Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1)
Transkrypt
Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1)
Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1) Pa w e ł A r m a d a S ensowna krytyka nowoczesnego państwa lub społeczeństwa musi opierać się na pewnej perspektywie osądu. Poznanie danej perspektywy ujawnia bagaż założeń intelektualnych i pozwala zrozumieć zastosowanie takiej, a nie innej narracji historyczno-filozoficznej, uwypuklającej rolę niektórych autorów i ich dzieł. Najistotniejsze jest być może samo pojmowanie myśli ludzkiej: czy jej zapis układa się w rodzaj sprawozdania z przebiegu procesów, które całkowicie nas przerastają i które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy, czy też raczej ujawnia stałość pewnych opcji w zadanym człowiekowi dramacie odkrywania bądź kreowania tego, co jest. W konsekwencji przyjęcia tego drugiego stanowiska stajemy wobec pytania o to, jak czytać ów zapis myśli ludzkiej, by pomieszczone w nim opcje mogły pozostać żywe i zrozumiałe w obecnych warunkach. Catherine i Michael Zuckertowie (2011) proponują perspektywę właściwą dla przedstawicieli tak zwanej szkoły Straussowskiej, czyli samego Leo Straussa i jego uczniów. Jakkolwiek pewne elementy ich wypowiedzi można uznać za „nieortodoksyjne”1 – przykładem może być podkreślenie przez 210 Pressje Teka XXIV Klubu Jagiellońskiego nich słowa „transcendencja” – to jednak w zasadzie poruszają się oni po „powtarzalnej trajektorii” (fraza Marka Lilli, 2007: 138) dociekań nakreślonych w dziele mentora, dążąc przy tym do sugestywnego uzasadnienia i ukontekstowienia schematu „trzech fal nowoczesności”. Widać to w poważnym zestawieniu Straussa z Heideggerem w książce Postmodern Platos (Zuckert 1996). Podjęta explicite obrona poglądów i dokonań Straussa2 stanowi zarazem doskonałą Ich wypowiedzi można uznać za „nieortodoksyjne” – przykładem może być podkreślenie przez nich słowa „transcendencja” ilustrację problematyczności jego intelektualnej spuścizny. Amerykańscy uczniowie Straussa są, mówiąc wprost, od dawna narażeni na niewybredne ataki, wywoływane przez przekonanie o przemożnym wpływie dość szerokiego grona filozoficznopolitycznych scholarów na konkretne decyzje polityczne kilku republikańskich administracji, a nawet całość dokonań mieszczących się pod szyldem neokonserwatyzmu. Atakuje się ich równocześnie za krzewienie liberalno- -demokratycznego fanatyzmu oraz zamaskowany wstręt do liberalnej demokracji, cynizm i makiawelizm. Jak uzasadnić Amerykę? Zasadnicze teoretyczne napięcie, z jakim muszą się borykać straussiści, dotyczy z jednej strony wyraźnego wskazania przewagi myślicieli starożytnych nad nowoczesnymi, z drugiej zaś – uznania potrzeby obrony ładu konstytucyjnego państwa, o którym można jednocześnie sądzić, że jest tworem par excellence nowoczesnym. Współcześni apologeci powołują się stale na pojedyncze uwagi mistrza, który napisał między innymi, iż „nie byłoby trudno pokazać, że […] liberalna czy konstytucyjna demokracja zbliżyła się do tego, czego wymagali klasycy, bardziej niż jakiekolwiek alternatywne rozwiązanie rokujące w naszych czasach” (Strauss 2009: 183). Ponadto, w zgodzie z nauczaniem starożytnych klasyków, należy uznać, „że mądrość jest nierozdzielna od umiarkowania, a tym samym zrozumieć, że mądrość wymaga nieznającej wahań lojalności wobec przyzwoitej konstytucji, a nawet wobec samego konstytucjonalizmu” (Strauss 1998: 276). W jednej ze swych najbardziej znanych wypowiedzi Strauss gani Amerykanów za to, że ich naród zdaje się tracić „w okresie swej dojrzałości wiarę, w której był poczęty i wychowany” (1969: 9), a mianowicie wiarę w wynikające z prawa naturalnego uzasadnienie amerykańskiego ustroju czy sposobu życia. Jednak wyraźnie chodzi tu o polityczny (zatem partykularny, „jaskiniowy”) wymiar doksa, nie zaś wskazanie rzeczywistego kryterium oceny konkretnych rozwiązań prawno-ustrojowych na podstawie kompetencji epistemicznej samodzielnie myślącego teoretyka czy filozofa. Czy istnieje w ogóle możliwość racjonalnego ujęcia nie tyle własnego przywiązania do Ameryki, ile prawomocności i prawdziwości projektu amerykańskiego? W The Truth about Leo Strauss Zuckertowie rozpatrują to napięcie między Ameryką a filozofią w sposób raczej mało przekonujący, a obliczony na ukucie łatwego do zapamiętania schematu. Sięgają oni po konstrukcję pseudosylogizmu: (1) Ameryka jest nowoczesna, (2) Nowoczesność jest zła, zatem: (3) Ameryka jest dobra. Jakakolwiek próba rozwiązania tego „sylogizmu” wiąże się z odrzuceniem, lub przynajmniej osłabieniem jednej z przesłanek. Rodziłoby to następujące ujęcia: pierwsze – Ameryki należy bronić ze względu na sytuację międzynarodową (zimna wojna), gdyż stanowiący realną alternatywę sowiecki twór polityczny jest jeszcze gorszy (bardziej nowoczesny); drugie – zaakceptowawszy narrację Straussowską, należy przyjąć, że powstanie Ameryki stanowi rezultat „pierwszej fali nowoczesności” i pod tym względem ustrój amerykański okazuje się czymś lepszym (tj. w mniejszym stopniu negującym ducha klasycznej filozofii politycznej) od reżimów „drugiej fali” (urzeczywistniających „złudzenia komunizmu”) i „trzeciej fali” (urzeczywistniających nihilizm, który w polityce wyraża się przez nazizm); trzecie – Amerykę cechują rządy prawa – konstytucjonalizm, mający co prawda korzenie w myśli nowoczesnej czy oświeceniowej, podatny wszakże na reinterpretację w języku klasyków (jako pewien wariant ustroju mieszanego, Arystotelesowskiej politei), co może świadczyć o tym, że mamy do czynienia z nowoczesną wersją rozwiązania klasycznego; czwarte – należy skupić uwagę na pewnych ideach widocznych u zarania ustroju Stanów Zjednoczonych (w Pismach Federalisty), które − wbrew dominującej tendencji oświecenia − zostały niejako inkorporowane wprost z przednowoczesnej myśli Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1) 211 republikańskiej (Zuckert, Zuckert 2006: 58–79, por. Pangle 2006: 74 n). Krótko mówiąc, Ameryka jest obiektywnie mniejszym złem i jeśli będzie się odpowiednio zarządzać dziedzictwem tamtejszego konstytucjonalizmu, to z tego wciąż niedobrego rozwiązania może wyłonić się dobro. Znów jednak znaleźliśmy się w wymiarze politycznej wiary czy opinii, zyskującej jedynie nowe sformułowanie przez uwzględnienie wyższości klasycznej nauki o polityce. Radykalizm Straussa Ujęcie problemu nowoczesności u samego Straussa jest niezwykle radykalne i w zasadzie pozbawione teoretycznych koncesji na rzecz ładu wywiedzionego z dzieł Machiavellego, Hobbesa i Locke’a. Obecny polityczny (społeczny, kulturowy) kształt świata jawi się Straussowi contra naturam3, zaś opisując współczesny stan myśli ludzkiej, sięga on po figurę „drugiej jaskini”, będącą specyficznym – dosłownym – pogłębieniem obrazu z VII Księgi Państwa Platona. Po raz pierwszy pojawia się ten motyw w artykule z 1931 roku, w którym czytamy: „nawiązując do klasycznego obrazu naturalnych przeszkód przy filozofowaniu, do Platońskiej alegorii jaskini, wolno nam powiedzieć: znajdujemy się dzisiaj w drugiej jaskini, o wiele głębszej, niźli jaskinia tych szczęśliwych nieoświeconych, z którymi miał do czynienia Sokrates; potrzeba nam przeto nade wszystko historii, by dostać się na górę do jaskini, z której Sokrates może poprowadzić nas ku światłu; potrzebujemy propedeutyki, której nie potrzebowali Grecy, czyli właśnie nauki poprzez czytanie” (Strauss 1997a: 439). Cztery lata później Strauss dopowiadał: „«uhistorycznienie» filozofii jest uzasadnione i konieczne: jedynie historia filozofii czyni możliwym wydostanie się z drugiej, 212 Paweł Armada «nienaturalnej» jaskini, w której pogrążyliśmy się nie tyle przez tradycję, ile poprzez tradycję polemiki przeciwko tradycji, ku tamtej pierwszej, «naturalnej» jaskini, którą przedstawia alegoria Platona, a z której wydostanie się na światło stanowi oryginalny sens filozofowania” (1997a: 14). Nowoczesność to świadomie zerwany owoc myśli ludzkiej; bycie nowoczesnym oznacza przyjęcie pewnego „rozwiązania” (które rodzi oświeceniową „tradycję polemiki”) na płaszczyźnie tak zwanego problemu teologiczno-politycznego, przez co należy rozumieć zasadnicze powiązanie między życiem politycznym partykularnej wspólnoty czy społeczeństwa i normą zakorzenioną w autorytecie proroka-prawodawcy. Obecne „rozwiązanie” – czyli polityczny ateizm i polityczny hedonizm, z czego „wynika” społeczeństwo konsumentów oplecione instytucjami mającymi skutecznie zapewnić bezpieczeństwo i wygodę życia przeżywanego jedynie „tu i teraz” – opiera się na dogmatycznej wierze w to, że waga prawdy objawionej została bezpowrotnie zakwestionowana. Krytykując współczesną politologię, Strauss powiada, że „najważniejszego przykładu dogmatyzmu […] dostarcza ujęcie religii w nowoczesnych naukach politycznych czy społecznych. Nowa nauka używa teorii socjologicznych czy psychologicznych odnoszących się do religii, które wykluczają – nie przemyślawszy tego – możliwość ostatecznego oparcia religii na Bożym objawieniu się człowiekowi; te teorie są przeto hipotezami, których nie można nigdy potwierdzić. Stanowią one w rzeczywistości ukrytą podstawę nowej nauki. Nowa nauka opiera się na dogmatycznym ateizmie prezentującym się jako ateizm jedynie metodologiczny czy hipotetyczny” (1989b: 218). Myśl nowoczesna zbywa w ten sposób fundament vita contemplativa – „oryginalny sens filozofowania” – konstytuowany przez napięcie między filozoficzną pasją a porządkiem politycznym gwarantowanym przez boskie prawo. Tym samym, znika kluczowy moment wyzwania dla dociekań rozumu, poznającego przedtem własne ograniczenia w relacji do tego, co ludzkie i boskie, teraz zaś skazanego na stwierdzenie beznadziejności swych roszczeń. Innymi słowy, w świecie nowoczesnym najwyraźniej znika możliwość zadania najważniejszego pytania: quid sit deus? (Strauss 1964: 241). Nie pyta się o Boga, gdyż został on wyszydzony. Widzimy więc, po pierwsze, że Strauss nie jest myślicielem „technicznym”, czy też dostarczycielem użytecznych analiz politologiczno-ustrojowych; właściwe mu pytanie dotyczy podstaw ludzkiej egzystencji – albo raczej szczególnego typu egzystencji karmionej przez żywą świadomość konfliktu między Atenami i Jerozolimą, między życiem indywiduum oddanym szukaniu prawdy a sensotwórczym, wspólnotowym autorytetem przodków powołujących się na Prawo ustanowione raz na zawsze przez wszechwiedzącego Boga. „Żeglując” wraz ze Straussem, nie możemy spodziewać się przychylnych ujęć ładu politycz- „Żeglując” wraz ze Straussem, nie możemy spodziewać się przychylnych ujęć ładu politycznego nego wyrosłego z negacji bądź deformacji obu tych biegunów: Aten i Jerozolimy. Także amerykańska wersja ładu może uzyskać jedynie poparcie warunkowe, chwilowe, instrumentalne. Nie ma zgody na wyszydzenie religii (pamiętajmy jednak, że ten brak zgody ujawnia się u Straussa w kontekście problemu teologiczno-politycznego, a nie filozoficznej obrony wiary!) i nie ma też akceptacji dla stanowiska, powiedzmy, meta- socjologicznego, które zakłada rzeczywistą beznadziejność filozofii (w Sokratejskim znaczeniu zastępowania opinii przez wiedzę). To stanowisko zostało spopularyzowane w dyskursie akademickim od czasu wystąpienia Maksa Webera: „życie zna […] tylko konieczność wyboru między postawami, których nie można ze sobą uzgodnić, zaś nowoczesny uczony (filozof) nie może nic innego, jak tylko w miarę swoich możliwości zmusić każdego albo przynajmniej mu w tym pomóc, aby sam zdał sobie sprawę z ostatecznego sensu własnego postępowania” (Weber 1999a: 214–215). U Straussa – który czerpie swe inspiracje nade wszystko ze średniowiecznej profetologii muzułmańskiej (zob. Tamer 2001; Tanguay 2007; Janssens 2008) – jest raczej tak, że rozum filozofa szuka uzasadnienia czy uprawomocnienia własnej natury w konfrontacji z porządkiem teologiczno-politycznym; porządkiem autorytatywnym i zastanym, opartym na „proroctwie”. Odrzuciwszy ten „naturalny” porządek, znajdujemy się w sytuacji odmalowanej jako zakopanie w „drugiej jaskini”, kiedy „nie istnieje już bezpośredni dostęp do oryginalnego rozumienia filozofii, jako poszukiwania prawdziwej i ostatecznej koncepcji całości. Gdy osiągnięty zostanie ten stan, oryginalne rozumienie filozofii będzie dostępne jedynie przez wspomnienie, czym filozofia była w przeszłości, to znaczy w praktyce jedynie przez czytanie starych książek” (Strauss 1998: 138). Po drugie – nim zadamy pytanie, jak według Straussa należy czytać „stare książki” – warto zdecydowanie podkreślić, że zrozumienie całościowej perspektywy Straussa wymaga nade wszystko pełnego uchwycenia tego, co tak wyraźnie odróżnia ją od perspektywy Webera. Ten nadzwyczaj wpływowy niemiecki uczony zasłynął między innymi jako autor tezy łączącej Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1) 213 pochodzenie nowoczesnego, kapitalistycznego, zsekularyzowanego społeczeństwa z niezamierzonym rezultatem działania krzewicieli ascetycznej doktryny kalwińskiej (Weber 199b: 148–169, por. Strauss 1969: 60–61). Wbrew temu, Strauss wydaje się traktować nowoczesność jako rezultat świadomie zaprojektowanej doktryny teologiczno-politycznej, czyli swego rodzaju racjonalistycznego (pseudo-)proroctwa; istotny charakter świata, w jakim obecnie żyjemy, został ustalony w dziele filozofów, odzwierciedlając tym samym raczej zamiary świeckich umysłów, niż mroczne dążenia kapłanów czy mistyków. Unikamy w ten sposób paraliżującego rozum, historycystycznego absurdu; historia jawi się, przynajmniej do pewnego stopnia, jako zrozumiała z punktu widzenia pytającego o korzenie i przesłanki obecnego stanu rzeczy. Jak stwierdził Nasser Behnegar, „jeśli nowoczesny, zsekularyzowany świat stanowi rezultat świadomego usiłowania świeckich myślicieli i jeśli mamy powód, by nie odczuwać zadowolenia z rezultatów tego usiłowania, to wówczas musimy zapytać, czy to usiłowanie było czymś zdrowym. Postawienie tego pytania wymaga wpierw odtworzenia sporu pomiędzy oświeceniem i ortodoksją, a bardziej ogólnie: między filozofią i boskim objawieniem” (2003: 110). Straussowski sposób odtworzenia tego sporu pozostaje więc sprawą najważniejszą. Z kolei wyraźnie wskazywana przez uczniów Straussa potrzeba odnowy tradycji Sokratejskiej – w ramach której możemy zidentyfikować klasyczną filozofię polityczną (Platon, Ksenofont) i klasyczną naukę o polityce (Arystoteles) – łączy się z zapowiedzią nowego, wolnego od wszelkich zapośredniczeń i manowców nowoczesnej interpretacji odczytania owej tradycji. Niezbędnym warunkiem tej odnowy jest wła- 214 Paweł Armada ściwa diagnoza przeszkód w pojmowaniu filozofii, które nie są już przeszkodami „naturalnymi”, do jakich odnosi się klasyczny obraz jaskini. „Sztuczne” przeszkody, generowane przez ekspansję i kryzys nowoczesnej wersji racjonalizmu, zostają uchwycone i nazwane dzięki genealogicznemu badaniu kondycji duchowej współczesnego człowieka Zachodu, co najprościej uwidocznia schematyczna prezentacja „trzech fal nowoczesności” (Strauss 2007; schemat ten pojawia się też w szerszym kontekście w: Strauss 1998: 91–106). Tym, czego nam brakuje, jest właściwe rozumienie Sokratejskiej wersji racjonalizmu, traktowanej jako przeciwwaga dla kapitulującego pod naporem nieprzezwyciężalnych trudności racjonalizmu oświeceniowego, czyli de facto nauki opartej na wierze w postęp i powszechne wykorzystanie dobrodziejstw wynajdywanych przez rozum. Dość jasne przedstawienie tej kwestii znajdujemy u Thomasa Pangle’a, który stwierdza wprost: „ten sokratejski racjonalizm polityczny ma niewiele wspólnego ze starzejącym się «platonizmem» i «arystotelesowską teleologią», które spozierają na nas z koturnowych akademickich portretów malowanych przez tradycyjnie szacowną uczoność minionych dwóch stuleci […] by wywalczyć własną drogę, pozbawioną naleciałości nowożytnego racjonalizmu, jakie osadziły się na tekstach racjonalizmu klasycznego, aby pozbyć się zniewalających klapek […] musimy znaleźć mocne oparcie poza kanoniczną listą «dopuszczalnych», czy też «szacownych» interpretacji Sokratesa, Platona, Ksenofonta i Arystotelesa”. Odkrycie świeżej perspektywy wymaga więc niejako zamiany soczewki, za pomocą której rozpoznaje się znaczenie klasycznego tekstu. Racjonalizm Sokratejski okazuje się filozofią nieodłącznie związaną z politycznym czy obywatelskim wymiarem ludz- kiego życia, która to filozofia „po raz ostatni doczekała się rozkwitu w islamskim i żydowskim średniowieczu w takich klasycznych dziełach, jak Filozofia Platona i Arystotelesa al-Farabiego i Przewodnik dla błądzących Mojżesza Majmonidesa” (Pangle 1994: 12). Właśnie te dzieła – nie zaś prace nowoczesnych i chrześcijańskich interpretatorów starożytności, próbujących zamknąć dorobek klasyków w formule, jaka odpowiada im samym – mogą stanowić drogowskazy na ścieżce prowadzącej do odnalezienia zagubionego dziedzictwa filozofii4. Strauss opisuje wysiłek historyka zmierzającego do ponownego uchwycenia nauk Platona jako swoistą wyprawę, której początkiem jest stan wielkiego zdumienia czy zagubienia: „znajduje on siebie w ciemności, rozświetlanej tylko przez jego wiedzę o tym, że nie wie – to znaczy: nie rozumie – nic. Kiedy zabiera się do badania klasycznej filozofii, musi wiedzieć, że rozpoczyna podróż, której koniec jest przed nim zupełnie zakryty. Najpewniej nie wróci on do brzegów swego czasu jako dokładnie ten sam człowiek, który się z nimi rozstawał” (Strauss 1946: 331). To metaforyczne przedstawienie łączy się z zasadniczym wskazaniem prawidłowej postawy badacza: musi on okazać dziełu klasyków możliwie najpoważniejsze zainteresowanie; powrót do ich nauczania ma sens o tyle, o ile zdołamy konsekwentnie rozważyć je jako nauczanie „po prostu prawdziwe”5. Jak czytał Strauss? Myślenie „po Straussowsku” znaczy właściwie tyle, co odczytywanie sposobu, w jaki czytał mistrz. Większość tekstów Straussa – szczególnie w późnym okresie jego pisarstwa i pracy ze studentami – układa się w długie, wyczerpujące komentarze do wybranych utworów filozoficzno-politycznych, czy raczej tekstów istotnych z punktu widzenia filozofii politycznej (wśród nich znajdują się komedie Arystofanesa). Dobrym przykładem tego rodzaju komentarza i pożyteczną ilustracją metody Straussowskiej jest książka O tyranii, przedstawiająca analizę dialogu Ksenofonta Hieron, poświęconego spotkaniu tyrana z „człowiekiem mądrym”, poetą. Strauss we wstępie przedkłada swoją analizę „pod rozwagę politologów” i przedstawia siebie jako niechętnego komentatora wybitnego dzieła. Pisze: „można mieć jedynie nadzieję, iż nadejdzie czas, gdy sztuka Ksenofonta będzie rozumiana przez pokolenie, które, będąc za młodu odpowiednio wykształcone, nie będzie już potrzebować przyciężkich prezentacji, takich jak poniższe studium” (Strauss 2009: 27). O tyranii składa się z siedmiu rozdziałów. Najdłuższy z nich, zatytułowany Oprawa, poświęcony jest niezwykle uważnemu rozpatrzeniu okoliczności rozmowy Hierona i Symonidesa, z opisem postaci, ich intencji, meandrów akcji dialogu, a także użycia niektórych terminów. Czytelnik dowiaduje się na przykład, że określenie „tyran” wraz z wszelkimi jego derywatami pojawia się w dłuższej pierwszej części utworu 83 razy, natomiast w drugiej, krótszej – tylko siedmiokrotnie (tamże: 60–61). Nim jednak stwierdzimy, że cały ten wywód po prostu oddaje specyficzny styl Straussowskiej egzegezy, uporczywie przywołującej pozornie nieistotne szczegó- Określenie „tyran” pojawia się w dłuższej pierwszej części utworu 83 razy ły, warto zwrócić uwagę na umieszczoną we wstępie konstatację Straussa dotyczącą współczesnego odbioru intelektualnego Ksenofonta. Ocena jego spuścizny uległa Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1) 215 znaczącej zmianie od końca XVIII wieku, tak że przestano dostrzegać w niej szlachetną mądrość klasyka; porównania z jednej strony do filozoficznych dzieł Platona, a z drugiej − do historycznych prac Tukidydesa okazały się fatalne dla Ksenofonta, budząc w stosunku do niego odruch lekceważenia, czy wręcz pogardy. Czy ma sens rozczytywanie się w dziele pośledniego autora z zamierzchłych czasów? Należy zastanowić się jednak nad tym, czy sam Ksenofont byłby skłonny określać się mianem filozofa bądź głównie historyka; wszak zwykł on podpisywać się jako „mówca Ksenofont”. Zdaniem Straussa „jest czymś rozsądnym przyjąć, iż chwilowe usunięcie w cień Ksenofonta – dokładnie tak, jak chwilowe usunięcie Liwiusza i Cycerona – zostało spowodowane przez zanik rozumienia ważności retoryki: zarówno osobliwy «idealizm», jak i osobliwy «realizm» wieku dziewiętnastego kierowały się nowoczesną koncepcją «Sztuki» i z tego powodu były niezdolne do tego, by zrozumieć kluczowe znaczenie bezpretensjonalnej sztuki retoryki” (tamże: 25–26). Odrzucony rodzaj sztuki, którą znakomicie posługuje się Ksenofont, to właśnie retoryka – w rozumieniu Sokratejskim. Jej charakteru – zauważa Strauss – nie można uchwycić łatwo i bezpośrednio na podstawie „mądrze rozproszonych” uwag, jakie pojawiają się w pismach Platona i Ksenofonta, lecz jedynie za pomocą „drobiazgowej analizy” tego, co przekazali oni swoim czytelnikom. Zastosowanie retoryki Sokratejskiej widać doskonale w samej formie dialogu. „O formie dialogów Platona dyskutowano często, nikt jednak nie utrzymywałby, że problem platońskiego dialogu został rozwiązany. Nowoczesne analizy z reguły skażone są estetycznym uprzedzeniem ze strony interpretatorów. Wszakże wygnanie poetów z najlepszego miasta 216 Paweł Armada Platona powinno było wystarczyć do tego, by zniechęcić do jakiegokolwiek podejścia estetycznego. Wydawałoby się, iż próba rozjaśnienia znaczenia dialogu winna się rozpocząć od analizy dialogu Ksenofonta. Ksenofont stosował o wiele mniejszą liczbę środków, aniżeli robił to Platon, nawet w najprostszych swoich dziełach. Rozumiejąc sztukę Ksenofonta, zdamy sobie sprawę z pewnego minimum wymagań, jakie należy spełnić przy interpretowaniu któregokolwiek dialogu Platońskiego; wymagań, które są dziś w tak małym stopniu spełniane, że prawie się o nich nie wie” (tamże: 26). Tym samym odczytanie dzieła Ksenofonta jawiłoby się jako swego rodzaju ćwiczenie w rozumieniu sztuki wyrażania myśli przez ucznia Sokratesa, jako swoista propedeutyka studiów Platona. Pytając o istotę retoryki Sokratejskiej, należy przede wszystkim stwierdzić, że ożywia ją „duch społecznej odpowiedzialności”, wyłaniający się z ogólnego poglądu, że „nie wszystkie prawdy są zawsze nieszkodliwe, zaś społeczeństwo zawsze będzie próbowało tyranizować myśl”. Istnieje bowiem – jest to założenie stale obecne w ramach każdej egzegezy przedsiębranej przez Straussa i jego uczniów – fundamentalna „niezgodność” pomiędzy „nieustępliwym” wysiłkiem poznania prawdy a tym, czego domaga się „miasto”. Skoro zaś tworzony przez świadomego pisarza i „zasługujący na swe miano dialog przekazuje myśl autora w sposób pośredni czy zawoalowany” (tamże: 26), to stajemy wobec niebezpieczeństwa całkowicie dowolnej interpretacji dwuznacznie zapisywanych treści, czy też pokusy zastąpienia „myśli autora” własną myślą. Stąd właśnie – zdaniem Straussa – rodzi się potrzeba wnikliwego oglądu szczegółów, mozolnego opisywania „ornamentyki” danego utworu. Praktyka pisania – którego końca nie wyznacza moment odejścia bezpośrednich interlokutorów czy uczniów Sokratesa, lecz moment oświecenia pociągający za sobą przyjęcie nowej, zrelatywizowanej perspektywy odbioru dzieła filozoficznego – zdaje się znajdować swój początek w akcie wyjścia na rynek w celu wyłowienia z tłumu potencjalnych filozofów, czy też ogólnie: młodych ludzi, obiecujących i ambitnych, wymagających skierowania na właściwe tory myślenia. Podwójnym celem Sokratejskiej retoryki byłoby więc sformułowanie zachęty dla tych, którzy zdają się predysponowani do życia filozoficznego, oraz powstrzymanie dostępu do filozofii reszty zainteresowanych nią, czyli większości mieszkańców polis6. Jasny staje się wymóg pisarskiej ostrożności czy powściągliwości. Mając na względzie ten punkt widzenia, rozumiemy na przykład sens uwagi Straussa, że Hieron „jest dialogiem pomiędzy uczonym tyranem a człowiekiem mądrym, niebędącym obywatelem-filozofem” (tamże: 98). Ani Hieron, ani Symonides nie są Ateńczykami i jest to poważna różnica w stosunku do bohaterów innego dialogu Ksenofonta, Ekonomiki − Sokratesa, Krytobula oraz Ischomacha. Ponadto, postaci z Hierona nie są współczesne Ksenofontowi, jak było to w przypadku Sokratesa. Ksenofont przywołuje więc rozmowę, o której wiadomo, że nie mógł jej wysłuchać osobiście. Wszak „w oczywisty sposób niemożliwe było przypisanie «tyrańskiego» nauczania Sokratesowi. Powodem tego nie był wszak niedostatek faktycznych czy potencjalnych tyranów w otoczeniu Sokratesa, lecz raczej coś przeciwnego. Nic nie byłoby łatwiejsze dla Ksenofonta od ułożenia rozmowy o tym, jak dobrze rządzić, będąc tyranem, pomiędzy Sokratesem a Charmenidesem albo Kritiaszem lub Alcybiadesem. Mógłby uczynić tak, chociaż – przypisując So- kratesowi taką rolę w takim kontekście – zniszczyłby podstawę własnej obrony Sokratesa. Z tego właśnie powodu miejsce zajmowane w Ekonomice przez Sokratesa w Hieronie zajęte jest przez innego mądrego człowieka. Wybrawszy już Symonidesa, Ksenofont mógł swobodnie przedstawić go zaangażowanego w rozmowę z tyranem ateńskim, Hipparchem; najwyraźniej jednak życzył sobie uniknąć jakiegokolwiek powiązania tematów «tyranii» i «Aten»” (tamże: 32). Jakkolwiek bowiem perspektywa nieograniczonych rządów tyrana, który gotów byłby ulegać słowom mędrca czy filozofa, zdaje się dla tego ostatniego kusząca, to jednak nigdy „na własnym podwórku” nie stanie on w obronie dowolności czy uzurpacji. Uważnie pisany tekst należy czytać z największą możliwą uwagą, zachowując szczególny wzgląd na formę, sposób i ramy przekazu. Punkt wyjścia stanowi uznanie Najwyraźniej życzył sobie uniknąć jakiegokolwiek powiązania tematów «tyranii» i «Aten» własnej ignorancji. Można też powiedzieć, że warunkiem owocnej lektury jest przyjęcie naiwnego spojrzenia na dzieło klasyków, porzucenie bagażu wiedzy historycznej, wyuczonych ścieżek interpretacji filologicznej, a nade wszystko podskórnego przekonania o intelektualnej wyższości człowieka współczesnego nad filozofem piszącym w starożytności czy średniowieczu; powstały przed wiekami poważny tekst może poświadczać ostrożność czy powściągliwość, jeśli nie wręcz intelektualną maskaradę autora7, nie zaś jego niekompetencję. Powiada tedy Strauss w odniesieniu do Platona: „porzućmy wszelką pretensję do tego, że coś wiemy. Przyznajmy, że Platoński dialog to enigma – coś, co wprawia Oblicza ezoteryzmu. Meandry spuścizny Leo Straussa (1) 217 w zakłopotanie i zdumienie. Dialog Platoński to jeden wielki znak zapytania” (1964: 55). Tego rodzaju utwór jawi się zasadniczo jako całość, należy przeto unikać sądzenia o jednym dziele za pośrednictwem innych, będących często odrębnymi, spopularyzowanymi czy egzoterycznymi komentarzami, o których można sądzić, że nie dorównują wadze oryginału. Co więcej, w uważnie napisanym tekście nie ma miejsca na dekoracje i nic nie jest zbędne; tym samym, dramatyczna forma dialogów lub literacka oprawa przekazu filozoficznego zyskują znaczenie o wiele większe, niż w interpretacji „doktrynalnej”, porządkującej myśl autora w ramach podręcznikowo rozumianego kontekstu historycznego. Zaznaczmy, że gdy idzie o spuściznę samego Platona, pogląd dowartościowujący formalny lub poetycki aspekt jego rozważań, wyrażający pewien sprzeciw wobec tradycyjnego podejścia badawczego historyków filozofii, nie jest rozwijany jedynie przez Straussa i jego uczniów. Niezależnie od ujęcia przedstawionego w tym artykule, tacy badacze, jak Charles Kahn czy Alexander Nehamas głoszą potrzebę kierowania bacznej uwagi na „żywy” charakter przekazu Platońskiego. Autor dialogów nie ustawia się wszakże w pozycji nauczającego ex cathedra, lecz skrywa się i w zamian proponuje wzór życia filozoficznego, które okazuje się życiem opartym na umiejętnym stosowaniu ironii (Smith 2006: 88–89; Meier 1999: 16–-17; Nehamas 1998; Kahn 1996). Jednak specyfika podejścia Straussowskiego zdaje się polegać nie tyle na bardziej wyrafinowanym, czy też śmielszym potraktowaniu literackich walorów dzieł filozoficznych, ile na konsekwentnym zastosowaniu koncepcji pisarstwa ezoterycznego lub podwójnego nauczania. się działać na rzecz umocnienia tradycyjnych przekonań, czy też politycznego odbioru ładu normatywnego jako ładu opartego na autorytecie religijnym. 7. W liście Straussa do Jacoba Kleina z 16 lutego 1939 roku znajduje się m.in. takie urocze sformułowanie: „Ksenofont jest moim szczególnym ulubieńcem, ponieważ miał on odwagę wdziać szaty idioty i iść tak przez stulecia – to największy oszust, jakiego znam – sądzę, że w swoich pismach czyni właśnie to, co Sokrates czynił w swoim życiu. W każdym razie moralność jest u niego czymś wyłącznie egzoterycznym, a mniej więcej co drugie słowo jest dwuznaczne” (Strauss 2008a: 567). Co dalej? Nie pierwszy raz piszemy o Leo Straussie. W tekach 6. i 7. Jan Tokarski porównywał antropologię i filozofię polityki Straussa i Isaiaha Berlina. Ciąg dalszy tekstu Pawła Armady w kolejnej tece. Przypisy: 1. Zuckertowie sami uważają się za straussistów, lecz „nieortodoksyjnych”, polemizując zarazem z (niskich lotów) próbami wydobycia na światło dzienne treści Straussowskiej ortodoksji (Zuckert i Zuckert 2006: 24). 2. Książka The Truth about Leo Strauss (2006) to jedna z wielu publikacji, jakie ukazały się w następstwie bezpardonowych ataków służących demaskacji rzekomego Straussowskiego backgroundu współczesnej formacji neokonserwatywnej. W tym samym roku ukazała się m.in. dość podobna w zamyśle praca czołowego straussisty Thomasa Pangle’a (2006). 3. Zob. zwłaszcza słynny list do Karla Löwitha z 15 sierpnia 1946 roku (Strauss 2008a: 662–663). 4. Dla Straussa „muzułmańscy i żydowscy filozofowie średniowiecza są «bardziej prymitywni» od filozofów nowoczesnych, ponieważ – w przeciwieństwie do tych – nie kieruje nimi wtórna idea prawa naturalnego, lecz pierwotna, starożytna idea Prawa jako jednolitego, totalnego ładu życia ludzkiego; innymi słowy, ponieważ są oni uczniami Platona, a nie chrześcijan” (Strauss 1997a: 61). 5. Podobnie opisuje Strauss właściwe nastawienie względem filozofów średniowiecznych, na czele z Majmonidesem; niemal dosłownie powtarza on zacytowany wyżej fragment, odnoszący się pierwotnie do czytania starożytnych (1989a: 207, 211–212). Por. również list do Gadamera z 26 lutego 1961 roku (Gadamer, Strauss 1978: 6). 6. „Sokrates stosował dwa typy dialektyki – pierwszy, prowadzący do prawdy, inny zaś – przy którym nigdy nie opuszczał wymiaru powszechnie akceptowanych opinii – wiodący do zgody (politycznej)” (Strauss 2009: 105). W ujęciu Straussa klasyczny filozof, uczeń Sokratesa, zdaje 218 Paweł Armada 219