Divertimento krakowskie
Transkrypt
Divertimento krakowskie
po˝egnania Divertimento krakowskie (moje po˝egnanie z Czes∏awem Mi∏oszem) 26.08. Choç w czasie podró˝y z Bielska pogoda by∏a ca∏y czas s∏oneczna, Kraków wita mnie o∏owianymi chmurami. Zanosi si´ na rz´sistà ulew´. Od razu te˝ niespodzianka: dworzec autobusowy, z którego tak cz´sto odje˝d˝a∏em w rozmaitych kierunkach, przesta∏ istnieç. Nie pozosta∏ z niego kamieƒ na kamieniu! ■ MAREK BERNACKI W szystko równiutko wyburzone, przygotowane do zabudowy. Tak˝e socrealistyczny „zabytek” – budynek baru „Smok”– nie zosta∏ oszcz´dzony. Na ogromnych billboardach mo˝na zobaczyç teraz projekt Nowego Miasta, centrum handlowo-us∏ugowego, które ma powstaç w tym miejscu. Póki co, oba dworce, autobusowy i kolejowy, funkcjonujà w doÊç zgodnej symbiozie. Przed budynkiem, na schodach i na brukowanym zajeêdzie k∏´bi si´ t∏um, podje˝d˝ajà i odje˝d˝ajà autobusy, taksówki. Ruch niezwyk∏y, mo˝e podobny do tego, jaki panowa∏ tu zimà 1945 r., kiedy 34-letni Mi∏osz przyjecha∏ wraz z ˝onà, by po okupacyjnej poniewierce znaleêç w Królewskim MieÊcie sta∏y kàt do zamieszkania i pracy. W tym przydworcowym tumulcie Poeta pewnie jeszcze nie naszkicowa∏ w pami´ci obrazu „innego Krakowa”, tego m∏odopolskiego, utrwalonego póêniej w strofach Traktatu poetyckiego: 1 4 Cytuj´ za: Cz. Mi∏osz, Traktat moralny. Traktat poetycki, Kraków 1996, s. 53-54. 4 Fiakry drzema∏y pod Mariackà Wie˝à. Kraków malutki jak jajko w listowiu Wyj´te z rondla farby na Wielkanoc. I w pelerynach kroczyli poeci. Nazwisk ich dzisiaj ju˝ si´ nie pami´ta. Ale ich r´ce by∏y rzeczywiste, Spinki, mankiety nad blatem stolika. Dziennik na kiju niós∏ Ober i kaw´, A˝ minà∏, tak jak oni, bez imienia1. Zanim zapukam do drzwi goÊcinnego domu przy ul. Êw. Tomasza, gdzie oczekujà na mnie przyjaciele z lat studenckich, id´ na przechadzk´ po Êródmiejskich uliczkach. Zapuszczam si´ w g∏àb Floriaƒskiej, pi´ç minut póêniej jestem na Rynku. A stamtàd ruszam dalej, trasami mojej m∏odoÊci, kiedy nie wyobra˝a∏em sobie dnia bez przejÊcia Brackà, Jagielloƒskà, Grodzkà, D∏ugà czy Szewskà. Zapada zmierzch, jest ciep∏y, sierpniowy dzieƒ, a ja powoli ulegam atmosferze Miejsca. Od˝ywajà wspomnienia. By∏ czas, kiedy wadzi∏em si´ z Miastem, bo nie przyj´∏o mnie tak, jak oczekiwa∏em, nie odwzajemni∏o bezinteresownej mi∏oÊci, którà je darzy∏em. Wszystko, co najpi´kniejsze i najbardziej gorzkie w mym ˝yciu, wià˝e si´ z Krakowem. UÊwiadamiam to sobie po raz polonistyka Pantone po˝egnania kolejny, ale tym razem towarzyszy temu niezwykle intensywna aura „daru”, który, nie wiedzieç skàd, sp∏ywa teraz na mnie, emanujàc z pogrà˝ajàcych si´ w mroku konturów renesansowych kamienic, fasad koÊcio∏ów, bruku ulic i odg∏osów wieczornego ˝ycia w niezliczonych kawiarnianych ogródkach... Chodz´ i wydobywam z siebie fraz´ wiersza, którym oddycham od wielu, wielu ju˝ lat: Co przydarzy∏o si´ z∏ego, zapomnia∏em. / Nie wstydzi∏em si´ myÊleç, ˝e by∏em kim jestem. / Nie 2 czu∏em w ciele ˝adnego bólu (...) ... Robi si´ póêno. Zbieram rzeczy i ruszam w kierunku Êw. Tomasza. Dziesi´ç minut póêniej witam si´ z Heniem i Agnieszkà. Moi przyjaciele z lat uniwersyteckiej polonistyki mieszkajà w domu pod numerem 26 ju˝ od paru ∏adnych lat. Kiedy zadzwoni∏em do nich kilka dni wczeÊniej, proszàc o nocleg w dniu pogrzebu Mi∏osza, Heniu za˝artowa∏, ˝e to ju˝ b´dzie druga osoba, która tu mieszka∏a i spocznie teraz na Ska∏ce (przypomina, ˝e przed Czes∏awem Mi∏oszem pochowano tam w 1954 r. znanego aktora Ludwika Solskiego, te˝ mieszkaƒca tej dostojnej kamienicy). Czes∏aw Mi∏osz mieszka∏ przy ul. Êw. Tomasza 26/11 od lutego do grudnia 1945 r. To stàd wyjecha∏ na placówk´ dyplomatycznà w Waszyngtonie. Wieczorem, po kolacji i rozmowach, które krà˝à wokó∏ tematu Êmierci Mi∏osza oraz reakcji rozmaitych Êrodowisk wyra˝ajàcych swà dezaprobat´ wobec pomys∏u pochowania go na Ska∏ce, szkicuj´ sobie „plan dzia∏ania” na jutro, postanawiajàc, ˝e przed mszà ˝a∏obnà odprawianà w bazylice Mariackiej o godz. 11.00 odwiedz´, z aparatem fotograficznym w r´ku, kilka miejsc zwiàzanych z osobà Mi∏osza: dom, w którym mieszka∏ przez ostatnie dziesi´ç lat przy ul. Bogus∏awskiego 6, pa∏ac Wielopolskich (gdzie do dnia pogrzebu wystawiona by∏a ksi´ga kondolencyjna) oraz restauracj´ „Guliwer”, w której Poeta przesiadywa∏ z przyjació∏mi. 27.08. O ósmej rano s∏ucham wiadomoÊci radiowych. Spiker powiadamia, ˝e w∏adze miasta wyrazi∏y ostatecznie zgod´ na przejÊcie konduktu pogrzebowego z Rynku na Ska∏k´ i ˝e poprowadzi go kardyna∏ Macharski. 1/2005 Pantone Ul. Êw. Tomasza 26/11, foto: Marek Bernacki Przygotowuj´ si´ do wyjÊcia. Nad miastem unoszà si´ chmury. Wyglàdam przez okno. Z wysokoÊci czwartego pi´tra wyraênie rysuje si´ napis wyryty na wykuszu wewn´trznej fasady secesyjnego gmachu bankowego, umieszczony tam pewnie jeszcze w XIX w., tu˝ pod zabytkowym witra˝em Mehoffera przedstawiajàcym alegori´ zaradnoÊci ˝yciowej: CONCORDIA RES PARVAE CRESCUNT, DISCORDIA MAXIMAE DILABUNTUR („Zgodà ma∏e rzeczy wzrastajà, niezgodà nawet najwi´ksze si´ rozpadajà”). Kilka dni póêniej sens tej ∏aciƒskiej maksymy powraca do mnie w nieoczekiwanym kontekÊcie – w dodatku specjalnym „Rzeczypospolitej” poÊwi´conym pami´ci Czes∏awa Mi∏osza czytam aforyzm towarzyszàcy okolicznoÊciowej „kreskówce” Jana Kapusty: W màdrym kraju, kiedy 3 umiera wielkoÊç, na chwil´ umiera i ma∏oÊç . Tu˝ po 9.00 wchodz´ na ulic´ Bogus∏awskiego. Spodziewa∏em si´, ˝e w dniu pogrzebu Mi∏osza dost´p b´dzie tu utrudniony, ale przed domem, w którym mieszka∏, nie spoty2 3 Fragment wiersza Cz. Mi∏osza Dar. Zob. Wydanie specjalne „Plus-Minus”, „Rzeczpospolita”, z 21-22.08.2004 r., s. 1. 5 5 po˝egnania lejny da∏ wyraz swojemu pragnieniu uczynienia z poezji czegoÊ wi´cej ni˝ czytanki z panieƒskiego pokoju4. To tutaj zapewne pisa∏ Mi∏osz eschatologiczne wiersze zebrane w dwóch ostatnich tomikach – To i Druga przestrzeƒ. Tu te˝ powsta∏a zapewne ostateczna wersja wstrzàsajàcego poematu Orfeusz i Eurydyka, wzorowanego na Rilkem5, w którym – podobnie jak w Trenach Kochanowskiego – temu, co najg∏´biej intymne i bolesne, Poeta nada∏ kszta∏t uniwersalnego przes∏ania, wpisujàcego si´ w nurt europejskiej tradycji: greckiej i ∏aciƒskiej, i tej nowszej, nowo˝ytnej. Ul. Bogus∏awskiego 6, foto: Marek Bernacki kam ˝ywego ducha. Robi´ zdj´cie fasady domu tak, aby widaç by∏o na nim zadbany ganeczek, opleciony kwiatami i winnà latoroÊlà. Czes∏aw Mi∏osz lubi∏ tu siadaç w towarzystwie ˝ony Carol. Zaraz potem podchodz´ do bramy wejÊciowej i zapalam znicz w miejscu, gdzie przy rabacie chodnikowej stoi kilka innych, wygas∏ych ju˝ ogni, a tak˝e par´ mocno ju˝ po˝ó∏k∏ych wiàzanek kwiatów, sk∏adanych przez wielbicieli twórczoÊci Mi∏osza tu˝ po jego Êmierci. Po zmówieniu krótkiej modlitwy decyduj´ si´ wejÊç w g∏àb bramy prowadzàcej nie tylko do klatki schodowej, ale tak˝e na wewn´trzny podworzec (jak si´ mówi w Krakowie). W Êrodku okràg∏ego dziedziƒca rozglàdam si´, wodz´ wzrokiem po wysokich Êcianach obroÊni´tych dzikim winem. Nagle wype∏nia mnie fala wzruszenia: w celowniku obiektywu mam okna pracowni w krakowskim mieszkaniu Mi∏osza przy ul. Bogus∏awskiego 6/5a, w której powstawa∏y arcydzie∏a jego póênej twórczoÊci: eseje z Pieska przydro˝nego, Traktat teologiczny – to niezwyk∏e opus magnum, w którym Poeta po raz ko- 4 5 6 6 Za spuszczonymi roletami Spór o siebie, spór o kszta∏t poezji, spór prowadzony z Bogiem – wszystko to odbywa∏o si´ tutaj, za spuszczonymi roletami okien na pierwszym pi´trze. Przy biurku, a póêniej przy ekranie komputera, dzi´ki któremu starzejàcy si´ Poeta móg∏ jeszcze wpatrywaç si´ w coraz bardziej rozchwiane znaki liter, prowadziç swój niezwyk∏y dialog myÊli, obrazów, s∏ów... Do samego koƒca... Szanowne moje oczy, nie najlepiej z wami. Dostaj´ od was rysunek nieostry, A je˝eli kolor, to przymglony. A by∏yÊcie wy sforà królewskich ogarów, Z którymi wyrusza∏em niegdyÊ o poranku. (...) Razem witaliÊmy ogromne wschody s∏oƒca, Kiedy szeroki oddech przyzywa∏ do biegu Po Êcie˝kach, na których podsycha∏a rosa. Teraz coÊcie widzia∏y, schowane jest we mnie I przemienione w pami´ç albo sny. Oddalam si´ powoli od jarmarku Êwiata (...) Bez oczu, zapatrzony w jeden jasny punkt, Który rozszerza si´ i mnie ogarnia6. Z podworca wchodz´ ponownie do sieni, skr´cam w lewo i jestem ju˝ na klatce schodowej, wpatrujàc si´ w drewniane schody, po których wspina∏ si´ s´dziwy Poeta, zmierzajàc do swego mieszkania na pierwszym pi´trze. Z ul. Bogus∏awskiego przechodz´ w stron´ Plantów, szlakiem, którym zapewne nieraz Cz. Mi∏osz, Traktat teologiczny, w: Druga przestrzeƒ, Kraków 2002. Cz. Mi∏osz po raz pierwszy opublikowa∏ poemat Orfeusz i Eurydyka na ∏amach „Tygodnika Powszechnego” 40/2002, z 6.10.2002 r., s. 9. Cz. Mi∏osz, Oczy, w: Druga przestrzeƒ, s. 41. 6 polonistyka Pantone po˝egnania chadza∏ Mi∏osz. Na przyk∏ad w niedzielne przed- lub popo∏udnia, kiedy wraz z ˝onà Carol zmierza∏ powoli w kierunku koÊció∏ka Êw. Idziego. To tu, u stóp Wawelu, Poeta uczestniczy∏ w misterium Eucharystii, które tak pi´knie wyrazi∏ w wielu swoich póênych wierszach. Choçby w tym, wchodzàcym w sk∏ad poematu Ksiàdz Seweryn, na kartach którego wcieli∏ si´ w rol´ tytu∏owego ksi´dza, udr´czonego wyrzutami sumienia kap∏ana bez wiary: Panie, Twoja obecnoÊç, tak bardzo prawdziwa, wi´cej wa˝y ni˝ jakikolwiek argument. Na moim karku i plecach poczu∏em Twój ciep∏y oddech (...) Wybaw mnie od obrazów bólu, które zebra∏em w´drujàc po Êwiecie, Zaprowadê tam, gdzie mieszka Twoje tylko Êwiat∏o7. Pami´tam, ˝e ju˝ podczas pierwszej lektury tomu ten w∏aÊnie wiersz zrobi∏ na mnie piorunujàce wra˝enie. Trzeba byç mistykiem, aby daç takie Êwiadectwo wiary – to s∏owa jezuity Wac∏awa Oszajcy, kap∏ana i poety, który udzielajàc telewizyjnego wywiadu Katarzynie Janowskiej, wzywa∏ do pog∏´bionego, roz∏o˝onego na lata ca∏e, odczytywania dzie∏a Czes∏a8 wa Mi∏osza . Zgadzam si´ z tym postulatem. Sam traktuj´ go jako wyzwanie. Jako zaproszenie do obcowania z czymÊ, co przez lata mo˝e mnie wewn´trznie syciç, daç poczucie sensu i spe∏nienia. Kiedy zbli˝am si´ do Wawelu, wzd∏u˝ ul. Grodzkiej – którà za kilka godzin ma przejÊç kondukt pogrzebowy – stojà ju˝ policjanci kontrolujàcy ruch i pilnujàcy porzàdku. Ekipy telewizyjne przygotowujà si´ do transmisji. Jeden z wozów stoi otwarty i widz´, jak pracownicy TVP z du˝ym zaanga˝owaniem oglàdajà relacj´ z igrzysk olimpijskich w Atenach. Trwa transmisja z fina∏u chodu na 50 km. W∏aÊnie o tej porze nasz mistrz nad mistrzami, Robert Korzeniowski, zmierza samotnie, z kilkuminutowà przewagà nad rywalami, po swój 7 8 9 Sprawy naprawd´ wielkie Adam Zagajewski, siedzàc kiedyÊ za kierownicà samochodu, dostrzeg∏ odbità w lusterku bry∏´ katedry w Beauvais. WymyÊli∏ wtedy pi´kny wiersz-aforyzm, mówiàcy o tym, ˝e rze9 czy wielkie mieszkajà w ma∏ych przez chwil´ . A ja myÊl´, ˝e sprawy naprawd´ wielkie i godne uwagi na tym Êwiecie czasami si´ spotykajà i wzmacniajà. Mo˝e po to, by zaÊwiadczyç, ˝e nasze ˝ycie nie jest tylko bez∏adnym, chaotycznym zmierzaniem ku nicoÊci. Tego bowiem dnia, 27 sierpnia 2004 r., dwóch wybitnych ludzi, mistrzów w swoim fachu, osiàga∏o w wielkim stylu i ze zwyci´skim laurem na g∏owie zas∏u˝onà met´. Podobnie zresztà jak pami´tnego 16 paêdziernika 1978 r., kiedy Karol Wojty∏a zosta∏ wybrany na papie˝a, a Wanda Rutkiewicz zdoby∏a szczyt Mount Everestu... Takich koincydencji by∏o w tych niezwyk∏ych dniach sierpniowych wi´cej. Przypominano na przyk∏ad, ˝e Czes∏aw Mi∏osz umar∏ niemal dos∏ownie w drugà rocznic´ Êmierci swojej ukochanej drugiej ˝ony, towarzyszki jego póênej staroÊci. Albo to, ˝e jego pogrzeb przypad∏ w wigili´ obchodzonego przez KoÊció∏ katolicki wspomnienia Êw. Augustyna, biskupa Hippony. Do tej zbie˝noÊci wydarzeƒ, które przekraczajà ludzki wymiar czasu, nawiàza∏ w swej homilii pogrzebowej arcybiskup Józef ˚yciƒski. Ho∏d poecie Oko∏o 10.00 docieram do pa∏acu Wielopolskich. W sali na pierwszym pi´trze krakowskiego Magistratu nadal jeszcze wyeksponowana jest ksi´ga kondolencyjna. Le˝y na Cz. Mi∏osz, 6. ObecnoÊç, w: Ksiàdz Seweryn, w: Druga przestrzeƒ, s. 54 Rozmowa K. Janowskiej z o. W. Oszajcà zosta∏a wyemitowana 27.08.2004 r. w programie 2 TVP, w trakcie relacji z przebiegu uroczystoÊci pogrzebowych Cz. Mi∏osza. A. Zagajewski, Lusterko samochodu, w: Dzikie czereÊnie. Wybór wierszy, Kraków 1992, s. 85. 1/2005 Pantone czwarty olimpijski medal. Ta mi∏a informacja dociera do mnie, ale b∏yskawicznie spycham jà w podÊwiadomoÊç. Inne rzeczy sà teraz wa˝niejsze. Jednak po kilku dniach, kiedy zastanawia∏em si´, czego doÊwiadczy∏em w Krakowie 27 sierpnia, wracam do tamtego wydarzenia, nadajàc mu rang´ symbolu. 7 7 po˝egnania si´ bocznym wejÊciem. Udaje mi si´! Nie by∏o drewnianym stoliku, obok niej postawiono, objeszcze „blokady” ze wzgl´du na ekipy telewileczone kirem, jedno z póênych zdj´ç portretozyjne, radiowców i fotografów z akredytacjawych Honorowego Obywatela Królewskiego mi, którzy w∏aÊnie t´dy przedostajà si´ do Miasta Krakowa. W tle na Êcianach sali down´trza Êwiàtyni. Po chwili siedz´ w ∏awce strzegam fotografie wykonane przez Judyt´ w lewej bocznej nawie. Wokó∏ widz´ sporo Papp, która od dziesi´ciu lat towarzyszy∏a Czem∏odych ludzi, licealistów, mo˝e nawet gims∏awowi Mi∏oszowi w jego w´drówkach po Kranazjalistów. Uderza mnie ich dojkowie. Teraz jej zdj´cia tworzà okoliczrza∏a postawa i pe∏ne godnoÊci noÊciowà wystaw´ „To Mi∏osz”. a skupienie: ˝adnych wyg∏upów, W sali, poza dwoma stra˝nikayw sz ze pr Muzyka min, uÊmieszków tak charakterymi, nie ma nikogo. Prawdopo´, sz ci à dojmujàc stycznych dla m∏odych ludzi, któdobnie jestem jednym z ostate, powoduj rzy nagle znaleêli si´ w potrzanich goÊci zwiedzajàcych to ej ˝e nastrój godn sku Formy. Obok mnie w ∏awce miejsce i dokonujàcych wpisu do osi wznios∏oÊci un siedzi m∏ody ch∏opak, który Ksi´gi pamiàtkowej. Trzy godziny ia si´ pod sklepien przez ca∏y czas zachowuje posàpóêniej prezydent Krakowa, i. gotyckiej bazylik gowà postaw´, najwyraêniej prof. Jacek Majchrowski, z∏o˝y przej´ty powagà uroczystoÊci, ksi´g´ kondolencyjnà na r´ce Anw której bierze udzia∏. toniego Mi∏osza, syna Poety. Korzystajàc z okazji, ˝e jestem tu sam, KoÊció∏ Mariacki prosz´ jednego ze stra˝ników o wykonanie W miar´ up∏ywu czasu koÊció∏ Mariacki napamiàtkowego zdj´cia. Przez moment si´ wape∏nia si´ ludêmi. W prezbiterium i nawie ha, ale robi to, o co go poprosi∏em. Na zdj´g∏ównej, odgrodzonej od naw bocznych baciu, jakie wykona∏, widaç otwartà ksi´g´, do rierkami, gromadzà si´ przedstawiciele Êwiata której, wraz z pamiàtkowym wpisem, z∏o˝ypolityki, kultury, przyjaciele i znajomi zmar∏e∏em tak˝e kart´ z wierszem napisanym tu˝ po go Poety. Pozostali, wÊród których jest tylu Êmierci Poety. U∏o˝y∏em go w konwencji paautentycznych mi∏oÊników Mi∏osza i jego stiszowej, tak bliskiej Czes∏awowi Mi∏oszowi: dzie∏a, muszà si´ zadowoliç miejscami w boczW dniu Êmierci Poety nych nawach, na stopniach o∏tarzy i konfesjopszczo∏a krà˝y nad kwiatem nasturcji... na∏ów. Ten podzia∏ na „dopuszczonych” i „odPrzechadzajà si´ ludzie dzielonych” utrzymuje si´ zresztà do samego I Êpiewa ptak koƒca uroczystoÊci pogrzebowych. NajbarGdzieÊ daleko dziej widoczny jest na ul. Ska∏ecznej, kiedy W szuwarach, na jeziorze...10. wàskie gard∏o utworzone przez policjantów i porzàdkowych powoduje, ˝e po∏owa osób Nie zdà˝´ ju˝ zajrzeç do restauracji „Gulipodà˝ajàcych w kondukcie zamiast znaleêç wer” przy ul. Brackiej 6. Za godzin´ rozpoczsi´ w przeznaczonym dla nich miejscu w ogronie si´ msza ˝a∏obna w bazylice Mariackiej. dach klasztornych – rozchodzi si´ zdezorienKiedy wchodz´ na Rynek, g∏ówne wejÊcie do towana i zawiedziona w cztery strony Êwiata... koÊcio∏a jest ju˝ zablokowane barierkami, za Zanim msz´ rozpoczà∏ kardyna∏ Franciktórymi stoi kordon policyjny. „WejÊcie tylko szek Macharski, w zape∏nionej ludêmi Êwiàtyza zaproszeniami” – s∏ysz´ od oficera, który ni Mariackiej rozbrzmia∏y chóralne Êpiewy wymownym ruchem r´ki daje mi do zrozugregoriaƒskie wykonywane przez oddanych mienia, ˝e nie ma najmniejszych szans, by doca∏ym sercem Mi∏oszowi dominikaƒskich mnistaç si´ do Êrodka. Próbuj´ jednak wemknàç 10 8 Cytuj´ tu poczàtkowy fragment mojego wiersza ˚egnajàc Czes∏awa Mi∏osza, napisanego w dniach 1621.08.2004 r. Pe∏nà wersj´ tekstu publikuj´, wraz z okolicznoÊciowym tekstem po˝egnalnym, na ∏amach bielsko-bialskiego pisma naukowego „Âwiat i S∏owo” 2004, nr 3. 8 polonistyka Pantone po˝egnania Przystaj´, odmawiam modlitw´, robi´ pamiàtkowe zdj´cie i ust´puj´ miejsca innym, którzy przychodzà tutaj, by oddaç pok∏on swemu ukochanemu Poecie. chów. Cisz´ przerywa ˝a∏obne Requiem, póêniej aria w wykonaniu El˝biety Towarnickiej, muzyka Jana Sebastiana Bacha, znów chora∏ gregoriaƒski. Muzyka przeszywa dojmujàcà cisz´, powoduje, ˝e nastrój godnej wznios∏oÊci unosi si´ pod sklepienia gotyckiej bazyliki. Homilia Dzi´kuj´ w sercu OpatrznoÊci, ˝e homili´ pogrzebowà wyg∏asza arcybiskup ˚yciƒski, jeden z najbardziej otwartych i rozumiejàcych wspó∏czesnà kultur´ hierarchów polskiego KoÊcio∏a. Choç w kazaniu dominujà wàtki augustiaƒskie (biskup porównuje postaw´ Mi∏osza do poszukiwaƒ wielkiego Doktora KoÊcio∏a, a Traktat teologiczny nazywa wspó∏czesnà odmianà Soliloquiów), to jednak raz po raz daje si´ odczuç retoryczny charakter tej mowy, która w inteligentny i dyskretny sposób polemizuje z uproszczonymi czy wr´cz prostackimi ocenami twórczoÊci autora Ocalenia dokonanymi w ostatnich dniach przez niektórych pseudoznawców. S∏uchajàc homilii ˚yciƒskiego nie mam ju˝ wàtpliwoÊci, ˝e za pozornym spokojem i dostojeƒstwem uroczystoÊci kryjà si´ niezwyk∏e emocje. Ich naocznym dowodem sà skupione, jakby wykute z kamienia, rysy twarzy krewnych Êp. Czes∏awa Mi∏osza: syna Antoniego z ˝onà i córkà, a tak˝e bratowej. Tak jakby w swym wn´trzu Ci ludzie przygotowywali si´ do obrony godnoÊci i dobrego imienia (jak˝e mocno nadszarpni´tego w ostatnich dniach przez „prawdziwych Polaków” i „jedynych obroƒców katolickiej doktryny”) Zmar∏ego. To posàgowe skupienie maskujàce gorycz tych ludzi, jakby 11 12 Kondukt ˝a∏obny na Grodzkiej, foto: Marek Bernacki Zob. Antypolskie oblicze Czes∏awa Mi∏osza. Z Janem Majdà rozmawia∏ Marek ˚elazny, „Dziennik Polski”, z 19.08.2004 r., s. 9. J. Majda, Wis∏awa Szymborska – Karol Wojty∏a – Czes∏aw Mi∏osz, Kraków 2002. (A˝ wierzyç si´ nie chce, ˝e do wydania tej ksià˝ki dosz∏o w Wydawnictwie Zakonu Pijarów, a wi´c zgromadzenia post´powego, zas∏u˝onego niegdyÊ dla odnowy polskiej oÊwiaty!) 1/2005 Pantone wyj´tych z innego, nie polskiego Êwiata (bez wzgl´du na to, czy owa polskoÊç mia∏aby w tym momencie oznaczaç dostojeƒstwo czy pogard´), d∏ugo b´d´ nosi∏ w pami´ci... W kondukcie pogrzebowym uczestniczy mnóstwo ludzi (nazajutrz prasa poda∏a, ˝e by∏o ich ok. 7 tysi´cy). Wielu do∏àcza si´ ju˝ na Rynku, inni dochodzà na Grodzkiej, Krakowskiej, Stradomiu. Zaraz na poczàtku Traktu Królewskiego spotykam Stanis∏awa Bortnowskiego. Podejmujemy rozmow´, która schodzi szybko na temat niegodnego zachowania emerytowanego profesora Uniwersytetu Jagielloƒskiego dra Jana Majdy, autora zjadliwego wywiadu udzielonego kilka dni po Êmierci Mi∏osza i opublikowanego na ∏amach ultraprawicowego „Naszego 11 Dziennika” . Majda jest te˝ autorem ksià˝ki, w której znalaz∏ si´ paszkwilancki rozdzia∏ po12 Êwi´cony autorowi Szukania ojczyzny . „No có˝, on zawsze by∏ dogmatykiem, nie da∏o si´ z nim dyskutowaç” – podkreÊla pan Stanis∏aw. A ja, pami´tajàc o niezwyk∏ych bredniach, jakie wygadywa∏ Majda na temat Mi∏osza, zastanawiam si´, ile z∏a móg∏ wyrzàdziç polskiej oÊwiacie 9 9 po˝egnania i kulturze ten cz∏owiek, który przecie˝ przez tyle lat prowadzi∏ zaj´cia ze studentami polonistyki... W ogrodach klasztornych Ojców Paulinów spotykam nast´pnych znajomych: dawnych kolegów ze studiów, nauczycieli i moich mistrzów uniwersyteckich. WÊród nich jest prof. Ewa Miodoƒska-Brookes, od której dostaj´ zaproszenie umo˝liwiajàce mi udzia∏ w wieczornicy poetyckiej zorganizowanej przez przyjació∏ zmar∏ego Poety w koÊciele Êw. Katarzyny. Pi´knie i godnie Zanim tam si´ wybior´, s∏ucham przemówieƒ dostojników i urz´dników, poetów i prozaików, krytyków i historyków – tych wszystkich, którzy bardzo starajà si´, aby ich ostanie s∏owo zabrzmia∏o nad trumnà Poety jak najdostojniej, jak najbardziej przekonujàco. Wiele s∏ów wypowiedzianych na Ska∏ce jest naprawd´ pi´knych i godnych. Tak zresztà przebiega∏a ca∏a uroczystoÊç: pi´knie i godnie. Ci, którzy przyszli po˝egnaç Czes∏awa Mi∏osza, uczynili to z prawdziwej potrzeby serca. Tak˝e aura dostosowa∏a si´ do wymogów chwili. Przez ca∏y dzieƒ by∏o s∏onecznie. Nic nie zak∏óci∏o tej podnios∏ej uroczystoÊci. Troch´ mnie to zdziwi∏o. Kàtem oka szuka∏em gdzieÊ na uboczu dostojnej ∏ysiny Wielkiego Inkwizytora. Nie znalaz∏em go jednak w t∏umie ˝yjàcych. Nie przyszed∏? Nie ujawni∏ si´? Wybra∏ zacisze domowe, w którym dowoli móg∏ pluç na ekran podczas transmisji z pochówku tego „nie-Polaka”, który – podobnie jak Mickiewicz w inwokacji Pana Tadeusza – skala∏ Êwi´te imi´ Ojczyzny? A mo˝e, nie tracàc czasu na zb´dne sprawy tego Êwiata, szykowa∏ (dla Najwy˝szego S´dziego?) nast´pny donos, tym razem na autora biblijnej Ksi´gi, który napisa∏ takie oto bluêniercze s∏owa: Boga nie ma. I có˝ z tego, ˝e autor ów zacytowa∏ wypowiedê g∏upca, który wyrzek∏ t´ fraz´ w swym sercu. Przecie˝ „prawd´” trzeba ujawniç, za wszelkà cen´. Nawet za cen´ utraty przyzwoitoÊci... Kiedy t∏umy opuÊci∏y ju˝ Ska∏k´, podchodz´ do Krypty Zas∏u˝onych. W niskim wn´trzu zapach gromnicznych Êwiec miesza si´ z wonià kwiatów w wieƒcach ˝a∏obnych po∏o˝onych na marmurowym grobowcu. Przystaj´, odmawiam modlitw´, robi´ pamiàtkowe zdj´cie i ust´puj´ miejsca innym, którzy przychodzà tutaj, by oddaç pok∏on swemu ukochanemu Poecie. Ten dzieƒ obfitowa∏ w wiele niezwyk∏ych wydarzeƒ. O jednym z nich chcia∏bym jeszcze napisaç. Oko∏o 17.00 po raz pierwszy w ˝yciu przestàpi∏em bram´ Barbakanu! Tak si´ jakoÊ zdarza∏o, ˝e choç mieszka∏em w Krakowie przez 12 lat, nigdy nie obejrza∏em tego miejsca od wewnàtrz. Odkàd pami´tam, Barbakan nieustannie by∏ w remoncie. Tym razem mi si´ uda∏o. I to jak bardzo! Nie tylko obszed∏em starodawne mury, korytarze i flanki, ale obejrza∏em jeszcze wzruszajàcà wystaw´ „OO. Kameduli. 400 lat w samotnoÊci” prezentowanà na dziedziƒcu. Na fotografii ukazujàcej zabytkowà bry∏´ XVI-wiecznego klasztoru na Srebrnej Górze przeczyta∏em takie oto s∏owa: Pustelnia nasza stanowi przystaƒ dla tych, którzy zm´czeni ba∏aganem Êwiata, przychodzili tu, aby odnaleêç si´ w obliczu Boga, aby rozwa˝yç swojà udr´k´ i niedoskona∏oÊç, aby z ciszy naszej, z naszego spokoju, czerpaç si∏´ do walki z ziemskimi utrapieniami. Wczytujàc si´ w sens tej frazy pomyÊla∏em, ˝e stanowi ona znakomità puent´ mojego krakowskiego po˝egnania z Czes∏awem Mi∏oszem. Poetà i m´drcem, któremu tyle zawdzi´czam, którego zawsze ceni∏em i podziwia∏em, zw∏aszcza za to, ˝e – jak przypomnia∏ w swej homilii arcybiskup Józef ˚yciƒski – Niczym wspó∏czesny Augustyn (...) szuka∏ i wàtpi∏, kocha∏ i cierpia∏, ˝ywo uczestniczy∏ w wielkich zmaganiach mi´dzy miastem Bo˝ym a miastem tylko ludzkim13. Nikt inny tak jak Czes∏aw Mi∏osz nie potrafi∏ tego wewn´trznego zmagania wyraziç w s∏owach trwalszych od spi˝u... Panie Czes∏awie, Bene Quiescas – odpoczywaj w pokoju! ■ MAREK BERNACKI 13 10 Fragment homilii pogrzebowej ks. abpa J. ˚yciƒskiego wyg∏oszonej w koÊciele Mariackim 27.08.2004 r. podaj´ za: „Tygodnik Powszechny” 2004, nr 36, s. 5. 10 Autor (ur. 1965) jest polonistà, doktorem nauk humanistycznych UJ. Jako adiunkt w Katedrze Polonistyki Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Bia∏ej przygotowuje rozpraw´ habilitacyjnà poÊwi´conà twórczoÊci Czes∏awa Mi∏osza. Niebawem uka˝e si´ jego ksià˝ka „Wyprowadzi∏ mnie z Ziemi Ulro”. Szkice o twórczoÊci Cz. Mi∏osza. polonistyka Pantone