Wtorek, 8 grudnia 2009 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
Transkrypt
Wtorek, 8 grudnia 2009 r. - Instytut Praw Pacjenta i Edukacji
16 WSPÓŁORGANIZATOR AKCJI Wtorek 8 grudnia 2009 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU PARTNERZY MEDIALNI Słuchaj w Radiu TOK FM Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej O tym, jak leczyć po ludzku, mówimy w audycji „Popołudnie Radia TOK FM” między godz. 16 a 18.40 Szpital jak z serialu WOJCIECH KARDAS „Na dobre i na złe” Barbara Sosińska sama nie wie, ile czasu spędziła przy szpitalnych łóżkach synów przez kilkanaście lat ich choroby: – W tym czasie wszystko się zmieniło. Dawniej musiałam prosić ordynatora o przepustkę, dziś mogę być z nimi całą dobę NATALIA WALOCH Szpital dziecięcy w Toruniu. Sonia Siekierska gra w szachy z synem Jakubem. Mogą być razem przez całą dobę liźniacy Piotr i Paweł Sosińscy mają dziś po 18 lat. Na mukopolisacharydozę, bardzo rzadką chorobę genetyczną wyniszczającą organizm, zachorowali jako małe dzieci. – Piotr zawsze był silniejszy, leczyliśmy go raczej w domu. Za to z Pawłem było gorzej, miał więcej powikłań, częściej trafiał do szpitala – opowiada matka. – Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zostawić synów w szpitalu samych. maczy dr Hanna Streich, wicedyrektor szpitala ds. lecznictwa. –To szczególnie ważne na oddziale intensywnej terapii ipatologii noworodka. Matka, której nowo narodzone dziecko jest w złym stanie, nie może być narażana dodatkowo na stres rozłąki. Monika Szczekocka, blondynka znieśmiałym uśmiechem, leży na oddziale z12-dniowym synem Grzesiem. Do dyspozycji mają pokój z łazienką. – Mały urodził się z zapaleniem płuc i musiał być pod opieką lekarzy –opowiada. –Ja też byłam chora iprzez pierwsze dni nie mogłam być zsynem. Płakałam dniami i nocami. Na szczęście teraz jesteśmy już razem, mogę go kąpać i przewijać. Na intensywnej terapii noworodka jest też specjalny pokój dla matek dzieci, które są podłączone do aparatury podtrzymującej życie. Mogą przychodzić do niemowląt tak często, jak chcą. B Prawie jak w domu Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Toruniu wygląda jak z popularnego serialu w telewizji: pastelowe ściany, na oddziałach miniświetlice wypełnione zabawkami iksiążeczkami. Tam gdzie dzieci nie są bardzo chore, panuje radosny rozgardiasz: maluchy bawią się ato ze sobą, ato zrodzicami. Wielu dorosłych spędza tu całe dnie. Mają dla siebie małą kuchnię, gdzie mogą zagotować wodę na herbatę czy kawę, a nawet przygotować szybki posiłek. W regulaminie odwiedzin nie ma czegoś takiego jak godziny wizyt. Bliscy mogą być z pacjentami cały czas. –Czasem nie jest łatwo ogarnąć to wszystko, bo dziś przychodzi się do szpitala zpołową domu –mówi dr Ewa Hapyn, ordynator oddziału obserwacyjno-gastroenterologicznego. –Każdy ma ubrania, zabawki, książeczki. Ale jakoś sobie radzimy. – Ideą takiego otwarcia jest to, by nie odrywać dzieci od rodziców – tłuR E Jak nasz szpital stał się bardziej przyjazny? HANNA STREICH* Otwarcie naszego szpitala na odwiedzających nie nastąpiło od razu. To był proces, na który nałożyła się kampania społeczna „Szpital przyjazny dziecku”, w której wzięliśmy udział. Dzisiejszy model funkcjonowania to też zasługa personelu, który rozumiał, że dzieci powinny być z rodzicami. Pierwsze dwa tapczany i lodówkę dla odwiedzających kupił nam ojciec jednego zpacjentów, który chciał ułatwić żonie przebywanie na oddziale. Wtedy zaczęliśmy myśleć ohotelu dla matek. Nie mieliśmy jednak do tego warunków lokalowych, więc dla mam przeznaczyliśmy jeden z gabinetów lekarskich. Potem mieliśmy więcej szczęścia, bo placówka była rozbudowywana. Gdy tylko ordynatorzy się dowiedzieli, że będą pieniądze na Bez histerii i pożegnań Dziś matka dniami i nocami towarzysząca dziecku wszpitalu nikogo nie dziwi. Ale nie zawsze tak było. –Pamiętam, kiedy Piotruś miał półtora roku i był pierwszy raz wszpitalu –opowiada Barbara Sosińska. –Musiałam prosić ordynator o przepustkę, żeby być przy nim bez ograniczeń. Teraz to na szczęście nie do pomyślenia. Dr Streich pamięta jeszcze bardziej dramatyczne sytuacje. – Gdy zaczynałam pracę, oddziały pediatryczne były zamknięte dla rodziców. Dwa razy wtygodniu matki stały w kolejce ciągnącej się za szpital. Przychodził ordynator K L A inwestycje, od razu zgłaszali, co chcieliby zrobić na swoich oddziałach, żeby rodzice nie musieli więcej spać na karimatach i krzesłach. Oczywiście jak zawsze przy wprowadzaniu czegoś nowego i u nas były pewne kontrowersje. Niektóre osoby z personelu zastanawiały się, jak zdołamy zapanować nad harmidrem ibrudem wnoszonym przez odwiedzających, ale szybko okazało się, że nowy model ma dużo plusów. Przede wszystkim dzieci przy matkach są dużo spokojniejsze. Poza tym to zawsze pewna pomoc dla pielęgniarek, bo rodzic to umyje, to nakarmi dziecko, chociaż są itacy, którzy do zmiany pieluchy wołają pielęgniarkę. Przed laty największe obawy budziło to, czy rozemocjonowane matki nie będą dezorganizować naszej pracy, patrząc nam stale na ręce ikrytykując wszystko, co robimy. To się oczywiście zdarza itrzeba jasno powiedzieć, że rozhisteryzowany rodzic nam nie pomaga. Niemniej to jednostkowe przypadki. Generalnie współpraca wygląda dobrze inie wyobrażamy sobie, żebyśmy mogli funkcjonować inaczej. NOT. NAT W hotelu lub na fotelu – Jako sześciolatka leżałam chora na serce inikt nie mógł do mnie przyjść. To był koszmar, cieszę się, że moje dziecko nie musi tego przeżywać –mówi, robiąc na drutach, Mirosława Krawczyk czuwająca przy łóżku szczupłego nastoletniego chłopaka o szelmowskim spojrzeniu. Wskazuje na syna: – Dziś on mnie już przepędza, bo się lepiej czuje, ale gdy wczoraj przywiozłam go tu zbardzo wysoką gorączką, był przerażony. W Toruniu przebywanie z dzieckiem kosztuje tylko wówczas, gdy matka korzysta ze szpitalnego hotelu. Za dobę musi zapłacić 15 zł. Na oddziale nie płaci, ale śpi na fotelu z podnóżkiem. Tak jak Sonia Siekierska, mama dziewięcioletniego Jakuba z zapaleniem płuc. – Hotel dla mnie nie ma sensu, bo chcę w nocy być przy synu – tłumaczy. W lecznicy spędza już kolejny dzień. Gra z synem w karty i szachy, rozwiązują zagadki logiczne. Dwa razy dziennie idzie do domu, wtedy przy Kubie jest tata. W wielu szpitalach w Polsce wciąż jednak trzeba płacić ryczałt za podgrzanie wody na herbatę, naładowanie komórki czy skorzystanie z prysznica. – U nas też były takie opłaty, ale z nich zrezygnowaliśmy –mówi Streich. –Trudno wyliczyć, ile prądu zużywa się przy ładowaniu komórki, ale nie są to wielkie pieniądze. Z rodzicami gorzej niż z dziećmi *HANNA STREICH wicedyrektor ds. lecznictwa Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Toruniu M i wyczytywał: pani Kowalska – z dzieckiem lepiej, pani Nowak… I tak dalej. Czasem jakiś lekarz się zlitował i pozwolił matce ukradkiem popatrzeć na dziecko przez szybkę. Dla mnie, młodej kobiety, było to rozdzierające. – Panowała dziwna filozofia mówiąca, że skoro nie można zapewnić matce stałego kontaktu z dzieckiem, należy w ogóle go zabronić, żeby nie powodować u obydwojga rozdarcia – tłumaczy dr Dorota Karkowska, prawniczka z Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. – Ten problem był bardzo krytykowany przez część środowiska. A 28673252 Mimo nieporównywalnie większej niż przed laty przychylności dla wizyt szpitale wciąż mają prawo je ograniczyć. Na przykład podczas zagrożenia epidemicznego. – Tak właśnie w połowie listopada zrobiliśmy u nas – mówi dr Streich. – Jest sezon grypowo-przeziębieniowy i dlatego przy dziecku może być tylko jedna osoba, a nie, jak to zazwyczaj bywa, po pięć dziennie. Wtoruńskim szpitalu miejskim ztego samego powodu wizyty wstrzymano zupełnie. Otwartość na odwiedziny ma swoje minusy. –Staramy się być przyjaźnie nastawieni, chociaż tłumy odwiedzających nie ułatwiają nam pracy –mówi ordynator Hapyn. – Bywa też, że jednego dnia udziecka siedzą oboje rodzice, anastępnego dnia nie ma żadnego irozgrywa się dramat, bo maluch wpada w histerię. Wtedy prosimy, żeby się trochę inaczej zorganizowali. Z dorosłymi odwiedzającymi czasem trudniej sobie poradzić niż z chorymi dziećmi. Dr Hapyn: – Zdarzają się konflikty. Zdenerwowani czymś rodzice jednego dziecka potrafią powiedzieć drugiemu: Czekaj, lekarze wsadzą ci do żołądka rurę od odkurzacza. Albo w niedzielę dorośli siedzą w świetlicy i oglądają „Na dobre i na złe”, a dzieci są same. Karkowska: – Dawniej odwiedzający mieli regulamin, który mówił o zachowaniu podczas wizyt. Należało na przykład być cicho inie spacerować po oddziale. Dziś takich regulacji prawie się nie spotyka. Ale wciąż trzeba pamiętać, że prawa każdego z nas mają swoje granice. Dokładnie tam, gdzie zaczynają się prawa kogoś innego. PROSIMY O LISTY Leczyli cię w szpitalu jak z serialu „Na dobre i na złe”? A może trafiłeś na polskiego „Doktora House’a”? Nasz e-mail: [email protected] Historie czytelników czytaj na: Wyborcza.pl/leczyc 1 Leczyć po ludzku 17 PARTNERZY AKCJI INFORMACYJNEJ O PRAWACH PACJENTA www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Wtorek 8 grudnia 2009 + Czytaj jutro: Nigdy nie mów „zawsze” Lekarz nie mógł spojrzeć małemu chłopcu w oczy i przyznać, że jest bezradny wobec jego choroby. A dziecko popatrzyło na niego i powiedziało: „Ale obiecałeś...”. Lekarz rozmawiając z pacjentem nie może używać słów: „zawsze”, „na pewno” Ile nas kosztuje nieleczenie chorych? Pan Ryszard choruje na hemofilię – jego krew zpowodu wady genetycznej nie krzepnie. Aby zatamować krwawienie, musi przyjąć lek. Wdzieciństwie, gdy wylewy do stawów zdarzały się nawet kilkanaście razy w tygodniu, leków dzieciom wPolsce nie podawano, tylko wstawiano nogę wgips. Krew sączyła się godzinami, niszczyła staw, kolano puchło. Bywało, że miało rozmiar piłki futbolowej. Tak doszło do zwyrodnienia stawów kolanowych. Oba powinny być zoperowane. Na wstawienie endoprotez został zakwalifikowany w 2002 roku. U „zwykłego” pacjenta zabieg kosztuje 10-14 tys. zł od kolana i czeka się na niego latami. U hemofilików zabieg jest skomplikowany i droższy. Pan Ryszard czeka. Po każdym wylewie do stawu, a zdarzają się one nawet kilka razy w tygodniu, musi wziąć drogi lek. Kilka dawek zawsze ma w lodówce w domu, sam go sobie podaje. Czasami, żeby krwawienie zatamować i zmniejszyć obrzęk stawu, czynnik krzepnięcia musi brać nawet przez kilka dni. Najlepszy sposób, żeby ograniczyć wylewy, to profilaktyczne, regularnie branie leku, a nie tylko wtedy, go zaczyna się krwawienie. Problem w tym, że PIOTR SKÓRNICKI Od siedmiu lat czekam na operację kolan. Przez ten czas wydali na mnie więcej, niż kosztowałby zabieg. Nie chcę być skazany na wózek. Mam dopiero 48 lat i chciałbym znów pracować, a nie iść na rentę – mówi Ryszard Bieliński z Łodzi. Ryszard Bieliński: – Mam nadzieję, że mnie w końcu zoperują i wrócę do pracy w kiosku. Chcę normalnie żyć! w Polsce – i to od niedawna – profilaktyką objęte są tylko dzieci, dorośli – nie. Kolana pana Ryszarda są niestabilne. Gdy nagle uszkodzony staw się skręci, mężczyzna traci równowagę i pada jak długi. Tak w tym roku złamał biodro. Dwa tygodnie leżał wszpitalu, przeszedł skomplikowaną operację. Po urazie jedna noga jest krótsza. Musiał przerwać pracę. Kiosk zgazetami teraz prowadzi syn z żoną, ale pan Ryszard ciągle ma nadzieję, że tam wróci. – Gdy chodzę, skręcam ciało – opowiada chory. – Tak doszło do zmian w kręgosłupie. Teraz jeszcze on mnie boli ipromieniuje. Zaczęły mi drętwieć dłonie. To jest jak domino. Nie zoperowano kolan i sypią się kolejne narządy. Jestem przerażony. Z każdym dniem tracę sprawność. Nie chcę tak! Chcę wrócić do pracy ijeździć samochodem. Z powodu potwornego bólu kręgosłupa nie mógł spać. Nie pomagały już nawet leki przeciwbólowe. Trafił na badania do Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie. Tu ma go obejrzeć lekarz konsultant i zdecydować, czy jego kolana jeszcze nadają się do operacji. – Kolega obliczył, że przez te siedem lat czekania wydali na mnie znacznie więcej, niż kosztowałaby operacja – mówi pan Ryszard. W poniedziałek w instytucie obchodził urodziny. – Psychika mi siada, łapię doły. Trudno jest poradzić sobie z bezradnością i czekaniem. Wiem, co trzeba zrobić, żebym znów mógł normalnie żyć, ale operacja jest jak cukierek za szybą. Jak mam go wyrwać? Gdzie o nią prosić? Bez niej... (głos się załamuje) czeka mnie wózek. A to koniec. Kapitulacja. Nowy wózek inwalidzki stoi w sali obok łóżka pana Ryszarda. – Mam nadzieję, że to nie jest mój prezent urodzinowy –mówi chory. –Postawiłem go, żeby chciało mi się dalej walczyć. Robi za straszak. Ciągle wierzę, że wkońcu wstawią mi nowe „zawiasy” iznów będę chodzić bez kul. Mam tyle rzeczy do zrobienia. Nie zrezygnowałem z marzeń, chociaż coraz trudniej o nich myśleć. Chciałbym pojeździć na rowerze wswoje 50. urodziny. Ostatni raz siedziałem na rowerze, gdy miałem 18 lat. Później złamałem kolano, źle je wyleczyli. Wstawili w gips i już nie zginało się jak dawniej. Pompkę do roweru już kupiłem. AGNIESZKA POCHRZĘST-MOTYCZYŃSKA Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza” ul. Czerska 8-10, 00-732 Warszawa List czytelnika Jak moja żona lekarka poznała służbę zdrowia od strony pacjenta Jacek Gdy poznałem moją żonę ponad osiem lat temu, była w połowie studiów medycznych. Nie pochodzę z lekarskiej rodziny, ona tak. Przez wiele lat nie pozwalała mi powiedzieć jednego krytycznego słowa o lekarzach, ich pracy, potencjalnych błędach, akażda taka próba kończyła się sprzeczką. Uważała, że ciężki zawód lekarza wymaga szacunku i zwłaszcza laicy, nieświadomi ogromu odpowiedzialności i stresu, nie powinni wypowiadać się na ten temat. Dwa lata temu urodził się nam syn. Piękny, kochany i niepełnosprawny. Ciężko niepełnosprawny. Iwtedy moja żona pierwszy raz zetknęła się zpubliczną służbą zdrowia jako pacjent, bo niemowlę jest pacjentem wespół ze swymi rodzicami. Od dwóch lat mówimy sobie, że wrócimy do Centrum Zdrowia Dziecka i w jakiś sposób zaprotestujemy przeciwko znieczulicy, nieuprzejmości i totalnemu brakowi empatii dr Dwojga-Nazwisk zoddziału patologii noworodka, której opiece zostaliśmy powierzeni. Iwjakiś sposób ją ukarzemy za to, że nam, rodzicom dwutygodniowego dziecka, po kilku godzinach oczekiwania w izolatce, w piątek o godz. 17 przekazała informację, że wjej ocenie syn będzie żył ok. dwóch lat. Apotem nie spytała, czy jesteśmy wstanie dotrzeć sami do domu, czy nie potrze- 7 praw pacjenta | Dziś szerzej o kontakcie z bliskimi Mam prawo do tego, by zostać | potraktowany 1kiem godnie i z szacundla mojej intymności. prawo wiedzieć, na co | Mam 2ne leczenie choruję, jakie jest proponowai rokowanie, a jeśli mam wątpliwości, mam prawo poprosić o inną opinię lub o zwołanie konsylium lekarskiego. Mam prawo dostępu do dokumentacji medycznej dotyczącej mojej choroby i mam prawo wymagać, by chroniono moje dane przed osobami przeze mnie nieupoważnionymi. Mam prawo dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej (w tym diagnostyki, rehabilitacji, leków, środków medycznych, pobytu w szpitalu) finansowanych ze środków publicznych. Mam prawo korzystać z aktualnych zdobyczy medycyny zarówno wdiagnostyce, jak iwleczeniu. 3| 4| 5| 6| Mam prawo do towarzystwa bliskiej osoby podczas wizyty u lekarza czy zabiegu, a także do kontaktowania się z bliskimi i korzyR E stania z ich opieki podczas pobytu w szpitalu. Przy wizycie u lekarza, badaniu, wykonywaniu zastrzyków, pobieraniu krwi i każdej innej czynności medycznej może towarzyszyć mi ktoś bliski. Kiedy jestem pełnoletni, sam decyduję, czy chcę z kimś przyjść. Kiedy jestem dzieckiem, rodzice lub opiekunowie wchodzą ze mną obowiązkowo. Jeżeli skończyłem 16 lat, personel powinien zapytać, czy życzę sobie, aby towarzyszyli mi rodzice. Każda kobieta ma prawo, aby zarówno przy wykonywaniu czynności ginekologicznych, jak i w trakcie porodu była obecna bliska jej osoba. Jeżeli jestem pacjentem szpitala czy innej całodobowej placówki medycznej, nie mogę czuć się odizolowany od świata zewnętrznego. Mam prawo do odwiedzin, telefonowania iutrzymywania korespondencji zrodziną ize znajomymi. Na oddziale nie jestem jednak sam – ja i moi bliscy musimy szanować prawo innych pacjentów do intymności. Mam prawo odmówić kontaktu z innymi. To nowość: jeżeli wyraźnie zaznaczę, że nie życzę sobie odwieK dzin i telefonów, to personel powinien np. odmawiać wejścia na oddział nieproszonym gościom. Jeśli zmienię zdanie, zawiadamiam personel. Zasady odwiedzin określa regulamin szpitala – mam obowiązek się z nim zapoznać i go przestrzegać, a więc np. zakładam ochronne obuwie czy ochronny fartuch, zostawiam wierzchnie okrycie w szatni, staram się zachować ciszę i spokój. Najbardziej bolesną sytuacją jest, kiedy umiera ktoś z najbliższych, a pielęgniarka mówi: „Koniec odwiedzin, proszę wyjść”. Niestety, tylko niektóre szpitale zadbały o taką organizację, by pacjenci w ciężkim stanie mogli utrzymywać osobisty kontakt z bliskimi bez ograniczeń. Bliscy nie tylko mogą mnie odwiedzać, mogą też wykonywać różne czynności pielęgnacyjne. Jakie – trzeba uzgodnić z pielęgniarką. Personel nie może jednak przerzucać na moich bliskich swoich obowiązków. W razie pogorszenia się stanu zdrowia chorego powodującego zagrożenie życia lub w razie jego śmierci placówka ma obowiązek natychmiast poL + bujemy pomocy psychologa, szklanki wody! Powiedziała, byśmy zabrali dziecko iudali się do domu. Tej rozmowy nigdy nie zapomnę.Nigdy nie zapomnę tego lekarza. Szczęśliwie trafiliśmy później do innego lekarza, wspaniałego neurologa, człowieka, który nie poklepuje wesoło pacjenta po ramieniu, ale który wie, że doświadczenie zawodowe iżyciowe nie pozwala na ferowanie takich wyroków tak szybko i tak bezmyślnie. Moja żona wróciła do pracy, znów zajmuje się pacjentami, pracuje z oddaniem, mimo że sama została doświadczona przez swych kolegów i koleżanki. Zdarza jej się, wpublicznej poradni, przekazywać pacjentom prywatny nr telefonu, na który dzwonią z wątpliwościami i pytaniami. Pracuje zoddaniem isercem, puszczając mimo uszu moje uwagi i żarty o wysokości stawki za nocny dyżur. I myślę, że nie należą się jej takie uogólnione uwagi olekarzach nieuprzejmych, niemiłych, leniwych, uciekających zpracy. Po pięciu latach małżeństwa nie jestem nawet wstanie uprosić mojej żony, aby wyszła 15 minut przed zakończeniem pracy ze szpitala. Bo to nieuczciwe. Polska Lista Kolejkowa Dopisz się: Wyborcza.pl/leczyc 3 lata i4 miesiące ma czekać na wstawienie endoprotezy stawu biodrowego 50-letni Janusz (szpital w Szczecinie-Zdunowie). Na zabieg zapisał się w październiku. Usłyszał, że czeka blisko 250 osób, aczas oczekiwania to ok. 1200 dni. Ale jest szansa, że uda się mu dostać szybciej (może nawet za rok), bo ludzie wypadają z kolejki, a czasem NFZ dorzuca pieniędzy na te zabiegi. Codziennie opisujemy szerzej jedno z praw. 10 grudnia opublikujemy informator w formie broszury wiadomić osoby, które pacjent upoważnił. Jeżeli jestem nieprzytomny, opieką może otoczyć mnie osoba, którą wcześniej wskazałem, a jeśli nie zdążyłem jej wskazać, prawo to przysługuje małżonkom, rodzicom i dzieciom. Szpitale dziecięce zobowiązane są stworzyć optymalne warunki umożliwiające realizację prawa do dodatkowej opieki sprawowanej wobec dzieci przez rodziców, i to bez ograniczeń czasowych. Dodatkową opiekę sprawować może też pielęgniarka, a nad kobietą w ciąży – w czasie porodu czy po porodzie – położna. Nadal jednak jest to tylko opieka dodatkowa. Pielęgniarka czy położna, która zawarła umowę z pacjentem, może wykonywać poza godzinami pracy odpłatnie dodatkowe czynności, jak mycie i karmienie pacjenta, ścielenie jego łóżka, pomoc przy poruszaniu się itp. Koszty dodatkowej usługi ponosi pacjent. Informacja o opłatach powinna być ogólnodostępna. Kiedy przebywam w szpitalu, moje prawa do kontaktu z osobami z zewnątrz i do dodatkowej opieki mogą być ograniczone jedynie w przypadA ku zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne moje i innych pacjentów – np. w okresie grypowym można nie wpuścić do szpitala osób stanowiących potencjalne źródło wirusa. Mam prawo do opieki duszpasterskiej i umierania w godności. OPRAC. DR DOROTA KARKOWSKA INSTYTUT PRAW PACJENTA I EDUKACJI ZDROWOTNEJ 7| Gorąca linia „Gazety” Zadzwoń do prawnika! Chcesz wiedzieć, czy złamano twoje prawo pacjenta gwarantowane przez ustawy? Nie wiesz, jak dochodzić swoich praw? Dzwoń: 886 521 721 Dyżur pełni dziś w godz. 16-17 Dorota Karkowska, dr nauk prawnych, ekspert Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej M A więcej o prawach pacjenta: www.prawapacjenta.eu 1 28666384 28666429