Atlantyda nad rzeką Omulew (6) ZŁOTE GÓRY Na północ od Ulesia

Transkrypt

Atlantyda nad rzeką Omulew (6) ZŁOTE GÓRY Na północ od Ulesia
Atlantyda nad rzeką Omulew (6)
ZŁOTE GÓRY
Na północ od Ulesia leżą Złote Góry, które są bohaterami wielu mazurskich
legend. Na polowania przyjeżdżali tutaj Erich Koch i Hermann Göring.
Wedle najbardziej znanej opowieści na Złotej Górze ukazywała się kiedyś prześliczna
panna, która wydostawała się z podziemnego pałacu przez zagłębienie w ziemi. Kto tylko ją
zobaczył, drżał i nie śmiał się zbliżyć. Pewien młodzieniec, zatopiony w myślach, nie widząc,
co się dokoła dzieje, podszedł do niej bardzo blisko. Ujrzawszy ją, padł na kolana w błogim
zachwycie. Dziewczyna rzekła do niego: „Jeżeli mnie wybawisz z mojej samotności, możesz
żądać ode mnie w nagrodę, czego tylko zechcesz”. Obiecała mu swoje klejnoty; przyrzekła
mu także dary z podziemnego pałacu: trzy karmne świnie z ciężkim złotym korytem, z
którego je karmiono, trzy kury, które znosiły tylko złote jajka; wreszcie obiecała mu swoją
rękę. Młodzieniec, długo się nie namyślając, wziął pannę na barki i chciał ją znieść. Ale w
tejże chwili otoczyły go wszystkie zwierzęta ze Złotych Gór tak, iż nie mógł się ruszyć. Panna
wyjaśniła: „Dzieło mojego wybawienia uda się Tobie, jeżeli bez strachu pocałujesz każde z
zebranych tu zwierząt”. Poddał się młodzian rozkazowi i, zdobywszy się na odwagę, całował
zwierzęta po kolei, jak się zbliżały: sarny, zające, sowy, dzięcioły, jastrzębie, zięby, żmije,
padalce, jaszczurki, szczury, salamandry, robaki, żuki itd. Kiedy myślał, że skończył już
swoją robotę, podpełzła jeszcze wielka obrzydliwa ropucha, cała pokryta strupami i trądem, z
czerwonymi mrugającymi oczyma. Wtedy wyczerpała się jego odwaga, i zamiast pocałować
ropuchę, zawołał: „A jeszcze to i ciebie tu diabli mają?”. Wtedy panna zapadła się w głębię,
żaląc się: „Teraz zakląłeś mnie już na wieki, teraz już muszę zrzec się wszelkiej nadziei,
abym kiedykolwiek była wybawiona”.
Pielgrzymki do Złotych Gór
Baśń o Złotych Górach należy do najsłynniejszych mazurskich opowiadań ludowych.
Te przekazywane z pokolenia na pokolenie legendy wyjątkowo pobudzały wyobraźnię
Mazurów. Tak bardzo, że w 1921 roku baśń o Złotych Górach ożyła. Złote Góry stały się
celem masowych pielgrzymek, które opisywały nawet ponadregionalne gazety niemieckie.
Sprawcą całego zamieszania był 70 – letni robotnik leśny z Jabłonki nad jeziorem Omulew,
nazwiskiem Brattka. Przez długi czas opowiadał w okolicy o swoim śnie, w którym wspaniały
anioł prowadzi go do ukrytych w głębi Złotych Gór skarbów. Bogactw tych miało być tyle, iż
wystarczyłoby na spłatę długów Niemiec z czasów I wojny światowej. Aby skarby te
wydostać na powierzchnię ziemi należało modlitwą i śpiewami wydrzeć je demonowi, który
ich pilnował. Okoliczne wsie uwierzyły w tę opowieść. Złote Góry nigdy przedtem i nigdy
potem nie widziały tylu ludzi co wówczas. Niemieckie gazety pisały: „Tak też wystawali
Mazurzy na wzgórzu, często nawet po nocach, w deszcz i zawieruchę, zaklinając diabelskie
duchy nieustannymi modlitwami i zaklęciami wypowiadanymi w języku mazurskim”. Przez
prawie 4 miesiące, każdej niedzieli, odklinano Złote Góry, najczęściej za pomocą pieśni „O
zmartwychwstający Zbawicielu”. Złote Góry nie oddały jednak swoich skarbów, a całe
zamieszanie przerwał nadleśniczy Wolfgang Rahm z Zimnej Wody, który uznał, iż
„pielgrzymki” stanowią zagrożenie pożarowe dla lasu i zakazał wstępu do niego. Był to
pretekst do przerwania kompromitującego zabobonu.
Wieża
Około 1880 roku na Złotych Górach wzniesiono wieżę obserwacyjną. Wycieczki na
nią organizowały szkoły i różne stowarzyszenia z całego powiatu nidzickiego. Obok wieży
szkoły z Zimnej Wody, Muszak, Ulesia i Wał zorganizowały w 1913 roku obchody 25
rocznicy panowania cesarza Wilhelma II. W 1934 roku wzniesiono nową wieżę. Została
wybudowana przez szczycieńskich strzelców. W czasie budowy jeden z nich runął na ziemię i
zginął. W 2005 roku. Lasy Państwowe wybudowały na Złotej Górze nową wieżę.
Śmierć gajowego
Tutejsze lasy stanowiły „ziemię obiecaną” dla kłusowników, zwalczanych przez
państwo. W niedzielę palmową, 28 marca 1920 roku, w Złotych Górach kłusowali 18 – letni
Hans Nowodworski i 17 – letni Otto Kosiek. Doszło do strzelaniny z zaalarmowanymi
leśniczymi: Giese’m ze Złotej Góry, Adamskim z Majnej Góry, Reimann’em z Zimnej Wody
oraz gajowym Gustavem Napierskim z Wał. Podczas wymiany strzałów zginął gajowy
Napierski a leśniczy Reimann został ranny. Obydwaj kłusownicy zdołali uciec. Jednakże już
2 godziny później zostali aresztowani w Ulesiu. Nie stawiali oporu. Krótko po osadzeniu w
areszcie w Olsztynie Kosiek się powiesił. To jego strzał zabił Napierskiego. Nowodworskiego
skazano na karę śmierci, zamienioną później na dożywocie. Nadleśnictwo Zimna Woda w
miejscu śmierci Napierskiego wystawiło pomnik z napisem w języku niemieckim: „W
wierności obowiązkowi † 28.3.1920 roku Gustav Napierski, państwowy gajowy, przez
kłusowników”.
Rewir łowiecki Kocha
Od 1932 roku leśnictwem Złota Góra kierował leśniczy Kruppke. Miejscowa ludność
bardzo go ceniła, był sympatyczny. Wadą Kruppke’go była jego słabość do alkoholu. Często
urządzał sobie wędrówki do karczm w Ulesiu. Wskutek jednej z nich nabawił się w 1941 roku
ostrego przeziębienia i w jego następstwie zmarł. Od tej pory stanowisko leśniczego w Złotej
Górze pozostało nie obsadzone. W 1942 roku gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch ogłosił
swoim osobistym rewirem łowieckim tereny nadleśnictw Zimna Woda, Napiwoda, Koniuszyn
i Dłużek. Ich nadleśniczowie, Hoene z Koniuszyna, Rahm z Zimnej Wody i Ziegner z Dłużka
(w Napiwodzie od 1939 roku urząd nadleśniczego był nie obsadzony), nie byli z tego faktu
zadowoleni i sprzeciwili się. Konflikt z gauleiterem zakończył się dla nich zwolnieniem.
Wszyscy trzej musieli szukać sobie pracy poza Prusami Wschodnimi. Jako rezydencję
myśliwską Koch wybrał nieobsadzoną leśniczówkę Złota Góra, natomiast w Złotych Górach
wybudowano chatę myśliwską. Częstym gościem w „rewirze łowieckim” Kocha był Hermann
Göring. Wśród miejscowej ludności owe przyjazdy Göringa były i są owiane taką legendą, że
do dnia dzisiejszego jest ona przekonana, że rezydencja w Złotych Górach była właśnie
rezydencją Göringa. Przyjazdy Göringa na polowania do Złotych Gór stały się jednym z
wątków filmu „Król olch” z Johnem Malkovichem w roli głównej. W filmie tym pojawia się
między innymi miejscowość o nazwie Kaltenborn. Od 1893 roku nazywała się tak sąsiednia
Zimna Woda i miejscowe Nadleśnictwo.
Komando „Goldberg”
W 1945 roku cofający się Niemcy zaczęli tworzyć, przy zachowaniu ścisłej tajemnicy,
oddziały zbrojne, które po przejściu Rosjan miały siać dezorganizację na ich tyłach. W lasach
nad Omulwią stworzyli Komando „Goldberg” („Złota Góra”). Jego dowódcą został leśniczy z
Majnej Góry Horst Tabert. Oddział miał podlegać niejakiemu kapitanowi Braese z Nidzicy.
Dla zapewnienia oddziałowi bazy do działań przed nadejściem Rosjan przygotowano kilka
leśnych kryjówek. Schron główny znajdował się około 400 metrów na zachód od leśniczówki
Majna Góra, kolejny był położony około 1300 metrów na północ od leśniczówki Złota Góra.
Uzbrojenie komanda składało się z jednego karabinu maszynowego, 6 karabinów, 6
pistoletów maszynowych, 6 pistoletów, materiałów wybuchowych, granatów ręcznych oraz
amunicji. Arsenał ten wystarczyłby do uzbrojenia 20 – osobowego oddziału partyzanckiego.
Pozostałe wyposażenie też nie było niczego sobie: 2 lornetki, 2 rowery, na każdego członka
komanda przypadał uniform letni i zimowy, ubranie maskujące oraz ubranie cywilne. W celu
zaprowiantowania grupy zakupiono znaczną ilość mięsa od rzeźników Koßmanna z Wał i
Tulowitzkiego z Kota. Dostarczono też sporo suchej kiełbasy, konserw, ziemniaków, chleba,
spirytusu, tytoniu itp. 18 stycznia 1945 roku nastąpiła zbiórka grupy. Dotarło tylko trzech
członków, w tym leśniczy Tabert. Po przejściu Rosjan grupa krążyła po okolicznych lasach.
Pierwszą i w zasadzie jedyną akcję przeprowadziła w kwietniu 1945 roku, gdy na linii
kolejowej Wielbark – Nidzica, w lesie pomiędzy Muszakami a Napiwodą, wysadziła rosyjski
pociąg z zaopatrzeniem. Z torów wypadła lokomotywa i kilka wagonów. Miejsce wysadzenia
dobrano tak, iż naprawa szlaku nie była łatwa. Rosjanom zajęło to trzy dni. Po tej akcji
Komando „Goldberg” się rozpadło.
Sławomir Ambroziak