Jarosław Syrnyk, Nowe szaty… historii?

Transkrypt

Jarosław Syrnyk, Nowe szaty… historii?
Jarosław Syrnyk
Oddział Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu
Katedra Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Wrocławskiego
Nowe szaty… historii?
Co pewien czas w obrębie humanistyki pojawia się postulat redefinicji istniejących obszarów badawczych. Wynika to m.in. z dokonującego się postępu
cywilizacyjnego i wypływającej stąd konstatacji, że skoro człowiek dociera
w coraz odleglejsze rewiry makro- i mikrokosmosu, to być może powinien
równocześnie co jakiś czas odświeżyć sposób porządkowania wiedzy. I choć
ludziom nigdy nie brakowało w tym zakresie pomysłowości, to bywała ona
nadto często kierowana ku dzieleniu poszczególnych, istniejących segmentów
nauki, ewentualnie koncentrowała się na próbach usamodzielniania dotychczasowych subdyscyplin. Konstatacja taka prowadzić musi do wniosku, że
holizm, podobnie jak apele o trans- czy interdyscyplinarność nauki, nadal
częściej pozostaje jedynie postulatem niż praktyką.
Ewolucja naukowego namysłu nad fenomenem przeszłości nie stanowi
w tym zakresie żadnego wyjątku. W tym jednak konkretnym przypadku u źródeł ciągłego odłączania się, usamodzielniania się coraz to nowych obszarów
zajmowanych dotąd przez historię, leży ogromny, z każdą upływającą minutą
rozszerzający się (tak jak czas i wszechświat!), a więc w ostateczności niemal
niemożliwy „do strawienia”, obszar zainteresowania zachłannej Klio. W taki
oto sposób tworzą się ramy permanentnego kryzysu historii, który zresztą
przez wielu uznany został za jej, historii, normalny stan.
Historia, i to nie tylko w odbiorze popularnym, nad wyraz często utożsamiana jest nadal z wyobrażonym „archiwum rzeczy” (np. faktów) z przeszłości,
zbiorem opowieści o ludziach z przeszłości lub nawet po prostu miejscem,
w którym przeszłość można… odnaleźć?! To właśnie w tym swoistym magazynie, w jego przepastnych wnętrzach, skrywać się miałaby odpowiedź
na sformułowane przed 150 laty przez Leopolda von Ranke pytanie: wie es
eigentlich gewesen? Misją historyka w powszechnym odczuciu społecznym,
tak chętnie wykorzystywanym i podgrzewanym przez świat polityki , jest wiedzieć. Im więcej wie, tym w potocznym rozumieniu „jest lepszy”. Tyle tylko,
że wiedza, o czym niestety zapominamy, to jeszcze nie nauka.
Zeszyty Etnologii Wrocławskiej nr 2015/2(23), ISSN 2084-560X
5
Jarosław Syrnyk
Atrybutu naukowości miała dostarczyć historii w przeszłości także przypisywana tej dziedzinie moc uzasadniania. Od zarania dziejów pojawił się jednak w cywilizacji zachodniej problem symbolicznie zakodowany w znaczeniu imienia patronki historii. Klio oznacza bowiem „głoszącą sławę”, a sława
(wcześniej lub później) stawała się w wydaniu wielu dziejopisów, kronikarzy
i historyków czyjaś (a konkretnie nasza), sytuując się jednocześnie w opozycji do czyjejś (tzn. z pewnością nie naszej) niesławy.
Nie do końca powiodły się próby pójścia tropem wyznaczonym przez słynną maksymę historia magistra vitae est. Nie z winy myśli zawartej w tym
zdaniu, lecz ze skłonności ludzkiej natury do przypisywania jej złudnej, profetycznej mocy. Niezbyt atrakcyjne też (choć niezwykle inspirujące) stać się
miało w ostatecznym rozrachunku sprowadzanie historii do podgatunku językoznawstwa, jak też wiele innych, podejmowanych w ostatnim półwieczu
prób nadawania jej nowych treści i znaczeń.
Gdzie tkwi sedno problemu z naukowością historii? Ze wszystkich elementów, które uznaje się za konstytutywne dla terminu nauka, najbardziej problematyczny okazał się tu bodaj przedmiot poznania historycznego. Dokonano
w tym zakresie ogromnego postępu, czasami zresztą kosztem amputowania
sporych części dotychczasowego jej obszaru na rzecz na nowo definiowanych
nauk, w tym socjologii oraz etnografii/etnologii. Zamykana w chronologii
historia nadal naśladuje ludzką egzystencję, a jej „opowieści” zaczynają się,
toczą/trwają i kończą. Zakonserwowana przez wieki ludzkiej myśli, przerażona skutkami nieudanych prób strukturyzacji, wystraszona upiorem „filozofii
historii” lub wizją swojego rozpadu, wreszcie utraty (jakiej?) pozycji, historia
przekształcała się z pokolenia na pokolenie coraz bardziej w naukę pomocniczą innych nauk.
Trochę inaczej działo się w przypadku prób doprecyzowywania metody
historii, choć i tu istnieje nadal wiele przestrzeni do wypełnienia. Rozległy
i amorficzny obszar zainteresowania historyków sprawiał, że skupiano się na
usprawnianiu sposobu pozyskiwania danych, na doskonaleniu metody krytyki źródłowej, czasami na formalizmie narracji, bądź na analizie jej samej.
Zdecydowanie mniej uwagi poświęcano sposobom przetwarzania informacji, formułowania wniosków, budowaniu struktur pojęciowych, kategorii poznawczych. Miarą sytuacji w omawianym zakresie wydawać się może stwierdzenie, że w przypadku historii dedukcja nadal bywa bardziej podejrzana
niż zwykłe kopiarstwo. Zastanawiające, że pomimo tylu przesłanek, takich
głosów jak choćby Philipa Abramsa, dla którego sedno historii „nie polega
na poznaniu przeszłości, lecz na ustaleniu idei przeszłości, którą można się
6
Nowe szaty… historii?
posłużyć jako pojęciem porównawczym pozwalającym zrozumieć teraźniejszość”1, historycy nigdy naprawdę nie odważyli się na przemianę w historiologów. To pojęcie nienowe, pobrzmiewają w nim echa średniowiecznej
myśli Hugona z Fleury2, a ze współczesnych choćby Czesława Bartnika. Dla
tego ostatniego historiologia miałaby być nauką obejmującą „wszelkie stopnie i poziomy nauk o dziejach, o historii”. Wyróżniał w niej „historiografię
wszelkich działów, filozofię historii i teologię historii”3.
Historiologia stoi w bliskości do koncepcji historii totalnej, l’histoire total, Henri Berra4. Warunkiem jej powstania będzie jednak rozwój badań nad
semiozą przeszłości5 i stworzenie hermeneutyki przeszłości, zainspirowanej
m.in. zdaniem Johana Huyzingi, dla którego historia jest nie tylko dziedziną
wiedzy, lecz także „intelektualnym sposobem na zrozumienie świata”6. Etapem
na drodze do powstania takiej dziedziny była i jest antropologia historii.
W ciągu ostatnich kilku lat zaistniało wiele prób wyznaczenia celów i kierunków dla tej – jak niektórzy twierdzą – „wampirycznej dziedziny naukowej”7. Nie brakuje w nich ciekawych, niekiedy nawet nowatorskich ujęć.
Nadal jednak, jak sądzę, mamy do czynienia z obrzeżami raczej niż z głównym nurtem historii. Bieżący numer „Zeszytów Etnologii Wrocławskiej”
z pewnością nie doprowadzi do jakiejś radykalnej zmiany tego stanu rzeczy,
niemniej jednak to właśnie w środowisku wrocławskiej Katedry Etnologii
i Antropologii Kulturowej doszło w ostatnich latach do próby wytyczenia jeszcze jednej ścieżki rozwoju antropologii historycznej. Stało się to
w dość nieoczekiwanym i niecodziennym połączeniu z badaniami prowadzonymi w ramach Instytutu Pamięci Narodowej. Pierwszą próbą konceptualizacji tej ścieżki, która poddana została osądowi Czytelników, stała się
1
2
3
4
5
6
7
J. Le Goff, Historia i pamięć, tł. A. Gronowska, J. Stryjczyk, wstęp P. Rodak, Warszawa
2007, s. 61.
Ibidem, s. 136.
M. Kowalczyk, Historiologia personalistyczna, „Teologia w Polsce” 2008, nr 2, z. 2,
s. 299.
D.R. Kelley, Oblicza historii. Badanie przeszłości od Herodota do Herdera, tł. M. Tomaszewski, Warszawa 2010, s. 22.
M. Brocki, Antropologia i historia wobec mityzacji przeszłości, „Rocznik Antropologii
Historii”, nr 1, s. 58.
J. Le Goff, op. cit., s. 183.
Zdanie to należy do Barbary Klich-Kluczewskiej, zob.: <http://histmag.org/Chcemyuratowac-dobrych-studentow-Antropologia-historyczna-na-Uniwersytecie-Jagiellonskim-2742> (data dostępu: 9.01.2016).
7
Jarosław Syrnyk
publikacja materiałów z konferencji zorganizowanej wspólnie przez wrocławski oddział IPN, Katedrę Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu
Wrocławskiego oraz Instytut Historyczny UMCS, pt. W stronę antropologii
bezpieki8. Niebawem powinien ukazać się kolejny tom, poświęcony tym razem analizie kwestii delatorstwa. Ślady opisywanego zamysłu badawczego
znajdzie Czytelnik również w niniejszym numerze „Zeszytów”.
8
W stronę antropologii „bezpieki”. Nieklasyczna refleksja nad aparatem bezpieczeństwa
w Polsce Ludowej, red. J. Syrnyk, A. Klarman, M. Mazur, E. Kłosek, Wrocław 2014.