Skąd się biorą drogi rowerowe?
Transkrypt
Skąd się biorą drogi rowerowe?
Marcin Skrzypek Skąd się biorą drogi rowerowe? Trudno nie zauważyć, że w ostatnich latach przybyło w Lublinie rowerzystów i dróg rowerowych. Rosnąca liczba cyklistów to trend naturalny i ogólnopolski, natomiast nie wszyscy wiedzą, że wzrost długości i jakości połączeń rowerowych w Lublinie to efekt wieloletniego i planowego procesu partycypacyjnego, który może wiele nauczyć zainteresowanych taką działalnością. Pierwszy "propagandowy" znak Porozumienia Rowerowego, jesień 2007. Autor Marcin Skrzypek. Przede wszystkim jest to wciąż proces oddolny i żmudny, wymagający wielkiej cierpliwości i samozaparcia po stronie społecznej, ponieważ nierzadko stawia on pod znakiem zapytania kwalifikacje, otwartość czy gotowość do rozwoju zawodowych planistów i dlatego bywa przez nich traktowany z dużą niechęcią. O charakterze tego procesu decydują ogólne uwarunkowania miejsca komunikacji rowerowej w polityce przestrzennej polskich miast. Zrozumienie tych uwarunkowań - a także nieuchronności ich zmiany - było ważnym czynnikiem motywującym lubelskich rowerzystów do długotrwałego wysiłku. Na czym polega los polskiego rowerzysty Żeby powstała każda droga, musi zostać podjętych kilka węzłowych decyzji: o przeznaczeniu na nią pieniędzy, o jej przebiegu, projekcie i wykonaniu. Na każdym z tych etapów osoby podejmujące decyzje muszą mieć przekonanie co do słuszności powstania drogi i odpowiednią wiedzę, jak ją poprowadzić i zbudować. Problem polega na tym, że dla dróg samochodowych te procedury są przetarte i dobrze “nasmarowane”. Prawie każdy jest kierowcą, więc traktuje swobodę przemieszczania się autem jako oczywistość. Stąd mniej więcej wie, od czego ta swoboda zależy. Przed komunikacja rowerową natomiast na każdym z tych etapów stoją dziesiątki przeszkód - od kwestionowania jej sensowności w ogóle, poprzez brak wiedzy o logice połączeń rowerowych czy właściwych metodach segregacji ruchu, aż po konkretne rozwiązania budowlane dotyczące np. nawierzchni. Jest to zrozumiałe w kraju, w którym kilka pokoleń uznawało jeżdżenie autem za szczyt marzeń i demokratycznych praw obywatela. Jeszcze przed II wojna światową przemysłowi samochodowemu w USA udało się stworzyć przekonanie - które potem rozpowszechniło się po świecie - że dobre miasto, to miasto dobrze skomunikowane dla indywidualnego ruchu samochodowego. Doświadczenia krajów Zachodu, które tę drogę już przeszły, pokazują, że było to fałszywe założenie. Z jego powodu wiele miast stanęło na skraju zawału urbanistycznego. Dziś wiemy, że lepiej jest organizować miasta pod komunikację pieszą i rowerową, auta stawiając dopiero na miejscu czwartym, po komunikacji zbiorowej. Historyczne zdjęcie pokazujące, do czego prowadzą błędy w projektowaniu skrzyżowań przez "profesjonalistów" - piesi i rowerzyści zamienili się miejscami. Foto. Piotr Znamierowski. Niestety w Polsce ta świadomość bardzo powoli zmienia podejście polityków i miejskich służb do gospodarki przestrzennej. Dominuje tendencja, że jeśli już drogi rowerowe powstają, to w taki sposób, aby było to wygodne ich twórcom, a nie użytkownikom, a ponieważ twórcy dróg najczęściej nie są cyklistami, więc ich “sukcesy” stale podlegają krytyce mieszkańców, którzy rowerami jeżdżą. Stąd też obecność i jakość dróg rowerowych w całej Polsce wciąż zależy od oddolnych inicjatyw i nacisków samych rowerzystów, którzy muszą nie tylko obalać dominujący mit priorytetowości komunikacji samochodowej, ale też uczyć zawodowców, jak powinna wyglądać dobra droga rowerowa. Zobaczmy, jak to wyglądało w Lublinie. Młode pokolenie przejmuje pałeczkę od Mistrza Ośrodkiem partycypacji rowerowej w Lublinie było i jest tzw. Porozumienie Rowerowe, czyli grupa osób, która w pewnym momencie podjęła się reprezentować interesy rowerzystów wobec Urzędu Miasta. Porozumienie Rowerowe wyrosło z Forum Kultury Przestrzeni - publicznych spotkań o przestrzennych problemach miasta organizowanych od wiosny 2006 r. przez Ośrodek “Brama Grodzka Teatr NN”. Prapremierą tych spotkań była promocja publikacji Ośrodka pt. “Rozmowy o kulturze przestrzeni” jesienią 2005 r. Jednym z rozmówców tej publikacji był nestor lubelskich urbanistów Romuald Dylewski, który zaproponował, aby to jednorazowe wydarzenie zamienić na program stałych spotkań będących niejako kontynuacją “Rozmów” na żywo. Podobno takiego forum dyskusji o przestrzeni w Lublinie bardzo brakowało. Przyjąłem to zadanie na siebie jako pracownik Ośrodka. Uzgodniliśmy z Romualdem Dylewskim, że podejdziemy do organizacji Forum Kultury Przestrzeni profesjonalnie, czyli powołując Radę Programową, która miała ustalać z dużym wyprzedzeniem program debat, w którym spotkania branżowe, eksperckie, przeplatałyby się z otwartymi o bardziej edukacyjnym charakterze. Niestety, plany te spaliły na panewce, ponieważ Rada nie udźwignęła ciężaru takich narzuconych z zewnątrz zobowiązań. Forum było wówczas czymś zbyt niepoważnym, aby ważni ale bardzo zajęci ludzie, mogli je wpisać w swój grafik. Oczywiście, ta lekcja pokory zabolała, ale też pokazała, że być może brakuje w lokalnej społeczności wzorców i wiarygodnych “marek” społecznego zaangażowania, które dopiero trzeba zbudować. Wtedy zmieniłem założenia organizacji Forum. Skoro inni nie mogli podążać za tą ideą, to idea będzie podążać za innymi. Od interesu własnego i grupy do dobra wspólnego Zacząłem organizować spotkania Forum Kultury Przestrzeni na tematy grupujące wielu konkretnych interesariuszy, tzw. targety. Jedno ze spotkań nosiło tytuł “Rzeźba w przestrzeni publicznej Lublina”, bo zgłosili się do mnie plastycy zatroskani o nieobecność publicznej sztuki w mieście. Uznałem więc, że to wyzwanie może znaleźć rezonans, ale okazało się, że było to założenie przedwczesne. Artystyczne środowisko Lublina nie miało wówczas na ten temat zbyt wiele do powiedzenia i zrealizowania. Innym problemem godnym poruszenia wydawała mi się infrastruktura rowerowa, zaś targetem - cykliści. Sam wówczas dojeżdżałem do pracy rowerem, więc mogłem o tym mówić na podstawie własnego doświadczenia. Tak 25 maja 2006 r. doszło w „Bramie Grodzkiej – Teatr NN” do spotkania pt. "Parking Lublin i co dalej czyli perspektywy rozwoju ruchu rowerowego w naszym mieście" (chodziło o tendencję przekształcania się miasta w przestrzeń dla aut), które okazało się strzałem w dziesiątkę. Pierwsze rowerowe spotkanie Forum Kultury Przestrzeni 25 maja 2006 r. w Ośrodku „Brama Grodzka Teatr NN”. Foto. Marcin Skrzypek Forum Kultury Przestrzeni nie jest może typowym przykładem budowania partycypacji społecznej, ponieważ stworzyła je instytucja, poświęcając na to czas swojego pracownika, a nie “szary obywatel”. Jednak warto zauważyć, że prawdziwa działalność Forum rozpoczęła się dopiero wtedy, gdy zajęło się ono właśnie potrzebami “szarego obywatela”. W ten sposób przypadkiem doszło do połączenia interesu indywidualnego rowerzystów z wymiarem pro publico bono, który dostarczyła instytucja kultury. Warto działać w podobny sposób, czyli dążyć w partycypacji do tworzenia koalicji prywatnopublicznych. Instytucje przeważnie moderują i tonizują sprzeczne interesy indywidualne, więc ich instytucjonalne wsparcie dla danej inicjatywy jest powiązane z lepszą definicją dobra wspólnego. Przyszłość lubelskich cyklistów stanęła na Forum chyba właśnie dlatego, że rower przeszedł przez to “ideowe sito” Ośrodka “Brama Grodzka - Teatr NN”. Jest on bardzo “pro-społeczny”: łączy pokolenia, komunikację i sport z rekreacją, symbolizuje zrównoważony rozwój. Walcz o konkrety, gromadź wiedzę, szukaj wsparcia Decydując się na wejście w tematykę rowerową brałem pod uwagę jeszcze jeden czynnik sprzyjający - konkretne know-how stojące za tworzeniem infrastruktury rowerowej. Okazało się, że istnieje w Polsce sieć współpracy “Miasta dla rowerów”, dzięki której (poprzez grupę dyskusyjną) z dnia na dzień można otrzymać fachowe odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Związani z nią ludzie dostarczali zarówno wiedzy, jak i wsparcia moralnego, motywacji i porad, jak postępować w różnych sytuacjach. Na swoich stronach sieć oferowała m.in. kompletny “Pakiet rowerowy dla gmin” czyli zestaw rozwiązań formalnych gotowych do wprowadzenia w zarządzeniem prezydenta czy uchwałą rady miejskiej. Ten dokument stał się celem działań rodzącego się Porozumienia Rowerowego i został uchwalony w Lublinie w 2010 r., służąc jako trampolina już do działań inwestycyjnych, czyli projektowania i budowy dróg rowerowych. Radzę wszystkim rozpoczynającym dopiero swoją przygodę z partycypacją, aby zwrócili szczególną uwagę na zgromadzenie fachowych, ale także wszechstronnych i ciekawych informacji o przedmiocie swoich zainteresowań. Często obywatele ograniczają się do opanowania kontekstu prawnego i procedur decyzyjnych, czyli wiedzy o swoich prawach i sposobach ich egzekwowania. Tymczasem często ważniejsza jest sztuka poruszania wyobraźni i ambicji współmieszkańców czy urzędników, pokazywania, że coś jest robione lepiej w innych miastach albo, że istnieją alternatywne rozwiązania danego problemu. Pozwala to budować porozumienia i kompromisy, przedefiniowywać problemy i udrażniać ślepe zaułki. Jedno ze zwycięstw Porozumienia Rowerowego - pierwsze prawidłowe stojaki w odpowiednich miejscach. Foto. Marcin Skrzypek. Dlaczego potrzebujemy odpowiedzialnych samozwańców? Rok po pierwszym rowerowym spotkaniu Forum Kultury Przestrzeni kilkuosobowa grupka ich najaktywniejszych uczestników czuła niedosyt. Pojawił się typowy syndrom rozczarowania przedłużającymi się dyskusjami: “No dobrze, pogadaliśmy i nic z tego nie wynikło”. Z drugiej strony władze dawały sygnały - być może kurtuazyjnie - że głosy rowerzystów pomogłyby im w budowaniu dróg rowerowych. I tak 21 maja 2007 r. forumowi rowerzyści podpisali deklarację Porozumienia Rowerowego, w której znalazły się znamienne słowa: “Uczestnicy spotkania zgodzili się na podawanie swoich nazwisk do publicznej wiadomości, jako członków grupy, która chce reprezentować interesy rowerzystów i pracować wspólnie nad poprawą i rozwojem komunikacji rowerowej w Lublinie”. Pozornie był to tylko formalny gest, ale faktycznie oznaczał on decyzję o połączeniu sił i publicznym wzięciu na siebie współodpowiedzialności za efekty dalszych działań grupy. Od tej pory sygnatariusze tego aktu przestali być li tylko uczestnikami spotkań Forum, ale stali się członkami nowego, autonomicznego ciała. Stawiali sobie wspólny cel i wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. W krótkotrwałych działaniach sąsiedzkich skierowanych na konkretny rezultat takie zabiegi nie są może istotne, bo ciśnienie na finalny produkt jest wystarczającym czynnikiem intergującym grupę, Jednak taki symboliczny akt może realnie pomóc, jeśli uczestnicy się nie znają a przygotowują się na dłuższą współpracę. Człowiek to “zwierzę symboliczne”. Sygnowanie manifestu, jakiejś karty czy listy postulatów często bywa punktem zwrotnym współpracy nie tylko o znaczeniu historycznym, ale i lokalnym, w skali podwórka czy klatki schodowej. W deklaracji Porozumienia istotne było także wyjście z inicjatywą do przestrzeni publicznej. Jego członkowie zobowiązali się, że będą starli się być “mężami zaufania” dla obu stron - władz i rowerzystów. Oznacza to m.in. gotowość do włączenia innych w proces poprzez lojalne i rzetelne pośredniczenie w przekazywaniu informacji wszystkim zainteresowanym. Chodzi o zbieranie głosów, ich opracowywanie, zabieganie od odpowiedzi ze strony władz i ich dystrybucję wśród interesariuszy, kiedy nie ma jeszcze ustalonych żadnych procedur i utartych sposobów postępowania. Jest to praca porównywalna z pracami merytorycznymi (np. projektowaniem rozwiązań) a czasem nawet trudniejsza i bardziej odpowiedzialna. Trzeba podkreślić, że wystąpienie z deklaracją “Będę waszym reprezentantem, zaufajcie mi” dla wielu stanowi barierę nie do pokonania. Ale ludzie potrzebują takich reprezentantów. Rzucanie “dobrych rad” z bezpiecznej pozycji osoby prywatnej w pewnym momencie staje się jałowe i tchórzliwe. Co zaś do zaufania, jest to stała relacja, proces, którego nie można tak po prostu przerwać. Bardzo łatwo zaufanie stracić, ale też są sposoby by je odzyskać. Z pełnienia tej roli można się wycofać, ale nie można jej porzucać. Stąd do przyszłości Od powstania Porozumienia Rowerowego i ówczesnych uwarunkowań wiele się w Lublinie zmieniło. Niewątpliwie część tych zmian Porozumienie wywołało, niektóre decyzje czy zmiany przyspieszyło, a inne dzięki Porozumieniu udało się sprawnie zagospodarować dla dobra wspólnego. Przez ten czas środowisko rowerzystów lepiej się zintegrowało i zorganizowało. Dzięki powstaniu stowarzyszenia Rowerowy Lublin utrzymuje ze sobą kontakt kilkuset lubelskich cyklistów. Uchwalono Standardy Rowerowe i powołano tzn. oficera rowerowego, którego funkcję pełni Michał Przepiórka. W strukturach miejskich wyodrębnił się Zarząd Dróg i Mostów. Nawierzchnia kostkowa odeszła do lamusa. Pojawił się prezydent Stanisław Kalinowski, który jest orędownikiem rozwoju komunikacji rowerowej. Porozumienie Rowerowe działa głównie poprzez grupę dyskusyjną, a jego liderem jest Aleksander Wiącek. Dziś Porozumienie nie zajmuje się już przygotowaniem argumentów lecz inwestycji. Pozostaje wciąż wiele do zrobienia. Jakość nawierzchni jest niewystarczająca. Nacisk na budowanie dróg rowerowych zamiast wpisywania ich w jezdnie czy uspokajanie ruchu - za duży. Procedury konsultacyjne nowych rozwiązań - nieefektywne. Jedno jest pewne: widok rowerzystów na lubelskich drogach przekonuje, że również w naszym klimacie i na naszych górkach można stworzyć funkcjonalną sieć komunikacji rowerowej, więc nawet jeżeli nie zostaniemy “drugą Holandią”, to zawsze możemy zostać drugim Oslo czy Sztokholmem. Przydatne adresy: http://tnn.pl/k_96_m_3.html - o początkach Forum Kultury Przestrzeni i pierwszych spotkaniach rowerowych http://lublinrowerem.pl/ - strona Porozumienia Rowerowego (kontakty!) http://www.rowerowylublin.org/ - strona stowarzyszenia Rowerowy Lublin http://miastadlarowerow.pl/ - strona sieci Miasta dla Rowerów