyświadczyła nam już łaskę zadomowienia, a niejednokrotnie również łaskę przemiany wewnętrznej, czemu nie miałaby udzielić nam również łaski skutecznego apostolstwa? Okazji do działania jest wiele. Powstaje coraz więcej jubileuszowych inicjatyw, ale co jeśli ich rozwój czy nawet istnienie nasza ukochana Mater Ter Admirabilis uzależniła od mojego indywidualnego przezwyciężenia siebie? Od właśnie moich wkładów do kapitału łask? Każde moje zwycięstwo, to byćmoże jedna rodzina do kręgu kapliczki pielgrzymjącej, jeden wolontariusz, lub jedna dodatkowa sprzedana cegiełka na statuę Ojca Kentenicha, lub Koszalińskie Centrum TurystycznoPielgrzymkowe, jedno spotkanie poprowadzone przez nowych animatorów, itd. W takim układzie powinniśmy się wręcz ścigać w ilości wkładów do kapitału łask. Każdy z nas powinien starać się na wzór sportowców, zdobyć złotą koszulkę lidera klasyfikacji generalnej w ich składaniu. Żeby to ułatwić chciałbym, aby każdy na pamiątkę otrzymał blankiet pisemnej samokontroli i jeśli nie czuje potrzeby wypełniania go – niech schowa go do dokumentów. Gdy przyjdzie czas MTA sama o nim przypomni. Jeśli natomiast ktoś wypełni blankiet i będzie potrzebował kolejnego – to każdego miesiąca nowy blankiet znaleźć można chociażby w Biuletynie Szensztackiej Młodzieży Męskiej ;) do pobrania ze strony internetowej Młodzieży Szensztackiej. Jeśli ktoś natomiast chciałby bliżej poznać postać Józka – polecam gorąco impulsy przygotowujące do rocznicy jego przyjazdu do Szensztat, która przypada 24 września. Znaleźć je można między innymi na stronie www.mlodziez.szensztat.pl oraz www.engling.pl. Przed nami ROK MISJI. Na zakończenie tego impulsu życzę każdemu i każdej z Was, aby te misje biegły w dwóch kierunkach: oczywiście do ludzi - w myśl bardzo dosłownie rozumianego apostolstwa, ale również Misji wgłąb siebie - w celu nieustannego coraz lepszego poznawania siebie i własnych słabości, a potem również głoszenia wszystkiemu co tam zastaniemy Dobrej Nowiny o nawróceniu – możliwości przemiany życia w każdym wieku. Grzegorz „Janek Engel” Mateja