Good morning

Transkrypt

Good morning
| 16 | kite |www.h2o-magazyn.pl
Vietnam
Good morning
Wakacyjny
sezon 2007 już
za nami. Na Helu
pustki, z Prasonisi
– najsłynniejszego
polskiego spotu za
granicą – odjechał
ostatni samochód
– Mercedes, dla
wtajemniczo­
nych. Nie ma co
ukrywać, za oknami atakuje zima,
a wy siedzicie
pewnie w do­
mach, w biurach
i przylepiacie nos
do szyby, marząc
o słońcu.
www.h2o-magazyn.pl
Wietnam to naprawdę bardzo fajna miejscówka. Ludzie są tu
przyjaźni, a poza tym
jest stosunkowo tanio.
| kite | 17 |
Co
sprytniejsi zaglądają w oferty biur podróży i szukają: Brazylia, Mauritius, Egipt... a co powiecie
na Wietnam, Kraj Południa i pięknych wschodów
słońca? Znany głównie z filmów wojennych,
takich jak „Czas Apokalipsy” czy „Pluton”, dziś
przedstawia się nieco inaczej. Ponad 2000 km
zróżnicowanej linii brzegowej pełnej zatok
i wysepek, tętniące życiem miasta, tajemnicze
świątynie i orientalna kuchnia.
To był nasz plan na ten sezon zimowy. Chcieliśmy robić to, co najbardziej kochamy, łapać fale
i latać na kite’cie. Pomysł na Wietnam narodził
się w mojej głowie już parę lat temu, gdy pewna
młoda Rosjanka przyjechała z tego kraju koleją
transsyberyjską do Polski na kurs IKO. Popytaliśmy, gdzie trzeba, przewertowaliśmy Internet,
znaleźliśmy pracę w jednej ze szkółek w Mui Ne
i już trzy tygodnie po powrocie z Helu siedzieliśmy w samolocie do HCMC.
HCMC, czyli Sajgon, to największe miasto
Wietnamu. Tam też wylądował nasz samolot
lecący na trasie z Warszawy przez Frankfurt. Po
ponad 20 godzinach podróży, podekscytowani
wysiedliśmy z samolotu i podążyliśmy korytarzami lotniska. Bez problemu przeszliśmy odprawę
i odebraliśmy nasze bagaże. Na lotnisku, w
specjalnie wydzielonym do tego miejscu, zamówiliśmy taksówkę.
Sajgońscy taksówkarze to bardzo uczciwi
i pomocni ludzie, za kurs płacisz z góry ustaloną
cenę 5 dol., a oni zawożą cię tam, gdzie potrzeba.
Nasz taksówkarz z uśmiechem na ustach zapakował 40 kg quiver do luksusowej Toyoty i usadził
nas na tylnym siedzeniu.
Nie ma nic nieprawdziwego w potocznym
znaczeniu słowa Sajgon – to, co spotkało nas na
ulicach HCMC, było istnym Sajgonem. Gdy tylko
wyjechaliśmy z terenu lotniska, zewsząd otoczyła
nas masa skuterów i rowerów. To nawet nie była
masa, po prostu zalała nas fala jednośladów. W
samym mieście żyje 6 milionów ludzi i większość
z nich korzysta z tego właśnie środka lokomocji.
Sajgon podzielony jest na 12 dzielnic, a tylko
pięć z nich znajdujących się w centrum nosi
nazwy. Udaliśmy się do Dong Khoi – dzielnicy typowo turystycznej, gdzie po przyjeździe
można za dosłownie parę dolarów znaleźć pokój
z klimatyzacją. Druga tego typu dzielnica, Pham
Ngu Lao, jest bardziej ekskluzywna, a co za tym
idzie – droższa. Tu na wybrednych turystów
czekają 5-gwiazdkowe hotele.
Nasz hotel był 6-piętrowym budynkiem
wtłoczonym swoją wąską fasadą w inne mu podobne budowle. Zameldowano nas na 4. piętrze.
Zapakowaliśmy się we dwoje do niedużej windy,
a uprzejmi Wietnamczycy podali nam nasze
bagaże. Niestety, mała winda nie chciała być już
dla nas tak miła i postanowiła, że zatrzyma się
między piętrami. Okazaliśmy się dużo za ciężcy
– wysiadł prąd, w ciemnościach słychać było
tylko tupot stóp na schodach...
Zwiedzanie Sajgonu na szczęście odbyło się
już bez takich przygód. Nauczyliśmy się poruszać
między falami skuterów i rowerów. Nasze kroki
| 18 | kite |www.h2o-magazyn.pl
W październiku i listopadzie możemy oczekiwać wiatru raczej do 18
węzłów w środku dnia
i umiarkowanych fal
foto: Adam i Dorota Borys
skierowaliśmy na targ, popularne miejsce wśród
turystów, gdzie za kilka dolarów można kupić kilogramy suszonych krewetek i nie tylko. Znajdują
się tu również stragany z niezupełnie oryginalną
odzieżą, stoiska z pamiątkami, takimi jak popularne w Wietnamie stożkowe, słomiane kapelusze,
oraz miniknajpki. Jeszcze tego samego dnia wsiedliśmy do autobusu i odjechaliśmy na południe do
oddalonego o 200 km od Sajgonu Mui Ne.
Mui Ne – czyli Przylądek Schronienia. Jeszcze pięć lat temu stał tu jeden hotel, a siedem
lat wstecz nie było nawet prądu. Etienne Wan
Do, współwłaściciel Windchimes, jednej z pięciu
miejscowych szkółek, po raz pierwszy przyjechał
tutaj w 2001 r. Jak sam wspomina, istniała tu
wtedy jedna szkółka proponująca do wyboru
dwie deski i kilka żagli.
Teraz jest to jeden z najbardziej popularnych
spotów w tej części kontynentu. Plaże Mui Ne
ciągną się na długości 20 kilometrów. Szerokie,
z jasnym piaskiem, ocienione palmami. Zagląda
tu wielu Wietnamczyków, Europejczyków oraz
Rosjan. Sezon trwa od listopada do kwietnia.
Temperatura powietrza to 28 stopni niezmiennie każdego dnia, cieplutka woda, a wiatr wieje
codziennie już od rana.
Warunki wiatrowe w dużej mierze zależą od
pory roku. W październiku i listopadzie możemy
oczekiwać wiatru raczej do 18 węzłów w środku
dnia i umiarkowanych fal. Grudzień i początek
www.h2o-magazyn.pl
| kite | 19 |
stycznia jest okresem, kiedy wieje najmocniej
i zarazem mamy największe fale, zarówno
wiatrowe, jak i oceaniczne, czyli tzw. Swell. To
też idealny okres na surfing. Od połowy stycznia
fale zaczynają zanikać. Wieje regularnie 18–25
węzłów. Na przełomie marca i kwietnia wiatr zaczyna słabnąć. Niezależnie od miesiąca działa on
tutaj na zasadzie termiki. Rano będzie słabszy,
by wzrastać stopniowo do maksimum ok. 15 po
południu, po czym słabnie.
Jak w takim razie dobrać latawiec? Jeśli będziemy chcieli pływać cały dzień, potrzebujemy
latawce z zakresu 8–12 m. Jednakże zabierając
tylko 12-metrowego kite’a, będziemy w stanie
popływać kilka godzin każdego dnia. Jeżeli
znudzi nam się już spot, możemy wynająć jeepa
zakupu prawdziwego zabytku – Hondy 67. To
cacko o pojemności 50 cm3 i 4 biegach służy
nam dzielnie w codziennych podróżach do pracy
i niecodziennych wypadach po urokliwej okolicy.
Opanowaliśmy też niedawno sztukę przewożenia skuterem deski surfingowej, dzięki czemu
możemy odkrywać nowe miejsca do uprawiania
tego sportu.
Najlepszy okres na surfing w Mui Ne zaczyna
się w listopadzie i trwa do końca stycznia.
Najbardziej popularny spot znajduje się w zatoce
na północ od miasta. Jest to ok. 10 km od spotu
kite’owego, zwykle w godzinach od 7 do 10
możemy liczyć na idealne warunki. Fale tworzą
się na podłożu z piasku i nie są zbyt silne, a co za
tym idzie – bezpieczne. Plaże Mui Ne i okoliczne
i pojechać do jednej z sąsiednich zatok, gdzie
spotkamy większe fale oraz będziemy mieć całą
zatokę dla siebie. Inną popularną alternatywą są
spływy do odległego o 12 km Phan Thiel, gdzie
można zjeść obiad i wrócić taksówką, a wszystko
to za niecałe 5 dolarów.
Od czasu, kiedy tu przybyliśmy i postawiliśmy nasze pierwsze kroki na plaży Mui Ne,
minął miesiąc. Znaleźliśmy sobie wygodny pokój
z widokiem na palmy kokosowe i całą zatokę.
Po kilku wyprawach, lokalnym autobusem, do
pobliskiego miasta Phan Thiet dokonaliśmy
zatoki to wymarzone miejsce dla początkujących i średnio zaawansowanych. Co ważne, nie
spotkamy się tu z dużą konkurencją, w dobre dni
możemy zobaczyć maksimum 10 surferów.
Wietnam to naprawdę bardzo fajna miejscówka. Ludzie są tu przyjaźni, a poza tym jest
stosunkowo tanio. Małym kosztem można
pozwolić sobie na duży luksus. Zachęcam do wyrwania się zimą na cieplutki spot. Jeżeli będziecie
się wybierać do Mui Ne, nie zapomnijcie mnie
odwiedzić. ❚❚❚❚❚
Pozdrawiam, Adam Borys

Podobne dokumenty