Fałszywi bogowie branży wentylacyjnej

Transkrypt

Fałszywi bogowie branży wentylacyjnej
Moim zdaniem
fot. Jarosław Kąkol
biznesowe i finansowe, z którymi boryka się cała branża
budowlana, największym problemem są „autorytety”.
„Autorytety” z sobie tylko znanych pobudek promują
rozwiązania znacznie podwyższające koszty realizacji
i eksploatacji instalacji wentylacyjnych, które i tak do
najtańszych w procesie inwestycyjnym nie należą.
Fałszywi
bogowie branży
wentylacyjnej
Rozmowa z Jackiem Woźniakiem
Wiceprezesem Stowarzyszenia
Polska Wentylacja, dyrektorem
ds. handlowych firmy CIAT
Gdy poprosiliśmy Pana o udzielenie wywiadu do
Cyrkulacji, zasugerował Pan, że tematem rozmowy
mogliby być fałszywi bogowie branży wentylacyjnej.
Bardzo to nas zaintrygowało Skąd taki temat?
Jacek Woźniak: Rynek oceniam przez pryzmat codziennych spotkań i doświadczeń i mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że pomijając wszelkie aspekty
10
cyrkulacje 5 - 2011
Czy uważa Pan zatem, że działania takie są charakterystyczne dla dostawców działających na polskim
rynku?
J.W.: Zaznaczam, że jest to wyłącznie moja ocena,
nie poparta żadnymi danymi ani analizami makro. Uważam, że przyczyną takich działań jest fakt, że rozwój polskiej wiedzy inżynierskiej nie ewoluował w taki sposób
jak działo się to za żelazną kurtyną. Mimo że mieliśmy,
i mamy, doskonałych inżynierów, cenionych na całym
świecie, to ze względu na sytuacją polityczną rozwój
technologii nie przebiegał tak jak powinien. Natomiast
po zmianie sytuacji politycznej ekspansja wiedzy, rozwiązań, systemów była tak duża, że jej skonsumowanie
było w większości przypadków wręcz niemożliwe.
Dla przybliżenia tego zjawiska posłużę się przykładem, który je dobrze obrazuje. Jeszcze dwie dekady
temu w większości poruszaliśmy się po polskich drogach pojazdami, których głównym zadaniem, i jednocześnie sukcesem, było dotarcie do celu podróży. Nikt
nie oczekiwał, że odbędzie się to szybko i w komfortowych warunkach. Oczywiście jazda bezusterkowa zdarzała się rzadko. Na szczęście poziom zaawansowania
technologicznego tych wehikułów był na tyle niski, że
każdy użytkownik potrafił ożywić pojazd, jeśli miał trochę doświadczenia i sprytu. Kilka lat później nastąpiła
ekspansja światowych technologii i w Polsce pojawiły
się prawie wszystkie liczące się marki samochodowe.
Dziś nie zastanawiamy się czy osiągniemy cel podróży, interesują nas zastosowane w aucie systemy, które
wspomagają kierowcę. W związku z tym stosunkowo
nieliczna grupa ludzi wie „jak to działa”. Podejmując decyzję o zakupie samochodu, uważamy, że lepiej mieć
„system” niż go nie mieć. Do tego momentu wszystko
jest w porządku! W ostateczności to przecież nasze
pieniądze i my decydujemy, na co je wydamy i czy
potrzebujemy − do tak zwanego szczęścia − jakiegoś
udogodnienia, asystenta, systemu itp.
Jeśli się Pan zgadza, że jesteśmy świadkami postępu
technicznego i wzbudza to Pańskie rozumienie to
w czym tkwi problem?
J.W.: Aby precyzyjnie zdefiniować problem i być
dobrze zrozumianym, poruszę jeszcze jeden aspekt.
Stosując analogie do zachowań, które przed chwilą
opisałem, uważam, że płynąc w rwącym nurcie dzisiejszej wiedzy technicznej, wyławiamy tylko te elementy,
Moim zdaniem
które dotyczą realizowanego przez nas bieżącego zadania. W związku z tym, że życie zawodowe również
pędzi w zawrotnym tempie, w przypadku natrafienia
na bardziej złożony problem posiłkujemy się specjalistyczną wiedzą, którą posiadają wąsko wyspecjalizowani fachowcy, o głębokiej i precyzyjnej wiedzy inżynierskiej.
Uważa Pan, że jest coś złego w posiadaniu specjalistycznej wiedzy z wybranego zakresu?
J.W.: Absolutnie nie. Nie mam zwyczaju dyskutowania z faktami i zaprzeczania oczywistym i niepodważalnym potrzebom rynku.
Jednak niektórzy producenci i dostawcy wykorzystują to zjawisko w celu wykreowania potrzeby rynku,
proponując urządzenia i systemy bez których instalacje
funkcjonowałyby na podobnym technicznym poziomie, ale byłyby dużo tańsze. I tu zaczyna się problem,
bo różnica jest tak subtelna jak pomiędzy manipulacją,
a perswazją.
Dochodzi do sytuacji godnych potępienia − zostają implementowane rozwiązania, nie dość, że podrażające koszty inwestycji i eksploatacji budynków, to
dodatkowo pogarszające bezpieczeństwo użytkowników. Takie zachowania należy piętnować. Osoby, które biorą udział w tych manipulacjach są albo zupełnie
pozbawione skrupułów i zaślepione chęcią realizacji
swoich celów biznesowych, albo – w co wolę wierzyć
– nie dysponują wystarczającą wiedzą ogólną, pozwalającą ocenić ryzyko stosowanych przez siebie metod
i systemów. Prowadzi to do sytuacji, w których realizuje
się obiekty, podwyższając koszty ich budowy i równocześnie pogarszając komfort i bezpieczeństwo ich
użytkowania.
Kto konkretnie kreuje takie zachowania?
J.W.: Tego nie potrafię jednoznacznie określić. Mam
nadzieję, że jest to niezależne działanie pojedynczych
osób pracujących w branży. Biorąc pod uwagę moje
doświadczenia w prowadzeniu rekrutacji i określania
wymagań dla inżynierów, których zadaniem jest bliska
współpraca z projektantami, wykonawcami, inwestorami, na przestrzeniu kilkunastu lat zauważam znaczną
różnicę w akcentowaniu kompetencji kandydatów na
takie stanowiska techniczne.
Kilka lat temu ważną kompetencją, w niektórych
przypadkach podstawową, której brak przekreślał możliwość podjęcia współpracy, była szeroka, ogólna wiedza techniczna z zakresu wymaganego na stanowisku,
na które kandydat aplikował.
Dzisiaj ta kompetencja jest również wymagana, jednak większy nacisk kładzie się na kompetencje miękkie
takie jak: rzetelność, odporność na stres, łatwość komu-
nikacji, precyzyjne wyrażanie myśli, itp. W mojej ocenie
wynika to z faktu, że stanowiska pracy w branży są dzisiaj w znacznym stopniu traktowane bardziej niszowo
i posiadanie szerokiej wiedzy nie jest warunkiem profesjonalnego funkcjonowania na rynku. Kandydatom,
którzy zostają zaakceptowani do pełnienia wyznaczonych obowiązków, zostaje w krótkim czasie wtłoczona
precyzyjna, wąska wiedza. Osoby wprowadzące nowego pracownika oczekują szybkiego odzyskania zainwestowanych w szkolenie środków.
Może to powodować, że osoby, które w ten sposób
nabywają wiedzą techniczną, nie posiadając szerokich
kompetencji i działając bez rzetelnego kontrolingu
technicznego mogą wyrządzić na rynku dużo szkody.
Doprowadza to do pojawiania się w realizacjach rozwiązań, których zastosowanie nie jest analizowane
w szerszym aspekcie. Może to się odbywać bez akceptacji i poza standardami określonymi przez podmiot,
dla którego pracuje dana osoba.
Uważa Pan że to źle prowadzone szkolenia nowych
pracowników są przyczyną powstawania projektów
i realizacji, w których zastosowano produkty lub systemy nie do końca w tych realizacjach potrzebne?
J.W.: Uważam, że problem ten nie jest tak prosty
i jednobarwny, dlatego nie możemy określić jednego
źródła tego procederu.
Wewnętrznie nie potrafię się zgodzić na wykorzystywanie niedostatków wiedzy technicznej swojego
partnera biznesowego. Budowanie swojego kapitału i pozycji rynkowej poprzez oferowanie antidotum
na nieistniejące, wyimaginowane problemy. W mojej
ocenie jest to nieetyczne. Źródłem takich implementacji może być każdy uczestnik procesu projektowania i realizacji. Mogą one brać swój początek zarówno
z powodu niskich pobudek pracowników, jak również
od nieprzestrzeganiu zasad etyki przez podmioty oferujące takie urządzenia, systemy czy rozwiązania lub
z nierzetelnej analizy całości wymagań określonych dla
danego projektu.
Istnieje duża różnica pomiędzy posiadaniem specjalistycznej wiedzy i jej stosowaniem w rozwiązaniach,
w których zostanie ona prawidłowo wykorzystana,
a sytuacjami, gdzie ten kto posiada tą niszową wiedzę
implementuje ją do wszystkich rozwiązań, wykorzystując fakt, że nie jest ona powszechna i niewiele jest
w branży osób, które konieczność zastosowania danego systemu lub rozwiązania są w stanie zweryfikować
i ocenić.
Dziękujemy za rozmowę.
❚
Elżbieta Socha, Tomasz Trusewicz
www.wentylacja.org.pl
11