pełny tekst
Transkrypt
pełny tekst
SĄSIEDZI Grzegorz Sobel Piwo, wino, dieta i zdroje – jak dawniej wrocławianie szukali sposobu na zdrowie Sposobu na życie w zdrowiu poszukujemy w odpowiedniej diecie nie od dziś. Podobnie postępowali mieszkańcy dawnego Wrocławia, przy czym ich pojęcie wpływu diety na zdrowie zasadzało się na przekonaniu, że zdrowy jest ten, kto jada do syta. Sytość była odzwierciedleniem dostatku, pozycji społecznej, zapewniała siłę do pracy i spokój ducha. Komu doskwierał deficyt w sakiewce, ten w najlepszym wypadku jedynie nie dojadał; głodującym zaś przychodzili z pomocą ludzie dobrej woli. Lecz niezależnie od miejsca przebywania i statusu społecznego niemal wszyscy wrocławianie pili dawniej co dzień piwo. Warzony w grodzie nad Odrą od drugiej połowy XVI w. chmielowy trunek zwany Schöps był symbolem miasta i cieszył się renomą w wielu innych miastach niemieckich. Jak ogromne znaczenie miał Schöps w codziennej diecie wrocławian, dowiadujemy się z wydanego we Wrocławiu w 1624 r. dzieła Heinricha Mühlpforta Gründliche und Nützliche Erklärung. Was deß Breßlischen Bieres oder Schöpßes beste Eigenschaften sein. Czytamy w nim, że ów słodki trunek o przyjemnym lekko muszkatołowym aromacie rozweselał, dodawał odwagi i czynił ludzi rozmownymi. Co się zaś tyczy jego zdrowotnych zalet, miał on wspomagać pracę serca i stawiać na nogi – dzięki swej 46 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) gęstości i słodkości – każdego, kto przed wypiciem był głodny, wyczerpany i osłabiony. Przede wszystkim miał być znakomitym panaceum na kamicę nerkową, polecanym zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Jak twierdził Mühlpfort w swym traktacie, umiarkowane i regularne spożycie Schöpsa miało poprawiać barwę cery u kobiet oraz usuwać wszelkie przyczyny bezsenności u każdego, kto na nią cierpiał. Słowem, wrocławski trunek spełniał warunki stawiane doskonałemu piwu przez Johanna Letznera, który pisał w wydanym w Erfurcie dziele Dasselische und Einböckische Chronica (1596): Dobre piwo musi pokrzepiać i orzeźwiać […] wzmacniać pracę umysłu, polepszać samopoczucie […], a dla chorego być zdrowym i pożywnym napojem. Mühlpfort jednak przestrzegał nie tylko wrocławian, że nadmierne spożycie Schöpsa może prowadzić do otyłości. O jego wszechstronnych zdrowotnych zaletach pisano dużo wcześniej. Wrocławski Schöps uchodził zresztą w drugiej połowie XVI w. za jedno z najlepszych (najzdrowszych) piw niemieckich. Znalazł on pełne uznanie w dziele Johannesa Sprembergera Ein kurtzer vnd gründlicher bericht, rath vnd hülff, wider die Pestilentischen Kranckheit (1555), który pisał: ze wszystkich znanych wymienić muszę najzacniejsze we Wrocławiu i na całym Śląsku piwo Schöps; pośród wielu innych piw pszenicznych tylko ono nosi koronę, podobne jest bowiem do wina, podnosi naszą naturalną ciepłotę ciała, poprawia trawienie i wzmacnia siły; jest tak pożywne, że zastępuje jedzenie i picie; jest najlepsze dla ciała i poprawia samopoczucie. O Schöpsie pisali też Mathias Juncker w Keiserlichen und weitberümbten Stadt Breßlaw (1585) oraz Mattäus Merian w Topographia Bohemiae, Moravieae et Silesiae (1650). Ten drugi na podstawie własnego doświadczenia stwierdzał, że piwo to szybko syciło. Dużo miejsca wrocławskiemu Schöpsowi poświęcił również Anton Pluntzkau w wydanym we Wrocławiu w 1599 r. dziele Pochwała znakomitego i słynnego trunku z cesarskiego miasta Wrocławia na Śląsku szepcem zwanego (tł. W. Grzelak, Wrocław liryczny, Wrocław 1997), w którym czytamy, że z szepcem, kto chory, będzie zdrów. W dalszej części swojego rymowanego utworu Pluntzkau pisał jeszcze, że Schöps pobudzał w ludziach śmiech, a gdzie tylko go pijano, wnet rozbrzmiewał śpiew. Kto Schöpsa pijał, był skromnym i przyjaznym, bez trosk i przywar, nadto napój ten krzepkości członków sprzyjał. I pisał dalej: Gdyś chory i nie możesz jeść, przecież pamiętaj, że jest szepc. […]. Bacz, byś się zbytnio nie upił, szepc bowiem w miarę pić przystoi. Posłuży wtenczas żołądkowi i nada tobie wygląd zdrowy. Natomiast lipski poeta Tobias Cober sławił Schöpsa w 1593 r., pisząc: Nikt nie jest w stanie wyrazić jego smaku, bowiem został nam podarowany przez niebiosa. Niski poziom medycyny, brak wiedzy ogólnej i mylne wyobrażenia powodowały, że w sytuacjach kryzysowych dawali się wrocławianie... nabić w butelkę. Dziewiętnastowieczna medycyna nie znajdowała jeszcze skutecznych środków na walkę z wieloma chorobami. Epidemie grypy, duru brzusznego, szkarlatyny, cholery, ospy, gruźlicy co kilka lat zbierały swoje żniwo we Wrocławiu. Dostęp do medyków i medykamentów nie był tak oczywisty jak dziś, a leczenie opierało się w tym czasie głównie na ziołolecznictwie i diecie. W latach 30. i 40. XIX w. prowadzący winiarnię na Rynku Georg Philippi robił kokosowe interesy na sprzedaży czerwonego wina bordeaux w czasie szalejących epidemii cholery. Wierzono bowiem powszechnie, że ów szlachetny francuski trunek jest skutecznym panaceum w walce z cholerą, tym bardziej że wielu medyków polecało go jako środek wzmacniający. A wszystko przez przypadek. Gdy w 1831 r. wybuchła w mieście kolejna epidemia cholery, Philippi miał w swoich piwnicach największe w całym Wrocławiu zapasy czerwonego bordeaux. Mógł zrealizować każde zamówienie nie tylko w mieście, a tych nie brakowało. Choć trudno przeceniać znaczenie wina bordeaux jako środka leczniczego, to wielu wrocławian uważało bezzasadnie, że uniknęli ciężkiej choroby właśnie dzięki regularnemu spożywaniu francuskiego trunku. Ale tylko zrządzenie losu pozwoliło Philippiemu ugruntować swoją pozycję pośród innych winiarzy w mieście. Brak higieny i brak czystej wody sprzyjały wybuchom kolejnych epidemii cholery. Kto nie polegał na czerwonym winie bordeaux od Philippiego lub też nie wszedł w posiadanie legendarnego i rozsławionego, złożonego ze 130 składników likieru ziołowego (pierwotnie eliksiru na długowieczność) braci kartuzów z klasztoru założonego w 1084 r. na masywie górskim Chartreuse w Alpach Francuskich pomiędzy Grenoble a Chamébry, który w 1832 r. miał ocalić tysiące ludzi nad Sekwaną podczas epidemii cholery, ten robił nalewki i różne mikstury wedle sprawdzonych receptur. Jedną z nich przygotowywano następująco: palono na bardzo ciemny kolor dużą porcję ziarna pszenicy i dużą porcję kawy, a następnie oba ziarna mielono drobno w młynku. Dwie filiżanki uzyskanego proszku zalewano dwiema trzecimi kwarty spirytusu, miksturę mieszano i destylowano wolno na piecu. W międzyczasie przygotowywano drugą miksturę z białej, oczyszczonej kamfory za 4 srebrne grosze zmieszanej aż do całkowitego rozpuszczenia z jedną trzecią kwarty spirytusu. Gdy pierwsza mikstura była już przedestylowana, mieszano obie, przy czym należało zapobiec przedostaniu się osadu z destylatu kawowego. Dawka lecznicza nalewki zaczynała się od 18 kropel dla dzieci, a kończyła na 30 dla dorosłych. Podobnie domowymi sposobami walczono z durem brzusznym (zwanym dawniej tyfusem brzusznym), ogólnoustrojową chorobą wywoływaną przez bakterie z grupy salmonelli. Źródło zakażenia stanowiła najczęściej brudna, zanieczyszczona woda, czasem były to nawet nieumyte owoce. Na chorobę wskazywały zwykle gorączka, krańcowe wyczerpanie, silne bóle brzucha i różowa wysypka 47 Okolice Szklarskiej Poręby na przedwojennej pocztówce, zbiory Piotra Sroki na skórze w okolicach klatki piersiowej i brzucha. Wedle powszechnych zaleceń medycznych z połowy XIX w., należało przede wszystkim odizolować chorego w jednym pomieszczeniu od pozostałych członków rodziny zamieszkującej wspólne gospodarstwo, a kontakt z cierpiącym ograniczyć do jednej osoby, która też powinna odizolować się od reszty. Pomieszczenie, w którym przebywał chory, należało regularnie wietrzyć, tak by utrzymać w miarę niską temperaturę powietrza. Podstawą leczenia była dieta. Chory miał spożywać dużo zimnych płynów: czystą wodę ze studni, wodę z octem, chleb gotowany na wodzie, lemoniadę, lekkie piwo. Początkowo zalecano nie podawać niczego do jedzenia, z kolei w miarę poprawy pożywienie miało być lekkie, w żadnym wypadku nie krzepiące czy rozgrzewające. Jak wielkie znaczenie lecznicze przypisywano od wieków prawidłowo skomponowanym i przygotowanym pokarmom, czytamy w dziele Bartolomeo Scappi Opera dell’arte del cucinare, jednej z pierwszych książek kucharskich w dziejach drukarstwa, wydanej po raz pierwszy w 1570 r. w Wenecji. Część szóstą dzieła poświęcił Scappi kuchni dla chorych i rekonwalescentów, wyrażając przy tym swoje 48 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) najgłębsze przekonanie, że dobrze dobrana dieta ma decydujące znaczenie w trakcie leczenia. Jako najzdrowszą i najwartościowszą dla chorych polecał cielęcinę i jagnięcinę. Scappi – kucharz pochodzący z Lombardii – był jednym z największych mistrzów sztuki gotowania doby renesansu. W wieku 30 lat stanął na czele kuchni watykańskiej, by gotować papieżowi Pawłowi III. Do śmierci w 1576 r. był osobistym kucharzem kolejnych papieży: Juliusza III, Marcelina III, Pawła IV, Piusa IV, Piusa V oraz Grzegorza XIII. Jak pisze w książce, kierując kuchnią kardynała Grimaniego w Wenecji, przygotował wielką ucztę dla cesarza Karola V Habsburga w kwietniu 1536 r. Podczas tej jednej z największych w historii biesiad podano 12 dań, na które złożyło się łącznie 148 potraw. Scappi zrewolucjonizował kuchnię, wprowadzając wiele nowych sprzętów kuchennych, zwłaszcza zaś stosując nowe techniki przygotowywania potraw. Interesował się kuchnią Hiszpanii, Francji, Niemiec oraz kuchnią Bliskiego Wschodu. Wykorzystywał produkty żywnościowe i przyprawy z Ameryki Południowej. W dziewiętnastym stuleciu w księgarniach wrocławskich pojawiało się coraz więcej książek kucharskich, niemal każdego roku przybywało kilka nowych tytułów. Ogromną popularnością cieszyły się dzieła francuskich mistrzów sztuki kulinarnej. Często był w nich podejmowany temat zdrowego żywienia, przy czym stosowanie zdrowej diety łączono niemal wyłącznie z ludźmi chorymi. Kuchnie dla chorych pełniły tym samym rolę poradników leczenia. Jednak wiele schorzeń i dolegliwości wymagało dłuższej kuracji i specjalistycznych zabiegów. By im zaradzić, wrocławianie udawali się do zdrojów. Często wybierali Lądek-Zdrój, Duszniki-Zdrój, Polanicę-Zdrój, Kudowę-Zdrój, a także Karlowe Wary (Karlsbad). Czeski zdrój upodobali sobie zwłaszcza wrocławscy artyści, przedstawiciele świata nauki oraz notable wszelkiej maści. W jednej winiarni obok parku zdrojowego gościło w drugiej połowie XIX w. tak wielu wrocławian, że gospodarz postanowił wydzielić dla nich jeden duży stół, zwany powszechnie stołem wrocławskim, nad którym zawiesił panoramę stolicy Śląska. Najpopularniejszym kurortem wśród wrocławian były jednak Cieplice-Zdrój. Nie zagłębiając się w zalety lecznicze wód zdrojowych, warto poświęcić więcej uwagi diecie, jaką polecano kuracjuszom podczas wielotygodniowego pobytu w zdroju. Z licznie wydawanych w XIX w. poradników i przewodników dla kuracjuszy udających się do Cieplic-Zdroju dowiadujemy się, że podstawą każdej zdrowej diety były regularność posiłków i umiar w jedzeniu. Przejedzenie miało szkodzić prawidłowemu trawieniu, a spokój żołądka był pierwszym warunkiem powodzenia kuracji, jak i sensu stosowania diety. W wydanym w 1850 r. we Wrocławiu przewodniku dla kuracjuszy Balthasar Preiss przekonywał zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy medycznej, że nieumiarkowanie w jedzeniu prowadzi do niewskazanej podczas kuracji obfitości substancji odżywczych we krwi, a przez to do przepełnienia i nadaktywności naczyń krwionośnych, które prowadzić mogą do nie dających się opanować zatorów w krążeniu krwi. Regularność posiłków o określonej objętości była zbawienna dla pracy żołądka, a tym samym dla leczenia i zdrowia. Możemy jedynie domniemywać, jak wielu ludzi we Wrocławiu z powodu nieprawidłowej diety cierpiało wówczas na różne problemy trawienno-wydalnicze, nad którymi z reguły nie potrafi li zapanować z powodu braku konsekwencji. Już w pierwszej połowie XIX w. dietetycy, a zwłaszcza tzw. lekarze zdrojowi polecali więc jeść 5 posiłków dziennie: śniadanie między 8.00 a 9.00 po pierwszych porannych zabiegach, obiad między 13.30 a 14.30, kolację zaś między 19.00 a 20.00 wieczorem; dodatkowo kuracjusze powinni jeszcze posilać się drobną przekąską nie później niż o godzinie 11.00 oraz w porze podwieczorku między 16.00 a 17.00. Dietę należało wspomagać aktywnością ruchową. Zalecano zatem częste spacery na świeżym powietrzu. Lecz jeśli pogoda nie dopisywała, mile widziana była rekreacja choćby w postaci kilku partii kręgli lub bilardu. Przestrzegano jednak przed nadmiernym oddawaniem się rozkoszom cielesnym podczas kuracji, uznając, że mogą one zaszkodzić w leczeniu. W poradniku dla kuracjuszy z 1883 r. czytamy, że nieregularna dieta, posiłki spożywane w niestosownej objętości prowadzą do niedyspozycji żołądkowych, co wpływa niekorzystnie na zamierzone postępy kuracji. Dlatego poszczególne posiłki nie powinny być zbyt duże, a drugie śniadanie i podwieczorek nadto bogate w substancje odżywcze. Wrocławianie, jak wszyscy Ślązacy, zwykli jadać obiad w południe, między godziną 12.00 a 13.00. W drugiej połowie XIX w. dietetycy przyznawali jednak, że możliwe jest przeniesienie ciepłego posiłku na godzinę 17.00 po południu, a w porze tradycyjnego obiadu spożywanie na francuską manierę ciepłego śniadania, zwanego też w gastronomii dużym śniadaniem (déjeuner dînatoire). Lecz wówczas zalecano zredukowanie liczby posiłków do czterech w ciągu dnia i jedzenie lekkiej kolacji nie później niż o godzinie 20.00. Dieta musiała składać się z pokarmów prostych i lekkostrawnych. Należało unikać dań drażniących żołądek i pobudzających organizm. Poradniki dla kuracjuszy – a pamiętać musimy, że dobrze rozwinięta gastronomia w Cieplicach-Zdroju pozwalała im już w połowie XIX w. żywić się samodzielnie zgodnie z zaleceniami dietetyków – podkreślały konieczność stosowania diety zmiennej, urozmaiconej, a więc unikania jedzenia tylko tego, do czego nawykły podniebienia, nawet jeśli strawa była dobrze dobrana i prawidłowo przygotowana. I tak do najzdrowszych i najwartościowszych produktów żywnościowych towarzyszących kuracjom zaliczano cielęcinę i jagnięcinę. Jako zdrowe są wymieniane 49 także młode kurczaki i gołębie. Podkreślano, że mięsa młode jako mało włókniste są lekkostrawne, ale obfite w białka, więc mają wysokie walory odżywcze. Polecano także młodą dziczyznę, jak jeleninę, sarninę czy zające, a także młode dzikie ptactwo: bażanty, kuropatwy i jarząbki. Ale już mięso z młodych kaczek uważane było za stojące na granicy lekkostrawności. Nie polecano – jako ciężkostrawnych – wieprzowiny i tuczonych gęsi. Mięsa tłuste były uważane za wysoce odżywcze, a więc niewskazane podczas kuracji, ponieważ dobrze zbilansowana dieta nie mogła prowadzić do wzrostu wagi u chorych i rekonwalescentów. Należało też unikać mięs wędzonych, zimnych pieczeni pod każdą postacią, jakże popularnych w kuchni dziewiętnastowiecznej pasztetów czy potraw jednogarnkowych na ciężkich sosach. W jednym z poradników z drugiej połowy XIX w. czytamy, że ryby są powszechnie niesłusznie uznawane za lekkostrawne. Niemniej kilka gatunków ryb polecano szczególnie podczas kuracji, odradzając jednakże spożywania sztuk starych i przerośniętych. Do ryb najcenniejszych zaliczano pstrągi, z zaraz po nich szczupaki i okonie. Dorosłe, ale nie przerośnięte sztuki, dietetycy cenili za delikatne, smaczne i w miarę lekkostrawne mięso. Z kolei mięso łososi i karpi uważano za znacznie tłustsze, a co za tym idzie – sprawiające więcej kłopotu żołądkom. Ścisłym zakazem dla kuracjuszy były objęte jako ciężkostrawne m.in. węgorze i liny, a więc ryby dość tłuste. Podobnie nie zalecano spożywania mięsa z raków, gdyż było zbyt twarde dla lekkiej diety, a ponadto uznawane za „kleiste”, utrudniające prawidłowe trawienie. Kurze jaja polecano jedynie gotowane na miękko. Podczas kuracji nie jedzono jajecznicy i jaj gotowanych na twardo, które uznawano za duże obciążenie dla pracy żołądka. Natomiast mleko według dietetyków było niemalże eliksirem zdrowia. Lekkostrawne i łagodne dla organów trawiennych – czytamy w poradach na temat zdrowego żywienia z drugiej połowy XIX w. – miało wpływać pozytywnie na gęstość krwi, uspokajać nerwy, zwłaszcza zaś działać krzepiąco i orzeźwiająco na organizm, w żadnym zaś wypadku pobudzająco. Z tejże przyczyny przestrzegano kuracjuszy przed piciem kawy. Jednakże głęboko już zakorzeniony wśród 50 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) wrocławian zwyczaj picia kawy powodował, że dietetycy łamali się pod ciężarem utrwalonego nawyku picia porannej lub popołudniowej kawy i zalecali najczęściej wstrzemięźliwość w jej spożyciu. Emanuel Friedrich Hausleutner w poradniku dla kuracjuszy udających się do Cieplic-Zdroju wydanym w 1836 r. pisał na temat kawy, herbaty i czekolady, że spożycie każdego z tych napojów jest dozwolone zgodnie z wcześniejszymi przyzwyczajeniami. Dozwolone podczas kuracji było także picie piwa, zalecano jednakże piwa lekkie i dobrze chmielone, o niewysokiej zawartości cukru. Do zakazanych należały zaś piwa ciemne i słodkie, młode i kwaśne, nadto wszelkie gatunki piw pszenicznych. Nie czyniono zakazów co do win, zalecano jednakże umiar w spożyciu trunków Bachusa i sięganie po wina lekkie i dojrzałe. Wina młode i kwaśnie oraz wina ciężkie, ponadto wytrawne uważano za niekorzystne dla prawidłowej pracy żołądka. Hausleutner polecał wina reńskie, węgierskie, a z win francuskich Haut-Sautern, Haut-Barsac, Chateaux Margreaux, St. Julien oraz Lafitte. Ważnym elementem zdrowej diety wedle dziewiętnastowiecznego stanu wiedzy były także owoce i warzywa. Czyniono jednakże rozróżnienie na… ciężkostrawne i lekkostrawne. Do tych pierwszych zaliczano m.in. groch, fasolę, soczewicę, chrzan oraz grzyby, w tym pieczarki, które w dziewiętnastowiecznej kuchni były bardzo popularne. Niewskazane podczas kuracji były też ziemniaki o dużej zawartości skrobi. Polecano unikać warzyw liściastych, jak sałata, brukselka i kapusta, lecz przyznawano powszechnie, że liść sałaty do dobrej pieczeni nikomu przecież nie zaszkodzi. Do warzyw lekkostrawnych i szczególnie zdrowych zaliczano szparagi, kalafior, brokuły oraz marchew, zwłaszcza młodą. Polecano także szpinak oraz szczaw w umiarze. Spośród świeżych owoców do grupy zakazanych przez lekarzy zdrojowych należały wiśnie, czereśnie, truskawki oraz owoce kwaśne i niedojrzałe. Na czarnej liście zakazanych produktów żywnościowych znajdował się także melon, gdyż przypisywano mu działanie mdlące. Polecano z kolei spożywanie owoców z lekko słodkich zalew i kompotów, zwłaszcza jako uzupełnienie obiadów.