Starość nie zawsze taka sama… – obraz starości

Transkrypt

Starość nie zawsze taka sama… – obraz starości
Jowita Podwysocka-Modrzejewska
(Uniwersytet Łódzki)
Starość nie zawsze taka sama… – obraz starości według Jana Brzechwy
W literaturze starość najczęściej wiąże się z mądrością. Człowiek stary, to znaczy
doświadczony, posiadający mądrość życiową. Z drugiej strony mówi się, że „wiek zjada
rozum”. Na starość człowiek traci siły witalne, wiele rzeczy go przerasta.
Na przestrzeni ostatnich stuleci granica wieku, kiedy uznać możemy osobę za starą,
uległa zasadniczemu przesunięciu. Z uwagi na poprawę warunków bytu i higieny, życie
przeciętnego człowieka wydłużyło się. Dziś za osobę starszą uznaje się, zarówno w sferze
naukowej, jak i publicznej, osoby sześćdziesięcioletnie. Wpływ na to, jakie osoby uważamy
za starsze, ma również nasz wiek. Dla dziesięcioletniego dziecka już osoba czterdziestoletnia
jest osobą leciwą. Z kolei osoby ponad sześćdziesięcioletnie nie czują się starcami – uważają,
że stary jest dopiero człowiek mający osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat. Nie u każdego
starość przebiega w taki sam sposób. Ludzie, aby dłużej zachować młody wygląd poddają się
zabiegom kosmetycznym i operacyjnym. W obecnych czasach starość nie ma racji bytu,
każdy chce być młody i piękny, dlatego bardzo trudno jest jednoznacznie odpowiedzieć, kto
tak naprawdę jest stary.
Jan Brzechwa, kojarząny przede wszystkim jako pisarz dla dzieci, a więc dla młodych,
ma w swojej twórczości kilka wierszy poruszających temat starości, przemijania, nie są to
wiersze dla młodszych czytelników. Większość jego utworów poetyckich o tej tematyce
pisana jest z dużym dystansem do nękającej go choroby, ale też do życia i starości. Bowiem
dla poety starość w sposób nieunikniony wiąże się ze śmiercią, która ma być odpoczynkiem
po trudach życia. Brzechwa zmarł w wieku sześćdziesięciu ośmiu lat, został pokonany przez
chorobę, z którą zmagał się od dłuższego czasu. Poeta do końca był pogodny i ponad
wszystko nie znosił nudy oraz pompatyczności. Często żartował, że gdyby mowy pogrzebowe
bardzo się przeciągały zapuka w wieko trumny od drugiej strony1.
W swych lirykach Brzechwa ogląda starość z różnych perspektyw. Wszystkie przywołane
przeze mnie utwory poetyckie zaklasyfikować można do liryki bezpośredniej, gdzie podmiot
liryczny utożsamiony jest z Janem Brzechwą.
Jednym z wierszy pisanych z dużym dystansem i ironicznie jest utwór Taktowne
1
A. Szóstak, Od modernizmu do lingwizmu, Kraków 2003, s. 43.
1
umieranie. Jerzego Wilmańskiego wiersz Brzechwy, konsekwentnie żartobliwy wobec
nieuchronności śmierci, zaskoczył i zdumiał. Brzechwa umiera „z całą świadomością swojego
umierania”2 i nie da się zaprzeczyć, że żartowanie z tego nieuniknionego faktu
(sygnalizowane od razu tytułem Taktowne umieranie) wydaje się czymś dziwnym, czy nawet
wstrząsającym. Bowiem czy można wybrać sobie, w jaki sposób się umrze i czy na śmierć
można mieć jakiś wpływ?
W początkowych strofach Brzechwa sugeruje, że nie można pozwolić sobie na śmierć
latem.
Umierać trzeba z taktem. A więc, dajmy na to,
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!
Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach marzy
W górach czy Mazurach, na słonecznej plaży
I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu? 3
Nie chciałby również pożegnać się z życiem jesienią ponieważ żałobnicy mogliby
odchorować pogrzeb.
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późnią jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.4
Konsekwentnie powtarzając inicjalne zdanie, przechodzi do kolejnej pory roku.
Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.
Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.
Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
2
3
4
J. Wilmański, Liryka Jana Brzechwy, [w:] „Odgłosy” 1968, nr 30, s. 11.
J. Brzechwa, Umierać trzeba z taktem, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 13.
Ibidem.
2
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy. 5
Zdaniem poety najlepszą porą roku na umieranie dla człowieka ciężko chorego
paradoksalnie jest wiosna. Kiedy świat jest zielony i wszystko dookoła kwitnie wtedy
najlepiej – i taktownie – byłoby rozstać się z życiem.
Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.
Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
Żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa.
I śmierć zada się błahostką, gdy wiosna upaja…
Postaram się pociągnąć do połowy maja.6
Wiersz ten ze względu na zastosowanie ironii ma pokazywać, iż śmierci nie da się
przewidzieć. Pokazuje również, że często ludzie zapominają o tym, że „nikt nie zna dnia, ani
godziny” i zdarza im się złorzeczyć na zmarłego, że zakłóca ich porządek dnia, krzyżuje ich
plany.
Śmierć prezentowana jest w sposób naturalny - czeka każdego. Jak zauważa Anna
Szóstak: „[…] śmierć zostaje oswojona poprzez żartobliwy dystans i nie zachwianą pogodę
ducha kogoś, kto nikomu nie chce psuć humoru swoim odejściem i godzi się z tym co
nieuniknione”7. Chociaż poeta chciałby umrzeć w zaplanowanym przez siebie momencie, tak,
aby jego śmierć nie była dla nikogo problemem, nie zapanuje nad tym, ponieważ nie da się jej
„okiełznać”, spada na człowieka w momencie, w którym się jej najmniej spodziewa.
Utwór Ostatnia młodość o podobnej tematyce nieco inaczej traktuje starość i śmierć.
W tym wierszu poeta zgadza się na to, co go czeka, a nawet próbuje uprzedzić odbiorców
o tym, co się z nim stanie. Mimo świadomości, że musi umrzeć, nie opuszcza go dobry
humor, którym stara się zarazić odbiorców. Tłumaczy im, że musi umrzeć, bo świat nie
kończy się na życiu jednego człowieka, a każdy musi umrzeć w swoim czasie.
Czas już zacząć umierać z humorem. Niepotrzebnie tak na mnie patrzycie,
Świat moi mili, nie kończy się przecież na jednym człowieku,
Dla niego — owszem, na pewno. Lecz każde dzisiejsze życie
5
6
7
Ibidem, s. 13-14.
J. Brzechwa, Umierać trzeba z taktem, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 14.
A. Szóstak, Od modernizmu do lingwizmu. O przemianach w twórczości Jana Brzechwy, Kraków 2003,
s. 291.
3
Urwać się musi jak moje przed końcem jednego wieku. 8
Poeta mówi, że z tych, którzy w danej chwili żyją, za sto lat nikt żył już nie będzie, a
tych, którzy umierają tu i teraz, zastąpią inni. Ludzie będą zastanawiać się w nieskończoność
nad pytaniami o początek.
Za sto lat nikt już nie przetrwa spośród trzech ludzkich miliardów,
Które dziś myślą i cierpią. A tych zaś, co umierają,
Zastąpią inni. I oni też wpadną w sidła hazardu,
By rozstrzygnąć pytanie, czy wpierw była kura, czy jajo.9
Artysta jest już poza wszystkimi ziemskimi dylematami, problemami, już nic go nie
obchodzi. Dostrzega teraz wszystko z innej perspektywy, zauważa, że świat i jego problemy
są niczym, są błahostkami.
Mnie już nic a nic nie obchodzi. Ja już jestem poza tym;
Skończyły się wszelkie problemy, wątpliwości i troski;
Przez niedomkniętą powiekę dostrzegam nicość nad światem,
A w głowie mam dawne miłostki i podobne błahostki. 10
W kolejnej strofie jesteśmy świadkami śmierci poety, kiedy to zegar zostaje
zatrzymany, a okna zasłaniane są kotarami. Dusza oddziela się od ciała i leci w stronę
„wirujących stolików”. Zmarły poeta mówi, że teraz nikt nie powie o nim, że jest stary, teraz
będzie „najmłodszy wśród nieboszczyków”. Miejsce, gdzie był uznany za starca zastąpi
miejsce, gdzie zostanie uznany za młodego.
Zasunięto w oknach kotary, zatrzymano zegary
I duch mój powirował w stronę wirujących stolików:
O, teraz już nikt z was nie powie o mnie, że jestem stary —
Ja teraz jestem najmłodszy. Najmłodszy wśród nieboszczyków. 11
Wiersz pokazuje, że śmierć jest czymś naturalnym, każdego musi to spotkać. Ludzie nie
dopuszczają do siebie myśli o końcu życia, lecz bez względu na to, czy im się to podoba, czy
8
9
10
11
J. Brzechwa, Ostatnia młodość, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 23.
Ibidem.
J. Brzechwa, Ostatnia młodość, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 23.
Ibidem.
4
nie, spotka ich to samo. Za sto lat ludzi, którzy stąpają po ziemi już nie będzie, zostaną
zastąpieni przez innych, którzy będą przeżywać to samo. To, co oni teraz. Wraz z końcem
życia skończą się wszystkie problemy, świat przestanie być ważny, stanie się po prostu
błahostką. Utwór mówi także o tym, że perspektywa z jakiej patrzymy na świat zależy od
stanu, w jakim się znajdujemy: na przykład dla żywych poeta był już stary, dla
nieboszczyków zaś jest młody.
Tematem utworu Spóźnione refleksje są przemiany, jakie zachodzą w każdym
człowieku wraz z wiekiem. Nie chodzi tu jednak o przemiany fizyczne, a bardziej o mentalne,
o zainteresowania, aż po sposób postrzegania świata. W pierwszej strofie dowiadujemy się,
że każdy wiek ma swoje przyjemności. Dla chłopców całym światem jest piłka nożna, starsi
chcą kochać i być kochani, a kiedy i na to już za późno, można poświęcić się nauce.
Każdy wiek, jak to mówią, ma swe przyjemności.
A więc zdrowych wyrostków nęci piłka nożna,
Dojrzalszych absorbują rozkosze miłości,
Z czasem zaś i nauce poświęcić się można. 12
Kolejna strofa zaczyna się anaforą „Każdy wiek, jak mówią, ma swe…”, zabieg ten ma
spowodować skupienie uwagi czytelnika, w przeniesieniu tego samego materiału
dźwiękowego, dopełnia się sens poprzedniej strofy. Każdy wiek ma swoje sprawa, wiedzą o
tym wszyscy, nie ma w tym stwierdzeniu nic odkrywczego. W wierszu starość oznacza
cofnięcie się do czasu dzieciństwa, ponieważ to dzieci czy młodzież uczą się grać w karty
podczas licznych wyjazdów na kolonie czy obozy.
Każdy wiek, jak to mówią, ma swe przywileje.
Prawda to jest banalna i slogan utarty;
Toteż ja, proszę państwa, odkąd się starzeję,
Mam całkiem nową pasją, mianowicie — karty.13
Brzechwa zarzuca sobie, że był abderytą, marnował czas na głupstwa, gonił za
nieistniejącym ideałem. Istotne były dla niego podróże, pisanie wierszy i liczne miłostki.
Tracił czas, który mógł przecież poświęcić na grę w karty.
Lecz — do licha! — dlaczego tak późno zmądrzałem?
Co dotychczas robiłem? Dużo głupstw, niestety!
Goniłem przez pół wieku za czczym ideałem,
12
13
J. Brzechwa, Spóźnione refleksje, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 18.
J. Brzechwa, Spóźnione refleksje, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 18.
5
Wabiły mnie podróże, wiersze i kobiety...14
W następnej strofie pada stwierdzenie, że ten kto wynalazł karty, był geniuszem, co
prawda innego rodzaju, niż uczony, który wsławiłby się odkryciami fizycznymi, a jednak
wynalezione przez niego karty także zmieniły życie ludzkości. Od kart, kiedy już zaczęło się
w nie grać nie można tak łatwo się uwolnić, w pewien sposób uzależniają.
Karty! Kto je wynalazł, ten jest dla mnie geniusz!
Nie jakiś Archimedes, Newton czy Marconi,
Od kart się nie uwolnisz, gdy ci weszły w rdzeń już,
Za nimi odtąd stale wyobraźnia goni. 15
Pisarz dopiero na starość odkrył karty i zrozumiał, że zmarnował życie tak późno,
zdając sobie sprawę z ich istnienia i przyjemności jaką dają. Słowa te wpisują się w teorię, że
z wiekiem ludzie mądrzeją, starszy człowiek to człowiek posiadający życiową mądrość.
Teraz, gdym się zestarzał, umysł mam otwarty,
Przejrzałem, zrozumiałem i wiem już niezbicie,
Że przez to, iż tak późno zacząłem grać w karty,
Bezpowrotnie i głupio zmarnowałem życie. 16
Wiersz mówi o tym, że chociaż mężczyzna starzejąc się traci powodzenie u kobiet, nie
ma już siły na podróże, może równie dobrze znaleźć sobie inne zajęcie, które pozwoli mu być
czynnym umysłowo. Fakt, że się zestarzał nie oznacza, że przestał żyć, teraz ma czas na coś
innego niż robił do tej pory. Widać tutaj dwa różne oblicza starości – starość jako
zdziecinnienie i starość jako wiek prawdziwego mędrca.
W kolejnym wierszu Lato autor wspomina z melancholią minione lata. Mówi, że czas
uleciał zbyt szybko, ani się obejrzał, a zastała go starość, ale on nie czuje się stary. Jego ciało
się zestarzało, ale jego duch jest ciągle młody – starość ciała nie idzie w parze ze starością
ducha. Przeżył pięćdziesiąt lat, ale to ciągle mało, chce żyć jeszcze. Pisze: „Nie miałem z
kalendarzem dobrej komitywy”. Pojawia się sugestia, że ów kalendarz wyraża czas, ale nie
bierze pod uwagę stanu psychicznego człowieka, tego, czy czuje się stary. Gdyby nie zrywane
z niego kartki poeta nie wiedziałby, że się postarzał.
Nie miałem z kalendarzem zbyt dobrej komitywy,
Młodość mojego życia przypadła na wiek siwy.
14
15
16
Ibidem.
Ibidem.
Ibidem.
6
Gdy idę przez ulice — dusza pogania ciało;
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało!17
Z kolejnej strofy dowiadujemy się, iż poeci piszą wiersze, których tak naprawdę nikt nie
rozumie. Nikt nie zastanawia się nad życiem, które wydaje się nieskomplikowane prostemu
człowiekowi. Wiedza poety nie wynika jednak z wertowania książek i patrzenia na mapy, ale
z obserwowania świata i ludzi.
Poeci piszą słowa, których nikt nie rozumie,
A życie takie proste — w słońcu i liści szumie…
Wiem o kwiatach to tylko, co mi powie ich zapach,
Lecz wiedzy tej nie znajdę w książkach ani na mapach. 18
Autor chciałby, aby lato trwało dłużej. Lato w wersie „[…] Lato, choć nawet siwe,
niechby najdłużej trwało”, można
interpretować na dwa sposoby – jako porę roku –
późnoletni czas siwego, czyli babiego lato, kiedy dzień jest jeszcze słoneczny, długi, na
drzewach są zielone liście. Można również interpretować lato jako symbol chęci przeżycia na
tym świecie jeszcze jakiegoś czasu, co mogą poświadczać słowa kolejnego wersu: „[…]
Pięćdziesiąt lat przeżyłem i ciągle mi za mało…”. Drugi wers tego fragmentu jest
powtórzeniem wersu czwartego, ma niejako charakter refreniczny, co ma służyć podkreśleniu,
że pięćdziesiąt lat to jeszcze nie czas na umieranie, poeta chce jeszcze żyć.
Mężczyzna chciałby znowu wrócić do lat, kiedy zrywał za miastem chabry i
obserwował wracające z fabryk młode kobiety, do których się uśmiechał. Chciałby patrzeć na
Wisłę, tańczyć na Mariensztacie i iść na lody z tramwajową konduktorką – udawać młodego,
chociaż młodość przeminęła.
I chciałoby się znowu za miastem zrywać chabry,
Uśmiechać się do dziewcząt powracających z fabryk,
Patrzeć z mostu na Wisłę mieniącą się tak złudnie,
Tańczyć na Mariensztacie w niedzielne popołudnie,
A potem z konduktorką z „czternastki” iść na lody
I udawać młodego — choć już się nie jest młodym. 19
Utwór ten jest melancholijnym spojrzeniem w przeszłość, tęsknotą za latami, które
17
18
19
J. Brzechwa, Lato, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 34.
Ibidem.
Ibidem.
7
bezpowrotnie odeszły. Poeta utyskuje na czas, który biegnie niepostrzeżenie i dodaje nam lat.
Wiersz pokazuje jednocześnie, że starość ciała nie musi przebiegać jednocześnie ze
starzeniem się ducha. Widać tutaj także brutalną prawdę, że nawet gdyby człowiekowi udało
się powrócić do tego co było, nie będzie to już takie samo – możliwe jest jedynie udawanie
młodego, a nie byciem młodym. Poeta zdaje się mówić: Panta rhei.
Kolejny wiersz Podsumowanie ma charakter rozliczenia starego już twórcy z życiem.
Poeta opowiada o swoich największych pasjach – poezji i miłości. Za młodu poeta miał masę
rymów, z których układał wiersze, ale na starość wszystko się rozleciało. Miał wiele
pomysłów na tematykę wierszy, ale pomysły się pogubiły uległy zapomnieniu i nic po nich
nie zostało.
Miałem stosy, miałem pełne worki
Rymów męskich, żeńskich i nijakich;
Rozsypały mi się jak paciorki,
Rozleciały się jak leśne ptaki.
Miałem rytmy posłuszne mej dłoni,
Miałem lotne, wesołe pomysły —
Pogubiłem je i nic już po nich.
Jak deszczowy krople się rozprysły. 20
Kiedy poeta był młody i beztroski, nie czuł procesu starzenia, ale on następował. Czas
jego młodości odszedł bezpowrotnie a to, co pozostało to jedynie złuda i pozory. Pozostały
mu wspomnienia, które są próbą zakonserwowania młodości, cudownych lat beztroski, nic to
jednak nie pomoże, bo czas nie stoi w miejscu, nie da się go oszukać.
Miałem lata młode i beztroskie,
Prawdę mówiąc — wszystkie były młode;
Dziś, jak lalki powleczone woskiem,
Imitują dawną swą urodę.21
W życiu poety pojawiały się liczne dziewczęta, chociaż mówi sam, że nie było ich zbyt
wiele. Termin ten jest dość „nieostry” – bo przecież dla jednego niezbyt dużo, to dziesięć dla
innego dwadzieścia. Nie można też ufać poecie, ponieważ z jego biografii można wyczytać,
że nie stronił od kobiet i był dość kochliwy. Twierdzi, że pamięta wszystkie kobiety, które mu
się podobały, ale takich kobiet już nie ma, już takich nie znajdzie, odeszły tak samo jak
miniona młodość.
Miałem w życiu dziewcząt niezbyt dużo,
Ale cóż to były za dziewczęta!
20
21
J. Brzechwa, Podsumowanie, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 16.
Ibidem
8
Już się takie nigdy nie powtórzą,
Już ich nie ma. A ja je pamiętam.
Nie zauważył do tej pory, że się postarzał, że utracił swoje dawne siły i energię.
Niedługo przyjdzie mu pożegnać się z życiem. Mimo to ciągle myśli o raju Mahometa, czyli o
miejscu, gdzie o wiernych troszczą się czarnookie hurysy22.
Nie spostrzegłem, jak się postarzałem,
Nie te siły już i rzutkość nie ta,
Wkrótce życie weźmie rozbrat z ciałem,
Ale w głowie — wciąż raj Mahometa.
Wiersz ten mówi o przemijaniu, o postępującym czasie, którego nie się cofnąć. Wraz z
upływem czasu wena poety kończy się, brak mu rymów i tematów wierszy. Siły na starość
również słabną, a młodości nie da się zakonserwować. Czas idzie do przodu i nawet kobiety
nie są takie, jak były dawniej. Mimo to poeta na starość, kiedy już właściwie czas mu umierać
nadal myśli o kobietach.
Wspomniane „niezbyt dużo”, należy więc traktować z
przymrużeniem oka.
Wiersz Nieostrożność również opowiada o refleksjach starszego poety o jego
twórczości. Poeta mówi, że miał wenę, z której korzystał maksymalnie. Nie liczył jednak
upływu czasu, nie wiedział, co to starość, nie zwracał na nią uwagi, ponieważ pochłaniała go
w całości twórczość. Pisanie wierszy nie sprawiało mu problemu, miał głowę pełną rymów.
Podczas pisania wierszy nawet nie spostrzegł, kiedy się postarzał, może właśnie intensywna
twórcza praca spowodowała, że wyraźnie posunął się w latach. Refleksja przyszła, gdy
przekroczył pięćdziesiąt lat – granicę wieku.
Prowadziła mnie za rękę muza pogodna,
Chwile szczęścia wypijałem jak wino — do dna,
Dni młodości nie liczyłem, lat nie mierzyłem,
Czas miniony kwitowałem wspomnieniem miłym.
Nie wiedziałem nawet, jak ma starość na imię,
Kładłem słowo obok słowa i rym przy rymie,
Rymy w głowie się roiły jak srebrne głosy.
Srebrny pył się osypywał na moje włosy…
I tak właśnie przekroczyłem granicę wieku!
— Trzeba było uważać, głupi człowieku!23
22
Według muzułmańskich wierzeń hurysy to wciąż młode i piękne dziewice, będące żonami
znajdującymi się w raju wiernych. Ciekawostką jest, że każdy muzułmanin mógł mieć do siedemdziesięciu
dwóch hurys.
23
J. Brzechwa, Nieostrożność, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 33.
9
Tematem utworu są refleksje poety, który już się zestarzał. Jego warsztat poetycki nie
jest już tak sprawny jak kiedyś. Poeta pisał w szale natchnienia, maksymalnie wykorzystując
wenę. Nie zdawał sobie sprawy z upływającego czasu, tak był pochłonięty pisaniem. Z
wiersza wyłania się żal do samego siebie, że nie korzystał z życia, że nie zwracał uwagi na
upływający czas, poświęcił się całkowicie pisaniu.
W kolejnym wierszu Faust poeta znajduje się na krawędzi między światem żywych a
umarłych. W świecie żywych czeka go czas podupadania na zdrowiu i zrzędzącej starości. W
świecie umarłych zaś - nieśmiertelność, ulga wiekuista i raj. Pisarz zastanawia się, co ma
wybrać, czy już zakończyć swoje życie i ulżyć swym cierpieniom, czy trwać jeszcze przy
życiu w bólu.
Od pół roku już stąpam zwinnie po krawędzi.
Jaki wybór w tym stanie dyktuje rzetelność?
Tu starość schorowana, co cherla i zrzędzi,
Tam ulga wiekuista, raj i nieśmiertelność. 24
Wprawdzie w świecie umarłych dozna ulgi, ale tutaj są jeszcze wspomnienia, które nie
pozwalają mu umrzeć. Wspomnienia zostają w pamięci na zawsze, są pozostałością po
wydarzeniach w czasie ludzkiej egzystencji. Wspomnienia pozwalają przeżywać sytuacje i
wydarzenia, które miały miejsce podczas ludzkiego życia raz jeszcze.
Tak, prawda. Ale tutaj są jeszcze wspomnienia,
Które w ludzkim umyśle żłobią swe odbicia.
Co utkwiło w pamięci, to się już nie zmienia,
Lecz trwa, by stać się nowym powtórzeniem życia. 25
Życie poety skończyło się bardzo szybko, mogą świadczyć o tym słowa: „Jam życie
moje wypił do dna jednym haustem,”, dlatego dusza już pozbawiona jest siły. Chciałby
zaprzedać ją diabłu, ale nie jest Faustem, a poza tym w ustroju, w którym przyszło żyć poecie,
nikt nie wierzy w Boga, a skoro nie ma Boga to i nie ma diabła.
Toteż na stare lata dusza mi osłabła;
Zaprzedałbym ją diabłu, byłbym drugim Faustem…
Lecz czy w naszym ustroju można znaleźć diabła? 26
Wiersze Brzechwy pokazują starość jako proces, który może przebiegać w różnoraki
24
25
26
J. Brzechwa, Faust, [w:] Liryka mego życia, Warszawa 1968, s. 20.
Ibidem.
Ibidem.
10
sposób. W swoich wierszach najwięcej uwagi poświęca umykającemu wciąż czasowi. Poeta
podejmuje próby pogodzenia się z nowym stanem swojego ciała. Zaznacza jednak, że proces
starzenia się ciała nie musi być synchroniczny z procesem starzenia się duszy. Poeta pokazuje
ułomności wieku starczego: dla poety – to, co kiedyś było proste – tworzenie rymów,
wybieranie tematyki wierszy, teraz stanowi ogromną trudność, nic nie idzie już tak łatwo. Nie
można się jednak poddawać, trzeba pielęgnować w sobie jak najdłużej chęć do życia.
Brzechwa pokazuje różne odcienie starości – starość pokazana jest jako
zdziecinnienie, innym razem znowu jako tęsknota za młodością, zaś jeszcze innym jako
mądrość życiowa. Przedstawienie starości z różnych perspektyw pozwala przyjrzeć się
procesowi starzenia bliżej. Pokazuje, że starość nie u każdego przebiega tak samo. Są ludzie,
których starość na nowo czyni beztroskimi i naiwnymi dziećmi. Dla innych starość jest
czasem straconym, tęsknotą za młodością, za latami, które odeszły. Jeszcze inni na starość
realizują swoje pasje, których nie mogli zrealizować wcześniej. Pisarz nie zapomina jednak o
tym, że starość, uciekający czas, wiąże się ze śmiercią, która wpisuje się w naturalną kolej
rzeczy. Jest nocą po ciężkim dniu, jakim jest życie.
Biorąc pod uwagę zmagania się Jana Brzechwy z
chorobą – śmierć miała być dla niego właściwie wytchnieniem. Poeta próbuje oswoić śmierć,
ironizuje, chce pokazać ją jako coś nieuniknionego, normalnego, zwykłego, bo spotyka
każdego – nie patrzy na status społeczny czy materialny.
11