Reanimacja czy odrodzenie Po IX Festiwalu Muzyki i Poezji
Transkrypt
Reanimacja czy odrodzenie Po IX Festiwalu Muzyki i Poezji
Nr 77 (476), 14 IV 1985 Reanimacja czy odrodzenie Po IX Festiwalu Muzyki i Poezji Był okres w dziejach najnowszej polskiej kultury, kiedy budowano dziesiątki muszli koncertowych. Potem nastała manii wznoszenia amfiteatrów. W pewnym okresie ogarnął Polaków szał tworzenia festiwali. Miasto z własnym festiwalem czuło się co najmniej nobilitowane. Toteż kiedy ktoś ośmielał się to i owo w miejscowym festiwalu skrytykować, zostawał uznawany za bluźniercę, wroga publicznego nr 1. Tak było kiedyś z ostatnimi Festiwalami Muzyki i Poezji. Poza kilkoma wiosennymi dniami mogła panować szarzyzna. Owe świąteczne rozbłyski wystarczały, aby zesłać światłość na cały rok miejscowej kultury. Polski Teatr Tańca Conrada Drzewieckiego na białostockiej scenie. Fot. K. ŚWIDERSKI Zaczynam zjadliwie, ale jak można inaczej zareagować na pierwsze słowa drukowane w programowej składance wznowionego po ośmioletniej przerwie Festiwalu Muzyki i Poezji: "Festiwal był zawsze naszą niezgodą na nijakość i wtórność piętnującą swym znakiem prowincję". A dalej można się dowiedzieć, że festiwal nasz pełnił rolą budzika wobec pogrążonych w całorocznym letargu ludzi kultury i melomanów. Tak miało być podczas tych ośmiu lat "tłustych", kiedy festiwal był. A potem "nastała cisza. Głęboki oddech, a raczej koszmarny sen, niespokojny i męczący..." Osiem "chudych" lat bez festiwalu... Ludzie, nie dajmy się zwariować! Czy istotnie przez ostatnich osiem lat Białystok — bez Festiwalu Muzyki i Poezji — stał się zapyziałą prowincją? Czy rzeczywiście (to już ostatni cytat) "brak Festiwalu budził tęsknoty, pragnienia, oczekiwanie za czymś nieokreślonym, nieuchwytnym?" Jeżeli budził oczekiwania, to całkiem konkretne — na sztuką odtwórczą najwyższej próby. A przecież dobrych solistów i zespołów, atrakcyjnych programów w ostatnich ośmiu latach nie brakowało. Czym Festiwale Muzyki i Poezji przyciągają odbiorców, bo przecież przyciągają? Odpowiedź nasuwa się bardzo prosta: nazwiskami artystów. Jeżeli na białostockich afiszach pojawia się nazwisko Gustawa Holoubka czy Conrada Drzewieckiego, to jasne, że sala zapełni się po brzegi spragnionymi widoku sławnego aktora i niesłychanie rzadko oglądanego u nas Polskiego Teatru Tańca. I bardzo dobrze, że każdy program ma co najmniej podwójną siłę przyciągania w postaci słynnych aktorów i muzyków, a także przeplatania słowem muzyki (walor różnorakości). Ideą programową Festiwalu jest tematyczne zestawianie słowa i muzyki przy zachowaniu różnorodności tematycznej poszczególnych wieczorów. Wznowiona impreza, podobnie jak poprzednie jej edycje, sprzed ośmiu lat, oferowała sześć programów, a licząc dwa różne programy Polskiego Teatru Tańca — w sumie siedem tematów. Inauguracyjny wieczór rozpoczął się od istotnej zmiany programowej; zamiast Kwartetu VARSOVIA i muzyki Tadeusza Bairda i Grażyny Bacewicz usłyszeliśmy Stefanię Woytowicz śpiewającą liturgiczną muzyką Bolesława Woytowicza i Andrzeja Kurylewicza. Przy organach towarzyszył wielkiej polskiej wokalistce Michał Dąbrowski. Część poetycką zachowano bez zmian. Były to wspaniałe "muzyczne" recytacje Ireny Jun wierszy Mirona Białoszewskiego. To nagłe zastępstwo nie rozbiło jednak sensu zestawienia innej muzyki z wcześniej zaplanowanym słowem. Potwierdzałoby to tylko moją tezę, że owo przeplatanie, zestawianie broni się samo, niezależnie od tego, czy okaże się programowym dopełnieniem czy też kontrastem. Centralnym programem FMiP zapowiadał się wieczór drugi; gwarantowali to wykonawcy — Gustaw Holoubek i młoda orkiestra barokowa CONCERTO AVENNA. Wybitnemu i popularnemu aktorowi wyznaczono jednak rolę dość skromną. Recytacja poezji angielskiego baroku zajęła mu niewiele ponad 10 minut. Resztę wieczoru spędził w stylowym krześle. Mogliśmy się wreszcie do woli napatrzyć, pozostał wszakże niedosyt. W tej sytuacji dominantą wieczoru stała się interpretacja czterech Concerti grossi op. 6 (nr 6-9) Haendla. Orkiestra CONCERTO AVENNA jest pierwszym w Polsce zespołem specjalizującym się w stylowym, wiernym historycznie wykonawstwie muzyki barokowej. Słyszeliśmy zatem próbę interpretacji zgodną z dawną praktyką wykonawczą, która nie znała wibracji dźwięku i stosowała specyficzny sposób artykulacji i frazowania. Wzorców na świecie jest już sporo (zespoły Hogwooda, Harnoncourta, Kuijkena). W Białymstoku przyjęto występ zespołu owacyjnie, czego rezultatem stały się dwa bisy (słynna Aria z III Suity orkiestrowej J.S. Bacha i Menuet z V Concerto grosso Haendla). Pierwszy z tych bisów mógłby wszelako stać się pewną przestrogą dla zespołu: nie wszystko, co chronologicznie przynależy do baroku, należy grać przyjętą przez zespół techniką. Bachowska Aria swoją ekspresją wykracza już poza kanony estetyczne baroku i wtłaczając ją w ów historyczny gorset otrzymujemy dziwny rezultat estetyczny, W każdym razie rzecz do dyskusji. Bardzo porządnie został przygotowany przez Tadeusza Chachaja program trzeci — "Krajobrazy polskie", zawierający w części muzycznej dwa poematy symfoniczne: Step Zygmunta Noskowskiego i Zygmunt August i Barbara Henryka Opieńskiego. Poza dobrym wykonawstwem, warto podkreślić, iż było to pierwsze wykonanie w Białymstoku dzieła Opieńskiego, może niezbyt odkrywczego, jak na czas swego powstania, ale wartego przynajmniej zaprezentowania. Byt to wieczór o dużych walorach poznawczych i spójny; polska muzyka doskonale korespondowała z patriotyczną poezją Stanisława Balińskiego (recytacje Anny Romantowskiej i Wojciecha Grzechowiaka zastępującego Krzysztofa Kolbergera). Przekroczywszy półmetek IX FMiP jeszcze bardziej zyskał na różnorodności prezentując na kolejnych wieczorach wspaniałe, mistrzowskie w całościowej koncepcji muzyczno - plastyczno - ruchowej wizje Conrada Drzewieckiego. Program, który oglądałem sam w sobie był niezwykle różnorodny, który mógł trafić do każdego: od fantastycznych wizji do muzyki Henryka Mikołaja Góreckiego, przez romantyczną Etiudę b-moll Karola Szymanowskiego, aż do rewiowych niemal pomysłów do muzyki Jerzego Miliana. W programie Festiwalu znaleźli coś dla siebie entuzjaści jazzu (zespól Wiesława Pieregorólki) oraz zwolennicy śpiewanej poezji Leszka Długosza. Niestety, na tych ostatnich wieczorach nie bytem; ich uczestnicy podkreślają zgodnie, że były to programy bardzo udane (ponownie znakomita kreacja Ireny Jun, tym razem w poezji Gałczyńskiego — "Bal u Salomona"), Na postawione w tytule pytanie, należy odpowiedzieć chyba wymijająco. Festiwale Muzyki i Poezji funkcjonować będą obecnie (wierzę, że będą) w innej rzeczywistości kulturalnej. Na pewno nie nobilitują obecnych sezonów artystycznych Białostockiej Filharmonii. Nie dlatego, że festiwale są nieinteresujące, ale dlatego, że sezony są atrakcyjne. Dowodem są dwa koncerty z obecnego tygodnia: występ świetnego radzieckiego Kwartetu smyczkowego im. L. van Beethovena (czwartek) i monumentalne dzieło G. Verdiego Requiem — programy godne niejednego festiwalu. STANISŁAW OLĘDZKI