Wtorek, 8 grudnia 2009 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji

Transkrypt

Wtorek, 8 grudnia 2009 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
16
WSPÓŁORGANIZATOR
AKCJI
Wtorek 8 grudnia 2009 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
PARTNERZY
MEDIALNI
Słuchaj w Radiu TOK FM
Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu
Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
O tym, jak leczyć po ludzku, mówimy
w audycji „Popołudnie Radia TOK FM”
między godz. 16 a 18.40
Szpital jak z serialu
WOJCIECH KARDAS
„Na dobre i na złe”
Barbara Sosińska
sama nie wie, ile
czasu spędziła przy
szpitalnych łóżkach
synów przez
kilkanaście lat ich
choroby: – W tym
czasie wszystko się
zmieniło. Dawniej
musiałam prosić
ordynatora
o przepustkę,
dziś mogę być
z nimi całą dobę
NATALIA WALOCH
Szpital dziecięcy w Toruniu. Sonia Siekierska gra w szachy z synem Jakubem. Mogą być razem przez całą dobę
liźniacy Piotr i Paweł Sosińscy mają dziś po 18 lat. Na mukopolisacharydozę, bardzo
rzadką chorobę genetyczną
wyniszczającą organizm, zachorowali jako małe dzieci. – Piotr zawsze był silniejszy, leczyliśmy go raczej w domu. Za to z Pawłem było gorzej, miał więcej powikłań, częściej trafiał do szpitala – opowiada matka. – Nie
wyobrażam sobie, że mogłabym zostawić synów w szpitalu samych.
maczy dr Hanna Streich, wicedyrektor
szpitala ds. lecznictwa. –To szczególnie
ważne na oddziale intensywnej terapii
ipatologii noworodka. Matka, której nowo narodzone dziecko jest w złym stanie, nie może być narażana dodatkowo
na stres rozłąki.
Monika Szczekocka, blondynka znieśmiałym uśmiechem, leży na oddziale
z12-dniowym synem Grzesiem. Do dyspozycji mają pokój z łazienką. – Mały
urodził się z zapaleniem płuc i musiał
być pod opieką lekarzy –opowiada. –Ja
też byłam chora iprzez pierwsze dni nie
mogłam być zsynem. Płakałam dniami
i nocami. Na szczęście teraz jesteśmy
już razem, mogę go kąpać i przewijać.
Na intensywnej terapii noworodka
jest też specjalny pokój dla matek dzieci, które są podłączone do aparatury
podtrzymującej życie. Mogą przychodzić do niemowląt tak często, jak chcą.
B
Prawie jak w domu
Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Toruniu wygląda jak z popularnego serialu w telewizji: pastelowe ściany, na
oddziałach miniświetlice wypełnione
zabawkami iksiążeczkami. Tam gdzie
dzieci nie są bardzo chore, panuje radosny rozgardiasz: maluchy bawią się
ato ze sobą, ato zrodzicami.
Wielu dorosłych spędza tu całe
dnie. Mają dla siebie małą kuchnię,
gdzie mogą zagotować wodę na herbatę czy kawę, a nawet przygotować
szybki posiłek.
W regulaminie odwiedzin nie ma
czegoś takiego jak godziny wizyt. Bliscy mogą być z pacjentami cały czas.
–Czasem nie jest łatwo ogarnąć to
wszystko, bo dziś przychodzi się do
szpitala zpołową domu –mówi dr Ewa
Hapyn, ordynator oddziału obserwacyjno-gastroenterologicznego. –Każdy ma ubrania, zabawki, książeczki.
Ale jakoś sobie radzimy.
– Ideą takiego otwarcia jest to, by
nie odrywać dzieci od rodziców – tłuR
E
Jak nasz szpital
stał się
bardziej
przyjazny?
HANNA STREICH*
Otwarcie naszego szpitala na
odwiedzających nie nastąpiło od
razu. To był proces, na który nałożyła się kampania społeczna „Szpital przyjazny dziecku”, w której
wzięliśmy udział. Dzisiejszy model
funkcjonowania to też zasługa personelu, który rozumiał, że dzieci
powinny być z rodzicami.
Pierwsze dwa tapczany i lodówkę dla odwiedzających kupił
nam ojciec jednego zpacjentów, który chciał ułatwić żonie przebywanie na oddziale. Wtedy zaczęliśmy
myśleć ohotelu dla matek. Nie mieliśmy jednak do tego warunków lokalowych, więc dla mam przeznaczyliśmy jeden z gabinetów lekarskich. Potem mieliśmy więcej szczęścia, bo placówka była rozbudowywana. Gdy tylko ordynatorzy się
dowiedzieli, że będą pieniądze na
Bez histerii i pożegnań
Dziś matka dniami i nocami towarzysząca dziecku wszpitalu nikogo nie dziwi. Ale nie zawsze tak było. –Pamiętam,
kiedy Piotruś miał półtora roku i był
pierwszy raz wszpitalu –opowiada Barbara Sosińska. –Musiałam prosić ordynator o przepustkę, żeby być przy nim
bez ograniczeń. Teraz to na szczęście
nie do pomyślenia.
Dr Streich pamięta jeszcze bardziej
dramatyczne sytuacje. – Gdy zaczynałam pracę, oddziały pediatryczne były
zamknięte dla rodziców. Dwa razy wtygodniu matki stały w kolejce ciągnącej
się za szpital. Przychodził ordynator
K
L
A
inwestycje, od razu zgłaszali, co
chcieliby zrobić na swoich oddziałach, żeby rodzice nie musieli więcej spać na karimatach i krzesłach.
Oczywiście jak zawsze przy
wprowadzaniu czegoś nowego
i u nas były pewne kontrowersje.
Niektóre osoby z personelu zastanawiały się, jak zdołamy zapanować nad harmidrem ibrudem wnoszonym przez odwiedzających, ale
szybko okazało się, że nowy model
ma dużo plusów. Przede wszystkim dzieci przy matkach są dużo
spokojniejsze. Poza tym to zawsze
pewna pomoc dla pielęgniarek, bo
rodzic to umyje, to nakarmi dziecko, chociaż są itacy, którzy do zmiany pieluchy wołają pielęgniarkę.
Przed laty największe obawy budziło to, czy rozemocjonowane matki nie będą dezorganizować naszej
pracy, patrząc nam stale na ręce ikrytykując wszystko, co robimy. To się
oczywiście zdarza itrzeba jasno powiedzieć, że rozhisteryzowany rodzic nam nie pomaga. Niemniej to
jednostkowe przypadki. Generalnie współpraca wygląda dobrze inie
wyobrażamy sobie, żebyśmy mogli
funkcjonować inaczej. NOT. NAT
W hotelu lub na fotelu
– Jako sześciolatka leżałam chora na serce inikt nie mógł do mnie przyjść. To był
koszmar, cieszę się, że moje dziecko nie
musi tego przeżywać –mówi, robiąc na
drutach, Mirosława Krawczyk czuwająca przy łóżku szczupłego nastoletniego
chłopaka o szelmowskim spojrzeniu.
Wskazuje na syna: – Dziś on mnie już
przepędza, bo się lepiej czuje, ale gdy
wczoraj przywiozłam go tu zbardzo wysoką gorączką, był przerażony.
W Toruniu przebywanie z dzieckiem kosztuje tylko wówczas, gdy matka korzysta ze szpitalnego hotelu. Za
dobę musi zapłacić 15 zł. Na oddziale
nie płaci, ale śpi na fotelu z podnóżkiem. Tak jak Sonia Siekierska, mama
dziewięcioletniego Jakuba z zapaleniem płuc. – Hotel dla mnie nie ma sensu, bo chcę w nocy być przy synu – tłumaczy. W lecznicy spędza już kolejny
dzień. Gra z synem w karty i szachy,
rozwiązują zagadki logiczne. Dwa razy dziennie idzie do domu, wtedy przy
Kubie jest tata.
W wielu szpitalach w Polsce wciąż
jednak trzeba płacić ryczałt za podgrzanie wody na herbatę, naładowanie
komórki czy skorzystanie z prysznica.
– U nas też były takie opłaty, ale z nich
zrezygnowaliśmy –mówi Streich. –Trudno wyliczyć, ile prądu zużywa się przy
ładowaniu komórki, ale nie są to wielkie pieniądze.
Z rodzicami gorzej niż z dziećmi
*HANNA STREICH
wicedyrektor ds. lecznictwa
Wojewódzkiego Szpitala
Dziecięcego w Toruniu
M
i wyczytywał: pani Kowalska – z dzieckiem lepiej, pani Nowak… I tak dalej.
Czasem jakiś lekarz się zlitował i pozwolił matce ukradkiem popatrzeć na
dziecko przez szybkę. Dla mnie, młodej
kobiety, było to rozdzierające.
– Panowała dziwna filozofia mówiąca, że skoro nie można zapewnić matce stałego kontaktu z dzieckiem, należy w ogóle go zabronić, żeby nie powodować u obydwojga rozdarcia – tłumaczy dr Dorota Karkowska, prawniczka
z Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji
Zdrowotnej. – Ten problem był bardzo
krytykowany przez część środowiska.
A
28673252
Mimo nieporównywalnie większej niż
przed laty przychylności dla wizyt szpitale wciąż mają prawo je ograniczyć.
Na przykład podczas zagrożenia epidemicznego. – Tak właśnie w połowie
listopada zrobiliśmy u nas – mówi
dr Streich. – Jest sezon grypowo-przeziębieniowy i dlatego przy dziecku może być tylko jedna osoba, a nie, jak to
zazwyczaj bywa, po pięć dziennie.
Wtoruńskim szpitalu miejskim ztego samego powodu wizyty wstrzymano zupełnie.
Otwartość na odwiedziny ma swoje minusy. –Staramy się być przyjaźnie
nastawieni, chociaż tłumy odwiedzających nie ułatwiają nam pracy –mówi ordynator Hapyn. – Bywa też, że jednego
dnia udziecka siedzą oboje rodzice, anastępnego dnia nie ma żadnego irozgrywa się dramat, bo maluch wpada w histerię. Wtedy prosimy, żeby się trochę
inaczej zorganizowali.
Z dorosłymi odwiedzającymi czasem trudniej sobie poradzić niż z chorymi dziećmi. Dr Hapyn: – Zdarzają
się konflikty. Zdenerwowani czymś
rodzice jednego dziecka potrafią powiedzieć drugiemu: Czekaj, lekarze
wsadzą ci do żołądka rurę od odkurzacza. Albo w niedzielę dorośli siedzą w świetlicy i oglądają „Na dobre
i na złe”, a dzieci są same.
Karkowska: – Dawniej odwiedzający mieli regulamin, który mówił o zachowaniu podczas wizyt. Należało na
przykład być cicho inie spacerować po
oddziale. Dziś takich regulacji prawie
się nie spotyka. Ale wciąż trzeba pamiętać, że prawa każdego z nas mają
swoje granice. Dokładnie tam, gdzie zaczynają się prawa kogoś innego. PROSIMY O LISTY
Leczyli cię w szpitalu jak z serialu
„Na dobre i na złe”? A może trafiłeś
na polskiego „Doktora House’a”?
Nasz e-mail: [email protected]
Historie czytelników czytaj na:
Wyborcza.pl/leczyc
1
Leczyć po ludzku 17
PARTNERZY
AKCJI INFORMACYJNEJ
O PRAWACH PACJENTA
www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Wtorek 8 grudnia 2009
+
Czytaj jutro: Nigdy nie mów „zawsze”
Lekarz nie mógł spojrzeć małemu chłopcu w oczy i przyznać, że jest bezradny wobec jego choroby. A dziecko popatrzyło
na niego i powiedziało: „Ale obiecałeś...”. Lekarz rozmawiając z pacjentem nie może używać słów: „zawsze”, „na pewno”
Ile nas kosztuje
nieleczenie chorych?
Pan Ryszard choruje na hemofilię – jego
krew zpowodu wady genetycznej nie
krzepnie. Aby zatamować krwawienie, musi przyjąć lek. Wdzieciństwie,
gdy wylewy do stawów zdarzały się
nawet kilkanaście razy w tygodniu,
leków dzieciom wPolsce nie podawano, tylko wstawiano nogę wgips. Krew
sączyła się godzinami, niszczyła staw,
kolano puchło. Bywało, że miało rozmiar piłki futbolowej. Tak doszło do
zwyrodnienia stawów kolanowych.
Oba powinny być zoperowane.
Na wstawienie endoprotez został
zakwalifikowany w 2002 roku.
U „zwykłego” pacjenta zabieg kosztuje 10-14 tys. zł od kolana i czeka się
na niego latami. U hemofilików zabieg jest skomplikowany i droższy.
Pan Ryszard czeka. Po każdym
wylewie do stawu, a zdarzają się one
nawet kilka razy w tygodniu, musi
wziąć drogi lek. Kilka dawek zawsze
ma w lodówce w domu, sam go sobie podaje. Czasami, żeby krwawienie zatamować i zmniejszyć obrzęk
stawu, czynnik krzepnięcia musi brać
nawet przez kilka dni. Najlepszy sposób, żeby ograniczyć wylewy, to profilaktyczne, regularnie branie leku,
a nie tylko wtedy, go zaczyna się
krwawienie. Problem w tym, że
PIOTR SKÓRNICKI
Od siedmiu lat czekam na operację kolan. Przez ten czas wydali na
mnie więcej, niż kosztowałby zabieg.
Nie chcę być skazany na wózek.
Mam dopiero 48 lat i chciałbym znów
pracować, a nie iść na rentę – mówi
Ryszard Bieliński z Łodzi.
Ryszard Bieliński: – Mam nadzieję,
że mnie w końcu zoperują i wrócę do
pracy w kiosku. Chcę normalnie żyć!
w Polsce – i to od niedawna – profilaktyką objęte są tylko dzieci, dorośli – nie.
Kolana pana Ryszarda są niestabilne. Gdy nagle uszkodzony staw się skręci, mężczyzna traci równowagę i pada
jak długi. Tak w tym roku złamał biodro. Dwa tygodnie leżał wszpitalu, przeszedł skomplikowaną operację. Po urazie jedna noga jest krótsza. Musiał przerwać pracę. Kiosk zgazetami teraz prowadzi syn z żoną, ale pan Ryszard ciągle ma nadzieję, że tam wróci.
– Gdy chodzę, skręcam ciało – opowiada chory. – Tak doszło do zmian
w kręgosłupie. Teraz jeszcze on mnie
boli ipromieniuje. Zaczęły mi drętwieć
dłonie. To jest jak domino. Nie zoperowano kolan i sypią się kolejne narządy.
Jestem przerażony. Z każdym dniem
tracę sprawność. Nie chcę tak! Chcę
wrócić do pracy ijeździć samochodem.
Z powodu potwornego bólu kręgosłupa nie mógł spać. Nie pomagały
już nawet leki przeciwbólowe. Trafił
na badania do Instytutu Hematologii
i Transfuzjologii w Warszawie. Tu ma
go obejrzeć lekarz konsultant i zdecydować, czy jego kolana jeszcze nadają się do operacji.
– Kolega obliczył, że przez te siedem lat czekania wydali na mnie znacznie więcej, niż kosztowałaby operacja
– mówi pan Ryszard. W poniedziałek
w instytucie obchodził urodziny. – Psychika mi siada, łapię doły. Trudno jest
poradzić sobie z bezradnością i czekaniem. Wiem, co trzeba zrobić, żebym znów mógł normalnie żyć, ale
operacja jest jak cukierek za szybą. Jak
mam go wyrwać? Gdzie o nią prosić?
Bez niej... (głos się załamuje) czeka
mnie wózek. A to koniec. Kapitulacja.
Nowy wózek inwalidzki stoi w sali
obok łóżka pana Ryszarda. – Mam nadzieję, że to nie jest mój prezent urodzinowy –mówi chory. –Postawiłem go, żeby chciało mi się dalej walczyć. Robi za
straszak. Ciągle wierzę, że wkońcu wstawią mi nowe „zawiasy” iznów będę chodzić bez kul. Mam tyle rzeczy do zrobienia. Nie zrezygnowałem z marzeń,
chociaż coraz trudniej o nich myśleć.
Chciałbym pojeździć na rowerze wswoje 50. urodziny. Ostatni raz siedziałem
na rowerze, gdy miałem 18 lat. Później
złamałem kolano, źle je wyleczyli. Wstawili w gips i już nie zginało się jak dawniej. Pompkę do roweru już kupiłem. AGNIESZKA POCHRZĘST-MOTYCZYŃSKA
Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc
Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”,
„Gazeta Wyborcza” ul. Czerska 8-10, 00-732 Warszawa
List czytelnika
Jak moja żona lekarka
poznała służbę zdrowia
od strony pacjenta
Jacek
Gdy poznałem moją żonę ponad
osiem lat temu, była w połowie studiów medycznych. Nie pochodzę
z lekarskiej rodziny, ona tak. Przez
wiele lat nie pozwalała mi powiedzieć
jednego krytycznego słowa o lekarzach, ich pracy, potencjalnych błędach, akażda taka próba kończyła się
sprzeczką. Uważała, że ciężki zawód
lekarza wymaga szacunku i zwłaszcza laicy, nieświadomi ogromu odpowiedzialności i stresu, nie powinni
wypowiadać się na ten temat.
Dwa lata temu urodził się nam syn.
Piękny, kochany i niepełnosprawny.
Ciężko niepełnosprawny. Iwtedy moja żona pierwszy raz zetknęła się zpubliczną służbą zdrowia jako pacjent,
bo niemowlę jest pacjentem wespół
ze swymi rodzicami.
Od dwóch lat mówimy sobie, że
wrócimy do Centrum Zdrowia Dziecka i w jakiś sposób zaprotestujemy
przeciwko znieczulicy, nieuprzejmości i totalnemu brakowi empatii dr
Dwojga-Nazwisk zoddziału patologii
noworodka, której opiece zostaliśmy
powierzeni.
Iwjakiś sposób ją ukarzemy za to,
że nam, rodzicom dwutygodniowego
dziecka, po kilku godzinach oczekiwania w izolatce, w piątek o godz. 17
przekazała informację, że wjej ocenie
syn będzie żył ok. dwóch lat. Apotem
nie spytała, czy jesteśmy wstanie dotrzeć sami do domu, czy nie potrze-
7 praw pacjenta | Dziś szerzej o kontakcie z bliskimi
Mam prawo do tego, by zostać
| potraktowany
1kiem
godnie i z szacundla mojej intymności.
prawo wiedzieć, na co
| Mam
2ne leczenie
choruję, jakie jest proponowai rokowanie, a jeśli mam
wątpliwości, mam prawo poprosić
o inną opinię lub o zwołanie konsylium lekarskiego.
Mam prawo dostępu do dokumentacji medycznej dotyczącej
mojej choroby i mam prawo wymagać, by chroniono moje dane przed
osobami przeze mnie nieupoważnionymi.
Mam prawo dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej (w tym
diagnostyki, rehabilitacji, leków,
środków medycznych, pobytu
w szpitalu) finansowanych ze środków publicznych.
Mam prawo korzystać z aktualnych zdobyczy medycyny zarówno wdiagnostyce, jak iwleczeniu.
3|
4|
5|
6|
Mam prawo do towarzystwa bliskiej osoby podczas wizyty u lekarza czy zabiegu, a także do kontaktowania się z bliskimi i korzyR
E
stania z ich opieki podczas pobytu
w szpitalu.
Przy wizycie u lekarza, badaniu,
wykonywaniu zastrzyków, pobieraniu krwi i każdej innej czynności medycznej może towarzyszyć mi ktoś bliski. Kiedy jestem pełnoletni, sam decyduję, czy chcę z kimś przyjść. Kiedy jestem dzieckiem, rodzice lub opiekunowie wchodzą ze mną obowiązkowo. Jeżeli skończyłem 16 lat, personel powinien zapytać, czy życzę sobie,
aby towarzyszyli mi rodzice. Każda
kobieta ma prawo, aby zarówno przy
wykonywaniu czynności ginekologicznych, jak i w trakcie porodu była
obecna bliska jej osoba.
Jeżeli jestem pacjentem szpitala czy
innej całodobowej placówki medycznej,
nie mogę czuć się odizolowany od świata zewnętrznego. Mam prawo do odwiedzin, telefonowania iutrzymywania
korespondencji zrodziną ize znajomymi. Na oddziale nie jestem jednak sam
– ja i moi bliscy musimy szanować prawo innych pacjentów do intymności.
Mam prawo odmówić kontaktu
z innymi. To nowość: jeżeli wyraźnie
zaznaczę, że nie życzę sobie odwieK
dzin i telefonów, to personel powinien
np. odmawiać wejścia na oddział nieproszonym gościom. Jeśli zmienię zdanie, zawiadamiam personel.
Zasady odwiedzin określa regulamin szpitala – mam obowiązek się
z nim zapoznać i go przestrzegać,
a więc np. zakładam ochronne obuwie
czy ochronny fartuch, zostawiam
wierzchnie okrycie w szatni, staram
się zachować ciszę i spokój.
Najbardziej bolesną sytuacją jest,
kiedy umiera ktoś z najbliższych, a pielęgniarka mówi: „Koniec odwiedzin,
proszę wyjść”. Niestety, tylko niektóre szpitale zadbały o taką organizację,
by pacjenci w ciężkim stanie mogli
utrzymywać osobisty kontakt z bliskimi bez ograniczeń.
Bliscy nie tylko mogą mnie odwiedzać, mogą też wykonywać różne
czynności pielęgnacyjne. Jakie – trzeba uzgodnić z pielęgniarką. Personel
nie może jednak przerzucać na moich
bliskich swoich obowiązków.
W razie pogorszenia się stanu zdrowia chorego powodującego zagrożenie życia lub w razie jego śmierci placówka ma obowiązek natychmiast poL
+
bujemy pomocy psychologa, szklanki
wody! Powiedziała, byśmy zabrali dziecko iudali się do domu. Tej rozmowy nigdy nie zapomnę.Nigdy nie zapomnę tego lekarza.
Szczęśliwie trafiliśmy później do innego lekarza, wspaniałego neurologa,
człowieka, który nie poklepuje wesoło
pacjenta po ramieniu, ale który wie, że
doświadczenie zawodowe iżyciowe nie
pozwala na ferowanie takich wyroków
tak szybko i tak bezmyślnie.
Moja żona wróciła do pracy, znów
zajmuje się pacjentami, pracuje z oddaniem, mimo że sama została doświadczona przez swych kolegów i koleżanki. Zdarza jej się, wpublicznej poradni, przekazywać pacjentom prywatny nr telefonu, na który dzwonią
z wątpliwościami i pytaniami. Pracuje
zoddaniem isercem, puszczając mimo
uszu moje uwagi i żarty o wysokości
stawki za nocny dyżur. I myślę, że nie
należą się jej takie uogólnione uwagi olekarzach nieuprzejmych, niemiłych, leniwych, uciekających zpracy. Po pięciu
latach małżeństwa nie jestem nawet
wstanie uprosić mojej żony, aby wyszła
15 minut przed zakończeniem pracy ze
szpitala. Bo to nieuczciwe. Polska Lista Kolejkowa
Dopisz się: Wyborcza.pl/leczyc
3 lata i4 miesiące
ma czekać na wstawienie endoprotezy stawu biodrowego 50-letni
Janusz (szpital w Szczecinie-Zdunowie). Na zabieg zapisał się w październiku. Usłyszał, że czeka blisko 250
osób, aczas oczekiwania to ok. 1200 dni.
Ale jest szansa, że uda się mu dostać
szybciej (może nawet za rok), bo ludzie
wypadają z kolejki, a czasem NFZ dorzuca pieniędzy na te zabiegi. Codziennie opisujemy szerzej jedno z praw.
10 grudnia opublikujemy informator w formie broszury
wiadomić osoby, które pacjent upoważnił. Jeżeli jestem nieprzytomny,
opieką może otoczyć mnie osoba, którą wcześniej wskazałem, a jeśli nie zdążyłem jej wskazać, prawo to przysługuje małżonkom, rodzicom i dzieciom.
Szpitale dziecięce zobowiązane są
stworzyć optymalne warunki umożliwiające realizację prawa do dodatkowej opieki sprawowanej wobec dzieci przez rodziców, i to bez ograniczeń
czasowych.
Dodatkową opiekę sprawować może też pielęgniarka, a nad kobietą w ciąży – w czasie porodu czy po porodzie
– położna. Nadal jednak jest to tylko
opieka dodatkowa. Pielęgniarka czy położna, która zawarła umowę z pacjentem, może wykonywać poza godzinami pracy odpłatnie dodatkowe czynności, jak mycie i karmienie pacjenta,
ścielenie jego łóżka, pomoc przy poruszaniu się itp. Koszty dodatkowej usługi ponosi pacjent. Informacja o opłatach powinna być ogólnodostępna.
Kiedy przebywam w szpitalu, moje prawa do kontaktu z osobami z zewnątrz i do dodatkowej opieki mogą
być ograniczone jedynie w przypadA
ku zagrożenia epidemicznego lub ze
względu na bezpieczeństwo zdrowotne
moje i innych pacjentów – np. w okresie grypowym można nie wpuścić do
szpitala osób stanowiących potencjalne
źródło wirusa.
Mam prawo do opieki duszpasterskiej i umierania w godności.
OPRAC. DR DOROTA KARKOWSKA
INSTYTUT PRAW PACJENTA I EDUKACJI ZDROWOTNEJ
7|
Gorąca linia „Gazety”
Zadzwoń do prawnika!
Chcesz wiedzieć, czy złamano twoje
prawo pacjenta gwarantowane
przez ustawy? Nie wiesz, jak dochodzić
swoich praw? Dzwoń:
886 521 721
Dyżur pełni dziś
w godz. 16-17
Dorota Karkowska,
dr nauk prawnych,
ekspert Instytutu Praw
Pacjenta i Edukacji
Zdrowotnej
M
A
więcej o prawach pacjenta:
www.prawapacjenta.eu
1
28666384
28666429